Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

Jakimi pojazdami dysponują południowoamerykańskie kartele narkotykowe?

Jakimi pojazdami dysponują południowoamerykańskie kartele narkotykowe?

Nie ma co się okłamywać – narkotyki to towar, na który jest olbrzymi popyt. Ba, dla wielu to produkt pierwszej potrzeby. No, bo jak tu przecież spędzić wieczór bez jointa, stawić się na biznesowym spotkaniu bez dawki koksu uprzednio wciągniętego do kichawy, czy też pójść na sobotnią techniawę bez znaczka kwasu pod ozorem? Trudno się więc dziwić, że kartele narkotykowe robią wszystko, aby ich wysokiej jakości produkty w miarę sprawnie trafiły do klientów. Pieniądze są z tego przecież wcale niemałe…


Na początek kilka faktów

Obecnie globalnymi liderami w eksporcie dragów jest Meksyk i Kolumbia, która to może pochwalić się tytułem największego producenta kokainy. To w tym kraju znajduje się aż 43% światowych upraw koki. W 2009 roku obliczono, że plantacje tej rośliny zajmują 68 tysięcy hektarów ziemi.

Wyobraźcie sobie, że jest to powierzchnia porównywalna z wielkością 153 tysięcy pełnowymiarowych boisk piłkarskich! Sama Kolumbia co roku wytwarza 410 ton czystej kokainy – to dwukrotna waga płetwala błękitnego, największego zwierzęcia żyjącego na naszym globie. Ot, takie tam porównanie...

Trudno się więc dziwić, że rocznie na handlu narkotykami, kolumbijskie kartele narkotykowe zgarniają ok. 14 miliardów dolarów, czyli mniej więcej ćwierć tego, ile państwo to zarabia na legalnym eksporcie swoich produktów!
Gdzie trafiają południowoamerykańskie dragi? Ano wszędzie, gdzie tylko da się je sprzedać. Oczywiście najbliższym odbiorcą kokainy i marihuany są Stany Zjednoczone. Szacuje się, że meksykańskie i kolumbijskie kartele narkotykowe zarabiają na amerykańskim eksporcie ok. 4,6 miliarda dolców rocznie. Oprócz kokainy i marihuany, do USA trafia też kolumbijska heroina.

Za przemytem narkotyków stoją oczywiście wszelkiego rodzaju inne, powiązane z przestępczym światem, „nadużycia”. I tak na przykład wojna meksykańskich władz z przemytnikami i producentami dragów rocznie pochłania życia przeszło 6 tysięcy osób, a kartel narkotykowy „The Cook” zasłynął z dość sprawnego pozbywania się zwłok swoich ofiar – całkiem niedawno rozpuszczono w kwasie ok. 300 trupów. Cóż, czego nie robi się dla hajsu i sławy? Joaquin Guzman – meksykański mafiozo i szef wszystkich szefów parę lat temu trafił nawet na listę miliarderów miesięcznika Forbes.

Kiedy mówimy o tak potężnych ilościach towaru trafiającego na eksport, oczywiste jest, że transport narkotyków musi być dobrze zaplanowany i dotyczyć ilości hurtowych. Nikt przecież nie będzie ryzykował wieloletniej odsiadki przemycając paru dekagramów koksu w kiszce stolcowej. Oto kilka sprawdzonych metod dragowej spedycji, jakimi posługują się meksykańskie i kolumbijskie kartele narkotykowe.

Katapultą, działem czy samolotem?

W 2011 roku głośno było o pewnej grupie przestępczej, która zbudowała sobie najprawdziwszą katapultę. Urządzenie miotało ważącymi ok. 2 kilogramów paczuszkami marihuany na odległość kilkudziesięciu metrów. W ten sposób meksykańscy przestępcy dosłownie „przerzucali” kontrabandę przez ogrodzenie oddzielające Meksyk od USA, gdzie na odbiór towaru czekali już poinformowani członkowie narkotykowych gangów. Przyznacie, że to dość ryzykowna i mocno trącąca amatorszczyzną, forma szmuglowania narkotyków.

A gdyby do tego pomysłu dodać trochę technologii i zamienić średniowieczny trebuszet na prawdziwe, pneumatyczne działo? Z takiego właśnie wynalazku korzystają niektóre grupy przestępcze. Taka armata wysyła paczuszki z kokainą na odległość 150 metrów. Ryzyko jednak pozostaje takie samo – narkotyki trzeba bezpiecznie przytaskać aż pod samą granicę ze Stanami Zjednoczonymi.

Znacznie profesjonalniej wygląda transport powietrzny. Kartele narkotykowe chętnie inwestują w różnych gabarytów maszyny. Parę lat temu modne wśród narkotykowych grup przestępczych stały się tzw. ultralighty – niewielkich rozmiarów, ciche samoloty, które przelatywały przez granicę z USA ze zgaszonymi światłami, zrzucały w określonym miejscu swój ładunek, a następnie wracały na terytorium Meksyku. Jeśli jednak pomyślimy o kilkunastu dużych samolotach i helikopterach, którymi Pablo Escobar swego czasu transportował setki ton kokainy, to tego typu rozwiązania wydają się dość komiczne…

Armia Stanów Zjednoczonych, współpracująca z południowoamerykańskimi rządami regularnie przechwytuje lub strąca samoloty wypełnione cennym transportem. W 2009 roku w deszczowym lesie jednej z wysp należących do Hondurasu rozbił się samolot przewożący 1,7 tony kokainy. Wrak tej maszyny do dziś spoczywa w dżungli. TU znajdziecie opis wyprawy pewnych żądnych wrażeń turystów do tego miejsca.

