Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

Szukaj


 

Znalazłem 155 takich materiałów
Zakwaszenie organizmu. – UWAGA!!
Nie masz energii,siły,często boli Cię głowa, wypadają włosy, łatwo łapiesz infekcje, chce Ci się spać, masz problemy ze skórą albo trawieniem?
To najczęstsze objawy zakwaszenia organizmu!

80% Z Nas może mieć problemy wynikające z zakwaszenia organizmu.

Zakwaszenie to rodzaj choroby cywilizacyjnej wynikające z niewłaściwej diety.
Aby je ograniczyć warto przyglądnąć się swoim nawykom żywieniowym i postarać się je zmodyfikować.

Długotrwale zaburzona równowaga kwasowo zasadowa prowadzi do szeregu zaburzeń,Candydozy,Osteoporozy,zwyrodnienia stawów i ogólnego pogorszenia funkcji życiowych organizmu.

Co Nas zakwasza?

Białe (pszenne) pieczywo, wyroby cukiernicze, lody, ryby, jasny makaron, wołowina i wieprzowina, kawa, napoje gazowane, ser żółty, pasteryzowane mleko, czarna herbata, alkohol, słodzone soki owocowe, żurawina, budyń, suszone śliwki. Właściwości zakwaszające mają też ziemniaki, rabarbar, biały ryż, kukurydza, pistacje, wino, dżemy, majonez, musztarda, keczup, ocet. Na zakwaszanie wpływ ma nikotyna.

A co odkwasza?

Owoce, nabiał(poza mlekiem i twarogiem), olej lniany, pieczywo pełnoziarniste, warzywa,Kasza jaglana,Gryczana, brązowy ryż. Produkty odkwaszające to również czosnek, cebula, szparagi, brokuły, pietruszka, szpinak, cytryna i sok z cytryny, herbata ziołowa, oliwa z oliwek, arbuz, limonka, mango, grejpfrut, stewia.Właściwości odkwaszające mają również: kabaczek, cukinia, seler, sałata, kiwi, winogrona, jabłka, daktyle, rodzynki, gruszki, zielona herbata, olej z siemienia lnianego czy migdały.

Należy ograniczyć spożycie soli i cukru.By odkwasić organizm, warto jeść dużo buraków i pić z nich sok. Jeść należy powoli i z umiarem.

RATUJMY ORGANIZM-Zmieniajmy nawyki żywieniowe.

Zakwaszenie organizmu.

UWAGA!!
Nie masz energii,siły,często boli Cię głowa, wypadają włosy, łatwo łapiesz infekcje, chce Ci się spać, masz problemy ze skórą albo trawieniem?
To najczęstsze objawy zakwaszenia organizmu!

80% Z Nas może mieć problemy wynikające z zakwaszenia organizmu.

Zakwaszenie to rodzaj choroby cywilizacyjnej wynikające z niewłaściwej diety.
Aby je ograniczyć warto przyglądnąć się swoim nawykom żywieniowym i postarać się je zmodyfikować.

Długotrwale zaburzona równowaga kwasowo zasadowa prowadzi do szeregu zaburzeń,Candydozy,Osteoporozy,zwyrodnienia stawów i ogólnego pogorszenia funkcji życiowych organizmu.

Co Nas zakwasza?

Białe (pszenne) pieczywo, wyroby cukiernicze, lody, ryby, jasny makaron, wołowina i wieprzowina, kawa, napoje gazowane, ser żółty, pasteryzowane mleko, czarna herbata, alkohol, słodzone soki owocowe, żurawina, budyń, suszone śliwki. Właściwości zakwaszające mają też ziemniaki, rabarbar, biały ryż, kukurydza, pistacje, wino, dżemy, majonez, musztarda, keczup, ocet. Na zakwaszanie wpływ ma nikotyna.

A co odkwasza?

Owoce, nabiał(poza mlekiem i twarogiem), olej lniany, pieczywo pełnoziarniste, warzywa,Kasza jaglana,Gryczana, brązowy ryż. Produkty odkwaszające to również czosnek, cebula, szparagi, brokuły, pietruszka, szpinak, cytryna i sok z cytryny, herbata ziołowa, oliwa z oliwek, arbuz, limonka, mango, grejpfrut, stewia.Właściwości odkwaszające mają również: kabaczek, cukinia, seler, sałata, kiwi, winogrona, jabłka, daktyle, rodzynki, gruszki, zielona herbata, olej z siemienia lnianego czy migdały.

Należy ograniczyć spożycie soli i cukru.By odkwasić organizm, warto jeść dużo buraków i pić z nich sok. Jeść należy powoli i z umiarem.

RATUJMY ORGANIZM-Zmieniajmy nawyki żywieniowe.

Drożdże. – "Przede wszystkim niedobory witamin z grupy B objawiający się głównie zajadami. Jesienią pojawia się  u mnie również łupież, osłabienie i wypadanie włosów – nadmierne, oraz ogólne zmęczenie.
Przyjmuję B12, B6 i pozostałe w tabletkach praktycznie co roku na początku jesieni, a potem w okresie zimowo-wiosennym. Teraz chcę spróbować czegoś innego.

Dodatkowo biorę się ostro do pielęgnacji włosów: oleje (na dzień dzisiejszy jest to olej z oliwek, olej słonecznikowy, olej rycynowy), henna, dodatkowo masaże zalecane przez Tombaka na porost włosów. Jakiś czas temu zrezygnowałam całkowicie z tzw. gumek do włosów, które strasznie osłabiały moje włosy.  No i w założeniu chcę jeszcze w 100% zrezygnować z szamponów z silikonami, parabenami, gliceryną, SL, SLS-ami, myć włosy jedynie odżywką. Po takich kilku miesiącach terapii mam nadzieję, że moje włosy powrócą też do postaci pięknych i zdrowych loczków.

W sieci wyszperałam kilka informacji od osób, które taką kurację drożdżami prowadziły – ich celem było przyspieszenie i wzmocnienie struktury włosów. Dla mnie cel główny to uzupełnienie niedoborów oraz mniejsza ilość wypadających włosów, a piękne lśniące włosy będą jednym z kroków do polepszenia ich wyglądu.

Na czym polega kuracja drożdżowa?

Każdego dnia piję około 1/4 kostki drożdży (tej 100 gramowej, pokazanej wyżej firmy – nie żeby reklama). Zalewam je gorącą wodą, by nie fermentowały w żołądku. Czekam aż ostygną i wypijam.

Niektórzy dodają drożdże do szejka, mieszają z kakao, sokiem, miodem, bananem, czy herbatą. Jeśli chesz dodać coś do napoju, warto to zrobić, gdy drożdże ostygną, tym bardziej jeśli jest to coś słodkiego, co po prostu dodane do wrzątku sprawia, że drożdże „rosną”. Mi odpowiada ich smak bez dodatków. Drożdże kupuje w ilości kilku sztuk i mrożę zapas – doświadczenie pokazuje, ze świetnie się do tego nadają, nie zepsują się, zawsze są pod ręką, i ani trochę nie tracą swoich właściwości.

Tutaj muszę zaznaczyć, że nie znalazłam żadnych informacji na temat tego, czy drożdże należy pić ciepłe czy zimne. Ze względu na niezbyt sympatyczny smak napoju  – czekam do całkowitego ostygnięcia ;-). Dlatego też proponuję nie zniechęcać się przy wąchaniu mieszanki czy piciu jej gorącej czy ciepłej.

Co się dzieje gdy pijemy drożdże?

Oprócz uzupełnienia braków witamin z grupy B – co jest dobre nie tylko dla wegetarian i wegan –  w prezencie dostajemy kilka miłych rzeczy:

    oczyszczanie twarzy – czyli tradycyjnie, aby zobaczyć wspaniałe efekty na naszej skórze, najpierw musi się ona oczyścić poprzez łuszczenie, wydobycie na zewnątrz różnego rodzaju toksyn (pojawiają się wypryski -jest to całkiem normalny stan, może potrwać około 2 tygodni), po pewnym czasie skóra jest już gładsza, w tym przypadku wspomagam skórę robiąc peeling,
    zajady – jeden z głównych objawów niedoborów witamin z grupy B całkowicie znikają,
    włosy – rosną jak na drożdżach (najlepiej widać to u osób farbujących, ale część blogerek najnormalniej w świecie zmierzyła długość włosów przed i po kuracji – przyrost od 1 cm do 3,5 cm), włosy są bardziej lśniące, nie wypadają już w alarmujących ilościach (mniej więcej po uczesaniu nie powinno nam zostać na grzebyku/szczotce więcej niż 100 włosów), czasami pojawia się zmasowany wzrost nowych włosów, tzw. baby hair- wygląda to mniej więcej tak, że wśród naszej czupryny zauważamy nagle bardzo dużo odrastających, małych włosów, co ciekawe u siebie zauważyłam też zmasowany atak wypadania w pierwszym tygodniu – ale takie rzeczy są całkiem normalne ponieważ podczas różnego rodzaju kuracji osłabione włosy wypadają na skutek „wypychania” ich przez nowe, rosnące,
    włosy przetłuszczające się- w przypadku włosów przetłuszczających się zmniejsza się ilość wydzielanego sebum, łupież zostaje wyleczony,
    paznokcie- ogólne wzmocnienie, brak rozdwajania się, łamania, białe plamki znikają,
    rzęsy – jedna z blogerek wspominała, że jej rzęsy są nieco mocniejsze – ale z tego co pamiętam kurację prowadziła kilka dobrych mięsięcy.

