Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

GMO w służbie ludzkości?

GMO w służbie ludzkości?

GMO - symbolizujący siedlisko wszelkiego zła skrót, który najlepiej komponuje się wśród takich wyrazów jak dżihad, pedofilia, ZUS oraz holokaust. Inżynieria genetyczna to temat mocno kontrowersyjny i często, dość niesprawiedliwie, z góry skazywany na wieczne potępienie.
My tym razem wstrzymamy się od jednoznacznej oceny. Zamiast tego przedstawimy wam kilka przykładów zmodyfikowanych organizmów, które z założenia mają nam ułatwiać życie.



GloFish

Oto intrygujący produkt stworzony z intencją ratowania ludzkiego życia. Są to małe rybki z gatunku danio pręgowany; wzbogacone zostały o gen, który sprawia, że skóra tych zwierzątek ma właściwości fluorescencyjne.


Zwierzaki występują w czterech różnych kolorach. Naukowcy odpowiedzialni za stworzenie tych mutantów chcieli, aby rybki świecąc sygnalizowały miejsca, gdzie woda jest skażona i nie nadaje się do picia. Ostatecznie jednak, zamiast do naturalnych akwenów, ryby trafiły do domowych akwariów, stając się tym samym pierwszymi udomowionymi modyfikowanymi genetycznie zwierzętami.

FrankenMarchew

Kolorowe marchewki GMO nie tylko różnią się od swoich naturalnych kumpli barwą, ale przede wszystkim właściwościami odżywczymi. Te oto warzywa mają bowiem bardzo konkretną misję. Mianowicie – walkę z osteoporozą! Stworzone przez pewną teksańską firmę zmutowane nacie absorbują aż o 41% więcej wapnia niż zwykłe marchewki. Uczeni twierdzą, że dodanie tego produktu do codziennej diety znacznie zredukuje zagrożenie chorobami związanymi z odwapnieniem kości.

Kapusta zabójcza niczym skorpion

Pestycydy to cholerstwo, którym spryskiwane są uprawy, aby pozbyć się szkodników i pasożytów, które nie tylko bezczelnie zżerają jedzenie przeznaczone dla nas, ale i często roznoszą różne paskudne choroby. Wprowadzenie oprysków z jednej strony znacznie zmniejszyło ilość epidemii, a z drugiej zaś przyczyniło się zwiększenia ilości paskudnych zatruć pokarmowych, a nawet chorób nowotworowych. Pestycydy nie są też obojętne dla gleby.
Wygląda na to, że dzięki GMO w przyszłości w ogóle będzie można z oprysków zrezygnować. Weźmy na przykład taką zmodyfikowaną przez chińskich uczonych kapustę. Została ona zaopatrzona w gen pewnego jadowitego skorpiona.


Od teraz, jeśli jakikolwiek mały szkodnik połasi się na to warzywo, momentalnie kopnie w kalendarz. Fajnie, nie? Pytanie tylko, co się stanie jeśli sami postanowimy zrobić sobie z tej kapusty, ot, na przykład, gołąbki? Wprawdzie naukowcy zapewniają, że stężenie toksyny jest zbyt małe, aby zrobić nam kuku, ale instynkt samozachowawczy każe nam unikać skorpionów, nawet jeśli te wyglądają jak głowa kapusty.

Zmutowane drzewa w walce z Mordorem

A oto i sami entowie, co ramię w ramię z samym Kapitanem Planetą stawiają opór trującym odpadom! Stworzone w laboratoriach waszyngtońskiego uniwersytetu drzewa łatwo przyswajają obecne w gruntowej wodzie toksyny, a następnie rozbijają je do nieszkodliwych substancji. Podczas testów zmutowane drzewka poradziły sobie niemalże wzorowo, usuwając z gleby aż 91% trichloroetenu (najczęściej występującej w ziemi toksyny na terenie USA). Dla porównania – zwykła topola w najlepszym przypadku wchłonie ok. 3% tej substancji.

Insulina w sałacie

Życie z cukrzycą jest jednoznaczne z regularnym aplikowaniem sobie zastrzyków z insuliny. I w tym wypadku z pomocą inżynierii genetycznej można będzie zmienić ten stan rzeczy. Uczeni z uniwersytetu na Florydzie stworzyli sałatę zaopatrzoną w proinsulinowe geny. W rezultacie powstało warzywo, którego chloroplasty produkują insulinę.


