Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

Marihuana: Wróg publiczny numer jeden

Marihuana: Wróg publiczny numer jeden

Legalizacja marihuany to temat szczególnie kontrowersyjny. Trawkę pali prawdopodobnie taka ilość ludzi, że aresztowanie ich wszystkich zajęłoby lata, a i trzeba by wydać ogromne pieniądze na budowanie nowych więzień. Przyjrzyjmy się, jak wyglądała walka z tym „narkotykiem” w USA.

Początki

Ślady korzystania z ubrań wykonanych z konopi sięgają 8 tysięcy lat wstecz. 6 tysięcy lat temu nasiona marihuany stosowane były też w Chinach jako remedium na wiele chorób. W Indiach natomiast, marihuana była jednym z pięciu świętych ziół. Z bardziej „radosnych” właściwości trawki korzystali Muzułmanie – podobno na początku XIII wieku, palenie maryśki było bardzo popularne w krajach arabskich. W 1492 roku, konopie dotarły do Ameryki wraz z Kolumbem.



Trawka w USA

Rolnicy, którzy zasiedlili nowy ląd, sadzili całe wielkie pola konopi. Trawka stała się też cennym towarem w interesach prowadzonych z Azją. Jeszcze w 1840 roku w aptekach można było dostać lekarstwa oparte na haszyszu. W 1876 roku turecki sułtan sprezentował amerykańskim dyplomatom sporą ilość wyśmienitej gandzi do palenia. Z konopnym biznesem związany był też... przemysł motoryzacyjny. Jeden z pierwszych samochodów Henry'ego Forda zbudowany był z konopnego tworzywa, a za paliwo służył mu konopny etanol.

Viva Mexico!

Na początku XX wieku dochodziło to poważnych spięć pomiędzy meksykańskimi imigrantami a mieszkańcami Stanów Zjednoczonych. Meksykanie lubili trawkę i nierzadko przywozili sadzonki rośliny pociesznie zwanej „loco weed” do USA. Tego typu „różnice” kulturowe były nie do przyjęcia przez lokalne władze. Na zdjęciu poniżej - Pancho Villa delektujący się trawką.

Sporą rolę w delegalizowaniu marihuany w USA mieli też... Mormoni, którzy po swojej podróży chrystianizacyjnej do Meksyku, wrócili do miasta Salt Lake ze sporą ilością trawki. Reakcją kościoła był nacisk na władze, aby diabelskie ziele zdelegalizować.

Dużą presję wywierali też producenci bawełny, którym bardzo na rękę było pozbycie się konopnej konkurencji...

Jazz i rasizm

Scena jazzowa niosła za sobą nie tylko brudne dźwięk trąbek, ale i silny podmuch trawkowego dymu. Marihuana była silnie związana z jazzem. Podsycające problem media oraz nierzetelne „badania” naukowców, którzy rozprawiali o tym, że haszysz może wywołać ataki agresji kończące się brutalnymi morderstwami, sprawiły, że dla prostych mieszkańców USA czarnoskóry obcokrajowiec to ćpun usiłujący nakłonić białe dzieci do spożywania tego niebezpiecznego narkotyku.

Prohibicja

W czasie alkoholowej prohibicji w USA w dalszym ciągu istniał problem narkotyków. Amerykańskie prawo federalne nie zakazywało obrotu środkami odurzającymi. Do walki z producentami produktów opartych o kokainę i opiaty wykorzystano więc... system podatkowy. Wszystkich, którzy migali się od płacenia wysokich podatków, szybko stawiano pod sąd.

Harry J. Anslinger


Na czele nowo powstałego Biura ds. Narkotyków stanął Harry J. Anslinger - człowiek, który za swój życiowy cel postawił bezwzględną walkę z marihuaną. Uznał, że trawka to główny powód morderstw i społecznych patologii. Na potrzeby tej kampanii spreparowano 17 artykułów, które publikowano w poczytnych magazynach. Oto fragment jednego z tych tekstów:

"Cała rodzina została zamordowana przez młodego, uzależnionego od marihuany, narkomana na Florydzie. Kiedy funkcjonariusze przybyli do domu, zastali oszołomionego młodzieńca w prawdziwej ludzkiej rzeźni. Siekierą zabił swego ojca, matkę, dwóch braci i siostrę(...)”


