Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

Szukaj


 

Znalazłem 130 takich materiałów
Spragniony ? – Gorąco? Chcesz się napić? Wystarczy, że:

1. weźmiesz ze sobą 20 litrowy baniak na wodę

2. przejdziesz 6 km w palącym słońcu do najbliższego zbiornika z wodą

3. możesz zabrać swoje dziecko, przyniesie chociaż z 5 litrów

Brzmi dziwnie? Nie dla mieszkańców Sudanu Południowego. Pomóż budować studnię:
http://www.siepomaga.pl/f/polskaakcjahumanitarna/c/792

I równie ważne ! Zacznij doceniać to, jakim skarbem jest nieograniczony dostęp do wody w kraju cywilizowanym :)

Spragniony ?

Gorąco? Chcesz się napić? Wystarczy, że:

1. weźmiesz ze sobą 20 litrowy baniak na wodę

2. przejdziesz 6 km w palącym słońcu do najbliższego zbiornika z wodą

3. możesz zabrać swoje dziecko, przyniesie chociaż z 5 litrów

Brzmi dziwnie? Nie dla mieszkańców Sudanu Południowego. Pomóż budować studnię:
http://www.siepomaga.pl/f/polskaakcjahumanitarna/c/792

I równie ważne ! Zacznij doceniać to, jakim skarbem jest nieograniczony dostęp do wody w kraju cywilizowanym :)

Wynalazki, które wykorzystaliśmy przeciwko sobie – Niedługo ma nastąpić kolejny wielki krok w „podboju kosmosu” przez człowieka. Zgodnie z zapowiedziami Europejskiej Agencji Kosmicznej, projekt wysłania załogowej misja na Marsa, będącej częścią programu Aurora, ma zostać wprowadzony w życie w roku 2030.
W swoim dążeniu do poszerzania terytorium zapominamy jednak o tym jakim typem pasożyta jesteśmy i że z każdego wielkiego wynalazku potrafimy dość szybko zrobić broń, którą następnie strzelamy sobie w kolano. 


Cyklon B

Opracowany przez laureata Nagrody Nobla, Fritza Habera, Cyklon B służyć miał jako środek do dezynfekcji. Doskonale też sprawdzał się w formie substancji odwszawiającej ubrania.
Kiedy okazało się, że z czterokilogramowej, taniej jak barszcz, porcji Cyklonu B można stworzyć gaz zabijający nawet do tysiąca osób, środek ten trafił do niemieckich obozów śmierci i stosowany był do eksterminowania ludzi w komorach gazowych.


Czynnik pomarańczowy

Arthur Galston był amerykańskim biotechnologiem, który po wielu latach swojej pracy, stworzył substancję przyspieszającą wzrost i kwitnięcie soi. Dzięki temu można by było sadzić tę bogatą w białko roślinę, na terenach gdzie sezon uprawny trwa krócej.
Kiedy okazało się, że substancja jest jednak silnie trująca zarówno dla roślin, jak i dla zwierząt, wynalazkiem zainteresowała się armia USA. W efekcie 77 milionów litrów preparatu rozpylonych zostało nad Wietnamem. W wyniku jego działania życie straciło do 400 000 osób. Innymi efektami były silne mutacje rodzących się później dzieci. Pod koniec XX wieku wytaczano procesy m.in. firmie Monsanto (tak, tą od niesławnego GMO), która ów środek produkowała.


Dynamit

Wynalazca Alfred Nobel zastrzegł sobie dokładnie 355 patentów. Wśród nich znalazł się dynamit, czyli krzemionka nasączona niewielka ilością nitrogliceryny. Plastyczną masę można było umieszczać w skalnych szczelinach i wysadzać za pomocą specjalnych detonatorów. Miało to usprawnić i przyspieszyć pracę górników. 
 
Jak można było się spodziewać, materiał wybuchowy znalazł uznanie nie tylko wśród górników. Dynamit poszedł w kamasze. Niestety, słabo sprawdzał się na polu bitwy. Próby wystrzelenia ładunku w kierunku wroga bardzo często kończyły się przedwczesną eksplozją... Za to świetnie sprawdził się w rękach anarchistów, bolszewików i grup terrorystycznych np. w 1881 roku rosyjscy rewolucjoniści wysadzili w powietrze samego cara Aleksandra II.
 

Sarin

Dr. Gerhard Schrader był niemieckim chemikiem, który pracował nad substancją owadobójczą. Naukowiec miał nadzieję stworzyć środek, który można będzie rozpylić nad uprawami regularnie niszczonymi przez szkodniki. Schrader uważał, że taki wynalazek mógłby być olbrzymim krokiem w walce z głodem na świecie

W 1939 roku, doktor całkiem przypadkiem, pracując nad substancją owadobójczą na zlecenie pewnego koncernu chemicznego, stworzył sarin - silnie toksyczny związek, który w minimalnych nawet ilościach jest w stanie błyskawicznie uśmiercić człowieka. Wprawdzie substancja dość szybko trafiła pod skrzydła armii, jednak w praktyce została ona wykorzystana dopiero pod koniec ubiegłego wieku. W 1988 podczas ataku przeprowadzonego przez Irak na kurdyjskie miasto Halabdża, mieszanka gazowa, w skład której wszedł sarin, zabiła ok. 5000 osób. Substancja ta została również rozpylona w tokijskim metrze w 1995 roku przez członków sekty Najwyższa Prawda.

 
Trotyl

Joseph Wilbrand (kolejny Niemiec, który chciał dobrze, ale niestety, jego intencje nie sprawdziły się w praktyce) był chemikiem, który w połowie XIX wieku odkrył trotyl - związek chemiczny, który bardzo ładnie farbował bawełnę oraz jedwab na kolor żółty... Komercyjnego sukcesu wynalazek ten jednak nie odniósł. Aż do momentu, w którym na jaw wyszły wybuchowe właściwości trotylu.

Od pierwszych lat XX wieku trotyl został zaadoptowany przez światowe armie i w wielu krajach stosowany jest do dzisiaj. Służył jako wypełnienie do pocisków i min. Zawrotną karierę zrobił na bitewnych polach podczas obu wojen światowych.

 
Broń maszynowa

Wbrew temu co może się wydawać, wynalazek Johna Gatlinga miał, na swój sposób, całkiem humanitarne podwaliny (podobnie jak skonstruowana jakiś czas wcześniej gilotyna...). Otóż twórca pierwszej broni maszynowej zauważył, że dzięki zastosowaniu w bitwie szybkostrzelnego działa można będzie zmniejszyć ilość żołnierzy - wszakże jedna taka maszyna może zastąpić stu żywych strzelców! 

Broń Johna Gatlinga świetnie sprawdziła się podczas „poszerzania” wpływów kolonialnych. Za pomocą takiego oręża wyrżnięto w pień spore oddziały, uzbrojonych w prymitywną broń, wojowników z plemienia Zulu i Matabele. Gęstymi seriami oberwali też Beduini. Zachwyceni skutecznością karabinów Rosjanie, zakupili ok. 400 takich urządzeń. Przydała im się do zmasakrowania kawalerii podbijanego właśnie Turkmenistanu. Tymczasem w 1882 roku brytyjska marynarka wodna siekała gradem pocisków w Egipcjan z Aleksandrii.
 

Synteza jądrowa

Kiedy australijski fizyk - Mark Oliphant odkrył właściwości reagujących ze sobą cząsteczek wodoru, jeszcze nie zdawał sobie sprawy, że właśnie tworzy nową zabawkę, która nigdy nie powinna trafić w ręce ludzi. Obserwując fuzję jądrową, Oliphant doszedł do wniosku, że ma do czynienia z energią, która prawdopodobnie „zasila słońce”. Zastosowanie takiego wynalazku mogło wprowadzić ludzkość w całkiem nowy rozdział w ich dziejach. Gdybyśmy tylko nie byli tak bardzo autodestrukcyjni.

