Ukradnij tę książkę jest w gruncie rzeczy instrukcją przetrwania w więzieniu zwanym Ameryką. To zwiastun ucieczki. Pokazuje ci dokładnie gdzie umieścić dynamit, żeby rozsadzić ściany. Pierwsza część: PRZETRWANIE! – zawiera potencjalny plan działań naszego narodu. Nagłówki rozdziałów określają wymagania dla wolnego społeczeństwa. Społeczeństwa, w którym technologia produkuje dobra i usługi dla każdego kto ich potrzebuje, kto tylko może je wziąć. Wywołuje Robin Hooda z lasu Santa Barbara, by okradał nikczemnych baronów, którzy władają zamkami kapitalizmu.
Adekwatnym wydaje się fakt, że pisząc ten wstępniak siedzę w więzieniu – uniwersytecie przetrwania. Z tej książki nauczysz się, jak wykorzystać pastę do zębów jako klej, jak wykonać własnoręcznie nóż za pomocą łyżki oraz jak budować skomplikowane sieci komunikacyjne. Tutaj nauczysz się również jedynej skutecznej terapii – nienawiści dla represji.
To oznacza, że czytelnik jest już „ideologicznie przygotowany”, że rozumie korporacyjny feudalizm jako jedyną kradzież, którą można nazwać „przestępstwem”, której ofiarami jesteśmy my wszyscy. Rozporządzenie, które objaśnia co jest legalne, a co nie, jest w zasadzie nieistotne. Prawo zostało narzucone i napisane przez władców porządku. Nasze własne prawo moralne głosi zaś, że nie wolno okradać siebie nawzajem. Okradanie brata czy siostry jest złem. Nieokradanie instytucji, które są filarami Imperium Świń jest równie niemoralne.
Jedność w naszym narodzie, chaos w ich – to jest przesłanie PRZETRWANIA!
Nie możemy przetrwać nie wiedząc jak się bronić, a tego właśnie dotyczy druga część. WALKA! wyróżnia rewolucjonistów od wyrzutków. Przesłaniem części drugiej nie jest pier*olenie systemu, ale jego zniszczenie. Narzędzia walki są starannie dobrane. Zostały wykonane własnoręcznie, zaprojektowane do działania w naszej unikalnej, elektronicznej dżungli. Wielkomiejska krytyka znajdzie tutaj wiele przykładów dla naszej „agresywnej” natury. Prawo po raz kolejny nas jednak zawodzi. Zabójstwo w mundurze jest bohaterstwem, jednak przestępstwem w przebraniu.
Reklamy pełne kłamstw zdobywają nagrody, a fałszerze siedzą w więzieniu. Wzrost cen gwarantuje zyski, zaś złodzieje sklepów siedzą w celach. Politycy spiskują nad policyjnymi zamieszkami, zaś ich ofiary zostają osądzone. Studenci zostają ostrzelani, by później zostać oskarżeni przez sędziów okręgowych, którzy ogłoszą ich winnymi. Nowoczesna, zmechanizowana armia podróżuje 9000 mil i popełnia ludobójstwo na malutkim narodzie pełnym nadziei, by później oskarżyć go o agresję. Właściciele ziemscy pozwalają szczurom kaleczyć dzieci, by później skarżyć się na przemoc na ulicach. Wszystko zostało obrócone do góry nogami. Jeśli będziemy internalizować język i wyobrażenia świń, zawsze będziemy mieli prze*ebane.
Pozwólcie, że to zobrazuję. Ameryka została zbudowana na trupach. To jej historia. Przez lata oglądaliśmy filmy pokazujące życzliwość białych ludzi. Jimmy Stewart – słownikowy przykład uczciwości – obejmuje ramieniem Cochise’a mówiąc, że Indianie i biali mogą żyć razem w pokoju, jeśli obie strony będą rozsądne, odpowiedzialne i racjonalne (te trzy R: reasonable, responsible and rational, których imperialiści zawsze uczą „tubylców”). „Znajdziesz dobro wypasając po drugiej stronie góry”, wyjaśnia człowiek od public relations. „Weź swoich ludzi i odejdź w pokoju”. Cochise, jak miliony innych młodzików, został zrzucony na dno pokładu.
