Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

Szukaj


 

Znalazłem 59 takich materiałów
Miejsca, w których lepiej nie zażywać narkotyków – Narkotyki towarzyszyły nam od zawsze, np. nasz małpopodobny przodek zapychał się psylocybinowymi grzybkami, mieszkańcy południowoamerykańskich gór poszerzali swą świadomość za pomocą meskaliny pozyskanej z kaktusów, a Indoirańczycy posilali się tajemniczą, psychoaktywną somą. Czasy się jednak zmieniły, a wraz z nimi nadszedł nowy porządek świata. Mające ogromne znaczenie w kształtowaniu kultury, naturalne substancje w większości krajów świata zostały sprowadzone do roli nielegalnej rozrywki dla ludzi ze społecznego marginesu. Dlatego też osoby pragnący poszerzyć nieco swe „drzwi percepcji” powinny unikać tych oto państw.

Chiny

Lepiej, aby Chińczycy nie budzili się zbyt szybko – jeszcze by doszli do wniosku, że komunizm jest be? Władze najbardziej zaludnionego państwa na świecie dbają więc o to, aby obywatele nie mieli kontaktu z nielegalnymi substancjami. Za handel narkotykami dostaje się najczęściej karę śmierci. Rocznie życie traci od 2000 do nawet 15 000 dilerów i osób związanych z obrotem narkotykami. Niełatwo mają też ich konsumenci (w 2005 roku do więzienia trafiło 53 000 osób) oraz szmuglerzy - ci za tego typu przemyt również karani są śmiercią.

Indonezja

W słynącym z opinii najbardziej bezwzględnego dla miłośników substancji psychoaktywnych, państwie za samo posiadanie niewielkiej ilości trawki spędzić można od 10 do 15 lat w miejscu, które przypomina połączenie „ekonomicznego” obozu koncentracyjnego z prawdziwym piekłem na ziemi. Natomiast, jeśli chodzi o handlarzy narkotykami, to dostają oni wyroki w trybie natychmiastowym, dosłownie na moment przed skonfrontowaniem się z plutonem egzekucyjnym.

Iran

Islamski reżim pilnuje, aby obywatele nie sięgali po narkotyki. Oczywiście, jak można się domyślić - owa kontrola polega tam na wieszaniu lub skracaniu dilerów o głowę i surowym karaniu użytkowników zakazanych substancji. Jeśli zostaniesz tam złapany z kilkugramowym bluntem w ustach, czeka Cię upokarzająca kara polegająca na publicznym wymierzeniu ci 70 batów na gołe plecy.

Malezja

Problem narkotyków został tam rozwiązany w prosty sposób – jeśli posiadasz ich małą ilość, to władza potraktuje Cie łaskawie i trafisz do więzienia na wiele lat. Jeśli natomiast masz pecha i zakupiłeś nieco większą ilość tych substancji to automatycznie traktowany jesteś jako handlarz narkotykami i czeka Cię kara śmierci.

Swoją drogą - polecamy związany z tą tematyką film - "Powrót do Raju".

Filipiny

Do niedawna osoby podejrzane o handel narkotykami, które w momencie zatrzymania miały przy sobie od 8 gramów opium, heroiny, morfiny czy kokainy skazywane były na śmierć. Najcięższy wymiar kary został na Filipinach zniesiony (w 2006 roku w momencie wejścia nowego prawa w życie, 1230 więźniów czekających na wykonanie wyroku miało powód do świętowania). Minimalna karą za przestępstwa narkotykowe jest 12 lat więzienia.

Wietnam

Tu sprawa wygląda bardziej humanitarnie. Przede wszystkim – zażywanie narkotyków zostało tam całkiem niedawno zdekryminalizowane. Złapanych na posiadaniu nielegalnych dragów z miejsca uznaje się za osoby uzależnione, a co za tym idzie – potrzebujące leczenia. Państwo pomaga więc swym obywatelom i w trosce o ich zdrowie wysyła takich delikwentów na przymusową rehabilitację. Dotyczy to zarówno obywateli Wietnamu, jak i turystów, którzy mieli nieszczęście skusić się na małego jointa. W latach 2000-2010 z programów odwykowych „skorzystało” 309 tysięcy ludzi. W ramach „odwyku” rehabilitanci morzeni są głodem i poddawani torturom. Organizacje Obrony Praw Człowieka zwracają też uwagę na to, że osoby skierowane na rehabilitację zmuszane są do niewolniczej pracy na rzecz prywatnych firm, a międzynarodowi „darczyńcy” i filantropijni przedsiębiorcy przymykają oko na wszelkie zachodzące w takich miejscach nadużycia.

