Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

Szukaj


 

Znalazłem 15 takich materiałów

Siła i zdrowie na roślinach

Przedstawiamy Wam dzisiaj tłumaczenie artykułu Melody Schoenfeld – siostry Brada Schoenfeld’a – jednego z największych autorytetów w świecie sportów siłowych. Melody jest trenerką i dietetyczką, od lat zajmuje się przerzucaniem ciężarów na diecie roślinnej.

Jestem weganką od 14-stu lat. Nie spożywam żadnych produktów odzwierzęcych, nie jem ryb. Jestem weganką, niezależnie od okoliczności. Nie jem jaj, mleka, mięsa, nie korzystam z serwatki i kazeiny. Nie noszę wełny, jedwabiu ani naturalnej skóry. Od kiedy w wieku 5 lat uświadomiłam sobie jak cierpieć muszą gotowane żywcem homary, wiedziałam, że weganizm jest moją drogą i wyborem. Nie jestem w stanie znieść myśli o krzywdzeniu innych zwierząt. Tak, weganizm to dla mnie kwestia etyki i moralności.

Czytaj dalej →


Czym są myśli?

Czasami czujesz, że coś ma nad tobą władzę. Męczy cię, dręczy i nie opuszcza. To myśli, ich potok, który zmienia się i nie przynosi ulgi. Czym są myśli? Przekonaj się, wykonując ćwiczenie.

Czytaj dalej →


Kroki do szczęścia

Odwaga? Optymizm? Medytacja? Eksperci radzą, jak odnaleźć szczęście.
Myśl pozytywnie! Oto kilka sposobów na szczęście : 

„Pozytywne nastawienie do świata czyni cię bardziej atrakcyjnym i elastycznym, sprawia, że masz niższe ciśnienie krwi, rzadziej cię coś boli albo się przeziębiasz, lepiej śpisz. Zwiększa liczbę dobrych emocji każdego dnia, nawet tych przelotnych. Jedna taka emocja może prowadzić ku drugiej itd., aż wkroczymy na spiralę pozytywnego nastawienia. 

Czytaj dalej →


Na bosaka

Nie ma nic lepszego dla nóg niż chodzenie boso. Pomaga rozwijać mięśnie, pozwala skórze swobodnie oddychać, a całemu ciału mocno stanąć na ziemi. Chodzenie boso można porównać do uprawiania jogi. Po czterech miesiącach 30-minutowych spacerów, trzy razy w tygodniu, w sposób naturalny obniża się ciśnienie krwi.

Czytaj dalej →


10 sposobów by przechytrzyć raka

Czas obalić mit, że „rak to geny”. Geny (na które tak chętnie lubimy zwalać winę) są jak nabity pistolet: ktoś jeszcze musi pociągnąć za spust, sam z siebie nie wypali. Każdego dnia tak na dobrą sprawę „dostajemy raka” i się go pozbywamy: miliardy naszych zdegenerowanych komórek umiera i zostaje zastępowane przez komórki nowe. W czasie kiedy czytasz to zdanie proces ten zajdzie w kilkudziesięciu tysiącach Twoich komórek.

Czytaj dalej →


Trening domowy w pięciu krokach

Jeżeli dopiero zaczynasz swoją przygodę z treningiem warto skorzystać z gotowego planu treningowego, który pomoże ci w utrzymaniu systematyczności. Nie znasz jeszcze swojego ciała, nie wiesz jak reaguje na wysiłek fizyczny, masz zbyt mało doświadczenia by ćwiczyć bez konkretnie nakreślonego programu. Warto zacząć od 3-4 treningów w tygodniu. Możesz spróbować treningów siłowych, wytrzymałościowo-siłowych, pracować w ramach FBW (full body workout) lub treningów dzielonych. O co chodzi, od czego zacząć i o czym warto pamiętać? Poniżej krótki poradnik dla wszystkich początkujących:

Czytaj dalej →


Yoga rave- impreza bez używek. – Rave czyli najszybszy bit pod słońcem do tej pory kojarzył się z extasy, alkoholem i zadymionymi pod koniec lat 90. - klubami. Joga przez wielu uznawana jest za spokojną aktywność dla flegmatyków. Yoga Rave to nie oksymoron, ale totalny hit w Londynie, Nowym Jorku i Berlinie. Po sesji ćwiczeń cała sala słucha elektronicznej muzyki na żywo w wykonaniu DJ-ja i tańczy w światłach ultrafioletu. Na trzeźwo, z wodą kokosową zamiast drinków, ze zdrowymi koktajlami zamiast narkotyków.