W artykule „Marihuana – morderca młodych” Anslinger grzmiał „Musi być stała walka z marihuaną i edukacja młodych przeciw temu wrogowi, który stoi za największą ilością morderstw oraz terroru od wielu już wieków!”

Anslinger zadbał też o to, aby w historiach przez siebie opowiadanych nie zabrakło elementu rasizmu.

Istnieje 100 000 palaczy marihuany w USA, a większość z nich Murzyni, Latynosi, Filipińczycy i artyści. Ich satanistyczna muzyka - jazz i swing, wynika z używania marihuany. To marihuana zmusza białe kobiety do odbywania stosunków seksualnych z Murzynami, artystami itp.”

Człowiek ten, jako głowa Biura ds. Narkotyków, walczył z trawką takimi metodami przez 30 lat!

Prasa i przemysł farmaceutyczny

Z pomocą Anslingerowi przyszedł pewien dziennikarz - William Randolph Hearst, który miał swój szczególny interes w krytykowaniu trawki oraz jej miłośników. Przede wszystkim darzył Meksykanów szczególną nienawiścią. Biedak stracił 800 000 akrów ziemi podczas rewolucji Pancho Villi. Po drugie Hearst zainwestował sporo kasy w oparty na drewnie przemysł papierniczy i nie za bardzo chciał na tym rynku widzieć konkurencję, produkującą ekologiczny i znacznie tańszy papier z konopi.

Dziennikarz zarabiał sporo pieniędzy na wypisywaniu ścinających białko w oczach historii o nastoletnich mordercach, którzy po zapaleniu jointa gwałcili własne matki...

Zarówno Hearst jak i Anslinger mieli potężne wsparcie ze strony firmy chemicznej Dupont oraz kilku firm produkujących syntetyczne farmaceutyki. Dupont opatentowała... nylon. Właściciele bali się odpowiedzi konkurentów produkujących materiały z konopi. A przemysł farmaceutyczny? No cóż - szefowie tych firm głupi nie byli i zdawali sobie sprawę z wielu leczniczych właściwości roślinki, którą każdy mógł sobie wyhodować w ogródku...

Delegalizacja

W 1937 roku marihuana została w USA zdelegalizowana w dość ciekawy sposób. Prezydent Roosevelt wprowadził prawo podatkowe dla wszystkich tych, którzy chcieliby konopie indyjskie hodować. Każdy taki „farmer” musiałby zakupić specjalny, wydawany przez Urząd Skarbowy, znaczek o wartości 1$. Jako że bez niego uprawiać trawki nie było wolno – problem został rozwiązany. Urząd Skarbowy po prostu znaczków nie emitował.

I tak też wkrótce pojawiły się pierwsze ofiary delegalizacji.

Natomiast sam Anslinger nadal walczył ze wszelkimi przejawami krytyki jego podejścia do zielska. W 1946 roku powstał kanadyjski film "Drug Addict” pokazujący w sposób obiektywny zarówno problem narkomanii w USA, jak i sytuację palaczy suszu z konopi. Anslinger wpadł w szał - nie tylko doprowadził do zakazania wyświetlania filmu na terenie USA, ale także usiłował wywrzeć nacisk na władzach Kanady, aby te zabroniły dystrybucji materiału na terenie ich kraju (przecież w Kanadzie żyje sporo Amerykanów, którzy nie powinni nawet brać pod uwagę krytyki amerykańskiej polityki antynarkotykowej!).

Tymczasem w USA promowany był film „Reefer Madness” opowiadający dosadnie zobrazowaną historię dwójki palaczy, którzy popadają w szaleństwo i mordują człowieka, śmiejąc się przy tym do rozpuku.

Bunt burmistrza Nowego Jorku

Fiorello La Guardia - burmistrz Nowego Jorku okazał się wielkim sceptykiem pomysłów Anslingera, który uparcie twierdził, że palenie trawki zamienia ludzi w bestie. La Guardia powołał grupę 31 naukowców, którzy przez 6 lat badali właściwości konopi indyjskich. Rezultatem było obszerne, cenne sprawozdanie potwierdzone wynikami analiz i szczegółowych obserwacji ludzi zażywających marihuanę. Obalono mit dot. silnego uzależnienia oraz psychopatycznych, agresywnych zachowań wśród palaczy trawki.
Burmistrz wydał raport, który ośmieszył Anslingera. Niestety, władza i wpływy tego ostatniego przerosła oczekiwania nowojorskiego polityka.