Drożdże
     Drożdże jak wiemy z lekcji biologii to jednokomórkowe grzyby. Najbardziej znane zastosowanie to: przy produkcji piwa, wina, czasem przy produkcji nabiału i oczywiście przy pieczeniu chleba i innych wyrobów piekarniczych. Nasze babcie, mamy znalazły w drożdżach również źródło taniego, ale za to bardzo dobrego kosmetyku: najczęściej w formie maseczki na włosy lub twarz.
Witaminy, które zawierają drożdże:

    witaminy z grupy B

Że wegetarianie i weganie powinni je jeść wiemy nie od dziś. Ale zauważcie, że w mięsie najwięcej witaminy B jest w wątróbce i sercu – nikt chyba mi nie powie, że w XXI wieku konsument zjada odpowiednie ilość tych organów, i tylko stąd czerpie witaminy z grupy B. Dzięki witaminom z tej grupy mamy lepsze samopoczucie, lepszy sen, dobre trawienie i taki wewnętrzny spokój.

    biotyna

Jest to spec od sprężystości włosów, podobno hamuje też wypadanie i siwienie. Pozwala wyleczyć różne choroby skóry, wzmacnia paznokcie.

    witamina B5 (panthenol)

Co najważniejsze jej niedobór może powodować nadmierne wypadanie włosów.

     białko i mikroelementy: cynk

Wpływa pozytywnie zarówno na stan skóry, włosów. Szczególnie pomocny dla skóry mocno przetłuszczajacej się.

    betaglukan

Wzmacnia naszą odporność, redukuje cholesterol, obniża ciśnienie krwi i zapobiega powstaniu nowotworów układu pokarmowego.

    magnez
    żelazo
    fosfor
    chrom.

KURACJA DROŻDZAMI – PODSUMOWANIE

Długo zwlekam z tym postem… czekałam na ewentualne objawy odstawienia, mam też nieco mieszane uczucia co do kuracji drożdżami. Dlaczego? Otóż ciężko mi powiedzieć, że to akurat drożdże i tylko one spowodowały większą poprawę zdrowia. Nie jestem zwolenniczką stosowania jednej metody, dlatego wspomagałam się pijąc napar z pokrzywy, masując głowę, olejując włosy, oczyszczając twarz olejami, zdrowo odżywiając i robiąc naprawdę wiele innych rzeczy, które od kilku lat mam w nawyku.
 Kurację rozpoczęłam 4 października przez miesiąc pijąc jeden raz  dziennie około 1/5-1/4 kostki drożdży. Po 30 dniach piłam mieszankę  przez tydzień, w sumie tak co drugi dzień, zmniejszając ilość drożdży.
Dlaczego jestem zadowolona z kuracji?Głównym założeniem było uzupełnienie niedoborów witamin z grupy B, objawiających się m. in. zajadami (podwójnym, dość rozległymi i bardzo wrażliwymi), łupież, kilka białych plamek na paznokciach, dużą ilością wypadających włosów. Z radością mogę powiedzieć, że WSZYSTKIE te objawy po miesiącu kuracji zniknęły. Na dzień dzisiejszy nie widzę wspomnianych niedoborów, więc mam nadzieję, ze na kilka miesięcy, aż do przesilenia wiosennego nie będę miała potrzeby picia drożdży. W styczniu planuję z rodziną po raz kolejny zrobić 14-dniowe oczyszczanie organizmu wg diety owocowo-warzywnej – dostarczenie i uzupełnienie niedoborów jest w tym przypadku jak najbardziej wskazane.

Drożdże i porost włosów

Wyrzekłam się chemicznych farb i farbowania na kilka miesięcy w ogóle.  Poprzez niezbyt estetyczne odrosty mogłam zauważyć, że jednak włosy rosną …. jak na drożdżach. Odrastające są lśniące i jakby bardziej sprężyste i nie przetłuszczają się tak szybko. Dodatkowe olejowanie, nakładanie masek, masowanie głowy, odstawienie niezdrowych kosmetyków jednak robi swoje i w spółce z drożdżami przyniosło tez kilka efektów, na które nawet specjalnie nie liczyłam. Bardziej traktowałam to jako gratis. Oczywiście brak spektakularnych efektów w poroście włosów może się brać z bardzo prostej przyczyny. Organizm dostając dawkę witamin B lokował je właśnie tam gdzie były największe niedobory, na porost włosów widocznie już nie wystarczyło."

Drożdże.

"Przede wszystkim niedobory witamin z grupy B objawiający się głównie zajadami. Jesienią pojawia się u mnie również łupież, osłabienie i wypadanie włosów – nadmierne, oraz ogólne zmęczenie.
Przyjmuję B12, B6 i pozostałe w tabletkach praktycznie co roku na początku jesieni, a potem w okresie zimowo-wiosennym. Teraz chcę spróbować czegoś innego.

Dodatkowo biorę się ostro do pielęgnacji włosów: oleje (na dzień dzisiejszy jest to olej z oliwek, olej słonecznikowy, olej rycynowy), henna, dodatkowo masaże zalecane przez Tombaka na porost włosów. Jakiś czas temu zrezygnowałam całkowicie z tzw. gumek do włosów, które strasznie osłabiały moje włosy. No i w założeniu chcę jeszcze w 100% zrezygnować z szamponów z silikonami, parabenami, gliceryną, SL, SLS-ami, myć włosy jedynie odżywką. Po takich kilku miesiącach terapii mam nadzieję, że moje włosy powrócą też do postaci pięknych i zdrowych loczków.

W sieci wyszperałam kilka informacji od osób, które taką kurację drożdżami prowadziły – ich celem było przyspieszenie i wzmocnienie struktury włosów. Dla mnie cel główny to uzupełnienie niedoborów oraz mniejsza ilość wypadających włosów, a piękne lśniące włosy będą jednym z kroków do polepszenia ich wyglądu.

Na czym polega kuracja drożdżowa?

Każdego dnia piję około 1/4 kostki drożdży (tej 100 gramowej, pokazanej wyżej firmy – nie żeby reklama). Zalewam je gorącą wodą, by nie fermentowały w żołądku. Czekam aż ostygną i wypijam.

Niektórzy dodają drożdże do szejka, mieszają z kakao, sokiem, miodem, bananem, czy herbatą. Jeśli chesz dodać coś do napoju, warto to zrobić, gdy drożdże ostygną, tym bardziej jeśli jest to coś słodkiego, co po prostu dodane do wrzątku sprawia, że drożdże „rosną”. Mi odpowiada ich smak bez dodatków. Drożdże kupuje w ilości kilku sztuk i mrożę zapas – doświadczenie pokazuje, ze świetnie się do tego nadają, nie zepsują się, zawsze są pod ręką, i ani trochę nie tracą swoich właściwości.

Tutaj muszę zaznaczyć, że nie znalazłam żadnych informacji na temat tego, czy drożdże należy pić ciepłe czy zimne. Ze względu na niezbyt sympatyczny smak napoju – czekam do całkowitego ostygnięcia ;-). Dlatego też proponuję nie zniechęcać się przy wąchaniu mieszanki czy piciu jej gorącej czy ciepłej.

Co się dzieje gdy pijemy drożdże?