Dziesięć lat później amerykański naukowiec - Edward Teller wykorzystał to wielkie odkrycie do zbudowania bomby wodorowej. Oliphant nigdy nawet nie pomyślał o tym, że ktoś będzie na tyle szalony i coś takiego stworzy...
 

 
Telewizja

Miało być tak pięknie - ludzie mieli otworzyć się na nowe medium łączącym w sobie dźwięk i obraz. Informacje miały do nas docierać szybciej niż kiedykolwiek, a programy telewizyjne, w myśl zasady „bawiąc - uczyć”, miały przynosić same korzyści zarówno dorosłym, jak i najmłodszym użytkownikom...
 
Polityczna propaganda, brak obiektywizmu, przekazy podprogowe, pranie mózgu reklamami, "Rozmowy w Toku", nachalny product placement i wszechobecne promowanie papkowatej, bezwartościowej rozrywki... Jeśli kiedykolwiek przedstawiciele jakiejś obcej cywilizacji przypadkiem „złapią” nadawane przez nas sygnały to mocno się zdziwią. Nie daj Boże, aby akurat była to japońska stacja TV w momencie największej oglądalności!.


Może więc lepiej, abyśmy nie rozprzestrzeniali ludzkiej zarazy po kosmosie – dla dobra innych istot żywych, lepiej abyśmy pozostali na Ziemi i kontynuowali sianie chaosu i zniszczenia na naszym podwórku.

Wynalazki, które wykorzystaliśmy przeciwko sobie

Niedługo ma nastąpić kolejny wielki krok w „podboju kosmosu” przez człowieka. Zgodnie z zapowiedziami Europejskiej Agencji Kosmicznej, projekt wysłania załogowej misja na Marsa, będącej częścią programu Aurora, ma zostać wprowadzony w życie w roku 2030.
W swoim dążeniu do poszerzania terytorium zapominamy jednak o tym jakim typem pasożyta jesteśmy i że z każdego wielkiego wynalazku potrafimy dość szybko zrobić broń, którą następnie strzelamy sobie w kolano.


Cyklon B

Opracowany przez laureata Nagrody Nobla, Fritza Habera, Cyklon B służyć miał jako środek do dezynfekcji. Doskonale też sprawdzał się w formie substancji odwszawiającej ubrania.
Kiedy okazało się, że z czterokilogramowej, taniej jak barszcz, porcji Cyklonu B można stworzyć gaz zabijający nawet do tysiąca osób, środek ten trafił do niemieckich obozów śmierci i stosowany był do eksterminowania ludzi w komorach gazowych.


Czynnik pomarańczowy

Arthur Galston był amerykańskim biotechnologiem, który po wielu latach swojej pracy, stworzył substancję przyspieszającą wzrost i kwitnięcie soi. Dzięki temu można by było sadzić tę bogatą w białko roślinę, na terenach gdzie sezon uprawny trwa krócej.
Kiedy okazało się, że substancja jest jednak silnie trująca zarówno dla roślin, jak i dla zwierząt, wynalazkiem zainteresowała się armia USA. W efekcie 77 milionów litrów preparatu rozpylonych zostało nad Wietnamem. W wyniku jego działania życie straciło do 400 000 osób. Innymi efektami były silne mutacje rodzących się później dzieci. Pod koniec XX wieku wytaczano procesy m.in. firmie Monsanto (tak, tą od niesławnego GMO), która ów środek produkowała.


Dynamit

Wynalazca Alfred Nobel zastrzegł sobie dokładnie 355 patentów. Wśród nich znalazł się dynamit, czyli krzemionka nasączona niewielka ilością nitrogliceryny. Plastyczną masę można było umieszczać w skalnych szczelinach i wysadzać za pomocą specjalnych detonatorów. Miało to usprawnić i przyspieszyć pracę górników.

Jak można było się spodziewać, materiał wybuchowy znalazł uznanie nie tylko wśród górników. Dynamit poszedł w kamasze. Niestety, słabo sprawdzał się na polu bitwy. Próby wystrzelenia ładunku w kierunku wroga bardzo często kończyły się przedwczesną eksplozją... Za to świetnie sprawdził się w rękach anarchistów, bolszewików i grup terrorystycznych np. w 1881 roku rosyjscy rewolucjoniści wysadzili w powietrze samego cara Aleksandra II.


Sarin

Dr. Gerhard Schrader był niemieckim chemikiem, który pracował nad substancją owadobójczą. Naukowiec miał nadzieję stworzyć środek, który można będzie rozpylić nad uprawami regularnie niszczonymi przez szkodniki. Schrader uważał, że taki wynalazek mógłby być olbrzymim krokiem w walce z głodem na świecie

W 1939 roku, doktor całkiem przypadkiem, pracując nad substancją owadobójczą na zlecenie pewnego koncernu chemicznego, stworzył sarin - silnie toksyczny związek, który w minimalnych nawet ilościach jest w stanie błyskawicznie uśmiercić człowieka. Wprawdzie substancja dość szybko trafiła pod skrzydła armii, jednak w praktyce została ona wykorzystana dopiero pod koniec ubiegłego wieku. W 1988 podczas ataku przeprowadzonego przez Irak na kurdyjskie miasto Halabdża, mieszanka gazowa, w skład której wszedł sarin, zabiła ok. 5000 osób. Substancja ta została również rozpylona w tokijskim metrze w 1995 roku przez członków sekty Najwyższa Prawda.


Trotyl

Joseph Wilbrand (kolejny Niemiec, który chciał dobrze, ale niestety, jego intencje nie sprawdziły się w praktyce) był chemikiem, który w połowie XIX wieku odkrył trotyl - związek chemiczny, który bardzo ładnie farbował bawełnę oraz jedwab na kolor żółty... Komercyjnego sukcesu wynalazek ten jednak nie odniósł. Aż do momentu, w którym na jaw wyszły wybuchowe właściwości trotylu.

Od pierwszych lat XX wieku trotyl został zaadoptowany przez światowe armie i w wielu krajach stosowany jest do dzisiaj. Służył jako wypełnienie do pocisków i min. Zawrotną karierę zrobił na bitewnych polach podczas obu wojen światowych.


Broń maszynowa

Wbrew temu co może się wydawać, wynalazek Johna Gatlinga miał, na swój sposób, całkiem humanitarne podwaliny (podobnie jak skonstruowana jakiś czas wcześniej gilotyna...). Otóż twórca pierwszej broni maszynowej zauważył, że dzięki zastosowaniu w bitwie szybkostrzelnego działa można będzie zmniejszyć ilość żołnierzy - wszakże jedna taka maszyna może zastąpić stu żywych strzelców!

Broń Johna Gatlinga świetnie sprawdziła się podczas „poszerzania” wpływów kolonialnych. Za pomocą takiego oręża wyrżnięto w pień spore oddziały, uzbrojonych w prymitywną broń, wojowników z plemienia Zulu i Matabele. Gęstymi seriami oberwali też Beduini. Zachwyceni skutecznością karabinów Rosjanie, zakupili ok. 400 takich urządzeń. Przydała im się do zmasakrowania kawalerii podbijanego właśnie Turkmenistanu. Tymczasem w 1882 roku brytyjska marynarka wodna siekała gradem pocisków w Egipcjan z Aleksandrii.


Synteza jądrowa

Kiedy australijski fizyk - Mark Oliphant odkrył właściwości reagujących ze sobą cząsteczek wodoru, jeszcze nie zdawał sobie sprawy, że właśnie tworzy nową zabawkę, która nigdy nie powinna trafić w ręce ludzi. Obserwując fuzję jądrową, Oliphant doszedł do wniosku, że ma do czynienia z energią, która prawdopodobnie „zasila słońce”. Zastosowanie takiego wynalazku mogło wprowadzić ludzkość w całkiem nowy rozdział w ich dziejach. Gdybyśmy tylko nie byli tak bardzo autodestrukcyjni.

