Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

Szukaj


 

Znalazłem 12 takich materiałów

O tym, jak na ścianach betonowego kościoła wyrosła... trawa

5365514857727693436386996.jpeg

Dilston Grove to zaprojektowany we włoskim stylu kościół położony w londyńskiej dzielnicy Bermondsey. Wnętrze świątyni idealnie nadawało się do przeprowadzenia pewnego nietypowego, artystycznego eksperymentu. Gremi Miller, Heather Ackroyd i Dan Harvey dostali pozwolenie na przeistoczenie betonowych, zimnych ścian tego miejsca w prawdziwą, żywą łąkę! 

Czytaj dalej →


Czemu właściwie narkotyki są nielegalne?

Dragi towarzyszyły nam od zawsze i właściwie to nikomu nigdy nie przeszkadzały. Co więcej - niekiedy miały bardzo ważne miejsce w naszej kulturze i dość mocno wpłynęły na kształtowanie się filozofii, religii, a nawet medycyny. Ba, według pewnej teorii takie na przykład psylocybinowe grzybki wpłynęły na uformowanie się języka mówionego... Co zatem się stało, że w momencie kiedy osiągnęliśmy wysoki poziom rozwoju, znienacka poczuliśmy tak duży wstręt do „narkotyków”?

Czytaj dalej →


10 rzeczy pomagających tarczycy zachować równowagę. – W ostatnich latach coraz większa liczba osób (szczególnie kobiet) zdradza objawy niedoczynności tarczycy. Coraz częściej dotyka to ludzi młodych. Pierwsze objawy z reguły są ignorowane, spowolnienie metabolizmuwyrażające się np. w postaci kilku nadprogramowych kilogramów łatwo jest zrzucić na błędy dietetyczne, a zmęczenie przypisać przepracowaniu lub wiosennemu przesileniu. Łatwiej nam też jest sięgnąć po kolejną kawę, napój energetyzujący czy „magiczne” tabletki odchudzające, niż poświęcić chwilę bacznej uwagi ciału. Sprawdź jakie najczęstsze objawy towarzyszą niedoczynności tarczycy i co możesz zrobić aby dopomóc jej pracować lepiej.

Zmęczenie, senność i osłabienie

Wypadanie włosów, łamliwe paznokcie

Sucha, szorstka lub łuszcząca się skóra, łupież

Trądzik (szczególnie w dolnej części twarzy i na szyi)

Niska temperatura bazowa ciała (po przebudzeniu)

Nietolerancja zimna (innym jest ciepło, a my zakładamy sweter)

Zimne stopy i dłonie

Zatwardzenia, nieregularność wypróżnień

Przybieranie na wadze

Opuchnięcia, worki i zasinienia pod oczami

Nieregularność cykli i objawy napięcia przedmiesiączkowego

Krwawienia miesięczne obfite i bolesne, cysty piersi i jajników

Nerwowość, problemy ze snem, stany depresyjne

Obniżenie wydolności systemu immulogicznego (np. częste przeziębienia)

Problemy z jasnością umysłu, z pamięcią, uwagą.

Najczęściej przyczyną niedoczynności tarczycy jest niedobór jodu w organizmie. Do prawidłowego funkcjonowania jod jest tarczycy (ale również i innym narządom np. jajnikom, piersiom, prostacie, płucom, trzustce, oczom) po prostu niezbędny. Ile tego mikroelementu potrzebujemy? Dzienne oficjalne zalecenia mówią o ilości150 mcg (słownie: sto pięćdziesiąt mikrogramów), jednak tak jak w przypadku „zalecanej” ilości np. witaminy C (rzędu 60 miligramów na dobę, która zapobiega co najwyżej klinicznym objawom szkorbutu) tak i tutaj ilości te co najwyżej zapobiegają objawom wola. Japończycy generalnie cieszący się dużo lepszym zdrowiem od ludzi Zachodu, potrafią spożywać dzienne ilości jodu przekraczające „zalecaną” nam normę wielokrotnie (średnio 13,80 miligramów, a w rejonach nadmorskich jeszcze więcej). Tylko, że my nie mieszkamy w Japonii i nie mamy ich nawyków żywieniowych (choć sushi coraz popularniejsze ostatnio). Sprawę pogarsza fakt, że wokół nas ostatnio namnożyło się związków pierwiastków wypierających jod.

Na moment wróćmy do szkolnej ławy, przypominając sobie wiadomości  z chemii. Chodzi o chlorowce, zwane inaczej halogenami (nie mylić z żarówkami). Cztery największe halogeny występujące w naszym organizmie to: fluor, chrom, brom i jod. Pierwsze trzy są antagonistami jodu w organizmie. Rzecz opiera się bowiem o dobrze znaną z lekcji chemii masę atomową:

Fluor –    19

Chlor –   35,5

Brom –  80

Jod –     127

Halogeny posiadające niższą masę atomową będą wypierać te posiadające wyższą. Nigdy nie odwrotnie. Zatem brom może wyprzeć jod, ale chloru już nie. Ale zarówno fluor, chlor jak i brom – wszystkie one mogą wyprzeć jod. A my mamy fluoru, chloru i bromu wokół nas aż nadmiar, natomiast jodu tyle co kot napłakał, w dodatku mass media nas tym jodem nieustannie straszą jaki to jest groźny dla nas pierwiastek. O dziwo nie straszą dużo groźniejszym fluorem, który jako mający najmniejszą masę atomową jest najbardziej reaktywny ze wszystkich i tym samym może nam w organizmie narobić dużo szkód, wypierając i pozbawiając nas innych ważnych dla życia pierwiastków. Wręcz przeciwnie – fluor jest nam codziennie uporczywie reklamowany jako niesamowicie zdrowy i niezbędny do życia (zwłaszcza gdy chcesz mieć ładne zęby) – guzik prawda! Istnieją na tej planecie społeczności nie znające past do zębów z fluorem (a nawet o zgrozo szczoteczek!), a pomimo to olśniewające zdrowym uśmiechem: ich tajemnica to odpowiednia dieta, co dokładnie opisał już sto lat temu dentysta Weston Price. Dentystów nam tymczasem pomimo wieloletniej (i wpajanej nam od dziecka) fluoromanii wciąż przybywa, podobnie jak… osób cierpiących na niedoczynność tarczycy.

Jako ciekawostka: w latach 1920-1950 lekarze leczyli chorobę Basedowa oraz nadczynność tarczycy fluorkiem sodu, czyli substancją dodawaną dzisiaj powszechnie do konwencjonalnych past do zębów (Goldemberg, L., Traitement de la Maladie de Basedow et de l’Hyperthyroidisme par le Fluor. La Presse Médicale. 1930; 102:1751, jak cytuje Paul Conett w swojej książce „The Case Against Fluoride”).

Gdzie czają się na nas związki pierwiastków kradnących nam jod z organizmu?

Są one zarówno w glebie i wodzie (na to nie mamy wpływu) jak i w spożywanej przez nas żywności lub używanych kosmetykach (na to co bierzemy do ust lub kładziemy na skórę już mamy jednak wpływ). Skażenie roślin wszechobecnym dzisiaj fluorem ma wpływ na zawartość tego pierwiastka w ciałach zwierząt oraz ludzi. Fluor jest owszem mikroelementem niezbędnym, aczkolwiek nie odnotowano ani nie opisano w literaturze medycznej żadnych chorób o etiologii związanej z niedoborem fluoru w organizmie. Znaczy to, że w pożywieniu mamy go już całkiem wystarczającą ilość! We fluor naturalnie występujący bogata jest żywność świeża hodowana na glebach bogatych w związki fluoru, herbata czarna i zielona (biała mniej), winogrona i wina (szczególnie kalifornijskie). Tymczasem większość osób narażona jest nadodatkowe i całkowicie niepotrzebne źródła fluoru: pasty do zębów i inne środki do higieny jamy ustnej z fluorem oraz przetworzona żywność i napoje.

Chloru, który jest niezbędny w organizmie też mamy nadmiar: jest go w sposób naturalny sporo w pożywieniu, woda w kranie używana przez nas zarówno w celach spożywczych jak i higienicznych  jest chlorowana, czasem idziemy na basen gdzie chloru używa się do sanityzacji, w domach używamy wybielacze na bazie chloru, sporo związków chloru zostaje wchłoniętych do organizmu przez osoby jedzące przetworzoną żywność soloną chlorkiem sodu (NaCl) lub używającej zwykłej najtańszej soli kuchennej. Dodatek jodu do soli nie rozwiązuje sytuacji albowiem jod dosyć szybko po otwarciu opakowania ulatnia się z soli, a poza tym ile można zjeść soli? Ponadto zwyczajna sól kuchenna jodowana to najgorszy rodzaj soli i absolutnie go nie polecam, mamy sole naturalne bogate w mikroelementy (himalajska, celtycka, morska).

Związki bromu używane są w przemyśle spożywczym (proces fumigacji związkami bromu stosuje się w celu ochrony zboża przed szkodnikami), jeśli ktoś je dużo chleba, białego ryżu, ciastek i makaronów to dostarcza tym samym do ustroju sporych ilości związków bromu, a te wypierają z tarczycy jod. Również wiele pestycydów, leków, środków przeciwogniowych stosowanych jako impregnaty (do dywanów, zasłon, plastików) a nawet napoje gazowane (Mountain Dew, Gatorade) zawierają związku bromu. Nadmiar bromu powoduje uszkodzenie komórek nerwowych, w dużych ilościach czysty brom jest silnie toksyczny (dawka śmiertelna wynosi 35 g). Kiedyś w przetwórstwie używało się związków jodu, teraz od ok. 40 lat związków bromu. W organizmie te same receptory wychwytują brom i jod. Jeśli do organów mających duże zapotrzebowanie na jod (tarczyca, piersi, jajniki, prostata) zamiast jodu dostarczymy brom – mamy kłopoty gotowe (cysty, mięśniaki, guzy, niedoczynność itp.).

10 rzeczy pomagających tarczycy równowagę:

1. Słońce – potrzebujemy słońca każdego dnia. Nasze ciała pod jego wpływem produkują najtańszą we wszechświecie (bo darmową) witaminę – D3. To dla nas najlepsza i najbardziej naturalna forma jej dostarczania do organizmu. Ludzie z nadwagą i niedoczynnością tarczycy mają z reguły bardzo niskie poziomy wit. D3. Natomiast jest to bardzo potrzebna naszej tarczycy witamina jak również chroni przed rakiem.

Niestety panuje ostatnio szalona moda na „słońcofobię”, gdzie słońce oskarża się o wszystko co najgorsze, wciskając nam pełne chemikaliów sztuczne preparaty z tzw. filtrami. Dochodzi do tego, że siedzimy w domach czy biurach pozbawieni słońca, potem wychodząc na dwór natychmiast zakładamy okulary przeciwsłoneczne i smarujemy się chemikaliami „aby nam słońce nie zaszkodziło”. To błąd jakich mało! Wystarczy 15 minut ekspozycji by wytworzyć dzienną dawkę wit. 3. W rozsądnej dawce słońce jest zbawienne, niezastąpione i życiodajne. Czy mówiłam już, że antyrakowe? Po ekspozycji wystarczy zakryć ciało lub posmarować je naturalnym olejem kokosowym (faktor 4). Nie bójcie się panicznie słońca i przede wszystkim nie stosujcie żadnych chemicznychśrodków na skórę. Bardziej niż słońce za raka skóry odpowiedzialny jest styl życia, pełen toksyn z jednej i niedoborów substancji odżywczych z drugiej strony.

2. Jod – również potrzebujemy go niezbędnie, to paliwo dla tarczycy. Oprócz tego jest naturalnym antybiotykiem, np. wynaleziony w 1829 roku płyn Lugola zawierający jodek potasu leczył swego czasu wiele dolegliwości. Po wojnie sprawy się zmieniły i zaczęto ludzi płynem Lugola i generalnie jodem jako takim straszyć w mediach jaki to on jest „groźny”.  Niemniej jednak można też zakupić bez recepty w aptece jodynę (Iodi Solutio Spirituosa) i uzupełnić jod transdermalnie: posmarować nią miejsce gdzie skóra jest cienka (np. zgięcie przedramienia), jod będzie wchłaniał się przez skórę (można nakleić plasterek na to miejsce). Jeśli plamka zniknie wyjątkowo szybko oznacza to, że organizm cierpi wyjątkowo silnie na niedobór jodu.

Płyn Lugola (Iodi Solutio Aquosa) również się do tego nadaje, można zakupić bez recepty do stosowania zewnętrznego (jak brzmi informacja na opakowaniu stosowanie wewnętrzne preparatu możliwe jest po konsultacji z lekarzem lub na zlecenie służb sanitarnych).

Można też jeść ryby czy owoce morza, jednak działają one na organizm zakwaszająco, tym sposobem prawdopodobnie też dostarczymy do organizmu także rtęci i bromu (szczególnie duże ryby jak tuńczyk czy łosoś kumulują ją w swoich tkankach), a jeśli produkty pochodzą z hodowli sztucznych mogą zawierać inne niechciane substancje (np. antybiotyki). Jod zawierają też żółtka jajek od kur hodowanych naturalnie oraz masło z mleka krów pasących się trawą. Pewne ilości jodu znajdziemy w pomidorach, ziemniakach, płatkach owsianych, bananach, truskawkach czy suszonych śliwkach,

3. Selen – niedoceniany pierwiastek, a tak szalenie ważny w przyswajaniu jodu. Najlepiej przyswajany selen to selenometionina (a ściślej L-selenometionina) – występuje naturalnie w dużych ilościach np. w orzechach brazylijskich lub pestkach dyni.

Zamiast kupować sztuczny preparat bezpieczniej przyjąć selen w formie naturalnej. 1 orzech to ok. 50 mcg selenu w naturalnej organicznej i w pełni przyswajanej formie SeM (L-selenometioniny). Dziennie można zjeść do 8 szt. orzechów lub 2 łyżki pestek z dyni, co zapewni nam minimalną potrzebną nam ilość selenu.

4. Magnez – równie niezbędny jak selen w przyswajaniu jodu. Antagonista wapnia, jednak (w przeciwieństwie do wapnia) magnezu nikt tak namolnie nie reklamuje jako niezbędnego dla zdrowia (czyli podobnie jak reklamują nam fluor zamiast jodu), stąd też niedobory magnezu są dzisiaj powszechne. Najlepiej stosować magnez transdermalnie czyli tak jak jod. Przeczytaj jak zrobić oliwkę magnezową i jak stosować ją do uzupełniania magnezu.

