Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

Rozmawiamy na temat legalnych w Polsce środków psychoaktywnych

Rozmawiamy na temat legalnych w Polsce środków psychoaktywnych

1-20170608134123.jpg

Dyskusje dotyczące statusu prawnego narkotyków to powód do ciągłych słownych pojedynków pomiędzy miłośnikami trawki i zaciekłymi jej przeciwnikami. Problem w tym, że to drażliwe zagadnienie często podejmowane jest przez osoby nie posiadające ani teoretycznej, ani praktycznej wiedzy na ten temat.

Postanowiłem więc porozmawiać z kimś, kto o tych specyfikach wie dużo więcej niż większość z nas. Przed wami Jakub Stąpór – wykładowca wyspecjalizowany w temacie legalnych środków psychoaktywnych dostępnych w Polsce.


- Kiedy mówimy o „legalnych środkach psychoaktywnych” większość z nas ma przed oczami alkohol i dopalacze. A tymczasem wystarczy jedna wizyta w lesie, aby dosłownie potykać się o całą masę roślin i grzybów, które mogłyby niejednego kozaka wystrzelić na orbitę. Ot, na przykład takie muchomory, które jak się okazuje – mają wielu amatorów.

Mieszczanie zapomnieli o tych wszystkich roślinach i ich potencjale. Nie ma się co dziwić, skoro wszędzie beton, drzewa są wycinane, na lekcjach przyrody nigdy nie wychodzi się do lasu poza dniem sprzątania ziemi i jest to tylko praktykowane przez podstawówki.

Mamy wiele lokalnych roślin, które wpływają mniej lub bardziej na nastrój. Weźmy na przykład takie bardziej znane jak kocimiętka, passiflora czy kozłek lekarski. Wiele roślin po spaleniu ma efekt psychoaktywny, choć łączyłbym to z chwilowym niedotlenieniem mózgu. 

Kwiatostany konopi siewnych również w formie naparu mają subtelne działanie euforyzujące. Chmiel jest fajnym relaksantem, który pokazuje swą moc przy zapaleniu. Jest też wiele roślin z innych zakątków świata, które zostały zaadaptowane do naszych warunków i rosną w ogródkach naszych matek. Z mojego doświadczenia mogę powiedzieć, że jak odrzuciłem mocniejsze substancje, przestałem palić marihuanę, zmieniłem dietę, sporo naprawiłem swoją psychikę to wyczuliłem się dużo bardziej na subtelną psychoaktywność. Potrafię mieć mocno podbity nastrój po kubku kakao w połączeniu z orzeszkami cola, a kawa czy yerba są dla mnie taką legalną amfetaminą. Do tego dochodzą jeszcze suplementy typu L-Dopa czy 5-HTP.

koteu-20170608130009.gif

Co do muchomora to faktycznie w ostatnim czasie stopniowo coraz bardziej wraca do łask. Ludzie szukają wiedzy albo fajerwerków, tak czy siak internet otwiera nowe opcje. Większość społeczeństwa dalej ślepo wierzy w zakłamaną legendę o śmierci po zjedzeniu muchomora czerwonego. Taką wiedzą" indoktrynują nas od przedszkola. A prawda jest taka, że cały szamanizm syberyjski oparty jest na muchomorze czerwonym, na naszych ziemiach prawdopodobnie również było znane jego rytualne zastosowanie tak jak i konopi, kiedy jeszcze słowianizm wytyczał normy kulturowe. Muchomor czerwony faktycznie zawiera trujące alkaloidy, ale wystarczy zebrać sam kapelusz i po wysuszeniu zostają w nim tylko psychoaktywne substancje.

- Przeciwnicy legalizacji narkotyków bardzo bulwersują się, gdy ktoś stawia w jednym rzędzie marihuanę, grzybki psylocybinowe i alkohol, czy na przykład kawę. Wszystkie te substancje są przecież jak najbardziej psychoaktywne! Jak myślisz, czemu niektóre z nich są narkotykami, a inne nazywamy używkami?