Zjednoczone Emiraty Arabskie

Ekskluzywne apartamentowce, wielkie baseny, prywatne wyspy i przepiękne, pocztówkowe widoczki, wywołują u wielu pragnienie posiadania własnego źródełka naftowego... O ile fajnie by było wydać fortunę podczas kilkudniowego pobytu w Abu Dhabi, to już całkiem złym pomysłem jest nawet niewinna myśl o polepszenia sobie humoru niedozwolonymi używkami. Zacznijmy od alkoholu – jeśli jesteś niemuzułmańskim turystą musisz zgłosić się do miejscowego komisariatu, gdzie wydana ci zostanie specjalna licencja uprawniająca cię do konsumpcji procentowych napojów. Lepiej abyś miał ją zawsze przy sobie.

Jeśli zaś chodzi o narkotyki, to państwo aż do przesady dba o to, aby nikt po nie nie sięgał. I dba o to w sposób dość szczegółowy. W 2008 roku Brytyjczyk Keith Brown został aresztowany na lotnisku w Dubaju. Do podeszwy buta zatrzymanego przykleiła się porcja marihuany ważąca (uwaga!) 0,003 grama. To ilość tak mała, że praktycznie nie jest wykrywalna gołym okiem. Na szczęście, dzięki zaawansowanej technologii udało się zidentyfikować podejrzany okruszek i wsadzić Keitha na cztery lata do kicia.

Miejsca, w których lepiej nie zażywać narkotyków

Narkotyki towarzyszyły nam od zawsze, np. nasz małpopodobny przodek zapychał się psylocybinowymi grzybkami, mieszkańcy południowoamerykańskich gór poszerzali swą świadomość za pomocą meskaliny pozyskanej z kaktusów, a Indoirańczycy posilali się tajemniczą, psychoaktywną somą. Czasy się jednak zmieniły, a wraz z nimi nadszedł nowy porządek świata. Mające ogromne znaczenie w kształtowaniu kultury, naturalne substancje w większości krajów świata zostały sprowadzone do roli nielegalnej rozrywki dla ludzi ze społecznego marginesu. Dlatego też osoby pragnący poszerzyć nieco swe „drzwi percepcji” powinny unikać tych oto państw.

Chiny

Lepiej, aby Chińczycy nie budzili się zbyt szybko – jeszcze by doszli do wniosku, że komunizm jest be? Władze najbardziej zaludnionego państwa na świecie dbają więc o to, aby obywatele nie mieli kontaktu z nielegalnymi substancjami. Za handel narkotykami dostaje się najczęściej karę śmierci. Rocznie życie traci od 2000 do nawet 15 000 dilerów i osób związanych z obrotem narkotykami. Niełatwo mają też ich konsumenci (w 2005 roku do więzienia trafiło 53 000 osób) oraz szmuglerzy - ci za tego typu przemyt również karani są śmiercią.

Indonezja

W słynącym z opinii najbardziej bezwzględnego dla miłośników substancji psychoaktywnych, państwie za samo posiadanie niewielkiej ilości trawki spędzić można od 10 do 15 lat w miejscu, które przypomina połączenie „ekonomicznego” obozu koncentracyjnego z prawdziwym piekłem na ziemi. Natomiast, jeśli chodzi o handlarzy narkotykami, to dostają oni wyroki w trybie natychmiastowym, dosłownie na moment przed skonfrontowaniem się z plutonem egzekucyjnym.

Iran

Islamski reżim pilnuje, aby obywatele nie sięgali po narkotyki. Oczywiście, jak można się domyślić - owa kontrola polega tam na wieszaniu lub skracaniu dilerów o głowę i surowym karaniu użytkowników zakazanych substancji. Jeśli zostaniesz tam złapany z kilkugramowym bluntem w ustach, czeka Cię upokarzająca kara polegająca na publicznym wymierzeniu ci 70 batów na gołe plecy.

Malezja

Problem narkotyków został tam rozwiązany w prosty sposób – jeśli posiadasz ich małą ilość, to władza potraktuje Cie łaskawie i trafisz do więzienia na wiele lat. Jeśli natomiast masz pecha i zakupiłeś nieco większą ilość tych substancji to automatycznie traktowany jesteś jako handlarz narkotykami i czeka Cię kara śmierci.

Swoją drogą - polecamy związany z tą tematyką film - "Powrót do Raju".

Filipiny

Do niedawna osoby podejrzane o handel narkotykami, które w momencie zatrzymania miały przy sobie od 8 gramów opium, heroiny, morfiny czy kokainy skazywane były na śmierć. Najcięższy wymiar kary został na Filipinach zniesiony (w 2006 roku w momencie wejścia nowego prawa w życie, 1230 więźniów czekających na wykonanie wyroku miało powód do świętowania). Minimalna karą za przestępstwa narkotykowe jest 12 lat więzienia.

