Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

Szukaj


 

Znalazłem 94 takie materiały
Chemtrails czy contrails? Teraz już wiadomo! – Od co najmniej dekady wyznawcy chemtrails byli uznawani za oszołomów, którzy w zwykłych smugach kondensacyjnych pozostawianych na niebie przez samoloty widzieli czające się zagrożenie dla planety Ziemia i jej mieszkańców. Jakie dowody by nie były przedstawiane zawsze znaleźli się tacy, którzy je wyśmiali, a wszystko sprowadzili do kolejnej spiskowej teorii. Świat nauki nabrał wody w usta, jakby nieustająco je płukał, a ludzie którzy widzą więcej niż tylko ziemię po której stąpają zostali uznani za niespełna rozumne istoty, bo kto i niby dlaczego chciałby niszczyć naszą planetę i zamieszkujących ją ludzi (?) Istnieje jednak coś, co nazywa się punktem krytycznym i wszystko wskazuje na to, że ów punkt został właśnie osiągnięty. Powoli -ale jednak -państwa które -z uporem godnym podziwu -zaprzeczały istnieniu chemtrails zaczęły oficjalnie przebąkiwać, że taki proceder ma miejsce i rzecz jasna czyniony jest w imię naszego wspólnego dobra. Jak takie działania można nazwać „wspólnym dobrem”? Na czym to dobro ma polegać skoro skład oprysków nie pozostawia wątpliwości, że na nasze głowy sypana jest mieszanka kancerogenów, która rozłożona w czasie drąży kamień jak przysłowiowa kropla wody. Rujnuje się nasze zdrowie, które z każdym oddechem obniża naszą odporność immunologiczną, a z każdą kroplą deszczu skaża glebę, która nas żywi.

Poniższy raport nie pozostawia cienia wątpliwości, że teoria dotychczas uznawana za spiskową w rzeczywistości jest PRAWDĄ o SPISKU.

Ową prawdę zgrabnie nazwano „Zarządzaniem promieniowaniem słonecznym” (SRM), które „składa się z wielu technik, skierowanych na odbijanie lub zmienianie kierunku promieniowania słonecznego, zasadniczo zwiększając zdolność do odbijania promieni słonecznych przez planetę”, a to wszystko w ramach tzw. „naprawiania klimatu”. Jakiego naprawiania klimatu? A gdzie są naukowe dane, które w sposób nie budzący wątpliwości wykazują, że klimat wymaga naprawy? Nie dane z ostatnich 200 lat, a dane chociażby z tysięcy lat, które chociaż w wąskim zakresie pokażą, że klimat uległ destabilizacji i wymaga naprawy. Planeta żyje w wielu cyklach, podobnie, jak nasza dzienna gwiazda, która oprócz małego cyklu trwającego ok. 22 lat przechodzi także cykl wielki zamykający się w przedziale 800-1000 lat! Zatem prognozowanie czegokolwiek w oparciu o cykl 22-letni, to nic innego jak wróżenie z fusów po kawie. Prognozowanie w oparciu o tak krótkie interwały czasowe z pominięciem wielkich cyklów sprawia, że za każdym razem, gdy pojawia się „coś nowego” od razu jest nazywane anomalią.

A to żadna anomalia, a wyłącznie cykliczność zawierająca się w innego rodzaju cyklu. Taka sama zależność odnosi się do cyklów życia naszej planety. To ciało niebieskie także „żyje”, także przechodzi przez różne cykle, podobnie jak człowiek, zwierzę, czy roślina. Tak samo, jak kilkudziesięcioletniego życia człowieka nie ocenia się poprzez jedną jego dekadę, tak samo nie czyni się tego względem planety. Planeta, tak jak człowiek posiada swój „system immunologiczny”, który w razie konieczności wprowadza jej oczyszczanie, a wszelkie działania człowieka zmierzające do „naprawienia” natury są niczym innym, jak porównywalną względem człowieka interwencją lekarza, który choremu na grypę ordynuje antybiotyk i jest zaskoczony, że zamiast poprawy stanu zdrowia następuje jego pogorszenie.

Jedno jest pewne, nasza planeta przez miliardy lat radziła sobie sama i doskonale wiedziała, kiedy i jaki program należy uruchomić celem przywrócenia równowagi. W przyrodzie podobnie, jak we Wszechświecie nic nie dzieje się przypadkowo i wszystko ze sobą jest powiązane bardziej niż nam się wydaje. Trzęsienia ziemi, erupcje wulkanów, epoki lodowcowe, czy cyklicznie docierające do nas promieniowanie kosmiczne (rozbłysk gamma) mają swój cel, bo u podstaw kosmologii leży zasada „Jako w niebie tak i na ziemi”. Jesteśmy częścią tego układu i czy nam się to podoba, czy też nie jesteśmy wyłącznie gośćmi na tej planecie, a nie jej gospodarzami. A od kiedy to gość przemeblowuje mieszkanie gospodarza? Jak widać poprzez działania podjęte przez człowieka zatraciliśmy przynależną człowiekowi pokorę i z nieustającym mozołem podcinamy gałąź na której siedzimy…
ONZ, zarządzanie promieniowaniem słonecznym, geoinżynieria i smugi chemiczne

 
Piąte sprawozdanie Międzyrządowego Zespołu ds. Zmian Klimatu (IPCC) ostrzega, że mimo globalnych skutków ubocznych i długoterminowych konsekwencji, techniki geoinżynieryjne obejmujące zarządzanie promieniowaniem słonecznym (SRM) powinny być dalej utrzymywane:
“Jeśli SRM zostałyby zakończone z jakiegokolwiek powodu, istnieje wysokie przeświadczenie, że temperatura na powierzchni kuli wzrośnie bardzo gwałtownie do wartości zgodnych z wymuszaniem przez gazy cieplarniane.”

Dokument “Climate Change 2013: The Physical Science Basis,” (AR5) zastępuje były raport opublikowany w 2007 roku. Pierwsze sprawozdanie IPCC zostało opublikowane w 1990 roku.

Dyskusja w streszczeniu dla decydentów i w tekście AR5 stawia zarządzanie promieniowaniem słonecznym ponad metodami usuwania dwutlenku węgla, które są ograniczone w swojej skuteczności w skali globalnej, ale przyznaje, że metoda nie jest idealna, i że techniki geoinżynieryjne będą miały długoterminowe konsekwencje.

“Podczas gdy cała społeczność akademicka nadal udaje, że nie wie o realiach rzeczywistości globalnej geoinżynierii”, komentuje Dane Wigington ze strony Geoengineering Watch, “to sam fakt, że oni obecnie dyskutują o geoinżynierii w najnowszym raporcie IPCC wskazuje, że chcą odkryć ukrywaną prawdę”.
Zarządzanie promieniowaniem słonecznym składa się z wielu technik, skierowanych na odbijanie lub zmienianie kierunku promieniowania słonecznego, zasadniczo zwiększając zdolność do odbijania promieni słonecznych przez planetę. Wielu geoinżynierów wraz z IPCC, jako proces naprawiania klimatu, wolą zarządzanie promieniowaniem słonecznym od metod usuwania dwutlenku węgla, ze względu na złożone pętle sprzężenia zwrotnego CO2 planety, i jako znacznie tańszą i szybszą metodę opylania naszego nieba cząstkami zwiększającymi odbijanie promieni słonecznych.

[...] Zarządzanie promieniowaniem słonecznym ma “trzy podstawowe cechy,” zauważa międzynarodowa rada zarządzania ryzykiem (IRGC) “Jest tanie, szybkie i niedoskonałe”.

Cytując działacza zajmującego się geoinżynierią, Davida Keitha, IRGC wyjaśnia, że codzienne rozpylając 13.000 ton aerozoli siarczanu do stratosfery, chcą zrównoważyć skutki radiacyjne podwojenia atmosferycznego stężenia CO2. Można to porównać do konieczności usunięcia “225 milionów ton CO2 dziennie z atmosfery przez 25 lat.”

[...] W podsumowaniu oprócz ostrzeżenia polityków, że programy rozpylania trwałych smug chemtrails muszą być kontynuowane, IPCC zaprzecza również, że istnieją takie programy. W rozdziale 7 IPCC po prostu stwierdza: “metody SRM są niezaimplementowane i nieprzetestowane.” To dziwne stwierdzenie, biorąc pod uwagę ostrzeżenie, że zatrzymanie SRM będzie ogrzewać planetę. Plus IPCC przyznaje w AR5: “Od AR4 pojawiły się nowe i ulepszone zbiory danych obserwacyjnych. Podjęto również kilka eksperymentów polowych.”

Jeden z wymienionych eksperymentów “Intercontinental Chemical Transport Experiment”, obejmował całą północną półkulę, zbierając pomiary aerozoli pochodzących z Azji, przechodzących przez Pacyfik do Ameryki Północnej, dalej przechodząc przez kontynent i Ocean Atlantycki aż do Europy. Badanie kierowane przez “Global Atmospheric Chemistry Project” obejmowało loty w latach 2004 i 2006, które ponoć liczyły mniej niż kilkadziesiąt.
Kolejny “eksperyment”, nazwany “European Aerosol Cloud Climate and Air Quality”, rozpoczął się w styczniu 2007 r., a zakończył się w grudniu 2010 r. – był prowadzony przez cztery lata i obejmował również Afrykę. [w eksperymencie uczestniczył Uniwersytet Warszawski (Instytut Geofizyki), patrz dokument poniżej]

Oprócz wspólnych projektów regionalnych, kilka państw również wykonało podobne próby terenowe w obrębie własnych granic. Indie przyznają się do prowadzenia programów SRM od ponad dziesięciu lat. Oczywiście, próby terenowe wykraczają daleko poza “eksperymenty”, gdy obejmują kontynenty i oceany i są prowadzone przez całe lata.
Kolejną niekonsekwencją w AR5 jest omówienie trwałych smug. Pomimo złowrogich ostrzeżeń w podsumowaniu wzywających polityków do kontynuowania swoich programów zarządzania promieniowaniem słonecznym by planeta się nie zagotowała, tekst AR5 widzi trwałe smugi jako metodę odpowiedzialną jedynie za bardzo niewielki wzrost wymuszania radiacyjnego (gdzie energia słoneczna jest wypromieniowana w przestrzeń kosmiczną).

Chemtrails czy contrails? Teraz już wiadomo!

Od co najmniej dekady wyznawcy chemtrails byli uznawani za oszołomów, którzy w zwykłych smugach kondensacyjnych pozostawianych na niebie przez samoloty widzieli czające się zagrożenie dla planety Ziemia i jej mieszkańców. Jakie dowody by nie były przedstawiane zawsze znaleźli się tacy, którzy je wyśmiali, a wszystko sprowadzili do kolejnej spiskowej teorii. Świat nauki nabrał wody w usta, jakby nieustająco je płukał, a ludzie którzy widzą więcej niż tylko ziemię po której stąpają zostali uznani za niespełna rozumne istoty, bo kto i niby dlaczego chciałby niszczyć naszą planetę i zamieszkujących ją ludzi (?) Istnieje jednak coś, co nazywa się punktem krytycznym i wszystko wskazuje na to, że ów punkt został właśnie osiągnięty. Powoli -ale jednak -państwa które -z uporem godnym podziwu -zaprzeczały istnieniu chemtrails zaczęły oficjalnie przebąkiwać, że taki proceder ma miejsce i rzecz jasna czyniony jest w imię naszego wspólnego dobra. Jak takie działania można nazwać „wspólnym dobrem”? Na czym to dobro ma polegać skoro skład oprysków nie pozostawia wątpliwości, że na nasze głowy sypana jest mieszanka kancerogenów, która rozłożona w czasie drąży kamień jak przysłowiowa kropla wody. Rujnuje się nasze zdrowie, które z każdym oddechem obniża naszą odporność immunologiczną, a z każdą kroplą deszczu skaża glebę, która nas żywi.

Poniższy raport nie pozostawia cienia wątpliwości, że teoria dotychczas uznawana za spiskową w rzeczywistości jest PRAWDĄ o SPISKU.

Ową prawdę zgrabnie nazwano „Zarządzaniem promieniowaniem słonecznym” (SRM), które „składa się z wielu technik, skierowanych na odbijanie lub zmienianie kierunku promieniowania słonecznego, zasadniczo zwiększając zdolność do odbijania promieni słonecznych przez planetę”, a to wszystko w ramach tzw. „naprawiania klimatu”. Jakiego naprawiania klimatu? A gdzie są naukowe dane, które w sposób nie budzący wątpliwości wykazują, że klimat wymaga naprawy? Nie dane z ostatnich 200 lat, a dane chociażby z tysięcy lat, które chociaż w wąskim zakresie pokażą, że klimat uległ destabilizacji i wymaga naprawy. Planeta żyje w wielu cyklach, podobnie, jak nasza dzienna gwiazda, która oprócz małego cyklu trwającego ok. 22 lat przechodzi także cykl wielki zamykający się w przedziale 800-1000 lat! Zatem prognozowanie czegokolwiek w oparciu o cykl 22-letni, to nic innego jak wróżenie z fusów po kawie. Prognozowanie w oparciu o tak krótkie interwały czasowe z pominięciem wielkich cyklów sprawia, że za każdym razem, gdy pojawia się „coś nowego” od razu jest nazywane anomalią.

A to żadna anomalia, a wyłącznie cykliczność zawierająca się w innego rodzaju cyklu. Taka sama zależność odnosi się do cyklów życia naszej planety. To ciało niebieskie także „żyje”, także przechodzi przez różne cykle, podobnie jak człowiek, zwierzę, czy roślina. Tak samo, jak kilkudziesięcioletniego życia człowieka nie ocenia się poprzez jedną jego dekadę, tak samo nie czyni się tego względem planety. Planeta, tak jak człowiek posiada swój „system immunologiczny”, który w razie konieczności wprowadza jej oczyszczanie, a wszelkie działania człowieka zmierzające do „naprawienia” natury są niczym innym, jak porównywalną względem człowieka interwencją lekarza, który choremu na grypę ordynuje antybiotyk i jest zaskoczony, że zamiast poprawy stanu zdrowia następuje jego pogorszenie.

Jedno jest pewne, nasza planeta przez miliardy lat radziła sobie sama i doskonale wiedziała, kiedy i jaki program należy uruchomić celem przywrócenia równowagi. W przyrodzie podobnie, jak we Wszechświecie nic nie dzieje się przypadkowo i wszystko ze sobą jest powiązane bardziej niż nam się wydaje. Trzęsienia ziemi, erupcje wulkanów, epoki lodowcowe, czy cyklicznie docierające do nas promieniowanie kosmiczne (rozbłysk gamma) mają swój cel, bo u podstaw kosmologii leży zasada „Jako w niebie tak i na ziemi”. Jesteśmy częścią tego układu i czy nam się to podoba, czy też nie jesteśmy wyłącznie gośćmi na tej planecie, a nie jej gospodarzami. A od kiedy to gość przemeblowuje mieszkanie gospodarza? Jak widać poprzez działania podjęte przez człowieka zatraciliśmy przynależną człowiekowi pokorę i z nieustającym mozołem podcinamy gałąź na której siedzimy…
ONZ, zarządzanie promieniowaniem słonecznym, geoinżynieria i smugi chemiczne


Piąte sprawozdanie Międzyrządowego Zespołu ds. Zmian Klimatu (IPCC) ostrzega, że mimo globalnych skutków ubocznych i długoterminowych konsekwencji, techniki geoinżynieryjne obejmujące zarządzanie promieniowaniem słonecznym (SRM) powinny być dalej utrzymywane:
“Jeśli SRM zostałyby zakończone z jakiegokolwiek powodu, istnieje wysokie przeświadczenie, że temperatura na powierzchni kuli wzrośnie bardzo gwałtownie do wartości zgodnych z wymuszaniem przez gazy cieplarniane.”

Dokument “Climate Change 2013: The Physical Science Basis,” (AR5) zastępuje były raport opublikowany w 2007 roku. Pierwsze sprawozdanie IPCC zostało opublikowane w 1990 roku.

Dyskusja w streszczeniu dla decydentów i w tekście AR5 stawia zarządzanie promieniowaniem słonecznym ponad metodami usuwania dwutlenku węgla, które są ograniczone w swojej skuteczności w skali globalnej, ale przyznaje, że metoda nie jest idealna, i że techniki geoinżynieryjne będą miały długoterminowe konsekwencje.

“Podczas gdy cała społeczność akademicka nadal udaje, że nie wie o realiach rzeczywistości globalnej geoinżynierii”, komentuje Dane Wigington ze strony Geoengineering Watch, “to sam fakt, że oni obecnie dyskutują o geoinżynierii w najnowszym raporcie IPCC wskazuje, że chcą odkryć ukrywaną prawdę”.
Zarządzanie promieniowaniem słonecznym składa się z wielu technik, skierowanych na odbijanie lub zmienianie kierunku promieniowania słonecznego, zasadniczo zwiększając zdolność do odbijania promieni słonecznych przez planetę. Wielu geoinżynierów wraz z IPCC, jako proces naprawiania klimatu, wolą zarządzanie promieniowaniem słonecznym od metod usuwania dwutlenku węgla, ze względu na złożone pętle sprzężenia zwrotnego CO2 planety, i jako znacznie tańszą i szybszą metodę opylania naszego nieba cząstkami zwiększającymi odbijanie promieni słonecznych.

[...] Zarządzanie promieniowaniem słonecznym ma “trzy podstawowe cechy,” zauważa międzynarodowa rada zarządzania ryzykiem (IRGC) “Jest tanie, szybkie i niedoskonałe”.

