Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

Historia nawiedzonego, francuskiego miasteczka

Historia nawiedzonego, francuskiego miasteczka

Był rok 1951 kiedy w położonej na południu Francji wiosce pojawiły się demony. Przerażeni wieśniacy nie wiedzieli co się dzieje. Zbiorowe halucynacje i ataki szału zawładnęły większością mieszkańców Pont-Saint-Esprit. Dopiero po latach okazało się, że prawdziwa siła nieczysta ukryła się w chlebie i to dzięki niemu opętała bogobojnych obywateli wsi.



Dosłownie w ciągu jednej chwili wieś odwiedzona została przez przerażające ogniste demony i tajemnicze siły, które zmuszały ludzi do niebezpiecznych, autodestrukcyjnych zachowań.

Ci, którzy pamiętają dramatyczne wydarzenia z 16 kwietnia 1951 roku przywołują przykłady mrożących krew w żyłach „nawiedzeń”.
Na przykład pewien mężczyzna usiłował utopić się wrzeszcząc, że jego ciało jest pożerane przez masę wijących się węży.

Inni wykazywali jeszcze bardziej samobójcze odruchy. Odnotowano przypadek człowieka, który wrzeszcząc „Jam jest samolotem!” wyskoczył z drugiego piętra budynku i gruchnął o ziemię z takim impetem, że złamał sobie obie nogi. Niewzruszony tym faktem, wstał i przebiegł jeszcze ok. 50 metrów zanim sfatygowane kończyny odmówiły mu posłuszeństwa.

Atak „demonów” nie oszczędził też dzieci. I tak na przykład, pewien jedenastolatek zapałał nienawiścią do własnej babci, rzucił się na nią celem uduszenia starowinki. Bywały też nieco bardziej absurdalne halucynacje. Udokumentowano przypadek mężczyzny, który z przerażeniem odkrył, że oto jego serce wydostało się z klatki piersiowej, przedostało się do stopy i uciekło nogawką. Zatrwożony tym widokiem, biedak czym prędzej udał się do lekarza i błagał go aby ten pomógł mu wstawić organ z powrotem na swoje miejsce.

Mieszkańcy, którzy halucynacji nie doświadczyli czym prędzej zorganizowali się i ruszyli na ratunek swym obłąkanym sąsiadom. Setki osób musiały zostać, dla własnego dobra, przywiązanych do szpitalnych łóżek. Świadkowie mówią o wijących się ofiarach, które wrzeszczały, że z ich ciał wyrastają kwiatki, podczas gdy inni zaręczali, że ich głowy zamieniły się w topniejący ołów.

Najtrudniejszych do opanowania pacjentów trzeba było umieścić w izolatkach. Nie wszystkich udało się uratować. Wiele osób zostało stratowanych, ciężko rannych w wyniku niekontrolowanych zachowań lub ataków innych oszalałych mieszkańców. W rezultacie z życiem pożegnało się siedem osób.

Kiedy sytuację opanowano, wszczęto poszukiwania winnego tego zabawnego, aczkolwiek tragicznego w skutkach, zamieszania. Trop prowadził do miejscowej piekarni. Początkowo wskazywano na odmianę sporyszu, którą piekarz nieopatrznie wykorzystał do swoich wypieków, a która zawierała silnie psychoaktywną substancję. Późniejsze dochodzenia sugerowały, że jedzenie mogło być zatrute organiczną rtęcią.

Dopiero pewien dziennikarz - H. P. Albarelli Jr , który na własną rękę przyjrzał się sprawie znalazł nieco inne, bardziej sensacyjne, wytłumaczenie zjawisk, które wstrząsnęły francuską wsią.

Wszystko wskazywało na to, że w „zatrucie” chleba wmieszani byli przedstawiciele CIA i tajnego oddziału Amerykańskiej Armii, a substancja odpowiedzialna za traumatyczne doświadczenia mieszkańców to nic innego jak LSD.
Reporter zainteresował się tajemniczym samobójstwem Franka Olsona – biochemika, który dwa lata po wydarzeniach w Pont-Saint-Esprit zabił się wyskakując z 13 piętra budynku. Zagłębiając się w tę sprawę, Albarelli Jr dotarł do dokumentów CIA dotyczących tej sprawy.

W ten sposób przypadkiem trafił na zapis rozmowy pomiędzy agentem CIA a przedstawicielem firmy farmaceutycznej Sandoz, należącej do koncernu Novartis (to tam Albert Hoffman stworzył LSD). W dokumencie poruszono sprawę francuskiej wsi – czynnikiem odpowiedzialnym za przedziwne zachowania mieszkańców było LSD.

Niezależnie od tego czy rewelacje przedstawione przez dziennikarza były prawdziwe to faktem jest, że w tych czasach CIA testowało LSD w ramach swojego projektu MK-Ultra. Miało on na celu stworzenie idealnego sposobu na manipulację ludźmi przez zastosowanie środków chemicznych. Jednym z głównych rekwizytów, którymi interesowały się służby wywiadowcze było właśnie LSD.

Kwas testowany był w różny sposób i w różnych okolicznościach. Niemałą rolę odegrały tu prostytutki i burdelmamy z Marin, Nowym Jorku i San Francisco. Agenci CIA montowali w pokojach fenickie lustra i nakazywali kobietom pracującym w domach publicznych przemycać w podawanym klientom alkoholu spore dawki LSD. Ten niecodzienny „teatr” miał na celu obserwowanie m.in. seksualnych zachowań osób naćpanych. Niestety, taśmy z tymi nagraniami zdecydowaliśmy się zachować dla siebie...

Oprócz LSD CIA interesowało się wykorzystaniem takich środków jak alkohol, heroina, psylocybina, meskalina czy marihuana.

Prostytutki, narkotyki, seks taśmy...

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…