5. Zielonolistne warzywa – bogate źródło magnezu oraz chlorofilu. Można je jadać zarówno na surowo jak i w postaci delikatnie duszonej, dodać soli morskiej, oliwy z oliwek oraz soku świeżo wyciśniętego z cytryny. 

6. Witamina C – kwas L-askorbinowy pomaga wątrobie w zamianie T 4 na aktywny hormon T3. Najwygodniej witaminizować proszkiem kwasu L-askorbinowego swoje napoje i soki. Warto zwiększyć spożycie papryki, kiwi, owoców cytrusowych, aceroli, róży i innych bogatych w witaminę C pokarmów. 

7. Olej kokosowy – nieprawdopodobne, a jednak. Ma wyjątkowo (7-9) niskąliczbę jodową przez co wspomaga tarczycę i nawet będąc tłuszczem… odchudza. Oczywiście mowa o oleju kokosowym nierafinowanym, tłoczonym na zimno. 1-3 łyżek dziennie pozwala poczuć różnicę już po 2 tygodniach. 

8. Unikaj przetworzonych węglowodanów jak ognia! Naprawdę nie sposób białej mąki, chleba, makaronu, pizzy czy ciastek nazwać „pożywieniem” bo niczego  wielce pożywnego tam nie znajdziesz. To zapychacze i tyle. Natomiast jest tam pełno składników antyodżywczych, które nie są przyjazne tarczycy i w ogóle zdrowiu. 
Nie są też przyjazne szczupłej sylwetce. W ogóle niczemu nie są przyjazne jeśli idzie o ścisłość. Przynajmniej nie te, które leżą na sklepowych półkach.

9. Unikaj chemikaliów w domu. Naprawdę można sobie poradzić z czystością w domu za pomocą dwóch głównych składników: soda oczyszczona i ocet winny. Polecam bloga Ewy gdzie znajdziecie rozmaite przepisy jak poradzić sobie bez chemii z czystością w domu. Szczególnie kiedy macie w domu dzieci. Wszelkie domowe chemikalia (szczególnie te mające związki chloru w składzie) są dla tarczycy szkodliwe.

10. Zmień chemiczne kosmetyki na przyjazne tarczycy (i zdrowiu w ogóle) naturalne kosmetyki. Jeśli są robione w domu (tak jak na przykład magnezowy dezodorant) oszczędzisz nie tylko zdrowie ale i pieniądze. Naprawdę dużo pieniędzy. Wyrzuć chemiczną pastę do zębów i płukanki do ust z fluorem, kremy przeciwsłoneczne i środki higieny osobistej zawierające toksyczne i rakotwórcze  SLS-y i parabeny.

Mydło możesz kupić naturalne (mydło alepo lub w Rossmanie dużo tańsze Alterra) zamiast chemicznego. Tak naprawdę podstawowe składniki: soda, olej kokosowy i ocet jabłkowy wystarczą też by w kilka minut zrobić sobie pastę do zębów, dezodorant czy obyć się bez szamponu do włosów (użyj do mycia kubka wody z rozpuszczoną płaską łyżką kuchennej sody, masuj i spłucz kubkiem lub przy dłuższych włosach dwoma kubkami wody z dodaną do każdego 1 łyżką octu jabłkowego lub soku z połówki cytryny – tzw. metoda „no poo” – świetnie usuwa łupież). Nie kładź na skórę niczego, czego nie można zjeść! Wszystko co ma kontakt z naszą skórą znajduje się w naszym krwiobiegu w ciągu zaledwie minut.

10 rzeczy pomagających tarczycy zachować równowagę.

W ostatnich latach coraz większa liczba osób (szczególnie kobiet) zdradza objawy niedoczynności tarczycy. Coraz częściej dotyka to ludzi młodych. Pierwsze objawy z reguły są ignorowane, spowolnienie metabolizmuwyrażające się np. w postaci kilku nadprogramowych kilogramów łatwo jest zrzucić na błędy dietetyczne, a zmęczenie przypisać przepracowaniu lub wiosennemu przesileniu. Łatwiej nam też jest sięgnąć po kolejną kawę, napój energetyzujący czy „magiczne” tabletki odchudzające, niż poświęcić chwilę bacznej uwagi ciału. Sprawdź jakie najczęstsze objawy towarzyszą niedoczynności tarczycy i co możesz zrobić aby dopomóc jej pracować lepiej.

Zmęczenie, senność i osłabienie

Wypadanie włosów, łamliwe paznokcie

Sucha, szorstka lub łuszcząca się skóra, łupież

Trądzik (szczególnie w dolnej części twarzy i na szyi)

Niska temperatura bazowa ciała (po przebudzeniu)

Nietolerancja zimna (innym jest ciepło, a my zakładamy sweter)

Zimne stopy i dłonie

Zatwardzenia, nieregularność wypróżnień

Przybieranie na wadze

Opuchnięcia, worki i zasinienia pod oczami

Nieregularność cykli i objawy napięcia przedmiesiączkowego

Krwawienia miesięczne obfite i bolesne, cysty piersi i jajników

Nerwowość, problemy ze snem, stany depresyjne

Obniżenie wydolności systemu immulogicznego (np. częste przeziębienia)

Problemy z jasnością umysłu, z pamięcią, uwagą.

Najczęściej przyczyną niedoczynności tarczycy jest niedobór jodu w organizmie. Do prawidłowego funkcjonowania jod jest tarczycy (ale również i innym narządom np. jajnikom, piersiom, prostacie, płucom, trzustce, oczom) po prostu niezbędny. Ile tego mikroelementu potrzebujemy? Dzienne oficjalne zalecenia mówią o ilości150 mcg (słownie: sto pięćdziesiąt mikrogramów), jednak tak jak w przypadku „zalecanej” ilości np. witaminy C (rzędu 60 miligramów na dobę, która zapobiega co najwyżej klinicznym objawom szkorbutu) tak i tutaj ilości te co najwyżej zapobiegają objawom wola. Japończycy generalnie cieszący się dużo lepszym zdrowiem od ludzi Zachodu, potrafią spożywać dzienne ilości jodu przekraczające „zalecaną” nam normę wielokrotnie (średnio 13,80 miligramów, a w rejonach nadmorskich jeszcze więcej). Tylko, że my nie mieszkamy w Japonii i nie mamy ich nawyków żywieniowych (choć sushi coraz popularniejsze ostatnio). Sprawę pogarsza fakt, że wokół nas ostatnio namnożyło się związków pierwiastków wypierających jod.

Na moment wróćmy do szkolnej ławy, przypominając sobie wiadomości z chemii. Chodzi o chlorowce, zwane inaczej halogenami (nie mylić z żarówkami). Cztery największe halogeny występujące w naszym organizmie to: fluor, chrom, brom i jod. Pierwsze trzy są antagonistami jodu w organizmie. Rzecz opiera się bowiem o dobrze znaną z lekcji chemii masę atomową:

Fluor – 19

Chlor – 35,5

Brom – 80

Jod – 127

Halogeny posiadające niższą masę atomową będą wypierać te posiadające wyższą. Nigdy nie odwrotnie. Zatem brom może wyprzeć jod, ale chloru już nie. Ale zarówno fluor, chlor jak i brom – wszystkie one mogą wyprzeć jod. A my mamy fluoru, chloru i bromu wokół nas aż nadmiar, natomiast jodu tyle co kot napłakał, w dodatku mass media nas tym jodem nieustannie straszą jaki to jest groźny dla nas pierwiastek. O dziwo nie straszą dużo groźniejszym fluorem, który jako mający najmniejszą masę atomową jest najbardziej reaktywny ze wszystkich i tym samym może nam w organizmie narobić dużo szkód, wypierając i pozbawiając nas innych ważnych dla życia pierwiastków. Wręcz przeciwnie – fluor jest nam codziennie uporczywie reklamowany jako niesamowicie zdrowy i niezbędny do życia (zwłaszcza gdy chcesz mieć ładne zęby) – guzik prawda! Istnieją na tej planecie społeczności nie znające past do zębów z fluorem (a nawet o zgrozo szczoteczek!), a pomimo to olśniewające zdrowym uśmiechem: ich tajemnica to odpowiednia dieta, co dokładnie opisał już sto lat temu dentysta Weston Price. Dentystów nam tymczasem pomimo wieloletniej (i wpajanej nam od dziecka) fluoromanii wciąż przybywa, podobnie jak… osób cierpiących na niedoczynność tarczycy.

Jako ciekawostka: w latach 1920-1950 lekarze leczyli chorobę Basedowa oraz nadczynność tarczycy fluorkiem sodu, czyli substancją dodawaną dzisiaj powszechnie do konwencjonalnych past do zębów (Goldemberg, L., Traitement de la Maladie de Basedow et de l’Hyperthyroidisme par le Fluor. La Presse Médicale. 1930; 102:1751, jak cytuje Paul Conett w swojej książce „The Case Against Fluoride”).

Gdzie czają się na nas związki pierwiastków kradnących nam jod z organizmu?

Są one zarówno w glebie i wodzie (na to nie mamy wpływu) jak i w spożywanej przez nas żywności lub używanych kosmetykach (na to co bierzemy do ust lub kładziemy na skórę już mamy jednak wpływ). Skażenie roślin wszechobecnym dzisiaj fluorem ma wpływ na zawartość tego pierwiastka w ciałach zwierząt oraz ludzi. Fluor jest owszem mikroelementem niezbędnym, aczkolwiek nie odnotowano ani nie opisano w literaturze medycznej żadnych chorób o etiologii związanej z niedoborem fluoru w organizmie. Znaczy to, że w pożywieniu mamy go już całkiem wystarczającą ilość! We fluor naturalnie występujący bogata jest żywność świeża hodowana na glebach bogatych w związki fluoru, herbata czarna i zielona (biała mniej), winogrona i wina (szczególnie kalifornijskie). Tymczasem większość osób narażona jest nadodatkowe i całkowicie niepotrzebne źródła fluoru: pasty do zębów i inne środki do higieny jamy ustnej z fluorem oraz przetworzona żywność i napoje.

Chloru, który jest niezbędny w organizmie też mamy nadmiar: jest go w sposób naturalny sporo w pożywieniu, woda w kranie używana przez nas zarówno w celach spożywczych jak i higienicznych jest chlorowana, czasem idziemy na basen gdzie chloru używa się do sanityzacji, w domach używamy wybielacze na bazie chloru, sporo związków chloru zostaje wchłoniętych do organizmu przez osoby jedzące przetworzoną żywność soloną chlorkiem sodu (NaCl) lub używającej zwykłej najtańszej soli kuchennej. Dodatek jodu do soli nie rozwiązuje sytuacji albowiem jod dosyć szybko po otwarciu opakowania ulatnia się z soli, a poza tym ile można zjeść soli? Ponadto zwyczajna sól kuchenna jodowana to najgorszy rodzaj soli i absolutnie go nie polecam, mamy sole naturalne bogate w mikroelementy (himalajska, celtycka, morska).

Związki bromu używane są w przemyśle spożywczym (proces fumigacji związkami bromu stosuje się w celu ochrony zboża przed szkodnikami), jeśli ktoś je dużo chleba, białego ryżu, ciastek i makaronów to dostarcza tym samym do ustroju sporych ilości związków bromu, a te wypierają z tarczycy jod. Również wiele pestycydów, leków, środków przeciwogniowych stosowanych jako impregnaty (do dywanów, zasłon, plastików) a nawet napoje gazowane (Mountain Dew, Gatorade) zawierają związku bromu. Nadmiar bromu powoduje uszkodzenie komórek nerwowych, w dużych ilościach czysty brom jest silnie toksyczny (dawka śmiertelna wynosi 35 g). Kiedyś w przetwórstwie używało się związków jodu, teraz od ok. 40 lat związków bromu. W organizmie te same receptory wychwytują brom i jod. Jeśli do organów mających duże zapotrzebowanie na jod (tarczyca, piersi, jajniki, prostata) zamiast jodu dostarczymy brom – mamy kłopoty gotowe (cysty, mięśniaki, guzy, niedoczynność itp.).

10 rzeczy pomagających tarczycy równowagę:

1. Słońce – potrzebujemy słońca każdego dnia. Nasze ciała pod jego wpływem produkują najtańszą we wszechświecie (bo darmową) witaminę – D3. To dla nas najlepsza i najbardziej naturalna forma jej dostarczania do organizmu. Ludzie z nadwagą i niedoczynnością tarczycy mają z reguły bardzo niskie poziomy wit. D3. Natomiast jest to bardzo potrzebna naszej tarczycy witamina jak również chroni przed rakiem.

Niestety panuje ostatnio szalona moda na „słońcofobię”, gdzie słońce oskarża się o wszystko co najgorsze, wciskając nam pełne chemikaliów sztuczne preparaty z tzw. filtrami. Dochodzi do tego, że siedzimy w domach czy biurach pozbawieni słońca, potem wychodząc na dwór natychmiast zakładamy okulary przeciwsłoneczne i smarujemy się chemikaliami „aby nam słońce nie zaszkodziło”. To błąd jakich mało! Wystarczy 15 minut ekspozycji by wytworzyć dzienną dawkę wit. 3. W rozsądnej dawce słońce jest zbawienne, niezastąpione i życiodajne. Czy mówiłam już, że antyrakowe? Po ekspozycji wystarczy zakryć ciało lub posmarować je naturalnym olejem kokosowym (faktor 4). Nie bójcie się panicznie słońca i przede wszystkim nie stosujcie żadnych chemicznychśrodków na skórę. Bardziej niż słońce za raka skóry odpowiedzialny jest styl życia, pełen toksyn z jednej i niedoborów substancji odżywczych z drugiej strony.

