Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

Eksperymenty, które ujawniły mroczną stronę ludzkiej natury

Eksperymenty, które ujawniły mroczną stronę ludzkiej natury

Człowiek to skomplikowana istota, której natura często tłumiona jest przez narzucone mu wzorce zachowań i kulturowe standardy. Sprawni psycholodzy potrafią jednak udowodnić, że w ludzkiej istocie drzemie bardzo mroczna, podatna na manipulację, a często i wyjątkowo okrutna natura.



Ślepe posłuszeństwo autorytetom

Władza uzbrojona w narzędzia propagandy potrafi zamienić obywateli w trybiki śmiercionośnej maszyny. Co powoduje, że człowiek z taka łatwością daje się zmanipulować i bez mrugnięcia okiem skłonny jest wykonać najbardziej nawet nieludzki rozkaz wydany mu przez przełożonego? W 1963 roku psycholog Stanley Milgram przeprowadził ciekawy eksperyment, którego wyniki okazały się szokujące. Ochotnicy, którzy zgłosili się do wzięcia udziału w tym badaniu, zostali poinformowani, że przyjdzie im wcielić się w role „nauczycieli”, podczas gdy druga osoba obecna w pomieszczeniu to "uczeń" (w rzeczywistości był to asystent psychologa). 

Badany, odczytując serie wyrazów, a następnie prosząc "ucznia" o ich powtórzenie, miał za zadanie sprawdzić jego zdolność do zapamiętywania słownych sentencji. Miał też go karać za każdy błąd. Karą było serwowanie ofierze elektrycznego wstrząsu. Za każdym razem zwiększano siłę z jaką "uczeń" był rażony. Oczywiście, badany nie zdawał sobie sprawy z tego, ze wijąca się i wrzeszcząca osoba jedynie odgrywa swą rolę. Nad eksperymentem czuwał naukowiec, który sprawdzał czy "nauczyciel" wywiązuje się z powierzonego mu zadania.

Mimo pełnych bólu krzyków ofiary, błagań o przerwania eksperymentu i informacjom o chorobie serca, na którą rzekomo miał cierpieć "uczeń", nikt nie wycofał się z badań, a aż 80% "nauczycieli" zaserwowało ofiarom najsilniejsze dawki wstrząsów. Najciekawsze jest jednak to, że badani wcale nie wykazywali psychopatycznych skłonności, a pastwienie się nad "uczniem" sprawiało im wyraźną przykrość. Żaden z nich jednak nie chciał przeciwstawić się woli eksperymentatora, mimo że nie istniał nawet jeden racjonalny powód, dla którego to przełożony nie mógł osobiście karać "uczniów" zamiast wyręczać się "nauczycielem" (który, jak by nie patrzeć, wykonywał tu najbrudniejsza robotę).

Zaprogramowana wrogość

O tym jak łatwo można doprowadzić do konfliktu między dwoma grupami ludzi świadczy zaskakujący wynik eksperymentu w Robbers Cave. W 1954 roku psycholog Carolyn Wood Sherif zorganizowała biwak dla 24 skautów. Grupa podzielona została na dwa obozy, a badacze zadbali o to, aby obie ekipy nie miały ze sobą kontaktu. Kolejną fazą badania było budowanie społecznych relacji wewnątrz obu "wspólnot". W ten sposób chłopcy zintegrowali się i mieli poczucie przynależności do grupy. Jedna banda przyjęła nazwę "Orły", druga ochrzciła się mianem "Grzechotników" - skauci stworzyli też swoje odznaczenia i proporce.

Po tym okresie umacniania grupowych więzi nadszedł czas na spotkanie obu skautowych ekip. Początkowo przygotowano dla chłopców sportowe konkursy, do których po czasie dodano elementy mające na celu zwiększenie motywacji, ale także i frustracji uczestników eksperymentu. Były to nagrody dla zwycięzców, np. medale czy gadżety (jednym z trofeów był elegancki, harcerski scyzoryk). Faktycznie - skauci położyli większy nacisk na treningi i opracowanie taktyk, które ułatwiłyby im zwycięstwo, ale jednocześnie między grupami zaczęło dochodzić do zgrzytów. Chłopcy zaczęli się wyzywać, grozić sobie. W pewnym momencie badani odmówili jedzenia we wspólnej stołówce. Dochodziło do kradzieży i palenia proporców grupy przeciwnej.