Anslinger zadbał o to, aby zniszczyć każdą kopię rezultatów tych badań, wykorzystał prasę, aby umniejszyć znaczenie naukowego projektu La Guardii i na wiele lat powstrzymał kolejne badania.

Anlsinger kontroluje Hollywood

Szef Biura ds. Narkotyków wyciągnął swe macki do Fabryki Snów i wykorzystał swe wpływy do wywarcia silnej presji na filmowcach. Od teraz każdy scenariusz filmu, w którym pojawiały się narkotyki trafiał na biurko Anslingera. Ten oceniał, czy twórcy nie chcą przypadkiem gloryfikować marihuany.

W latach 50. wzrosła ilość osób narkotyzujących się heroiną. Anslinger wpadł więc na świetny pomysł - stworzył mit mówiący o tym, że marihuana jest wstępem do sięgnięcia po twarde narkotyki. Powstawały filmy, pseudonaukowe artykuły i plakaty, które wiązały heroinowe uzależnienia z konopiami indyjskimi. Mit zakorzenił się bardzo głęboko i często powtarzany jest po dziś dzień.

Wkrótce uznano marihuanę za takie samo zło jak heroina. W stanie Missouri osoba dwukrotnie złapana na posiadaniu marihuany mogła otrzymać karę dożywotniego więzienia!

Anslinger dociera do ONZ

Harry J. Anslinger był człowiekiem nieprawdopodobnie upartym w swojej misji. W 1961 roku przemówił na posiedzeniu Organizacji Narodów Zjednoczonych. Swoimi argumentami przekonał przedstawicieli przeszło 100 państw (!) do umocnienia polityki antynarkotykowej i globalnego zakazania posiadania marihuany przez obywateli. Aż trudno uwierzyć, że skutki przemówienia faceta, który twierdził, że „(...)marihuana prowadzi do pacyfizmu i komunistycznego prania mózgu” odczuwalne są do dzisiaj... Rok później Anslinger został uhonorowany przez prezydenta Kennedy'ego i zadowolony udał się na emeryturę.

Wzrost zainteresowania trawką

Mimo kontynuowania silnej polityki walki z marihuaną, lata 60. i 70. stały się okresem, kiedy młodzi ludzie nie tylko zaczęli buntować się przeciw polityce amerykańskiego rządu, ale i bardzo chętnie po trawkę sięgali. W 1965 roku ok. 1 milion Amerykanów próbował trawki. W 1972 roku okazjonalnych palaczy zielska było już 24 miliony... Panikujące władze robiły wszystko, aby skończyć z tą hippisowską plagą. Chcąc pokazać, co czeka każdego, kto po konopny susz sięgnie, aresztowano Dona Crowe'a – weterana z Wietnamu, który zajmował się handlem trawką. Skazano go na 50 lat pozbawienia wolności.

Richar Nixon osobiście wyrzucił do śmieci raport będący, według znawców historii badań nad marihuaną, jedną z najbardziej rzetelnych, naukowych prac na temat trawki. Prezydent podobno nawet nie spojrzał na przedstawione mu dokumenty.

Tymczasem ilość osób palących trawkę ciągle rosła. Władze jednak nie popuszczały - za rządów Reagana średnio co 38 sekund aresztowano kogoś, kto pogwałcił restrykcyjne prawo dot. posiadania marihuany.

Walka z procederem trwała jeszcze wiele lat. Pierwszym krajem, który wprowadził prawo dot. tzw. medycznego konsumowania marihuany była Kanada (w 2003 roku). Obecnie również i Stany Zjednoczone powoli otwierają furtki dla miłośników zielonego szaleństwa – obecnie w wielu stanach dozwolone jest zażywanie marihuany w celach zdrowotnych. Liczba osób chorych i potrzebujących marihuanowego „leczenia” drastycznie wzrosła...

Czy to naprawdę musi być aż tak skomplikowane?

Źródło:

joemonster.org

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…