- W moim poszukiwaniach dotarłem do tego, że nie istnieje coś takiego jak „narkotyk” czy „używka”. Istnieją za to uzależnienia i (nad)używanie. W języku angielskim mamy słowo „drug”, które oznacza zarówno lekarstwo jak i narkotyk, co w pełni oddaje istotę substancji psychoaktywnych. Wszystko potencjalnie może być narzędziem, lekarstwem albo trucizną, narkotykiem. To człowiek decyduje o zastosowaniu danej rośliny czy substancji i konsekwencjach z tego płynących. Potrzebujemy świadomej edukacji społecznej! Ludzie boją się myśleć samodzielnie, boją się przyjąć odpowiedzialność za poszukiwanie prawdy i postrzeganie świata po swojemu. Wygodniej jest żyć według norm społecznych czy wpasować się bezkrytycznie w jakąś subkulturę. Dzieci są programowane poprzez rodzicielski system „nagród i kar” i potem już jako dorośli większość z nich nie kwestionuje kultury, w której się wychowali i zasad w niej panujących. To jest podstawowy błąd. W szkołach nie zachęca się do samodzielnego myślenia i dzielenia swoimi spostrzeżeniami czy aktami twórczymi tylko cały czas ocenia się każdy czyn dziecka często negatywnie, kiedy odbiega on od ogólnie przyjętej normy. Autorytety w postaci rodziców oraz nauczycieli są dla dzieci bogami. Jak mały Kajtek czy Kasia mają przeciwstawić się bogom!?

1-20170608130141.jpg

A wracając do pytania - wszyscy dookoła piją kawę w pracy czy na uczelni. W weekendowe wieczory kiedy wyjdziesz w miasto otaczają cię tysiące pijanych ludzi z papierosami. Ludzie skategoryzowali sobie niektóre substancje jako używki, a inne jako narkotyki po to, by stworzyć jasny podział i wiedzieć co im wolno, a co nie. Ale jak zagłębisz się w temat, zdobędziesz wiedzę neurobiologiczną, psychologiczną oraz duchową to nagle widzisz, że te kategorie są po prostu głupie. Jeżeli coś zauważalnie wpływa na nastrój statystycznej większości osób i już za wszelką cenę chcemy mieć tę szufladkę podpisaną „narkotyki” to równanie jest proste – alkohol, kawa, papierosy, LSD, prozac, xanax, amfetamina itd. leżą w tej samej szufladzie. Nawet Wikipedia się zaplątała i ma problem z wyjaśnieniem definicji narkotyku. Słowo-zagadka, którego nikt nie rozumie, a każdy niby wie co jest, a co nie jest narkotykiem.

Pragnę zwrócić uwagę na jeszcze jedną istotną kwestię. Jeżeli ktoś rozumie to o czym powiedziałem, a w jego umyśle dalej istnieją konstrukty „narkotyku” lub „używki”, tzn. że albo jest uprzedzony z jakiegoś powodu do substancji psychoaktywnych albo nie ma szacunku do nich i do samego siebie, dlatego sobie „używa”. W momencie, w którym jesteś osadzony w sobie, nie potrzebujesz „używać”. Nie potrzebujesz uprzedmiatawiać lub zatracać się w jakimś stanie, co tak naprawdę jest ucieczką od siebie. Jak jesteś osadzony w sobie to jest ci dobrze tak jak jest. Rośliny mają miejsce na rytualno-sakralne zastosowanie, ale to nie jest ten sam moment co wtedy kiedy ich „używasz”.

- Według ostatnich badań najbezpieczniejszą z nielegalnych u nas substancji są grzyby psylocybinowe. Jakie Ty miałeś doświadczenia z tym darem natury? Słyszałem, że grzybki mają spory potencjał w medycynie.

- Robin Carhart-Harris i David Nutt zbadali wpływ psylocybiny na mózg ludzki przy pomocy fMRI na 15 ochotnikach. Okazało się, że pod wpływem psylocybiny wzmacnia się aktywność sieci mózgowej związanej z myśleniem emocjonalnym. Psylocybina jest tryptaminą tak samo jak serotonina. Jak tylko pojawia się w naszym organizmie to „zamienia się” w psylocynę, która z kolei jest agonistą receptorów serotoninowych, co oznacza, że zwiększa koncentrację serotoniny w mózgu.

Grzyby psylocybinowe mają zdolność do neurogenezy jak i tworzenia nowych ścieżek neuronalnych czy dekodowania tych które już mamy. Sam ilekroć spożywałem jakieś grzyby psylocybinowe czułem jakby mój mózg był dokarmiany, jakby zmieniały się w nim komórki i powstawały nowe. Wiele osób zaobserwowało empirycznie u siebie identyczny efekt. Warto zaznaczyć, że mikrodwakowanie takich grzybów jest świetną, w pełni zdrową suplementacją.