Dziesięć lat później amerykański naukowiec - Edward Teller wykorzystał to wielkie odkrycie do zbudowania bomby wodorowej. Oliphant nigdy nawet nie pomyślał o tym, że ktoś będzie na tyle szalony i coś takiego stworzy...



Telewizja

Miało być tak pięknie - ludzie mieli otworzyć się na nowe medium łączącym w sobie dźwięk i obraz. Informacje miały do nas docierać szybciej niż kiedykolwiek, a programy telewizyjne, w myśl zasady „bawiąc - uczyć”, miały przynosić same korzyści zarówno dorosłym, jak i najmłodszym użytkownikom...

Polityczna propaganda, brak obiektywizmu, przekazy podprogowe, pranie mózgu reklamami, "Rozmowy w Toku", nachalny product placement i wszechobecne promowanie papkowatej, bezwartościowej rozrywki... Jeśli kiedykolwiek przedstawiciele jakiejś obcej cywilizacji przypadkiem „złapią” nadawane przez nas sygnały to mocno się zdziwią. Nie daj Boże, aby akurat była to japońska stacja TV w momencie największej oglądalności!.


Może więc lepiej, abyśmy nie rozprzestrzeniali ludzkiej zarazy po kosmosie – dla dobra innych istot żywych, lepiej abyśmy pozostali na Ziemi i kontynuowali sianie chaosu i zniszczenia na naszym podwórku.

Bądź sobą! – Warto być sobą.

Bądź sobą!

Warto być sobą.

Spirit Science cz.1.

Spirit Science to seria filmów animowanych, które przybliżają zagadnienia związane z duchowością, kryształami, geometrią i matematyką, elektromagnetyzmem i fizyką oraz przede wszystkim o tym czemu to wszystko się ze sobą wiąże. Materiał w sam raz dla ludzi szukających złotego środka między wiarą i nauką.

Szorstko, ale jednak :) – Cenisz swoje życie, szanujesz je. Jesteś wdzięczny wszechświatowi, że możesz doświadczyć tego cudu, którym życie jest. Cieszysz się każdą dobrą chwilą, emocjami, które Cię budują. Doceniasz możliwość bycia po prostu, istnienia samego w sobie. A teraz zastanów się chwilę. Czy nie powinieneś tej wdzięczności w jakiś sposób okazać? Żyjesz. Fajnie, nie Ty jeden. Skoro już tu jesteś to może włożysz odrobinę pracy byś miejsce, które jest Twoim domem zostawił lepsze kiedy już odejdziesz? Dobra, rozumiem doba Einsteina, Yourofskiego czy Gandhiego była przecież znacznie dłuższa ;) Rozumiem, że nie każdy może być wybitnym fizykiem, ale skoro już wiesz, że niczego wielkiego nie odkryjesz, nie wygłosisz inspirującej mowy o pokoju na świecie czy nie wypadałoby w tym miejscu złapać nieco dystansu do siebie? ...Trochę skromności pokory i skromności względem świata? Rozumiem, że immanentna wartość Twojego życia jest ogromna, ale czy jako mieszkaniec ziemi masz aż tak wielkie znaczenie by pozwalać sobie brać nie dając nic w zamian? Ta "przemowa" nie ma zmusić Cie do napisania książki czy swtworzenia nowej ideologii. Po prostu zastanów się czasem skąd bierze się jedzenia na Twoim talerzu, dokąd jadą śmieci, które wyrzucasz, skąd pochodzi ubranie, które zakładasz, dlaczego rzecz, którą kupujesz kosztuje tak niewiele pieniędzy (ktoś musiał ponieść jej koszt, skoro Ty tego nie zrobiłeś). Czy na pewno czujes się takim "super mega gościem" by cała planeta pracowała na to co jesz, nosisz, zużywasz, wlewasz do baku? To co po Tobie zostanie to kolejna hałda śmieci, wykarczowane płuca ziemi, kilkadziesiąt zabitych w cierpieniu zwierząt, smog nad miastem. Zastanów się jaką wartość ma dla Ciebie Twoje życie. Czy nie wypadałoby skromnie podziękować za ten dar? Może chociaż tym by nie siać spustoszenia w okół siebie... Myśl! Segregowanie śmieci pochłania czas, dieta wegańska jest skomplikowana i wymaga edukacji i czasu, szukanie kosmetyków nie testowanych na zwierzętach wymaga czasu, naprawianie rzeczy (zamiast kupowania) wymaga czasu. Czasu, którego nie masz, czasu, który możesz poświęcić na zabawę, odpoczynek i inne "ważne" rzeczy ...przecież ;) Jak się czujesz gdy ktoś bliski nie ma dla Ciebie czasu? Doceniony, zauważony? Z pewnością ;) Za trzydzieści lat, kiedy Twój wnuk w pełni już przebudzony, zapyta co zrobiłeś jako młody człowiek żeby ratować planetę, będziesz modlił się by udławić się własnym językiem. ...bo czytanie poezji i znajomość Hiszpańskiego buduje -owszem -Ciebie samego. Co po za tym? Myśl! Spójrz na siebie jak na egoiste, zadufanego narcyza, który po za sobą nie widzić nic. Zrób rachunek sumienia. Obudź się z tej choroby mentalnej. Zacznij widzieć więcej. Życie zaczyna się tam, gdzie kończy się Twoja strefa komfortu. Nie bądź ignorantem. W dzisiejszym świecie niewiedza jest wyborem. Poświęć dziesięć minut dziennie na znalezienie sposobu na odwdzięczenie się za dar życia, który dostałeś. Nie odwracaja głowy. Proszę Cię. Pomyśl!

Szorstko, ale jednak :)

Cenisz swoje życie, szanujesz je. Jesteś wdzięczny wszechświatowi, że możesz doświadczyć tego cudu, którym życie jest. Cieszysz się każdą dobrą chwilą, emocjami, które Cię budują. Doceniasz możliwość bycia po prostu, istnienia samego w sobie. A teraz zastanów się chwilę. Czy nie powinieneś tej wdzięczności w jakiś sposób okazać? Żyjesz. Fajnie, nie Ty jeden. Skoro już tu jesteś to może włożysz odrobinę pracy byś miejsce, które jest Twoim domem zostawił lepsze kiedy już odejdziesz? Dobra, rozumiem doba Einsteina, Yourofskiego czy Gandhiego była przecież znacznie dłuższa ;) Rozumiem, że nie każdy może być wybitnym fizykiem, ale skoro już wiesz, że niczego wielkiego nie odkryjesz, nie wygłosisz inspirującej mowy o pokoju na świecie czy nie wypadałoby w tym miejscu złapać nieco dystansu do siebie? ...Trochę skromności pokory i skromności względem świata? Rozumiem, że immanentna wartość Twojego życia jest ogromna, ale czy jako mieszkaniec ziemi masz aż tak wielkie znaczenie by pozwalać sobie brać nie dając nic w zamian? Ta "przemowa" nie ma zmusić Cie do napisania książki czy swtworzenia nowej ideologii. Po prostu zastanów się czasem skąd bierze się jedzenia na Twoim talerzu, dokąd jadą śmieci, które wyrzucasz, skąd pochodzi ubranie, które zakładasz, dlaczego rzecz, którą kupujesz kosztuje tak niewiele pieniędzy (ktoś musiał ponieść jej koszt, skoro Ty tego nie zrobiłeś). Czy na pewno czujes się takim "super mega gościem" by cała planeta pracowała na to co jesz, nosisz, zużywasz, wlewasz do baku? To co po Tobie zostanie to kolejna hałda śmieci, wykarczowane płuca ziemi, kilkadziesiąt zabitych w cierpieniu zwierząt, smog nad miastem. Zastanów się jaką wartość ma dla Ciebie Twoje życie. Czy nie wypadałoby skromnie podziękować za ten dar? Może chociaż tym by nie siać spustoszenia w okół siebie... Myśl! Segregowanie śmieci pochłania czas, dieta wegańska jest skomplikowana i wymaga edukacji i czasu, szukanie kosmetyków nie testowanych na zwierzętach wymaga czasu, naprawianie rzeczy (zamiast kupowania) wymaga czasu. Czasu, którego nie masz, czasu, który możesz poświęcić na zabawę, odpoczynek i inne "ważne" rzeczy ...przecież ;) Jak się czujesz gdy ktoś bliski nie ma dla Ciebie czasu? Doceniony, zauważony? Z pewnością ;) Za trzydzieści lat, kiedy Twój wnuk w pełni już przebudzony, zapyta co zrobiłeś jako młody człowiek żeby ratować planetę, będziesz modlił się by udławić się własnym językiem. ...bo czytanie poezji i znajomość Hiszpańskiego buduje -owszem -Ciebie samego. Co po za tym? Myśl! Spójrz na siebie jak na egoiste, zadufanego narcyza, który po za sobą nie widzić nic. Zrób rachunek sumienia. Obudź się z tej choroby mentalnej. Zacznij widzieć więcej. Życie zaczyna się tam, gdzie kończy się Twoja strefa komfortu. Nie bądź ignorantem. W dzisiejszym świecie niewiedza jest wyborem. Poświęć dziesięć minut dziennie na znalezienie sposobu na odwdzięczenie się za dar życia, który dostałeś. Nie odwracaja głowy. Proszę Cię. Pomyśl!