Oprócz uzupełnienia braków witamin z grupy B – co jest dobre nie tylko dla wegetarian i wegan – w prezencie dostajemy kilka miłych rzeczy:

oczyszczanie twarzy – czyli tradycyjnie, aby zobaczyć wspaniałe efekty na naszej skórze, najpierw musi się ona oczyścić poprzez łuszczenie, wydobycie na zewnątrz różnego rodzaju toksyn (pojawiają się wypryski -jest to całkiem normalny stan, może potrwać około 2 tygodni), po pewnym czasie skóra jest już gładsza, w tym przypadku wspomagam skórę robiąc peeling,
zajady – jeden z głównych objawów niedoborów witamin z grupy B całkowicie znikają,
włosy – rosną jak na drożdżach (najlepiej widać to u osób farbujących, ale część blogerek najnormalniej w świecie zmierzyła długość włosów przed i po kuracji – przyrost od 1 cm do 3,5 cm), włosy są bardziej lśniące, nie wypadają już w alarmujących ilościach (mniej więcej po uczesaniu nie powinno nam zostać na grzebyku/szczotce więcej niż 100 włosów), czasami pojawia się zmasowany wzrost nowych włosów, tzw. baby hair- wygląda to mniej więcej tak, że wśród naszej czupryny zauważamy nagle bardzo dużo odrastających, małych włosów, co ciekawe u siebie zauważyłam też zmasowany atak wypadania w pierwszym tygodniu – ale takie rzeczy są całkiem normalne ponieważ podczas różnego rodzaju kuracji osłabione włosy wypadają na skutek „wypychania” ich przez nowe, rosnące,
włosy przetłuszczające się- w przypadku włosów przetłuszczających się zmniejsza się ilość wydzielanego sebum, łupież zostaje wyleczony,
paznokcie- ogólne wzmocnienie, brak rozdwajania się, łamania, białe plamki znikają,
rzęsy – jedna z blogerek wspominała, że jej rzęsy są nieco mocniejsze – ale z tego co pamiętam kurację prowadziła kilka dobrych mięsięcy.

Drożdże
Drożdże jak wiemy z lekcji biologii to jednokomórkowe grzyby. Najbardziej znane zastosowanie to: przy produkcji piwa, wina, czasem przy produkcji nabiału i oczywiście przy pieczeniu chleba i innych wyrobów piekarniczych. Nasze babcie, mamy znalazły w drożdżach również źródło taniego, ale za to bardzo dobrego kosmetyku: najczęściej w formie maseczki na włosy lub twarz.
Witaminy, które zawierają drożdże:

witaminy z grupy B

Że wegetarianie i weganie powinni je jeść wiemy nie od dziś. Ale zauważcie, że w mięsie najwięcej witaminy B jest w wątróbce i sercu – nikt chyba mi nie powie, że w XXI wieku konsument zjada odpowiednie ilość tych organów, i tylko stąd czerpie witaminy z grupy B. Dzięki witaminom z tej grupy mamy lepsze samopoczucie, lepszy sen, dobre trawienie i taki wewnętrzny spokój.

biotyna

Jest to spec od sprężystości włosów, podobno hamuje też wypadanie i siwienie. Pozwala wyleczyć różne choroby skóry, wzmacnia paznokcie.

witamina B5 (panthenol)

Co najważniejsze jej niedobór może powodować nadmierne wypadanie włosów.

białko i mikroelementy: cynk

Wpływa pozytywnie zarówno na stan skóry, włosów. Szczególnie pomocny dla skóry mocno przetłuszczajacej się.

betaglukan

Wzmacnia naszą odporność, redukuje cholesterol, obniża ciśnienie krwi i zapobiega powstaniu nowotworów układu pokarmowego.

magnez
żelazo
fosfor
chrom.

KURACJA DROŻDZAMI – PODSUMOWANIE

Długo zwlekam z tym postem… czekałam na ewentualne objawy odstawienia, mam też nieco mieszane uczucia co do kuracji drożdżami. Dlaczego? Otóż ciężko mi powiedzieć, że to akurat drożdże i tylko one spowodowały większą poprawę zdrowia. Nie jestem zwolenniczką stosowania jednej metody, dlatego wspomagałam się pijąc napar z pokrzywy, masując głowę, olejując włosy, oczyszczając twarz olejami, zdrowo odżywiając i robiąc naprawdę wiele innych rzeczy, które od kilku lat mam w nawyku.
Kurację rozpoczęłam 4 października przez miesiąc pijąc jeden raz dziennie około 1/5-1/4 kostki drożdży. Po 30 dniach piłam mieszankę przez tydzień, w sumie tak co drugi dzień, zmniejszając ilość drożdży.
Dlaczego jestem zadowolona z kuracji?Głównym założeniem było uzupełnienie niedoborów witamin z grupy B, objawiających się m. in. zajadami (podwójnym, dość rozległymi i bardzo wrażliwymi), łupież, kilka białych plamek na paznokciach, dużą ilością wypadających włosów. Z radością mogę powiedzieć, że WSZYSTKIE te objawy po miesiącu kuracji zniknęły. Na dzień dzisiejszy nie widzę wspomnianych niedoborów, więc mam nadzieję, ze na kilka miesięcy, aż do przesilenia wiosennego nie będę miała potrzeby picia drożdży. W styczniu planuję z rodziną po raz kolejny zrobić 14-dniowe oczyszczanie organizmu wg diety owocowo-warzywnej – dostarczenie i uzupełnienie niedoborów jest w tym przypadku jak najbardziej wskazane.

Drożdże i porost włosów

Wyrzekłam się chemicznych farb i farbowania na kilka miesięcy w ogóle. Poprzez niezbyt estetyczne odrosty mogłam zauważyć, że jednak włosy rosną …. jak na drożdżach. Odrastające są lśniące i jakby bardziej sprężyste i nie przetłuszczają się tak szybko. Dodatkowe olejowanie, nakładanie masek, masowanie głowy, odstawienie niezdrowych kosmetyków jednak robi swoje i w spółce z drożdżami przyniosło tez kilka efektów, na które nawet specjalnie nie liczyłam. Bardziej traktowałam to jako gratis. Oczywiście brak spektakularnych efektów w poroście włosów może się brać z bardzo prostej przyczyny. Organizm dostając dawkę witamin B lokował je właśnie tam gdzie były największe niedobory, na porost włosów widocznie już nie wystarczyło."

Źródło:

www.cudownediety.pl

Weganizm a sport: obalamy mity – Kiedy organizacje dietetyczne wydają pozytywne raporty na temat diety roślinnej to znak, że z pewnością nauka już dawno przestała kierować się kryterium obiektywności badań. Kiedy Departament Zdrowia USA zatwierdza weganizm jako oficjalną, dofinansowywaną kurację alternatywą dla pacjentów z chorobami serca, kwalifikującymi się do leczenia farmakologicznego lub operacji to znak, że rząd Stanów Zjednoczonych jest na sznurku lobby ekologicznego. Kiedy weganami zostają sportowcy to znak… że biorą sterydy!

Wiadomo – nie można być sportowcem i jeść same rośliny. No nie można, nieważne ilu sportowców twierdziłoby inaczej.

    #1. Sportowcy nie mogą pokryć zapotrzebowania energetycznego organizmu na diecie roślinnej

To prawda, że rośliny są z reguły mniej kaloryczne niż produkty odzwierzęce (dzięki czemu weganizm nieźle sprawdza się przy zbijaniu kilogramów). Nie przeszkadza to jednak zjadać ponad 4 tys. kalorii dziennie jednemu z najlepszych ultramaratończyków świata. Scott Jurek jest na diecie roślinnej od wielu, wielu lat. Wygrywał wyścigi na dystansach ponad 200 km napędzany samymi roślinami! Patrik Baboumian, strongman i weganin w jednym, w okresie przed zawodami dobija nawet do 6 tys. kalorii. I wcale nie spędza całego dnia na jedzeniu. Do tego jeżeli porównasz zawartość składników mineralnych w jednostce kalorii produktów roślinnych z produktami zwierzęcymi szybko zauważysz różnicę. Jeżeli weganizm kojarzy ci się wyłącznie z jedzeniem sałaty zagryzanej rzodkiewką to znaczy, że wciąż jeszcze nie przejrzałeś dokładnie naszej strony. Popraw się i potem wróć do zadawania pytań!

    #2. Sportowcy na diecie wegańskiej dorobili się swojej siły i mięśni kiedy jeszcze jedli mięso

Głosisz prawdziwie rewolucyjną ideę! Twierdzisz, że sportowcom na diecie roślinnej wystarczyło wypracować siłę 6 lat wcześniej, kiedy jeszcze jedli mięso, by potem (już jedząc rośliny) ciągle z niej korzystać. To samo z mięśniami. Facet wypracował sobie mięśnie 10 lat temu i dlatego teraz tak dobrze wygląda. Fakt, że od 10 lat jest weganinem nie ma tu nic do rzeczy… Niestety, siła, którą wypracowałeś sobie kilka lat wcześniej nie zostanie z tobą do końca życia. Mięśnie tym bardziej. Nawet kondycja! Wystarczy miesiąc/dwa bez treningów z kiepską dietą by twoje osiągnięcia sportowe poleciały na łeb na szyję. A przecież podobno weganizm to bardzo kiepska dieta.