Wietnam

Tu sprawa wygląda bardziej humanitarnie. Przede wszystkim – zażywanie narkotyków zostało tam całkiem niedawno zdekryminalizowane. Złapanych na posiadaniu nielegalnych dragów z miejsca uznaje się za osoby uzależnione, a co za tym idzie – potrzebujące leczenia. Państwo pomaga więc swym obywatelom i w trosce o ich zdrowie wysyła takich delikwentów na przymusową rehabilitację. Dotyczy to zarówno obywateli Wietnamu, jak i turystów, którzy mieli nieszczęście skusić się na małego jointa. W latach 2000-2010 z programów odwykowych „skorzystało” 309 tysięcy ludzi. W ramach „odwyku” rehabilitanci morzeni są głodem i poddawani torturom. Organizacje Obrony Praw Człowieka zwracają też uwagę na to, że osoby skierowane na rehabilitację zmuszane są do niewolniczej pracy na rzecz prywatnych firm, a międzynarodowi „darczyńcy” i filantropijni przedsiębiorcy przymykają oko na wszelkie zachodzące w takich miejscach nadużycia.

Zjednoczone Emiraty Arabskie

Ekskluzywne apartamentowce, wielkie baseny, prywatne wyspy i przepiękne, pocztówkowe widoczki, wywołują u wielu pragnienie posiadania własnego źródełka naftowego... O ile fajnie by było wydać fortunę podczas kilkudniowego pobytu w Abu Dhabi, to już całkiem złym pomysłem jest nawet niewinna myśl o polepszenia sobie humoru niedozwolonymi używkami. Zacznijmy od alkoholu – jeśli jesteś niemuzułmańskim turystą musisz zgłosić się do miejscowego komisariatu, gdzie wydana ci zostanie specjalna licencja uprawniająca cię do konsumpcji procentowych napojów. Lepiej abyś miał ją zawsze przy sobie.

Jeśli zaś chodzi o narkotyki, to państwo aż do przesady dba o to, aby nikt po nie nie sięgał. I dba o to w sposób dość szczegółowy. W 2008 roku Brytyjczyk Keith Brown został aresztowany na lotnisku w Dubaju. Do podeszwy buta zatrzymanego przykleiła się porcja marihuany ważąca (uwaga!) 0,003 grama. To ilość tak mała, że praktycznie nie jest wykrywalna gołym okiem. Na szczęście, dzięki zaawansowanej technologii udało się zidentyfikować podejrzany okruszek i wsadzić Keitha na cztery lata do kicia.

Wynalazki, które wykorzystaliśmy przeciwko sobie – Niedługo ma nastąpić kolejny wielki krok w „podboju kosmosu” przez człowieka. Zgodnie z zapowiedziami Europejskiej Agencji Kosmicznej, projekt wysłania załogowej misja na Marsa, będącej częścią programu Aurora, ma zostać wprowadzony w życie w roku 2030.
W swoim dążeniu do poszerzania terytorium zapominamy jednak o tym jakim typem pasożyta jesteśmy i że z każdego wielkiego wynalazku potrafimy dość szybko zrobić broń, którą następnie strzelamy sobie w kolano. 


Cyklon B

Opracowany przez laureata Nagrody Nobla, Fritza Habera, Cyklon B służyć miał jako środek do dezynfekcji. Doskonale też sprawdzał się w formie substancji odwszawiającej ubrania.
Kiedy okazało się, że z czterokilogramowej, taniej jak barszcz, porcji Cyklonu B można stworzyć gaz zabijający nawet do tysiąca osób, środek ten trafił do niemieckich obozów śmierci i stosowany był do eksterminowania ludzi w komorach gazowych.


Czynnik pomarańczowy

Arthur Galston był amerykańskim biotechnologiem, który po wielu latach swojej pracy, stworzył substancję przyspieszającą wzrost i kwitnięcie soi. Dzięki temu można by było sadzić tę bogatą w białko roślinę, na terenach gdzie sezon uprawny trwa krócej.
Kiedy okazało się, że substancja jest jednak silnie trująca zarówno dla roślin, jak i dla zwierząt, wynalazkiem zainteresowała się armia USA. W efekcie 77 milionów litrów preparatu rozpylonych zostało nad Wietnamem. W wyniku jego działania życie straciło do 400 000 osób. Innymi efektami były silne mutacje rodzących się później dzieci. Pod koniec XX wieku wytaczano procesy m.in. firmie Monsanto (tak, tą od niesławnego GMO), która ów środek produkowała.


Dynamit

Wynalazca Alfred Nobel zastrzegł sobie dokładnie 355 patentów. Wśród nich znalazł się dynamit, czyli krzemionka nasączona niewielka ilością nitrogliceryny. Plastyczną masę można było umieszczać w skalnych szczelinach i wysadzać za pomocą specjalnych detonatorów. Miało to usprawnić i przyspieszyć pracę górników. 
 
Jak można było się spodziewać, materiał wybuchowy znalazł uznanie nie tylko wśród górników. Dynamit poszedł w kamasze. Niestety, słabo sprawdzał się na polu bitwy. Próby wystrzelenia ładunku w kierunku wroga bardzo często kończyły się przedwczesną eksplozją... Za to świetnie sprawdził się w rękach anarchistów, bolszewików i grup terrorystycznych np. w 1881 roku rosyjscy rewolucjoniści wysadzili w powietrze samego cara Aleksandra II.
 