Mroczna strona ludzkiej natury – Człowiek to skomplikowana istota, której natura często tłumiona jest przez narzucone mu wzorce zachowań i kulturowe standardy. Sprawni psycholodzy potrafią jednak udowodnić, że w ludzkiej istocie drzemie bardzo mroczna, podatna na manipulację, a często i wyjątkowo okrutna natura.

Ślepe posłuszeństwo autorytetom

Władza uzbrojona w narzędzia propagandy potrafi zamienić obywateli w trybiki śmiercionośnej maszyny. Co powoduje, że człowiek z taka łatwością daje się zmanipulować i bez mrugnięcia okiem skłonny jest wykonać najbardziej nawet nieludzki rozkaz wydany mu przez przełożonego? W 1963 roku psycholog Stanley Milgram przeprowadził ciekawy eksperyment, którego wyniki okazały się szokujące. Ochotnicy, którzy zgłosili się do wzięcia udziału w tym badaniu, zostali poinformowani, że przyjdzie im wcielić się w role „nauczycieli”, podczas gdy druga osoba obecna w pomieszczeniu to "uczeń" (w rzeczywistości, był to asystent psychologa). Badany, odczytując serie wyrazów, a następnie prosząc "ucznia" o ich powtórzenie, miał za zadanie sprawdzić jego zdolność do zapamiętywania słownych sentencji. Miał też go karać za każdy błąd. Karą było serwowanie ofierze elektrycznego wstrząsu. Za każdym razem zwiększano siłę z jaką "uczeń" był rażony. Oczywiście, badany nie zdawał sobie sprawy z tego, ze wijąca się i wrzeszcząca osoba jedynie odgrywa swą rolę. Nad eksperymentem czuwał naukowiec, który sprawdzał czy "nauczyciel" wywiązuje się z powierzonego mu zadania.
 

 
Mimo pełnych krzyków bólu krzyków ofiary, błagań o przerwania eksperymentu i informacjom o chorobie serca, na którą rzekomo miał cierpieć "uczeń" nikt nie wycofał się z badań, a aż 80% "nauczycieli" zaserwowało ofiarom najsilniejsze dawki wstrząsów. Najciekawsze jest jednak to, że badani wcale nie wykazywali psychopatycznych skłonności, a pastwienie się nad "uczniem" sprawiało im wyraźną przykrość. Żaden z nich jednak nie chciał przeciwstawić się woli eksperymentatora, mimo że nie istniał żaden racjonalny powód, dla którego to on sam nie mógł osobiście karać "uczniów" zamiast wyręczać się "nauczycielem" (który jakby nie patrzeć – wykonywał tu najbrudniejsza robotę).
 
Zaprogramowana wrogość

O tym jak łatwo można doprowadzić do konfliktu między dwoma grupami ludzi świadczy zaskakujący wynik eksperymentu w Robbers Cave. W 1954 roku psycholog Carolyn Wood Sherif zorganizowała biwak dla 24 skautów. Grupa podzielona została na dwa obozy, a badacze zadbali o to, aby obie ekipy nie miały ze sobą kontaktu. Kolejną fazą badania było budowanie społecznych relacji wewnątrz obu "wspólnot". W ten sposób chłopcy zintegrowali się i mieli poczucie przynależności do grupy. Jedna banda przyjęła nazwę "Orły" druga ochrzciła się mianem "Grzechotników" - skauci stworzyli też swoje odznaczenia i proporce.


Po tym czasie umacniania grupowych więzi nadszedł czas na spotkanie obu skautowych ekip. Początkowo przygotowano dla chłopców sportowe konkursy, do których po czasie dodano elementy mające na celu zwiększenie motywacji, ale także i frustracji uczestników eksperymentu. Były to nagrody dla zwycięzców, np. medale czy gadżety (jednym z trofeów był elegancki, harcerski scyzoryk). Faktycznie - skauci położyli większy nacisk na treningi i opracowanie taktyk, które ułatwią im zwycięstwo, ale jednocześnie między grupami zaczęło dochodzić do zgrzytów. Chłopcy zaczęli się wyzywać, grozić sobie. W pewnym momencie badani odmówili jedzenia we wspólnej stołówce. Dochodziło do kradzieży i palenia proporców grupy przeciwnej.

Zanim kłótnie zamieniły się w brutalne rękoczyny, badacze wprowadzili kolejny etap eksperymentu - umocnienie więzi między zwaśnionymi bandami. Początkowo próbowano gromadzić skautów pod pretekstem wspólnego oglądania filmu. Niestety, nie zmieniło to relacji między chłopcami. Trzeba więc było zastosować nieco skrajniejsze metody wymagające współpracy wszystkich skautów. Wychowawcy powiedzieli im, że z obozu ukradziono zapasy wody. Wówczas, skauci zjednoczyli się i wspólnymi siłami wszczęli poszukiwania nowego źródła. Poszukiwania zakończyły się sukcesem i zwaśnione dotąd grupy wspólnie cieszyły się z powodzenia akcji.
 
Uległość wobec stada

Będąc w grupie, lepiej się nie wychylać ze swoim zdaniem, nawet kiedy wiemy, że wszyscy są w błędzie. W połowie lat 50. psycholog Solomon Asch przeprowadził eksperyment mający na celu przyjrzenie się zachowaniom konformistycznym. Zebrano więc grupę "aktorów", między którymi umieszczono, nieświadomą udziału w psychologicznym eksperymencie, osobę badaną. Wszyscy zebrani mieli określić, która z linii znajdujących się po prawej stronie planszy jest najbardziej zbliżona długością do pojedynczej linii po lewej stronie.

Podczas pierwszych prób z podobnymi rysunkami (linie ułożone były w losowej kolejności), wszyscy udzielali prawidłowych odpowiedzi, jednak ciekawie zaczęło się dopiero robić podczas trzeciego podejścia. Mimo że oczywistą odpowiedzą było "C", "aktorzy" celowo wskazywali na odpowiedź "A", aby sprawdzić reakcję badanego. W 2/3 przypadków badani podporządkowywali się grupie i również podawali błędną odpowiedź.

Psycholodzy uważają, że takie konformistyczne zachowania wynikają z podświadomego strachu - buntując się przeciw zdaniu grupy, możemy być z niej wykluczeni.
 
