Memento mori - pamiętaj o śmierci, nie przesadzaj z obsesyjnym dążeniem do zaznania doczesnych przyjemności. Ostatecznie przecież i tak skończysz jako gnijący trup przysypany grubą warstwą ziemi.
O tej pesymistycznej zasadzie przez setki lat przypominali nam artyści. Najczęściej w sposób symboliczny - klepsydra, ścięte kwiaty albo czaszka. Byli jednak i tacy, którzy sięgali po znacznie efektowniejsze środki wyrazu.
W 1520 roku niemiecki rzeźbiarz Hans Leinberger dołożył swoje trzy grosze do panującego wówczas trendu, kiedy to postaci żywych trupów przyozdabiały nagrobne płyty, stanowiły element domowych dekoracji, a nawet osiągały rozmiar dorosłego człowieka i jeszcze bardziej straszyły wizją nieuchronnej śmierci...
Jeszcze mroczniejszym przykładem "memento mori" jest dzieło francuskiego księcia Rene de Chalona. Jego rzeźba przedstawia realistycznego trupa trzymającego w swych kościstych dłoniach własne serce.
A tu kilka innych renesansowych rzeźb z tego niepokojącego nurtu.
Moda na tego typu elementy w sztuce nie skończyła się wraz z końcem epoki. Ba, wydaje się nawet, że żyjący trzy wieki później artyści mieli jeszcze więcej fantazji niż ich renesansowi poprzednicy.
A na koniec parę zacnych, współczesnych tworów z tego trendu. Jak widać, rzeźbienie trupów wcale się artystom nie znudziło.
Na szczególną uwagę zasługuje Yoshitoshi Kanemaki - japoński rzeźbiarz tworzący figury z drewna.
Komentarze