Zanim kłótnie zamieniły się w brutalne rękoczyny, badacze wprowadzili kolejny etap eksperymentu - umocnienie więzi między zwaśnionymi bandami. Początkowo próbowano gromadzić skautów pod pretekstem wspólnego oglądania filmu. Niestety, nie zmieniło to relacji między chłopcami. Trzeba więc było zastosować nieco skrajniejsze metody wymagające współpracy wszystkich obozowiczów. Wychowawcy powiedzieli im, że z obozu ukradziono zapasy wody. Wówczas skauci zjednoczyli się i wspólnymi siłami wszczęli poszukiwania nowego źródła. Zorganizowana akcja zakończyła się sukcesem i zwaśnione dotąd grupy wspólnie cieszyły się z jej powodzenia.

Uległość wobec stada

Będąc w grupie, lepiej się nie wychylać ze swoim zdaniem, nawet kiedy wiemy, że wszyscy są w błędzie. W połowie lat 50. psycholog Solomon Asch przeprowadził eksperyment mający na celu przyjrzenie się zachowaniom konformistycznym. Zebrano więc grupę "aktorów", między którymi umieszczono, nieświadomą udziału w psychologicznym eksperymencie, osobę badaną. Wszyscy zebrani mieli określić, która z linii znajdujących się po prawej stronie planszy jest najbardziej zbliżona długością do pojedynczej linii po lewej stronie.

Podczas pierwszych prób z podobnymi rysunkami (linie ułożone były w innej kolejności), wszyscy udzielali prawidłowych odpowiedzi, jednak ciekawie zaczęło się dopiero robić podczas trzeciego podejścia. Mimo że oczywistą odpowiedzą było "C", "aktorzy" celowo wskazywali na odpowiedź "A", aby sprawdzić reakcję badanego. W 2/3 przypadków badani podporządkowywali się grupie i również podawali błędną odpowiedź.

Psycholodzy uważają, że takie konformistyczne zachowania wynikają z podświadomego strachu - buntując się przeciw zdaniu grupy, możemy być z niej wykluczeni.

Pomoc bliźniemu a pośpiech

W biblijnej przypowieści kapłan i lewita odmawiają ratunku rannemu człowiekowi, natomiast rękę do potrzebującego wyciąga skromny Samarytanin. Co decyduje o naszej chęci pomocy osobie, która leży nieprzytomna na ulicy? Czy zatrzymamy się, czy ominiemy ją tłumacząc sobie, że to na pewno jakiś pijany, zarzygany menel, który sam dojdzie do siebie jak nieco wytrzeźwieje? Paradoksalnie, wyniki eksperymentu z 1978 roku wskazują na to, że głównym czynnikiem decydującym o naszej chęci do interwencji jest... czas.

Grupa studentów nauk religijnych stawiła się w pewnym budynku, pod pretekstem wysłuchania wykładu na temat wiary. Następnie kazano im przejść do drugiego budynku, gdzie miała się odbyć dalsza część nauki. Po drodze studenci natykali się na nieprzytomną osobę leżącą na ziemi. Badacze chcieli sprawdzić ilu ze studentów zechce zainteresować się poszkodowanym nieznajomym. Wynik zaskoczył samych badaczy - okazało się, że studenci, którym kazano szybko przenieść się do drugiego budynku znacznie rzadziej wyrażali chęć do pomocy bliźniemu niż ci, którzy nie musieli się spieszyć. Co ciekawe - przekonania religijne zdają się odchodzić na drugi plan, gdy w grę wchodzi pośpiech - tak samo reagowały osoby, które miały dać wykład na temat przypowieści o Dobrym Samarytaninie, jak i ich niewierzący, bądź mniej uduchowieni, rówieśnicy.

Podsumowując - nie czujesz się czasem jak łatwa do kontrolowania owca?

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…