Pomoc bliźniemu a pośpiech

W biblijnej przypowieści kapłan i lewita odmawiają ratunku rannemu człowiekowi, natomiast rękę do potrzebującego wyciąga skromny Samarytanin. Co decyduje o naszej chęci pomocy osobie, która leży nieprzytomna na ulicy? Czy zatrzymamy się, czy ominiemy ją tłumacząc sobie, że to na pewno jakiś pijany menel? Paradoksalnie, wyniki eksperymentu z 1978 roku wskazują na to, że głównym czynnikiem decydującym o naszej chęci do interwencji jest... czas.

Grupa studentów nauk religijnych stawiła się w pewnym budynku, pod pretekstem wysłuchania wykładu na temat wiary. Następnie kazano im przejść do drugiego budynku, gdzie miała się odbyć dalsza część nauki. Po drodze studenci natykali się na nieprzytomną osobę leżącą na ziemi. Badacze chcieli sprawdzić ilu ze studentów zechce zainteresować się poszkodowanym nieznajomym. Wynik zaskoczył samych badaczy - okazało się, że studenci, którym kazano szybko przenieść się do drugiego budynku znacznie rzadziej wyrażali chęć do pomocy bliźniemu, niż ci, którzy nie musieli się spieszyć. Co ciekawe - przekonania religijne zdają się odchodzi na drugi plan, gdy w grę wchodzi pośpiech - tak samo reagowały osoby, które miały dać wykład na temat przypowieści o Dobrym Samarytaninie, jak i ich niewierzący, bądź mniej uduchowieni, rówieśnicy.
 
Potęga mediów, czyli jak wywołać lawinową panikę?

A to przykład z nieco innej półki. Nie był to bowiem zamierzony eksperyment. Słynne słuchowisko radiowe "Wojna światów" przygotowane przez Orsona Wellesa, stało się jednak interesującym obiektem badań i socjologicznych analiz. W święto "Halloween" w roku 1938, czyli w czasach gdy nad światem wisiało widmo globalnej wojny, Welles zdecydował się na nadanie swemu słuchowisku nieco pikanterii i zaprezentował je w formie dziennikarskiego reportażu na żywo informującego słuchaczy o inwazji Marsjan na naszą planetę.
 
Doskonale przygotowane nagranie przyniosło wstrząsający efekt. Wielu obecnych przy odbiornikach osób uznało audycję za rzeczywistą transmisję, a wiadomości o ataku wrogich kosmitów za prawdziwe zagrożenie. Wybuchła panika - ludzie w popłochu uciekali z domów, farmerzy zaczęli barykadować się w stodołach, a policja nie nadążała z odbieraniem telefonów.

Największy popłoch zapanował w Concrete, gdzie przez czysty zbieg okoliczności, dokładnie w połowie audycji wysiadł prąd, spowijając całe miasto ciemnością. Wiele osób straciło przytomność, ci bardziej przytomni rzucili się do ucieczki w kierunku pobliskich gór, a inni chwycili za broń i wyczekiwali pojawienia się najeźdźców...

Mroczna strona ludzkiej natury

Człowiek to skomplikowana istota, której natura często tłumiona jest przez narzucone mu wzorce zachowań i kulturowe standardy. Sprawni psycholodzy potrafią jednak udowodnić, że w ludzkiej istocie drzemie bardzo mroczna, podatna na manipulację, a często i wyjątkowo okrutna natura.

Ślepe posłuszeństwo autorytetom

Władza uzbrojona w narzędzia propagandy potrafi zamienić obywateli w trybiki śmiercionośnej maszyny. Co powoduje, że człowiek z taka łatwością daje się zmanipulować i bez mrugnięcia okiem skłonny jest wykonać najbardziej nawet nieludzki rozkaz wydany mu przez przełożonego? W 1963 roku psycholog Stanley Milgram przeprowadził ciekawy eksperyment, którego wyniki okazały się szokujące. Ochotnicy, którzy zgłosili się do wzięcia udziału w tym badaniu, zostali poinformowani, że przyjdzie im wcielić się w role „nauczycieli”, podczas gdy druga osoba obecna w pomieszczeniu to "uczeń" (w rzeczywistości, był to asystent psychologa). Badany, odczytując serie wyrazów, a następnie prosząc "ucznia" o ich powtórzenie, miał za zadanie sprawdzić jego zdolność do zapamiętywania słownych sentencji. Miał też go karać za każdy błąd. Karą było serwowanie ofierze elektrycznego wstrząsu. Za każdym razem zwiększano siłę z jaką "uczeń" był rażony. Oczywiście, badany nie zdawał sobie sprawy z tego, ze wijąca się i wrzeszcząca osoba jedynie odgrywa swą rolę. Nad eksperymentem czuwał naukowiec, który sprawdzał czy "nauczyciel" wywiązuje się z powierzonego mu zadania.



Mimo pełnych krzyków bólu krzyków ofiary, błagań o przerwania eksperymentu i informacjom o chorobie serca, na którą rzekomo miał cierpieć "uczeń" nikt nie wycofał się z badań, a aż 80% "nauczycieli" zaserwowało ofiarom najsilniejsze dawki wstrząsów. Najciekawsze jest jednak to, że badani wcale nie wykazywali psychopatycznych skłonności, a pastwienie się nad "uczniem" sprawiało im wyraźną przykrość. Żaden z nich jednak nie chciał przeciwstawić się woli eksperymentatora, mimo że nie istniał żaden racjonalny powód, dla którego to on sam nie mógł osobiście karać "uczniów" zamiast wyręczać się "nauczycielem" (który jakby nie patrzeć – wykonywał tu najbrudniejsza robotę).

Zaprogramowana wrogość

O tym jak łatwo można doprowadzić do konfliktu między dwoma grupami ludzi świadczy zaskakujący wynik eksperymentu w Robbers Cave. W 1954 roku psycholog Carolyn Wood Sherif zorganizowała biwak dla 24 skautów. Grupa podzielona została na dwa obozy, a badacze zadbali o to, aby obie ekipy nie miały ze sobą kontaktu. Kolejną fazą badania było budowanie społecznych relacji wewnątrz obu "wspólnot". W ten sposób chłopcy zintegrowali się i mieli poczucie przynależności do grupy. Jedna banda przyjęła nazwę "Orły" druga ochrzciła się mianem "Grzechotników" - skauci stworzyli też swoje odznaczenia i proporce.


Po tym czasie umacniania grupowych więzi nadszedł czas na spotkanie obu skautowych ekip. Początkowo przygotowano dla chłopców sportowe konkursy, do których po czasie dodano elementy mające na celu zwiększenie motywacji, ale także i frustracji uczestników eksperymentu. Były to nagrody dla zwycięzców, np. medale czy gadżety (jednym z trofeów był elegancki, harcerski scyzoryk). Faktycznie - skauci położyli większy nacisk na treningi i opracowanie taktyk, które ułatwią im zwycięstwo, ale jednocześnie między grupami zaczęło dochodzić do zgrzytów. Chłopcy zaczęli się wyzywać, grozić sobie. W pewnym momencie badani odmówili jedzenia we wspólnej stołówce. Dochodziło do kradzieży i palenia proporców grupy przeciwnej.

Zanim kłótnie zamieniły się w brutalne rękoczyny, badacze wprowadzili kolejny etap eksperymentu - umocnienie więzi między zwaśnionymi bandami. Początkowo próbowano gromadzić skautów pod pretekstem wspólnego oglądania filmu. Niestety, nie zmieniło to relacji między chłopcami. Trzeba więc było zastosować nieco skrajniejsze metody wymagające współpracy wszystkich skautów. Wychowawcy powiedzieli im, że z obozu ukradziono zapasy wody. Wówczas, skauci zjednoczyli się i wspólnymi siłami wszczęli poszukiwania nowego źródła. Poszukiwania zakończyły się sukcesem i zwaśnione dotąd grupy wspólnie cieszyły się z powodzenia akcji.