Współcześni 20-paro i 30-kilkulatkowie są najbardziej zapracowanym pokoleniem. X czy Y idą do biura w godzinach porannych, a wychodzą po zmroku (co prawda w listopadzie ciemno jest zarówno rano, jak i popołudniu, ale ten stan trwa przez cały rok). Pracują na maksa od poniedziałku do piątku, a niektórzy nawet do soboty. Czasami po powrocie do domów siadają do swoich laptopów i telefonów, żeby dokończyć służbowe zadania… A raczej siadaMY, bo to dotyczy także mnie i moich najbliższych przyjaciół!

Pędzimy bez końca, więc w okolicy piątku, mamy, jak mawiają niektórzy ochotę „urwać” i odreagować. I dla jednych z nas najlepszym środkiem do tego są używki i impreza (nie polecam, bo po 30stce kac kończy się gdzieś w okolicach wtorku, a kojarzenie faktów i praca na właściwych obrotach zaczyna koło środy), dla innych - życie rodzinne i porządna dawka snu i spacerów (to ja i moje „nudne” poukładane życie), a dla trzeciej grupy - sport i aktywnie spędzony czas.

Dlatego kiedy usłyszałam od Natalii Zawady, projektantki ubrań do jogi Starseeds, która na co dzień mieszka w Londynie, o jej nowym odkryciu: Yoga Rave, postanowiłam o tym napisać. To alternatywa dla miłośników aktywności, dbania o ciało i imprez, które nie kończą się kacem. Ewentualnie - zakwasami, bo po półtoragodzinnym treningu jogi, następują dwie godziny tańca przy house’owych dźwiękach muzyki na żywo. Pozytywna energia jest wpisana w plan całej imprezy. 

A jej uczestnicy są poubierani w wygodne ciuchy do jogi i świecące gadżety (neonowe glow-sticki, odblaski, kolorowe makijaże, fluorescencyjne dodatki). Znudzeni powolnymi sesjami jogi, zmęczeni intensywnym imprezowaniem, dostają na zajęciach Yoga Rave jedno i drugie jako zdrowy pakiet, dla rozrywkowej grupy ludzi. I to najlepszy trend dla poszukujących. Niestety narazie poza kilkoma pojedynczymi imprezami, nie zakorzeniony póki co w Polsce.

Zresztą Yoga Rave to jeden ze sposobów odreagowania stresu, nawału pracy, których młodzi ludzie na całym świecie coraz częściej poszukują i praktykują (na oficjalnej stronie Yoga Rave jest przekierowanie do USA, krajów Ameryki Południowej, więc rzecz nie dzieje się tylko w samym Londynie).

Zapytałam Natalię, jak wygląda taka sesja jogi i zdała mi relację na gorąco: 
    Yoga Rave w Londynie to już nie pojedyncze imprezy, zrywy, eventy. Zajęcia mają charakter cykliczny i cieszą się coraz większą grupą fanów. Poranne sesje przed pracą w Black and Light Yoga dają niezłego kopa energetycznego. I z powodzeniem zastępują podwójne czy potrójne espresso (nawet przy moim skandalicznie niskim ciśnieniu).

    Po tak rozpoczętym dniu można góry przenosić! A 8 w porywach do 12 godzin przed komputerem nie wydaje się już straszne.

    Zresztą zwykle zajęcia wyglądają tak, że przychodzą ludzie, intensywnie ćwiczą zwykłe asany, a następnie tańczą do muzyki granej przez didżeja na żywo. Jest tak wesoło, jak na imprezie. A jednocześnie robimy dla ciała coś bardzo pożytecznego i ze skulonych od siedzenia godzinami przy laptopach i pokurczonych ludzików, zamieniamy się w pełnych energii, wyprostowanych i jakby wymasowanych - to właśnie w jodze kocham najbardziej i tego nie daje żaden inny sport. 