Cytując działacza zajmującego się geoinżynierią, Davida Keitha, IRGC wyjaśnia, że codzienne rozpylając 13.000 ton aerozoli siarczanu do stratosfery, chcą zrównoważyć skutki radiacyjne podwojenia atmosferycznego stężenia CO2. Można to porównać do konieczności usunięcia “225 milionów ton CO2 dziennie z atmosfery przez 25 lat.”

[...] W podsumowaniu oprócz ostrzeżenia polityków, że programy rozpylania trwałych smug chemtrails muszą być kontynuowane, IPCC zaprzecza również, że istnieją takie programy. W rozdziale 7 IPCC po prostu stwierdza: “metody SRM są niezaimplementowane i nieprzetestowane.” To dziwne stwierdzenie, biorąc pod uwagę ostrzeżenie, że zatrzymanie SRM będzie ogrzewać planetę. Plus IPCC przyznaje w AR5: “Od AR4 pojawiły się nowe i ulepszone zbiory danych obserwacyjnych. Podjęto również kilka eksperymentów polowych.”

Jeden z wymienionych eksperymentów “Intercontinental Chemical Transport Experiment”, obejmował całą północną półkulę, zbierając pomiary aerozoli pochodzących z Azji, przechodzących przez Pacyfik do Ameryki Północnej, dalej przechodząc przez kontynent i Ocean Atlantycki aż do Europy. Badanie kierowane przez “Global Atmospheric Chemistry Project” obejmowało loty w latach 2004 i 2006, które ponoć liczyły mniej niż kilkadziesiąt.
Kolejny “eksperyment”, nazwany “European Aerosol Cloud Climate and Air Quality”, rozpoczął się w styczniu 2007 r., a zakończył się w grudniu 2010 r. – był prowadzony przez cztery lata i obejmował również Afrykę. [w eksperymencie uczestniczył Uniwersytet Warszawski (Instytut Geofizyki), patrz dokument poniżej]

Oprócz wspólnych projektów regionalnych, kilka państw również wykonało podobne próby terenowe w obrębie własnych granic. Indie przyznają się do prowadzenia programów SRM od ponad dziesięciu lat. Oczywiście, próby terenowe wykraczają daleko poza “eksperymenty”, gdy obejmują kontynenty i oceany i są prowadzone przez całe lata.
Kolejną niekonsekwencją w AR5 jest omówienie trwałych smug. Pomimo złowrogich ostrzeżeń w podsumowaniu wzywających polityków do kontynuowania swoich programów zarządzania promieniowaniem słonecznym by planeta się nie zagotowała, tekst AR5 widzi trwałe smugi jako metodę odpowiedzialną jedynie za bardzo niewielki wzrost wymuszania radiacyjnego (gdzie energia słoneczna jest wypromieniowana w przestrzeń kosmiczną).

Co dzieje się w Twoim ciele przez 60 minut po wypiciu coli? – Czarowi coli ulegamy od czasu do czasu wszyscy. Smakuje wybornie zwłaszcza w upalny dzień, wielu pobudzi do działania, a niektórym osobom przyniesie ulgę, kiedy przeholują z jedzeniem ( bez problemu osiągnie się efekt ''odbicia'', czy mniej elegancko brzmiącego beknięcia ). Cola króluje więc na naszych stołach często w nieograniczonych ilościach. Warto jednak dowiedzieć się, co się tak naprawdę dzieje w naszym organizmie po jej spożyciu....

Jean-Marc Dupuis z ''Poczty zdrowia'' naprawdę przejrzyście to wyjaśnia...

10 minut później

Jeżeli wypiłeś już całą puszkę coli, to właśnie dostarczyłeś do organizmu równowartość 7 dużych (5g) kostek cukru!

W normalnych warunkach powinno to wywołać u Ciebie odruch wymiotny, ale zawarty w coli kwas fosforowy zakwasza ją i stąd wrażenie orzeźwienia.

Po 20 minutach

Stężenie cukru we krwi gwałtownie wzrasta, wystawiając organizm na pierwszą próbę. Trzustka zaczyna produkować ogromne ilości insuliny. Tylko w ten sposób Twoje ciało będzie mogło przetworzyć nadwyżkę cukru w tłuszcz, który jest łatwiej przyswajany przez organizm.
W wyniku tego procesu tłuszcz zostaje zmagazynowany w postaci kuleczek.

Co prawda są one mało estetyczne, ale za to przez pewien czas nieszkodliwe – natomiast nadmiar glukozy we krwi jest jak śmiertelna trucizna. Jedynie wątroba jest w stanie magazynować glukozę, ale tylko w ograniczonym stopniu.

Po 40 minutach

Większość kofeiny zawartej w coli zostaje wchłonięta przez organizm. Kofeina powoduje rozszerzenie źrenic oraz podnosi ciśnienie krwi.
W tym samym momencie podnosi się stężenie cukru w wątrobie, co powoduje uwolnienie cukru do krwi.

Po trzech kwadransach

Organizm zaczyna produkować zwiększoną ilość dopaminy. Dopamina to hormon stymulujący „ośrodek przyjemności" w mózgu. Taka sama reakcja występuje po zażyciu heroiny.
To nie jedyna wspólna cecha łącząca narkotyki i cukier. Od cukru również można się uzależnić. I to do tego stopnia, że w jednym z badań wykazano, że cukier uzależnia silniej od kokainy. Nic więc dziwnego, że osoba uzależniona od coli zachowuje się przed jej wypiciem jak narkoman na głodzie.

Po 60 minutach

Stężenie cukru we krwi znacznie się obniża (stan ten nazywamy hipoglikemią), a wraz z nim obniża się również poziom energii oraz koncentracji.
Aby tego wszystkiego uniknąć, najlepiej pić wodę.

Dlaczego warto przestać pić colę?

Zastanów się. Po wysiłku możesz mieć ochotę na colę lub schłodzone piwo, ale okazuje się, że napicie się wody daje więcej przyjemności.

To jednak nie tylko przyjemność.

Picie wody pomaga zmniejszyć spożycie szkodliwych substancji, takich jak:

• kwas fosforowy, który zaburza metabolizm wapnia i powoduje osteoporozę oraz rozmiękanie kości i zębów,

• cukier, który przyczynia się do zachorowania na cukrzycę, choroby układu krążenia, artretyzm i choroby nowotworowe oraz do powstawania przewlekłych stanów zapalnych,

• aspartam, który powoduje aż 92 skutki uboczne, w tym guzy mózgu, epilepsję, nadwrażliwość emocjonalną i cukrzycę,

• kofeina, która powoduje drgawki, bezsenność, bóle głowy, nadciśnienie, demineralizację kości i utratę witamin.

Ponadto kwaśny odczyn coli jest zabójczy dla zębów. Czy zauważyłeś, jak po wypiciu coli zgrzytają Ci zęby?

Cola ma więcej kwasu niż sok z cytryny, można jej więc używać do odrdzewiania metalu (spróbuj zostawić zardzewiałą monetę w coli na pół godziny i zobacz, co się stanie). Jeżeli często pijesz colę, szkliwo Twoich zębów może stać się porowate, zżółknąć lub zszarzeć.

O wpływie coli na otyłość można mówić bez końca: u dzieci pijących colę ryzyko otyłości wzrasta o 60%.

Oczywiście możesz dawać dzieciom słodkie napoje gazowane, jeśli tylko chcesz:
• zwiększyć ryzyko ich zachorowania na cukrzycę,
• zwiększyć ryzyko ich zachorowania na nowotwory,
• uzależnić je od cukru.

Oto najlepszy sposób na oszczędzanie w trudnych czasach: nie pozwól, aby w Twoim domu zagościły słodkie napoje!

Zacznij na nowo pić wodę: rozpoczynaj dzień szklanką wody wypijaną przed śniadaniem.

Sprawisz tym radość swoim nerkom, które ciężko pracują cały dzień, aby oczyszczać Twoją krew.

Będą one zdrowsze, czystsze, a Ty poczujesz się znacznie lepiej.


Na zdrowie!
Jean-Marc Dupuis

Co dzieje się w Twoim ciele przez 60 minut po wypiciu coli?

Czarowi coli ulegamy od czasu do czasu wszyscy. Smakuje wybornie zwłaszcza w upalny dzień, wielu pobudzi do działania, a niektórym osobom przyniesie ulgę, kiedy przeholują z jedzeniem ( bez problemu osiągnie się efekt ''odbicia'', czy mniej elegancko brzmiącego beknięcia ). Cola króluje więc na naszych stołach często w nieograniczonych ilościach. Warto jednak dowiedzieć się, co się tak naprawdę dzieje w naszym organizmie po jej spożyciu....

Jean-Marc Dupuis z ''Poczty zdrowia'' naprawdę przejrzyście to wyjaśnia...

10 minut później

Jeżeli wypiłeś już całą puszkę coli, to właśnie dostarczyłeś do organizmu równowartość 7 dużych (5g) kostek cukru!

W normalnych warunkach powinno to wywołać u Ciebie odruch wymiotny, ale zawarty w coli kwas fosforowy zakwasza ją i stąd wrażenie orzeźwienia.

Po 20 minutach

Stężenie cukru we krwi gwałtownie wzrasta, wystawiając organizm na pierwszą próbę. Trzustka zaczyna produkować ogromne ilości insuliny. Tylko w ten sposób Twoje ciało będzie mogło przetworzyć nadwyżkę cukru w tłuszcz, który jest łatwiej przyswajany przez organizm.
W wyniku tego procesu tłuszcz zostaje zmagazynowany w postaci kuleczek.

Co prawda są one mało estetyczne, ale za to przez pewien czas nieszkodliwe – natomiast nadmiar glukozy we krwi jest jak śmiertelna trucizna. Jedynie wątroba jest w stanie magazynować glukozę, ale tylko w ograniczonym stopniu.

Po 40 minutach

Większość kofeiny zawartej w coli zostaje wchłonięta przez organizm. Kofeina powoduje rozszerzenie źrenic oraz podnosi ciśnienie krwi.
W tym samym momencie podnosi się stężenie cukru w wątrobie, co powoduje uwolnienie cukru do krwi.

Po trzech kwadransach

Organizm zaczyna produkować zwiększoną ilość dopaminy. Dopamina to hormon stymulujący „ośrodek przyjemności" w mózgu. Taka sama reakcja występuje po zażyciu heroiny.
To nie jedyna wspólna cecha łącząca narkotyki i cukier. Od cukru również można się uzależnić. I to do tego stopnia, że w jednym z badań wykazano, że cukier uzależnia silniej od kokainy. Nic więc dziwnego, że osoba uzależniona od coli zachowuje się przed jej wypiciem jak narkoman na głodzie.

Po 60 minutach

Stężenie cukru we krwi znacznie się obniża (stan ten nazywamy hipoglikemią), a wraz z nim obniża się również poziom energii oraz koncentracji.
Aby tego wszystkiego uniknąć, najlepiej pić wodę.

Dlaczego warto przestać pić colę?

Zastanów się. Po wysiłku możesz mieć ochotę na colę lub schłodzone piwo, ale okazuje się, że napicie się wody daje więcej przyjemności.

To jednak nie tylko przyjemność.

Picie wody pomaga zmniejszyć spożycie szkodliwych substancji, takich jak:

• kwas fosforowy, który zaburza metabolizm wapnia i powoduje osteoporozę oraz rozmiękanie kości i zębów,

• cukier, który przyczynia się do zachorowania na cukrzycę, choroby układu krążenia, artretyzm i choroby nowotworowe oraz do powstawania przewlekłych stanów zapalnych,

• aspartam, który powoduje aż 92 skutki uboczne, w tym guzy mózgu, epilepsję, nadwrażliwość emocjonalną i cukrzycę,

• kofeina, która powoduje drgawki, bezsenność, bóle głowy, nadciśnienie, demineralizację kości i utratę witamin.

Ponadto kwaśny odczyn coli jest zabójczy dla zębów. Czy zauważyłeś, jak po wypiciu coli zgrzytają Ci zęby?

Cola ma więcej kwasu niż sok z cytryny, można jej więc używać do odrdzewiania metalu (spróbuj zostawić zardzewiałą monetę w coli na pół godziny i zobacz, co się stanie). Jeżeli często pijesz colę, szkliwo Twoich zębów może stać się porowate, zżółknąć lub zszarzeć.

O wpływie coli na otyłość można mówić bez końca: u dzieci pijących colę ryzyko otyłości wzrasta o 60%.

Oczywiście możesz dawać dzieciom słodkie napoje gazowane, jeśli tylko chcesz:
• zwiększyć ryzyko ich zachorowania na cukrzycę,
• zwiększyć ryzyko ich zachorowania na nowotwory,
• uzależnić je od cukru.

Oto najlepszy sposób na oszczędzanie w trudnych czasach: nie pozwól, aby w Twoim domu zagościły słodkie napoje!

Zacznij na nowo pić wodę: rozpoczynaj dzień szklanką wody wypijaną przed śniadaniem.

Sprawisz tym radość swoim nerkom, które ciężko pracują cały dzień, aby oczyszczać Twoją krew.

Będą one zdrowsze, czystsze, a Ty poczujesz się znacznie lepiej.


Na zdrowie!
Jean-Marc Dupuis

Przyszłość i Ty – To, co nas w życiu spotyka, zależy od tego, co robimy, czyli od naszych czynów, a te z kolei zależą od naszych myśli.

Myśl jest przyczyną wszystkiego, co się z nami dzieje.
To nasze myśli i uczucia decydują o tym, co robimy, a co za tym idzie, co osiągamy w życiu.
Im bardziej potrafimy panować nad swoimi myślami i uczuciami, tym więcej mamy wpływu na nasze życie, tym bardziej decydujemy o tym, co się z nami dzieje.

Nasze przekonania i intensywność z jaką w nie wierzymy, determinują to, do czego
w życiu dochodzimy.
Nasz świat jest wynikiem naszych myśli.

Często jakieś porażki z dzieciństwa obezwładniają nas na całe życie.
Nie mogę, muszę, nie potrafię, nie zasługuję- wbito nam do głowy na dobre.
Idziemy więc przez życie wierząc, że tak właśnie ma być.
Czy zdarzyło Ci się kiedyś jechać samochodem mając zaciągnięty ręczny hamulec?
Taki właśnie hamulec zaciągasz w sobie, gdy z góry zakładasz, że czegoś nie uda Ci się dokonać, że czegoś/kogoś nie jesteś wart, że na coś/kogoś nie zasługujesz, czyli wtedy, kiedy przestajesz wierzyć w siebie mając zbyt niskie poczucie własnej wartości.
Zastanów się, jakie myśli Cię ograniczają?
Jeśli Ci się ciężko żyje przyjrzyj się, gdzie masz zaciągnięty ręczny hamulec!
Przez odblokowanie takich samoograniczających przekonań, można zasadniczo zmienić swoje życie.

Przeszłość była i minęła !

Obecnie liczy się tylko to, co chcesz myśleć, mówić i w co chcesz wierzyć właśnie teraz.
Te myśli i słowa tworzą Twoją teraźniejszość i przyszłość.
Jedyną rzeczą, z którą mamy zawsze do czynienia jest myśl, ta zaś może być zmieniona.
Nie ma znaczenia, na czym polega Twój problem.
Twoje doświadczenia są zewnętrznym skutkiem wewnętrznych myśli.
Nawet nienawiść do siebie polega tylko na nienawidzeniu swoich myśli o sobie.
Nie ma znaczenia, jak długo żyłeś według negatywnego wzorca.
Masz moc zmienić to w chwili obecnej.

Zrób to teraz !!! (Nie pieprz, tylko zrób!)

Negatywne emocje biorą się przede wszystkim z usiłowania uczynienia kogoś, lub czegoś, odpowiedzialnym za nasze życie, czyli w gruncie rzeczy z braku odpowiedzialności.
Kluczem do wyeliminowania negatywnych emocji jest przyjęcie całkowitej odpowiedzialności za wszystkie nasze myśli, czyny i reakcje w stosunku do otoczenia,
do wszystkich ludzi i zdarzeń.
Spróbuj powiedzieć w chwili złości: "jestem odpowiedzialny".
Zawsze, kiedy szukamy winnych, patrzymy do tyłu, a to nie rozwiązuje problemu.
Przez przyjęcie odpowiedzialności patrzymy automatycznie do przodu i koncentrujemy się na znalezieniu rozwiązania.
Zaczynamy myśleć, co zrobić, żeby polepszyć sytuację, co zrobić, żeby te same problemy się nie powtórzyły itd.
Nie mów więc: "on mnie zdenerwował", lecz: "podjąłem decyzję bycia zdenerwowanym".Już sam fakt ujęcia tego w ten sposób rozładuje napięcie.

Przez wyeliminowanie obarczania winą ( kogoś, lub siebie) możemy pozbyć się wszystkich negatywnych emocji.
Jeśli nie obarczasz winą, nie masz w sobie żalu i złości.

Ty jesteś odpowiedzialny za swoje życie ! - co zamierzasz zrobić ???

Kiedy myślisz o kimś dobrze i posyłasz mu swoje najlepsze życzenia, zmienia się Twoja wobec niego postawa.
Poprzez myślenie podszyte lękiem nadaje się wydarzeniom negatywny przebieg.
Wątpliwości sprawiają, że wahasz się tam, gdzie niezbędna jest pewność, poddajesz się, gdzie trzeba przeć do przodu. Uwierz, że to zrobisz!

Jeśli wierzysz, że potrafisz czegoś dokonać - masz rację.
Jeśli wierzysz, że nie potrafisz - też masz rację.