Jakim cudem tym ludziom udaje się utrzymać masę mięśniową na diecie roślinnej skoro białko roślinne jest rzekomo białkiem niepełnowartościowym? Jakim cudem wygrywają zawody? Napędza ich szklanka mleka i stek sprzed 10 lat?  Ile lat sportowcy na diecie wegańskiej mają czekać na spadek formy? Mike Mahler czeka już 15 lat. W tym czasie został jednym z najbardziej uznanych instruktorów kettlebells na świecie. Jeszcze rok? Dwa?

A Patrik Baboumian? Nie je mięsa od ponad 7 lat. W tym czasie wygrał niemieckie zawody strongman, został mistrzem Europy w trójobju siłowym i pobił kilka rekordów Guinessa w sportach siłowych. No jasne, że wcześniej jadł mięso, był nawet kulturystą. Został strongmanem kilka miesięcy po tym jak wyrzucił ze swojej diety mięso. Kilka lat później pobił rekord świata wyciskając nad głową 150 kilogramową beczkę. Na początku swojej kariery strongmana nie był w stanie tego zrobić. Nie wystarczyła mu do tego siła sprzed 7 lat. Potrzebny był mu progres. Bo siła rośnie. Albo maleje. Nigdy nie jest taka sama. A już na pewno nie czeka sobie spokojnie przez 7 lat. Przyszło ci do głowy, że żeby wygrywać zawody trzeba być coraz lepszym?

    #3. Sportowcy na diecie roślinnej biorą sterydy!

Ostatnio wszyscy, którzy wyglądają nieco lepiej niż przeciętna osoba spędzająca pół dnia przed facebookiem biorą podobno sterydy. Bo na sucho nic się nie da. Ani mieć 40 cm w bicepsie ani 6-paka na brzuchu. Tak to podobno wygląda zdaniem ludzi, którzy wypisują setki dziwacznych komentarzy w internecie. Zdaniem internetowych ekspertów wystarczy brać sterydy by zapewnić sobie sukces. Trening treningiem, ale bez przesady. W końcu bierzesz sterydy. Dzięki nim i tak urośniesz. A dieta? Po co dieta, skoro bierzesz sterydy? Przecież sterydy zrobią za ciebie trening, uzupełnią składniki mineralne w organizmie i napompują mięśnie. W gruncie rzeczy można jeść tylko sałatę, jeśli bierzesz sterydy i tak urośniesz. Tyle jeżeli chodzi o internetowych specjalistów przypisujących sterydom niemal magiczne właściwości. Współcześni zawodowi kulturyści mają inne zdanie. To jasne, że są na sterydach i hormonie wzrostu. Mimo to pilnują swojej diety i przerzucają tony żelaza na treningu bo wiedzą, że sterydy nie wystarczą. Gdyby odżywiali się byle jak, czy nie daj boże korzystali z niedoborowej diety (jaką podobno jest weganizm) żadne sterydy nie uchroniłyby ich na dłuższą metę przed spadkiem formy. Inna sprawa to wygląd. Zobacz jak wyglądają zawodowi kulturyści.

Porównaj ich sobie z sylwetką Roberta Cheeka czy Jimiego Sitko – wegan startujących w zawodach naturalnej kulturystyki. Kto tu bierze sterydy?

Jeżeli nadal uważasz, że nie można dobrze wyglądać bez sterydów przyjrzyj się zdjęciom  takich ludzi jak Eugen Sandow, George Hackenshmidt czy Charles Atlas – siłaczy sprzed ponad 100 lat, którzy wypracowali swoją olbrzymią siłę na długo przed wynalezieniem profesjonalnych suplementów białkowych, sterydów i innych dopalaczy.

    #4. Wegańscy sportowcy jedzą tony suplementów!

Wygląda to trochę tak jakbyś sugerował, że suplementy powstały na świecie z myślą o weganach. Przejdź się do najbliższej apteki i zobacz jak wygląda oferta suplementów. Możesz kupić w kapsułkach wszystko – witaminę C, B, kwasy omega-3, imbir, możesz kupić nawet wyciąg z ananasa! Niektórzy ludzie wolą łykać pigułki z ananasem zamiast jeść samego ananasa. Wolą łykać błonnik niż zjeść jedno jabłko. Popatrz na magazyny kulturystyczne. Czy przy którejkolwiek reklamie proszków proteinowych napisano „Polecane dla wegan”? Chyba trochę zaburzyły ci się proporcje.

Jeżeli ktoś jest doświadczonym sportowcem i decyduje się na suplementację to nie dlatego, że jego dieta jest niedoborowa, ale dlatego, że zapotrzebowanie jego organizmu na poszczególne składniki odżywcze jest tak duże, że pokrycie go w oparciu o samą dietę byłoby niesamowicie uciążliwe. Jeżeli tacy ludzie jak Ed Bauer decydują się na przyjmowanie suplementów białkowych to nie dlatego, że weganizm nie zapewnia pełnowartościowego białka tylko dlatego, że zapotrzebowanie białkowe ich organizmu wymagałoby spędzania całego dnia w kuchni. Dużo szybciej i ekonomicznej jest uzupełnić potrzebne kilkadziesiąt gram białka korzystając z suplementu niż przygotowując sobie kolejną porcję soczewicy. To proste. Ta zasada dotyczy wszystkich sportowców. Nie tylko wegan.

    #5. Gdyby oni wszyscy nie jedli mięsa od dziecka nie zostaliby sportowcami.

Nie? Dlaczego? Bo niepełnowartościowe białko? Których aminokwasów egzogennych brakuje w roślinach? Żadnych. Za mało wapnia? Najbogatszym źródłem wapnia są produkty roślinne (ziarna sezamu i maku). Za mało kalorii? Zwykły szejk na bazie bananów, owsianki, mleka sojowego i kakao może mieć ponad 700 kalorii.

Ciężko o przykłady osób, które wychowały się na dietach wegetariańskich, a potem zostały sportowcami, nie dlatego, że są to diety niedoborowe tylko ze względu na osoby takie jak ty, które uważają, że mięso jest niezbędnym elementem menu. Pomóż nam zmieniać świadomość innych ludzi i edukować ich na temat diet wegetariańskich to sam się przekonasz jak wyglądają sportowcy wychowani na diecie bezmięsnej. Oni istnieją już teraz. Popatrz na Torry’ego Washingtona. Nie je mięsa od dziecka, został weganinem jeszcze w latach 90. Nie przeszkadza mu to trenować, brać udział w zawodach kulturystyki naturalnej i odnosić w tym sporcie sukcesy.

Teraz wystarczy już zaakceptować fakt, że weganizm działa. Nie jest żadną dietą cud, nie ma żadnych magicznych właściwości. Po prostu, odpowiednio skomponowana dieta roślinna działa. I nie ważne, czy masz 10 czy 70 lat, czy chodzisz do szkoły czy siedzisz w pracy, czy podnosisz ciężary czy grasz w szachy.

Weganizm a sport: obalamy mity

Kiedy organizacje dietetyczne wydają pozytywne raporty na temat diety roślinnej to znak, że z pewnością nauka już dawno przestała kierować się kryterium obiektywności badań. Kiedy Departament Zdrowia USA zatwierdza weganizm jako oficjalną, dofinansowywaną kurację alternatywą dla pacjentów z chorobami serca, kwalifikującymi się do leczenia farmakologicznego lub operacji to znak, że rząd Stanów Zjednoczonych jest na sznurku lobby ekologicznego. Kiedy weganami zostają sportowcy to znak… że biorą sterydy!

Wiadomo – nie można być sportowcem i jeść same rośliny. No nie można, nieważne ilu sportowców twierdziłoby inaczej.

#1. Sportowcy nie mogą pokryć zapotrzebowania energetycznego organizmu na diecie roślinnej

To prawda, że rośliny są z reguły mniej kaloryczne niż produkty odzwierzęce (dzięki czemu weganizm nieźle sprawdza się przy zbijaniu kilogramów). Nie przeszkadza to jednak zjadać ponad 4 tys. kalorii dziennie jednemu z najlepszych ultramaratończyków świata. Scott Jurek jest na diecie roślinnej od wielu, wielu lat. Wygrywał wyścigi na dystansach ponad 200 km napędzany samymi roślinami! Patrik Baboumian, strongman i weganin w jednym, w okresie przed zawodami dobija nawet do 6 tys. kalorii. I wcale nie spędza całego dnia na jedzeniu. Do tego jeżeli porównasz zawartość składników mineralnych w jednostce kalorii produktów roślinnych z produktami zwierzęcymi szybko zauważysz różnicę. Jeżeli weganizm kojarzy ci się wyłącznie z jedzeniem sałaty zagryzanej rzodkiewką to znaczy, że wciąż jeszcze nie przejrzałeś dokładnie naszej strony. Popraw się i potem wróć do zadawania pytań!