2. Jod – również potrzebujemy go niezbędnie, to paliwo dla tarczycy. Oprócz tego jest naturalnym antybiotykiem, np. wynaleziony w 1829 roku płyn Lugola zawierający jodek potasu leczył swego czasu wiele dolegliwości. Po wojnie sprawy się zmieniły i zaczęto ludzi płynem Lugola i generalnie jodem jako takim straszyć w mediach jaki to on jest „groźny”. Niemniej jednak można też zakupić bez recepty w aptece jodynę (Iodi Solutio Spirituosa) i uzupełnić jod transdermalnie: posmarować nią miejsce gdzie skóra jest cienka (np. zgięcie przedramienia), jod będzie wchłaniał się przez skórę (można nakleić plasterek na to miejsce). Jeśli plamka zniknie wyjątkowo szybko oznacza to, że organizm cierpi wyjątkowo silnie na niedobór jodu.

Płyn Lugola (Iodi Solutio Aquosa) również się do tego nadaje, można zakupić bez recepty do stosowania zewnętrznego (jak brzmi informacja na opakowaniu stosowanie wewnętrzne preparatu możliwe jest po konsultacji z lekarzem lub na zlecenie służb sanitarnych).

Można też jeść ryby czy owoce morza, jednak działają one na organizm zakwaszająco, tym sposobem prawdopodobnie też dostarczymy do organizmu także rtęci i bromu (szczególnie duże ryby jak tuńczyk czy łosoś kumulują ją w swoich tkankach), a jeśli produkty pochodzą z hodowli sztucznych mogą zawierać inne niechciane substancje (np. antybiotyki). Jod zawierają też żółtka jajek od kur hodowanych naturalnie oraz masło z mleka krów pasących się trawą. Pewne ilości jodu znajdziemy w pomidorach, ziemniakach, płatkach owsianych, bananach, truskawkach czy suszonych śliwkach,

3. Selen – niedoceniany pierwiastek, a tak szalenie ważny w przyswajaniu jodu. Najlepiej przyswajany selen to selenometionina (a ściślej L-selenometionina) – występuje naturalnie w dużych ilościach np. w orzechach brazylijskich lub pestkach dyni.

Zamiast kupować sztuczny preparat bezpieczniej przyjąć selen w formie naturalnej. 1 orzech to ok. 50 mcg selenu w naturalnej organicznej i w pełni przyswajanej formie SeM (L-selenometioniny). Dziennie można zjeść do 8 szt. orzechów lub 2 łyżki pestek z dyni, co zapewni nam minimalną potrzebną nam ilość selenu.

4. Magnez – równie niezbędny jak selen w przyswajaniu jodu. Antagonista wapnia, jednak (w przeciwieństwie do wapnia) magnezu nikt tak namolnie nie reklamuje jako niezbędnego dla zdrowia (czyli podobnie jak reklamują nam fluor zamiast jodu), stąd też niedobory magnezu są dzisiaj powszechne. Najlepiej stosować magnez transdermalnie czyli tak jak jod. Przeczytaj jak zrobić oliwkę magnezową i jak stosować ją do uzupełniania magnezu.

5. Zielonolistne warzywa – bogate źródło magnezu oraz chlorofilu. Można je jadać zarówno na surowo jak i w postaci delikatnie duszonej, dodać soli morskiej, oliwy z oliwek oraz soku świeżo wyciśniętego z cytryny.

6. Witamina C – kwas L-askorbinowy pomaga wątrobie w zamianie T 4 na aktywny hormon T3. Najwygodniej witaminizować proszkiem kwasu L-askorbinowego swoje napoje i soki. Warto zwiększyć spożycie papryki, kiwi, owoców cytrusowych, aceroli, róży i innych bogatych w witaminę C pokarmów.

7. Olej kokosowy – nieprawdopodobne, a jednak. Ma wyjątkowo (7-9) niskąliczbę jodową przez co wspomaga tarczycę i nawet będąc tłuszczem… odchudza. Oczywiście mowa o oleju kokosowym nierafinowanym, tłoczonym na zimno. 1-3 łyżek dziennie pozwala poczuć różnicę już po 2 tygodniach.

8. Unikaj przetworzonych węglowodanów jak ognia! Naprawdę nie sposób białej mąki, chleba, makaronu, pizzy czy ciastek nazwać „pożywieniem” bo niczego wielce pożywnego tam nie znajdziesz. To zapychacze i tyle. Natomiast jest tam pełno składników antyodżywczych, które nie są przyjazne tarczycy i w ogóle zdrowiu.
Nie są też przyjazne szczupłej sylwetce. W ogóle niczemu nie są przyjazne jeśli idzie o ścisłość. Przynajmniej nie te, które leżą na sklepowych półkach.

9. Unikaj chemikaliów w domu. Naprawdę można sobie poradzić z czystością w domu za pomocą dwóch głównych składników: soda oczyszczona i ocet winny. Polecam bloga Ewy gdzie znajdziecie rozmaite przepisy jak poradzić sobie bez chemii z czystością w domu. Szczególnie kiedy macie w domu dzieci. Wszelkie domowe chemikalia (szczególnie te mające związki chloru w składzie) są dla tarczycy szkodliwe.

10. Zmień chemiczne kosmetyki na przyjazne tarczycy (i zdrowiu w ogóle) naturalne kosmetyki. Jeśli są robione w domu (tak jak na przykład magnezowy dezodorant) oszczędzisz nie tylko zdrowie ale i pieniądze. Naprawdę dużo pieniędzy. Wyrzuć chemiczną pastę do zębów i płukanki do ust z fluorem, kremy przeciwsłoneczne i środki higieny osobistej zawierające toksyczne i rakotwórcze SLS-y i parabeny.

Mydło możesz kupić naturalne (mydło alepo lub w Rossmanie dużo tańsze Alterra) zamiast chemicznego. Tak naprawdę podstawowe składniki: soda, olej kokosowy i ocet jabłkowy wystarczą też by w kilka minut zrobić sobie pastę do zębów, dezodorant czy obyć się bez szamponu do włosów (użyj do mycia kubka wody z rozpuszczoną płaską łyżką kuchennej sody, masuj i spłucz kubkiem lub przy dłuższych włosach dwoma kubkami wody z dodaną do każdego 1 łyżką octu jabłkowego lub soku z połówki cytryny – tzw. metoda „no poo” – świetnie usuwa łupież). Nie kładź na skórę niczego, czego nie można zjeść! Wszystko co ma kontakt z naszą skórą znajduje się w naszym krwiobiegu w ciągu zaledwie minut.

Naturalne detergenty – Zastanawialiście się czasem, jakich środków nasze babcie używały do prania, mycia czy sprzątania domu? Albo jak wyglądało życie przed erą kolorowych detergentów od wszystkiego? No właśnie, ja też sobie tego nie wyobrażałam. A przecież dziś prawdziwym wyzwaniem świadomego konsumenta jest prowadzenie domu ekologicznie, bez zbędnych płynów i proszków. Stare sposoby były (i są!) na tyle skuteczne, że warto z nich korzystać na co dzień. Zamiast kupować kolejne detergenty, których lista z roku na rok się wydłuża, proponujemy ściągę z babcino-ekologicznych sztuczek. A właściwie „Ekosztuczek”, bo to o nich będzie mowa. Pod taką nazwą urzędnicy warszawskiego Ratusza wydali broszurkę, w której przekopali stare poradniki i wszystkie dostępne fora internetowe, by pokazać, że bez detergentów da się żyć. I to zarówno świadomie,ekologicznie, jak i oszczędnie.
Super-hiper-pogromcy kurzu

Zanim jednak przejdziemy do alternatywnych sposobów, wytłumaczmy sobie, co takiego mają w sobie detergenty, że nie możemy (tak przynajmniej nam się wydaje) bez nich żyć. Ich tajemnica polega na tym, że potrafią obniżyć napięcie powierzchniowe wody, co osłabia siły wiążące cząsteczki z podłożem. Niestety na tym ich zbawienne działanie się kończy. Przedostające się do wód ściekowych detergenty mogą przyczyniać się w wyniku zachodzących procesów beztlenowych do wydzielania substancji trujących (m.in. metanu i siarkowodoru), a także doprowadzić do tego, że zbiornik wodny stanie się martwy. Wszystkie płyny do czyszczenia, proszki czy szampony to także koszmar alergików. Fosforany, jakie często się w nich znajdują, wywołują uczulenia, a często stosowane w praniu i sprzątaniu wybielacze zawierają związki chloru, które mogą przenikać przez skórę i wpływać na działanie układu nerwowego. Z kolei ich opary działają rakotwórczo. Po takiej dawce informacji może faktycznie watro się zainteresować zwykłą cytryną, sodą czy octem, czyli orężem naszych mam i babć.

Oto sześć zupełnie pospolitych składników, które pomogą w bezpiecznym i ekologicznym dbaniu o wasz dom*. I pamiętajcie – nie musicie myć wszystkiego piaskiem i popiołem. A przynajmniej nie tak od razu ;)

    Soda oczyszczona – zmiękcza wodę i zwiększa czyszczące zdolności mydła. Jest również dobrym środkiem do szorowania. Do kupienia w sklepie spożywczym, w aptece, Internecie; pakowana na ogół w małych ilościach do użytku w kuchni, dostępna też w opakowaniach 1-5 kg. Soda 1kg – 4-5 zł
    Boraks – czyści i usuwa zapachy. Doskonały środek dezynfekujący. Zmiękcza wodę. Dostępny w sklepach na półkach ze środkami piorącymi oraz drogeriach, aptece i w Internecie. Boraks 1 kg – 8-10 zł
    Mydło roślinne – biodegradowalne i całkowicie nietok­syczne. Sprzedawane w formie płynnej, płatków i kostek. Najlepsze są mydła bez syn­tetycznych dodatków, zapa­chów i kolorów. Do kupienia w drogerii, w aptece, dobrych sklepach ze zdrową żywnością , w Internecie. Mydło roślinne kostka – 3-4 zł, w płynie 1 litr – 10-20 zł
    Ocet – czyści tłuszcz i kamień. Ocet 0,5 l – 2 zł
    Kwasek cytrynowy – czyści tłuszcz, kamień, odświeża. Kwasek cytrynowy 20 g – 1 zł
    Naturalne olejki eteryczne – naturalne ekstrakty i olejki mają właściwości, które mogą wzmocnić działania antybakteryjne i antywirusowe środków czyszczących. Właściwości antybakteryjne mają: laur, kamfora, kardamon, citronella, cyprys, eukaliptus, imbir, jałowiec, lawenda, cytryna, trawa cytrynowa, limonka, pomarańcza, sosna, rozmaryn, szałwia, drzewo sandałowe, drzewo herbaciane, tymianek. Właściwości antywirusowe: cynamon, eukaliptus, lawenda, cytryna, oregano, drzewo sandałowe, drzewo herbaciane.

*oprac. na podstawie broszury

/autor:Anna Milczarek

Naturalne detergenty

Zastanawialiście się czasem, jakich środków nasze babcie używały do prania, mycia czy sprzątania domu? Albo jak wyglądało życie przed erą kolorowych detergentów od wszystkiego? No właśnie, ja też sobie tego nie wyobrażałam. A przecież dziś prawdziwym wyzwaniem świadomego konsumenta jest prowadzenie domu ekologicznie, bez zbędnych płynów i proszków. Stare sposoby były (i są!) na tyle skuteczne, że warto z nich korzystać na co dzień. Zamiast kupować kolejne detergenty, których lista z roku na rok się wydłuża, proponujemy ściągę z babcino-ekologicznych sztuczek. A właściwie „Ekosztuczek”, bo to o nich będzie mowa. Pod taką nazwą urzędnicy warszawskiego Ratusza wydali broszurkę, w której przekopali stare poradniki i wszystkie dostępne fora internetowe, by pokazać, że bez detergentów da się żyć. I to zarówno świadomie,ekologicznie, jak i oszczędnie.
Super-hiper-pogromcy kurzu

Zanim jednak przejdziemy do alternatywnych sposobów, wytłumaczmy sobie, co takiego mają w sobie detergenty, że nie możemy (tak przynajmniej nam się wydaje) bez nich żyć. Ich tajemnica polega na tym, że potrafią obniżyć napięcie powierzchniowe wody, co osłabia siły wiążące cząsteczki z podłożem. Niestety na tym ich zbawienne działanie się kończy. Przedostające się do wód ściekowych detergenty mogą przyczyniać się w wyniku zachodzących procesów beztlenowych do wydzielania substancji trujących (m.in. metanu i siarkowodoru), a także doprowadzić do tego, że zbiornik wodny stanie się martwy. Wszystkie płyny do czyszczenia, proszki czy szampony to także koszmar alergików. Fosforany, jakie często się w nich znajdują, wywołują uczulenia, a często stosowane w praniu i sprzątaniu wybielacze zawierają związki chloru, które mogą przenikać przez skórę i wpływać na działanie układu nerwowego. Z kolei ich opary działają rakotwórczo. Po takiej dawce informacji może faktycznie watro się zainteresować zwykłą cytryną, sodą czy octem, czyli orężem naszych mam i babć.

Oto sześć zupełnie pospolitych składników, które pomogą w bezpiecznym i ekologicznym dbaniu o wasz dom*. I pamiętajcie – nie musicie myć wszystkiego piaskiem i popiołem. A przynajmniej nie tak od razu ;)

Soda oczyszczona – zmiękcza wodę i zwiększa czyszczące zdolności mydła. Jest również dobrym środkiem do szorowania. Do kupienia w sklepie spożywczym, w aptece, Internecie; pakowana na ogół w małych ilościach do użytku w kuchni, dostępna też w opakowaniach 1-5 kg. Soda 1kg – 4-5 zł
Boraks – czyści i usuwa zapachy. Doskonały środek dezynfekujący. Zmiękcza wodę. Dostępny w sklepach na półkach ze środkami piorącymi oraz drogeriach, aptece i w Internecie. Boraks 1 kg – 8-10 zł
Mydło roślinne – biodegradowalne i całkowicie nietok­syczne. Sprzedawane w formie płynnej, płatków i kostek. Najlepsze są mydła bez syn­tetycznych dodatków, zapa­chów i kolorów. Do kupienia w drogerii, w aptece, dobrych sklepach ze zdrową żywnością , w Internecie. Mydło roślinne kostka – 3-4 zł, w płynie 1 litr – 10-20 zł
Ocet – czyści tłuszcz i kamień. Ocet 0,5 l – 2 zł
Kwasek cytrynowy – czyści tłuszcz, kamień, odświeża. Kwasek cytrynowy 20 g – 1 zł
Naturalne olejki eteryczne – naturalne ekstrakty i olejki mają właściwości, które mogą wzmocnić działania antybakteryjne i antywirusowe środków czyszczących. Właściwości antybakteryjne mają: laur, kamfora, kardamon, citronella, cyprys, eukaliptus, imbir, jałowiec, lawenda, cytryna, trawa cytrynowa, limonka, pomarańcza, sosna, rozmaryn, szałwia, drzewo sandałowe, drzewo herbaciane, tymianek. Właściwości antywirusowe: cynamon, eukaliptus, lawenda, cytryna, oregano, drzewo sandałowe, drzewo herbaciane.