I najfajniejsze jest to, zdaniem projektantki, że kiedy już są po treningu, zamiast lecieć szybko na metro czy autobus i do domu, zostają w tej samej grupie i się bawią. Przyjemność, ruch, radość - ideał dla młodych aktywnych ludzi, którzy nie przepadają za pakowaniem na siłowni czy w klubach fitness. I swoją drogą niezłe połączenie: spokój i harmonia jogi, z szaleństwem imprezy techno. 

Zresztą moda na ćwiczenie jogi jest częścią zdrowego stylu życia, na jaki coraz częściej młodzi ludzie się decydują, zgodnie z tym co opowiada projektantka:

    Zdrowy styl życia jest teraz w Londynie najpopularniejszym trendem. Eko- żywność, eventy, ciuchy. I właśnie z myślą o ludziach, którzy podobnie do mnie i mojego męża lubią zdrowie, wygodę i dobrą zabawę projektujemy ubrania do jogi Starseeds. 

Oprócz elektronicznych sesji muzyki i jogi, ten trend wykorzystują różne marki, a nawet wykonawcy. I wczoraj w Londynie odbył się jeden z nich - Morning Glory, którego uczestnicy znaleźli się na planie teledysku "Unicorn" Basement Jaxx. A sponsor wydarzenia, marka produkująca mleko owsiane Oatly, z tej okazji przygotowała dla wszystkich pakiet masaży oraz zdrowych koktajli na bazie wody kokosowej, spiruliny czy jagód acai. Chętni ćwiczyli jogę, a pozostali tańczyli w rytm muzyki granej przez Basement Jaxx. I to o poranku!

Ale Yoga Rave to nie jedyna taka aktywność, na którą decydują się ludzie przed pracą lub po godzinach. Zamiast wygodnych kapci, dresu i kanapy, albo dłuższego pobytu pod kołdrą/kocem/prześcieradłem, szczęśliwi mieszkańcy południa, wybierają np. surfing. Wskakują na deskę o 6 rano, albo o 19 - po pracy. To dobry początek dnia, albo świetne jego zwieńczenie, w zależności od tego, co kto lubi. Oczywiście surfowania po zatoce w naszej „polskiej Kaliforni” (na Helu) o tej porze roku nie polecam, ale rzeczywiście warto się przed pracą nieco poruszać.

Moje koleżanki codziennie rano uprawiają jogging po parku, a kolega pływa - "basen", podobnie jak "park o poranku jest pusty i cały dla nas" - argumentują. I mają rację. A oprócz racji, więcej siły i jak twierdzą oszczędzają na kawie, a depresja jesienno-zimowa ich zupełnie nie dotyczy. Póki nie ma regularnych zajęć Yoga Rave i skoro nie mamy ciepłego morza, w którym dałoby się posurfować, trzeba sobie znaleźć dobrą aktywność na czas słoty (taniec? pilates? crossfit?), która daje równie energetycznego kopa. I po której nie ma się kaca, za to niezły przypływ endorfin i ładniej wyrzeźbione, sprawniejsze ciało.

Yoga rave- impreza bez używek.

Rave czyli najszybszy bit pod słońcem do tej pory kojarzył się z extasy, alkoholem i zadymionymi pod koniec lat 90. - klubami. Joga przez wielu uznawana jest za spokojną aktywność dla flegmatyków. Yoga Rave to nie oksymoron, ale totalny hit w Londynie, Nowym Jorku i Berlinie. Po sesji ćwiczeń cała sala słucha elektronicznej muzyki na żywo w wykonaniu DJ-ja i tańczy w światłach ultrafioletu. Na trzeźwo, z wodą kokosową zamiast drinków, ze zdrowymi koktajlami zamiast narkotyków.