Dopóki nie zrozumiemy natury zinstytucjonalizowanej przemocy oraz tego, jak manipuluje ona wartościami i zwyczajami mniejszości, będziemy na zawsze uwięzieni w klatce ignorancji. Kiedy dojdziemy do wniosku, że to złodzieje banków, a nie bankierzy, powinni być powiernikami uniwersytetów, zaczniemy jasno myśleć. W momencie gdy Wojskowy Instytut Matematyczny, Centrum Zarządzania, oraz Bank Ameryki objawią się nam wszystkie jako szambo przemocy, wypełniające młodzież nienawiścią i zwracające jednych przeciwko drugim, wreszcie zaczniemy myśleć rewolucyjnie.
Bądź przebiegły korzystając z części drugiej; przebiegły jak wąż. Poczuj ducha walki. Nie daj się pożreć tripowi ofiary. W rewolucji nie chodzi o samobójstwo, ale o przetrwanie. Własnymi palcami wybadaj świętość ciała, zobacz że jest ono stworzone do życia. Twoje ciało jest jednością w masie stłoczonej ludzkości. Zostań internacjonalistą i respektuj każde istnienie. Konstruuj maszyny wojenne, a w szczególności precyzyjne maszyny prowadzące do śmierci korporacji i wszystkich strażniczych robotów. Obowiązkiem rewolucjonisty jest kochać, co oznacza pozostanie żywym i wolnym. To nie dotyczy tchórzy. Palenie trawki i wieszanie obrazka Che na ścianie jest takim samym wyzwaniem, jak picie mleka i zbieranie znaczków pocztowych. Rewolucja świadomości jest pustą jazdą, jeśli nie towarzyszy jej rewolucja u podstaw władzy. Nie interesuje nas zakwitanie Ameryki, chyba że chodzi o kwitnięcie na jej grobie.
Część trzecia: WYZWOLENIE! – dotyczy starań o wyzwolenie towarów (lub przynajmniej o obniżenia ich cen) w czterech miastach. To coś w stylu przetrwania w Ameryce bez dolara przy duszy. Tu zaczynamy rozwijać potencjał narodowych starań w tej materii. Dopóki jesteśmy narodem Cyganów, patenty na to jak zrobić krok do przodu, jak zdobyć cokolwiek, są niezbędne. Razem możemy rozwinąć tą część. Daleko jej do ukończenia, jak i całemu projektowi. Niedokończone rozdziały o tym, jak rozpoznać funkcjonariuszy policji, ukraść samochód, zorganizować centrum całodniowej opieki, prowadzić swój własny proces, zorganizować kafejkę, założyć kapele rockową, szyć schludne ciuchy, są rozrzucone po podłodze mojej celi.
Książka w obecnej formie została ukończona latem 1970 roku. Przez trzy miesiące rękopisy objeżdżały wszystkich większych wydawców. Koniec końców tekst został odrzucony ponad 30 razy, zanim zdecydowaliśmy się go wydać sami czy też raczej zrobiliśmy to sami dla siebie. Chyba żadna inna książka naszych czasów nie zajmowała się tą problematyką. Każdy wiedział, że odniesie komercyjny sukces, ale nawet chciwość ma swoje granice, IRS1 i FBI śledziły rękopis i swoją gadką krzyżowały nam plany. Trzydzieści „tak” od wydawców zamieniły się w trzydzieści „nie’, gdy tylko pozwolili sobie na „przemyślenia”. Liberałowie, którzy walczą z cenzurą, spekulowali w jaki sposób moja książka „zakończy wolność słowa”.
W końcu, kiedy przynieśliśmy manuskrypt do drukarni, wydawnictwo Grove zgodziło się zostać dystrybutorem. Pojechanie z tym wszystkim samemu wliczając dystrybucje, byłoby pożądane, ale wiedzieliśmy, że przedsięwzięcie od samego początku było niewypałem. Próbowaliśmy tego wcześniej, ale bez sukcesu. Tak naprawdę, jeśli ktoś jest zainteresowany 4000 kalendarzami Yippie z 1969 roku, jesteśmy w kontakcie. Nawet z dystrybutorem, który włącza się do walki, bitwa zacznie się dopiero wtedy, gdy książka wyjdzie z księgarni.
Mówiło się o tym w poprzednich latach, że „wolność prasy zależy od tego kto ją kontroluje”, co było problemem, ale obecnie szybkie metody składowania, drukowania offsetowego, i zagospodarowania innych czynników produkcji zmniejszyły o wiele koszta druku. Dosłownie każdy ma prawo drukować swoje własne prace. Nawet w najbardziej represyjnym społeczeństwie, jakie tylko można sobie wyobrazić, możesz wydawać już swoje własne, prywatne publikacje. Zaledwie z tego powodu, że w Ameryce się na to pozwala, nie czyni jej to jednak taką demokracją, o jakiej w swojej wizji marzył Jefferson.