Uległość wobec stada

Będąc w grupie, lepiej się nie wychylać ze swoim zdaniem, nawet kiedy wiemy, że wszyscy są w błędzie. W połowie lat 50. psycholog Solomon Asch przeprowadził eksperyment mający na celu przyjrzenie się zachowaniom konformistycznym. Zebrano więc grupę "aktorów", między którymi umieszczono, nieświadomą udziału w psychologicznym eksperymencie, osobę badaną. Wszyscy zebrani mieli określić, która z linii znajdujących się po prawej stronie planszy jest najbardziej zbliżona długością do pojedynczej linii po lewej stronie.

Podczas pierwszych prób z podobnymi rysunkami (linie ułożone były w losowej kolejności), wszyscy udzielali prawidłowych odpowiedzi, jednak ciekawie zaczęło się dopiero robić podczas trzeciego podejścia. Mimo że oczywistą odpowiedzą było "C", "aktorzy" celowo wskazywali na odpowiedź "A", aby sprawdzić reakcję badanego. W 2/3 przypadków badani podporządkowywali się grupie i również podawali błędną odpowiedź.

Psycholodzy uważają, że takie konformistyczne zachowania wynikają z podświadomego strachu - buntując się przeciw zdaniu grupy, możemy być z niej wykluczeni.

Pomoc bliźniemu a pośpiech

W biblijnej przypowieści kapłan i lewita odmawiają ratunku rannemu człowiekowi, natomiast rękę do potrzebującego wyciąga skromny Samarytanin. Co decyduje o naszej chęci pomocy osobie, która leży nieprzytomna na ulicy? Czy zatrzymamy się, czy ominiemy ją tłumacząc sobie, że to na pewno jakiś pijany menel? Paradoksalnie, wyniki eksperymentu z 1978 roku wskazują na to, że głównym czynnikiem decydującym o naszej chęci do interwencji jest... czas.

Grupa studentów nauk religijnych stawiła się w pewnym budynku, pod pretekstem wysłuchania wykładu na temat wiary. Następnie kazano im przejść do drugiego budynku, gdzie miała się odbyć dalsza część nauki. Po drodze studenci natykali się na nieprzytomną osobę leżącą na ziemi. Badacze chcieli sprawdzić ilu ze studentów zechce zainteresować się poszkodowanym nieznajomym. Wynik zaskoczył samych badaczy - okazało się, że studenci, którym kazano szybko przenieść się do drugiego budynku znacznie rzadziej wyrażali chęć do pomocy bliźniemu, niż ci, którzy nie musieli się spieszyć. Co ciekawe - przekonania religijne zdają się odchodzi na drugi plan, gdy w grę wchodzi pośpiech - tak samo reagowały osoby, które miały dać wykład na temat przypowieści o Dobrym Samarytaninie, jak i ich niewierzący, bądź mniej uduchowieni, rówieśnicy.

Potęga mediów, czyli jak wywołać lawinową panikę?

A to przykład z nieco innej półki. Nie był to bowiem zamierzony eksperyment. Słynne słuchowisko radiowe "Wojna światów" przygotowane przez Orsona Wellesa, stało się jednak interesującym obiektem badań i socjologicznych analiz. W święto "Halloween" w roku 1938, czyli w czasach gdy nad światem wisiało widmo globalnej wojny, Welles zdecydował się na nadanie swemu słuchowisku nieco pikanterii i zaprezentował je w formie dziennikarskiego reportażu na żywo informującego słuchaczy o inwazji Marsjan na naszą planetę.

Doskonale przygotowane nagranie przyniosło wstrząsający efekt. Wielu obecnych przy odbiornikach osób uznało audycję za rzeczywistą transmisję, a wiadomości o ataku wrogich kosmitów za prawdziwe zagrożenie. Wybuchła panika - ludzie w popłochu uciekali z domów, farmerzy zaczęli barykadować się w stodołach, a policja nie nadążała z odbieraniem telefonów.

Największy popłoch zapanował w Concrete, gdzie przez czysty zbieg okoliczności, dokładnie w połowie audycji wysiadł prąd, spowijając całe miasto ciemnością. Wiele osób straciło przytomność, ci bardziej przytomni rzucili się do ucieczki w kierunku pobliskich gór, a inni chwycili za broń i wyczekiwali pojawienia się najeźdźców...

Ciekawe sztuczki Matki Natury – Ciekawe sztuczki Matki Natury

Przyroda nigdy nie przestanie nas zaskakiwać. Jeśli przyjrzymy się pewnym zmianom adaptacyjnym w świecie zwierząt, zdamy sobie, że Natura ma pełne ręce roboty. Proces, który my nazwaliśmy "ewolucją" polegający na ciągłym ulepszaniu, unowocześnianiu i zmianach parametrów żywych organizmów to iście syzyfowa praca, za którą nikt Pachamamie nie płaci. Oto kilka przykładów ciekawych rozwiązań i aktualizacji, zaserwowanych mieszkańcom Ziemi.


Balsam z filtrem UV produkowany przez hipopotama

Powiedzmy sobie szczerze - hipopotam jako zwierz o gabarytach niewielkiego vana nie należy do miłośników aktywnego spędzania czasu. W każdym razie, rzadko można go spotkać uprawiającego, taki na przykład, nordic-walking, czy aerobik. Zamiast tego, zblazowany hipopotam spędza życie na wylegiwaniu się w błocie na pełnym słońcu i szerokim rozdziawianiu ryja podczas ziewania.
 
Niestety błoto nie jest najskuteczniejszym blokerem niebezpiecznych promieni UV, więc Matka Natura postanowiła nieco inaczej pomóc temu afrykańskiemu kolosowi i zaopatrzyła go w naturalny balsam, który produkowany jest przez hipopotamią skórę. Składająca się z doborowej, kwasowej kompozycji, maź ma jasnoczerwony kolor i nie tylko chroni zwierzę przed zgubnym skutkiem zbyt długiego smażenia dupy w pełnym słońcu, ale i ma doskonałe właściwości bakteriobójcze.
 
Akustyczny kwiat wabiący nietoperze

Rosnąca w lasach deszczowych Kuby, roślina Marcgravia evenia ma dość nietypowy kształt liści. Przypominają one bardziej talerze do odbioru telewizji Trwam, niż urządzenie przydatne w procesie fotosyntezy. Okazuje się, że sprytna roślina, dzięki takim właśnie liściom, działa jako biosonar i odbija dźwiękowe sygnały wysyłane przez nietoperze. Latające ssaki korzystające z dobrodziejstw echolokacji, pomagają w zapylaniu się tych przedstawicieli kubańskiej flory.

 
Paskudna zawartość mordy warana z Komodo

A oto największy na świecie przedstawiciel jaszczurczego rodu. Jest to też zwierz o wyjątkowo brudnej paszczy. Posiada dwa gruczoły jadowe odpowiedzialne za truciznę, która paraliżuje ofiarę, sprawia jej silny ból, zmniejsza ciśnienie krwi i wywołuje hipotermię. To jeszcze nic - w razie spotkania z większym zwierzęciem, waran ma w zanadrzu inną niespodziankę. W ślinie tego jaszczura znajduje się aż 57 różnych paskudnych szczepów bakterii, w tym E.Coli i niebezpiecznych gronkowców. Gdy kreatura z Komodo zapragnie wrzucić na ruszt bawoła, wystarczy, że solidnie wgryzie mu się w łydkę (swoją drogą - czy bawoły mają w ogóle łydki?), a następnie poświęci dobę, góra dwie, na śledzenie swej ofiary. W wyniku wdania się infekcji, bawół sczeźnie w bolesnej agonii, a waran cieszyć się będzie z zacnej uczty.

Badacze mają spory problem - do dziś nie wiadomo, jakim cudem jaszczury mogą żyć z takim zestawem bakterii w paszczach. Sprawę pogarsza fakt, że z jakiegoś powodu bakterie szybko giną u stworzeń w niewoli...
 