*oprac. na podstawie broszury

/autor:Anna Milczarek

Źródło:

ulicaekologiczna.pl/

Porady od stuletnich ludzi! – 1.Inwestuj w jakość, ona nigdy nie wychodzi z mody.
2.Zakochaj się i weź ślub. Seks też należy uprawiać z zapałem.
3.Nawet jeśli czujesz nienawiść, to zatrzymaj ją dla siebie. Nie krzywdź ludzi, bez względu na to, co zrobili.
4.Znajdź czas na płacz.
5.Nie porównuj się do innych ludzi, bo nigdy nie będziesz szczęśliwy. Trawa u sąsiada zawsze wydaje się bardziej zielona.
6.Kochaj ludzi. Znajdź w każdym człowieku coś dobrego.
7.Znajdź sobie jakiś wzór dla naśladowania i staraj się go przerosnąć.
8.Kobiety! Nie wychodźcie za mąż za starych facetów. Bierzcie młodych.
9.Nie mówię, że należy wyznawać jakąś religię, albo jej nie wyznawać, ale powinieneś zrozumieć w co wierzysz i żyć w zgodzie z tym.
10.Kiedy śmiejesz się sam z siebie, nie pozwalasz śmiać się z ciebie innym.
11.Miej apetyt, wielu przyjaciół i mało wolnego czasu.
12.Nieważne jakie byłyby kłopoty - finansowe lub psychiczne, trzymaj się rodziny. Niektóre dni wydadzą ci się gorsze od innych, ale pamiętaj - noc jest najciemniejsza tuż przed świtem.
13.Bądź miły dla innych. Żyję tak długo, bo jest tak wielu ludzi, którzy mnie lubią.
14.Ufaj sobie i wierz w siebie. Dzięki temu będziesz mógł walczyć z przeciwnościami.
15.Rób to, co trzeba. Nie dziel włosa na czworo, po prostu działaj.

Porady od stuletnich ludzi!

1.Inwestuj w jakość, ona nigdy nie wychodzi z mody.
2.Zakochaj się i weź ślub. Seks też należy uprawiać z zapałem.
3.Nawet jeśli czujesz nienawiść, to zatrzymaj ją dla siebie. Nie krzywdź ludzi, bez względu na to, co zrobili.
4.Znajdź czas na płacz.
5.Nie porównuj się do innych ludzi, bo nigdy nie będziesz szczęśliwy. Trawa u sąsiada zawsze wydaje się bardziej zielona.
6.Kochaj ludzi. Znajdź w każdym człowieku coś dobrego.
7.Znajdź sobie jakiś wzór dla naśladowania i staraj się go przerosnąć.
8.Kobiety! Nie wychodźcie za mąż za starych facetów. Bierzcie młodych.
9.Nie mówię, że należy wyznawać jakąś religię, albo jej nie wyznawać, ale powinieneś zrozumieć w co wierzysz i żyć w zgodzie z tym.
10.Kiedy śmiejesz się sam z siebie, nie pozwalasz śmiać się z ciebie innym.
11.Miej apetyt, wielu przyjaciół i mało wolnego czasu.
12.Nieważne jakie byłyby kłopoty - finansowe lub psychiczne, trzymaj się rodziny. Niektóre dni wydadzą ci się gorsze od innych, ale pamiętaj - noc jest najciemniejsza tuż przed świtem.
13.Bądź miły dla innych. Żyję tak długo, bo jest tak wielu ludzi, którzy mnie lubią.
14.Ufaj sobie i wierz w siebie. Dzięki temu będziesz mógł walczyć z przeciwnościami.
15.Rób to, co trzeba. Nie dziel włosa na czworo, po prostu działaj.

Czy istnieje lek na raka? – Czy niedobór witaminy B17 wywołuje raka?

Jest wiele kuracji przeciw rakowi, które odniosły sukces, niewiele jednak jest dyskusji na temat możliwych sposobów zapobiegania rakowi, ani też efektywnego kontrolowania jego rozwoju. Ponadto ciśnie się na usta pytanie dlaczego, z każdym kolejnym rokiem stajemy się coraz to bardziej podatni na wszelkie odmiany raka?

Dlaczego zapadamy na raka nie jest to do końca wiadome. Może to na skutek palenia papierosów, nadmiernego opalania, czy też toksyn z nawozów sztucznych i pestycydów spożywanych w codziennym jedzeniu? Badania Dr Krebs’a wskazują, że rak jest skutkiem niedoboru witaminy B17. Czynniki rakotwórcze, takie jak palenie papierosów czy nadmiar słońca jedynie ukazują niedobór witaminy B17. W przypadku raka zastąpienie utraconej witaminy B17 w naszych dietach mogłoby przyczynić się do większej efektywności leczenia innymi metodami czy wręcz je zastąpić.

Czy istnieje bezpośrednia więź pomiędzy wzrostem substancji chemicznych dodawanych do naszej żywności i wody, czy też należy winić za ten stan rzeczy usuniecie pewnych zasadniczych składników z naszych rafinowanych zachodnich diet? Istnieją dowody na to, że usunięcie witaminy B17 z naszej diety odegrało jedną z najistotniejszych ról w zwiększonej podatności na zachorowanie na raka.

Nasza obecna, zachodnio-europejska, dieta jest zubożona w witaminę B17. Parę wieków temu jedliśmy chleb z domieszką nasion prosa i lnu, bogatych w witaminę B17, a teraz chleb pszeniczny i żytni, który jadamy nie ma jej w ogóle. Nasze babcie zwykły dodawać pokruszone nasiona śliwek, czereśni, jabłek, moreli do domowych konfitur i dżemów. Nasiona tych owoców są jednym z najpotężniejszych źródeł witaminy B17.

Dieta bogata w naturalną żywność

Interesujące są badania nad ludnością konsumująca lokalną żywność w środowiskach, w których się urodzili. Ludzie ci chorują na raka znacznie rzadziej, niż ci, którzy nie zwracają uwagi na pochodzenie żywności jedząc produkty wysoce przetworzone.

Hunza, jedno z plemion z Himalajów, nigdy nie znało przypadku zachorowania na raka, czy choroby serca ponieważ trzyma się swojej tradycyjnej diety, która jest wyjątkowo obfita zarówno w morele jak i w proso. Badania w których zaczęto stosować zachodnio-europejską dietę u Hunzów spowodowały, że stali się oni podatni na raka i choroby serca.

Richard Mackarness pracował nad dietą Eskimosów, oraz Indian. W swym naturalnym środowisku obydwie grupy są zasadniczo mięsożerne, spożywając upolowaną zwierzynę, włączając w to łosia i karibu, wspomaganą jedynie dzikimi jagodami, kiedy bywają one dostępne w sezonie. Mackarness podkreśla, że pomiędzy tymi ludami nie występuje problem otyłości, mimo że konsumują oni zwierzęce tłuszcze nasycone co najmniej dwa razy na dzień. Jeszcze bardziej interesującym faktem jest dowód na to, że Eskimosi i Indianie, spożywający naturalną żywność nie zapadają na raka ani nie chorują na serce. Mięso karibu jest główną częścią diety obydwu grup. Karibu żywią się głównie trawą, zawierającą ok. 15.000 mg witaminy B17 na kilogram. Do tego jagody spożywane zarówno przez Eskimosów, jak i Indian, zawierają ogromne ilości witaminy B17.

Podsumowując, bez znaczenia jest czy jesteśmy wegeterianinami (Hunza) czy lubimy mięso (Eskimosi) – możemy skonstruować zdrową dietę.

Dieta oparta na produktach wysoce przetworzonych

W zachodnich kulturach żywność, którą karmi się obecnie zwierzęta domowe przeznaczone na ubój zazwyczaj zawiera jedynie śladowe pozostałości witaminy B17. Genetyczne modyfikacje żywności mają dodatkowy negatywny wpływ na jakość żywności. Podczas gdy Hunzowie i Eskimosi otrzymują przeciętną, dawkę witaminy B17 w wysokości 250 – 3000 mg na dzień, Europejczycy i Amerykanie, spożywający tak zwaną zdrową żywność, przyjmują jej zaledwie 2 mg.

Witamina B17 została prawie zupełnie wyeliminowana z zachodniej żywności, co powoduje w ostatnich latach epidemię raka.

Działanie witaminy B17

Skoro rozwiązanie problemu raka jest tak proste jak zwiększenie spożycia witaminy B17 z diety, dlaczego nikt nic nie robi w tym kierunku? Ponieważ lobbing międzynarodowej farmakologii jest tak ogromny, że udało się zmontować kampanie przeciw witaminie B17 opierające się na fakcie, że zawiera ona pewne ilości śmiertelnej trucizny – cyjanku potasu.

Przypadek osoby, która rzekomo zatruła się surowymi pestkami moreli w San Francisco dostała się na czołówki wszystkich gazet w USA. Spożywanie pestek moreli lub B17 jest dzięki temu faktowi obrazowane jako jednoznaczne z popełnianiem samobójstwa. Istnieje inna historia, jakoby Dr Krebs, po przetestowaniu witaminy na zwierzętach, napełnił dużą strzykawkę mega dawką skoncentrowanej letril, którą następnie wstrzyknął sobie w ramie! Krebs przeżył w zdrowiu 84 lata.

Witamina B17 nie jest szkodliwa dla zdrowych tkanek. Molekuła B17 zawiera jedną jednostkę cyjanku, jedna jednostkę benzaldehydu i dwie jednostki glukozy. Aby cyjanek mógł stać się niebezpieczny trzeba najpierw uwolnić go z molekuły, do czego potrzebny jest enzym, zwany beta-glukozydaza. Jest on obecny w całym ciele ludzkim.

Wobec czego jak można twierdzić, że B17 jest bezpieczne? Co czyni letril bezpieczną jest fakt, że enzym ten występuje w maleńkich ilościach. Jego ilość znacznie wzrasta (100 razy) tylko w siedliskach narośla rakowego. Tak więc cyjanek bywa jedynie aktywowany w miejscu, gdzie znajduje się rak, całkowicie niszcząc komórki rakowe. Komórki zdrowe pozostają nietknięte. Aldehyd benzoesowy, który jest również śmiertelnie niebezpieczną trucizną, jest aktywowany w tym samym czasie, wytwarzając truciznę sto razy silniejszą, niż każdy z nich z osobna. Ciągle jednak pozostaje pytanie: co z niebezpieczeństwem dla reszty komórek ciała?

Inny enzym, rodanaza, zawsze obecny w większych ilościach niż enzym beta-glukozydaza w zdrowych komórkach, posiada prostą zdolność kompletnego przetworzenia zarówno cyjanku jak i benzaldehydu w produkty korzystne dla zdrowia. Komórki rakowe nie zawierają w ogóle rodanazy, co pozostawia je kompletnie bezbronnymi wobec cyjanku i aldehydu benzoesowego.

„Świat bez raka” Edwarda Griffina

Pewne pre-embrionalne komórki w ciąży nie różnią się w sposób widoczny od wysoce złośliwych komórek rakowych. Edward Griffin, w „Świat bez raka”, pisze:

„Trofoblast w ciąży posiada wszystkie znamiona raka. Rozprzestrzenia się on i ulega podziałowi bardzo szybko, w miarę jak wgryza się w ściankę maciczną, przygotowując miejsce, w którym embrion może się zagnieździć”…

Trofoblast może ewoluować w jakikolwiek organ albo tkankę, lub alternatywnie w ludzki embrion. Kiedy stymulowana jest w kierunku wyprodukowania trofoblastu poprzez kontakt z hormonem estrogenu, obecnym zarówno u kobiet jak i u mężczyzn, przydarza się jedna z dwu rzeczy. W przypadku ciąży rezultatem jest konwencjonalny rozwój placenty i pępowiny. Jeśli trofoblast jest natomiast stymulowany, jako część procesu leczenia, rezultatem jest rak.

…”staje się to rakiem, kiedy proces leczenia nie zostaje zastopowany po wykonaniu swego zadania”…

Dowód tego twierdzenia istnieje niezbicie. Wszystkie komórki trofoblastu produkują unikatowy hormon, nazywany gonadotropina kosmówkowa, łatwo wykrywalny w moczu. Jeżeli osoba jest albo w ciąży albo też chora na raka, prosty test ciążowy na hCG powinien potwierdzić każde z osobna lub obydwa razem z dokładnością powyżej 85%. Jeśli badania próbki moczu dadzą wynik pozytywny to znaczy, że albo jest to normalna ciąża albo nienormalna narośl rakowa.

Jeśli pacjentem jest kobieta to albo jest ona w ciąży albo ma raka. Jeśli zaś mężczyzna, to tylko może być rak.

W takim celu, po co te wszystkie kosztowne biopsje, wykonywane dla sprawdzenia, czy istnieje rak? Zauważmy, że Wikipedia nie wspomina nic o możliwości stosowania testów do wykrywania raka! Można tylko zgadywać, że ubezpieczalnia medyczna płaci lekarzom wyższe kwoty za biopsje, niż za testy ciążowe.

No dobrze, ale gdzie jest dowód na prawidłowość powyższych tez Griffina, przecież nie jest on lekarzem! I tu leży pies pogrzebany. Oficjalne stanowisko świata lekarskiego mówi, że witamina B17 w najlepszym przypadku nie ma żadnego wpływu na organizm, zaś w najgorszym jest dla niego trująca i jej spożywanie może prowadzić do śmierci. Co więcej witamina B17 nie jest oficjalnie uznawana przez sporą część środowiska lekarskiego i jest blokowana przez przemysł farmaceutyczny, wobec czego nie prowadzi się, ani nie publikuje żadnych oficjalnych badań o jej stosowaniu w walce z rakiem.