9745514980367651699649475.jpeg

Ja miałem niewiele doświadczeń z grzybami. Dwa razy przyjmowałem duże, szamańskie dawki, a ze trzy razy były to dawki mniejsze niż progowe, zawsze samodzielnie. Grzyby pokazywały mi wtedy obszary mnie w kontekście relacji z najbliższymi i najgłębszych emocji wobec tych ludzi z poziomu serca. Miałem też doświadczenia transcendentne, w których to zostałem zaatakowany przez pewne istoty, w niektórych religiach nazywane demonami itp. Na szczęście będąc pod wpływem grzybów miałem połączenie z ich duchem, ze swoimi zwierzętami mocy oraz z naturą co ciężko uświadczyć będąc pod wpływem substancji psychodelicznych pokroju LSD. Jeszcze wtedy o tym nie wiedziałem, dopiero to doświadczenie na grzybach mi to uświadomiło, kiedy duch wilka wszedł we mnie i uratował mnie przed atakami tamtych nieprzychylnych istot. Na chwilę moja jaźń stała się wilczą jaźnią. Pozwoliłem sobie na to, ponieważ było to pasjonujące, mistyczne doświadczenie. Z perspektywy 2,5-letniej duchowej pracy nad transformacją własnej świadomości wiem, że zaufanie intuicji i przepuszczenie tego przez siebie w tamtym doświadczeniu było najlepszym co mogłem zrobić. Intensywne doświadczenia psychodeliczne mogą być naprawdę niebezpieczne, szczególnie wtedy kiedy blokujemy zachodzący proces.

- Nasunęło mi się skojarzenie z bad tripem. Miałeś może kiedyś doświadczenie tego typu? 

- Tak przeżyłem bad tripa i to dość szybko, bo w wieku 20 lat podczas swojej drugiej podróży psychodelicznej. Przyjąłem wtedy ogromną dawkę pewnego psychodeliku. Doświadczenie trwało 24 godziny, a ja miałem dosyć już po 2 godzinach. Set&Setting był strzałem w stopę – zbyt duża dawka, nieodpowiedni towarzysze, muzyka o ciężkiej treści lirycznej. Wpadłem w psychozę na kilka kolejnych lat – miałem odbitki z tyłu głowy, pogłosy, permanentne poczucie wyobcowania, dużo pogardy, samokrytyki, ogrom żalu, smutku, złości, brak poczucia sensu w życiu. Pomieszanie z poplątaniem. Czułem jakbym zostawiał cząstki swojej duszy w każdym miejscu, w którym przeżywałem silne emocje. I tak było naprawdę, bo trzy lata później integrowałem w sobie te struktury transem i przywoływałem te fragmenty duszy gardłem przez kilka miesięcy pojawiając się z powrotem w różnych przestrzeniach, w których kiedyś żyłem. Udało mi się uzdrowić te psychotyczne objawy dzięki intensywnej pracy w jakieś dwa lata. 

koteu-20170608132221.gif

Wszystko dzięki pracy nad swą osobowością jak i poszerzaniem świadomości duchowej. Gdyby nie radykalne wybaczanie, ustawienia systemowe, medytacje z kamieniami szlachetnymi i dobrzy nauczyciele to pewnie dalej wewnętrznie tkwiłbym w podobnym miejscu neurotycznie nienawidząc swojego życia. Nie wyobrażam sobie jak ludzie próbują się uzdrawiać klasycznymi metodami psychoterapii ze schizofrenii czy psychozy. Ja byłem mocno ukierunkowany na kwestie duchowe i to mnie uratowało, choć najpierw zgubiło. Bad trip był moim największym błogosławieństwem i przekleństwem jednocześnie.