Współcześni 20-paro i 30-kilkulatkowie są najbardziej zapracowanym pokoleniem. X czy Y idą do biura w godzinach porannych, a wychodzą po zmroku (co prawda w listopadzie ciemno jest zarówno rano, jak i popołudniu, ale ten stan trwa przez cały rok). Pracują na maksa od poniedziałku do piątku, a niektórzy nawet do soboty. Czasami po powrocie do domów siadają do swoich laptopów i telefonów, żeby dokończyć służbowe zadania… A raczej siadaMY, bo to dotyczy także mnie i moich najbliższych przyjaciół!

Pędzimy bez końca, więc w okolicy piątku, mamy, jak mawiają niektórzy ochotę „urwać” i odreagować. I dla jednych z nas najlepszym środkiem do tego są używki i impreza (nie polecam, bo po 30stce kac kończy się gdzieś w okolicach wtorku, a kojarzenie faktów i praca na właściwych obrotach zaczyna koło środy), dla innych - życie rodzinne i porządna dawka snu i spacerów (to ja i moje „nudne” poukładane życie), a dla trzeciej grupy - sport i aktywnie spędzony czas.

Dlatego kiedy usłyszałam od Natalii Zawady, projektantki ubrań do jogi Starseeds, która na co dzień mieszka w Londynie, o jej nowym odkryciu: Yoga Rave, postanowiłam o tym napisać. To alternatywa dla miłośników aktywności, dbania o ciało i imprez, które nie kończą się kacem. Ewentualnie - zakwasami, bo po półtoragodzinnym treningu jogi, następują dwie godziny tańca przy house’owych dźwiękach muzyki na żywo. Pozytywna energia jest wpisana w plan całej imprezy.

A jej uczestnicy są poubierani w wygodne ciuchy do jogi i świecące gadżety (neonowe glow-sticki, odblaski, kolorowe makijaże, fluorescencyjne dodatki). Znudzeni powolnymi sesjami jogi, zmęczeni intensywnym imprezowaniem, dostają na zajęciach Yoga Rave jedno i drugie jako zdrowy pakiet, dla rozrywkowej grupy ludzi. I to najlepszy trend dla poszukujących. Niestety narazie poza kilkoma pojedynczymi imprezami, nie zakorzeniony póki co w Polsce.

Zresztą Yoga Rave to jeden ze sposobów odreagowania stresu, nawału pracy, których młodzi ludzie na całym świecie coraz częściej poszukują i praktykują (na oficjalnej stronie Yoga Rave jest przekierowanie do USA, krajów Ameryki Południowej, więc rzecz nie dzieje się tylko w samym Londynie).

Zapytałam Natalię, jak wygląda taka sesja jogi i zdała mi relację na gorąco:
Yoga Rave w Londynie to już nie pojedyncze imprezy, zrywy, eventy. Zajęcia mają charakter cykliczny i cieszą się coraz większą grupą fanów. Poranne sesje przed pracą w Black and Light Yoga dają niezłego kopa energetycznego. I z powodzeniem zastępują podwójne czy potrójne espresso (nawet przy moim skandalicznie niskim ciśnieniu).

Po tak rozpoczętym dniu można góry przenosić! A 8 w porywach do 12 godzin przed komputerem nie wydaje się już straszne.

Zresztą zwykle zajęcia wyglądają tak, że przychodzą ludzie, intensywnie ćwiczą zwykłe asany, a następnie tańczą do muzyki granej przez didżeja na żywo. Jest tak wesoło, jak na imprezie. A jednocześnie robimy dla ciała coś bardzo pożytecznego i ze skulonych od siedzenia godzinami przy laptopach i pokurczonych ludzików, zamieniamy się w pełnych energii, wyprostowanych i jakby wymasowanych - to właśnie w jodze kocham najbardziej i tego nie daje żaden inny sport.

I najfajniejsze jest to, zdaniem projektantki, że kiedy już są po treningu, zamiast lecieć szybko na metro czy autobus i do domu, zostają w tej samej grupie i się bawią. Przyjemność, ruch, radość - ideał dla młodych aktywnych ludzi, którzy nie przepadają za pakowaniem na siłowni czy w klubach fitness. I swoją drogą niezłe połączenie: spokój i harmonia jogi, z szaleństwem imprezy techno.

