Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

Negatywne efekty palenia marihuany są żadne w porównaniu z alkoholem

Negatywne efekty palenia marihuany są żadne w porównaniu z alkoholem


Słynny raport Narodowej Organizacji Zdrowia, opublikowany w lutym 2011, stwierdza że przyczyną 4% wszystkich zgonów na świecie jest nadużywanie alkoholu, którego żniwo jest większe niż AIDS, nieodpowiedzialnego stosowania broni palnej, czy wypadków samochodowych. Marihuana zdaje się przy tym fraszką, gdyż eksperci nie znaleźli dotąd żadnego przykładu śmiertelnego stosowania używki, której dawka krytyczna wynosi wg najnowszych badań pół tony.




Największym obrońcą alkoholu pozostaje amerykański National Institute on Drug Abuse (NIDA), który sponsoruje 85% wszystkich badań naukowych na świecie nad substancjami objętymi prohibicją i konsekwentnie odmawia przeprowadzenia jakichkolwiek badań, które mogłyby udzielić odpowiedzi na pytania dotyczące medycznego potencjału marihuany.


Oficjalna „odpowiedź” agencji brzmi: Twierdzenie, że marihuana jest mniej toksyczna niż alkohol nie może zostać podtrzymane, gdyż każda z tych substancji posiada swój własny, unikalny potencjał ryzyka i konsekwencji dla danej jednostki.


To stanowisko – raczej mało bezstronne – zostaje jednak coraz częściej podważane przez wyniki badań naukowców po obu stronach oceanu, z których możemy zacytować przykładowo te opublikowane przez prestiżowy Journal of Psychopharmacology, gdzie czytamy, iż: Bezpośrednie porównanie alkoholu i konopi wykazało, że alkohol był ponad dwukrotnie bardziej szkodliwy od konopi dla indywidualnych użytkowników i pięć razy bardziej szkodliwy dla innych (społeczeństwa).


To nie przekonuje jednak wielu zwykłych zjadaczy chleba, jak też polityków. 

Na naszym własnym podwórku lekarz i poseł Bolesław Plecha z PiS stwierdził kilka miesięcy temu w dyskusji z Kazimierą Szczuką, że: Marihuana może uzależniać i doprowadzić do wyniszczenia organizmu i śmierci. Wtórują mu zaś koledzy ze wszystkich partii politycznych – w każdej z nich dominują bowiem narkofobowie, dla których wyniki badań naukowych znaczą tyle, co opinia menela spod sklepu monopolowego.


Polityka mało ma jednak wspólnego ze słuchaniem innych, czy będą to eksperci, czy też wyborcy. Polityka to sztuka kontrolowania otoczenia – jak mówił Hunter S. Thompson – którego aktywność szczególnie na polskiej arenie jest postrzegane jako zagrożenie dla sprawowanej władzy. Koniec końców problem palenia marihuany nie ma nic wspólnego z medycyną, ani ekonomią. Dla polityków jest to problem obyczajowo-społeczny nieusankcjonowany religijnie, którego nie mogą kontrolować, więc zamiast tego nakładają na niego kajdany.


A dodać należy, że jedyne, co politykom pozostało, to pieprzenie dyrdymałów na antenie, gdyż fakty liczone w złotówkach, euro czy dolarach są dla prohibicjonistów bezlitosne. Szkody wyrządzane przez najpopularniejsze używki zostały zbadane przez kanadyjski periodyk British Columbia Mental Health and Addictions Journal w 2009, w którym czytamy: W przeliczeniu na pojedynczego użytkownika roczne koszty leczenia negatywnych efektów palenia tytoniu to $800, negatywnych efektów picia alkoholu $165, a palenia konopi $20.


Jeśli obalimy jednak nawet te argumenty, wtedy nagle odzywa się polityczna Godzilla wypluwająca kolejny potok bzdur na użytek publiczny, które mają podtrzymać społeczną fobię przed używką.

 Dzisiejsza marihuana to nie ta sama marihuana, którą palono kiedyś! Nowa jest zmodyfikowana genetycznie, a dilerzy pryskają ją do tego muchozelem, Domestosem i benzyną. Efektem jej palenia są psychoza, stany lękowe i schizofrenia.


