Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

Fascynujące i pokręcone życie Huntera S. Thompsona, część II

Fascynujące i pokręcone życie Huntera S. Thompsona, część II

Jest rok 1974. Słynny promotor boksu Don King organizuje jeden z najbardziej szalonych pomysłów w historii tego sportu. Pojedynek o tytuł mistrza wszechwag, w którym to przeciwnikami będą Muhammad Ali oraz George Foreman odbędzie się w dusznej i gorącej niczym samo piekło stolicy Zairu – Kinszasie.


„Rumble in the Jungle”, czyli „Mordobicie w dżungli” - tak ochrzczono mającą się odbyć galę. Niejeden reporter sprzedałby własną nerkę za możliwość relacjonowania tej walki. Takim szczęściarzem został Hunter S. Thompson.

Hunter i Pigmeje

To było wielkie wydarzenie. Wśród gości obecnych na widowni zasiąść miał sam dyktator Zairu - Mobutu Sese Seko, do tego tłum celebrytów i światowej klasy dziennikarzy. Dla szarego obywatela zdobycie biletu upoważniającego do zajęcia nawet najgorszego miejsca na trybunie graniczyło z cudem. Thompson nie musiał się za bardzo wysilać. On i jego redakcyjny kumpel z Rolling Stone'a, rysownik Ralph Steadman, dostali wejściówki za darmo. Do tego szefostwo magazynu opłaciło im przelot do Afryki, zakwaterowanie i wyżywienie. Tylko głupiec by nie skorzystał z takiej okazji! Hunter głupcem nie był. Kiedy tylko dotarł do Zairu, wymienił swój bilet za pokaźną porcję marihuany. Niesforny pisarz miał bowiem inne plany odnośnie swojego pobytu na Czarnym Lądzie…

Thompson pragnął odnaleźć Martina Bormanna - nazistowskiego zbrodniarza wojennego, rzekomo ukrywającego się w Zairze. Przy okazji swojej eskapady do dżungli nasz bohater chciał zbadać jeszcze jedną intrygującą sprawę, która spędzała mu sen z powiek. Hunter postanowił odszukać plemię Pigmejów. Frapowało go bowiem, czy z racji swojego parszywego wzrostu Pigmej może zostać pożarty w całości przez kobrę.

Nie wiadomo, czy Thompson osiągnął którykolwiek ze swoich celów. Autor „Dzienników rumowych” natknął się natomiast na grupę lokalnych wieśniaków, którym to przedstawił się jako osobisty lekarz George'a Formanna – dr Bormann… Pisarz o nazwisku nazistowskiego zbrodniarza kupił od swoich nowych znajomych dwa pokaźne kły słonia. Co się potem działo z Hunterem – tego nikt nie wie. Wiadomo natomiast, że po zakończeniu gali boksu znaleziono go nawalonego w trzy dupy, nago dryfującego pośrodku hotelowego basenu. Biedak nawet nie wiedział kto wygrał pojedynek.

Na lotnisku w USA kości, które Thompson ze sobą przytargał, zostały skonfiskowane. Zamiast zapłacić niewielkie cło i odzyskać swój łup, Hunter pochwycił swoje trofea i rzucił się kłusem ku wyjściu, omijając wszystkie bramki i stawiając na nogi przynajmniej połowę służb porządkowych lotniska.

Nigdy nie bierz psychodelików na regatach!

Innym razem Thompson i Steadman poproszeni zostali do zrelacjonowania żeglarskich regat America's Cup. Najwyraźniej szefostwo Rolling Stone'a ciekawe było, jaki szalony pomysł tym razem wykluje się w głowie ekscentrycznego reportera. Hunter postanowił dobrze się przygotować do swojego zadania. Wynajął więc drogą łajbę, aby być jak najbliżej relacjonowanych przez siebie wydarzeń. Na pokładzie Hunter zaczął faszerować się pastylkami przeciw chorobie morskiej. Steadman doszedł do wniosku, że też się jedną z nich poczęstuje – tak na wszelki wypadek, aby nie przegapić regat, wisząc gdzieś za burtą i rzygając.