Zresztą moda na ćwiczenie jogi jest częścią zdrowego stylu życia, na jaki coraz częściej młodzi ludzie się decydują, zgodnie z tym co opowiada projektantka:

Zdrowy styl życia jest teraz w Londynie najpopularniejszym trendem. Eko- żywność, eventy, ciuchy. I właśnie z myślą o ludziach, którzy podobnie do mnie i mojego męża lubią zdrowie, wygodę i dobrą zabawę projektujemy ubrania do jogi Starseeds.

Oprócz elektronicznych sesji muzyki i jogi, ten trend wykorzystują różne marki, a nawet wykonawcy. I wczoraj w Londynie odbył się jeden z nich - Morning Glory, którego uczestnicy znaleźli się na planie teledysku "Unicorn" Basement Jaxx. A sponsor wydarzenia, marka produkująca mleko owsiane Oatly, z tej okazji przygotowała dla wszystkich pakiet masaży oraz zdrowych koktajli na bazie wody kokosowej, spiruliny czy jagód acai. Chętni ćwiczyli jogę, a pozostali tańczyli w rytm muzyki granej przez Basement Jaxx. I to o poranku!

Ale Yoga Rave to nie jedyna taka aktywność, na którą decydują się ludzie przed pracą lub po godzinach. Zamiast wygodnych kapci, dresu i kanapy, albo dłuższego pobytu pod kołdrą/kocem/prześcieradłem, szczęśliwi mieszkańcy południa, wybierają np. surfing. Wskakują na deskę o 6 rano, albo o 19 - po pracy. To dobry początek dnia, albo świetne jego zwieńczenie, w zależności od tego, co kto lubi. Oczywiście surfowania po zatoce w naszej „polskiej Kaliforni” (na Helu) o tej porze roku nie polecam, ale rzeczywiście warto się przed pracą nieco poruszać.

Moje koleżanki codziennie rano uprawiają jogging po parku, a kolega pływa - "basen", podobnie jak "park o poranku jest pusty i cały dla nas" - argumentują. I mają rację. A oprócz racji, więcej siły i jak twierdzą oszczędzają na kawie, a depresja jesienno-zimowa ich zupełnie nie dotyczy. Póki nie ma regularnych zajęć Yoga Rave i skoro nie mamy ciepłego morza, w którym dałoby się posurfować, trzeba sobie znaleźć dobrą aktywność na czas słoty (taniec? pilates? crossfit?), która daje równie energetycznego kopa. I po której nie ma się kaca, za to niezły przypływ endorfin i ładniej wyrzeźbione, sprawniejsze ciało.