Sarin

Dr. Gerhard Schrader był niemieckim chemikiem, który pracował nad substancją owadobójczą. Naukowiec miał nadzieję stworzyć środek, który można będzie rozpylić nad uprawami regularnie niszczonymi przez szkodniki. Schrader uważał, że taki wynalazek mógłby być olbrzymim krokiem w walce z głodem na świecie

W 1939 roku, doktor całkiem przypadkiem, pracując nad substancją owadobójczą na zlecenie pewnego koncernu chemicznego, stworzył sarin - silnie toksyczny związek, który w minimalnych nawet ilościach jest w stanie błyskawicznie uśmiercić człowieka. Wprawdzie substancja dość szybko trafiła pod skrzydła armii, jednak w praktyce została ona wykorzystana dopiero pod koniec ubiegłego wieku. W 1988 podczas ataku przeprowadzonego przez Irak na kurdyjskie miasto Halabdża, mieszanka gazowa, w skład której wszedł sarin, zabiła ok. 5000 osób. Substancja ta została również rozpylona w tokijskim metrze w 1995 roku przez członków sekty Najwyższa Prawda.

 
Trotyl

Joseph Wilbrand (kolejny Niemiec, który chciał dobrze, ale niestety, jego intencje nie sprawdziły się w praktyce) był chemikiem, który w połowie XIX wieku odkrył trotyl - związek chemiczny, który bardzo ładnie farbował bawełnę oraz jedwab na kolor żółty... Komercyjnego sukcesu wynalazek ten jednak nie odniósł. Aż do momentu, w którym na jaw wyszły wybuchowe właściwości trotylu.

Od pierwszych lat XX wieku trotyl został zaadoptowany przez światowe armie i w wielu krajach stosowany jest do dzisiaj. Służył jako wypełnienie do pocisków i min. Zawrotną karierę zrobił na bitewnych polach podczas obu wojen światowych.

 
Broń maszynowa

Wbrew temu co może się wydawać, wynalazek Johna Gatlinga miał, na swój sposób, całkiem humanitarne podwaliny (podobnie jak skonstruowana jakiś czas wcześniej gilotyna...). Otóż twórca pierwszej broni maszynowej zauważył, że dzięki zastosowaniu w bitwie szybkostrzelnego działa można będzie zmniejszyć ilość żołnierzy - wszakże jedna taka maszyna może zastąpić stu żywych strzelców! 

Broń Johna Gatlinga świetnie sprawdziła się podczas „poszerzania” wpływów kolonialnych. Za pomocą takiego oręża wyrżnięto w pień spore oddziały, uzbrojonych w prymitywną broń, wojowników z plemienia Zulu i Matabele. Gęstymi seriami oberwali też Beduini. Zachwyceni skutecznością karabinów Rosjanie, zakupili ok. 400 takich urządzeń. Przydała im się do zmasakrowania kawalerii podbijanego właśnie Turkmenistanu. Tymczasem w 1882 roku brytyjska marynarka wodna siekała gradem pocisków w Egipcjan z Aleksandrii.
 

Synteza jądrowa

Kiedy australijski fizyk - Mark Oliphant odkrył właściwości reagujących ze sobą cząsteczek wodoru, jeszcze nie zdawał sobie sprawy, że właśnie tworzy nową zabawkę, która nigdy nie powinna trafić w ręce ludzi. Obserwując fuzję jądrową, Oliphant doszedł do wniosku, że ma do czynienia z energią, która prawdopodobnie „zasila słońce”. Zastosowanie takiego wynalazku mogło wprowadzić ludzkość w całkiem nowy rozdział w ich dziejach. Gdybyśmy tylko nie byli tak bardzo autodestrukcyjni.

Dziesięć lat później amerykański naukowiec - Edward Teller wykorzystał to wielkie odkrycie do zbudowania bomby wodorowej. Oliphant nigdy nawet nie pomyślał o tym, że ktoś będzie na tyle szalony i coś takiego stworzy...
 

 
Telewizja

Miało być tak pięknie - ludzie mieli otworzyć się na nowe medium łączącym w sobie dźwięk i obraz. Informacje miały do nas docierać szybciej niż kiedykolwiek, a programy telewizyjne, w myśl zasady „bawiąc - uczyć”, miały przynosić same korzyści zarówno dorosłym, jak i najmłodszym użytkownikom...
 
Polityczna propaganda, brak obiektywizmu, przekazy podprogowe, pranie mózgu reklamami, "Rozmowy w Toku", nachalny product placement i wszechobecne promowanie papkowatej, bezwartościowej rozrywki... Jeśli kiedykolwiek przedstawiciele jakiejś obcej cywilizacji przypadkiem „złapią” nadawane przez nas sygnały to mocno się zdziwią. Nie daj Boże, aby akurat była to japońska stacja TV w momencie największej oglądalności!.