Z drugiej strony istnieje całe mnóstwo źródeł poza medycznych w Internecie, gdzie przytacza się przypadki uleczenia raka stosując terapię B17. Cześć z tych źródeł jest fałszywa i jest to zakamuflowana kampania marketingowa firmy sprzedających letril. Nie ma co do tego żadnej wątpliwości.

Niemniej jednak nie wszystkie te strony w Internecie na temat witaminy B17 są oszustwem. W świetle badań nad Eskimosami i Indianami oraz innymi plemionami pozostaje wysoce prawdopodobne, że, to jednak B17 zawiera w ich dietach, a zubożona w dietach zachodnio-europejskich jest właśnie tym czynnikiem, który chroni przed rakiem. Epidemia raka wśród nacji o wysokim poziomie rozwoju rolniczego nie bierze się znikąd.

Co na to lekarze?

Większość lekarzy nie uznaje witaminy B17 za wiarygodnej, czy nawet nie słyszała o letril’u w ogóle. Jest pewna grupa lekarzy, którzy wiedzą co to witamina B17, ale mają fałszywe informacje propagowane przez koncerny farmaceutyczne. Lekarze są uzależnieni od izb lekarskich, które mają prawo zabrać uprawnienia do wykonywania zawodu, tym którzy nie stosują się do zaleceń. W wielu krajach witamina B17 jest nielegalna.

Z powodu wrogiej kampanii przeciwko B17 (letril) oraz z powodu trudności w jej zdobyciu, większość chorych na raka zaczyna stosować witaminy, jako ostatnią drogę ratunku, długo po tym, jak zostaną już spaleni promieniowaniem i zatruci chemoterapią. Witamina B17 (letril) była swego czasu dostępna na przykład w Australii. Obecnie jest tam zakazana a przy obecnych zastraszających statystykach, mówiących, że jeden na dwóch Australijczyków zachoruje na raka, zakaz ten wydaje się nonsensowny.

W jakich produktach żywnościowych można znaleźć witaminę B17?

- pestki: jabłek, moreli, wiśni, nektarynek, brzoskwiń, gruszek, śliwek,
- ziarna: owsa, jęczmienia, brązowego ryżu, gryki, lnu, prosa, żyta, wyki, pszenicy,
- nasiona: lnu, sezamu, chia (Salvia hispanica / szałwia hiszpańska) – czyli oleiste,
- fasole: bób, ciecierzyca, soczewica (skiełkowana), fasola półksiężycowata,
- orzechy: gorzkie migdały, macadamia, nerkowca,
- owoce: jagody, jeżyny, aronia, żurawina, maliny, truskawki.

W sklepach internetowych można kupić letril w tabletkach.
Ile witaminy B17 należy przyswajać dziennie?

Według dr E. Krebs’a należy zjadać owoce w całości (nasiona włącznie), ale nie jeść większej ilości nasion ponad te które były w całym owocu. Jedno jądro pestki z brzoskwini lub moreli na ok 4,5 kg masy ciała uważa się za więcej niż wystarczająca ilość w profilaktyce raka, choć dokładna liczba może się różnić dla osoby z indywidualnym metabolizmem i nawykami żywieniowymi.

Profilaktycznie człowiek o masie około 80kg może zjadać 2-3 pestki moreli bądź brzoskwiń dziennie. W terapii antynowotworowej niektóre źródła sugerują stosowanie około 5-12 pestek dziennie.
Uwagi

Oczywiście, jak z każdym produktem żywnościowym rozsądek, a co za tym idzie umiar w jedzeniu jest wskazany. Spożycie zbyt wielu jąder pestek lub nasion można w rezultacie wywołać niepożądane skutki uboczne. Wysokie stężenia witaminy B17 mogą występować w naturalnych produktach spożywczych w ich surowym lub kiełkującym stadium. Umiarkowane gotowanie i proces obróbki termicznej żywności nie niszczy witaminy B17.

Podsumowanie

Czy witamina B17 zwana letril to lek cud na raka? B17 ma zarówno zwolenników jak i zajadłych przeciwników. Istnieją nawet teorie spiskowe wokół prawdziwych rezultatów działania witaminy. Niezależnie od rodzaju diety, czy wegetariańskiej czy opartej na mięsie, kluczem do zdrowia jest rozsądek, umiarkowanie i spożywanie naturalnych, w miarę nieprzetworzonych, czyli organicznych, produktów. Wzbogacajmy naszą dietę w migdały, kasze, owoce w całości (z pestkami włącznie), ziarna i kiełki, a będziemy cieszyli się lepszym zdrowiem i przy okazji przyjmiemy wystarczające ilości witaminy B17.

Czy istnieje lek na raka?

Czy niedobór witaminy B17 wywołuje raka?

Jest wiele kuracji przeciw rakowi, które odniosły sukces, niewiele jednak jest dyskusji na temat możliwych sposobów zapobiegania rakowi, ani też efektywnego kontrolowania jego rozwoju. Ponadto ciśnie się na usta pytanie dlaczego, z każdym kolejnym rokiem stajemy się coraz to bardziej podatni na wszelkie odmiany raka?

Dlaczego zapadamy na raka nie jest to do końca wiadome. Może to na skutek palenia papierosów, nadmiernego opalania, czy też toksyn z nawozów sztucznych i pestycydów spożywanych w codziennym jedzeniu? Badania Dr Krebs’a wskazują, że rak jest skutkiem niedoboru witaminy B17. Czynniki rakotwórcze, takie jak palenie papierosów czy nadmiar słońca jedynie ukazują niedobór witaminy B17. W przypadku raka zastąpienie utraconej witaminy B17 w naszych dietach mogłoby przyczynić się do większej efektywności leczenia innymi metodami czy wręcz je zastąpić.

Czy istnieje bezpośrednia więź pomiędzy wzrostem substancji chemicznych dodawanych do naszej żywności i wody, czy też należy winić za ten stan rzeczy usuniecie pewnych zasadniczych składników z naszych rafinowanych zachodnich diet? Istnieją dowody na to, że usunięcie witaminy B17 z naszej diety odegrało jedną z najistotniejszych ról w zwiększonej podatności na zachorowanie na raka.

Nasza obecna, zachodnio-europejska, dieta jest zubożona w witaminę B17. Parę wieków temu jedliśmy chleb z domieszką nasion prosa i lnu, bogatych w witaminę B17, a teraz chleb pszeniczny i żytni, który jadamy nie ma jej w ogóle. Nasze babcie zwykły dodawać pokruszone nasiona śliwek, czereśni, jabłek, moreli do domowych konfitur i dżemów. Nasiona tych owoców są jednym z najpotężniejszych źródeł witaminy B17.

Dieta bogata w naturalną żywność

Interesujące są badania nad ludnością konsumująca lokalną żywność w środowiskach, w których się urodzili. Ludzie ci chorują na raka znacznie rzadziej, niż ci, którzy nie zwracają uwagi na pochodzenie żywności jedząc produkty wysoce przetworzone.

Hunza, jedno z plemion z Himalajów, nigdy nie znało przypadku zachorowania na raka, czy choroby serca ponieważ trzyma się swojej tradycyjnej diety, która jest wyjątkowo obfita zarówno w morele jak i w proso. Badania w których zaczęto stosować zachodnio-europejską dietę u Hunzów spowodowały, że stali się oni podatni na raka i choroby serca.

Richard Mackarness pracował nad dietą Eskimosów, oraz Indian. W swym naturalnym środowisku obydwie grupy są zasadniczo mięsożerne, spożywając upolowaną zwierzynę, włączając w to łosia i karibu, wspomaganą jedynie dzikimi jagodami, kiedy bywają one dostępne w sezonie. Mackarness podkreśla, że pomiędzy tymi ludami nie występuje problem otyłości, mimo że konsumują oni zwierzęce tłuszcze nasycone co najmniej dwa razy na dzień. Jeszcze bardziej interesującym faktem jest dowód na to, że Eskimosi i Indianie, spożywający naturalną żywność nie zapadają na raka ani nie chorują na serce. Mięso karibu jest główną częścią diety obydwu grup. Karibu żywią się głównie trawą, zawierającą ok. 15.000 mg witaminy B17 na kilogram. Do tego jagody spożywane zarówno przez Eskimosów, jak i Indian, zawierają ogromne ilości witaminy B17.

Podsumowując, bez znaczenia jest czy jesteśmy wegeterianinami (Hunza) czy lubimy mięso (Eskimosi) – możemy skonstruować zdrową dietę.

Dieta oparta na produktach wysoce przetworzonych

W zachodnich kulturach żywność, którą karmi się obecnie zwierzęta domowe przeznaczone na ubój zazwyczaj zawiera jedynie śladowe pozostałości witaminy B17. Genetyczne modyfikacje żywności mają dodatkowy negatywny wpływ na jakość żywności. Podczas gdy Hunzowie i Eskimosi otrzymują przeciętną, dawkę witaminy B17 w wysokości 250 – 3000 mg na dzień, Europejczycy i Amerykanie, spożywający tak zwaną zdrową żywność, przyjmują jej zaledwie 2 mg.

Witamina B17 została prawie zupełnie wyeliminowana z zachodniej żywności, co powoduje w ostatnich latach epidemię raka.

Działanie witaminy B17

Skoro rozwiązanie problemu raka jest tak proste jak zwiększenie spożycia witaminy B17 z diety, dlaczego nikt nic nie robi w tym kierunku? Ponieważ lobbing międzynarodowej farmakologii jest tak ogromny, że udało się zmontować kampanie przeciw witaminie B17 opierające się na fakcie, że zawiera ona pewne ilości śmiertelnej trucizny – cyjanku potasu.

Przypadek osoby, która rzekomo zatruła się surowymi pestkami moreli w San Francisco dostała się na czołówki wszystkich gazet w USA. Spożywanie pestek moreli lub B17 jest dzięki temu faktowi obrazowane jako jednoznaczne z popełnianiem samobójstwa. Istnieje inna historia, jakoby Dr Krebs, po przetestowaniu witaminy na zwierzętach, napełnił dużą strzykawkę mega dawką skoncentrowanej letril, którą następnie wstrzyknął sobie w ramie! Krebs przeżył w zdrowiu 84 lata.

Witamina B17 nie jest szkodliwa dla zdrowych tkanek. Molekuła B17 zawiera jedną jednostkę cyjanku, jedna jednostkę benzaldehydu i dwie jednostki glukozy. Aby cyjanek mógł stać się niebezpieczny trzeba najpierw uwolnić go z molekuły, do czego potrzebny jest enzym, zwany beta-glukozydaza. Jest on obecny w całym ciele ludzkim.

Wobec czego jak można twierdzić, że B17 jest bezpieczne? Co czyni letril bezpieczną jest fakt, że enzym ten występuje w maleńkich ilościach. Jego ilość znacznie wzrasta (100 razy) tylko w siedliskach narośla rakowego. Tak więc cyjanek bywa jedynie aktywowany w miejscu, gdzie znajduje się rak, całkowicie niszcząc komórki rakowe. Komórki zdrowe pozostają nietknięte. Aldehyd benzoesowy, który jest również śmiertelnie niebezpieczną trucizną, jest aktywowany w tym samym czasie, wytwarzając truciznę sto razy silniejszą, niż każdy z nich z osobna. Ciągle jednak pozostaje pytanie: co z niebezpieczeństwem dla reszty komórek ciała?

Inny enzym, rodanaza, zawsze obecny w większych ilościach niż enzym beta-glukozydaza w zdrowych komórkach, posiada prostą zdolność kompletnego przetworzenia zarówno cyjanku jak i benzaldehydu w produkty korzystne dla zdrowia. Komórki rakowe nie zawierają w ogóle rodanazy, co pozostawia je kompletnie bezbronnymi wobec cyjanku i aldehydu benzoesowego.

„Świat bez raka” Edwarda Griffina

Pewne pre-embrionalne komórki w ciąży nie różnią się w sposób widoczny od wysoce złośliwych komórek rakowych. Edward Griffin, w „Świat bez raka”, pisze:

„Trofoblast w ciąży posiada wszystkie znamiona raka. Rozprzestrzenia się on i ulega podziałowi bardzo szybko, w miarę jak wgryza się w ściankę maciczną, przygotowując miejsce, w którym embrion może się zagnieździć”…

Trofoblast może ewoluować w jakikolwiek organ albo tkankę, lub alternatywnie w ludzki embrion. Kiedy stymulowana jest w kierunku wyprodukowania trofoblastu poprzez kontakt z hormonem estrogenu, obecnym zarówno u kobiet jak i u mężczyzn, przydarza się jedna z dwu rzeczy. W przypadku ciąży rezultatem jest konwencjonalny rozwój placenty i pępowiny. Jeśli trofoblast jest natomiast stymulowany, jako część procesu leczenia, rezultatem jest rak.

…”staje się to rakiem, kiedy proces leczenia nie zostaje zastopowany po wykonaniu swego zadania”…

Dowód tego twierdzenia istnieje niezbicie. Wszystkie komórki trofoblastu produkują unikatowy hormon, nazywany gonadotropina kosmówkowa, łatwo wykrywalny w moczu. Jeżeli osoba jest albo w ciąży albo też chora na raka, prosty test ciążowy na hCG powinien potwierdzić każde z osobna lub obydwa razem z dokładnością powyżej 85%. Jeśli badania próbki moczu dadzą wynik pozytywny to znaczy, że albo jest to normalna ciąża albo nienormalna narośl rakowa.

Jeśli pacjentem jest kobieta to albo jest ona w ciąży albo ma raka. Jeśli zaś mężczyzna, to tylko może być rak.

W takim celu, po co te wszystkie kosztowne biopsje, wykonywane dla sprawdzenia, czy istnieje rak? Zauważmy, że Wikipedia nie wspomina nic o możliwości stosowania testów do wykrywania raka! Można tylko zgadywać, że ubezpieczalnia medyczna płaci lekarzom wyższe kwoty za biopsje, niż za testy ciążowe.

No dobrze, ale gdzie jest dowód na prawidłowość powyższych tez Griffina, przecież nie jest on lekarzem! I tu leży pies pogrzebany. Oficjalne stanowisko świata lekarskiego mówi, że witamina B17 w najlepszym przypadku nie ma żadnego wpływu na organizm, zaś w najgorszym jest dla niego trująca i jej spożywanie może prowadzić do śmierci. Co więcej witamina B17 nie jest oficjalnie uznawana przez sporą część środowiska lekarskiego i jest blokowana przez przemysł farmaceutyczny, wobec czego nie prowadzi się, ani nie publikuje żadnych oficjalnych badań o jej stosowaniu w walce z rakiem.