W każde doświadczenie psychodeliczne wnosisz swoją wewnętrzną jakość twej osobowości na daną chwilę. Kieruję tę uwagę przede wszystkim do osób, które na poziomie rozwoju osobowości zatrzymały się w okresie końca podstawówki-początku gimnazjum. Wiek jest nieważny, ponieważ ludzie mogą mieć 40 lat i dalej zostać przy tak nieprzepracowanej strukturze psyche-ofiary. Do tego dochodzi przede wszystkim dawka! W moim odczuciu nie da się mieć bad tripa na mikrodawce. No i ważne jest to czy mamy kogoś przy sobie z kim czujemy się bezpiecznie i kto umie odpowiednio zareagować w razie potrzeby. Odradzam przyjmowanie takich specyfików na imprezach – to jest właśnie „używanie”, „użytkowanie”. Zobacz jaka jest różnica, kiedy pójdziesz sobie w góry, do lasu czy na polanę albo udasz się na ceremonię do szamana.

1-20170608132541.jpg

- Z jednej strony na liście zakazanych substancji znajdziemy takie psychodeliki jak meskalina, dietyloamid kwasu D-lizergowego czy dimetylotryptamina, a z drugiej istnieje szereg internetowych sklepów z tzw. odczynnikami chemicznymi, które w praktyce nie są niczym innym jak całkiem legalnymi, aczkolwiek mniej znanymi substancjami o działaniu nierzadko potężniejszym niż rzecz, które zdelegalizowano.

- To prawda, pomimo kolejnych ustaw delegalizacyjnych co kilka lat. Wspomnianego bad tripa przeżyłem będąc pod wpływem legalnej substancji, która dalej utrzymuje ten status. Przez ostatnie 2,5 roku poznawałem odmienne stany świadomości wywołane technikami transowymi, bez żadnych „wspomagaczy” chemicznych. Udało mi się oczyścić swojego ducha z wielu programów i blokad, dzięki czemu wzrosła mi sensytywność (percepcja energetyczna, czuciowa). Poznałem też kilka technik uzdrowicielskich, m.in. reiki, które pomogło mi wyjść z uzależnienia od substancji psychodelicznych i zobaczyć jaka jest różnica na poziomie duszy pomiędzy substancjami psychodelicznymi, a roślinami enteogennymi. 

Będąc pod wpływem MDMA czy LSD moja energia była czarna, miałem bardzo zabrudzoną, postrzępioną aurę. Natomiast po spożyciu grzybów czułem się czysty energetycznie wykonując mojej ówczesnej partnerce Reiki. To jest taka sama różnica jak zjeść trochę kwasu l-askorbinowego a plasterki cytryny, gdzie poza witaminą C jest szereg jeszcze innych substancji o działaniu synergicznym i ingerencja człowieka jest dużo mniejsza.

Miałem też ponad 2,5 roku temu doświadczenie z legalnym wtedy 4-Aco-DMT. Bardzo podobna substancja do grzybów, co widać nawet po wiązaniu strukturalnym. Przyjąłem „przez przypadek” bardzo dużą dawkę. Przyszły do mnie, jak zawsze po tryptaminach, jakieś istoty, które wyciągały mnie z ciała. Wiedziałem, że jak z nimi pójdę to już nie wrócę. Kusiło mnie to, ale ostatecznie wybrałem życie, mając świadomość, że jeszcze zdążę się dowiedzieć co skrywa kurtyna. Nie wiem co by się stało gdybym poszedł z nimi. Musiałem zmusić się świadomością do stopniowego odzyskiwania połączenia z ciałem. 

1-20170608132827.jpg

Po tym przeżyciu zakochałem się pierwszy raz i rozpocząłem równocześnie pracę nad sobą z coachem i trenerem Radykalnego Wybaczania oraz poszedłem na psychoterapię dla osób uzależnionych. Odrzucając ukochane psychodeliki musiałem znaleźć jakiś substytut tych stanów i tak przez ostatnie 2,5 roku doświadczyłem setek odmiennych stanów świadomości wywołanych własnym wysiłkiem.

Generalnie odradzam eksperymenty z tzw. „Chemical Research”, ponieważ są to często bardzo toksyczne substancje, ich wpływ na organizm ludzki w ogóle nie jest zbadany. Mamy to wszystko już w sobie oraz w przyrodzie. DMT jest produkowane przez szyszynkę, a takie LSD nie daje nam żadnego kopa nie wiadomo skąd, tylko katalizuje konkretny proces biochemiczny w naszym ciele, korzystając z zasobów neuroprzekaźnikowych organizmu. Poza tym syntetyczne substancje robią bałagan w naszej gospodarce chemicznej i na poziomie duchowym otwierają aurę, przez co mogą wejść w nas różne istoty i „zamieszkać” sobie z nami. Stąd różne opętania pod wpływem psychodelików i późniejsze psychozy. To nie są zabawki!

