Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

Pablo Escobar - narkotykowy Robin Hood i hipopotamy

Pablo Escobar - narkotykowy Robin Hood i hipopotamy

l_1124134df9c2140original.jpg

Ach, kokaina. Gdyby nie ona niejeden przykładnie poszedłby spać po dobranocce, zamiast w pocie czoła harować, gdy za oknem Księżyc... Z narkotykiem tworzonym z liści koki większości z nas kojarzy się Pablo Escobar, kolumbijski baron narkotykowy, sól w oku amerykańskiego wywiadu i bohater najbiedniejszych mieszkańców Medellin.


“This whole town's a pussy, just waiting to get fucked”

Początki kariery Escobara przypominają nieco scenariusz kultowego „Scareface'a”. Młody Pablo zaczynał jako złodziej samochodów oraz... nagrobków. Chłopak sprzedawał też lewe losy na loterię i papierosy z przemytu. Jego marzeniem było zarobić pierwszy milion dolarów przed ukończeniem 22 roku życia. Wprawdzie całkiem niezłą sumkę dostał z okupu wypłaconego przez najbliższych pewnego biznesmena, którego Escobar wraz ze swymi ziomkami porwał, ale to współpraca z szefem kartelu narkotykowego, Alvaro Prieto, skierowała jego zainteresowanie w kierunku kokainy.

W 1975 roku Escobar rozpoczął swoją przygodę z przemytem narkotyku do Panamy, gdzie istniał kanał przerzutowy do USA. Podobno podczas pierwszych kursów za sterami samolotu nierzadko zasiadał sam Pablo. Kolumbijczyk miał sporo szczęścia - nie tylko nie wpadł w ręce stróżów prawa, ale i szybko dorobił się kasy, za którą kupił piętnaście samolotów i sześć helikopterów. Swoją pierwszą maszynę zachował sobie na pamiątkę - przytwierdził starą maszynę nad bramą swojego ranczo.

„Złoto albo ołów”

Wkrótce Escobar opracował zabójczo skuteczną metodę radzenia sobie z problemami, które los mu zsyłał. „Złoto albo ołów” (“plata o plomo” - czyli dosłownie "srebro albo ołów" - w języku hiszpańskim słowo "plata" oznacza także "pieniądze", które u nas bardziej kojarzone są ze złotym kruszcem, dlatego pozostańmy przy tym pierwszym tłumaczeniu) - kogo nie dało się przekupić, tego z całą pewnością dało się zabić. Po śmierci Fabio Restrepo - dilera z Medellin współpracującego z Escobarem, policja bez trudu trafiła na trop rosnącego w siłę barona. Pablo, przy którym znaleziono 18 kg narkotyku i grupa jego współpracowników trafili do aresztu. Tym razem skuteczne okazało się złoto - narkotykowy boss zyskał „sympatię” dwóch policyjnych oficerów i jakimś cudem sprawa została odrzucona.

Gumki-recepturki za 2500 $

Escobar wiedział, jak zainwestować swoją fortunę. Wraz z jednym ze swych współpracowników kupił prawie całą wyspę koło Bahamów, z której uczynił swoją szmuglerską bazę. Za grube miliony dolarów nabył też ok. 20 km kwadratowych terenu, na którym postawił zoo, kazał stworzyć sztuczne jezioro oraz kilka innych atrakcji, z których później korzystali jego podwładni.

W połowie lat 80. Escobar podczas jednego przelotu szmuglował ok. 15 ton kokainy (rekordem był transport 23 ton kontrabandy zmieszanej ze sproszkowanymi rybami...), co w przeliczeniu na forsę wynosiło w przybliżeniu pół miliarda dolarów! Pablo nie korzystał tylko z samolotów - świetnie sprawdzały się też zdalnie sterowane łodzie. Miesięcznie przemycano 70-80 ton narkotyku. Niezliczone ilości banknotów trzeba było jakoś uporządkować - przydatne okazały się gumki-recepturki. Na ich zakup kokainowy baron wydawał 2500 $ miesięcznie...

Według brata szefa kartelu z Medellin, w czasie gdy narkotykowy interes Pabla przynosił dochody rzędu 20 miliardów dolarów rocznie, część kasy przepadała - albo gdzieś się gubiła, albo tonęła podczas transportu. Sporo też, bo ok. 1 miliarda zielonych, zżerały szczury, które jakimś cudem dostawały się do magazynu, gdzie baron trzymał swoje baksy.

Pablo Escobar podejrzany o atak na World Trade Center

Ale nie ten sprzed 12 lat, bo wtedy Escobar od dobrej dekady robił już narkotykowe interesy w niebie. W 1993 roku przed północną wieżą doszło do eksplozji furgonetki-bomby. W wyniku tego ataku zginęło 6 osób i ok. 1000 zostało rannych. Władze USA podejrzewały o ten atak Pabla Escobara.