Wolność w życiu codziennym – Temat wolności towarzyszy mi od młodego wieku, kiedy zacząłem dostrzegać dysonanse otaczającego świata. Świata, gdzie przez całe wieki walczono o wolność. Przelewano krew, napisano całe biblioteki o niepodległości. Ha – zdobyto ją, a tymczasem trudno jest przejść ulicą w nietypowym ubraniu. A za chodzenie boso, można zostać wyrzuconym z centrum handlowego. Doświadczam tego na własnej skórze. Napiętnowanie niezależności, po tylu latach wojen o wolność!
Gdy przyjrzymy się nowym osiedlom, zobaczymy, jak wiele z nich jest szczelnie ogrodzonych. Jedynie w ramach wymówki można przywołać kwestie bezpieczeństwa. Tu problemem są ogrodzone, zakratowane głowy.
Ciotki, nauczyciele, sąsiedzi rozpowszechniają swoje gombrowiczowskie “SIĘ”. Tak [się] robi, [się] mówi, [się] żyje… aż suma tych kropel przepływa przez nasze synapsy, a ich głębia może kropić na kolejne osoby. Sądzę że musimy nauczyć się korzystać z wygranej przez naszych przodków wolności. Nauczyć się że życie należy do nas i mamy prawo wybrać własną drogę. 
Pamiętam taką sytuację – byłem wtedy w więzieniu. Dostałem celę z widokiem na budynek poza murami. Było to jakieś biuro, prawdopodobnie zajmowało się sprzedażą nieruchomości. Miałem szansę widzieć, przez zakratowane okno, pracującego tam człowieka. Nauczył się on już nie spoglądać w kierunku więzienia choć mury budynku bezpośrednio z nim sąsiadowały. Pracował dość długo, 10 godzin czasem trochę dłużej. Obserwowałem go podczas codziennych medytacji. Zrodził się we mnie pogląd, że tak naprawdę to jesteśmy sobie wzajemnie lustrem. Jego sytuacja niewiele się różniła od mojej. Też miał uniform, mój był zielony, a jego biały, z tym, że miał jeszcze pętlę na szyi w postaci krawata. Nasze cele były podobnej wielkości. Obydwoje mieliśmy kraty w oknach, tyle że on “dla bezpieczeństwa”. Przechadzał się w skupieniu po biurze, zaparzał kawę, przełączał stacje radiowe. Wyglądał identycznie jak reszta współosadzonych. Był dokładnie w tej samej sytuacji co ja. No poza drobnymi wyjątkami. My w celi się częściej śmialiśmy, a on, po godzinach pracy, szedł do sklepu i domu żeby wydać i skonsumować pieniądze które zarobił sprzedając 3/5 swojego życia.
Nie oceniam jego wyborów. Jednak dzięki takim osobom, jak ten pan, wiem że nie zgadzam się na transakcję sprzedaży własnego życia. Szczególnie na warunkach jakie oferuje nam aktualna rzeczywistość. Zabierają nas w wieku 6 lat na “edukację”, aby pokazać jak pracować. Po czym tyraj człowieku do 67 roku życia i wydaj całe zarobione pieniądze na lekarzy. Niedopuszczalne. Nie zamierzam brać w tym udziału. 