Z drugiej strony istnieje całe mnóstwo źródeł poza medycznych w Internecie, gdzie przytacza się przypadki uleczenia raka stosując terapię B17. Cześć z tych źródeł jest fałszywa i jest to zakamuflowana kampania marketingowa firmy sprzedających letril. Nie ma co do tego żadnej wątpliwości.

Niemniej jednak nie wszystkie te strony w Internecie na temat witaminy B17 są oszustwem. W świetle badań nad Eskimosami i Indianami oraz innymi plemionami pozostaje wysoce prawdopodobne, że, to jednak B17 zawiera w ich dietach, a zubożona w dietach zachodnio-europejskich jest właśnie tym czynnikiem, który chroni przed rakiem. Epidemia raka wśród nacji o wysokim poziomie rozwoju rolniczego nie bierze się znikąd.

Co na to lekarze?

Większość lekarzy nie uznaje witaminy B17 za wiarygodnej, czy nawet nie słyszała o letril’u w ogóle. Jest pewna grupa lekarzy, którzy wiedzą co to witamina B17, ale mają fałszywe informacje propagowane przez koncerny farmaceutyczne. Lekarze są uzależnieni od izb lekarskich, które mają prawo zabrać uprawnienia do wykonywania zawodu, tym którzy nie stosują się do zaleceń. W wielu krajach witamina B17 jest nielegalna.

Z powodu wrogiej kampanii przeciwko B17 (letril) oraz z powodu trudności w jej zdobyciu, większość chorych na raka zaczyna stosować witaminy, jako ostatnią drogę ratunku, długo po tym, jak zostaną już spaleni promieniowaniem i zatruci chemoterapią. Witamina B17 (letril) była swego czasu dostępna na przykład w Australii. Obecnie jest tam zakazana a przy obecnych zastraszających statystykach, mówiących, że jeden na dwóch Australijczyków zachoruje na raka, zakaz ten wydaje się nonsensowny.

W jakich produktach żywnościowych można znaleźć witaminę B17?

- pestki: jabłek, moreli, wiśni, nektarynek, brzoskwiń, gruszek, śliwek,
- ziarna: owsa, jęczmienia, brązowego ryżu, gryki, lnu, prosa, żyta, wyki, pszenicy,
- nasiona: lnu, sezamu, chia (Salvia hispanica / szałwia hiszpańska) – czyli oleiste,
- fasole: bób, ciecierzyca, soczewica (skiełkowana), fasola półksiężycowata,
- orzechy: gorzkie migdały, macadamia, nerkowca,
- owoce: jagody, jeżyny, aronia, żurawina, maliny, truskawki.

W sklepach internetowych można kupić letril w tabletkach.
Ile witaminy B17 należy przyswajać dziennie?

Według dr E. Krebs’a należy zjadać owoce w całości (nasiona włącznie), ale nie jeść większej ilości nasion ponad te które były w całym owocu. Jedno jądro pestki z brzoskwini lub moreli na ok 4,5 kg masy ciała uważa się za więcej niż wystarczająca ilość w profilaktyce raka, choć dokładna liczba może się różnić dla osoby z indywidualnym metabolizmem i nawykami żywieniowymi.

Profilaktycznie człowiek o masie około 80kg może zjadać 2-3 pestki moreli bądź brzoskwiń dziennie. W terapii antynowotworowej niektóre źródła sugerują stosowanie około 5-12 pestek dziennie.
Uwagi

Oczywiście, jak z każdym produktem żywnościowym rozsądek, a co za tym idzie umiar w jedzeniu jest wskazany. Spożycie zbyt wielu jąder pestek lub nasion można w rezultacie wywołać niepożądane skutki uboczne. Wysokie stężenia witaminy B17 mogą występować w naturalnych produktach spożywczych w ich surowym lub kiełkującym stadium. Umiarkowane gotowanie i proces obróbki termicznej żywności nie niszczy witaminy B17.

Podsumowanie

Czy witamina B17 zwana letril to lek cud na raka? B17 ma zarówno zwolenników jak i zajadłych przeciwników. Istnieją nawet teorie spiskowe wokół prawdziwych rezultatów działania witaminy. Niezależnie od rodzaju diety, czy wegetariańskiej czy opartej na mięsie, kluczem do zdrowia jest rozsądek, umiarkowanie i spożywanie naturalnych, w miarę nieprzetworzonych, czyli organicznych, produktów. Wzbogacajmy naszą dietę w migdały, kasze, owoce w całości (z pestkami włącznie), ziarna i kiełki, a będziemy cieszyli się lepszym zdrowiem i przy okazji przyjmiemy wystarczające ilości witaminy B17.

Pij mleko, będziesz kaleką – Zawarte w mleku składniki powodują uszkodzenie wielu narządów wewnętrznych człowieka
Pij mleko, będziesz wielki jak Kayah albo Bogusław Linda - przekonują reklamy. Guzik prawda. Krowie mleko to nie przepis na karierę dla dziecka, ale na jego kłopoty.


O zaletach mleka zapewniają polskie dzieci twórcy najgłośniejszej dziś społecznej reklamy, politycy i oczywiście koncerny mleczarskie, którym publiczna akcja jest wyjątkowo na rękę.

Dziewczynka z reklamy jest nieśmiała, szczerbata i pewnie od dawna siedzi w ostatniej ławce. Kiedy przyznaje się klasie, że chciałaby zostać piosenkarką, dzieci wybuchają śmiechem. Dziewczynka wypija szklankę mleka i po latach zostaje gwiazdą popu. Przesłanie jest jasne.

Moda na picie

Akcja ruszyła we wrześniu 2002 roku i trwa do dziś. Jej organizator - Międzynarodowe Stowarzyszenie Reklamy, za swój cel uznał "intensyfikację działań profilaktyki osteoporozy poprzez wykreowanie mody na picie mleka". Inaczej mówiąc - jak będziesz miał ciepły stosunek do mleka, nie będziesz w przyszłości chodził o kulach. Stowarzyszenie promuje mleko za darmo.

- Firmy reklamowe postrzegane są często jak krwiopijcy - przyznaje Paweł Kowalewski, wiceprezes Stowarzyszenia. - Postanowiliśmy to zmienić. Mleko, którego spożycie drastycznie w Polsce spada, wydało nam się odpowiednie.

W promocyjną machinę wciągnięto telewizję, rozgłośnie, gazety. I gwiazdy z pierwszych stron kolorowych czasopism. Nie tylko Kayah i Bogusława Lindę, ale też mistrza kierownicy Krzysztofa Hołowczyca i polską snowboardzistkę Jagnę Marczułajtis. Urodę Jagny można podziwiać w multipleksach, tuż przed pokazami "Starej baśni".

- Nie wahałam się ani chwili - zapewnia snowboardzistka. - To był wspaniały i oryginalny pomysł. Poza tym bardzo lubię mleko.

Nie tylko ona. Lubi je także mistrz świata w skokach narciarskich, Fin Veli-Matti Lindstroem, który w prasie i telewizji postanowił (choć już nie za darmo) promować... polskie świeże mleko. Moda na mleko przeniosła się z telewizji na ulicę. We wrześniu posłanka SLD Sylwia Pusz wraz z wolontariuszami w białych kitlach rozdała na poznańskich przystankach autobusowych cztery tysiące kartoników mleka, także czekoladowego.

W promocję napoju od polskiej krowy włączyła się nawet część lekarzy. Zagrzmieli, że dzieci piją mleka za mało i że to źle się skończy.

Na usługach koncernów

Ale nie wszyscy medycy tak myślą. Jednym z nich jest doktor Eugeniusz Zbigniew Siwik, autorytet w dziedzinie ginekologii i położnictwa, twórca pierwszej w Polsce Kliniki i Szkoły Porodu Naturalnego. Z zamiłowania dietetyk.

- Medycyna bierze dziś udział w jednym z największych oszustw ostatniego stulecia - twierdzi. - Jest na usługach koncernów, którym nie zależy na zdrowiu dzieci, tylko na pieniądzach. Lekarze nabrali wody w usta, bo tak jest bezpieczniej.

Siwik używa mocnych słów. Twierdzi, że zawarte w mleku składniki powodują uszkodzenie wielu narządów wewnętrznych człowieka, nieodwracalne zmiany w układzie naczyniowym, sercowym i kostnym.

- Mleko, wbrew powszechnemu mniemaniu, nie wzmacnia kości, tylko je osłabia. Zawarte w nim białko wypłukuje wapń z organizmu. Mleko krowie to najlepszy przepis na wózek inwalidzki - grozi.

- Jeśli wierzymy, że mleko to źródło wapnia chroniącego przed osteoporozą (osłabieniem kości), musimy pamiętać, że osteoporoza jest najbardziej rozpowszechniona w regionach świata o wysokim spożyciu mleka, np. w Europie Północnej, Kanadzie i USA - zauważa również Annemarie Colbin, autorka książki "Osteoporoza".

Kilka lat temu zrzeszająca pięć tysięcy członków międzynarodowa organizacja Lekarze na Rzecz Medycyny Odpowiedzialnej wydała oświadczenie, w którym ostrzega przed piciem mleka. Lista przeciwwskazań jest długa.

Zasadniczym powodem sprzeciwu wobec białego eliksiru jest przekonanie, że człowiek, podobnie jak pozostałe ssaki, przystosowany jest do spożywania mleka tylko w okresie niemowlęcym.

- Człowiek nie krowa, czterech żołądków nie ma - twierdzi Mariusz Gawlik, lekarz ze Stargardu Szczecińskiego, przez lata pracujący na dziecięcym oddziale laryngologicznym. - Mały człowiek nie jest cielęciem, które potrzebuje innego składu witamin i minerałów niż wolno rozwijający się ludzki organizm. Z tego powodu picie mleka krowiego jest patologią. I przyczyną setek chorób.

Mleko krowie nie jest dobrze przyjmowane przez ludzki organizm. Tego argumentu nie odpierają nawet zagorzali jego zwolennicy.

- Nietolerancja laktozy to poważna i, niestety, częsta komplikacja. Sam też mleka nie toleruję - przyznaje nawet Waldemar Broś, wiceprezes Polskiego Stowarzyszenia Spółdzielni Mleczarskich.

Lekarze z międzynarodowej organizacji LMO twierdzą, że 80 procent ludzkości mleka po prostu nie trawi. W Polsce, gdzie tradycja picia mleka jest długa, problemy z przyswajaniem cukru mlecznego, zwanego laktozą, ma połowa obywateli.

Z badań doktor Doroty Szostak-Węgierek z Instytutu Żywienia i Żywności w Warszawie wynika, że prawie 20 procent polskich dzieci ma niedobór enzymu trawiącego laktozę. - Objawy nietolerancji mleka mogą ujawniać się nawet po latach - twierdzi dietetyczka.

Proszę, nie pij

Nie chodzi jednak tylko o laktozę. W 2001 roku nowozelandzki badacz doktor Corrie McLachlan ogłosił wyniki badań, z których wynikało, że mleko, a właściwie zawarta w nim kazeina (rodzaj białka), jest przyczyną chorób serca. Wnioski naukowca umieszczono w międzynarodowym internetowym serwisie o wymownej nazwie "No milk page" (strona bez mleka). Do odwiedzenia serwisu, na którym znalazło się wiele publikacji, ostrzegających ludzi przed piciem mleka z różnych powodów, do dziś zachęca na swojej stronie internetowej zespół lekarzy III Kliniki Chorób Dziecięcych Akademii Medycznej w Białymstoku.

Złudzeń nie pozostawia także Frank Oski, profesor pediatrii z renomowanej John Hopkins School of Medicine, który w trosce o zdrowie dzieci napisał nawet książkę "Proszę, nie pij mleka".

Ale polskie dzieci piły mleko i piją nadal.

Katarzyna Woleńska jest nauczycielką. Ma 28 lat i koszmarne wspomnienia z dzieciństwa.

- W moim domu panował kult mleka - mówi. Śniadanie kończyło się dla Woleńskiej dość schematycznie. Wymioty, biegunki, wysypka. Rodzice podejrzewali uczulenie, więc wyrzucili z jej jadłospisu pomidory i truskawki, choć je uwielbiała. Alergię na mleko wykryto u niej, kiedy dostała się na studia. Za późno. Była już astmatyczką.

- Mleko jest jednym z najgroźniejszych alergenów pokarmowych. Ma aż pięć składników, które mogą być fatalnie tolerowane przez człowieka - przyznaje profesor Edward Tadeusz Zawisza, jeden z najwybitniejszych polskich alergologów.

- Ale groźne mogą być także zanieczyszczenia mleka, takie jak penicylina i białka pszenicy.

Zdobycz bakterii

- Polskie mleko jest już czyste i wciąż naturalne - zapewnia Waldemar Broś. - Z drugiej strony krowa nie jest maszyną, tylko żywych organizmem. Zdarza się, że zachoruje, pobrudzi się.

Broś nie chce wracać pamięcią do wczesnych lat 90., kiedy kontenery z polskim mlekiem w proszku służby celne innych krajów uznawały za radioaktywne. I późnych lat 90, kiedy inspektorzy Unii Europejskiej natknęli się w Polsce na rzekę brudnego mleka, z gronkowcem w tle. Dziś polskie mleko spełnia normy UE w ponad 80 procentach. Zgodnie z normami mleko klasy ekstra powinno zawierać nie więcej niż sto tysięcy bakterii. - Nawet jeśli jest ich więcej, to i tak znikają pod wpływem pasteryzacji - zapewnia Broś.

Ale Tomasz Nocuń, internista, ostrzega, że proces pasteryzacji zamienia mleko w zupę pełną martwych, toksycznych bakterii, które zatruwają organizm. I powodują kolejne alergie.

Alergolog, profesor Zawisza leczy ludzi uczulonych na mleko od dziesięcioleci. Liczba pacjentów z każdym rokiem powiększa się. Dla niektórych mleczna euforia kończy się śmiercią. Jak dla leczonego przez alergologa dyplomaty, którego na przyjęciu poczęstowano ciastkiem, w skład którego wchodziło mleko. Udusił się.