Myśli nie mają władzy nad nami, chyba, że im na to pozwolimy.
Myśli, to tylko powiązane ze sobą słowa.
Same w sobie NIE MAJĄ ŻADNEGO ZNACZENIA.
Tylko MY nadajemy im znaczenie.
I my decydujemy o tym, jakie znaczenie im nadajemy.
Wybierajmy więc takie myśli, które nas wzmacniają i wspierają.

Negatywne myśli - to poczucie winy, niepewność, strach, zazdrość, nienawiść,
złość, żal, poczucie krzywdy, chęć odwetu, autokrytycyzm.
Jest to stan dysharmonii z otaczającymi nas ludźmi i przedmiotami.
Takie myśli stwarzają klimat do rozwoju problemów.

Pozytywne myśli - to miłość, wdzięczność, optymizm, bezpieczeństwo, zaufanie, odwaga, przyjaźń, pomoc.
Jest to stan harmonii z otaczającymi nas ludźmi i przedmiotami.
Pozytywne myślenie przynosi rozwiązania problemów, stwarza klimat do osiągania sukcesów.

Wyobraź sobie suto zastawiony stół w luksusowym hotelu, gdzie zamiast różnych dań podano myśli.
Możesz wybrać sobie, co tylko chcesz, według własnego uznania.
Wybrane myśli tworzą Twoje przyszłe doświadczenia, Twoje przyszłe życie.
Jeśli wybierzesz myśli tworzące problemy i ból, będzie to głupotą.
To tak, jakbyś decydował się na jedzenie, po którym rozboli Cię żołądek.

Jedną z najbardziej charakterystycznych cech ludzi sukcesu jest oczekiwanie powodzenia.
Pozytywne oczekiwanie od samego siebie i od innych, ma o wiele większy wpływ na nasze życie, niż myślimy.
Samo oczekiwanie sukcesu zwiększa jego szanse, bo nastawia umysł na szukanie rozwiązań, a nie paraliżuje negatywizmem.
Zawsze przyciągamy ludzi i okoliczności, które pasują do naszych zasadniczych myśli.
Za każdym naszym osiągnięciem stoi myśl, która je spowodowała.
Stajemy sie tym, o czym myślimy.

"Zmień myśli, a zmienisz życie"

Kochaj siebie tym, kim jesteś i takim, jakim jesteś oraz kochaj to, co robisz.

Kochanie i aprobowanie samego siebie, tworzenie wokół siebie klimatu zaufania, bezpieczeństwa i akceptacji sprawia, że umysł staje się uporządkowany, kreuje lepsze związki międzyludzkie, daje możność otrzymania lepszej pracy, mieszkania, a nawet wpływa korzystnie na wygląd zewnętrzny.

Ludzie, którzy potrafią kochać samych siebie nie czynią sobie
i innym niczego złego.

Większość z nas ma nierozsądne wyobrażenie o tym, kim jesteśmy i bardzo wiele sztywnych zasad określających, jak żyć.
Kiedy jesteśmy mali, uczymy się stosunku do siebie i do życia obserwując dorosłych wokół nas.
Kiedy dorastamy, mamy tendencję do odtwarzania emocjonalnego klimatu domu naszego dzieciństwa.
Wszystkie wydarzenia, jakie miały miejsce w naszym życiu, aż do chwili obecnej, zaistniały dzięki naszym myślom i przekonaniom powstałym w przeszłości.
Umysł podświadomy zachowuje się jak magazyn dla przeżytych doświadczeń, gromadzących zarówno zdarzenia, jak i uczucia im towarzyszące
Przykrym doświadczeniom towarzyszyły takie uczucia jak: wina, wstyd, żal, poczucie krzywdy, upokorzenie, przerażenie.....
Jakiekolwiek by były te uczucia, kiedyś ponownie się ujawnia, ponieważ uczuć zapomnieć nie można, nawet, jeśli zapomni się zdarzenie.
Tłumione wspomnienia mogą się uwidaczniać jako stany niepokoju, ataki lęków, depresje, lub choroby psychosomatyczne.
Nim rozpoczniesz nowe życie musisz się koniecznie rozprawić z przeszłością.
Nie ma sensu ignorować przeszłości, ani jej zaprzeczać.
Im bardziej będziesz starać się od niej uciec, tym bardziej będzie Cię ona ścigać.
Trzeba zmierzyć się z problemem, wtedy zniknie on na dobre.

Wszystkie choroby mają swoje źródło w niewybaczaniu.
Ciało, jak wszystko w życiu, jest lustrzanym odbiciem naszych myśli i przekonań.
Trwale utrzymujące się sposoby myślenia i mówienia tworzą działania i postawy ciała, jego zdrowie, lub chorobę.
Źródłem gniewu jest zwykle fakt, że ktoś zrobił, lub powiedział coś nie tak, jak według nas powinien.
Za gniewem też z reguły kryje się nasze wewnętrzne przekonanie, że mamy do niego prawo.
Jak w sądzie, osądzamy, uznajemy winę i potępiamy, po czym uważamy, że gniew jest naszym "niezbywalnym prawem", które natychmiast egzekwujemy wprowadzając się
w stan zdenerwowania i złości.
W ten sposób zatruwamy i niszczymy swój organizm.
Czynienie zarzutów jest bezsensowne.
Jest to rozpraszanie energii.
Energię trzeba gromadzić. Bez niej niemożliwe byłyby zmiany.

Myśl, co chcesz w życiu osiągnąć, a nie do jakich negatywnych emocji masz prawo.

Noszenie w sobie żalu, urazy, samokrytycyzmu, poczucia winy, i lęku powoduje o wiele więcej problemów, niż cokolwiek innego.
Konieczne dla naszego uzdrowienia jest uwolnienie się od przeszłości i wybaczenie każdemu: "Wybaczam Ci, że nie jesteś takim, jakim chciałbym Cię widzieć. Wybaczam Ci i bądź wolny".

Nie ma wątpliwości, że w każdym z nas siedzi zaklęty, olbrzymi dżin, o niesłychanych możliwościach i czeka, żeby go wyswobodzić.
Możesz go nazwać Aniołem Stróżem, lub po prostu mów mu po imieniu: Ja,
ale koniecznie zaprzyjaźnij się z nim !

I pamiętaj, ze najważniejszą osobą w Twoim życiu jesteś Ty sam !!!

Nie zapominaj też o odrobinie poczucia humoru, bo to bardzo pomaga.

Śmiej się do siebie i do życia, bo :

"Życie jest zbyt poważną sprawą, żeby je brać tak bardzo serio" 

"Człowiek staje się wyjątkowo śmieszny, kiedy siebie traktuje nazbyt poważnie".

Przyszłość i Ty

To, co nas w życiu spotyka, zależy od tego, co robimy, czyli od naszych czynów, a te z kolei zależą od naszych myśli.

Myśl jest przyczyną wszystkiego, co się z nami dzieje.
To nasze myśli i uczucia decydują o tym, co robimy, a co za tym idzie, co osiągamy w życiu.
Im bardziej potrafimy panować nad swoimi myślami i uczuciami, tym więcej mamy wpływu na nasze życie, tym bardziej decydujemy o tym, co się z nami dzieje.

Nasze przekonania i intensywność z jaką w nie wierzymy, determinują to, do czego
w życiu dochodzimy.
Nasz świat jest wynikiem naszych myśli.

Często jakieś porażki z dzieciństwa obezwładniają nas na całe życie.
Nie mogę, muszę, nie potrafię, nie zasługuję- wbito nam do głowy na dobre.
Idziemy więc przez życie wierząc, że tak właśnie ma być.
Czy zdarzyło Ci się kiedyś jechać samochodem mając zaciągnięty ręczny hamulec?
Taki właśnie hamulec zaciągasz w sobie, gdy z góry zakładasz, że czegoś nie uda Ci się dokonać, że czegoś/kogoś nie jesteś wart, że na coś/kogoś nie zasługujesz, czyli wtedy, kiedy przestajesz wierzyć w siebie mając zbyt niskie poczucie własnej wartości.
Zastanów się, jakie myśli Cię ograniczają?
Jeśli Ci się ciężko żyje przyjrzyj się, gdzie masz zaciągnięty ręczny hamulec!
Przez odblokowanie takich samoograniczających przekonań, można zasadniczo zmienić swoje życie.

Przeszłość była i minęła !

Obecnie liczy się tylko to, co chcesz myśleć, mówić i w co chcesz wierzyć właśnie teraz.
Te myśli i słowa tworzą Twoją teraźniejszość i przyszłość.
Jedyną rzeczą, z którą mamy zawsze do czynienia jest myśl, ta zaś może być zmieniona.
Nie ma znaczenia, na czym polega Twój problem.
Twoje doświadczenia są zewnętrznym skutkiem wewnętrznych myśli.
Nawet nienawiść do siebie polega tylko na nienawidzeniu swoich myśli o sobie.
Nie ma znaczenia, jak długo żyłeś według negatywnego wzorca.
Masz moc zmienić to w chwili obecnej.

Zrób to teraz !!! (Nie pieprz, tylko zrób!)

Negatywne emocje biorą się przede wszystkim z usiłowania uczynienia kogoś, lub czegoś, odpowiedzialnym za nasze życie, czyli w gruncie rzeczy z braku odpowiedzialności.
Kluczem do wyeliminowania negatywnych emocji jest przyjęcie całkowitej odpowiedzialności za wszystkie nasze myśli, czyny i reakcje w stosunku do otoczenia,
do wszystkich ludzi i zdarzeń.
Spróbuj powiedzieć w chwili złości: "jestem odpowiedzialny".
Zawsze, kiedy szukamy winnych, patrzymy do tyłu, a to nie rozwiązuje problemu.
Przez przyjęcie odpowiedzialności patrzymy automatycznie do przodu i koncentrujemy się na znalezieniu rozwiązania.
Zaczynamy myśleć, co zrobić, żeby polepszyć sytuację, co zrobić, żeby te same problemy się nie powtórzyły itd.
Nie mów więc: "on mnie zdenerwował", lecz: "podjąłem decyzję bycia zdenerwowanym".Już sam fakt ujęcia tego w ten sposób rozładuje napięcie.

Przez wyeliminowanie obarczania winą ( kogoś, lub siebie) możemy pozbyć się wszystkich negatywnych emocji.
Jeśli nie obarczasz winą, nie masz w sobie żalu i złości.

Ty jesteś odpowiedzialny za swoje życie ! - co zamierzasz zrobić ???

Kiedy myślisz o kimś dobrze i posyłasz mu swoje najlepsze życzenia, zmienia się Twoja wobec niego postawa.
Poprzez myślenie podszyte lękiem nadaje się wydarzeniom negatywny przebieg.
Wątpliwości sprawiają, że wahasz się tam, gdzie niezbędna jest pewność, poddajesz się, gdzie trzeba przeć do przodu. Uwierz, że to zrobisz!

Jeśli wierzysz, że potrafisz czegoś dokonać - masz rację.
Jeśli wierzysz, że nie potrafisz - też masz rację.

Myśli nie mają władzy nad nami, chyba, że im na to pozwolimy.
Myśli, to tylko powiązane ze sobą słowa.
Same w sobie NIE MAJĄ ŻADNEGO ZNACZENIA.
Tylko MY nadajemy im znaczenie.
I my decydujemy o tym, jakie znaczenie im nadajemy.
Wybierajmy więc takie myśli, które nas wzmacniają i wspierają.

Negatywne myśli - to poczucie winy, niepewność, strach, zazdrość, nienawiść,
złość, żal, poczucie krzywdy, chęć odwetu, autokrytycyzm.
Jest to stan dysharmonii z otaczającymi nas ludźmi i przedmiotami.
Takie myśli stwarzają klimat do rozwoju problemów.

Pozytywne myśli - to miłość, wdzięczność, optymizm, bezpieczeństwo, zaufanie, odwaga, przyjaźń, pomoc.
Jest to stan harmonii z otaczającymi nas ludźmi i przedmiotami.
Pozytywne myślenie przynosi rozwiązania problemów, stwarza klimat do osiągania sukcesów.

Wyobraź sobie suto zastawiony stół w luksusowym hotelu, gdzie zamiast różnych dań podano myśli.
Możesz wybrać sobie, co tylko chcesz, według własnego uznania.
Wybrane myśli tworzą Twoje przyszłe doświadczenia, Twoje przyszłe życie.
Jeśli wybierzesz myśli tworzące problemy i ból, będzie to głupotą.
To tak, jakbyś decydował się na jedzenie, po którym rozboli Cię żołądek.

Jedną z najbardziej charakterystycznych cech ludzi sukcesu jest oczekiwanie powodzenia.
Pozytywne oczekiwanie od samego siebie i od innych, ma o wiele większy wpływ na nasze życie, niż myślimy.
Samo oczekiwanie sukcesu zwiększa jego szanse, bo nastawia umysł na szukanie rozwiązań, a nie paraliżuje negatywizmem.
Zawsze przyciągamy ludzi i okoliczności, które pasują do naszych zasadniczych myśli.
Za każdym naszym osiągnięciem stoi myśl, która je spowodowała.
Stajemy sie tym, o czym myślimy.

"Zmień myśli, a zmienisz życie"

Kochaj siebie tym, kim jesteś i takim, jakim jesteś oraz kochaj to, co robisz.

Kochanie i aprobowanie samego siebie, tworzenie wokół siebie klimatu zaufania, bezpieczeństwa i akceptacji sprawia, że umysł staje się uporządkowany, kreuje lepsze związki międzyludzkie, daje możność otrzymania lepszej pracy, mieszkania, a nawet wpływa korzystnie na wygląd zewnętrzny.

Ludzie, którzy potrafią kochać samych siebie nie czynią sobie
i innym niczego złego.

Większość z nas ma nierozsądne wyobrażenie o tym, kim jesteśmy i bardzo wiele sztywnych zasad określających, jak żyć.
Kiedy jesteśmy mali, uczymy się stosunku do siebie i do życia obserwując dorosłych wokół nas.
Kiedy dorastamy, mamy tendencję do odtwarzania emocjonalnego klimatu domu naszego dzieciństwa.
Wszystkie wydarzenia, jakie miały miejsce w naszym życiu, aż do chwili obecnej, zaistniały dzięki naszym myślom i przekonaniom powstałym w przeszłości.
Umysł podświadomy zachowuje się jak magazyn dla przeżytych doświadczeń, gromadzących zarówno zdarzenia, jak i uczucia im towarzyszące
Przykrym doświadczeniom towarzyszyły takie uczucia jak: wina, wstyd, żal, poczucie krzywdy, upokorzenie, przerażenie.....
Jakiekolwiek by były te uczucia, kiedyś ponownie się ujawnia, ponieważ uczuć zapomnieć nie można, nawet, jeśli zapomni się zdarzenie.
Tłumione wspomnienia mogą się uwidaczniać jako stany niepokoju, ataki lęków, depresje, lub choroby psychosomatyczne.
Nim rozpoczniesz nowe życie musisz się koniecznie rozprawić z przeszłością.
Nie ma sensu ignorować przeszłości, ani jej zaprzeczać.
Im bardziej będziesz starać się od niej uciec, tym bardziej będzie Cię ona ścigać.
Trzeba zmierzyć się z problemem, wtedy zniknie on na dobre.

Wszystkie choroby mają swoje źródło w niewybaczaniu.
Ciało, jak wszystko w życiu, jest lustrzanym odbiciem naszych myśli i przekonań.
Trwale utrzymujące się sposoby myślenia i mówienia tworzą działania i postawy ciała, jego zdrowie, lub chorobę.
Źródłem gniewu jest zwykle fakt, że ktoś zrobił, lub powiedział coś nie tak, jak według nas powinien.
Za gniewem też z reguły kryje się nasze wewnętrzne przekonanie, że mamy do niego prawo.
Jak w sądzie, osądzamy, uznajemy winę i potępiamy, po czym uważamy, że gniew jest naszym "niezbywalnym prawem", które natychmiast egzekwujemy wprowadzając się
w stan zdenerwowania i złości.
W ten sposób zatruwamy i niszczymy swój organizm.
Czynienie zarzutów jest bezsensowne.
Jest to rozpraszanie energii.
Energię trzeba gromadzić. Bez niej niemożliwe byłyby zmiany.

Myśl, co chcesz w życiu osiągnąć, a nie do jakich negatywnych emocji masz prawo.

Noszenie w sobie żalu, urazy, samokrytycyzmu, poczucia winy, i lęku powoduje o wiele więcej problemów, niż cokolwiek innego.
Konieczne dla naszego uzdrowienia jest uwolnienie się od przeszłości i wybaczenie każdemu: "Wybaczam Ci, że nie jesteś takim, jakim chciałbym Cię widzieć. Wybaczam Ci i bądź wolny".

Nie ma wątpliwości, że w każdym z nas siedzi zaklęty, olbrzymi dżin, o niesłychanych możliwościach i czeka, żeby go wyswobodzić.
Możesz go nazwać Aniołem Stróżem, lub po prostu mów mu po imieniu: Ja,
ale koniecznie zaprzyjaźnij się z nim !

I pamiętaj, ze najważniejszą osobą w Twoim życiu jesteś Ty sam !!!

Nie zapominaj też o odrobinie poczucia humoru, bo to bardzo pomaga.

Śmiej się do siebie i do życia, bo :

"Życie jest zbyt poważną sprawą, żeby je brać tak bardzo serio"

"Człowiek staje się wyjątkowo śmieszny, kiedy siebie traktuje nazbyt poważnie".