Może więc lepiej, abyśmy nie rozprzestrzeniali ludzkiej zarazy po kosmosie – dla dobra innych istot żywych, lepiej abyśmy pozostali na Ziemi i kontynuowali sianie chaosu i zniszczenia na naszym podwórku.

Wynalazki, które wykorzystaliśmy przeciwko sobie

Niedługo ma nastąpić kolejny wielki krok w „podboju kosmosu” przez człowieka. Zgodnie z zapowiedziami Europejskiej Agencji Kosmicznej, projekt wysłania załogowej misja na Marsa, będącej częścią programu Aurora, ma zostać wprowadzony w życie w roku 2030.
W swoim dążeniu do poszerzania terytorium zapominamy jednak o tym jakim typem pasożyta jesteśmy i że z każdego wielkiego wynalazku potrafimy dość szybko zrobić broń, którą następnie strzelamy sobie w kolano.


Cyklon B

Opracowany przez laureata Nagrody Nobla, Fritza Habera, Cyklon B służyć miał jako środek do dezynfekcji. Doskonale też sprawdzał się w formie substancji odwszawiającej ubrania.
Kiedy okazało się, że z czterokilogramowej, taniej jak barszcz, porcji Cyklonu B można stworzyć gaz zabijający nawet do tysiąca osób, środek ten trafił do niemieckich obozów śmierci i stosowany był do eksterminowania ludzi w komorach gazowych.


Czynnik pomarańczowy

Arthur Galston był amerykańskim biotechnologiem, który po wielu latach swojej pracy, stworzył substancję przyspieszającą wzrost i kwitnięcie soi. Dzięki temu można by było sadzić tę bogatą w białko roślinę, na terenach gdzie sezon uprawny trwa krócej.
Kiedy okazało się, że substancja jest jednak silnie trująca zarówno dla roślin, jak i dla zwierząt, wynalazkiem zainteresowała się armia USA. W efekcie 77 milionów litrów preparatu rozpylonych zostało nad Wietnamem. W wyniku jego działania życie straciło do 400 000 osób. Innymi efektami były silne mutacje rodzących się później dzieci. Pod koniec XX wieku wytaczano procesy m.in. firmie Monsanto (tak, tą od niesławnego GMO), która ów środek produkowała.


Dynamit

Wynalazca Alfred Nobel zastrzegł sobie dokładnie 355 patentów. Wśród nich znalazł się dynamit, czyli krzemionka nasączona niewielka ilością nitrogliceryny. Plastyczną masę można było umieszczać w skalnych szczelinach i wysadzać za pomocą specjalnych detonatorów. Miało to usprawnić i przyspieszyć pracę górników.

Jak można było się spodziewać, materiał wybuchowy znalazł uznanie nie tylko wśród górników. Dynamit poszedł w kamasze. Niestety, słabo sprawdzał się na polu bitwy. Próby wystrzelenia ładunku w kierunku wroga bardzo często kończyły się przedwczesną eksplozją... Za to świetnie sprawdził się w rękach anarchistów, bolszewików i grup terrorystycznych np. w 1881 roku rosyjscy rewolucjoniści wysadzili w powietrze samego cara Aleksandra II.


Sarin

Dr. Gerhard Schrader był niemieckim chemikiem, który pracował nad substancją owadobójczą. Naukowiec miał nadzieję stworzyć środek, który można będzie rozpylić nad uprawami regularnie niszczonymi przez szkodniki. Schrader uważał, że taki wynalazek mógłby być olbrzymim krokiem w walce z głodem na świecie

W 1939 roku, doktor całkiem przypadkiem, pracując nad substancją owadobójczą na zlecenie pewnego koncernu chemicznego, stworzył sarin - silnie toksyczny związek, który w minimalnych nawet ilościach jest w stanie błyskawicznie uśmiercić człowieka. Wprawdzie substancja dość szybko trafiła pod skrzydła armii, jednak w praktyce została ona wykorzystana dopiero pod koniec ubiegłego wieku. W 1988 podczas ataku przeprowadzonego przez Irak na kurdyjskie miasto Halabdża, mieszanka gazowa, w skład której wszedł sarin, zabiła ok. 5000 osób. Substancja ta została również rozpylona w tokijskim metrze w 1995 roku przez członków sekty Najwyższa Prawda.


Trotyl

Joseph Wilbrand (kolejny Niemiec, który chciał dobrze, ale niestety, jego intencje nie sprawdziły się w praktyce) był chemikiem, który w połowie XIX wieku odkrył trotyl - związek chemiczny, który bardzo ładnie farbował bawełnę oraz jedwab na kolor żółty... Komercyjnego sukcesu wynalazek ten jednak nie odniósł. Aż do momentu, w którym na jaw wyszły wybuchowe właściwości trotylu.

Od pierwszych lat XX wieku trotyl został zaadoptowany przez światowe armie i w wielu krajach stosowany jest do dzisiaj. Służył jako wypełnienie do pocisków i min. Zawrotną karierę zrobił na bitewnych polach podczas obu wojen światowych.