- Ciągłe zmiany w prawie, uaktualnianie listy substancji nielegalnych, zakazywanie, zasłanianie oczu… Takie podejście do tematu substancji psychoaktywnych trąci absurdem – „Nie sięgaj po szprycę, bo wylądujesz w pierdlu”. Tymczasem wiele państw europejskich już dawno zrezygnowało z karania i postawiła na edukację.

- Wiesz, społeczeństwo lubi owijać się w kokonie zasad, bo daje to poczucie bezpieczeństwa. Wolno przechodzić na zielonym, a na czerwonym już nie. Wolno robić tak, a tak nie wolno. Dzięki tym schematom ludzie mają iluzje, że życie jest przewidywalne, a w konsekwencji bezpieczne. Ale to tylko iluzja. Każdy kto choć raz pozwolił sobie na głębsze refleksje zadaje sobie pytanie – „Jakim prawem drugi człowiek, mówi mi co wolno robić, a co nie? Co mogę zjeść a co nie? Jakim prawem, ktoś mi zabrania zerwania grzyba z łąki czy konopi z lasu, skoro to grzyb czy roślina jak każda inna?”. Nie możesz się wysikać w miejscu publicznym albo przejść nago po ulicy, bo zostaniesz ukarany. Ludzie, którzy wymyślili takie prawo ewidentnie nie czują połączenia z naturą.

1-20170608133040.jpg

System bazuje na strachu, ponieważ dzięki temu kilka jednostek może zarządzać masą. Ludzie u władzy to są osoby, które całe życie postępują według „klucza” - oczekujemy od ciebie takiej odpowiedzi, takiego a nie innego zachowania. Jeśli zrobisz A to będzie B, więc jak chcesz „rządzić” innymi to zrób tak i tak i będziesz u „szczytu”. To są właśnie politycy, choć powinni być przywódcami. Ale są politykami. Zgubili jakość wspólnoty. Bardziej interesuje ich zarządzanie zasobami ludzkimi niż dostrzeżenie równości, chęć podniesienia jakości życia innych, na czym skorzystaliby wszyscy. 

Na poziomie osobowości to są tak naprawdę małe, zakompleksione i straumatyzowane dzieciaki. Mają ciała 50-latków, ale to nie są kobiety i mężczyźni, tylko zagubione dzieci, które nauczyły się konsekwentnego działania i rozpracowały schematy panujące w ich środowisku. Ofiary systemu, który nieświadomie wzmacniają. Wiesz, myślę że młode pokolenie wraz z odejściem telewizji wniesie powiew świeżości. Urodziliśmy się już w innej strukturze państwa, mamy inną mentalność. Za kilkanaście lat sporo może się zmienić. Może i zacznie się w końcu edukowanie zamiast rządzenia i karania. Każdy z nas jest tak samo odpowiedzialny za to co wnosi do świata.

- Jaka jest Twoim zdaniem najlepsza droga w tej kwestii? Pełna legalizacja, tak jak to ma miejsce np. w Portugalii, czy może na wzór czeski i hiszpański - "przymykanie oka" na pewne procedery?

- Nie można przekładać takich modeli 1 do 1, ponieważ polska mentalność jest inna niż portugalska czy hiszpańska. Przede wszystkim przy takich zmianach to policjanci musieliby zmienić swoje podejście do ludzi, bo póki co to za wszelką cenę robią z nich przestępców, żeby "statystyki się zgadzały". Nagle obywatel ze skrętem byłbym normalnym człowiekiem. Trzeba wziąć ogrom czynników pod uwagę. 

Mogę rzucić tylko skromną sugestię czy pomysły, np. uważam że powinny być zalegalizowane takie substancje jak LSD czy MDMA albo grzyby psylocybinowe w kontekście psychoterapii. W USA istnieje stowarzyszenie MAPS, któremu pozwolono prowadzić takie terapie jak i prowadzić badania nad enteogenami i psychodelikami. Okazuje się, że MDMA ma bardzo wysoką skuteczność w terapii osób z PTSD. Odpowiednio przeszkolony terapeuta decyduje, w którym momencie pacjent jest gotowy wejść w głębszy proces przy pomocy MDMA, zazwyczaj jest to po około 6 miesiącach terapii. Pracuje się wtedy na dawkach progowych albo mikrodawkach. Żadne odloty, tylko konkretna praca nad sobą.