Mam pochodzenie romskie. Zostałem niesłusznie skazany za pochodzenie. Pani sędzina nie potrafiła przeskoczyć przez stereotyp, ale to temat na inny artykuł. Zagadnienie wolności jest trudniejsze niż mogłem sądzić na początku tej drogi. Od dwunastu lat prowadzimy wraz z żoną warsztaty rozwoju, z czego osiem w tematyce wolności. Dostrzegam, u siebie i u uczestników parę powtarzających się reakcji, Na jednym z etapów można rozumieć wolność poprzez obrazujące: “…teraz już mi wszystko wolno…”. Nabierając ochoty na robienie rzeczy wbrew wszystkim i wszystkiemu, na zasadzie wypalenia złości i frustracji. Czasem spływa na uczestników ogromna fala miłości. Jeszcze kiedy indziej dociera do nas uświadomiony determinizm wydarzeń. Jest to oczywiście podział umowny. U organicznej istoty nie ma bowiem tak wyraźnych szufladkowych podziałów.
Dzięki tej pracy zrozumieliśmy, że nie ma prawidłowej odpowiedzi, acz drogą do poznania siebie jest przede wszystkim świadomość! I nad tym głównie pracujemy. Trafną okazuje się być również praca nad miłością do samego siebie – nie mówię tu o czymś, co świat zachodni zwykł nazywać „pozytywnym myśleniem”, ale pełnej i głębokiej akceptacji własnych wad i zalet. By móc pozbyć się paranoicznego wyobrażenia, że można nie pasować do sytuacji, że można być odrzuconym.
Stosujemy różne techniki pracy. Jest to swoiste połączenie doświadczeń dramy pedagogicznej, pracy aktora w tym doświadczenia teatrów obrzędowych, tak zwane ćwiczenia wybudzające i wzjemnościowe, praca z głosem, akrobatyka. Każde ćwiczenie jest precyzyjnym narzędziem z jasno określonym celem wynikającym z metodologii i założeń.
WOLNOŚĆ W ŻYCIU CODZIENNYM Będąc jeszcze w Norwegii zbudowałem przyczepę/wóz cygański. Przywieźliśmy ją do Polski i w niej mieszkamy wraz z żoną. Nie ma tam prądu i paru innych “udogodnień”, ale jest za to dużo miłości. Taki dom na kółkach jest konsekwencją świadomości. Jak przyjrzymy się, czego tak naprawdę potrzebujemy, to okazuje się że jest tego mniej niż sądzimy. Henry David Thoreau zakładał się z ludźmi o to, kto dotrze szybciej do pobliskiego miasta – on na piechotę czy oni pociągiem. Gdy ci, próbowali zrozumieć jego motywy, wyjaśniał, że zaczyna iść już teraz, a oni muszą pójść jeszcze na dwa dni do pracy, aby zarobić na ten bilet kolejowy. I Podobnie jest tu – zmywarki, pralki i inne przedmioty wymagają naszego zaangażowania. Świadomość, że możemy je odrzucić jest rodzajem wolności. Są też ciemne strony pracy nad tego typu rozwojem. Otóż… nie ma stąd odwrotu. Jak już dotkniemy i usłyszymy siebie, będziemy mieli odrobinę odwagi, to już nigdy nie da się zagłuszyć otwartego serca i robić wbrew sobie. Nigdy też nie będziemy mogli zrzucić winy na nikogo innego za swoje życie. Nie będzie już żadnego “się”, którym można by wytrzeć usta. Bo ostatecznie wszystko jest konsekwencją naszej własnej, obecnej świadomości.
Z pozdrowieniami z przemijającego świata, Krzysztof Dziwny Gojtowski

