Po inwazji Niemiec i Związku Radzieckiego, wielu polskich lotników musiało uciec za granicę. Przeszło 8 tysięcy tych żołnierzy spotkało się w Wielkiej Brytanii, aby powołać do życia formację zwaną Wyspą Ostatniej Nadziei.
Anglicy początkowo nie ufali imigrantom, którzy nie tylko nie znali lokalnych zwyczajów, ale i nie mówili w języku angielskim. Podobno nasi żołnierze mieli niemały problem z ruchem drogowym - nie mogli zrozumieć czemu jeździ się tam lewą stroną.
Kolejny problem stanowiła obsługa angielskich samolotów - Polacy zauważyli, że wszystkie dźwignie, przyciski i stery znajdują się po innej stronie, niż w polskich maszynach. Ba, nawet linka w spadochronie umiejscowiona była w innym miejscu.
Lotnicy przeszli szkolenie pod okiem anglojęzycznych dowódców, a następnie zostali przydzieleni do czterech dywizjonów złożonych tylko i wyłącznie z naszych rodaków. Anglicy po raz pierwszy zdali sobie sprawę z szalonej odwagi polskich żołnierzy, kiedy to podczas ćwiczebnego lotu, Ludwik Paszkiewicz z dywizjonu 303 dobrowolnie odłączył się od reszty formacji i strącił niemiecki bombowiec. Mężczyzna tego samego wieczoru upił się z radości, a trzeba wam wiedzieć, że lotnik ten słynął ze swojej abstynencji.
Wkrótce nadeszły jeszcze większe sukcesy - podczas militarnych akcji, Polacy regularnie niszczyli maszyny nieprzyjaciela, nie ponosząc przy tym własnych strat! O bohaterskich imigrantach mówiła cała Wielka Brytania.
Jedna z metod ataku polskich dywizjonów było wznoszenie się dużą wysokość, a następnie pionowy lot w dół wprost na samoloty wroga. Ogień otwierano w ostatnim momencie. Nurkujący Polacy budzili przerażenie wśród nazistowskiej armii. Byli niesamowicie skuteczni i celni. W ciągu pierwszego tygodnia walk, nasi lotnicy strącili 40 niemieckich samolotów. W podziękowaniu za męstwo, lokalna fabryka whisky podarowała żołnierzom 300 butelek trunku. Podobno wysłany po odbiór prezentu samolot poważnie się uszkodził podczas lądowania z cennym ładunkiem. Jego pilot upił się do granic możliwości i wyrżnął podwoziem w pas startowy. Reszta polskich lotników, przekonana, ze szlag trafił całe, procentowe zaopatrzenie, gotowa była spuścić koledze łomot. Na szczęście upiekło mu się - uszkodziła się tylko jedna z 300 butelek.
Do końca wojny w brytyjskiej armii służyło 19 400 polskich żołnierzy pogrupowanych na 15 różnych dywizjonów.
Komentarze