Broń maszynowa

Wbrew temu co może się wydawać, wynalazek Johna Gatlinga miał, na swój sposób, całkiem humanitarne podwaliny (podobnie jak skonstruowana jakiś czas wcześniej gilotyna...). Otóż twórca pierwszej broni maszynowej zauważył, że dzięki zastosowaniu w bitwie szybkostrzelnego działa można będzie zmniejszyć ilość żołnierzy - wszakże jedna taka maszyna może zastąpić stu żywych strzelców!

Broń Johna Gatlinga świetnie sprawdziła się podczas „poszerzania” wpływów kolonialnych. Za pomocą takiego oręża wyrżnięto w pień spore oddziały, uzbrojonych w prymitywną broń, wojowników z plemienia Zulu i Matabele. Gęstymi seriami oberwali też Beduini. Zachwyceni skutecznością karabinów Rosjanie, zakupili ok. 400 takich urządzeń. Przydała im się do zmasakrowania kawalerii podbijanego właśnie Turkmenistanu. Tymczasem w 1882 roku brytyjska marynarka wodna siekała gradem pocisków w Egipcjan z Aleksandrii.


Synteza jądrowa

Kiedy australijski fizyk - Mark Oliphant odkrył właściwości reagujących ze sobą cząsteczek wodoru, jeszcze nie zdawał sobie sprawy, że właśnie tworzy nową zabawkę, która nigdy nie powinna trafić w ręce ludzi. Obserwując fuzję jądrową, Oliphant doszedł do wniosku, że ma do czynienia z energią, która prawdopodobnie „zasila słońce”. Zastosowanie takiego wynalazku mogło wprowadzić ludzkość w całkiem nowy rozdział w ich dziejach. Gdybyśmy tylko nie byli tak bardzo autodestrukcyjni.

Dziesięć lat później amerykański naukowiec - Edward Teller wykorzystał to wielkie odkrycie do zbudowania bomby wodorowej. Oliphant nigdy nawet nie pomyślał o tym, że ktoś będzie na tyle szalony i coś takiego stworzy...



Telewizja

Miało być tak pięknie - ludzie mieli otworzyć się na nowe medium łączącym w sobie dźwięk i obraz. Informacje miały do nas docierać szybciej niż kiedykolwiek, a programy telewizyjne, w myśl zasady „bawiąc - uczyć”, miały przynosić same korzyści zarówno dorosłym, jak i najmłodszym użytkownikom...

Polityczna propaganda, brak obiektywizmu, przekazy podprogowe, pranie mózgu reklamami, "Rozmowy w Toku", nachalny product placement i wszechobecne promowanie papkowatej, bezwartościowej rozrywki... Jeśli kiedykolwiek przedstawiciele jakiejś obcej cywilizacji przypadkiem „złapią” nadawane przez nas sygnały to mocno się zdziwią. Nie daj Boże, aby akurat była to japońska stacja TV w momencie największej oglądalności!.


Może więc lepiej, abyśmy nie rozprzestrzeniali ludzkiej zarazy po kosmosie – dla dobra innych istot żywych, lepiej abyśmy pozostali na Ziemi i kontynuowali sianie chaosu i zniszczenia na naszym podwórku.

NOWY PORZĄDEK ŚWIATA

System Rezerw Federalnych, Grupa Bilderberg, sowa w Bohemian Grove, Rockefellerowie, Unia Europejska, ładunki wybuchowe w WTC, terroryzm, kulisy I i II wś, Wietnam, Irak, Afganistan= MANIPULACJA, KASA, WŁADZA

Mikrofale – To jest projekt na konkurs naukowy wykonany przez dziewczynę w secondary school (odpowiednik polskiego gimnazjum) w Sussex (hrabstwo w południowo-wschodniej Anglii). Wzięła przefiltrowaną wodę i podzieliła ją na dwie części. Pierwszą zagotowała na patelni, a drugą w mikrofalówce. Następnie po ochłodzeniu podlała nimi dwie identyczne rośliny, żeby sprawdzić, czy będzie można zauważyć jakąkolwiek różnicę w tych, które wyrosły na zwyczajnie podgrzanej wodzie i wodzie zagotowanej w mikrofalówce. Pomyślała, że struktura cząsteczek wody może być zdeformowana. Jak się okazało, nawet ona była była zdumiona różnicą, jaką wykazał eksperyment, który był wielokrotnie powtarzany przez jej znajomych z klasy z takim samym rezultatem.

Od pewnego czasu wiadomo, że problemem z czymkolwiek podgrzanym w mikrofali nie jest promieniowanie, ale to, w jaki sposób zniekształca DNA w żywności, tak, że ciało nie jest w stanie go rozpoznać.