Może lepiej wodą?

Bossowie karteli narkotykowych są na bieżąco ze wszelkimi nowinkami technicznymi. Trudno więc się dziwić, że jeszcze do niedawna wykorzystywane starego typu szmuglerskie łodzie, zastąpione zostały efektownymi „rakietami”.
„Picudas” to wykonane z włókna szklanego bardzo szybkie motorówki, które coraz częściej wykorzystuje się do transportu narkotyków z Kolumbii aż na Jamajkę czy Kostarykę. Łodzie te są dość pakowne – jednorazowo można je wypełnić nawet i toną bagażu. Ponadto są one bardzo trudne do wykrycia przez większość radarów.

Jeszcze inaczej wygląda metoda transportu dragów z Kolumbii do Meksyku, skąd to następnie towar wysyłany jest do USA. Od przeszło 20 lat kartele narkotykowe wykorzystują do tych celów mikroskopijne łodzie podwodne. Mimo że tego typu pojazd nierzadko wygląda na dzieło Juana i Jesusa, co to w zaciszu swej stodoły zbudowali łódź podwodą z wanny, starej rynny i kilku desek, są to maszyny niezwykle sprawne i praktycznie niemożliwe do namierzenia przez radary. Skonstruowanie jednej takiej łodzi kosztuje nawet i 2 miliony dolarów!

Z racji swoich niewielkich rozmiarów, łodzie te rzadko potrafią udźwignąć więcej niż 2 tony ładunku. Mają za to całkiem pokaźne baki, które pozwalają im na przebycie nawet i do 3200 kilometrów na jednym tankowaniu! W wyposażeniu znajduje się sprzęt do nawigacji satelitarnej. W przeciwieństwie do ultra-szybkich motorówek, kolumbijskie u-boty wloką się niemiłosiernie. Standardowa prędkość takiego pojazdu nie przekracza 11 km/h. No i próżno szukać na pokładzie kibla, czy chociażby małego sedesu.

Ponadto, w zanurzonej łodzi temperatura wzrasta do 40 stopni Celsjusza, a przecież trudno oczekiwać, aby w takim ciasnym pojeździe znalazło się miejsce na zainstalowanie klimy.
Możecie sobie więc wyobrazić ile czasu trwa i w jakich warunkach odbywa się przerzucanie dragów pomiędzy państwami… Za dzień swojej pracy, szmuglerzy pracujący przy tym wodnym „eksporcie” zarabiają ok 1500 dolców. To niezła fucha, szczególnie kiedy jest się obywatelem kraju, gdzie standardowa dniówka rzadko przekracza 10 dolarów.

Oczywiście kartele narkotykowe korzystają też z większych, podwodnych pojazdów. Łódź, którą widzicie na zdjęciu powyżej to Yayo – przechwycona w Ekwadorze, licząca sobie 33 metry, w pełni funkcjonalna jednostka o ładowności 10 ton i miejscu dla 6-osobowej załogi. Organy zajmujące się ściganiem narkotykowych przestępców natrafiły na ten egzemplarz w ukrytej głęboko w dżungli, „stoczni” obsługiwanej przez 50 pracowników.
Tak czy inaczej – przechwycenie Yayo to dość i raczej symboliczny mały sukces w walce z narkotykowymi przemytnikami. W rękach kolumbijskich karteli znajduje się przynajmniej 40 podwodnych jednostek…

„Czołgi” w służbie narko-biznesu

Pamiętacie ten najbardziej zajawkowy moment w odcinkach „Drużyny A”, kiedy to bohaterowie zmuszeni byli do wprowadzenia radykalnych zmian konstrukcyjnych w swoim vanie? Najczęściej charakterystyczny wóz serialowej ekipy wyglądał po takich zabiegach jak opancerzona bestia rodem z „Mad Maxa”. Cóż, najwyraźniej narkotykowe kartele inspirują się tymi ekranowymi hitami…
Okazuje się, że grupy przestępcze zajmujące się eksportem ogromnych ładunków koksu, muszą uważać nie tylko na stróżów prawa oraz amerykańskie, rządowe organizacje zajmujące się poszukiwaniem kanałów przerzutowych. Jako że meksykańskie kartele konkurują ze sobą, regułą stały się napady na pojazdy transportujące cenny ładunek. Dlatego też, w ostatnich latach organizacje te zaczęły inwestować w ich usprawnianie. W rezultacie przestępcy posługują się obitymi grubymi pancerzami wehikułami, które przez miejscowych zwane są „los monstruos”.
Bardzo często są to stunningowane ciężarówki, śmieciarki lub pickupy.

Niektóre z pojazdów, oprócz otworów na działka i specjalnych wieżyczek, zaopatrzone są też w solidne tarany służące do przebijania się przez drogowe blokady i pułapki zastawione przez członków konkurencyjnych karteli.

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…