#2. Sportowcy na diecie wegańskiej dorobili się swojej siły i mięśni kiedy jeszcze jedli mięso

Głosisz prawdziwie rewolucyjną ideę! Twierdzisz, że sportowcom na diecie roślinnej wystarczyło wypracować siłę 6 lat wcześniej, kiedy jeszcze jedli mięso, by potem (już jedząc rośliny) ciągle z niej korzystać. To samo z mięśniami. Facet wypracował sobie mięśnie 10 lat temu i dlatego teraz tak dobrze wygląda. Fakt, że od 10 lat jest weganinem nie ma tu nic do rzeczy… Niestety, siła, którą wypracowałeś sobie kilka lat wcześniej nie zostanie z tobą do końca życia. Mięśnie tym bardziej. Nawet kondycja! Wystarczy miesiąc/dwa bez treningów z kiepską dietą by twoje osiągnięcia sportowe poleciały na łeb na szyję. A przecież podobno weganizm to bardzo kiepska dieta.

Jakim cudem tym ludziom udaje się utrzymać masę mięśniową na diecie roślinnej skoro białko roślinne jest rzekomo białkiem niepełnowartościowym? Jakim cudem wygrywają zawody? Napędza ich szklanka mleka i stek sprzed 10 lat? Ile lat sportowcy na diecie wegańskiej mają czekać na spadek formy? Mike Mahler czeka już 15 lat. W tym czasie został jednym z najbardziej uznanych instruktorów kettlebells na świecie. Jeszcze rok? Dwa?

A Patrik Baboumian? Nie je mięsa od ponad 7 lat. W tym czasie wygrał niemieckie zawody strongman, został mistrzem Europy w trójobju siłowym i pobił kilka rekordów Guinessa w sportach siłowych. No jasne, że wcześniej jadł mięso, był nawet kulturystą. Został strongmanem kilka miesięcy po tym jak wyrzucił ze swojej diety mięso. Kilka lat później pobił rekord świata wyciskając nad głową 150 kilogramową beczkę. Na początku swojej kariery strongmana nie był w stanie tego zrobić. Nie wystarczyła mu do tego siła sprzed 7 lat. Potrzebny był mu progres. Bo siła rośnie. Albo maleje. Nigdy nie jest taka sama. A już na pewno nie czeka sobie spokojnie przez 7 lat. Przyszło ci do głowy, że żeby wygrywać zawody trzeba być coraz lepszym?

#3. Sportowcy na diecie roślinnej biorą sterydy!

Ostatnio wszyscy, którzy wyglądają nieco lepiej niż przeciętna osoba spędzająca pół dnia przed facebookiem biorą podobno sterydy. Bo na sucho nic się nie da. Ani mieć 40 cm w bicepsie ani 6-paka na brzuchu. Tak to podobno wygląda zdaniem ludzi, którzy wypisują setki dziwacznych komentarzy w internecie. Zdaniem internetowych ekspertów wystarczy brać sterydy by zapewnić sobie sukces. Trening treningiem, ale bez przesady. W końcu bierzesz sterydy. Dzięki nim i tak urośniesz. A dieta? Po co dieta, skoro bierzesz sterydy? Przecież sterydy zrobią za ciebie trening, uzupełnią składniki mineralne w organizmie i napompują mięśnie. W gruncie rzeczy można jeść tylko sałatę, jeśli bierzesz sterydy i tak urośniesz. Tyle jeżeli chodzi o internetowych specjalistów przypisujących sterydom niemal magiczne właściwości. Współcześni zawodowi kulturyści mają inne zdanie. To jasne, że są na sterydach i hormonie wzrostu. Mimo to pilnują swojej diety i przerzucają tony żelaza na treningu bo wiedzą, że sterydy nie wystarczą. Gdyby odżywiali się byle jak, czy nie daj boże korzystali z niedoborowej diety (jaką podobno jest weganizm) żadne sterydy nie uchroniłyby ich na dłuższą metę przed spadkiem formy. Inna sprawa to wygląd. Zobacz jak wyglądają zawodowi kulturyści.

Porównaj ich sobie z sylwetką Roberta Cheeka czy Jimiego Sitko – wegan startujących w zawodach naturalnej kulturystyki. Kto tu bierze sterydy?

Jeżeli nadal uważasz, że nie można dobrze wyglądać bez sterydów przyjrzyj się zdjęciom takich ludzi jak Eugen Sandow, George Hackenshmidt czy Charles Atlas – siłaczy sprzed ponad 100 lat, którzy wypracowali swoją olbrzymią siłę na długo przed wynalezieniem profesjonalnych suplementów białkowych, sterydów i innych dopalaczy.

#4. Wegańscy sportowcy jedzą tony suplementów!

Wygląda to trochę tak jakbyś sugerował, że suplementy powstały na świecie z myślą o weganach. Przejdź się do najbliższej apteki i zobacz jak wygląda oferta suplementów. Możesz kupić w kapsułkach wszystko – witaminę C, B, kwasy omega-3, imbir, możesz kupić nawet wyciąg z ananasa! Niektórzy ludzie wolą łykać pigułki z ananasem zamiast jeść samego ananasa. Wolą łykać błonnik niż zjeść jedno jabłko. Popatrz na magazyny kulturystyczne. Czy przy którejkolwiek reklamie proszków proteinowych napisano „Polecane dla wegan”? Chyba trochę zaburzyły ci się proporcje.

Jeżeli ktoś jest doświadczonym sportowcem i decyduje się na suplementację to nie dlatego, że jego dieta jest niedoborowa, ale dlatego, że zapotrzebowanie jego organizmu na poszczególne składniki odżywcze jest tak duże, że pokrycie go w oparciu o samą dietę byłoby niesamowicie uciążliwe. Jeżeli tacy ludzie jak Ed Bauer decydują się na przyjmowanie suplementów białkowych to nie dlatego, że weganizm nie zapewnia pełnowartościowego białka tylko dlatego, że zapotrzebowanie białkowe ich organizmu wymagałoby spędzania całego dnia w kuchni. Dużo szybciej i ekonomicznej jest uzupełnić potrzebne kilkadziesiąt gram białka korzystając z suplementu niż przygotowując sobie kolejną porcję soczewicy. To proste. Ta zasada dotyczy wszystkich sportowców. Nie tylko wegan.

#5. Gdyby oni wszyscy nie jedli mięsa od dziecka nie zostaliby sportowcami.

Nie? Dlaczego? Bo niepełnowartościowe białko? Których aminokwasów egzogennych brakuje w roślinach? Żadnych. Za mało wapnia? Najbogatszym źródłem wapnia są produkty roślinne (ziarna sezamu i maku). Za mało kalorii? Zwykły szejk na bazie bananów, owsianki, mleka sojowego i kakao może mieć ponad 700 kalorii.

Ciężko o przykłady osób, które wychowały się na dietach wegetariańskich, a potem zostały sportowcami, nie dlatego, że są to diety niedoborowe tylko ze względu na osoby takie jak ty, które uważają, że mięso jest niezbędnym elementem menu. Pomóż nam zmieniać świadomość innych ludzi i edukować ich na temat diet wegetariańskich to sam się przekonasz jak wyglądają sportowcy wychowani na diecie bezmięsnej. Oni istnieją już teraz. Popatrz na Torry’ego Washingtona. Nie je mięsa od dziecka, został weganinem jeszcze w latach 90. Nie przeszkadza mu to trenować, brać udział w zawodach kulturystyki naturalnej i odnosić w tym sporcie sukcesy.

Teraz wystarczy już zaakceptować fakt, że weganizm działa. Nie jest żadną dietą cud, nie ma żadnych magicznych właściwości. Po prostu, odpowiednio skomponowana dieta roślinna działa. I nie ważne, czy masz 10 czy 70 lat, czy chodzisz do szkoły czy siedzisz w pracy, czy podnosisz ciężary czy grasz w szachy.

Kratom – W wilgotnych i gorących lasach Azji Południowo-Wschodniej rośnie potężne drzewo zwane Mitragyna Speciosa – w skrócie i potocznie kratom. To roślina niezmiernie ciekawa, budząca emocje (i to zwykle bardzo niezdrowe) i szeroko badana. Od co najmniej tysiąca lat znana w Tajlandii jako używka. W niewielkiej ilości jest lekko pobudzająca, pomaga przy monotonnej pracy, dodając energii.
 