Ludzie z odpornością na promieniowanie

Całkiem niedawno opisano ciekawy przypadek kardiologów, którzy w swojej pracy bardzo często używają promieni rentgenowskich. Okazało się, że lekarze ci mają znacznie większy poziom nadtlenku wodoru we krwi niż inni ludzie. Kiedy badacze bliżej przyjrzeli się tej anomalii, doszli do wniosku, że zwiększona ilość tego związku chemicznego uaktywnia produkcję glutationu. Substancja ta ma najsilniejsze właściwości przeciwutleniające i detoksykujące w naszych organizmach. Badacze uważają, że opisani tu kardiolodzy nieświadomie wyrobili sobie formę ochrony przeciw niebezpiecznymi, rakotwórczymi skutkami promieniowania.


Mysz, na którą nie działa... trutka na myszy

Warfarin to okrutny mysi oprawca. Substancja będąca głównym składnikiem trutek przeciw gryzoniom uważana była dotąd za niezawodny sposób na pozbycie się z chaty mysiego towarzystwa. No, właśnie - dotąd... Otóż pewien Niemiec postanowił urządzić mały holokaust myszom zamieszkującym jego piekarnię. Dzielne zwierzątka zjadły truciznę, serdecznie podziękowały, umyły sobie wąsy i jak gdyby nigdy nic, wróciły do swych codziennych obowiązków. Sprawą zajęli się naukowcy, którzy dowiedli, że w materiale genetycznym tych gryzoni znajduje się spory łańcuch należący do myszy algierskiej - jedynej odmiany, która jest odporna na warfarin. Prawdopodobnie, ktoś przywiózł do Niemiec kilku ich przedstawicieli, a resztą zajęła się już natura, tworząc taka hybrydę. 

Zjawisko to zowie się poziomym transferem genów i rzadko kiedy obserwuje się je u bakterii i owadów.
 

Ropucha z ambicjami

Australijska ropucha trzcinowa to prawdziwa plaga. Nie dość, że słynie z olbrzymiego apetytu, to rozprzestrzenia się w zastraszającym tempie... Zaczęło się od tego, że w 1935 roku podjęto decyzję o wykorzystaniu ropuchy do walki z pasożytującymi na trzcinie cukrowej owadami. Badacze nie wzięli jednak pod uwagę, że płaz ten jest wyjątkowo ambitny i wkrótce zaczął się mnożyć jak najjurniejsze z królików. Żeby tego mało, oprócz insektów, ropucha ta dołączyła do swego menu, węże, żaby i gryzonie. Żeby utrudnić życie innym zwierzętom, ta australijska zmora produkuje jad potrafiący powalić największego nawet agresora, z krokodylem włącznie. 


Teraz dochodzimy do najciekawszego - po „podbiciu” przez ropuchę północno-wschodniej części Australii, tamtejsi naukowcy zauważyli coś dziwnego - kolejne pokolenia płaza zaczęły przedstawiać nietypowe mutacje. Zwierzęta miały coraz dłuższe kończyny oraz większą wytrzymałość i szybkość. A wszystko to kosztem ich zdrowia (problemy z kręgosłupem i większa śmiertelność). Badacze doszli do wniosku, że natura zdecydowała, że można pozwolić sobie na taki zabieg, gdy nadrzędnym celem jest dalsze powiększanie terytorium i szybkość reprodukcji.

Udomowione "dzikie" małpy i lisy Dimitrija Biełajewa

Okazuje się, że zwierze może być "udomowione" z natury. Dobrym przykładem jest tu małpa bonobo, która słynie ze swojej ufności, łagodności i chęci do swawoli. Zupełnie inaczej sprawa wygląda z szympansem, bliskim kuzynem bonobo. Wśród szympansiej społeczności nie są rzadkością gwałty, bijatyki, a nawet zabójstwa. 
Antropolog Brian Hare uważa, że ok 1-2 milionów lat temu doszło do podziału pomiędzy przodkami tych małp. Podczas, gdy zamieszkujące północną stronę rzeki Kongo przyszłe szympansy musiały toczyć walki o jedzenie z agresywnymi gorylami, to późniejsi przedstawiciele gatunku bonobo zamieszkali po drugiej stronie rzeki, gdzie było całkiem bezpiecznie. W efekcie, oprócz łagodnego usposobienia, bonobo różnią się od szympansów m.in. długością kłów.


Zaobserwowane przez badaczy różnice pomiędzy bardzo blisko spokrewnionym ze sobą małpami przypominają słynny eksperyment przeprowadzony przez rosyjskiego genetyka - Dimitrija Biełajewa, którego poproszono o "stworzenie" nieagresywnej odmiany lisów. Badacz, wyodrębniając najpotulniejsze jednostki, zdołał w ciągu 20 lisich okoleń osiągnąć wynik znacznie lepszy od spodziewanego - lisy nie tylko były przyjaźniejsze i skore do zabawy ze swymi ludzkimi opiekunami, ale i wyraźnie nabrały nowych fizycznych cech np. - łaty na futrze, krótsze nogi czy węższe czaszki.
 

 
Człowiek to niedorozwinięta małpa?

Neotenia to zjawisko występujące w wyniku szybszego rozwijania się narządów rozrodczych, w stosunku do reszty organów ciała larwalnej formy zwierzęcia oraz zachowanie przez dorosłe osobniki cech typowych dla niedojrzałych jednostek.
Istnieje sporo przykładów larw, które mają zdolność do rozmnażania się. Najbardziej znanym jest aksolotl, który to jest formą larwalną salamandry meksykańskiej.
Istnieje pewna teoria mówiąca, że człowiek jest w rzeczywistości neoteniczną wersją szympansa. Młody przedstawiciel tego gatunku małp, wygląda całkiem podobnie do ludzkiego dziecka (wielu zwolenników tej hipotezy wskazuje na „ludzki” kształt czaszki małego szympansiątka).
 

Zgodnie z takim założeniem jesteśmy tylko zatrzymaną w rozwoju, przenoszoną małpą, która dostała od natury prezent w postaci możliwości rozmnażania się.

Ciekawe sztuczki Matki Natury

Ciekawe sztuczki Matki Natury

Przyroda nigdy nie przestanie nas zaskakiwać. Jeśli przyjrzymy się pewnym zmianom adaptacyjnym w świecie zwierząt, zdamy sobie, że Natura ma pełne ręce roboty. Proces, który my nazwaliśmy "ewolucją" polegający na ciągłym ulepszaniu, unowocześnianiu i zmianach parametrów żywych organizmów to iście syzyfowa praca, za którą nikt Pachamamie nie płaci. Oto kilka przykładów ciekawych rozwiązań i aktualizacji, zaserwowanych mieszkańcom Ziemi.


Balsam z filtrem UV produkowany przez hipopotama

Powiedzmy sobie szczerze - hipopotam jako zwierz o gabarytach niewielkiego vana nie należy do miłośników aktywnego spędzania czasu. W każdym razie, rzadko można go spotkać uprawiającego, taki na przykład, nordic-walking, czy aerobik. Zamiast tego, zblazowany hipopotam spędza życie na wylegiwaniu się w błocie na pełnym słońcu i szerokim rozdziawianiu ryja podczas ziewania.

Niestety błoto nie jest najskuteczniejszym blokerem niebezpiecznych promieni UV, więc Matka Natura postanowiła nieco inaczej pomóc temu afrykańskiemu kolosowi i zaopatrzyła go w naturalny balsam, który produkowany jest przez hipopotamią skórę. Składająca się z doborowej, kwasowej kompozycji, maź ma jasnoczerwony kolor i nie tylko chroni zwierzę przed zgubnym skutkiem zbyt długiego smażenia dupy w pełnym słońcu, ale i ma doskonałe właściwości bakteriobójcze.