1-20170612141146.jpg

Z drugiej strony skoro mamy legalny alkohol, fajki, kawę i parę leków bez recepty, którymi łatwo się naćpać to taki joint też powinien być legalny. Faktycznie można spróbować zrobić tak jak jest w Hiszpanii, że jest zakaz narkotyzowania się w miejscach publicznych albo tak jak we Włoszech - nielegalne jest spożywanie marihuany w samotności, dozwolone za to w towarzystwie. Tłumaczą to tym, że marihuana nie jest wtedy celem samym w sobie tylko dodatkiem do spotkań towarzyskich. Osobiście dalej uważam takie podejście za głupie, ale jest to już mniej chore niż u nas. Im bardziej restrykcjyne prawo, tym mocniejszy budzi w ludziach opór. Mechanizm “zakazanego owocu” jest banalny - zakazując coś ludziom, zwracasz im uwagę na tę kwestię i uruchamiasz w nich skrypt buntu. Kto chce coś spróbować to i tak to znajdzie. Coffee Shopy nie spowodują, że nagle wszyscy będą chodzić naćpani po ulicach. Pójdą tam tylko ci, których i tak już to interesowało wcześniej. Może ktoś tam pójdzie raz spróbować. Ale zwróćmy uwagę też na to - w momencie w którym legalizujesz jakąś roślinę/substancję sprawiasz, że osoba korzystająca z niej nie ma poczucia winy ani stresu czy strachu. Zmienia się mentalność społeczeństwa i to bardzo szybko. Właśnie to udało się w Portugalii. Zmieniono mentalność i doedukowano społeczeństwo zmieniając prawo. Może to jest właściwy kierunek, nie wiem. Spróbujmy to się dowiemy.

- Wraz z narodzeniem się kultury hippisowskiej młodzi Amerykanie odkryli LSD, meskalinę i inne psychodeliki. Do głosu doszli ludzie nauki, którzy na potęgę eksperymentowali z różnej maści substancjami. Takie legendy jak John C. Lilly, Aldous Huxley czy Timothy Leary dziś nazywani są pierwszymi, współczesnymi „psychonautami”. Mimo że konwencjonalna nauka każe nam patrzeć na każdą substancję w sposób do bólu pragmatyczny, to właśnie ci idole „dzieci kwiatów” popularyzowali wśród użytkowników substancji psychoaktywnych wykorzystywanie LSD w formie narzędzia pomagającego rozwijać naszą część duchową. Kwas był niemal najświętszym sakramentem, prawdziwymi drzwiami do krainy mistycznych uniesień.

- LSD nawet w dawce progowej jest mocnym, zmieniającym doświadczeniem. Nie zawsze prowadzi do mistycznych stanów, ale często potrafi być transformujące światopogląd lub psychikę. Moje pierwsze doświadczenie psychodeliczne było najlepszym przeżyciem do tamtego momentu. Wszedłem w nieznane, spróbowałem czegoś, czego się obawiałem i nie wiedziałem co się ze mną stanie. Spotkała mnie piękna 8-godzinna przygoda, która przyczyniła się do powstania we mnie przekonania – „Nieznane mnie nagradza. Poza strefą komfortu czeka przygoda, transformacja i nagroda dla mnie”. Żadne mistyczne doświadczenie, po prostu głęboki wgląd. Od tamtej pory często przekraczałem strefę komfortu pakując się w różne sytuacje, na które większość moich rówieśników się nie odważyła.