Powiada się, że pozwala uspokoić umysł, zmotywować do pracy. W większych dawkach ma działa uspokajające, przeciwbólowe, a także wprowadza w taki senny stan rozmarzenia, skąd już niedaleko do wręcz opiatowego półsnu. Kratom jest popularny wśród tajskich chłopów, którzy w swoim ciężkim życiu i monotonnej robocie na roli poszukują jakichś przyjemności i urozmaicenia życia. Żują oni świeże liście nawet kilka razy dziennie, popijając następnie gorącą kawą lub herbatą. Ale poza ojczyzną kratomu świeże liście są niedostępne dla śmiertelników, gdyż mało kto posiada żywą roślinę. Popularne są więc herbatki, o wątpliwym wprawdzie smaku i różnej jakości. Mówi się, że w niektórych regionach Tajlandii ojcowie chętniej wydają swoje córki za mężczyzn spożywających kratom niż za palących konopię, gdyż wierzą, że żujący są pracowici, a palacze cannabis leniwi. Jednak to właśnie w Tajlandii kratom trafił do tej samej grupy środków zakazanych, co heroina czy kokaina. Co ciekawe, niemal wyłącznie tam – ale polityka narkotykowa Tajlandii budzi grozę; nawet w Ciemnogrodzie jest dużo lepiej... Choć plotki głoszą, że przed premierem-kucharzem kratom był w Tajlandii osiągalny na targach.

O kratomie mówi się wiele miłych i ciepłych słów, także ze strony badaczy: działa przeciwbakteryjnie, przeciwnowotworowo, jest przeciwutleniaczem, powstrzymuje biegunki. Tradycyjnie znachorzy stosowali go także do leczenia kaszlu, cukrzycy, dla poprawy krążenia krwi. Wiele związków występujących w kratomie jest także w Vilcacora, zwanym „cudem z Amazonii”. Żeby jednak  nie było tak pięknie, kratom potrafi uzależnić – i choć nie tak mocno jak heroina czy morfina, to jednak potrafi to być dokuczliwa sprawa. Umiarkowanie to trudna, lecz podstawowa rzecz.kratom

Jaki związek kryje się za działaniem kratomu? Cóż, zidentyfikowano kilkadziesiąt alkaloidów. Długo uważano, że najważniejszym jest mitragynina, jednak najnowsze amerykańskie badania:) dowodzą, że jest to raczej 7-hydroksy-mitragynina, związek o cokolwiek skomplikowanej budowie.
W Azji Południowo-Wschodniej istnieje ogromna ilość pól makowych, z którymi walczą (z różnym skutkiem) rządy europejskie i USA. Co ciekawe, kratom wydaje się być naturalną odpowiedzią na opiatowe uzależnienia, łagodzi objawy odstawienia, hamuje głód narkotykowy (wydaje się także, że alkoholowy). Tajowie używali go, gdy opium nie było dostępne. Choć z drugiej strony, następnie stosowali regularnie kratom. Chyba jednak jest to mniejsze zło, gdyż szkodliwość kratomu u ludzi żujących go regularnie przez 30 lat jest umiarkowana (ale jest zauważalna!). Jak słusznie zauważył już Paracelsus, truciznę od lekarstwa odróżnia tylko dawka i miejmy tego świadomość, także w przypadku tabletek od bólu głowy. A kratom potrafi osłabić potencję seksualną, przyciemnić kolor skóry (szczególnie na policzkach), spowodować bóle mięśni i stawów czy też obniżyć motywację do pracy.(...)

Kratom

W wilgotnych i gorących lasach Azji Południowo-Wschodniej rośnie potężne drzewo zwane Mitragyna Speciosa – w skrócie i potocznie kratom. To roślina niezmiernie ciekawa, budząca emocje (i to zwykle bardzo niezdrowe) i szeroko badana. Od co najmniej tysiąca lat znana w Tajlandii jako używka. W niewielkiej ilości jest lekko pobudzająca, pomaga przy monotonnej pracy, dodając energii.

Powiada się, że pozwala uspokoić umysł, zmotywować do pracy. W większych dawkach ma działa uspokajające, przeciwbólowe, a także wprowadza w taki senny stan rozmarzenia, skąd już niedaleko do wręcz opiatowego półsnu. Kratom jest popularny wśród tajskich chłopów, którzy w swoim ciężkim życiu i monotonnej robocie na roli poszukują jakichś przyjemności i urozmaicenia życia. Żują oni świeże liście nawet kilka razy dziennie, popijając następnie gorącą kawą lub herbatą. Ale poza ojczyzną kratomu świeże liście są niedostępne dla śmiertelników, gdyż mało kto posiada żywą roślinę. Popularne są więc herbatki, o wątpliwym wprawdzie smaku i różnej jakości. Mówi się, że w niektórych regionach Tajlandii ojcowie chętniej wydają swoje córki za mężczyzn spożywających kratom niż za palących konopię, gdyż wierzą, że żujący są pracowici, a palacze cannabis leniwi. Jednak to właśnie w Tajlandii kratom trafił do tej samej grupy środków zakazanych, co heroina czy kokaina. Co ciekawe, niemal wyłącznie tam – ale polityka narkotykowa Tajlandii budzi grozę; nawet w Ciemnogrodzie jest dużo lepiej... Choć plotki głoszą, że przed premierem-kucharzem kratom był w Tajlandii osiągalny na targach.

O kratomie mówi się wiele miłych i ciepłych słów, także ze strony badaczy: działa przeciwbakteryjnie, przeciwnowotworowo, jest przeciwutleniaczem, powstrzymuje biegunki. Tradycyjnie znachorzy stosowali go także do leczenia kaszlu, cukrzycy, dla poprawy krążenia krwi. Wiele związków występujących w kratomie jest także w Vilcacora, zwanym „cudem z Amazonii”. Żeby jednak nie było tak pięknie, kratom potrafi uzależnić – i choć nie tak mocno jak heroina czy morfina, to jednak potrafi to być dokuczliwa sprawa. Umiarkowanie to trudna, lecz podstawowa rzecz.kratom

Jaki związek kryje się za działaniem kratomu? Cóż, zidentyfikowano kilkadziesiąt alkaloidów. Długo uważano, że najważniejszym jest mitragynina, jednak najnowsze amerykańskie badania:) dowodzą, że jest to raczej 7-hydroksy-mitragynina, związek o cokolwiek skomplikowanej budowie.
W Azji Południowo-Wschodniej istnieje ogromna ilość pól makowych, z którymi walczą (z różnym skutkiem) rządy europejskie i USA. Co ciekawe, kratom wydaje się być naturalną odpowiedzią na opiatowe uzależnienia, łagodzi objawy odstawienia, hamuje głód narkotykowy (wydaje się także, że alkoholowy). Tajowie używali go, gdy opium nie było dostępne. Choć z drugiej strony, następnie stosowali regularnie kratom. Chyba jednak jest to mniejsze zło, gdyż szkodliwość kratomu u ludzi żujących go regularnie przez 30 lat jest umiarkowana (ale jest zauważalna!). Jak słusznie zauważył już Paracelsus, truciznę od lekarstwa odróżnia tylko dawka i miejmy tego świadomość, także w przypadku tabletek od bólu głowy. A kratom potrafi osłabić potencję seksualną, przyciemnić kolor skóry (szczególnie na policzkach), spowodować bóle mięśni i stawów czy też obniżyć motywację do pracy.(...)

Plan Dnia Szczęśliwego Człowieka – Budzisz się, otwierasz oczy, zaczyna się nowy dzień. Przed sobą masz 24 h – to bardzo dużo. Jak je wykorzystasz? Oto taktyka na zaliczenie dnia do udanych krok po kroku. Zacznij od stworzenia intencji, a potem?

1. Pobudka: stwórz intencję na dzień 

Zanim otworzysz oczy, wypowiedz życzenie na rozpoczynającą się dobę – pisze „elitedaily.com”. Możesz to zrobić w myślach. Czego sobie życzysz na dziś? Jak chciałbyś się dzisiaj czuć? Psychologiczne modele społeczno- poznawcze, dowodzą, że wyklarowana intencja znacznie zwiększa szansę urzeczywistnienia działania, a osoby, które mają cel częściej osiągają to, czego pragną. W Procesualnym Modelu Działań Zdrowotnych, który odnosi się m. in. do przestrzegania zdrowej diety czy aktywności fizycznej, intencja jest jednym z ważniejszych elementów fazy motywacyjnej. W uproszczeniu: stworzenie życzenia zwiększy twoją motywację. Odstąp od długoterminowych założeń: formułuj każdego dnia 24 – godzinne cele. Metodą małych kroków, przenosząc kamyk po kamyku jesteś w stanie przenieść górę, czego nigdy nie udałoby się zrobić na raz. Przykładowe intencje: dziś chcę pośmiać się z członkami rodziny, zdrowo się odżywiać, skończyć ważny projekt. Im bardziej sprecyzowane cele, tym większa szansa, że je zrealizujesz. Będziesz świadom, czego chcesz, do czego dążysz.