Kobiety celem dla reżimu.Iracka działaczka praw człowieka rozstrzelana – Będąc feministką często zastanawiam się, jak mój głos postrzegany jest przez innych. Moje opinie są silne i mogą skończyć się stereotypową wyliczanką obelg w moim kierunku: nienawidząca mężczyzn suka, wkurzona brzydka feministka, itd. Jednakże to są tylko słowa – w miejscu takim jak Irak bycie stanowczą, mającą swoje opinie kobietą bywa śmiertelne.

Ok. miesiąc temu w Mosulu, ekstremiści Państwa Islamskiego (ISIS lub ISIL) zabili działaczkę praw człowieka i prawniczkę Sameerę Salih Ali al-Nuaimy. Jej przestępstwo? Zamieszczenie krytycznej opini na Fecebooku o ISIS bombardującym i niszczącym meczety i świątynie w mieście.

Dwójka osób z dokładną wiedzą o tym, co zaszło, powiedziało agencji the Associated Press o porwaniu Sameery 17 września z jej domu, na oczach męża i trójki dzieci. Samozwańczy sąd religijny stwierdził, że kobieta winna jest aktu apostazji i zasądził karę w postaci publicznej egzekucji przez pluton egzekucyjny na mosulskim placu. Kiedy rodzina kobiety odebrała jej ciało, widać było na nim ślady totrtur.

Od kiedy ISIS zyskało rosnącą kontrolę w Mosulu, wykształcone kobiety z konkretnymi opniami stają się celem dla reżimu.

Jak tłumaczy The New York Times:

    Te zabójstwa, razem porwaniami i więzieniem kobiet i dzieci, pokazują dobitnie “absolutnie trujący charakter” tej grupy ekstremistów, jak mówi Zeid, zwracając uwagę na los tysięcy kobiet i dziewcząt religijnej mniejszości jazydyńskiej czy innych etnicznych i religijnych grup, które są sprzedawane na niewolnice, gwałcone czy zmuszane do małżeństwa po tym, jak ekstremiści opanowali duże obszary na północy Iraku.

Al-Nuaimy była wysoce szanowaną społeczną personą, która pracowała z kobietami i ludźmi o niższym statusie ekonomicznym. Deseret News, cytując The Gulf Center for Human Rights, pisze:

    …al-Nuaimy pracowała nad prawami aresztowanych i problemem biedy. Organizacja posługująca się prawami wzorowanymi na Bahrajnie powiedziała, że śmierć działaczki „jest motywowana wyłącznie jej pokojową i zgodną z prawem pracą na rzecz praw człowieka, w szczególności jeśli chodzi o obronę praw obywatelskich i praw człowieka wśród mieszkańców Mosulu.”

Niestety, egzekucja al-Nuaimy nie jest ostatnią, o której usłyszymy w przypadku ISIS, teroryzującego kobiety. Według The New York Times, dwie kandydatki, które opowiedziały się jako opozycja w wyborach ogólnych w Iraku, zostały znalezione w lipcu martwe, trzecia kandydatka uważana jest za porwaną przez potencjalnego zabójcę, jednak ciała jeszcze nie odnaleziono.

Nie jest trudno zrozumieć, dlaczego ISIS jest zagrożone przez al-Nuaimy i kobiety takie jak ona. Osoby, które są skłonne mówić na głos i przeciwdziałać niesprawiedliwości, są elementem niszczącym faszystowski reżim.

Albeni Moreno ukończyła studia na California State University Long Beach z tytułem licencjata na kierunku Gender Studies/Seksualność kobiet w 2013 roku. Jest wolontariuszką jako współprowadząca program radiowy w KPFK, Kbeach a także jest stażystką.

Jej tweeter: @abenimoreno8.

Kobiety celem dla reżimu.Iracka działaczka praw człowieka rozstrzelana

Będąc feministką często zastanawiam się, jak mój głos postrzegany jest przez innych. Moje opinie są silne i mogą skończyć się stereotypową wyliczanką obelg w moim kierunku: nienawidząca mężczyzn suka, wkurzona brzydka feministka, itd. Jednakże to są tylko słowa – w miejscu takim jak Irak bycie stanowczą, mającą swoje opinie kobietą bywa śmiertelne.

Ok. miesiąc temu w Mosulu, ekstremiści Państwa Islamskiego (ISIS lub ISIL) zabili działaczkę praw człowieka i prawniczkę Sameerę Salih Ali al-Nuaimy. Jej przestępstwo? Zamieszczenie krytycznej opini na Fecebooku o ISIS bombardującym i niszczącym meczety i świątynie w mieście.

Dwójka osób z dokładną wiedzą o tym, co zaszło, powiedziało agencji the Associated Press o porwaniu Sameery 17 września z jej domu, na oczach męża i trójki dzieci. Samozwańczy sąd religijny stwierdził, że kobieta winna jest aktu apostazji i zasądził karę w postaci publicznej egzekucji przez pluton egzekucyjny na mosulskim placu. Kiedy rodzina kobiety odebrała jej ciało, widać było na nim ślady totrtur.

Od kiedy ISIS zyskało rosnącą kontrolę w Mosulu, wykształcone kobiety z konkretnymi opniami stają się celem dla reżimu.

Jak tłumaczy The New York Times:

Te zabójstwa, razem porwaniami i więzieniem kobiet i dzieci, pokazują dobitnie “absolutnie trujący charakter” tej grupy ekstremistów, jak mówi Zeid, zwracając uwagę na los tysięcy kobiet i dziewcząt religijnej mniejszości jazydyńskiej czy innych etnicznych i religijnych grup, które są sprzedawane na niewolnice, gwałcone czy zmuszane do małżeństwa po tym, jak ekstremiści opanowali duże obszary na północy Iraku.

Al-Nuaimy była wysoce szanowaną społeczną personą, która pracowała z kobietami i ludźmi o niższym statusie ekonomicznym. Deseret News, cytując The Gulf Center for Human Rights, pisze:

…al-Nuaimy pracowała nad prawami aresztowanych i problemem biedy. Organizacja posługująca się prawami wzorowanymi na Bahrajnie powiedziała, że śmierć działaczki „jest motywowana wyłącznie jej pokojową i zgodną z prawem pracą na rzecz praw człowieka, w szczególności jeśli chodzi o obronę praw obywatelskich i praw człowieka wśród mieszkańców Mosulu.”

Niestety, egzekucja al-Nuaimy nie jest ostatnią, o której usłyszymy w przypadku ISIS, teroryzującego kobiety. Według The New York Times, dwie kandydatki, które opowiedziały się jako opozycja w wyborach ogólnych w Iraku, zostały znalezione w lipcu martwe, trzecia kandydatka uważana jest za porwaną przez potencjalnego zabójcę, jednak ciała jeszcze nie odnaleziono.

Nie jest trudno zrozumieć, dlaczego ISIS jest zagrożone przez al-Nuaimy i kobiety takie jak ona. Osoby, które są skłonne mówić na głos i przeciwdziałać niesprawiedliwości, są elementem niszczącym faszystowski reżim.

Albeni Moreno ukończyła studia na California State University Long Beach z tytułem licencjata na kierunku Gender Studies/Seksualność kobiet w 2013 roku. Jest wolontariuszką jako współprowadząca program radiowy w KPFK, Kbeach a także jest stażystką.

Jej tweeter: @abenimoreno8.

Zdrowe ziemniaki. – Cyt. „ Gdyby nie klęski głodu i wojny, a dokładniej – francuskiej rewolucji w 1789r – nikt by ich nie jadł. Głód był wówczas ogromny, a one dawały sytość, szybko i łatwo się mnożyły. Stały się więc idealnym i łatwo dostępnym pożywieniem dla Francuzów, Niemców (koniec XVIII wieku), a później reszty Europy. O czym mowa? O ziemniakach, bez których wiele osób nie wyobraża sobie codziennego obiadu.
Jak ziemniaki trafiły na nasze stoły?

Przed 1451 rokiem nikt w Europie o nich nie słyszał, bo trafiły tutaj z Krzysztofem Kolumbem, kiedy ten powrócił z nowo odkrytego kontynentu. Przez kolejnych 200 lat Europejczycy traktowali je jako pożywienie krów i świń. Nie było w tym nic dziwnego, bo nawet Indianie – rdzenni Amerykanie – nie wykorzystywali ich jako podstawy pożywienia (była nim skrobia kukurydziana) i karmili nimi zazwyczaj bydło. Głównie przez to, że należą do rodziny psiankowatych, a w tej rodzinie jest mnóstwo czarnych charakterów, które są trujące. Jeszcze pod koniec XVIII wieku uważano je w Europie za rośliny ozdobne, o czym później. 

Nie tylko solanina

W emaliowym kursie SOS W Kuchni jest taki odcinek, w którym opisuję dlaczego ziemniaki są trujące oraz jak je rozpoznać. Chodzi o bulwy z zieloną skórką – która powstaje, gdy ziemniak jest w ziemi odkryty i oddziaływuje na niego promieniowanie UV (słoneczne). Pojawia się u niego solanina, która jest toksyczna i trująca dla człowieka. Ale to nie wszystko.
Czy ziemniaki są trujące?

Otóż tak. Są. Nie tylko ziemniaki. Wszystkie rośliny – tak jak i zwierzęta – mają w sobie coś, co nazywa się systemem immunologicznym. U zwierząt wygląda on inaczej niż u roślin – jednak jego działanie sprowadza się to jednej kwestii – sprawić, aby roślina lub zwierze oparły się infekcji i przeżyły ją wydając na świat kolejne pokolenia.

Rośliny mają kilkanaście toksycznych substancji w swoim arsenale i rażą nimi wszystkich amatorówich łodyg, liści, nasion czy owoców. Niektóre toksyny działają na wszystkich, inne tylko na niektóre istoty. Wystarczy jeść świeże pestki z dyni – kurkubitacyna zawarta w cieniutkiej błonie chroniącej nasionko jest tak silną trucizną że z łatwością może porazić, a nawet zabić tasiemca w Twoim jelicie. Dynia robi to po to, aby uchronić nasiona przed robakami, które chętnie pożywiłyby się nimi. Innym przykładem jest kwas erukowy zawarty w rzepaku (powoduje uszkodzenia serca i narządów wewn.).

Mechanizmów obrony jest masa, nie wszystkie są toksyczne dla człowieka, ale jak mawiał Paracelsus – wszystko jest trucizną i nic nią nie jest – to dawka czyni truciznę. I dopóki świeże nasiona dyni jemy w ilości 200 szt na rok nie ma problemu. Jeśli stałyby się podstawą naszego pożywienia (np. 200 gramów dziennie), wówczas toksyny oddziaływałyby na nas podobnie jak na tasiemca czy inne glisty.
Ziemniaki są podstawą pożywienia

Wróćmy do ziemniaków. Jak wspomniałem, one również zawierają toksyny szkodliwe dla człowieka. I problem w tym, że u większości ludzi ziemniaki stanowią taką właśnie podstawę żywieniową. Zboża również (również zawierają mnóstwo toksyn), ale ten tekst poświęcam ziemniakom i to na nich się skupię. Nie są już traktowane jak dodatek do dań, ale są daniem samym w sobie, które znajduje się na każdym talerzu w Polsce (i na świecie) przynajmniej kilka razy w tygodniu.
I co z tego?

Możesz zapytać – i co z tego? Ja kupuję ziemniaki, które nie są zielone więc nie mają tej toksycznej solaniny! Nic nie szkodzi. I tak stopniowo się zatruwasz. Czym? Innymi glikoalkaloidami, do których należy solanina.
Czym są glikoalkaloidy?

Glikoalkaloidy pełnią w ziemniakach funkcję ochronną – są jak białe krwinki w ludzkim układzie odpodnościowym. Jeśli tylko bulwa zostanie mechanicznie uszkodzona – albo wystarczy, że zostanie wystawiona na działanie światła (niekoniecznie słonecznego) wówczas glikoalkaloidy gromadzą się wokół tej „rany” aby ochronić żywotność bulwy i umożliwić jej wykiełkowanie.

Glikoalkaloidów najwięcej jest w bulwach młodych, nie do końca dojrzałych ziemniaków (tak, to tzw.„młode ziemniaki”), oraz wszystkich innych, które są uszkodzone lub wystawione na działanie światła. Zawierają je również zielone pomidory (tomatydyna, ona jednak jest mniej toksyczna) i zielona (niedojrzała) papryka. Glikoalkaloidy działają toksycznie na centralny układ nerwowy i powodują zaburzenia ze strony układu pokarmowego. Mogą powodować także śmierć.

Żeby nie było niedomówień: szkodliwe działanie alkaloidów zostało naukowo udowodnione , dlatego FAO/WHO ustaliły dopuszczalne najwyższe stężenie tych związków w ziemniakach i wynosi ono 1-10mg na 100g bulwy ziemniaka. W zasadzie nie można importować ani handlować ziemniakami, które mają wyższe stężenia.
No to w czym problem, skoro ktoś tego pilnuje?

Ano w tym, że choć ziemniaki, które właśnie przyleciały z Izraela/Maroko/Grecji czy innej Portugalii mieszczą się w normach ustalonych przez FAO/WHO to nie znaczy, nie są toksyczne. Oto dlaczego:

Dawka śmiertelna (wg różnych badań) wynosi 2-6 mg glikoalkaloidów na 1 kg masy ciała człowieka. Innymi słowy: jeśli dziecko waży 25kg, może umrzeć po spożyciu dawki (przyjmę niższą dawkę 2g/1kg masy ciała) 50 mg tego związku na dobę (źródło tutaj i tutaj).
Teraz matematyka kuchenna : gdyby dziecko jadło ziemniaki „certyfikowane” przez FAO/WHO mogłoby ich zjeść w najlepszym wypadku 5kg. Pięć kilo ziemniaków na dobę do ogromna ilość nawet dla faceta, nie mówiąc o dziecku prawda? Czyli jednak nie ma się czym przejmować.
Łyżka dziegciu

Wrzućmy do tej beczki miodu łyżkę dziegciu. Łyżka jest duża, znajduje się tutaj, jest po polsku w pdf. Są to badania, pokazujące jak zmienia się zawartość glikoalkaloidów w różnych odmianach ziemniaków pod wpływem światła „sklepowego” oraz uszkodzeń mechanicznych. Lektura nie jest ani długa, ani trudna a tabelki na końcu mówią wszystko.

Okazuje się, że ziemniaki, które zostały uszkodzone oraz przechowywane w świetle (a to ma miejsce w sklepach) „zyskują” nawet 200% tych toksycznych związków osiągając wartość ponad 200mg/1kg – czyli 20mg na 100g – a więc 20 razy więcej niż na to pozwala norma WHOprzytoczona powyżej.

Przypominam – dawka śmiertelna to 2-6mg/1kg masy ciała. Dla dziecka o wadze 25kg wyniesie 50mg. A więc wystarczy, aby zjadło 250g takich ziemniaków i może umrzeć. Powyższa kalkulacja dotyczy ziemniaków całych (czyli np. młodych, które praktycznie nie są obierane a jedynie skrobane). Po ich grubym obraniu poziom glikoalkaloidów zmniejszył się do 130 ale nadal pozostaje dramatycznie wysoki. Tak czy inaczej przyznasz, że zjedzenie przez dziecko w ciągu doby 250g ziemniaków jest już bardziej prawdopodobne niż pierwotnie założone 5kg, gdzyby miały one rzeczywiście 1mg/100g tak jak chciało tego WHO. 

Eeee… coś tu ściemniasz.

Ktoś powie – bredzisz, bo tak: jesteś wielkim chłopem, który może przyswoić 4x więcej tej toksyny niż 25kg dziecko. Cztery razy więcej czyli 200mg. Czyli 1 kg takich ziemniaków. Rzeczywiście, to dużo ziemniaków i nie znam osób, które jadłyby tyle codziennie, na osobę.

I w końcu – kupuję w markecie tylko ładne ziemniaki. Racja. Nie ma tam uszkodzonych.

Wyjdę od końca:

    stan ziemniaków w marketach jest koszmarny. Dzisiaj nie da się już kupić normalnych ziemniaków z ziemią bo wszyscy chcą mieć czyste i płukane. A jak się je płuka? W bębnie z wodą. Wówczas właśnie ulegają uszkodzeniom (tak jak obite jabłka, które czernieją pod skórką) i tam gromadzą się ochronne toksyny. Druga sprawa:
    nikt nie je aż tylu ziemniaków codziennie. Ale większość ludzi je je w nadmiarze, bo stanowią podstawę diety. Je je codziennie stale zwiększając stężenie toksyn, dodatkowo obciążając wątrobę ich utylizacją, z którą często nie potrafi nadążyć. Ujmę to tak: można codziennie spożywać minimalne, dozwolone ilości rtęci, ale to nie oznacza, że jest to bez znaczenia dla organizmu, który może się upomnieć o swoje za kilkanaście lat. I ostatnie – najgorsze właśnie jest to, że dorośli mają większe organizmy i większe wątroby – ich ciało łatwiej poradzi sobie z toksynami. A co z dziećmi? I na koniec wisienka:
    jeśli na serio nadal twierdzisz, że ziemniaki są ok, bo są selekconowane pod względem minimalnej ilości glikoalkaloidów zrób mały test: zjedz na surowo jednego małego ziemniaka i opisz mi później swoje samopoczucie.

Jeśli temat ziemniaków oraz glikoalkaloidów Cię interesuje (np. przez wzgląd na naukę lub pracę)zainteresuje Cię z pewnością  to świetne podsumowanie badań  (na szczurach, chomikach, królikach i ludziach).
Ale ja lubię ziemniaki! Jest jakieś wyjście?