Te argumenty są oczywiście absurdalne i powtarzają się we wszystkich wypowiedziach „ekspertów” rządowych w Unii Europejskiej – to samo usłyszycie w Wielkiej Brytanii, w Szwajacarii i we Włoszech – ale w żaden sposób nie odzwierciedlają one faktów. Współczesna marihuana jest efektem hybrydyzacji, a nie modyfikacji genetycznej, tak samo jak gruszki, pomidory i fasolka, przed którymi nikt specjalnie nie bije na alarm.


Komercyjni breederzy szukają najsilniejszych, najbardziej odpornych roślin i następnie krzyżują je ze sobą… tak jak ludzie robili to już 5 tys. lat temu. Dla zawartości THC istnieje jednak pewna naturalna granica, która wynosi około 25%, a więcej da się jedynie osiągnąć przez ekstrakcję. Ale problem polega na tym, że na czarnym rynku nie da się w żaden sposób ustalić zawartości THC w danym produkcie, a dilerzy nie mają żadnego przymusu oferowania palaczom najmocniejszych odmian. Ba, mają to głęboko w dupie, bo klient kupi to co jest.


W praktyce, przeciętna zawartość THC w marihuanie oferowanej na europejskim czarnym rynku nie przekracza 8-10%, a ci, którzy mają dostęp do renomowanych produktów osiągających 15-20% mogą uważać się za szczęściarzy. W Polsce zioło tak wysokiej jakości pali prawdopodobnie 5 osób na 100, z których 2 hodują konopie na własny użytek w szafie lub w pobliskim lesie. Innymi słowy, do naprawdę mocnego towaru mają dostęp nieliczni i nie różni się on genetycznie niczym od marihuany sprzed 50 czy 100 lat, bo w przyrodzie są trzy gatunki (genotypy) konopi, których wzajemne krzyżówki składają się na wszystkie współczesne odmiany, łącznie z konopią przemysłową!


Jeśli chodzi zaś o pryskanie marihuany przez hodowców rzucających ją na rynek, nikt nie używa produktów do czyszczenia kibli, bo nikt takiej marihuany nie kupi! Szczyty będące w sprzedaży mogą za to zawierać śladowe ilości pestycydów, których używa się do walki z grzybami i owadami pasożytującymi na konopiach. Te są w zasadzie nieuniknione w dużych hodowlach, w które zainwestowano wcześniej sporo gotówki. Prawdziwi profesjonaliści nigdy nie będą jednak używać chemikaliów w późnym okresie kwitnienia, myjąc do tego świeżo ścięte konopie.

Ale jeśli tego nie robią, rozwiązanie problemu jest jedno: LEGALIZACJA! Na legalnym rynku każdy szczyt i każda roślina może zostać sprawdzona i przetestowana na obecność metali ciężkich czy niebezpiecznych dla zdrowia chemikaliów. Nie dość tego, można będzie sprawdzić zawartość THC, CBD, CBC, CBN i setek innych kanabinoli, a do tego promować odpowiedzialne ogrodnictwo organiczne, które jest szczególnie ważne, jeśli marihuanę hodujemy na potrzeby chorych! W innnym wypadku politycy rujnują zdrowie społeczeństwa i wspierają zorganizowane gangi, które głęboko w dupie mają kontrolę jakości!


To kieruje nas zaś ponownie w stronę walki pomiędzy kulturą alkoholową, tak bezrefleksyjnie wspieraną przez niemal wszystkich polskich polityków, a kulturą marihuanową, która jest wyrazem stylu życia dzisiejszych trzydziestolatków, dwudziestolatków i nastolatków. Jeśli nie da się w żaden sposób udowodnić szkodliwości palenia marihuany, mamy za to aż nadto dowodów na szkodliwość picia alkoholu (około 20% populacji wszystkich większych miast w Polsce to alkoholicy), dlaczego nie zrewidować polityki w zgodzie z Konstytucją RP, która teoretycznie daje każdemu obywatelowi możliwość wybrania takiej używki, jaka mu pasuje i nie wprowadzić doradczej tabeli szkodliwości zdrowotnej i społecznej dla wszystkich używek bez wyjątku?


Conradino Beb

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…