2. Wyobraź sobie w obrazach, co chcesz, żeby się działo
Jeszcze zanim wstaniesz, stwórz jak najwięcej obrazów w głowie dotyczących dopiero rozpoczynającego się dnia. Wyobraź sobie, że wszystko, czego sobie życzyłeś już się wydarzyło. Jak było? Pomyśl o tym, jak wykonujesz czynności, które zaplanowałeś. Zobacz np., jak siedzicie z rodziną wieczorem razem na kanapie, przytulacie się do siebie, robicie głupie miny, śmiejecie się, dzieci wchodzą ci na kolana. Albo jak przygotowujesz parującą, aromatyczną zupę na obiad lub siedząc za biurkiem, wypijasz intensywnie pomarańczowy sok marchwiowy. Zaangażuj jak najwięcej zmysłów. Co dokładnie widzisz w swojej wizji: jakie są tego kolory, kształty, jaki zapach czujesz? Słyszysz śmiech dziecka, a może błogą ciszę? Jakie to uczucie, gdy materiał ubrań, które masz na sobie dotyka twojej skóry? Jakie emocje to wszystko w tobie powoduje? Mózg nie rozróżnia wyobrażonych odczuć od rzeczywistości, więc dobierz wrażenia według potrzeb. Nastrój się więc na dobre fale. A teraz pora wstać.

3. Zrób plan i działaj

Od samego wyobrażania nie dzieją się działania. Weź odpowiedzialność za swoje marzenia. Nikt za ciebie nie zorganizuje dnia, które chciałbyś przeżyć: ani partner, ani rodzic, ani terapeuta czy coach. Żeby mieć to, czego chcesz, musisz po to sięgnąć. Czyli: włożyć wysiłek w  realizację celu. Po to masz te 24 h. Marzysz o własnym blogu? Żeby się urzeczywistnił, musisz go założyć. Chcesz lepiej się odżywiać? Nie stanie się to od czytania o dietach, przegryzając ciasto czekoladowe. Podstawą zmiany jest działanie. Twoje działanie. Dziś to zawsze najlepszy moment na pierwszy krok. Jutro najlepiej się nadaje na kroki kolejne.
Potrzebny może być ci plan. Weź kartkę, wypisz, co chcesz zrobić, jakie kroki się na to składają, kiedy zajmiesz się którym z nich, ile zajmie ci to czasu, jakich informacji jeszcze potrzebujesz, gdzie możesz je zdobyć. Dobry plan to ten osadzony w twoim kalendarzu, w konkretnych godzinach i zakładające realistyczne, a nie przerastające twoje możliwości, działania.

4. Naucz się przebywać ze swoim cierpieniem

Wychodzisz z domu i okazuje się, że rzeczywistość nie jest wcale taka łatwa jak byś sobie tego życzył? Po porannym zadowoleniu, dopada cię frustracja, chciałbyś, żeby ten dyskomfort zniknął?
Nie możemy być naprawdę szczęśliwymi, jeśli nie nauczymy się być ze swoim cierpieniem ? twierdzą mistrzowie Wchodu. Tak, wcale nie ze szczęściem, a cierpieniem. W końcu jedno bez drugiego nie istnieje. Zastanów się, jaką relację masz z tym, co w tobie jest? Czy godzisz się tylko na miłe doznania, czy idziesz krok dalej i otwierasz się na złożoność ludzkiej egzystencji.
To, w jakim kontakcie jesteś z cierpiącą częścią siebie pokazują twoje reakcje na cierpienie innych. Ktoś bliski przeżywa kryzys? Mówisz „nie płacz”, „będzie lepiej”, „przestań się smucić” czy po prostu jesteś obok, wspierasz, pozwalasz się wygadać. Twoja reakcja prawdopodobnie odzwierciedla zachowania podejmowane przez ciebie wobec własnego cierpienia. Jeśli wewnętrzne cierpienie tli się w tobie w tle dnia powszedniego zamiast je negować, zobacz, jak to jest ich doświadczać. Stwórz temu przestrzeń, obdarz swój stan serdecznym współczuciem. Staraj się nie mylić akceptacji z umartwianiem.

5. Rób sobie przyjemności – potrzebujesz emocjonalnej słodyczy
 „Z zakamarków życia wziąć, to co chcę. Dziś wiem, życie cudem jest. Co chcę, mogę z niego mieć” – śpiewał zespół „DeSu”. Jeśli rezygnujesz z robienia sobie prezentów, odbierasz sobie sporo frajdy, a nie jesteś przecież męczennikiem. Zrób sobie dzień dziecka (jako stałe podejście do życia na co dzień) lub choćby poranek, wieczór, popołudnie zachcianek. Troszcz się o siebie, rozpieszczaj: przygotuj dobre śniadanie, weź gorący prysznic, posiedź chwilę nad gazetą. Siedzisz w pracy? Zaparz aromatyczną kawę, puść ulubioną muzykę. Masz ochotę na spacer? Wróć z pracy pieszo przez park. Marzysz o dobrej książce? Zahacz o bibliotekę. Szukaj możliwości realizacji swoich „widzimisię”. Codzienność, jak dobra potrawa, potrzebuje do pełni wszystkich smaków: również słodyczy. Psycholodzy uważają, że osoby, które mają mało słodyczy emocjonalnej w życiu często rekompensują to sobie, jedząc większe ilości słodyczy. Masz wzmożony apetyt na słodkości? Być może zbyt mało jest przyjemności w twoim życiu.

6. Uśmiechaj się, dziękuj, mówi komplementy

Masz wpływ na atmosferę w swoim otoczeniu. Zarażaj osoby w koło serdecznością. Uśmiechaj się do napotykanych osób: domowników, współpracowników, przechodniów. Nigdy nie wiadomo, jak ten niby nieznaczący gest wpłynie na drugiego człowieka – zwraca uwagę „elitedaily.com”. I przede wszystkim na ciebie samego.
Postaraj się dziś więcej doceniać bliskich niż ich krytykować i dogryzać. Skup się na tym, za co jesteś im wdzięczny i mów im o tym. Powiedz dziś „dziękuje” przynajmniej 5 razy. Pamiętaj, aby rozwinąć swoją wypowiedź i poinformować daną osobę, za co dziękujesz. Znajdź coś, co w niej lubisz, powiedz jej o tym.  Do partnera możesz powiedzieć: „Dziękuję, że zrobiłeś mi kawę. Bardzo mi smakuje, kiedy ją parzysz”, „Dziękuję, że zająłeś się dziećmi, kiedy byłam u fryzjera. Świetnie się z nimi dogadujesz”. Do współpracownika: „jestem wdzięczna, że pomogłeś mi przy tej prezentacji. Imponuje mi twoja pomysłowość”. Do sprzedawczyni  w lokalnym warzywniaku: „zawsze wybiera mi pani ładniejsze sztuki owoców. Taka sprzedawczyni to skarb!”. Cokolwiek mówisz, ważne, żeby to była prawda. Jeśli na koniec masz ochotę powiedzieć „ale” i dodać uszczypliwość, ugryź się w język i postaw kropkę. Uśmiech, wdzięczność i dobre słowo mnożą się, gdy się je dzieli. Gdy je dajesz bez oczekiwania rewanżu, wracają jak bumerang.

Na tyle na ile to możliwe, otaczaj się ludźmi z dobrą energią, w obecności których czujesz się dobrze i unikaj tych, w których obecności czujesz się wyczerpany i bezwartościowy.

7. Zrób coś, czego jeszcze nie robiłeś
 
Przełam rutynę, każdego dnia zrób coś nowego. Masz pełen przekrój możliwości: od skoku na spadochronie dla lubiących adrenalinę poprzez zapisanie się na lekcję obcego języka aż po powrót do domu inną niż zazwyczaj drogą, zmianę słuchanej stacji radiowej czy spróbowanie nieznanej potrawy.
Kurs tańca, wycieczka w piękny zakątek ? zastanów się, czego chciałbyś doświadczyć, żeby potem móc to wspominać? Niemal 10 lat badań wskazuje, że ludzie są szczęśliwsi, gdy wydają swoje pieniądze raczej na doświadczenia życiowe niż rzeczy materialne ? pisze Ryan T. Howell, profesor psychologii na San Fransisco State University w „Psychology Today”. Możesz sporządzić też plan, który nie wiąże się z wydatkami. Większość płatnych opcji ma też swoje „nisko budżetowe” odpowiedniki, więc nie tłumacz się brakiem finansów. Np. naukę tańca możesz zacząć przez internet, wzroując się na filmach instruktażowych zamieszczonych na „youtube” już dziś. Dobrej zabawy!