1-20170608133206.jpg

Generalnie też podchodziłem sakramentalnie do psychodelików i często miałem dzięki nim znaczące wglądy, ale w pewnym momencie poszedłem gdzieś w stronę rekreacji gubiąc szacunek i skończyło się to uzależnieniem. Tripowałem tak często, że nie dało się tych wglądów i wizji wcielić w codzienne życie. Podróż przestałą być środkiem do celu, a stała się celem samym w sobie, co dla mnie jest wytyczną uzależnienia. Bardzo ciężko było mi z tego zrezygnować, byłem tripoholikiem. Ludzie wierzą w przeczytane rzeczy na internecie, że LSD nie uzależnia, ale prawda jest taka że od wszystkiego możesz się uzależnić. Jesteśmy w tym naprawdę kreatywni. W ciągu półtorej roku względnej trzeźwości (pijałem stymulanty roślinne) miałem kilka nawrotów narkotycznych. Pierwszy był najgorszy, ponieważ zaskoczył mnie, nie wiedziałem co się ze mną dzieje. Miałem jakiś emocjonalny stryczek – płakałem, za chwilę zaciskały mi się pięści i chciałem bić ludzi dookoła, a potem apatia i tak w kółko. Napinało mi się całe ciało, na plecach miałem takie dziwne złogi i zesztywniałe mięśnie. 3 dni trwał ten stan. Moje ciało czyściło się wtedy z toksyn. Po tym doświadczeniu zmieniła mi się też definicja tego co to znaczy uzależnienie fizyczne. Wiadomo, że LSD nie uzależni cię tak jak papierosy czy heroina. Ale z drugiej strony przy zbyt częstym korzystaniu zmienia ci gospodarkę biochemiczną organizmu i potem może być taki efekt odstawienia.

Wspomniany T. Leary przeżył ponad 200 tripów w ciągu 3 lat. Nie wygląda to dla mnie jak duchowe poszukiwania tylko bardziej przypomina chorą fiksacje. Ale czasami niektórzy z nas potrzebują takiego etapu na swojej drodze. Leary ostatecznie też odrzucił chemiczne specyfiki i zajął się jogą oraz medytacjami, choć bardziej został zapamiętany ze swoich krzykliwych, kontrowersyjnych działań z czasów bycia guru. Psychodeliki często są pomocne na początku, gdyż potrzebujemy czegoś co nas dosłownie wyrwie z butów i rozpuści ego łącząc ponownie z sercem. Ale prawdziwa duchowa praca zaczyna się w życiu codziennym. Jeżeli nie umiesz wejść samemu w odmienny stan świadomości to jesteś niewolnikiem chemii. LSD wystrzela cię jak z armaty na dach, ale kończy się działanie chemii i w sekundę spadasz na ziemię. Nie wszedłeś schodek po schodku, nie doświadczyłeś po kolei wszystkich etapów, więc nie wiesz jak tam wejść. Łatwo wpaść w pułapkę lenistwa i korzystać tylko z tego jednego poznanego sposobu na stany ekstatyczne.

- Dopalacze i sklepy RC. Pomijając Twoje osobiste doświadczenia - jak myślisz skąd się to cholerstwo wzięło i o czym świadczy fakt, że ludzie tak chętnie sięgają po nie do końca zbadane narkotyki?

- Nasza kultura zgubiła ekstatyczność, zgubiła stany transowe. W Ameryce Południowej w niektórych kościołach dostajesz w trakcie ceremonii wywar z Ayahuascą, a u nas opłatek. Ludzie przez całą mszę nie wiedzą po co w ogóle są w tym miejscu, programują swoją podświadomość hasłami “moja wina” itd. To nie są duchowe doświadczenia. W naszej kulturze tylko artyści, sportowcy i ludzie pracujący intensywnie nad jakimiś projektami doświadczają swoistego rodzaju stanów transowych. Świat Zachodu tęskni za tym.

Małe dzieci funkcjonują cały czas w stanie medytacyjnym, w falach theta. Bardzo łatwo wpadają też w trans. Spytaj się w przedszkolu dzieci, które z nich umie tańczyć albo śpiewać. Podniosę rękę wszystkie albo niemalże wszystkie. Zadaj to samo pytanie w gimnazjum. Frekwencja spada drastycznie. Ponów pytanie wśród studentów - może z 1 osoba podniesie dłoń.

W ponad połowie polskich domów istnieje zjawisko alkoholizmu albo jakiś innych patologii. Przez całe dzieciństwo społeczeństwo zamiast słuchać się dzieci i czerpać od nich, to stawia się w pozycji wyższej, tych którzy rzekomo mają uczyć dzieci, przez co zasypują je szlamem dogmatów, nakazów i zakazów piętnując ich naturę. Wkracza taki zblokowany człowiek w dorosłe życie, gdzie jest to trudny etap, ponieważ większość z nas nie wie czym powinna się zająć w swoim życiu. Masz 20 lat, nie wiesz kim jesteś, twój umysł jest zainfekowany stereotypami i idziesz na studia, po których rzekomo będziesz miał dobrze płatną pracę. Nieliczni stawiają na serce i mają odwagę szukać swego miejsca w społeczeństwie. Wtedy rodzice napierają często na nich, że powinni coś robić, pójść do pracy albo na studia, jakby to były jedyne możliwości. No i wtedy wiele osób sięga po różne substancje, które pozwolą im się na chwilę rozluźnić, zapomnieć o problemach. Albo masz 30 czy 40 lat i nie cierpisz swojej pracy i tego, że to jest etat. Nie wychodzi ci w relacjach, masz kredyt, nie masz pasji, więc szukasz czegoś co cię podkręci i przypomni o innych kolorach życia.