Nie leczona alergia na mleko nie zawsze kończy się zgonem, ale może kończyć się poważną chorobą. Z chorobami oczu włącznie. - Przewlekłe alergie pokarmowe, w tym także alergia na mleko, mogą pośrednio prowadzić do schorzeń ocznych, z zapaleniem rogówki oka włącznie - przyznaje doktor Anna Ambroziak ze Szpitala Okulistycznego w Warszawie.

Profesor Zawisza zauważa, że problem byłby łagodniejszy, gdyby Polska nie była krajem rolniczym, w którym mleko uznawane jest za podstawę pożywienia. Jesteśmy szóstym co do wielkości producentem mleka w Europie (7 mld litrów rocznie).

Mleka pije się mało w Afryce, prawie nie pije w Chinach i Japonii. - W samym tylko Kioto żyje czterysta osób, które ukończyły sto cztery lata życia. To ponad dwa razy więcej niż w całych Stanach Zjednoczonych - wyjaśnia Eugeniusz Zbigniew Siwik. - Ci ludzie są długowieczni, bo nie znają smaku mleka.

Zdrowie na sercu

Najwięcej piją mleka Amerykanie i Finowie. I tam notuje się najwięcej przypadków chorych na serce i cukrzycę. W Polsce mleko stało się towarem politycznym. Sloganem "Szklanka mleka dla każdego ucznia" rząd Leszka Millera postanowił zdobyć poparcie społeczne. I mleko zagościło w szkołach na dobre.

- Podawanie dzieciom w wieku szkolnym mleka skazuje je na choroby i cierpienia - zapewnia Eugeniusz Zbigniew Siwik. - Mamy jak w banku, że w przyszłości wiele z nich będzie zawałowcami.

A zbuntowany lekarz Tomasz Nocuń dodaje, że trudno mu uwierzyć w szlachetne intencje pomysłodawców akcji "Pij mleko". - Stworzono wielką reklamową machinę, która napędzać ma jedynie koniunkturę dla firm mleczarskich - twierdzi.

Producentom mleka sprzyjają także rządowe programy. Polscy producenci mogą starać się o dotację z Funduszu Promocji Mleczarstwa. Ta przychylność władz spowodowana jest, formalnie, troską o dobro dzieci i młodzieży. Takiej polityce, opartej na przekonaniu, że bez szklanki mleka dziennie polskie dziecko wyrośnie na półgłówka i inwalidę, sprzyjać mają badania. I tak Instytut Żywności i Żywienia odkrył, że jadłospis polskiego jedenastolatka zaspokaja połowę dziennego zapotrzebowania na wapń. Co oznacza, że większość jedenastolatków będzie w przyszłości chorować na osteoporozę. A tą zagrożonych jest dziś dziewięć milionów Polaków.

Naukowcy z organizacji Lekarze na rzecz Medycyny Odpowiedzialnej podnoszą, że istnieje zależność między insulinozależną cukrzycą (zwaną inaczej młodzieńczą) a alergią na mleko, a konkretnie zawarte w nim albuminy (czyli grupy białek rozpuszczalnych w wodzie). I znów - największy odsetek osób chorych na cukrzycę młodzieńczą notuje się w Finlandii, tam, gdzie dzieciom wmawia się mleko pod każdą postacią.

Adamowi Karbiszowi z Krakowa też wmawiano. Karbisz jest właścicielem firmy poligraficznej. Ma 34 lata i większość wakacji spędził na koloniach. - Podstawą jedzenia były placki ziemniaczane, mielony i mleko - przyznaje. - Wychowawcy byli sympatyczni i fanatyczni. Nie pozwalali odejść od stołu, jeśli szklanka z mlekiem nie była pusta. Przez wiele kolejnych lat chorowałem na przemian na anginę i zapalenie uszu.

Karbisz przestał jeździć na kolonie, bo zaprzyjaźniony z rodziną lekarz domyślił się przyczyny kłopotów zdrowotnych dziecka. - Był odważny w poglądach, to i miał poważne problemy z utrzymaniem pracy. Lekarz, który jest wrogiem mleka, staje się wrogiem ludu - twierdzi mężczyzna.

Ale lekarz Karbisza nie był wielkim odkrywcą. Pionier nauki o żywieniu doktor Max Bircher-Benner o szkodliwości mleka trąbił już pod koniec XIX wieku (dziś w Zurychu istnieje słynna klinika jego imienia). Twierdził, że mleko powinno być najwyżej dodatkiem do diety. Wyjątkiem są, według niego, łatwiej przyswajalne dla człowieka kwaśne produkty mleczne (jogurty, sery) i mleko pełne, prosto od krowy karmionej trawą.

Ewa Wachowicz, z zawodu technolog żywienia, kiedyś Miss Polonia, dziś producent programów telewizyjnych i matka małej Oli, kupuje mleko prawie wyłącznie od kobiety ze wsi.

- Tylko takie jest wartościowe - uważa. - W życiu nie podałabym dziecku produktu z napisem UHT. Skład mleka, podgrzewanego do tak wysokich temperatur budzi wątpliwości. Białko ścina się i nie wiemy do dziś, jaki może to mieć wpływ na zdrowie. Nie przypuszczam, by był pozytywny.

Zupa z bakterii

- Każdy chciałby mieć własną krowę pod blokiem i doić ją według potrzeb - mówi Waldemar Broś. - Ale to niemożliwe. Musimy dostosować się do wymogów cywilizacyjnych i podgrzewać mleko, by miało dłuższą wartość. Prawda, zabijamy też dobrą florę bakteryjną, ale to koszty cywilizacji.

Część naukowców uważa jednak, że mleko i tak trzeba pić, bo ma dużo cennych wartości.

- Jest wiele produktów, bogatszych w witaminy i minerały - zapewnia Barbara Bachurska, lekarz pediatra z Katowic. - Mitem jest także przekonanie, że mleko zawiera mnóstwo drogocennego wapnia. Znacznie więcej ma go plaster żółtego sera.

To wariaci

- Przestaliśmy słuchać natury - uważa Eugeniusz Zbigniew Siwik. - Stworzyliśmy przemysł, który powoli, ale skutecznie nas zabija. Siwik twierdzi, że w swoich poglądach, nawet w Polsce nie jest już osamotniony. - Ci, którym zależy na zdrowiu dzieci, będą mówić coraz głośniej. Będą mówić o podstępnej "białej śmierci", którą w imię niezrozumiałych racji wynosi się pod niebiosa - zapewnia.

- Zastanawiam się nad pewną kontrakcją. Nad tym, czy nie wytoczyć procesu Kayah i Lindzie, oskarżając ich o szerzenie kłamliwych i szkodliwych poglądów. A przynajmniej nad tym, czy nie spróbować postawić przed sądem tych, którzy namówili piękne i sławne osoby do tej tragicznej w skutkach reklamy?

Na przeciwników mleka patrzy się jak na złoczyńców albo wariatów. - Oni są chyba nienormalni? - zastanawia się Jagna Marczułajtis. - Przecież gdyby mleko było niezdrowe, to nie byłoby go w sklepach!

Wybaczamy dziwaczne poglądy joginom, taoistom i mieszkańcom Polinezji. Gdy do głosu dochodzą polscy lekarze, ich poglądy uznajemy za obrazoburcze. To wariaci. Mleko jest przecież rzeczą świętą. Niepodważalną jak rosół, schabowy i karp na wigilię. Wiedzą o tym dorośli i wiedzą dzieci. Zwłaszcza te, którym marzy się kariera i które do picia mleka zostały namówione przez wielkie gwiazdy. Ale jaka jest prawda?

Więcej tutaj:

http://www.wegetarianie.pl/Article1099.html

Pij mleko, będziesz kaleką

Zawarte w mleku składniki powodują uszkodzenie wielu narządów wewnętrznych człowieka
Pij mleko, będziesz wielki jak Kayah albo Bogusław Linda - przekonują reklamy. Guzik prawda. Krowie mleko to nie przepis na karierę dla dziecka, ale na jego kłopoty.


O zaletach mleka zapewniają polskie dzieci twórcy najgłośniejszej dziś społecznej reklamy, politycy i oczywiście koncerny mleczarskie, którym publiczna akcja jest wyjątkowo na rękę.

Dziewczynka z reklamy jest nieśmiała, szczerbata i pewnie od dawna siedzi w ostatniej ławce. Kiedy przyznaje się klasie, że chciałaby zostać piosenkarką, dzieci wybuchają śmiechem. Dziewczynka wypija szklankę mleka i po latach zostaje gwiazdą popu. Przesłanie jest jasne.

Moda na picie

Akcja ruszyła we wrześniu 2002 roku i trwa do dziś. Jej organizator - Międzynarodowe Stowarzyszenie Reklamy, za swój cel uznał "intensyfikację działań profilaktyki osteoporozy poprzez wykreowanie mody na picie mleka". Inaczej mówiąc - jak będziesz miał ciepły stosunek do mleka, nie będziesz w przyszłości chodził o kulach. Stowarzyszenie promuje mleko za darmo.

- Firmy reklamowe postrzegane są często jak krwiopijcy - przyznaje Paweł Kowalewski, wiceprezes Stowarzyszenia. - Postanowiliśmy to zmienić. Mleko, którego spożycie drastycznie w Polsce spada, wydało nam się odpowiednie.

W promocyjną machinę wciągnięto telewizję, rozgłośnie, gazety. I gwiazdy z pierwszych stron kolorowych czasopism. Nie tylko Kayah i Bogusława Lindę, ale też mistrza kierownicy Krzysztofa Hołowczyca i polską snowboardzistkę Jagnę Marczułajtis. Urodę Jagny można podziwiać w multipleksach, tuż przed pokazami "Starej baśni".

- Nie wahałam się ani chwili - zapewnia snowboardzistka. - To był wspaniały i oryginalny pomysł. Poza tym bardzo lubię mleko.

Nie tylko ona. Lubi je także mistrz świata w skokach narciarskich, Fin Veli-Matti Lindstroem, który w prasie i telewizji postanowił (choć już nie za darmo) promować... polskie świeże mleko. Moda na mleko przeniosła się z telewizji na ulicę. We wrześniu posłanka SLD Sylwia Pusz wraz z wolontariuszami w białych kitlach rozdała na poznańskich przystankach autobusowych cztery tysiące kartoników mleka, także czekoladowego.

W promocję napoju od polskiej krowy włączyła się nawet część lekarzy. Zagrzmieli, że dzieci piją mleka za mało i że to źle się skończy.

Na usługach koncernów

Ale nie wszyscy medycy tak myślą. Jednym z nich jest doktor Eugeniusz Zbigniew Siwik, autorytet w dziedzinie ginekologii i położnictwa, twórca pierwszej w Polsce Kliniki i Szkoły Porodu Naturalnego. Z zamiłowania dietetyk.

- Medycyna bierze dziś udział w jednym z największych oszustw ostatniego stulecia - twierdzi. - Jest na usługach koncernów, którym nie zależy na zdrowiu dzieci, tylko na pieniądzach. Lekarze nabrali wody w usta, bo tak jest bezpieczniej.

Siwik używa mocnych słów. Twierdzi, że zawarte w mleku składniki powodują uszkodzenie wielu narządów wewnętrznych człowieka, nieodwracalne zmiany w układzie naczyniowym, sercowym i kostnym.

- Mleko, wbrew powszechnemu mniemaniu, nie wzmacnia kości, tylko je osłabia. Zawarte w nim białko wypłukuje wapń z organizmu. Mleko krowie to najlepszy przepis na wózek inwalidzki - grozi.

- Jeśli wierzymy, że mleko to źródło wapnia chroniącego przed osteoporozą (osłabieniem kości), musimy pamiętać, że osteoporoza jest najbardziej rozpowszechniona w regionach świata o wysokim spożyciu mleka, np. w Europie Północnej, Kanadzie i USA - zauważa również Annemarie Colbin, autorka książki "Osteoporoza".

Kilka lat temu zrzeszająca pięć tysięcy członków międzynarodowa organizacja Lekarze na Rzecz Medycyny Odpowiedzialnej wydała oświadczenie, w którym ostrzega przed piciem mleka. Lista przeciwwskazań jest długa.

Zasadniczym powodem sprzeciwu wobec białego eliksiru jest przekonanie, że człowiek, podobnie jak pozostałe ssaki, przystosowany jest do spożywania mleka tylko w okresie niemowlęcym.

- Człowiek nie krowa, czterech żołądków nie ma - twierdzi Mariusz Gawlik, lekarz ze Stargardu Szczecińskiego, przez lata pracujący na dziecięcym oddziale laryngologicznym. - Mały człowiek nie jest cielęciem, które potrzebuje innego składu witamin i minerałów niż wolno rozwijający się ludzki organizm. Z tego powodu picie mleka krowiego jest patologią. I przyczyną setek chorób.

Mleko krowie nie jest dobrze przyjmowane przez ludzki organizm. Tego argumentu nie odpierają nawet zagorzali jego zwolennicy.

- Nietolerancja laktozy to poważna i, niestety, częsta komplikacja. Sam też mleka nie toleruję - przyznaje nawet Waldemar Broś, wiceprezes Polskiego Stowarzyszenia Spółdzielni Mleczarskich.

Lekarze z międzynarodowej organizacji LMO twierdzą, że 80 procent ludzkości mleka po prostu nie trawi. W Polsce, gdzie tradycja picia mleka jest długa, problemy z przyswajaniem cukru mlecznego, zwanego laktozą, ma połowa obywateli.

Z badań doktor Doroty Szostak-Węgierek z Instytutu Żywienia i Żywności w Warszawie wynika, że prawie 20 procent polskich dzieci ma niedobór enzymu trawiącego laktozę. - Objawy nietolerancji mleka mogą ujawniać się nawet po latach - twierdzi dietetyczka.

Proszę, nie pij

Nie chodzi jednak tylko o laktozę. W 2001 roku nowozelandzki badacz doktor Corrie McLachlan ogłosił wyniki badań, z których wynikało, że mleko, a właściwie zawarta w nim kazeina (rodzaj białka), jest przyczyną chorób serca. Wnioski naukowca umieszczono w międzynarodowym internetowym serwisie o wymownej nazwie "No milk page" (strona bez mleka). Do odwiedzenia serwisu, na którym znalazło się wiele publikacji, ostrzegających ludzi przed piciem mleka z różnych powodów, do dziś zachęca na swojej stronie internetowej zespół lekarzy III Kliniki Chorób Dziecięcych Akademii Medycznej w Białymstoku.