Rysownik złamał najważniejszą z zasad przebywania w towarzystwie Thompsona, czyli unikania przyjmowania rozdawanych przez niego substancji. Pastylki zawierały psylocybinę – psychodeliczną substancję pozyskiwaną z halucynogennych grzybów. Po chwili obaj panowie stracili zainteresowanie sportami wodnymi i postanowili wykorzystać znaleziony przez siebie spray z farbą do udekorowania stojącego w jednym z doków jachtu napisem „Jeb@ć papieża!”. Kiedy ochroniarz zobaczył dwóch naćpanych mężczyzn bazgrzących po burcie wartej milion dolców żaglówki, ruszył ku nim z zamiarem szybkiej interwencji. Napruci psylocybiną dziennikarze wpadli w panikę i wypłoszeni wrócili do swej łajby, aby kontynuować rejs.

Podczas gdy Steadman złapał „bad tripa” i resztę podróży spędził na modlitwach o szybki powrót do stanu względnej normalności, Hunter znalazł na pokładzie pistolet na flary, a że zawsze miał słabość do broni palnej, nie omieszkał pobawić się swoją nową zabawką. Oddał dwa strzały, z czego jeden dosięgnął żaglówki stojącej w jednym z portów. Wybuchł pożar, ludzie wpadli w panikę widząc, jak ogień błyskawicznie się rozprzestrzenia. Thompson i jego kumpel schronili się w pewnej małej kawiarni, gdzie czekając na zejście „fazy” słuchali informacji o poszukiwaniu piromanów, którzy podłożyli ogień w porcie…

Plan dnia pisarza gonzo

Nikt o zdrowych zmysłach nie miałby takich pomysłów jak „ojciec ruchu gonzo”, toteż trudno oczekiwać, aby dzienną rutyną Huntera S. Thompsona było leniwe pukanie w klawisze maszyny do pisania przerywane łykami kawy z mlekiem sojowym. Na szczęście pisarz lubił się dzielić swoimi sposobami na sukces, więc i tym razem wiemy to i owo o jego planie dnia.

15:00 – pobudka 

15:05 – poranna gazetka, szklanka szkockiej whisky Chivas Regal i papierosy Dunhill 

15:45 – kokaina 

15:50 – kolejna szklanka Chivas Regal i papierosek Dunhill 

16:05 – pierwsza kawa, papierosek Dunhill 

16:15 – kokaina 

16:16 – sok pomarańczowy, Dunhill 

16:30 – kokaina 

16:54 – kokaina 

17:05 – kokaina 

17:11 – kawa, papieroski Dunhill 

17:30 - Chivas Regal z dużą ilością lodu 

17:45 – kokaina itp., itd. 

18:00 – marihuana, aby umilić sobie dzień 

19:05 – lunch w Woody Creek Tavern, Heineken, dwie margarity, surówka coleslaw, sałatka taco, podwójna porcja smażonych krążków cebulowych, sok z marchewki, lody, placki ze szparagów, papierosek Dunhill, jeszcze jeden Heineken, kokaina i na powrót do domu „snow cone” (szklanka pokruszonego lodu polanego trzema-czterema miareczkami Chivas Regal. 

21:00 – poważne wciąganie kokainy 

22:00 – listek LSD 

23:00 – likier Chartreuse, kokaina, marihuana 

23:30 – kokaina, itp. itd. 