Wolność w życiu codziennym

Temat wolności towarzyszy mi od młodego wieku, kiedy zacząłem dostrzegać dysonanse otaczającego świata. Świata, gdzie przez całe wieki walczono o wolność. Przelewano krew, napisano całe biblioteki o niepodległości. Ha – zdobyto ją, a tymczasem trudno jest przejść ulicą w nietypowym ubraniu. A za chodzenie boso, można zostać wyrzuconym z centrum handlowego. Doświadczam tego na własnej skórze. Napiętnowanie niezależności, po tylu latach wojen o wolność!
Gdy przyjrzymy się nowym osiedlom, zobaczymy, jak wiele z nich jest szczelnie ogrodzonych. Jedynie w ramach wymówki można przywołać kwestie bezpieczeństwa. Tu problemem są ogrodzone, zakratowane głowy.
Ciotki, nauczyciele, sąsiedzi rozpowszechniają swoje gombrowiczowskie “SIĘ”. Tak [się] robi, [się] mówi, [się] żyje… aż suma tych kropel przepływa przez nasze synapsy, a ich głębia może kropić na kolejne osoby. Sądzę że musimy nauczyć się korzystać z wygranej przez naszych przodków wolności. Nauczyć się że życie należy do nas i mamy prawo wybrać własną drogę.
Pamiętam taką sytuację – byłem wtedy w więzieniu. Dostałem celę z widokiem na budynek poza murami. Było to jakieś biuro, prawdopodobnie zajmowało się sprzedażą nieruchomości. Miałem szansę widzieć, przez zakratowane okno, pracującego tam człowieka. Nauczył się on już nie spoglądać w kierunku więzienia choć mury budynku bezpośrednio z nim sąsiadowały. Pracował dość długo, 10 godzin czasem trochę dłużej. Obserwowałem go podczas codziennych medytacji. Zrodził się we mnie pogląd, że tak naprawdę to jesteśmy sobie wzajemnie lustrem. Jego sytuacja niewiele się różniła od mojej. Też miał uniform, mój był zielony, a jego biały, z tym, że miał jeszcze pętlę na szyi w postaci krawata. Nasze cele były podobnej wielkości. Obydwoje mieliśmy kraty w oknach, tyle że on “dla bezpieczeństwa”. Przechadzał się w skupieniu po biurze, zaparzał kawę, przełączał stacje radiowe. Wyglądał identycznie jak reszta współosadzonych. Był dokładnie w tej samej sytuacji co ja. No poza drobnymi wyjątkami. My w celi się częściej śmialiśmy, a on, po godzinach pracy, szedł do sklepu i domu żeby wydać i skonsumować pieniądze które zarobił sprzedając 3/5 swojego życia.
Nie oceniam jego wyborów. Jednak dzięki takim osobom, jak ten pan, wiem że nie zgadzam się na transakcję sprzedaży własnego życia. Szczególnie na warunkach jakie oferuje nam aktualna rzeczywistość. Zabierają nas w wieku 6 lat na “edukację”, aby pokazać jak pracować. Po czym tyraj człowieku do 67 roku życia i wydaj całe zarobione pieniądze na lekarzy. Niedopuszczalne. Nie zamierzam brać w tym udziału.
Mam pochodzenie romskie. Zostałem niesłusznie skazany za pochodzenie. Pani sędzina nie potrafiła przeskoczyć przez stereotyp, ale to temat na inny artykuł. Zagadnienie wolności jest trudniejsze niż mogłem sądzić na początku tej drogi. Od dwunastu lat prowadzimy wraz z żoną warsztaty rozwoju, z czego osiem w tematyce wolności. Dostrzegam, u siebie i u uczestników parę powtarzających się reakcji, Na jednym z etapów można rozumieć wolność poprzez obrazujące: “…teraz już mi wszystko wolno…”. Nabierając ochoty na robienie rzeczy wbrew wszystkim i wszystkiemu, na zasadzie wypalenia złości i frustracji. Czasem spływa na uczestników ogromna fala miłości. Jeszcze kiedy indziej dociera do nas uświadomiony determinizm wydarzeń. Jest to oczywiście podział umowny. U organicznej istoty nie ma bowiem tak wyraźnych szufladkowych podziałów.
Dzięki tej pracy zrozumieliśmy, że nie ma prawidłowej odpowiedzi, acz drogą do poznania siebie jest przede wszystkim świadomość! I nad tym głównie pracujemy. Trafną okazuje się być również praca nad miłością do samego siebie – nie mówię tu o czymś, co świat zachodni zwykł nazywać „pozytywnym myśleniem”, ale pełnej i głębokiej akceptacji własnych wad i zalet. By móc pozbyć się paranoicznego wyobrażenia, że można nie pasować do sytuacji, że można być odrzuconym.
Stosujemy różne techniki pracy. Jest to swoiste połączenie doświadczeń dramy pedagogicznej, pracy aktora w tym doświadczenia teatrów obrzędowych, tak zwane ćwiczenia wybudzające i wzjemnościowe, praca z głosem, akrobatyka. Każde ćwiczenie jest precyzyjnym narzędziem z jasno określonym celem wynikającym z metodologii i założeń.
WOLNOŚĆ W ŻYCIU CODZIENNYM Będąc jeszcze w Norwegii zbudowałem przyczepę/wóz cygański. Przywieźliśmy ją do Polski i w niej mieszkamy wraz z żoną. Nie ma tam prądu i paru innych “udogodnień”, ale jest za to dużo miłości. Taki dom na kółkach jest konsekwencją świadomości. Jak przyjrzymy się, czego tak naprawdę potrzebujemy, to okazuje się że jest tego mniej niż sądzimy. Henry David Thoreau zakładał się z ludźmi o to, kto dotrze szybciej do pobliskiego miasta – on na piechotę czy oni pociągiem. Gdy ci, próbowali zrozumieć jego motywy, wyjaśniał, że zaczyna iść już teraz, a oni muszą pójść jeszcze na dwa dni do pracy, aby zarobić na ten bilet kolejowy. I Podobnie jest tu – zmywarki, pralki i inne przedmioty wymagają naszego zaangażowania. Świadomość, że możemy je odrzucić jest rodzajem wolności. Są też ciemne strony pracy nad tego typu rozwojem. Otóż… nie ma stąd odwrotu. Jak już dotkniemy i usłyszymy siebie, będziemy mieli odrobinę odwagi, to już nigdy nie da się zagłuszyć otwartego serca i robić wbrew sobie. Nigdy też nie będziemy mogli zrzucić winy na nikogo innego za swoje życie. Nie będzie już żadnego “się”, którym można by wytrzeć usta. Bo ostatecznie wszystko jest konsekwencją naszej własnej, obecnej świadomości.
Z pozdrowieniami z przemijającego świata, Krzysztof Dziwny Gojtowski