Jest. Po pierwsze nigdy, przenigdy nie daj się skusić na gotowanie ziemniaków w mundurkach(nawet do sałatek) bo pod skórą (3mm grubości) stężenie tych toksyn jest najwyższe (może sięgać nawet 405mg/1kg)! Stąd też wskazane jest grube obieranie wszystkich ziemniaków (zwłaszcza „młodych”) bo to usuwa większość toksyn. W przypadku ziemniaków frazesy o witaminach zgromadzonych tuż pod skórką to bujda.

Druga sprawa – glikoalkaloidy można częściowo zniszczyć w temperaturze powyżej 170 stopni więc ziemniaki w postaci frytek czy placków ziemniaczanych zawierają ich mniej (gotowanie ich nie usuwa, jedynie wypłukuje a potem ziemniaki gotują się w takiej „zupie”). Innym sposobem może być ziemniak z piekarnika albo z grilla, bo tam temperatura sięga 200 i więcej stopni.

Korzystając z okazji – oto mój ulubiony sposób na ziemniaki z grilla. Zwyczajnie sypię je solą, dodaję czosnek i zawijam w folię aluminiową, a potem wędrują na grill:

Z resztą traktowanie warzyw ogniem ma dużo głębsze korzenie w polskiej kuchni, niż może się to wydawać. Popatrz:
Skąd pochodzi słowo „warzywa”?

Warzywa sprowadziła do Polski królowa Bona z Włoch. Stąd niektóre z nich nazywa się „włoszczyzną” (kalafior, seler, por, kalarepa). Ale wiele warzyw było znanych w Polsce wcześniej, choćby dzięki klasztornym mnichom oraz naturalnemu występowaniu pewnych roślin w naszej strefie klimatycznej.

Słowo „warzywa” pochodzi od polskiego słowa „warzyć” czyli doprowadzać do wrzenia, poddwać działaniu wysokiej temperatury (używa się też słowa jarzyny które pochodzi od jarej pory roku – czyli wiosennej, kiedy warzywa są sadzone).Skąd taka etymologia?

Większość warzyw ma dzikich przodków i na skutek hodowli i krzyżowania powiększono u nich jadalne części i ale tylko w niewielu przypadkach udało się wyeliminować lub znacznie zredukować zawartość toksyn, które występują w ich dzikich kuzynach.

Stąd poddawanie ich wysokiej temperaturze sprawia, że wiele związków toksycznych jest z nich usuwanych podczas pieczenia czy wypłukiwanych przy gotowaniu. Nie jestem lingwistą (znam angielski i niemiecki), ale chyba tylko w języku polskim taka etymologia wskazuje na sposób ich traktowania przed spożyciem (ang: vegetables, hiszp: verduras, niem: Gemüse).

A na koniec wrócę do walorów estetycznych ziemniaków. Ludwik XVI interesował się nie samą bulwą ale jej kwiatem, który był modnym dodatkiem do męskich kapeluszy. Dzisiaj – żele kosmetyczne zawierające glikoalkaloidy są sprzedawane na świecie jako doskonałe substancje które złuszczają naskórek (peeling).

Podsumowując, jedz kilkanaście ziemniaków tygodniowo. A najlepiej, traktuj je tak, jak wtedy, kiedy przybyły do Europy jako ciekawostka botaniczna.

Autor: Rafał Mróz

Źródło: ziolaiprzyprawy.info

Zdrowe ziemniaki.

Cyt. „ Gdyby nie klęski głodu i wojny, a dokładniej – francuskiej rewolucji w 1789r – nikt by ich nie jadł. Głód był wówczas ogromny, a one dawały sytość, szybko i łatwo się mnożyły. Stały się więc idealnym i łatwo dostępnym pożywieniem dla Francuzów, Niemców (koniec XVIII wieku), a później reszty Europy. O czym mowa? O ziemniakach, bez których wiele osób nie wyobraża sobie codziennego obiadu.
Jak ziemniaki trafiły na nasze stoły?

Przed 1451 rokiem nikt w Europie o nich nie słyszał, bo trafiły tutaj z Krzysztofem Kolumbem, kiedy ten powrócił z nowo odkrytego kontynentu. Przez kolejnych 200 lat Europejczycy traktowali je jako pożywienie krów i świń. Nie było w tym nic dziwnego, bo nawet Indianie – rdzenni Amerykanie – nie wykorzystywali ich jako podstawy pożywienia (była nim skrobia kukurydziana) i karmili nimi zazwyczaj bydło. Głównie przez to, że należą do rodziny psiankowatych, a w tej rodzinie jest mnóstwo czarnych charakterów, które są trujące. Jeszcze pod koniec XVIII wieku uważano je w Europie za rośliny ozdobne, o czym później.

Nie tylko solanina

W emaliowym kursie SOS W Kuchni jest taki odcinek, w którym opisuję dlaczego ziemniaki są trujące oraz jak je rozpoznać. Chodzi o bulwy z zieloną skórką – która powstaje, gdy ziemniak jest w ziemi odkryty i oddziaływuje na niego promieniowanie UV (słoneczne). Pojawia się u niego solanina, która jest toksyczna i trująca dla człowieka. Ale to nie wszystko.
Czy ziemniaki są trujące?

Otóż tak. Są. Nie tylko ziemniaki. Wszystkie rośliny – tak jak i zwierzęta – mają w sobie coś, co nazywa się systemem immunologicznym. U zwierząt wygląda on inaczej niż u roślin – jednak jego działanie sprowadza się to jednej kwestii – sprawić, aby roślina lub zwierze oparły się infekcji i przeżyły ją wydając na świat kolejne pokolenia.

Rośliny mają kilkanaście toksycznych substancji w swoim arsenale i rażą nimi wszystkich amatorówich łodyg, liści, nasion czy owoców. Niektóre toksyny działają na wszystkich, inne tylko na niektóre istoty. Wystarczy jeść świeże pestki z dyni – kurkubitacyna zawarta w cieniutkiej błonie chroniącej nasionko jest tak silną trucizną że z łatwością może porazić, a nawet zabić tasiemca w Twoim jelicie. Dynia robi to po to, aby uchronić nasiona przed robakami, które chętnie pożywiłyby się nimi. Innym przykładem jest kwas erukowy zawarty w rzepaku (powoduje uszkodzenia serca i narządów wewn.).

Mechanizmów obrony jest masa, nie wszystkie są toksyczne dla człowieka, ale jak mawiał Paracelsus – wszystko jest trucizną i nic nią nie jest – to dawka czyni truciznę. I dopóki świeże nasiona dyni jemy w ilości 200 szt na rok nie ma problemu. Jeśli stałyby się podstawą naszego pożywienia (np. 200 gramów dziennie), wówczas toksyny oddziaływałyby na nas podobnie jak na tasiemca czy inne glisty.
Ziemniaki są podstawą pożywienia

Wróćmy do ziemniaków. Jak wspomniałem, one również zawierają toksyny szkodliwe dla człowieka. I problem w tym, że u większości ludzi ziemniaki stanowią taką właśnie podstawę żywieniową. Zboża również (również zawierają mnóstwo toksyn), ale ten tekst poświęcam ziemniakom i to na nich się skupię. Nie są już traktowane jak dodatek do dań, ale są daniem samym w sobie, które znajduje się na każdym talerzu w Polsce (i na świecie) przynajmniej kilka razy w tygodniu.
I co z tego?

Możesz zapytać – i co z tego? Ja kupuję ziemniaki, które nie są zielone więc nie mają tej toksycznej solaniny! Nic nie szkodzi. I tak stopniowo się zatruwasz. Czym? Innymi glikoalkaloidami, do których należy solanina.
Czym są glikoalkaloidy?

Glikoalkaloidy pełnią w ziemniakach funkcję ochronną – są jak białe krwinki w ludzkim układzie odpodnościowym. Jeśli tylko bulwa zostanie mechanicznie uszkodzona – albo wystarczy, że zostanie wystawiona na działanie światła (niekoniecznie słonecznego) wówczas glikoalkaloidy gromadzą się wokół tej „rany” aby ochronić żywotność bulwy i umożliwić jej wykiełkowanie.

Glikoalkaloidów najwięcej jest w bulwach młodych, nie do końca dojrzałych ziemniaków (tak, to tzw.„młode ziemniaki”), oraz wszystkich innych, które są uszkodzone lub wystawione na działanie światła. Zawierają je również zielone pomidory (tomatydyna, ona jednak jest mniej toksyczna) i zielona (niedojrzała) papryka. Glikoalkaloidy działają toksycznie na centralny układ nerwowy i powodują zaburzenia ze strony układu pokarmowego. Mogą powodować także śmierć.

Żeby nie było niedomówień: szkodliwe działanie alkaloidów zostało naukowo udowodnione , dlatego FAO/WHO ustaliły dopuszczalne najwyższe stężenie tych związków w ziemniakach i wynosi ono 1-10mg na 100g bulwy ziemniaka. W zasadzie nie można importować ani handlować ziemniakami, które mają wyższe stężenia.
No to w czym problem, skoro ktoś tego pilnuje?

Ano w tym, że choć ziemniaki, które właśnie przyleciały z Izraela/Maroko/Grecji czy innej Portugalii mieszczą się w normach ustalonych przez FAO/WHO to nie znaczy, nie są toksyczne. Oto dlaczego:

Dawka śmiertelna (wg różnych badań) wynosi 2-6 mg glikoalkaloidów na 1 kg masy ciała człowieka. Innymi słowy: jeśli dziecko waży 25kg, może umrzeć po spożyciu dawki (przyjmę niższą dawkę 2g/1kg masy ciała) 50 mg tego związku na dobę (źródło tutaj i tutaj).
Teraz matematyka kuchenna : gdyby dziecko jadło ziemniaki „certyfikowane” przez FAO/WHO mogłoby ich zjeść w najlepszym wypadku 5kg. Pięć kilo ziemniaków na dobę do ogromna ilość nawet dla faceta, nie mówiąc o dziecku prawda? Czyli jednak nie ma się czym przejmować.
Łyżka dziegciu

Wrzućmy do tej beczki miodu łyżkę dziegciu. Łyżka jest duża, znajduje się tutaj, jest po polsku w pdf. Są to badania, pokazujące jak zmienia się zawartość glikoalkaloidów w różnych odmianach ziemniaków pod wpływem światła „sklepowego” oraz uszkodzeń mechanicznych. Lektura nie jest ani długa, ani trudna a tabelki na końcu mówią wszystko.

Okazuje się, że ziemniaki, które zostały uszkodzone oraz przechowywane w świetle (a to ma miejsce w sklepach) „zyskują” nawet 200% tych toksycznych związków osiągając wartość ponad 200mg/1kg – czyli 20mg na 100g – a więc 20 razy więcej niż na to pozwala norma WHOprzytoczona powyżej.

Przypominam – dawka śmiertelna to 2-6mg/1kg masy ciała. Dla dziecka o wadze 25kg wyniesie 50mg. A więc wystarczy, aby zjadło 250g takich ziemniaków i może umrzeć. Powyższa kalkulacja dotyczy ziemniaków całych (czyli np. młodych, które praktycznie nie są obierane a jedynie skrobane). Po ich grubym obraniu poziom glikoalkaloidów zmniejszył się do 130 ale nadal pozostaje dramatycznie wysoki. Tak czy inaczej przyznasz, że zjedzenie przez dziecko w ciągu doby 250g ziemniaków jest już bardziej prawdopodobne niż pierwotnie założone 5kg, gdzyby miały one rzeczywiście 1mg/100g tak jak chciało tego WHO.

Eeee… coś tu ściemniasz.

Ktoś powie – bredzisz, bo tak: jesteś wielkim chłopem, który może przyswoić 4x więcej tej toksyny niż 25kg dziecko. Cztery razy więcej czyli 200mg. Czyli 1 kg takich ziemniaków. Rzeczywiście, to dużo ziemniaków i nie znam osób, które jadłyby tyle codziennie, na osobę.

I w końcu – kupuję w markecie tylko ładne ziemniaki. Racja. Nie ma tam uszkodzonych.

Wyjdę od końca:

stan ziemniaków w marketach jest koszmarny. Dzisiaj nie da się już kupić normalnych ziemniaków z ziemią bo wszyscy chcą mieć czyste i płukane. A jak się je płuka? W bębnie z wodą. Wówczas właśnie ulegają uszkodzeniom (tak jak obite jabłka, które czernieją pod skórką) i tam gromadzą się ochronne toksyny. Druga sprawa:
nikt nie je aż tylu ziemniaków codziennie. Ale większość ludzi je je w nadmiarze, bo stanowią podstawę diety. Je je codziennie stale zwiększając stężenie toksyn, dodatkowo obciążając wątrobę ich utylizacją, z którą często nie potrafi nadążyć. Ujmę to tak: można codziennie spożywać minimalne, dozwolone ilości rtęci, ale to nie oznacza, że jest to bez znaczenia dla organizmu, który może się upomnieć o swoje za kilkanaście lat. I ostatnie – najgorsze właśnie jest to, że dorośli mają większe organizmy i większe wątroby – ich ciało łatwiej poradzi sobie z toksynami. A co z dziećmi? I na koniec wisienka:
jeśli na serio nadal twierdzisz, że ziemniaki są ok, bo są selekconowane pod względem minimalnej ilości glikoalkaloidów zrób mały test: zjedz na surowo jednego małego ziemniaka i opisz mi później swoje samopoczucie.

Jeśli temat ziemniaków oraz glikoalkaloidów Cię interesuje (np. przez wzgląd na naukę lub pracę)zainteresuje Cię z pewnością to świetne podsumowanie badań (na szczurach, chomikach, królikach i ludziach).
Ale ja lubię ziemniaki! Jest jakieś wyjście?

Jest. Po pierwsze nigdy, przenigdy nie daj się skusić na gotowanie ziemniaków w mundurkach(nawet do sałatek) bo pod skórą (3mm grubości) stężenie tych toksyn jest najwyższe (może sięgać nawet 405mg/1kg)! Stąd też wskazane jest grube obieranie wszystkich ziemniaków (zwłaszcza „młodych”) bo to usuwa większość toksyn. W przypadku ziemniaków frazesy o witaminach zgromadzonych tuż pod skórką to bujda.

Druga sprawa – glikoalkaloidy można częściowo zniszczyć w temperaturze powyżej 170 stopni więc ziemniaki w postaci frytek czy placków ziemniaczanych zawierają ich mniej (gotowanie ich nie usuwa, jedynie wypłukuje a potem ziemniaki gotują się w takiej „zupie”). Innym sposobem może być ziemniak z piekarnika albo z grilla, bo tam temperatura sięga 200 i więcej stopni.

Korzystając z okazji – oto mój ulubiony sposób na ziemniaki z grilla. Zwyczajnie sypię je solą, dodaję czosnek i zawijam w folię aluminiową, a potem wędrują na grill:

Z resztą traktowanie warzyw ogniem ma dużo głębsze korzenie w polskiej kuchni, niż może się to wydawać. Popatrz:
Skąd pochodzi słowo „warzywa”?

Warzywa sprowadziła do Polski królowa Bona z Włoch. Stąd niektóre z nich nazywa się „włoszczyzną” (kalafior, seler, por, kalarepa). Ale wiele warzyw było znanych w Polsce wcześniej, choćby dzięki klasztornym mnichom oraz naturalnemu występowaniu pewnych roślin w naszej strefie klimatycznej.

Słowo „warzywa” pochodzi od polskiego słowa „warzyć” czyli doprowadzać do wrzenia, poddwać działaniu wysokiej temperatury (używa się też słowa jarzyny które pochodzi od jarej pory roku – czyli wiosennej, kiedy warzywa są sadzone).Skąd taka etymologia?

Większość warzyw ma dzikich przodków i na skutek hodowli i krzyżowania powiększono u nich jadalne części i ale tylko w niewielu przypadkach udało się wyeliminować lub znacznie zredukować zawartość toksyn, które występują w ich dzikich kuzynach.

Stąd poddawanie ich wysokiej temperaturze sprawia, że wiele związków toksycznych jest z nich usuwanych podczas pieczenia czy wypłukiwanych przy gotowaniu. Nie jestem lingwistą (znam angielski i niemiecki), ale chyba tylko w języku polskim taka etymologia wskazuje na sposób ich traktowania przed spożyciem (ang: vegetables, hiszp: verduras, niem: Gemüse).

A na koniec wrócę do walorów estetycznych ziemniaków. Ludwik XVI interesował się nie samą bulwą ale jej kwiatem, który był modnym dodatkiem do męskich kapeluszy. Dzisiaj – żele kosmetyczne zawierające glikoalkaloidy są sprzedawane na świecie jako doskonałe substancje które złuszczają naskórek (peeling).

Podsumowując, jedz kilkanaście ziemniaków tygodniowo. A najlepiej, traktuj je tak, jak wtedy, kiedy przybyły do Europy jako ciekawostka botaniczna.

Autor: Rafał Mróz

Źródło: ziolaiprzyprawy.info

Wielki sprawdzian. – Jak możemy zaobserwować, te wszystkie rzeczy, które dzieją się we wszechświecie, w świecie, w naszym życiu, wpływają na nas, jak gdyby były kokonem, co oślepia całym światłem. Katastrofy naturalne pogrążają nas w bólu, powodują strach, chaos i niepewność. Łzy i lamenty wydają się głosić, że koniec jest bliski. Podobnie jest, gdy gąsienica zaczyna swoją metamorfozę: Ona czuje, że zbliża się jej godzina, myśli, że umrze, nie wie, że ten proces skończy jej czołganie się i zacznie latać przez życie rozwijając swoje piękne skrzydła. Zaufaj, transformacja przyspiesza w obecnych czasach- to jest wielki sprawdzian, ogromna próba, która daje nam życie w tych nowych czasach. 