Mikrofalówki nie działają w inny sposób, w zależności od tego, co do niej włożymy. Cokolwiek do niej trafi przechodzi ten sam destruktywny proces. Mikrofale wprawiają cząsteczki w drgania rotacyjne, coraz szybsze i szybsze. Ten ruch powoduje tarcie, które powodują denaturację oryginalnej struktury substancji. To skutkuje zniszczonymi witaminami, minerałami, białkami i tworzy nowy związek zwany "radiolytic compounds" (w wolnym tłumaczeniu: zradiolizowane związki chemiczne), które nie występują w przyrodzie.

Z tego powodu nasz organizm magazynuje je w komórkach tłuszczowych, żeby się obronić przed "martwą" żywnością, albo szybko ją wyeliminować. Pomyślcie o wszystkich matkach podgrzewających mleko w tych "bezpiecznych" urządzeniach. A co powiecie na pielęgniarkę w Kanadzie która podgrzała krew dla pacjenta oczekującego na transfuzję i nieumyślnie go zabiła, kiedy krew stała się "martwa"? Producenci oczywiście mówią, że to jest bezpieczne... Oceńcie sami. Dowód jest przedstawiony na zdjęciu powyżej.

Mikrofale

To jest projekt na konkurs naukowy wykonany przez dziewczynę w secondary school (odpowiednik polskiego gimnazjum) w Sussex (hrabstwo w południowo-wschodniej Anglii). Wzięła przefiltrowaną wodę i podzieliła ją na dwie części. Pierwszą zagotowała na patelni, a drugą w mikrofalówce. Następnie po ochłodzeniu podlała nimi dwie identyczne rośliny, żeby sprawdzić, czy będzie można zauważyć jakąkolwiek różnicę w tych, które wyrosły na zwyczajnie podgrzanej wodzie i wodzie zagotowanej w mikrofalówce. Pomyślała, że struktura cząsteczek wody może być zdeformowana. Jak się okazało, nawet ona była była zdumiona różnicą, jaką wykazał eksperyment, który był wielokrotnie powtarzany przez jej znajomych z klasy z takim samym rezultatem.

Od pewnego czasu wiadomo, że problemem z czymkolwiek podgrzanym w mikrofali nie jest promieniowanie, ale to, w jaki sposób zniekształca DNA w żywności, tak, że ciało nie jest w stanie go rozpoznać.

Mikrofalówki nie działają w inny sposób, w zależności od tego, co do niej włożymy. Cokolwiek do niej trafi przechodzi ten sam destruktywny proces. Mikrofale wprawiają cząsteczki w drgania rotacyjne, coraz szybsze i szybsze. Ten ruch powoduje tarcie, które powodują denaturację oryginalnej struktury substancji. To skutkuje zniszczonymi witaminami, minerałami, białkami i tworzy nowy związek zwany "radiolytic compounds" (w wolnym tłumaczeniu: zradiolizowane związki chemiczne), które nie występują w przyrodzie.

Z tego powodu nasz organizm magazynuje je w komórkach tłuszczowych, żeby się obronić przed "martwą" żywnością, albo szybko ją wyeliminować. Pomyślcie o wszystkich matkach podgrzewających mleko w tych "bezpiecznych" urządzeniach. A co powiecie na pielęgniarkę w Kanadzie która podgrzała krew dla pacjenta oczekującego na transfuzję i nieumyślnie go zabiła, kiedy krew stała się "martwa"? Producenci oczywiście mówią, że to jest bezpieczne... Oceńcie sami. Dowód jest przedstawiony na zdjęciu powyżej.

Niech żyje śmierć... – O nekrofilii i cywilizacji śmierci tak pisał Erich Fromm:
Niebezpieczeństwo wojny nuklearnej jest tak blisko odczuwalne, że wydaje się prawdopodobne, że człowiek osiągnie nowy stan barbarzyństwa, zanim nawet będzie miał szansę znaleźć drogę do humanistycznego industrializmu. Jednakże nie można tracić jeszcze całej nadziei. [...] Po pierwsze, świadomość naszej patologicznej sytuacji, nie będąc jeszcze lekarstwem jest jednakże pierwszym krokiem ku wyleczeniu. Jeśli więcej ludzi uświadomi sobie różnice między miłością życia a miłością śmierci, jeśli uświadomią sobie, jak daleko już posunęli się w kierunku nekrofilii, sam ten szok może wywołać nowe, zdrowe reakcje. Co więcej, może wzrosnąć wrażliwość skierowana na tych, którzy przedkładają śmierć; wielu będzie mogło przeniknąć nabożne racjonalizacje zwolenników śmierci i zmienić swój podziw dla nich w odrazę. Ponadto nasza hipoteza może zasugerować ludziom angażującym się w sprawę pokoju i przeżycia, że należy podjąć wielki wysiłek, by osłabić pociąg ku śmierci i wzmocnić pociąg ku życiu.
Dlaczego nie powiedzieć głośno, że jest tylko jedna prawdziwie niebezpieczna działalność wywrotowa, działalność prowadząca do śmierci? Dlaczego ci, którzy reprezentują tradycje religii i humanizmu, nie mieliby powiedzieć głośno, że nie ma bardziej śmiertelnego grzechu, niż umiłowanie śmierci i potępienie życia? Dlaczego nie skłonić naszych najlepszych umysłów, naukowców, artystów, nauczycieli, by świadczyli, jak wzbudzać i rozwijać miłość życia, w przeciwieństwie do miłości gadżetów? Wiem, miłość gadżetów przynosi zyski korporacjom - miłość życia wymaga mniejszej ilości rzeczy - stąd jest mniej zyskowna.
Być może jest już za późno. Być może bomba neutronowa, które pozostawia całe miasta nienaruszone, bez życia, powinna być symbolem naszej cywilizacji. Ale powtarzam, ci z nas, którzy kochają życie, nie ugną się w pokłonie wobec zasad śmierci zanim wydamy nasze ostatnie tchnienie.