“Narkotyki” pokazują chorobę społeczeństwa industrialnego. Ludzie są gotowi męczyć się z kacem cały kolejny dzień za 3h euforii, albo mieć ogromny zjazd serotoninowy po MDMA za 4 godziny poczucia jedności z życiem i wszystkimi istotami. To się nie kalkuluje! Ale ludzie to robią, bo jest im źle w życiu i choć przez te kilka godzin mogą się poczuć jakby płynęli przez życie. No i jest to łatwe - za paręnaście złoty łykasz tabletkę, palisz skręta, wciągasz proszek czy wypijasz trochę płynu i masz ekstatyczny stan.

6274414980370141699649475.jpeg

Ludzie też często nie mają połączenie ze swoim ciałem. Brakuje im czegoś, co ja nazywam “świadomością zdrowia”. Nie patrzą na ciąg przyczynowo-skutkowy tylko na chwilowy stan, który chcą osiągnąć. Wiesz, w uzależnieniach chodzi przede wszystkim o emocje - uciekasz od jednych, zatracasz się w innych. Możesz mówić takim osobom, że po wypiciu alkoholu umierają komórki neuronowe w mózgu, że przy dużych dawkach MDMA czy LSD niektóre szlaki neuronalne bezpowrotnie giną. Te argumenty w ogóle do nich nie dotrą. Dlatego wiele osób sięga po dopalacze, o których nic nie wiemy. Mało tego, zobacz ile osób pali papierosy albo pije coca-colę, kiedy te produkty nie podają nigdzie swoich składów. Możesz mieć tam wrzucone dosłownie wszystko, ludzie i tak po to sięgną.

I ostatnia kwestia - całe społeczeństwo ćpa! W momencie, w którym zacząłem żyć we względnej trzeźwości, nagle nie miałem znajomych, którzy czegoś nie zażywają. Ciężko przebywa się z palaczami czy pijącymi, kiedy świeżo wychodzisz z uzależnienia, więc odcinasz się od tych osób, bo zaczynasz być w innym miejscu niż oni. Po jakimś czasie w miarę łapiesz dystans, wracasz do tych ludzi, ale nadajecie na innych falach. Jak masz samozaparcie to wkraczasz w nowe środowisko i często dalej jest problem. Ludzie nie potrafią przebywać ze sobą na trzeźwo. Włączają się ich blokady, wywala ich w podświadomość i kontakt z drugim człowiekiem często jest męczący. “Używki” łączą ludzi, choć jest to zbyt często oparte na iluzjach. Pasje czy wspólne zajawki też łączą ludzi, ale to wymaga już chociażby minimalnego wysiłku.

-Prowadzisz wykłady na temat “Legalnych roślin psychoaktywnych w Polsce”. Nie boisz się tak otwarcie edukować potencjalnych ćpunów?

Na moich wykładach zawsze przedstawiam duchowy aspekt obcowania z tymi roślinami. Podkreślam wielokrotnie w trakcie jednego wystąpienia jak ważny jest szacunek i intencja przed przyjęciem danej rośliny. Czystą intencją możemy kreować rezultat. Miałem takie doświadczenia z kakao, że przed wypiciem kubka prosiłem je o stymulacje i rześkość umysłu, bez euforii i dostawałem taki efekt. Innym razem jak się gdzieś zablokowałem w życiu to poprosiłem o otwarcie serca i poprawę nastroju i w tę stronę poszło działanie rośliny.

Obserwuję też jakich ludzi przyciągam na te wykłady i powiem ci, że zdarzają się osoby poszukujące odlotów, ale w większości są to mega inteligentne jednostki w każdym wieku, włącznie z babciami :)

1-20170612121823.jpg

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…