Z punktu widzenia rozumu, może się to wydawać, kpiną losu, że przez całą twoją drogę życiową, twierdzono, byś przełamywał twoją zbroję i otworzył się na swój wewnętrzny świat, gdy sygnały wskazują, że krytyczna faza zaczyna się, tam gdzie chcesz chronić się, aby uniknąć zranienia. Nie ma żadnych błędów, nikt cię nie oszukał. Podjąłeś odpowiednie kroki, podążając za swoim mądrym wewnętrznym głosem, teraz trzeba utrzymać zaufanie do światła swojego serca. Wiara jest twoim najlepszym sprzymierzeńcem, będąc skoncentrowanym na sercu, pozwoli Ci patrzeć poza strachem.  

Będziesz wiedział, że w tym, co inni nazywają beznadziejnośią, zamieszkuje nadzieja, która czyni nas bardziej ludzkimi.

Gdzie twój umysł zobaczy chaos, twoje serce będzie widzieć oczekiwanie zmiany, które nas wzruszają i podnoszą. Przekonasz się, że nie istnieją granice, ale miłość w działaniu, która objawia się w kampaniach solidarnościowych, bohaterskich czynach, szlachetnych gestach i bratnich rękach, które przeplatają się, by tworzyć ciepły świetlisty materiał. Wszystko zmienia swój poziom wibracji, nic nie będzie takie samo, chociaż wiadomości podtrzymują odwrotnie, nie obawiaj się, pozostań w świetle, w harmonii. 

W te czasy głębokich zmian, nie ma płaczących martwych, tylko duchy świętujące tą ogromną odwagę ośmielić się żyć tego fantastycznego ludzkiego doświadczenia, wiążąc niebo i ziemię. Nic nie umiera, wszystko się zmienia. Po prostu musimy się otworzyć i nie opierać się zmianom, które pomagają rozkwitać nowej ludzkości. Nawet jak czujesz się bardzo zmęczony, utrzymuj się ufny, przetrwaj w miłości. Otwórz swoje serce jeszcze bardziej. Za pomocą zewnętrznej agitacji rozpoznajemy, czy pokój był wewnętrzny czy z powodu spokojnego środowiska. Jesteśmy gąsienicą przeżywając transmutację, która odradza nas w świetle świadomości.

Musimy pamiętać, że nasza podświadomość jest konstruktorem naszego ciała i działa przez całą dobę. Ingerujemy w jej wzorce życiowe, pozwalając i robiąc miejsce na negatywne myśli. Trzeba uleczyć podświadomość zadanie znajdujące rozwiązanie na każdy problem, przed snem, a otrzymasz odpowiedź. Bardzo szczegółowo też, trzeba obserwować swoje myśli, ponieważ każda myśl akceptowana jako rzeczywistość, jest wysyłana z mózgu do splotu słonecznego, nasz mózg abdominalny, jest materializowany jako rzeczywistość. Uznaj, że można odbudować siebie, po prostu dając nowy plan dla twojej podświadomości.

Skłonnością podświadomości jest zachowanie naszego życia, pracując poprzez swój świadomy umysł, karmi naszą podświadomość afirmatywnymi frazami. Nasza podświadomość, zawsze je produkuje, w zależności od naszych mentalnych wzorców, cyklicznie mamy nowe ciało, zmień swoje ciało, zmieniając swoje myśli. Normalne jest, być zdrowym; nieprawidłowe jest być chorym. Pamiętaj, że w nas jest zasada harmonii. Microcosmos Myśli o zazdrości, strachu, obawie i niepokoju niszczą i zniszczą nerwy i gruczoły, więc pojawiają się choroby. To co stwierdzimy świadomie i jesteśmy przekonani o tym, będzie objawiać się w naszym umyśle, ciele i życiu.

Wielki sprawdzian, polega na tym, by kontynuować naszą drogę z wiarą, na drodze miłości, akceptując to, co się dzieje, bo wszystko, absolutnie wszystko, pomaga nam stać się wrażliwym, uczłowieczyć się i ewoluować. W tym nowym świcie, niech dobrostan króluje w twoim życiu.

Aguila Mirko

Wielki sprawdzian.

Jak możemy zaobserwować, te wszystkie rzeczy, które dzieją się we wszechświecie, w świecie, w naszym życiu, wpływają na nas, jak gdyby były kokonem, co oślepia całym światłem. Katastrofy naturalne pogrążają nas w bólu, powodują strach, chaos i niepewność. Łzy i lamenty wydają się głosić, że koniec jest bliski. Podobnie jest, gdy gąsienica zaczyna swoją metamorfozę: Ona czuje, że zbliża się jej godzina, myśli, że umrze, nie wie, że ten proces skończy jej czołganie się i zacznie latać przez życie rozwijając swoje piękne skrzydła. Zaufaj, transformacja przyspiesza w obecnych czasach- to jest wielki sprawdzian, ogromna próba, która daje nam życie w tych nowych czasach.

Z punktu widzenia rozumu, może się to wydawać, kpiną losu, że przez całą twoją drogę życiową, twierdzono, byś przełamywał twoją zbroję i otworzył się na swój wewnętrzny świat, gdy sygnały wskazują, że krytyczna faza zaczyna się, tam gdzie chcesz chronić się, aby uniknąć zranienia. Nie ma żadnych błędów, nikt cię nie oszukał. Podjąłeś odpowiednie kroki, podążając za swoim mądrym wewnętrznym głosem, teraz trzeba utrzymać zaufanie do światła swojego serca. Wiara jest twoim najlepszym sprzymierzeńcem, będąc skoncentrowanym na sercu, pozwoli Ci patrzeć poza strachem.

Będziesz wiedział, że w tym, co inni nazywają beznadziejnośią, zamieszkuje nadzieja, która czyni nas bardziej ludzkimi.

Gdzie twój umysł zobaczy chaos, twoje serce będzie widzieć oczekiwanie zmiany, które nas wzruszają i podnoszą. Przekonasz się, że nie istnieją granice, ale miłość w działaniu, która objawia się w kampaniach solidarnościowych, bohaterskich czynach, szlachetnych gestach i bratnich rękach, które przeplatają się, by tworzyć ciepły świetlisty materiał. Wszystko zmienia swój poziom wibracji, nic nie będzie takie samo, chociaż wiadomości podtrzymują odwrotnie, nie obawiaj się, pozostań w świetle, w harmonii.

W te czasy głębokich zmian, nie ma płaczących martwych, tylko duchy świętujące tą ogromną odwagę ośmielić się żyć tego fantastycznego ludzkiego doświadczenia, wiążąc niebo i ziemię. Nic nie umiera, wszystko się zmienia. Po prostu musimy się otworzyć i nie opierać się zmianom, które pomagają rozkwitać nowej ludzkości. Nawet jak czujesz się bardzo zmęczony, utrzymuj się ufny, przetrwaj w miłości. Otwórz swoje serce jeszcze bardziej. Za pomocą zewnętrznej agitacji rozpoznajemy, czy pokój był wewnętrzny czy z powodu spokojnego środowiska. Jesteśmy gąsienicą przeżywając transmutację, która odradza nas w świetle świadomości.

Musimy pamiętać, że nasza podświadomość jest konstruktorem naszego ciała i działa przez całą dobę. Ingerujemy w jej wzorce życiowe, pozwalając i robiąc miejsce na negatywne myśli. Trzeba uleczyć podświadomość zadanie znajdujące rozwiązanie na każdy problem, przed snem, a otrzymasz odpowiedź. Bardzo szczegółowo też, trzeba obserwować swoje myśli, ponieważ każda myśl akceptowana jako rzeczywistość, jest wysyłana z mózgu do splotu słonecznego, nasz mózg abdominalny, jest materializowany jako rzeczywistość. Uznaj, że można odbudować siebie, po prostu dając nowy plan dla twojej podświadomości.

Skłonnością podświadomości jest zachowanie naszego życia, pracując poprzez swój świadomy umysł, karmi naszą podświadomość afirmatywnymi frazami. Nasza podświadomość, zawsze je produkuje, w zależności od naszych mentalnych wzorców, cyklicznie mamy nowe ciało, zmień swoje ciało, zmieniając swoje myśli. Normalne jest, być zdrowym; nieprawidłowe jest być chorym. Pamiętaj, że w nas jest zasada harmonii. Microcosmos Myśli o zazdrości, strachu, obawie i niepokoju niszczą i zniszczą nerwy i gruczoły, więc pojawiają się choroby. To co stwierdzimy świadomie i jesteśmy przekonani o tym, będzie objawiać się w naszym umyśle, ciele i życiu.

Wielki sprawdzian, polega na tym, by kontynuować naszą drogę z wiarą, na drodze miłości, akceptując to, co się dzieje, bo wszystko, absolutnie wszystko, pomaga nam stać się wrażliwym, uczłowieczyć się i ewoluować. W tym nowym świcie, niech dobrostan króluje w twoim życiu.

Aguila Mirko

Dom z duszą... – Każdy z nas chce mieć „dom z duszą” – dom, w którym czujemy się naprawdę dobrze, spokojnie, radośnie i harmonijnie; dom, który jest pełen energii miłości, dobrobytu oraz zdrowia jego mieszkańców. Któż nie chciałby żyć w takim domu?

Niewielu z nas jednak zdaje sobie sprawę z tego, że nasz dom naprawdę ma duszę – pole energetyczne, które nieustannie wymienia z nami swoją energię.
Teraz, gdybyś wiedział, że Twój dom naprawdę ma duszę, czy nie zrobiłbyś wszystkiego, aby czuła się lepiej?

Oczywiście, że zrobiłbyś. Zaraz wytłumaczę Ci dlaczego. 

„Ciało i duch” Twojego domu

Tak jak nie ma dwóch takich samych osób, tak nie ma dwóch takich samych domów. Każde miejsce posiada swoją własną unikalną energię, ukształtowaną przez jego architekta, mieszkańców, środowisko i tyle innych czynników. Tę unikalną energię, nazywamy duszą domu. W pismach wedyjskich nosi ona nazwę Vastu Purusha – „duch przestrzeni”.

Vastu Purusha jest przedstawiany jako człowiek siedzący w specyficznej pozycji, idealnie dopasowanej do kształtu kwadratu, z głową zwróconą w kierunku północno-wschodnim, zaś stopami w kierunku południowo-zachodnim. (Przy okazji: to jedna z przyczyn, dla których domy i mieszkania w kształcie kwadratu są najlepsze według Vastu – dzięki temu Vastu Purusha nie musi dopasowywać się do jakiejś nienaturalnej pozycji, ani żadna z części jego „ciała” nie jest poza mieszkaniem.) Możesz zobaczyć to na obrazku do tego tekstu. 

Możemy nazwać to pole energetyczne również ciałem Twojego domu czy mieszkania – i dokładnie tak samo, jak Twoje ciało nie będzie czuło się dobrze, jeśli nie zapewnisz mu odpowiedniej ilości pożywienia, energii lub słońca, tudzież obciążysz je nadmiernym balastem… Tak „ciało” Vastu Purushy, ducha Twojego domu, nie będzie „czuło się dobrze”, jeśli nie zapewnisz mu wystarczającej ilości energii, światła słonecznego lub obciążysz je nadmiernym balastem. To zaś, jak się pewnie domyślasz, będzie miało bezpośredni wpływ na Twoje samopoczucie.

Jak się ma dusza Twojego domu?

Cała nauka Vastu opiera się na diagnozie zaburzeń w „ciele” i „duchu” Twojego domu. W taki sam sposób, jak lekarz może zdiagnozować chorobę w Twoim ciele poprzez analizę symptomów oraz badania, tak dobry konsultant Vastu może zdiagnozować stan energetyczny Twojego domu poprzez analizę jego planu oraz symptomów jego mieszkańców.

Jakie są symptomy zaburzonej energii domu?

- ludzie żyjący w tym miejscu często czują, że nie mają energii i mogą czuć się ciągle zmęczeni

- problemy ze zdrowiem mogą się pojawiać bardzo często – zwłaszcza bóle głowy, problemy z kręgosłupem, trawieniem oraz snem

- mieszkańcy tego miejsca mogą często się kłócić i wchodzić w konflikty

- mogą pojawiać się znaczące problemy w przepływie pieniędzmi

Jakie są najczęstsze tego powody?

Nieharmonijna rotacja budynku – to najczęstszy problem. Jeśli miejsce, w którym żyjesz (niezależnie od tego, czy jest to dom czy mieszkanie) nie ma odpowiedniej rotacji, czyli idealnego dopasowania do kierunków świata, wtedy niektóre części Vastu Purushy są „poza” budynkiem. Istnieje głębokie naukowe wytłumaczenie, dlaczego tak ważne jest, aby dom miał rotację idealnie dopasowaną do kierunków świata – można by o tym napisać osobny artykuł. Tutaj wystarczy napisać, że jeśli rotacja budynku nie jest idealna, wtedy Twój dom nie jest właściwie dostrojony do pola elektromagnetycznego samej Ziemi.

Niewystarczająca ilość słońca – jeśli miejsce, w którym żyjesz, nie ma wystarczająco dużo okien, wtedy Vastu Purusha, duch Twojego domu, nie otrzymuje wystarczającej ilości energii słonecznej. Gdy zaś to się dzieje, wtedy także mieszkańcy tego domu będą często czuli się zmęczeni i pozbawieni energii – a mogą nawet pojawić się choroby.

Zbyt duże obciążenie – tak jak niektóre części Twojego ciała są bardziej wrażliwe niż inne i nie powinno się ich obciążać zbytnim ciężarem, tak niektóre części „ciała” Vastu Purushy są bardzo wrażliwe i powinny pozostać puste i otwarte. Gdy zaś w tych miejscach znajdują się ściany lub meble, wtedy mogą pojawić się poważne problemy ze zdrowiem, zwłaszcza z kręgosłupem.

Niewystarczająca ilość przestrzeni – to kolejny częsty problem. Jeśli zbyt wiele osób żyje na zbyt małej przestrzeni, wtedy Vastu Purusha nie może obdarzyć ich wystarczającą ilością energii i często będą czuli się zmęczeni. Mieszkańcy takiego miejsca mogą też często czuć się przez to nerwowi i kłócić się ze sobą. Jednakże zbyt duża przestrzeń także nie jest wskazana. Trzeba zachować balans.

Nieprawidłowo umieszczony pokój lub wejście – jeśli kuchnia, łazienka, sypialnia czy wejście domu są umieszczone w nieprawidłowy sposób, może to prowadzić do kolejnych poważnych problemów, a często chorób – to dlatego, że może to spowodować dużą dysharmonię pomiędzy pięcioma żywiołami. 

Zamknięcie na wpływy planetarne – jeśli pewne korzystne wpływy planeterne, czy to w Twoim indywidualnym horoskopie, czy w „ciele” Vastu są zamknięte, wtedy znów duch Vastu nie może otrzymać wystarczającej ilości energii, co prowadzi do braku energii w danych sferach życia u mieszkańców tego miejsca.

Biorąc to wszystko pod uwagę, łatwo jest zrozumieć, dlaczego poprzez uzdrowienie swojego domu, dosłownie uzdrawiasz swoje życie. Twój dom jest dosłownie metaforą Twojego życia – i zawsze idealną. Każde zaburzenie i każda dysharmonia, jakich doświadczasz w swoim życiu, odnajdziesz także w swoim domu. Ale jest też dobra wiadomość: gdy uzdrawiasz swój domu dzięki nauce Vastu, możesz dosłownie uzdrowić swoje życie. My doświadczyliśmy tego w życiu jak nikt inny. (Możesz przeczytać tutaj więcej o naszym osobistym doświadczeniu.)

Dom z duszą...

Każdy z nas chce mieć „dom z duszą” – dom, w którym czujemy się naprawdę dobrze, spokojnie, radośnie i harmonijnie; dom, który jest pełen energii miłości, dobrobytu oraz zdrowia jego mieszkańców. Któż nie chciałby żyć w takim domu?

Niewielu z nas jednak zdaje sobie sprawę z tego, że nasz dom naprawdę ma duszę – pole energetyczne, które nieustannie wymienia z nami swoją energię.
Teraz, gdybyś wiedział, że Twój dom naprawdę ma duszę, czy nie zrobiłbyś wszystkiego, aby czuła się lepiej?

Oczywiście, że zrobiłbyś. Zaraz wytłumaczę Ci dlaczego.

„Ciało i duch” Twojego domu

Tak jak nie ma dwóch takich samych osób, tak nie ma dwóch takich samych domów. Każde miejsce posiada swoją własną unikalną energię, ukształtowaną przez jego architekta, mieszkańców, środowisko i tyle innych czynników. Tę unikalną energię, nazywamy duszą domu. W pismach wedyjskich nosi ona nazwę Vastu Purusha – „duch przestrzeni”.

Vastu Purusha jest przedstawiany jako człowiek siedzący w specyficznej pozycji, idealnie dopasowanej do kształtu kwadratu, z głową zwróconą w kierunku północno-wschodnim, zaś stopami w kierunku południowo-zachodnim. (Przy okazji: to jedna z przyczyn, dla których domy i mieszkania w kształcie kwadratu są najlepsze według Vastu – dzięki temu Vastu Purusha nie musi dopasowywać się do jakiejś nienaturalnej pozycji, ani żadna z części jego „ciała” nie jest poza mieszkaniem.) Możesz zobaczyć to na obrazku do tego tekstu.