Swoją drogą - gość, który doprowadzał do białej gorączki amerykańskie władze był na tyle bezczelny, że bez strachu cykał sobie fotki przed Białym Domem... To zdjęcie pochodzi z początku lat 80., a chłopiec stojący koło Escobara to jego syn, który po latach zmienił swoje nazwisko.No cóż - może i kolumbijski mafiozo zlecił zabójstwo kandydata na prezydenta (Luisa Carlosa Galána), groził śmiercią jednemu z synów urzędującej głowy USA - George'a Busha seniora, odpowiadał za wysadzenie w powietrze samolotu, w nadziei na to, że na pokładzie znajdować się będzie pewien ubiegający się o fotel prezydencki polityk (nie było go tam, ale za to w wyniku eksplozji życie straciło 107 pasażerów), a nawet stał za masakrą w gmachu Sądu Najwyższego Kolumbii, ale nie, to nie on odpowiedzialny był za atak na WTC. Co więcej - Escobar poczuł się tak mocno dotknięty tym posądzeniem, że osobiście napisał list do amerykańskiego ambasadora w Kolumbii, oschle informując: „Można mnie skreślić z listy podejrzanych. Gdybym to ja zrobił, to bym od razu powiedział czemu i co chciałem przez to uzyskać”.

Pablo „Robin Hood” Escobar

Obecnie zamieszkiwane przez 2,5 miliona obywateli Medellin jest drugim co do wielkości miastem w Kolumbii. Nie zawsze tak było. Escobar, który z jednej strony potrafił w brutalny sposób pozbywać się niewygodnych dla niego jednostek, z drugiej był lokalnym patriotą i osobą wyjątkowo szczodrą. Don Pablo, bo tak nazywali go mieszkańcy Medellin, z własnej kieszeni ufundował zbudowanie osiedla składającego się z 450 ceglanych domów, do których wprowadzili się najbiedniejsi mieszkańcy miasta, dzięki niemu powstało tez sporo parków oraz boisk do piłki nożnej. Czynsze? Podatki od nieruchomości? A po co to komu potrzebne? Oprócz tego Escobar wprowadził w życie programy dokarmiania najuboższych Medellinian. Kokainowy boss był tak lubiany, że nawet wybrano go zastępczym reprezentantem kolumbijskiego kongresu...

Więzienie dla Don Pablo

Zajmujący siódme miejsce na liście najbogatszych osób na świecie, Escobar był dla amerykańskich władz wyjątkowym problemem. Wiedząc, że lepiej oddać się w ręce łatwych do przekupienia Kolumbijczyków, narkotykowy baron w 1993 roku zawiesił działalność terrorystyczną i przepraszając za swoje drobne wybryki z przeszłości z pokorą przyjął ciężką karę wlepioną mu przez wymiar sprawiedliwości.

„Więzieniem” złoczyńcy stała się jego własna, opływająca w luksusy willa. Escobar nie tylko czuł się tam jak pączek w maśle, ale i w najgłębszym poważaniu miał więzienne zasady - często widziano go na zakupach czy meczach piłki nożnej. Żeby tego było mało, Pablo zabił kilku swoich przydupasów, co już w ogóle kłóciło się z regułami, których winna trzymać się osoba odsiadująca wyrok. Postanowiono zmienić jego miejsce odsiadki. Escobarowi pomysł ten się niezbyt spodobał (obawiał się ekstradycji do USA), więc czym prędzej dał dyla...

Czym Pablo palił w kominku?

W sumie miał do wyboru tylko dwie rzeczy, a kokaina raczej nie należy do najlepszych środków opałowych. Sytuacja miała miejsce w 1993 roku, w czasie gdy Escobar wraz z rodziną i najbliższymi ochroniarzami ukrywali się na farmie w górach położonych w pobliżu Medellin. Brakowało jedzenia, a temperatura, szczególnie w nocy, bywała bardzo niska. Jakby tego było mało, Manuela, córka Pabla, przeziębiła się. Aby ogrzać mocno zziębniętą dziedziczkę escobarowej fortuny, tatuś zrobił ognisko... z 2 milionów dolarów. To chyba najdroższy płomyczek w historii.

"Tak dłużej to być nie będzie!"

Od 1992 roku, ramię w ramię z kolumbijską policją, Escobara poszukiwały już oddziały Navy Seals oraz Delta Force. Innym problemem dla ukrywającego się przestępcy była złożona z rodzin i przyjaciół ofiar terrorystycznych porachunków Pabla, wspierana przez konkurencyjne kartele narkotykowe - organizacja Los Pepes. W krwawym odwecie na kokainowym potentacie, członkowie Los Pepes „sprzątnęli” przeszło 300 jego pracowników i członków rodziny. Ostatecznie Escobara dopadły „oficjalne” organy ścigania. Baron ukrywał się wówczas w jednym z „barrios” w Medellin. Nawet nie szukał szansy wyboru pomiędzy złotem a ołowiem - Pablo, widząc, że sytuacja jest średnio ciekawa, prawdopodobnie strzelił sobie w łeb. Celnie - kula wleciała jednym uchem, przedrylowała mu mózg i wyleciała drugim. Jeszcze tylko pamiątkowe zdjęcie obok zwłok faceta, który do niedawna kontrolował 80% światowego rynku kokainy i koniec - problem czołowego wroga USA został rozwiązany.

No, dobra... Ale skąd te hipopotamy?

Jak pamiętacie, Escobar w swoim najlepszym momencie kupił sobie kawał ziemi i wybudował tam zoo. Po śmierci barona zwierzęta rozlazły się po jego opuszczonych włościach. Szczególnie dobrze miały się cztery hipopotamy, którym bardzo spodobał się kolumbijski klimat. Zaczęły się więc intensywnie mnożyć. Ostatnio naliczono ich już 28, ale spekuluje się, że za parę lat ich liczba może z łatwością skoczyć i do 100. I tak też, dzięki kokainie, hipopotam stał się pełnoprawnym przedstawicielem kolumbijskiej fauny.

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…