00:00 – Hunter S. Thompson melduje gotowość do pracy 

00:05-6:00 – likier Chartreuse, kokaina, marihuana, Chivas, kawa, Heineken, goździkowe papierosy, grapefruit, Dunhille, sok pomarańczowy, gin i filmy porno 

6:00 – szampan w wannie, batoniki Dove, makaron Fettuccine alfredo

8:00 – Halcion (środek nasenny)

8:20 – sen

Hunter i Hollywood

W latach 80. Thompson poznał Billa Murraya. Aktor przyjął rolę pisarza w filmie opartym na epizodach Hunterowej biografii. Panowie bardzo się polubili i rozpoczęli serię szalonych imprez, podczas których wymyślili sobie kreatywną zabawę. Wzorem wielkiego iluzjonisty Houdniego stawiali się w różnych niebezpiecznych sytuacjach, tylko po to, aby pod presją czasu uwolnić się z zaciśniętych na nadgarstkach i kostkach więzów.

Bill został przywiązany do krzesła, a następnie solidnym kopnięciem zepchnięty do basenu pełnego wody. Po kilku dłuższych chwilach Hunter doszedł do wniosku, że aktor chyba jakby troszkę się topi. Na szczęście pisarz nie był w tym momencie na tyle nietrzeźwy, aby zostawić swojego przyjaciela na pastwę losu i wyciągnął półżywego Murraya na powierzchnię.

Dwie dekady później inny gwiazdor, który szykował się do odegrania roli Huntera również przekonał się, do czego zdolny jest pisarz. Johnny Depp wprowadził się do domu Thompsona, aby lepiej go poznać. Autor książki, na której podstawie kręcono film „Las Vegas Parano”, przygotował dla aktora pokój w piwnicy.

Depp paląc sobie papierosa zwrócił uwagę, że pudło, na którym stoi popielniczka, wypełnione jest dynamitem. Wkrótce okazało się, że cała piwnica to jeden wielki magazyn pełen ładunków wybuchowych. Zapytany o powód trzymania tak wielkiej ilości takich materiałów Hunter enigmatycznie powiedział: „Jeśli gotujesz ciasto, będziesz potrzebował dużo mąki”.

Odejść z wielkim „bum!”

Hunter miał ogromną słabość do broni palnej i uważał, że większość problemów można rozwiązać za pomocą odpowiednio dużego kalibru. Na początku lat 90. pisarz toczył z pewnym milionerem batalię dotyczącą zagospodarowania terenu w swojej rodzinnej wsi – Woody Creek. Floyd Watkins, bo tak się nazywał oponent Huntera, oskarżył pisarza o oddanie głośnych 40 strzałów z pistoletu i kilku dodatkowych z shotguna na jego ranczu o godzinie 4 nad ranem.

Śmieszek Thompson wytłumaczył policji, że właśnie przechodził koło domu Watkinsa, kiedy to padł ofiarą ataku ze strony wściekłego, gigantycznego jeżozwierza. „Szarżował z szybkością 30 km/h! Skurczybyk rzucił się na mnie. Musiałem do niego strzelić. Nigdy nie widziałem zwierzęcia tak bardzo napastliwego!”.Upiekło mu się – w tamtym czasie pisarz miał już wyrok w zawieszeniu za strzelanie do piłek podczas nudnej partyjki golfa. Innym razem Thompson, usiłując przegonić niedźwiedzia ze swojej farmy, postrzelił własną asystentkę.

W 2005 roku pisarz, który nigdy nawet nie przypuszczał, że uda mu się dożyć 67 lat, postanowił udać się na zasłużony urlop. Pomocny okazał się pistolet Smith&Wesson przyłożony do skroni. Zgodnie z życzeniem zmarłego jego skremowane prochy wystrzelone zostały z gigantycznej armaty o kształcie symbolu „gonzo”, czyli zaciśniętej pięści trzymającej pejotl.

"Dziennikarstwo to nie zawód ani branża. To tylko mizerna szansa na zaistnienie dla popaprańców i odmieńców – fałszywe drzwi na zaplecze prawdziwego życia, obrzydliwa, zaszczana nora zabita dechami przez inspektorów budowlanych, ale dość głęboka, by każdy pijaczek mógł stoczyć się do niej z chodnika, żeby tam walić gruchę jak małpa w zoo".

Hunter S. Thompson

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…