Możemy nazwać to pole energetyczne również ciałem Twojego domu czy mieszkania – i dokładnie tak samo, jak Twoje ciało nie będzie czuło się dobrze, jeśli nie zapewnisz mu odpowiedniej ilości pożywienia, energii lub słońca, tudzież obciążysz je nadmiernym balastem… Tak „ciało” Vastu Purushy, ducha Twojego domu, nie będzie „czuło się dobrze”, jeśli nie zapewnisz mu wystarczającej ilości energii, światła słonecznego lub obciążysz je nadmiernym balastem. To zaś, jak się pewnie domyślasz, będzie miało bezpośredni wpływ na Twoje samopoczucie.

Jak się ma dusza Twojego domu?

Cała nauka Vastu opiera się na diagnozie zaburzeń w „ciele” i „duchu” Twojego domu. W taki sam sposób, jak lekarz może zdiagnozować chorobę w Twoim ciele poprzez analizę symptomów oraz badania, tak dobry konsultant Vastu może zdiagnozować stan energetyczny Twojego domu poprzez analizę jego planu oraz symptomów jego mieszkańców.

Jakie są symptomy zaburzonej energii domu?

- ludzie żyjący w tym miejscu często czują, że nie mają energii i mogą czuć się ciągle zmęczeni

- problemy ze zdrowiem mogą się pojawiać bardzo często – zwłaszcza bóle głowy, problemy z kręgosłupem, trawieniem oraz snem

- mieszkańcy tego miejsca mogą często się kłócić i wchodzić w konflikty

- mogą pojawiać się znaczące problemy w przepływie pieniędzmi

Jakie są najczęstsze tego powody?

Nieharmonijna rotacja budynku – to najczęstszy problem. Jeśli miejsce, w którym żyjesz (niezależnie od tego, czy jest to dom czy mieszkanie) nie ma odpowiedniej rotacji, czyli idealnego dopasowania do kierunków świata, wtedy niektóre części Vastu Purushy są „poza” budynkiem. Istnieje głębokie naukowe wytłumaczenie, dlaczego tak ważne jest, aby dom miał rotację idealnie dopasowaną do kierunków świata – można by o tym napisać osobny artykuł. Tutaj wystarczy napisać, że jeśli rotacja budynku nie jest idealna, wtedy Twój dom nie jest właściwie dostrojony do pola elektromagnetycznego samej Ziemi.

Niewystarczająca ilość słońca – jeśli miejsce, w którym żyjesz, nie ma wystarczająco dużo okien, wtedy Vastu Purusha, duch Twojego domu, nie otrzymuje wystarczającej ilości energii słonecznej. Gdy zaś to się dzieje, wtedy także mieszkańcy tego domu będą często czuli się zmęczeni i pozbawieni energii – a mogą nawet pojawić się choroby.

Zbyt duże obciążenie – tak jak niektóre części Twojego ciała są bardziej wrażliwe niż inne i nie powinno się ich obciążać zbytnim ciężarem, tak niektóre części „ciała” Vastu Purushy są bardzo wrażliwe i powinny pozostać puste i otwarte. Gdy zaś w tych miejscach znajdują się ściany lub meble, wtedy mogą pojawić się poważne problemy ze zdrowiem, zwłaszcza z kręgosłupem.

Niewystarczająca ilość przestrzeni – to kolejny częsty problem. Jeśli zbyt wiele osób żyje na zbyt małej przestrzeni, wtedy Vastu Purusha nie może obdarzyć ich wystarczającą ilością energii i często będą czuli się zmęczeni. Mieszkańcy takiego miejsca mogą też często czuć się przez to nerwowi i kłócić się ze sobą. Jednakże zbyt duża przestrzeń także nie jest wskazana. Trzeba zachować balans.

Nieprawidłowo umieszczony pokój lub wejście – jeśli kuchnia, łazienka, sypialnia czy wejście domu są umieszczone w nieprawidłowy sposób, może to prowadzić do kolejnych poważnych problemów, a często chorób – to dlatego, że może to spowodować dużą dysharmonię pomiędzy pięcioma żywiołami.

Zamknięcie na wpływy planetarne – jeśli pewne korzystne wpływy planeterne, czy to w Twoim indywidualnym horoskopie, czy w „ciele” Vastu są zamknięte, wtedy znów duch Vastu nie może otrzymać wystarczającej ilości energii, co prowadzi do braku energii w danych sferach życia u mieszkańców tego miejsca.

Biorąc to wszystko pod uwagę, łatwo jest zrozumieć, dlaczego poprzez uzdrowienie swojego domu, dosłownie uzdrawiasz swoje życie. Twój dom jest dosłownie metaforą Twojego życia – i zawsze idealną. Każde zaburzenie i każda dysharmonia, jakich doświadczasz w swoim życiu, odnajdziesz także w swoim domu. Ale jest też dobra wiadomość: gdy uzdrawiasz swój domu dzięki nauce Vastu, możesz dosłownie uzdrowić swoje życie. My doświadczyliśmy tego w życiu jak nikt inny. (Możesz przeczytać tutaj więcej o naszym osobistym doświadczeniu.)

8 powodów dla których powinieneś zostać weganinem! – Jest ich oczywiście znacznie więcej, ale to 8 wybranych powodów stanowiących fundament, dla którego już dzisiaj warto zmienić nawyki żywieniowe.

1. Zmieniając zawartość swego talerza – zmieniasz świat. Weganizm to nie tylko dieta, to także styl życia. Wykluczasz z menu produkty pochodzenia zwierzęcego i przyczyniasz się do zmniejszenia wykorzystywania zwierząt. Dzięki temu, że zwracasz uwagę na produkty, które kupujesz, rynek zbytu mięsa się zmniejsza. Nawet jeśli na zmiany czekać trzeba będzie długo, Ty już teraz będąc świadomym pochodzenia tego, co konsumujesz, wiesz, że dajesz dobry przykład… no, i masz czyste sumienie.

2. Zaczynasz przygodę z gotowaniem. Ograniczając spożycie mięsa, jaj i nabiału zwiększasz swoją kreatywność poszukując oryginalnych przepisów na codzienne posiłki. Poznajesz nowe dania, wymyślasz potrawy, które potrafią zaskoczyć smakiem nawet Ciebie. W Polsce gotowe produkty wegańskie jeszcze nie są tak popularne jak na Zachodzie, a jeśli już jakieś trafią na sklepowe półki, to niestety nie zawsze są na każdą kieszeń. Uczysz się też, jak żyć zdrowo nie przepłacając. I najważniejsze – masz świadomość, że żadne zwierzę nie oddało życia, abyś mógł cieszyć się smakiem dobrze wypieczonego steaka.

3. Chowasz ego w kieszeń i uczysz się cierpliwości do ludzi, którzy zawsze znajdą setki stereotypowych argumentów, aby wytłumaczyć Ci, że człowiek mięso jeść powinien. Być może nie raz też zostaniesz uraczony suchym żartem na temat wyższości podduszanej polędwicy krakowskiej nad suchym liściem kopru.

4.Nawet nie będąc działaczem wegańskich stowarzyszeń, uświadamiasz rodzinę i przyjaciół, dlaczego takiego wyboru dokonałeś. Zdziwisz się jak wiele osób może zainspirować się samym tylko dobrym przykładem.

5. Unikasz wielu chorób, a przy okazji odejmujesz sobie lat, bo jesz kolorowe jedzenie z mnóstwem witamin.  Twoja cera stanie się jędrniejsza, a ciało zdrowsze. Jeśli uprawiasz sport, to jeszcze lepiej. Poczytaj sobie o wegańskich, profesjonalnych sportowcach – mają zarówno świetne efekty zdrowotne, jaki i doskonałe wyniki w swoich dyscyplinach.

6. Nie jesz mięsa? To co Ty w ogóle jesz? Wszystko! Jakby nie patrzeć – większy jest wybór produktów roślinnych, niż zwierzęcych. Wystarczy szybka wizyta na pobliskim rynku, aby znaleźć dziesiątki inspiracji na zdrowy i pełnowartościowy obiad, którego ugotowanie zajmie ci dosłownie chwilę. Szczególnie teraz – gdy, dzięki wegańskim portalom, internetowym blogom i forom na wyciągniecie ręki masz setki gotowych przepisów.

7.Poznajesz mnóstwo ciekawych ludzi, którzy z różnych powodów wybrali taką dietę jak Ty. Dzięki nim cały czas poszerzasz wiedzę – myślisz sercem, nie brzuchem. A nawet jeśli za większość Twoich życiowych decyzji odpowiada żołądek (jak jest w moim przypadku), to przejadając się chlebem z rzodkiewką nie zapewnisz sobie wykręcającej jelita niestrawności.

8. A po ósme – bo niby czemu nie?

Dominika Repetto Czapska

http://duuff.com/8-powodow-dlaczego-powinienes-zostac-weganinem/

8 powodów dla których powinieneś zostać weganinem!

Jest ich oczywiście znacznie więcej, ale to 8 wybranych powodów stanowiących fundament, dla którego już dzisiaj warto zmienić nawyki żywieniowe.

1. Zmieniając zawartość swego talerza – zmieniasz świat. Weganizm to nie tylko dieta, to także styl życia. Wykluczasz z menu produkty pochodzenia zwierzęcego i przyczyniasz się do zmniejszenia wykorzystywania zwierząt. Dzięki temu, że zwracasz uwagę na produkty, które kupujesz, rynek zbytu mięsa się zmniejsza. Nawet jeśli na zmiany czekać trzeba będzie długo, Ty już teraz będąc świadomym pochodzenia tego, co konsumujesz, wiesz, że dajesz dobry przykład… no, i masz czyste sumienie.

2. Zaczynasz przygodę z gotowaniem. Ograniczając spożycie mięsa, jaj i nabiału zwiększasz swoją kreatywność poszukując oryginalnych przepisów na codzienne posiłki. Poznajesz nowe dania, wymyślasz potrawy, które potrafią zaskoczyć smakiem nawet Ciebie. W Polsce gotowe produkty wegańskie jeszcze nie są tak popularne jak na Zachodzie, a jeśli już jakieś trafią na sklepowe półki, to niestety nie zawsze są na każdą kieszeń. Uczysz się też, jak żyć zdrowo nie przepłacając. I najważniejsze – masz świadomość, że żadne zwierzę nie oddało życia, abyś mógł cieszyć się smakiem dobrze wypieczonego steaka.

3. Chowasz ego w kieszeń i uczysz się cierpliwości do ludzi, którzy zawsze znajdą setki stereotypowych argumentów, aby wytłumaczyć Ci, że człowiek mięso jeść powinien. Być może nie raz też zostaniesz uraczony suchym żartem na temat wyższości podduszanej polędwicy krakowskiej nad suchym liściem kopru.

4.Nawet nie będąc działaczem wegańskich stowarzyszeń, uświadamiasz rodzinę i przyjaciół, dlaczego takiego wyboru dokonałeś. Zdziwisz się jak wiele osób może zainspirować się samym tylko dobrym przykładem.

5. Unikasz wielu chorób, a przy okazji odejmujesz sobie lat, bo jesz kolorowe jedzenie z mnóstwem witamin. Twoja cera stanie się jędrniejsza, a ciało zdrowsze. Jeśli uprawiasz sport, to jeszcze lepiej. Poczytaj sobie o wegańskich, profesjonalnych sportowcach – mają zarówno świetne efekty zdrowotne, jaki i doskonałe wyniki w swoich dyscyplinach.

6. Nie jesz mięsa? To co Ty w ogóle jesz? Wszystko! Jakby nie patrzeć – większy jest wybór produktów roślinnych, niż zwierzęcych. Wystarczy szybka wizyta na pobliskim rynku, aby znaleźć dziesiątki inspiracji na zdrowy i pełnowartościowy obiad, którego ugotowanie zajmie ci dosłownie chwilę. Szczególnie teraz – gdy, dzięki wegańskim portalom, internetowym blogom i forom na wyciągniecie ręki masz setki gotowych przepisów.

7.Poznajesz mnóstwo ciekawych ludzi, którzy z różnych powodów wybrali taką dietę jak Ty. Dzięki nim cały czas poszerzasz wiedzę – myślisz sercem, nie brzuchem. A nawet jeśli za większość Twoich życiowych decyzji odpowiada żołądek (jak jest w moim przypadku), to przejadając się chlebem z rzodkiewką nie zapewnisz sobie wykręcającej jelita niestrawności.

8. A po ósme – bo niby czemu nie?

Dominika Repetto Czapska

http://duuff.com/8-powodow-dlaczego-powinienes-zostac-weganinem/

7 kroków do weganizmu – 1. Zdobądź wiedzę o przemyśle, czyli o tym, jak naprawdę traktuje się zwierzęta.

Dziesiątki miliardów zwierząt na całym świecie są eksploatowane, okaleczane, męczone i mordowane w imię zysku. We współczesnym przemyśle mięsnym poza zyskiem nie liczy się nic. Krówki, kurki i świnki są szczęśliwe jedynie w reklamach i bajkach dla dzieci. Rzeczywistość jest dużo bardziej smutna, żeby nie powiedzieć przerażająca, ale warto ją poznać. Warto też wiedzieć, że jedna osoba przechodząc na weganizm, ratuje rocznie trzydzieści zwierząt gospodarskich, a przez dawanie swoim działaniem przykładu innym ten potencjał jest dużo wyższy. To konsumenci kształtują rynek. Razem możemy więcej.

2. Zdobądź wiedzę o tym, jak to wpływa na świat.

Mięso stanowi jedno z największych zagrożeń współczesnego świata. Zakłady chowu przemysłowego stanowią dla dziury ozonowej niebezpieczeństwo większe niż transport. Z hodowli bydła pochodzi aż 14,5 procent wszystkich gazów cieplarnianych. To o 40 procent więcej niż produkują wszystkie samochody, statki, samoloty i pociągi razem wzięte.6

Odchody zwierząt hodowlanych zanieczyszczają środowisko 160 razy bardziej niż ścieki miejskie6. Nie będę wspominać o wypalaniu lasów deszczowych pod pastwiska dla bydła (1/3 lądów naszej planety zajmuje przemysł hodowlany)7 ani o herbicydach i pestycydach, królujących na polach uprawnych genetycznie modyfikowanych roślin na paszę dla zwierząt, które to pola stanowią 70% wszystkich pól uprawnych na Ziemi.8

3. Zdobądź wiedzę o tym, co jest dla Ciebie zdrowe.

Według ONZ i wielu innych niezależnych organizacji, instytutów i uniwersytetów, weganizm jest zdrowy dla każdego, włączając w to dzieci w każdym wieku, kobiety w ciąży czy sportowców9. Wbrew powszechnym opiniom weganie i wegetarianie dostarczają swoim organizmom optymalną ilość białka. Weganizm sprzyja utrzymaniu niskiego poziomu cholesterolu we krwi i odpowiedniego ciśnienia, zmniejsza ryzyko występowania wszystkich chorób cywilizacyjnych, w tym chorób serca, nadciśnienia i cukrzycy typu 2. Weganie mają też zwykle niższy wskaźnik masy ciała BMI i rzadziej chorują na raka.10 11 Według niektórych badań weganie żyją nawet do 15 lat dłużej niż wszystkożercy.12 13 14 15

4. Poznaj alternatywy produktów i sposobów odżywiania.

Przed podjęciem decyzji warto poznać i popróbować produktów, które wybijają się z ram znanej nam kuchni, choć bycie weganinem/weganką wcale nie musi się wiązać z kupowaniem egzotycznych, często bardzo drogich produktów w drugiego końca świata. Lokalny ryneczek często potrafi dostarczyć wszystkiego, co najlepsze. Niekiedy łatwiej jest znać wegańskie sposoby na naleśniki, pizzę czy cokolwiek Ci przyjdzie do głowy, ale to, co tak bardzo zaskakuje osoby, które świeżo przeszły na weganizm to niesamowite bogactwo smaków i przytłaczająca ilość możliwości, które otwiera przed nimi kuchnia roślinna.

5. Poznaj innych wegan.

Czy wiesz, że na świecie jest ponad 600 milionów wegetarian?16 Wegan jest trochę mniej, niektórzy z nich są nawet mili, ale na pewno każdy z nich chętnie wspomoże Cię wiedzą i zapałem. I wcale nie tak trudno ich znaleźć (np. tutaj: http://veganbuddy.pl/).

I nie są kosmitami. Niektórzy.

6. Co z nawykami żywieniowymi?

Nie musisz przestawać jeść swoich ulubionych potraw, żeby przejść na weganizm. Przyzwyczajenia dietetyczne nie należą do rzeczy, które łatwo można zmienić. Większość ludzi ma z tym problemy, bo smaki z dzieciństwa kształtują nasze poczucie bezpieczeństwa. Ale na rynku jest dostępny naprawdę szeroki wybór roślinnych zamienników wszelkiego rodzaju kotletów, kiełbas, serów, jogurtów, itp., a Internet aż kipi od blogów z przepisami na twarożek z orzechów, majonez sojowy czy wspaniałe ciasta bez użycia jajek czy mleka. Nie musisz rezygnować ze swoich przyzwyczajeń, a nowe potrawy wprowadzać stopniowo. Twoje ciało da Ci znać co dla niego dobre. Tak, to jest tak proste! Jeśli nie jesteś pewna/y swoich nawyków żywieniowych możesz zacząć od stopniowego eliminowania produktów odzwierzęcych, zastępując je roślinnymi. Gwarantuję Ci, że bardzo szybko poczujesz różnicę w jakości swojego życia.