E. Fromm "Wojna w człowieku", wyd. Jacek Santorski & CO Agencja Wydawnicza, Warszawa 1994, str. 32-33.

Niech żyje śmierć...

O nekrofilii i cywilizacji śmierci tak pisał Erich Fromm:
Niebezpieczeństwo wojny nuklearnej jest tak blisko odczuwalne, że wydaje się prawdopodobne, że człowiek osiągnie nowy stan barbarzyństwa, zanim nawet będzie miał szansę znaleźć drogę do humanistycznego industrializmu. Jednakże nie można tracić jeszcze całej nadziei. [...] Po pierwsze, świadomość naszej patologicznej sytuacji, nie będąc jeszcze lekarstwem jest jednakże pierwszym krokiem ku wyleczeniu. Jeśli więcej ludzi uświadomi sobie różnice między miłością życia a miłością śmierci, jeśli uświadomią sobie, jak daleko już posunęli się w kierunku nekrofilii, sam ten szok może wywołać nowe, zdrowe reakcje. Co więcej, może wzrosnąć wrażliwość skierowana na tych, którzy przedkładają śmierć; wielu będzie mogło przeniknąć nabożne racjonalizacje zwolenników śmierci i zmienić swój podziw dla nich w odrazę. Ponadto nasza hipoteza może zasugerować ludziom angażującym się w sprawę pokoju i przeżycia, że należy podjąć wielki wysiłek, by osłabić pociąg ku śmierci i wzmocnić pociąg ku życiu.
Dlaczego nie powiedzieć głośno, że jest tylko jedna prawdziwie niebezpieczna działalność wywrotowa, działalność prowadząca do śmierci? Dlaczego ci, którzy reprezentują tradycje religii i humanizmu, nie mieliby powiedzieć głośno, że nie ma bardziej śmiertelnego grzechu, niż umiłowanie śmierci i potępienie życia? Dlaczego nie skłonić naszych najlepszych umysłów, naukowców, artystów, nauczycieli, by świadczyli, jak wzbudzać i rozwijać miłość życia, w przeciwieństwie do miłości gadżetów? Wiem, miłość gadżetów przynosi zyski korporacjom - miłość życia wymaga mniejszej ilości rzeczy - stąd jest mniej zyskowna.
Być może jest już za późno. Być może bomba neutronowa, które pozostawia całe miasta nienaruszone, bez życia, powinna być symbolem naszej cywilizacji. Ale powtarzam, ci z nas, którzy kochają życie, nie ugną się w pokłonie wobec zasad śmierci zanim wydamy nasze ostatnie tchnienie.

E. Fromm "Wojna w człowieku", wyd. Jacek Santorski & CO Agencja Wydawnicza, Warszawa 1994, str. 32-33.

Źródło:

Wiersz Jerzego Biskłonia

BRELOCZEK – Chińczycy wymyślili nowy rodzaj breloczków. W małej przeźroczystej torebce "zaspawane" jest zwierzątko. Żółwik, rybka koi, jaszczurka. Chińczycy wmawiają kupującym, że zwierzątko żyje długo i przynosi szczęście właścicielowi. W rzeczywistości umiera z braku tlenu w męczarniach po kilku godzinach.

BRELOCZEK

Chińczycy wymyślili nowy rodzaj breloczków. W małej przeźroczystej torebce "zaspawane" jest zwierzątko. Żółwik, rybka koi, jaszczurka. Chińczycy wmawiają kupującym, że zwierzątko żyje długo i przynosi szczęście właścicielowi. W rzeczywistości umiera z braku tlenu w męczarniach po kilku godzinach.

Nowy horyzont – Wiszące bambusowe ogrody.

Nowy horyzont

Wiszące bambusowe ogrody.

Jak w USA z trawką walczono

Legalizacja marihuany to temat szczególnie kontrowersyjny. Trawkę pali prawdopodobnie taka ilość ludzi, że aresztowanie ich wszystkich zajęłoby lata, a i trzeba by wydać ogromne pieniądze na budowanie nowych więzień. Przyjrzyjmy się, jak wyglądała walka z tym „narkotykiem” w USA.

Czytaj dalej →