Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

Czemu właściwie narkotyki są nielegalne?

Czemu właściwie narkotyki są nielegalne?

Dragi towarzyszyły nam od zawsze i właściwie to nikomu nigdy nie przeszkadzały. Co więcej - niekiedy miały bardzo ważne miejsce w naszej kulturze i dość mocno wpłynęły na kształtowanie się filozofii, religii, a nawet medycyny. Ba, według pewnej teorii takie na przykład psylocybinowe grzybki wpłynęły na uformowanie się języka mówionego... Co zatem się stało, że w momencie kiedy osiągnęliśmy wysoki poziom rozwoju, znienacka poczuliśmy tak duży wstręt do „narkotyków”?



Troska o obywateli

Państwu tak bardzo zależy na tym, abyś paląc jointa nie zniszczył sobie życia, że skłonne jest osobiście zniszczyć Ci życie wrzucając cię do więzienia, gdzie wśród złodziei, morderców i seksualnych dewiantów nauczysz się ślicznie grypsować (a to może przydać ci się w twoim późniejszym kryminalnym życiu, ćpunie!). Aby jeszcze bardziej utrudnić ci życie, obsrane zostaną twoje papiery, aby każdy potencjalny pracodawca wiedział, że jesteś niebezpiecznym recydywistą z więzienną przeszłością. Pamiętaj, że to wszystko dla twojego dobra!
Gadkę o chronieniu obywateli możemy włożyć między bajki. Tym bardziej, że znacznie niebezpieczniejsze dla nas substancje kupić możemy w każdym spożywczaku czy kiosku. O co więc chodzi?

Biznes

Kiedy nie wiadomo o co chodzi, to najczęściej sprawa dotyczy hajsu. Nie inaczej było z marihuaną. Na przełomie XIX i XX wieku w USA konopie wykorzystywane były do produkcji tekstyliów, farb i papieru. Ba - całkiem nieźle wypadało nawet paliwo konopne, które wlane zostało do baku Forda - T pierwszego wielkiego, motoryzacyjnego hitu, wyprodukowanego przez Henry'ego Forda.
W latach 30. XX wieku ekonomiści nazywali konopie „uprawami wartymi miliardy dolarów” - wiele wskazywało na to, że gwałtowny rozwój mechaniki przemysłowej i związane z nowymi technologiami znalezienie innych sposobów wykorzystania konopi dostarczy tysiące nowych miejsc pracy, a nawet i wyciągnie USA z wielkiego kryzysu.

Taka sytuacja była jednak zdecydowanie nie na rękę dla potentata w dziedzinie przemysłu chemicznego - firmy DuPont, której szefowie widzieli spore zagrożenie ze strony przedsiębiorstw zajmujących się przetwarzaniem konopi. Na szczęście, jak ma się odpowiednie znajomości, to i nie takie problemy można rozwiązać. Jeden z głównych inwestorów DuPont - Andrew Mellon został amerykańskim Sekretarzem Skarbu. Jeszcze dobrze nie zagrzał sobie stołka, a już załatwił mężowi swojej siostrzenicy Harremu J. Anslingerowi odpowiednią fuchę. Młody stanął na czele Federalnego Biura do spraw Niebezpiecznych Narkotyków.

Anslinger szybko wtajemniczył w plany antykonopnej propagandy znanego potentata trzęsącego brukowa prasą - Williama Radolpha Hearsta. W bardzo krótkim czasie marihuana (bo taką, zaczerpniętą z meksykańskiego slangu nazwą, zaczęto konopie określać) dzięki mrożącym krew w żyłach artykułom i kilku jeszcze bardziej przerażającym pseudo-dokumentom filmowym, stała się wrogiem publicznym nr 1. To dzięki Anslingerowi powstały takie cuda jak:
"Marihuana. Zabójca młodych!"
"Szatańskie żniwa"
"Marihuana - trawa o korzeniach w piekle!"
Wkrótce też władza, goniona batami przez potentatów z DuPont i grubych ryb trzymających łapy na przemyśle papierniczym, zdelegalizowała hodowle konopi.

Rasizm

Co ma nienawiść rasowa do delegalizacji narkotyków? Jak się okazuje - całkiem sporo. Żeby o tym opowiedzieć musimy przenieść się do San Francisco w 1875 roku. Dla bogobojnych, skłaniających się ku alkoholowi Amerykanów, problemem stali się chińscy imigranci, których zwyczaje i niezrozumiały język najzwyczajniej w świecie wszystkich wku#wiały. Na fali rasistowskich miejskich legend powstawały nieprawdopodobne historie o wściekłych zjadaczach ryżu gwałcących bladolice, przykładne obywatelki podczas opiumowych libacji. W wyniku narkotykowego odurzenia kobiety te zmieniać się miały w wyuzdane i zupełnie pozbawione zahamowań dziwki.

Przykład rasistowskiej kampanii - obrazek przedstawia trzymającego nóż i opiumową pochodnię Chińczyka zadeptującego amerykańską kobietę.

Palenie opium zostało więc zdelegalizowane w 1909 roku. W tym samym czasie wśród białych panowała moda na dożylne wstrzykiwanie sobie opiatowych nalewek, ale najwyraźniej nie dopatrzono się w tym problemu.
Również podłoże rasistowskie miała delegalizacja kokainy, który to narkotyk z kolei utożsamiany był z karygodnymi anty-socjalnymi zachowaniami w środowisku czarnoskórych obywateli. Murzyni z najniższych społecznych klas mieli pod wpływem białego proszku dopuszczać się ataków na (a jakże by inaczej!) białe, porządne kobiety! Po odpowiednio nagłośnionym medialnym szumie, w 1914 roku kokaina stała się produktem nielegalnym.
Tymczasem podczas podsycanej przez przemysłowych potentatów kampanii przeciw marihuanie często wykorzystywano stereotyp meksykańskiego nielegalnego imigranta, zarażającego narkomanią przykładnych amerykańskich obywateli.

Żeby jednak nie zostać (po raz kolejny...) posądzonymi o promowanie psychoaktywnych, nielegalnych substancji, musimy też przytoczyć i inną formę nietolerancji, która dotyczyła całkiem legalnego alkoholu. W dziewiętnastowiecznej Anglii zabroniono produkowania... ginu. Trunek ten kojarzony był z najuboższymi klasami społecznymi i wszystkimi wybrykami rzekomo czynionymi przez ich przedstawicieli.

Tania siła robocza

Jaki interes był z umieszczania zażywających narkotyki obywateli w więzieniach? No, cóż - po zniesieniu niewolnictwa, problemem zarówno dla państwa, jak i dla wielu majętnych biznesmenów było znalezienie taniej siły roboczej. Według teorii głoszonej przez amerykańskiego filozofa i politycznego działacza - Noama Chomsky'ego, jedną z głównych zasług ożywienia przemysłu w USA było wznowienie pracy niewolniczej opartej głównie na czarnoskórych obywatelach skazanych za spożywanie narkotyków.

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…