7. Zrób to!

Nie wahaj się! To prostsze niż myślisz.

Tekst: Art Haegenbarth

7 kroków do weganizmu

1. Zdobądź wiedzę o przemyśle, czyli o tym, jak naprawdę traktuje się zwierzęta.

Dziesiątki miliardów zwierząt na całym świecie są eksploatowane, okaleczane, męczone i mordowane w imię zysku. We współczesnym przemyśle mięsnym poza zyskiem nie liczy się nic. Krówki, kurki i świnki są szczęśliwe jedynie w reklamach i bajkach dla dzieci. Rzeczywistość jest dużo bardziej smutna, żeby nie powiedzieć przerażająca, ale warto ją poznać. Warto też wiedzieć, że jedna osoba przechodząc na weganizm, ratuje rocznie trzydzieści zwierząt gospodarskich, a przez dawanie swoim działaniem przykładu innym ten potencjał jest dużo wyższy. To konsumenci kształtują rynek. Razem możemy więcej.

2. Zdobądź wiedzę o tym, jak to wpływa na świat.

Mięso stanowi jedno z największych zagrożeń współczesnego świata. Zakłady chowu przemysłowego stanowią dla dziury ozonowej niebezpieczeństwo większe niż transport. Z hodowli bydła pochodzi aż 14,5 procent wszystkich gazów cieplarnianych. To o 40 procent więcej niż produkują wszystkie samochody, statki, samoloty i pociągi razem wzięte.6

Odchody zwierząt hodowlanych zanieczyszczają środowisko 160 razy bardziej niż ścieki miejskie6. Nie będę wspominać o wypalaniu lasów deszczowych pod pastwiska dla bydła (1/3 lądów naszej planety zajmuje przemysł hodowlany)7 ani o herbicydach i pestycydach, królujących na polach uprawnych genetycznie modyfikowanych roślin na paszę dla zwierząt, które to pola stanowią 70% wszystkich pól uprawnych na Ziemi.8

3. Zdobądź wiedzę o tym, co jest dla Ciebie zdrowe.

Według ONZ i wielu innych niezależnych organizacji, instytutów i uniwersytetów, weganizm jest zdrowy dla każdego, włączając w to dzieci w każdym wieku, kobiety w ciąży czy sportowców9. Wbrew powszechnym opiniom weganie i wegetarianie dostarczają swoim organizmom optymalną ilość białka. Weganizm sprzyja utrzymaniu niskiego poziomu cholesterolu we krwi i odpowiedniego ciśnienia, zmniejsza ryzyko występowania wszystkich chorób cywilizacyjnych, w tym chorób serca, nadciśnienia i cukrzycy typu 2. Weganie mają też zwykle niższy wskaźnik masy ciała BMI i rzadziej chorują na raka.10 11 Według niektórych badań weganie żyją nawet do 15 lat dłużej niż wszystkożercy.12 13 14 15

4. Poznaj alternatywy produktów i sposobów odżywiania.

Przed podjęciem decyzji warto poznać i popróbować produktów, które wybijają się z ram znanej nam kuchni, choć bycie weganinem/weganką wcale nie musi się wiązać z kupowaniem egzotycznych, często bardzo drogich produktów w drugiego końca świata. Lokalny ryneczek często potrafi dostarczyć wszystkiego, co najlepsze. Niekiedy łatwiej jest znać wegańskie sposoby na naleśniki, pizzę czy cokolwiek Ci przyjdzie do głowy, ale to, co tak bardzo zaskakuje osoby, które świeżo przeszły na weganizm to niesamowite bogactwo smaków i przytłaczająca ilość możliwości, które otwiera przed nimi kuchnia roślinna.

5. Poznaj innych wegan.

Czy wiesz, że na świecie jest ponad 600 milionów wegetarian?16 Wegan jest trochę mniej, niektórzy z nich są nawet mili, ale na pewno każdy z nich chętnie wspomoże Cię wiedzą i zapałem. I wcale nie tak trudno ich znaleźć (np. tutaj: http://veganbuddy.pl/).

I nie są kosmitami. Niektórzy.

6. Co z nawykami żywieniowymi?

Nie musisz przestawać jeść swoich ulubionych potraw, żeby przejść na weganizm. Przyzwyczajenia dietetyczne nie należą do rzeczy, które łatwo można zmienić. Większość ludzi ma z tym problemy, bo smaki z dzieciństwa kształtują nasze poczucie bezpieczeństwa. Ale na rynku jest dostępny naprawdę szeroki wybór roślinnych zamienników wszelkiego rodzaju kotletów, kiełbas, serów, jogurtów, itp., a Internet aż kipi od blogów z przepisami na twarożek z orzechów, majonez sojowy czy wspaniałe ciasta bez użycia jajek czy mleka. Nie musisz rezygnować ze swoich przyzwyczajeń, a nowe potrawy wprowadzać stopniowo. Twoje ciało da Ci znać co dla niego dobre. Tak, to jest tak proste! Jeśli nie jesteś pewna/y swoich nawyków żywieniowych możesz zacząć od stopniowego eliminowania produktów odzwierzęcych, zastępując je roślinnymi. Gwarantuję Ci, że bardzo szybko poczujesz różnicę w jakości swojego życia.

7. Zrób to!

Nie wahaj się! To prostsze niż myślisz.

Tekst: Art Haegenbarth

Dlaczego warto biegać? – Dlaczego warto biegać?

Kiedy zacząłem biegać, niespełna rok temu, usłyszałem od wielu znajomych: Co Ty robisz, to niezdrowe? Skrajna opinia, z którą się spotkałem brzmiała jeszcze bardziej niewiarygodnie: Najdłużej żyją psy, które leżą na kanapach. Jednak moje samopoczucie po bieganiu przeczyło tym opiniom. Chudnę, mam więcej energii i z utęsknieniem czekam na następny trening, który sobie wyznaczyłem. Przebiegnięte kilometry potwierdzały słuszność wyboru. Nie zniechęcały drobne trudności i kontuzje. Czy jestem w tym odosobniony? Postanowiłem sprawdzić i zapytać biegaczy, dlaczego warto. Bo to, że warto, nie mam wątpliwości.

- Po drodze zostawiam kilkanaście lat alkoholowego i narkotykowego zamulenia, zostawiam frustrację i jeśli znajduję odpowiedzi na pytania, które kiedyś sobie zadałem, to w rytmie zapracowanych płuc, pulsu i kroków odkrywam świat i siebie. Układam sobie puzzle w duszy, układam strukturę mięśni – twierdzi Paweł. Wiesław uważa, że warto biegać gdyż nie kosztuje to zbyt wiele, nie tylko finansowo, ale także w sensie wysiłku. – W każdej chwili można zwolnić tempo biegu lub zmienić go na marsz – przekonuje. – Ponadto bieganie to poczucie dobrze spędzonego czasu, lepsza forma fizyczna i psychiczna. Stabilna masa ciała pozwalająca na nieco więcej, niż tylko schylanie się w celu zawiązania sznurówek, fantastyczne nowe znajomości i satysfakcja nie do opisania. Dla Agnieszki w czasie studiów bieganie było najlepszą receptą na stres przed egzaminami i pracą magisterską. Później było bodźcem do utrzymania smukłej sylwetki w czasie ciąży i tuż po niej. A muszę przyznać figura Pani Agnieszki jest nienaganna. Sopocianka w szczególny sposób namawia do biegania kobiety. – Zacznijcie biegać, a wszystkie problemy rozwiążą się same. Będziecie szczupłe, promienne, uśmiechnięte, a wasi mężczyźni od razu zauważą w Was to piękno. To sposób na szczęście – kończy z uśmiechem na ustach. Klaudia podczas biegania jest sobą i jak twierdzi niczego nie ukrywa. Karolina dla wszystkich zastanawiających się pań ma jeszcze jeden ważny argument. – Bieganie odmładza oraz wygładza, działa jak naturalny lifting.

Zdecydowanie lubię moje nowe wybiegane ciało. Wygląda nawet lepiej niż przed ciążą. Michał wymienia kilka powodów, dla których jego zdaniem warto biegać. I tak po pierwsze można biegać przed pracą i poprzez poranny wylew endorfin uodpornić się na zrzędzenie szefa. Zapewne dla wielu Polaków to może być ważny argument. Po drugie biegając wieczorem nie będzie trzeba sięgać po piwo, które pomoże zasnąć. Pan Michał dodaje, że podczas przygody z bieganiem spotkał się z kilkoma osobami, które w ten sposób rozwiązały problem przyzwyczajenia do wieczornego „browarka”. Po trzecie można biegać wolno i daleko, aby zgubić zbędne kilogramy. Po czwarte warto trenować w modnych miejscach miasta, aby poznać ciekawe osoby. Piąty powód jakże ważny. Można weekendowo „szlajać” się po lesie, aby przemyśleć problemy minionego tygodnia. Sześć, uwaga wraca piwko, ale już w nowej odsłonie. Można biegać i startować w zawodach ulicznych, a po nich z kumplami wypić browarka. Jeden zaspokoi pragnienie. A i jego smak jest jakiś lepszy. I nie szkodzi. Siódmy powód szczególnie w Polsce ważny. Biegając odciążymy Narodowy Fundusz Zdrowia. Po prostu rzadziej będziemy z niego korzystać. Ponadto, po ósme, dobrze wybiegane kilometry to niemalże gwarancja samo wystarczalności na emeryturze. Po dziewiąte… już Michał zaczął mówić, kiedy przeprosił i powiedział, że to chyba wystarczy. Po chwili dodał z rozbrajającą szczerością, że to musi wystarczyć, bo on idzie biegać. Jeśli jeszcze kogoś nie przekonałem to uwaga! Ta forma rekreacji przyczynia się do rozwoju miłości.

Pani Monika wylicza: Bieganie uczy systematyczności, planowania, konsekwencji, narzuca dyscyplinę, a jak próbujemy oszukiwać sami siebie to daje popalić. Oprócz czynników zdrowotnych, nie sapię wchodząc po schodach, schudłam, zastrzyk energii, daje to, co w życiu najważniejsze. Ukazuje jak kocha mnie mąż, który motywuje, pomaga zorganizować się w obowiązkach domowych, abym mogła potrenować. I w końcu czeka na mecie, aby wbiec na nią ze mną ze słowami kocham Cię. Bieganie dało mi lepsze życie – kończy Pani Monika. Coś jeszcze? Lista jest długa. Od pewnego czasu rozmawiam z wieloma biegaczami amatorami. Pytam ich o korzyści. I zauważam, że co osoba to inne. Oczywiście wiele z nich się powtarza. Jednak co do jednego jestem przekonany. Mówienie, pisanie o tym to za mało, aby w to uwierzyć. Bo wiara rodzi się z czynów. Tak więc może warto dziś wieczorem, zamiast siadać przed telewizorem ubrać dres, sportowe buty i pójść choć trochę się poruszać. Na początek kilka minut truchtu, marszu, co dwa trzy dni, tak aby nie zamęczyć się, tylko poczuć satysfakcję. Z każdym wyjściem, zobaczycie, że będzie lepiej. I tak już po kilku tygodniach dołączycie do grona moich rozmówców, dla których bieganie stało się punktem obowiązkowym dnia codziennego. Czego i Wam życzę. Do zobaczenia na ścieżkach.

/         Marcin Dybuk        natemat.pl      /

Dlaczego warto biegać?

Dlaczego warto biegać?

Kiedy zacząłem biegać, niespełna rok temu, usłyszałem od wielu znajomych: Co Ty robisz, to niezdrowe? Skrajna opinia, z którą się spotkałem brzmiała jeszcze bardziej niewiarygodnie: Najdłużej żyją psy, które leżą na kanapach. Jednak moje samopoczucie po bieganiu przeczyło tym opiniom. Chudnę, mam więcej energii i z utęsknieniem czekam na następny trening, który sobie wyznaczyłem. Przebiegnięte kilometry potwierdzały słuszność wyboru. Nie zniechęcały drobne trudności i kontuzje. Czy jestem w tym odosobniony? Postanowiłem sprawdzić i zapytać biegaczy, dlaczego warto. Bo to, że warto, nie mam wątpliwości.

- Po drodze zostawiam kilkanaście lat alkoholowego i narkotykowego zamulenia, zostawiam frustrację i jeśli znajduję odpowiedzi na pytania, które kiedyś sobie zadałem, to w rytmie zapracowanych płuc, pulsu i kroków odkrywam świat i siebie. Układam sobie puzzle w duszy, układam strukturę mięśni – twierdzi Paweł. Wiesław uważa, że warto biegać gdyż nie kosztuje to zbyt wiele, nie tylko finansowo, ale także w sensie wysiłku. – W każdej chwili można zwolnić tempo biegu lub zmienić go na marsz – przekonuje. – Ponadto bieganie to poczucie dobrze spędzonego czasu, lepsza forma fizyczna i psychiczna. Stabilna masa ciała pozwalająca na nieco więcej, niż tylko schylanie się w celu zawiązania sznurówek, fantastyczne nowe znajomości i satysfakcja nie do opisania. Dla Agnieszki w czasie studiów bieganie było najlepszą receptą na stres przed egzaminami i pracą magisterską. Później było bodźcem do utrzymania smukłej sylwetki w czasie ciąży i tuż po niej. A muszę przyznać figura Pani Agnieszki jest nienaganna. Sopocianka w szczególny sposób namawia do biegania kobiety. – Zacznijcie biegać, a wszystkie problemy rozwiążą się same. Będziecie szczupłe, promienne, uśmiechnięte, a wasi mężczyźni od razu zauważą w Was to piękno. To sposób na szczęście – kończy z uśmiechem na ustach. Klaudia podczas biegania jest sobą i jak twierdzi niczego nie ukrywa. Karolina dla wszystkich zastanawiających się pań ma jeszcze jeden ważny argument. – Bieganie odmładza oraz wygładza, działa jak naturalny lifting.

Zdecydowanie lubię moje nowe wybiegane ciało. Wygląda nawet lepiej niż przed ciążą. Michał wymienia kilka powodów, dla których jego zdaniem warto biegać. I tak po pierwsze można biegać przed pracą i poprzez poranny wylew endorfin uodpornić się na zrzędzenie szefa. Zapewne dla wielu Polaków to może być ważny argument. Po drugie biegając wieczorem nie będzie trzeba sięgać po piwo, które pomoże zasnąć. Pan Michał dodaje, że podczas przygody z bieganiem spotkał się z kilkoma osobami, które w ten sposób rozwiązały problem przyzwyczajenia do wieczornego „browarka”. Po trzecie można biegać wolno i daleko, aby zgubić zbędne kilogramy. Po czwarte warto trenować w modnych miejscach miasta, aby poznać ciekawe osoby. Piąty powód jakże ważny. Można weekendowo „szlajać” się po lesie, aby przemyśleć problemy minionego tygodnia. Sześć, uwaga wraca piwko, ale już w nowej odsłonie. Można biegać i startować w zawodach ulicznych, a po nich z kumplami wypić browarka. Jeden zaspokoi pragnienie. A i jego smak jest jakiś lepszy. I nie szkodzi. Siódmy powód szczególnie w Polsce ważny. Biegając odciążymy Narodowy Fundusz Zdrowia. Po prostu rzadziej będziemy z niego korzystać. Ponadto, po ósme, dobrze wybiegane kilometry to niemalże gwarancja samo wystarczalności na emeryturze. Po dziewiąte… już Michał zaczął mówić, kiedy przeprosił i powiedział, że to chyba wystarczy. Po chwili dodał z rozbrajającą szczerością, że to musi wystarczyć, bo on idzie biegać. Jeśli jeszcze kogoś nie przekonałem to uwaga! Ta forma rekreacji przyczynia się do rozwoju miłości.

Pani Monika wylicza: Bieganie uczy systematyczności, planowania, konsekwencji, narzuca dyscyplinę, a jak próbujemy oszukiwać sami siebie to daje popalić. Oprócz czynników zdrowotnych, nie sapię wchodząc po schodach, schudłam, zastrzyk energii, daje to, co w życiu najważniejsze. Ukazuje jak kocha mnie mąż, który motywuje, pomaga zorganizować się w obowiązkach domowych, abym mogła potrenować. I w końcu czeka na mecie, aby wbiec na nią ze mną ze słowami kocham Cię. Bieganie dało mi lepsze życie – kończy Pani Monika. Coś jeszcze? Lista jest długa. Od pewnego czasu rozmawiam z wieloma biegaczami amatorami. Pytam ich o korzyści. I zauważam, że co osoba to inne. Oczywiście wiele z nich się powtarza. Jednak co do jednego jestem przekonany. Mówienie, pisanie o tym to za mało, aby w to uwierzyć. Bo wiara rodzi się z czynów. Tak więc może warto dziś wieczorem, zamiast siadać przed telewizorem ubrać dres, sportowe buty i pójść choć trochę się poruszać. Na początek kilka minut truchtu, marszu, co dwa trzy dni, tak aby nie zamęczyć się, tylko poczuć satysfakcję. Z każdym wyjściem, zobaczycie, że będzie lepiej. I tak już po kilku tygodniach dołączycie do grona moich rozmówców, dla których bieganie stało się punktem obowiązkowym dnia codziennego. Czego i Wam życzę. Do zobaczenia na ścieżkach.

/ Marcin Dybuk natemat.pl /