Złudzeń nie pozostawia także Frank Oski, profesor pediatrii z renomowanej John Hopkins School of Medicine, który w trosce o zdrowie dzieci napisał nawet książkę "Proszę, nie pij mleka".

Ale polskie dzieci piły mleko i piją nadal.

Katarzyna Woleńska jest nauczycielką. Ma 28 lat i koszmarne wspomnienia z dzieciństwa.

- W moim domu panował kult mleka - mówi. Śniadanie kończyło się dla Woleńskiej dość schematycznie. Wymioty, biegunki, wysypka. Rodzice podejrzewali uczulenie, więc wyrzucili z jej jadłospisu pomidory i truskawki, choć je uwielbiała. Alergię na mleko wykryto u niej, kiedy dostała się na studia. Za późno. Była już astmatyczką.

- Mleko jest jednym z najgroźniejszych alergenów pokarmowych. Ma aż pięć składników, które mogą być fatalnie tolerowane przez człowieka - przyznaje profesor Edward Tadeusz Zawisza, jeden z najwybitniejszych polskich alergologów.

- Ale groźne mogą być także zanieczyszczenia mleka, takie jak penicylina i białka pszenicy.

Zdobycz bakterii

- Polskie mleko jest już czyste i wciąż naturalne - zapewnia Waldemar Broś. - Z drugiej strony krowa nie jest maszyną, tylko żywych organizmem. Zdarza się, że zachoruje, pobrudzi się.

Broś nie chce wracać pamięcią do wczesnych lat 90., kiedy kontenery z polskim mlekiem w proszku służby celne innych krajów uznawały za radioaktywne. I późnych lat 90, kiedy inspektorzy Unii Europejskiej natknęli się w Polsce na rzekę brudnego mleka, z gronkowcem w tle. Dziś polskie mleko spełnia normy UE w ponad 80 procentach. Zgodnie z normami mleko klasy ekstra powinno zawierać nie więcej niż sto tysięcy bakterii. - Nawet jeśli jest ich więcej, to i tak znikają pod wpływem pasteryzacji - zapewnia Broś.

Ale Tomasz Nocuń, internista, ostrzega, że proces pasteryzacji zamienia mleko w zupę pełną martwych, toksycznych bakterii, które zatruwają organizm. I powodują kolejne alergie.

Alergolog, profesor Zawisza leczy ludzi uczulonych na mleko od dziesięcioleci. Liczba pacjentów z każdym rokiem powiększa się. Dla niektórych mleczna euforia kończy się śmiercią. Jak dla leczonego przez alergologa dyplomaty, którego na przyjęciu poczęstowano ciastkiem, w skład którego wchodziło mleko. Udusił się.

Nie leczona alergia na mleko nie zawsze kończy się zgonem, ale może kończyć się poważną chorobą. Z chorobami oczu włącznie. - Przewlekłe alergie pokarmowe, w tym także alergia na mleko, mogą pośrednio prowadzić do schorzeń ocznych, z zapaleniem rogówki oka włącznie - przyznaje doktor Anna Ambroziak ze Szpitala Okulistycznego w Warszawie.

Profesor Zawisza zauważa, że problem byłby łagodniejszy, gdyby Polska nie była krajem rolniczym, w którym mleko uznawane jest za podstawę pożywienia. Jesteśmy szóstym co do wielkości producentem mleka w Europie (7 mld litrów rocznie).

Mleka pije się mało w Afryce, prawie nie pije w Chinach i Japonii. - W samym tylko Kioto żyje czterysta osób, które ukończyły sto cztery lata życia. To ponad dwa razy więcej niż w całych Stanach Zjednoczonych - wyjaśnia Eugeniusz Zbigniew Siwik. - Ci ludzie są długowieczni, bo nie znają smaku mleka.

Zdrowie na sercu

Najwięcej piją mleka Amerykanie i Finowie. I tam notuje się najwięcej przypadków chorych na serce i cukrzycę. W Polsce mleko stało się towarem politycznym. Sloganem "Szklanka mleka dla każdego ucznia" rząd Leszka Millera postanowił zdobyć poparcie społeczne. I mleko zagościło w szkołach na dobre.

- Podawanie dzieciom w wieku szkolnym mleka skazuje je na choroby i cierpienia - zapewnia Eugeniusz Zbigniew Siwik. - Mamy jak w banku, że w przyszłości wiele z nich będzie zawałowcami.

A zbuntowany lekarz Tomasz Nocuń dodaje, że trudno mu uwierzyć w szlachetne intencje pomysłodawców akcji "Pij mleko". - Stworzono wielką reklamową machinę, która napędzać ma jedynie koniunkturę dla firm mleczarskich - twierdzi.

Producentom mleka sprzyjają także rządowe programy. Polscy producenci mogą starać się o dotację z Funduszu Promocji Mleczarstwa. Ta przychylność władz spowodowana jest, formalnie, troską o dobro dzieci i młodzieży. Takiej polityce, opartej na przekonaniu, że bez szklanki mleka dziennie polskie dziecko wyrośnie na półgłówka i inwalidę, sprzyjać mają badania. I tak Instytut Żywności i Żywienia odkrył, że jadłospis polskiego jedenastolatka zaspokaja połowę dziennego zapotrzebowania na wapń. Co oznacza, że większość jedenastolatków będzie w przyszłości chorować na osteoporozę. A tą zagrożonych jest dziś dziewięć milionów Polaków.

Naukowcy z organizacji Lekarze na rzecz Medycyny Odpowiedzialnej podnoszą, że istnieje zależność między insulinozależną cukrzycą (zwaną inaczej młodzieńczą) a alergią na mleko, a konkretnie zawarte w nim albuminy (czyli grupy białek rozpuszczalnych w wodzie). I znów - największy odsetek osób chorych na cukrzycę młodzieńczą notuje się w Finlandii, tam, gdzie dzieciom wmawia się mleko pod każdą postacią.

Adamowi Karbiszowi z Krakowa też wmawiano. Karbisz jest właścicielem firmy poligraficznej. Ma 34 lata i większość wakacji spędził na koloniach. - Podstawą jedzenia były placki ziemniaczane, mielony i mleko - przyznaje. - Wychowawcy byli sympatyczni i fanatyczni. Nie pozwalali odejść od stołu, jeśli szklanka z mlekiem nie była pusta. Przez wiele kolejnych lat chorowałem na przemian na anginę i zapalenie uszu.

Karbisz przestał jeździć na kolonie, bo zaprzyjaźniony z rodziną lekarz domyślił się przyczyny kłopotów zdrowotnych dziecka. - Był odważny w poglądach, to i miał poważne problemy z utrzymaniem pracy. Lekarz, który jest wrogiem mleka, staje się wrogiem ludu - twierdzi mężczyzna.

Ale lekarz Karbisza nie był wielkim odkrywcą. Pionier nauki o żywieniu doktor Max Bircher-Benner o szkodliwości mleka trąbił już pod koniec XIX wieku (dziś w Zurychu istnieje słynna klinika jego imienia). Twierdził, że mleko powinno być najwyżej dodatkiem do diety. Wyjątkiem są, według niego, łatwiej przyswajalne dla człowieka kwaśne produkty mleczne (jogurty, sery) i mleko pełne, prosto od krowy karmionej trawą.

Ewa Wachowicz, z zawodu technolog żywienia, kiedyś Miss Polonia, dziś producent programów telewizyjnych i matka małej Oli, kupuje mleko prawie wyłącznie od kobiety ze wsi.

- Tylko takie jest wartościowe - uważa. - W życiu nie podałabym dziecku produktu z napisem UHT. Skład mleka, podgrzewanego do tak wysokich temperatur budzi wątpliwości. Białko ścina się i nie wiemy do dziś, jaki może to mieć wpływ na zdrowie. Nie przypuszczam, by był pozytywny.

Zupa z bakterii

- Każdy chciałby mieć własną krowę pod blokiem i doić ją według potrzeb - mówi Waldemar Broś. - Ale to niemożliwe. Musimy dostosować się do wymogów cywilizacyjnych i podgrzewać mleko, by miało dłuższą wartość. Prawda, zabijamy też dobrą florę bakteryjną, ale to koszty cywilizacji.

Część naukowców uważa jednak, że mleko i tak trzeba pić, bo ma dużo cennych wartości.

- Jest wiele produktów, bogatszych w witaminy i minerały - zapewnia Barbara Bachurska, lekarz pediatra z Katowic. - Mitem jest także przekonanie, że mleko zawiera mnóstwo drogocennego wapnia. Znacznie więcej ma go plaster żółtego sera.

To wariaci

- Przestaliśmy słuchać natury - uważa Eugeniusz Zbigniew Siwik. - Stworzyliśmy przemysł, który powoli, ale skutecznie nas zabija. Siwik twierdzi, że w swoich poglądach, nawet w Polsce nie jest już osamotniony. - Ci, którym zależy na zdrowiu dzieci, będą mówić coraz głośniej. Będą mówić o podstępnej "białej śmierci", którą w imię niezrozumiałych racji wynosi się pod niebiosa - zapewnia.

- Zastanawiam się nad pewną kontrakcją. Nad tym, czy nie wytoczyć procesu Kayah i Lindzie, oskarżając ich o szerzenie kłamliwych i szkodliwych poglądów. A przynajmniej nad tym, czy nie spróbować postawić przed sądem tych, którzy namówili piękne i sławne osoby do tej tragicznej w skutkach reklamy?

Na przeciwników mleka patrzy się jak na złoczyńców albo wariatów. - Oni są chyba nienormalni? - zastanawia się Jagna Marczułajtis. - Przecież gdyby mleko było niezdrowe, to nie byłoby go w sklepach!

Wybaczamy dziwaczne poglądy joginom, taoistom i mieszkańcom Polinezji. Gdy do głosu dochodzą polscy lekarze, ich poglądy uznajemy za obrazoburcze. To wariaci. Mleko jest przecież rzeczą świętą. Niepodważalną jak rosół, schabowy i karp na wigilię. Wiedzą o tym dorośli i wiedzą dzieci. Zwłaszcza te, którym marzy się kariera i które do picia mleka zostały namówione przez wielkie gwiazdy. Ale jaka jest prawda?

Więcej tutaj:

http://www.wegetarianie.pl/Article1099.html

Współczesna pszenica to rodzaj plastiku – Ryzyko, że umrzesz na chorobę związaną z Twoim stylem życia, wynikającą ze sposobu odżywiania się, palenia tytoniu lub braku aktywności fizycznej, wynosi aż 3 do 5. Tak wynika z badań Światowej Organizacji Zdrowia (WHO). Ale masz aż 80% szans, aby uniknąć tych chorób, podejmując proste środki zaradcze, prawdopodobnie nieznane Twojemu lekarzowi.

Fakt, że współczesna pszenica ma o kilkadziesiąt chromosomów więcej, sprawia, iż zawiera niezliczoną ilość nowych białek, z których wiele nie podlega trawieniu przez człowieka. Aby dane białko mogło zostać strawione, układ pokarmowy musi produkować odpowiednie enzymy, które będą zdolne do rozłożenia tych białek. Ale nie zawsze się tak dzieje, wręcz przeciwnie. To dlatego nie masz na przykład enzymów, które ma krowa – ona może się żywić trawą, a Ty nie.

Dzisiejsza pszenica wywołuje więc, u alarmującej wręcz liczby osób, problemy trawienne oraz objawy nietolerancji (celiakia, alergie) lub co najmniej nadwrażliwość przejawiającą się w postaci wzdęć, zaparć, bólów głowy, bezsenności, chronicznego zmęczenia, depresji, łamliwych kości.

Według niektórych specjalistów, wśród nich jest Elke Arod ze Szwajcarii, aż 80% ludności wykazuje nietolerancję pszenicy1. Inny specjalista, Julien Venesson, autor niedawno wydanej książki pt. „Gluten: jak współczesna pszenica nas zatruwa”, twierdzi, że choroby spowodowane nietolerancją glutenu dotkną co najmniej 6% ludności, a niektórzy badacze szacują, że nawet 35%2.

http://www.pocztazdrowia.pl/wspolczesna-pszenica-to-rodzaj-plastiku/?us=ex

Współczesna pszenica to rodzaj plastiku

Ryzyko, że umrzesz na chorobę związaną z Twoim stylem życia, wynikającą ze sposobu odżywiania się, palenia tytoniu lub braku aktywności fizycznej, wynosi aż 3 do 5. Tak wynika z badań Światowej Organizacji Zdrowia (WHO). Ale masz aż 80% szans, aby uniknąć tych chorób, podejmując proste środki zaradcze, prawdopodobnie nieznane Twojemu lekarzowi.

Fakt, że współczesna pszenica ma o kilkadziesiąt chromosomów więcej, sprawia, iż zawiera niezliczoną ilość nowych białek, z których wiele nie podlega trawieniu przez człowieka. Aby dane białko mogło zostać strawione, układ pokarmowy musi produkować odpowiednie enzymy, które będą zdolne do rozłożenia tych białek. Ale nie zawsze się tak dzieje, wręcz przeciwnie. To dlatego nie masz na przykład enzymów, które ma krowa – ona może się żywić trawą, a Ty nie.

Dzisiejsza pszenica wywołuje więc, u alarmującej wręcz liczby osób, problemy trawienne oraz objawy nietolerancji (celiakia, alergie) lub co najmniej nadwrażliwość przejawiającą się w postaci wzdęć, zaparć, bólów głowy, bezsenności, chronicznego zmęczenia, depresji, łamliwych kości.

Według niektórych specjalistów, wśród nich jest Elke Arod ze Szwajcarii, aż 80% ludności wykazuje nietolerancję pszenicy1. Inny specjalista, Julien Venesson, autor niedawno wydanej książki pt. „Gluten: jak współczesna pszenica nas zatruwa”, twierdzi, że choroby spowodowane nietolerancją glutenu dotkną co najmniej 6% ludności, a niektórzy badacze szacują, że nawet 35%2.

http://www.pocztazdrowia.pl/wspolczesna-pszenica-to-rodzaj-plastiku/?us=ex

Trawa –

Trawa

Źródło:

net