Represyjna tolerancja to prawdziwy fenomen. Żeby mówić o wolności prasy, musimy wspomnieć o dostępności kanałów komunikacyjnych, które są zaprojektowane dla całej populacji, bądź przynajmniej dla tej części populacji która uczestniczyłaby w dialogu. Wolność prasy zależy od ludzi, którzy ją dystrybuują. Może był to dla nas zawsze problem, ale w społeczeństwie masowym, gdzie każdy jest natychmiastowo wcielany do różnorodnych, narodowych systemów komunikacji, szeroka dystrybucja informacji jest sednem sprawy. Przystanie na to, że możliwość drukowania własnej książki oznacza wolność prasy, wykazuje ogromne niezrozumienie dla natury masowego społeczeństwa. To jak ze stwierdzeniem, że każdy z wózkiem może zdobyć Safewaymarket, a każde dziecko może dorosnąć i zostać prezydentem.
Władze stanowe, bibliotekarze, członkowie PTA, agenci FBI, katole i rodzice: prawdziwy legion przyzwoitości i porządku maszeruje w naszą stronę. Największym wyzwaniem pozostaje dla nas przekazanie ci tej książki. Następne miesiące będą na pewno ekscytujące. Oczywiście, takiego projektu jak Ukradnij tą książkę nie zrealizowalibyśmy sami. Izak Haber podzielał naszą wizję od początku. Miesiącami przeprowadzał wartościowe badania i przyczynił się do powstania wielu technik przetrwania. Carole Ramer i Gus Reichbach z New Your Law Commune dyrygowali zaś rękopisem na wielu etapach. Anna Kaufman Moon jest autorką wszystkich fotografii. Ski Williamson i Gilbert Shaldon stworzyli rysunki. Tom Forcade z UPS cierpliwie pracował nad redakcją. Bert Cohen z Concert Hall zajął się oprawą graficzną. Amber i John Wilcox dokonali składu. Anita Hoffmann i Lynn Borman pomogły mi przepisać parę rozdziałów.
Jest parę osób które pomogły w testowaniu zademonstrowanych technik, ale z wiadomych powodów chcą pozostać anonimowi. Było bodajże 50 braci i sióstr którzy odgrywali różne barwne role w tym wielkim spisku. Niektórzy są dodatkowo wymienieni na poniższej liście. Postaramy się informować was o wszystkich na bieżąco. Jeśli macie komentarze, pozwy, sugestie, bądź śmiertelne pogróżki, proszę wysłać je na: Dear Abbie, P.O. Box 213, Cooper Station, New York, NY 10003. Wiele patentów może nie działać w twoim otoczeniu lub mogą wyjść z obiegu, zależnie od momentu w którym czytasz ten tekst, wiele adresów i numerów telefonicznych na pewno się zmieni. Jeśli czytelnik stanie się jednak badaczem-uczestnikiem, wtedy osiągniemy nasz cel.
Czekajcie też na specjalne wydanie książki pt. Ukradnij Biały Dom, będzie to kompletna wersja z planami przejść podziemnych, metodami siania fermentu w sieciach komunikacyjnych i szczegółowymi mapami pokoju świątecznego, gdzie, cytując Tricie Nixon: „Ojciec uwielbia słuchać nagrań Mantovanniego odpalając pełną parą klimatyzacje siadając przy kominku i patrząc przez okno na Pomnik Waszyngtona – medytując nad trudnymi problemami, z którymi mierzą się wszyscy ludzie na świecie.”
Grudzień, 1970
Więzienie Stanowe w Cook
Chicago
WOLNOŚĆ SŁOWA JEST PRAWEM ABY KRZYKNĄĆ „TEATR” W ZATŁOCZONYM POŻARZE (2)
- Yipisowskie przysłowie -
(tłum. Michał Pasternacki / red. Conradino Beb)
Przypisy:
1. IRS – Internal Revenue Service, urząd podatkowy w USA
2. Jest to nawiązanie do popularnego w Ameryce przysłowia „krzyczeć ‚pożar’ w zatłoczonym teatrze”. Chodzi o to, iż każdy może krzyknąć „pożar”, przez co wolność słowa może być niebezpieczna dla tłumu.
Źródło: Abbie Hoffman, Steal This Book, Pirate Editions / Grove Press, USA 1971.
Tłumaczenie całej książki na :
Komentarze