Badania na myszach są bardzo obiecujące – w większości przypadków odnotowano u nich znaczny spadek poziomu glukozy we krwi i w moczu. Dużo też wskazuje na to, że oprócz objawów choroby udało się też w ten sposób zatrzymać jej przyczynę. Trzustki karmionych modyfikowaną sałatą gryzoni, chorych na cukrzycę bardzo zbliżoną do ludzkiej, miały więcej komórek odpowiedzialnych za regulację poziomu insuliny w organizmie.

Koza-pająk

Pajęcza sieć – ta niezwykle mocna, elastyczna, nierozpuszczająca się w wodzie przędza uważana jest za najwytrzymalsze z naturalnych włókien. Ten produkt mógłby zrewolucjonizować wiele dziedzin, gdyby tylko można go produkować na dużą skalę. Próby hodowania takich pająków najczęściej kończyły się klęską. Uczeni stworzyli nawet specjalne farmy i ku swojemu zaskoczeniu szybko odkryli, że zwierzęta pozjadały się nawzajem... Wówczas z pomocą przyszła inżynieria genetyczna. Naukowcy dodali pajęczy gen odpowiedzialny za tkanie sieci do genotypu pewnego gatunku kozy.


Wbrew temu, co może się wydawać, zmutowane kozy nie łażą po ścianach i nie strzelają z tyłków lepkimi włóknami. Natomiast w ich mleku znajdują się białka, z których to po odpowiedniej procedurze uzyskać można pajęczą sieć.
W przyszłości uczeni chcą ten sam gen umieścić w roślinach, np. w lucernie.

Bananowa szczepionka

Być może już niedługo bolesne i drogie szczepionki zastąpione zostaną pysznymi owocami. Naukowcy od lat już dłubią w genach różnych jadalnych roślin, aby stworzyć nowy rodzaj broni przeciw zakaźnym chorobom. Wygląda na to, że idealnym kandydatem do tej roli jest superbanan – zmutowane dziecko fundacji samego Billa Gatesa. Owoc ten zaopatrzony zostaje w materiał genetyczny wirusa zapalenia wątroby typu B. W procesie wzrostu bananowe komórki zaczynają produkować niezakaźne białka wspomnianego wirusa. Kiedy zjemy sobie takiego banana, nasze układy odpornościowe powinny zareagować produkcją przeciwciał pomocnych w walce z chorobą.


Ale czy to na pewno bezpieczne dla środowiska naturalnego? Trudno powiedzieć. Pewne jest natomiast jedno – obecnie na świecie żyje 350 milionów osób zakażonych HBV. Głównie w krajach, gdzie nie ma zbyt łatwego dostępu do klasycznych szczepionek...

Komar zaprogramowany na szybki zgon

Wakacje za pasem. Słońce, namioty, dziki seks w łopianach, no i… te małe skurczysyny fundujące nam swędzące bąble, kiedy tylko zmożeni alkoholową orką zalegniemy gdzieś nie do końca przytomni. Z rozwiązaniem tego brzęczącego problemu spieszy brytyjska firma Oxitec, która przemyciła do komarzego DNA dodatkowy gen. Lekko podrasowane komarze samce nabierają w ten sposób całkiem nowej cechy – mianowicie „padają jak muchy”. Tego typu zmutowane żyjątka wypuszcza się na wolność, aby sobie do woli prokreowały z samicami. Rezultatem będzie potomstwo, które wyzionie ducha zanim w ogóle stanie się zdolne do reprodukcji.


Już słyszymy głosy oburzenia – taka zabawa w Boga może zachwiać ekosystemem i doprowadzić do tragedii. Łatwo nam to mówić z naszej wygodnej pozycji. Tymczasem choroby roznoszone przez komary wysyłają na tamten świat ok. 725 tysięcy osób rocznie! W rejonach, gdzie olbrzymie żniwo zbiera denga, tacy zmutowani komarzy „sabotażyści” mogliby przyczynić się do drastycznego zmniejszenia ilości zachorowań.

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…