Akustyczny kwiat wabiący nietoperze

Rosnąca w lasach deszczowych Kuby, roślina Marcgravia evenia ma dość nietypowy kształt liści. Przypominają one bardziej talerze do odbioru telewizji Trwam, niż urządzenie przydatne w procesie fotosyntezy. Okazuje się, że sprytna roślina, dzięki takim właśnie liściom, działa jako biosonar i odbija dźwiękowe sygnały wysyłane przez nietoperze. Latające ssaki korzystające z dobrodziejstw echolokacji, pomagają w zapylaniu się tych przedstawicieli kubańskiej flory.


Paskudna zawartość mordy warana z Komodo

A oto największy na świecie przedstawiciel jaszczurczego rodu. Jest to też zwierz o wyjątkowo brudnej paszczy. Posiada dwa gruczoły jadowe odpowiedzialne za truciznę, która paraliżuje ofiarę, sprawia jej silny ból, zmniejsza ciśnienie krwi i wywołuje hipotermię. To jeszcze nic - w razie spotkania z większym zwierzęciem, waran ma w zanadrzu inną niespodziankę. W ślinie tego jaszczura znajduje się aż 57 różnych paskudnych szczepów bakterii, w tym E.Coli i niebezpiecznych gronkowców. Gdy kreatura z Komodo zapragnie wrzucić na ruszt bawoła, wystarczy, że solidnie wgryzie mu się w łydkę (swoją drogą - czy bawoły mają w ogóle łydki?), a następnie poświęci dobę, góra dwie, na śledzenie swej ofiary. W wyniku wdania się infekcji, bawół sczeźnie w bolesnej agonii, a waran cieszyć się będzie z zacnej uczty.

Badacze mają spory problem - do dziś nie wiadomo, jakim cudem jaszczury mogą żyć z takim zestawem bakterii w paszczach. Sprawę pogarsza fakt, że z jakiegoś powodu bakterie szybko giną u stworzeń w niewoli...

Ludzie z odpornością na promieniowanie

Całkiem niedawno opisano ciekawy przypadek kardiologów, którzy w swojej pracy bardzo często używają promieni rentgenowskich. Okazało się, że lekarze ci mają znacznie większy poziom nadtlenku wodoru we krwi niż inni ludzie. Kiedy badacze bliżej przyjrzeli się tej anomalii, doszli do wniosku, że zwiększona ilość tego związku chemicznego uaktywnia produkcję glutationu. Substancja ta ma najsilniejsze właściwości przeciwutleniające i detoksykujące w naszych organizmach. Badacze uważają, że opisani tu kardiolodzy nieświadomie wyrobili sobie formę ochrony przeciw niebezpiecznymi, rakotwórczymi skutkami promieniowania.


Mysz, na którą nie działa... trutka na myszy

Warfarin to okrutny mysi oprawca. Substancja będąca głównym składnikiem trutek przeciw gryzoniom uważana była dotąd za niezawodny sposób na pozbycie się z chaty mysiego towarzystwa. No, właśnie - dotąd... Otóż pewien Niemiec postanowił urządzić mały holokaust myszom zamieszkującym jego piekarnię. Dzielne zwierzątka zjadły truciznę, serdecznie podziękowały, umyły sobie wąsy i jak gdyby nigdy nic, wróciły do swych codziennych obowiązków. Sprawą zajęli się naukowcy, którzy dowiedli, że w materiale genetycznym tych gryzoni znajduje się spory łańcuch należący do myszy algierskiej - jedynej odmiany, która jest odporna na warfarin. Prawdopodobnie, ktoś przywiózł do Niemiec kilku ich przedstawicieli, a resztą zajęła się już natura, tworząc taka hybrydę.

Zjawisko to zowie się poziomym transferem genów i rzadko kiedy obserwuje się je u bakterii i owadów.


Ropucha z ambicjami

Australijska ropucha trzcinowa to prawdziwa plaga. Nie dość, że słynie z olbrzymiego apetytu, to rozprzestrzenia się w zastraszającym tempie... Zaczęło się od tego, że w 1935 roku podjęto decyzję o wykorzystaniu ropuchy do walki z pasożytującymi na trzcinie cukrowej owadami. Badacze nie wzięli jednak pod uwagę, że płaz ten jest wyjątkowo ambitny i wkrótce zaczął się mnożyć jak najjurniejsze z królików. Żeby tego mało, oprócz insektów, ropucha ta dołączyła do swego menu, węże, żaby i gryzonie. Żeby utrudnić życie innym zwierzętom, ta australijska zmora produkuje jad potrafiący powalić największego nawet agresora, z krokodylem włącznie.


Teraz dochodzimy do najciekawszego - po „podbiciu” przez ropuchę północno-wschodniej części Australii, tamtejsi naukowcy zauważyli coś dziwnego - kolejne pokolenia płaza zaczęły przedstawiać nietypowe mutacje. Zwierzęta miały coraz dłuższe kończyny oraz większą wytrzymałość i szybkość. A wszystko to kosztem ich zdrowia (problemy z kręgosłupem i większa śmiertelność). Badacze doszli do wniosku, że natura zdecydowała, że można pozwolić sobie na taki zabieg, gdy nadrzędnym celem jest dalsze powiększanie terytorium i szybkość reprodukcji.

Udomowione "dzikie" małpy i lisy Dimitrija Biełajewa

Okazuje się, że zwierze może być "udomowione" z natury. Dobrym przykładem jest tu małpa bonobo, która słynie ze swojej ufności, łagodności i chęci do swawoli. Zupełnie inaczej sprawa wygląda z szympansem, bliskim kuzynem bonobo. Wśród szympansiej społeczności nie są rzadkością gwałty, bijatyki, a nawet zabójstwa.
Antropolog Brian Hare uważa, że ok 1-2 milionów lat temu doszło do podziału pomiędzy przodkami tych małp. Podczas, gdy zamieszkujące północną stronę rzeki Kongo przyszłe szympansy musiały toczyć walki o jedzenie z agresywnymi gorylami, to późniejsi przedstawiciele gatunku bonobo zamieszkali po drugiej stronie rzeki, gdzie było całkiem bezpiecznie. W efekcie, oprócz łagodnego usposobienia, bonobo różnią się od szympansów m.in. długością kłów.


Zaobserwowane przez badaczy różnice pomiędzy bardzo blisko spokrewnionym ze sobą małpami przypominają słynny eksperyment przeprowadzony przez rosyjskiego genetyka - Dimitrija Biełajewa, którego poproszono o "stworzenie" nieagresywnej odmiany lisów. Badacz, wyodrębniając najpotulniejsze jednostki, zdołał w ciągu 20 lisich okoleń osiągnąć wynik znacznie lepszy od spodziewanego - lisy nie tylko były przyjaźniejsze i skore do zabawy ze swymi ludzkimi opiekunami, ale i wyraźnie nabrały nowych fizycznych cech np. - łaty na futrze, krótsze nogi czy węższe czaszki.



Człowiek to niedorozwinięta małpa?

Neotenia to zjawisko występujące w wyniku szybszego rozwijania się narządów rozrodczych, w stosunku do reszty organów ciała larwalnej formy zwierzęcia oraz zachowanie przez dorosłe osobniki cech typowych dla niedojrzałych jednostek.
Istnieje sporo przykładów larw, które mają zdolność do rozmnażania się. Najbardziej znanym jest aksolotl, który to jest formą larwalną salamandry meksykańskiej.
Istnieje pewna teoria mówiąca, że człowiek jest w rzeczywistości neoteniczną wersją szympansa. Młody przedstawiciel tego gatunku małp, wygląda całkiem podobnie do ludzkiego dziecka (wielu zwolenników tej hipotezy wskazuje na „ludzki” kształt czaszki małego szympansiątka).


Zgodnie z takim założeniem jesteśmy tylko zatrzymaną w rozwoju, przenoszoną małpą, która dostała od natury prezent w postaci możliwości rozmnażania się.

Sztuka bycia sobą. –

Sztuka bycia sobą.