8. Odhaczaj zrealizowane podpunkty
 
Pamiętasz plan zadań wspomniany na początku powyższej listy. Nie trać go z oczu w ciągu dnia. Sprawdzaj od czasu do czasu, co już wykonałeś, a co jeszcze jest do zrealizowania. Ważne: podpunkty wykonane koniecznie odhaczaj. Udowodniono, że czynność wykreślania wykonanych zadań powoduje wydzielanie endorfin, hormonów peptydowych wprawiających nas w stań zadowolenia, a nawet euforii. Prawdopodobnie rośnie też twoje poczucie własnej skuteczności.

Aby mieć więcej do wykreślania (oraz lepszy wgląd na kolejność działań), możesz w swojej liście rozbić większe zadania na mniejsze czynności składowe. Czyli zamiast napisać „naprawić zlew”, zamieścić podpunkty: „poszukać fachowca”, „zadzwonić i umówić się”, „dozorować naprawę”.

9. Podsumowanie dnia: zrób listę rzeczy, które ci się udały
 
Cały dzień za tobą, powoli zbierasz się do spania? Czas na krótkie podsumowanie minionego dnia. Nie ma być to jednak lista plusów i minusów. Obiektywizm wsadź do kieszeni. Stwórz mentalną listę rzeczy, które ci się dzisiaj udały, które cię uszczęśliwiły, za które jesteś wdzięczny. To mogą być zarówno małe, jak i wielkie sprawy. Podziękuj sobie za wszystko, co zrobiłeś, za swoje starania i wysiłek, doceń siebie. Takie podsumowanie pozwoli ci się pozbyć nagromadzonych resztek stresu z dnia, przygotuje do snu i da motywację do wcielenia jeszcze większej liczby uszczęśliwiających czynności dnia następnego. Dobrej nocy!

Autorka artykułu: Małgorzata Skorupa – dziennikarka, redaktorka serwisu Zdrowie.gazeta.pl, psycholog, konsultantka Telefonu Zaufania dla Osób Dorosłych w Kryzysie Emocjonalnym przy Instytucie Psychologii Zdrowia Polskiego Towarzystwa Psychologicznego w Warszawie. Autorka wielu publikacji z zakresu rozwoju osobistego oraz zdrowego stylu życia.

 /         zdrowie.gazeta.pl        /

Plan Dnia Szczęśliwego Człowieka

Budzisz się, otwierasz oczy, zaczyna się nowy dzień. Przed sobą masz 24 h – to bardzo dużo. Jak je wykorzystasz? Oto taktyka na zaliczenie dnia do udanych krok po kroku. Zacznij od stworzenia intencji, a potem?

1. Pobudka: stwórz intencję na dzień

Zanim otworzysz oczy, wypowiedz życzenie na rozpoczynającą się dobę – pisze „elitedaily.com”. Możesz to zrobić w myślach. Czego sobie życzysz na dziś? Jak chciałbyś się dzisiaj czuć? Psychologiczne modele społeczno- poznawcze, dowodzą, że wyklarowana intencja znacznie zwiększa szansę urzeczywistnienia działania, a osoby, które mają cel częściej osiągają to, czego pragną. W Procesualnym Modelu Działań Zdrowotnych, który odnosi się m. in. do przestrzegania zdrowej diety czy aktywności fizycznej, intencja jest jednym z ważniejszych elementów fazy motywacyjnej. W uproszczeniu: stworzenie życzenia zwiększy twoją motywację. Odstąp od długoterminowych założeń: formułuj każdego dnia 24 – godzinne cele. Metodą małych kroków, przenosząc kamyk po kamyku jesteś w stanie przenieść górę, czego nigdy nie udałoby się zrobić na raz. Przykładowe intencje: dziś chcę pośmiać się z członkami rodziny, zdrowo się odżywiać, skończyć ważny projekt. Im bardziej sprecyzowane cele, tym większa szansa, że je zrealizujesz. Będziesz świadom, czego chcesz, do czego dążysz.

2. Wyobraź sobie w obrazach, co chcesz, żeby się działo
Jeszcze zanim wstaniesz, stwórz jak najwięcej obrazów w głowie dotyczących dopiero rozpoczynającego się dnia. Wyobraź sobie, że wszystko, czego sobie życzyłeś już się wydarzyło. Jak było? Pomyśl o tym, jak wykonujesz czynności, które zaplanowałeś. Zobacz np., jak siedzicie z rodziną wieczorem razem na kanapie, przytulacie się do siebie, robicie głupie miny, śmiejecie się, dzieci wchodzą ci na kolana. Albo jak przygotowujesz parującą, aromatyczną zupę na obiad lub siedząc za biurkiem, wypijasz intensywnie pomarańczowy sok marchwiowy. Zaangażuj jak najwięcej zmysłów. Co dokładnie widzisz w swojej wizji: jakie są tego kolory, kształty, jaki zapach czujesz? Słyszysz śmiech dziecka, a może błogą ciszę? Jakie to uczucie, gdy materiał ubrań, które masz na sobie dotyka twojej skóry? Jakie emocje to wszystko w tobie powoduje? Mózg nie rozróżnia wyobrażonych odczuć od rzeczywistości, więc dobierz wrażenia według potrzeb. Nastrój się więc na dobre fale. A teraz pora wstać.

3. Zrób plan i działaj

Od samego wyobrażania nie dzieją się działania. Weź odpowiedzialność za swoje marzenia. Nikt za ciebie nie zorganizuje dnia, które chciałbyś przeżyć: ani partner, ani rodzic, ani terapeuta czy coach. Żeby mieć to, czego chcesz, musisz po to sięgnąć. Czyli: włożyć wysiłek w realizację celu. Po to masz te 24 h. Marzysz o własnym blogu? Żeby się urzeczywistnił, musisz go założyć. Chcesz lepiej się odżywiać? Nie stanie się to od czytania o dietach, przegryzając ciasto czekoladowe. Podstawą zmiany jest działanie. Twoje działanie. Dziś to zawsze najlepszy moment na pierwszy krok. Jutro najlepiej się nadaje na kroki kolejne.
Potrzebny może być ci plan. Weź kartkę, wypisz, co chcesz zrobić, jakie kroki się na to składają, kiedy zajmiesz się którym z nich, ile zajmie ci to czasu, jakich informacji jeszcze potrzebujesz, gdzie możesz je zdobyć. Dobry plan to ten osadzony w twoim kalendarzu, w konkretnych godzinach i zakładające realistyczne, a nie przerastające twoje możliwości, działania.

4. Naucz się przebywać ze swoim cierpieniem

Wychodzisz z domu i okazuje się, że rzeczywistość nie jest wcale taka łatwa jak byś sobie tego życzył? Po porannym zadowoleniu, dopada cię frustracja, chciałbyś, żeby ten dyskomfort zniknął?
Nie możemy być naprawdę szczęśliwymi, jeśli nie nauczymy się być ze swoim cierpieniem ? twierdzą mistrzowie Wchodu. Tak, wcale nie ze szczęściem, a cierpieniem. W końcu jedno bez drugiego nie istnieje. Zastanów się, jaką relację masz z tym, co w tobie jest? Czy godzisz się tylko na miłe doznania, czy idziesz krok dalej i otwierasz się na złożoność ludzkiej egzystencji.
To, w jakim kontakcie jesteś z cierpiącą częścią siebie pokazują twoje reakcje na cierpienie innych. Ktoś bliski przeżywa kryzys? Mówisz „nie płacz”, „będzie lepiej”, „przestań się smucić” czy po prostu jesteś obok, wspierasz, pozwalasz się wygadać. Twoja reakcja prawdopodobnie odzwierciedla zachowania podejmowane przez ciebie wobec własnego cierpienia. Jeśli wewnętrzne cierpienie tli się w tobie w tle dnia powszedniego zamiast je negować, zobacz, jak to jest ich doświadczać. Stwórz temu przestrzeń, obdarz swój stan serdecznym współczuciem. Staraj się nie mylić akceptacji z umartwianiem.

5. Rób sobie przyjemności – potrzebujesz emocjonalnej słodyczy
„Z zakamarków życia wziąć, to co chcę. Dziś wiem, życie cudem jest. Co chcę, mogę z niego mieć” – śpiewał zespół „DeSu”. Jeśli rezygnujesz z robienia sobie prezentów, odbierasz sobie sporo frajdy, a nie jesteś przecież męczennikiem. Zrób sobie dzień dziecka (jako stałe podejście do życia na co dzień) lub choćby poranek, wieczór, popołudnie zachcianek. Troszcz się o siebie, rozpieszczaj: przygotuj dobre śniadanie, weź gorący prysznic, posiedź chwilę nad gazetą. Siedzisz w pracy? Zaparz aromatyczną kawę, puść ulubioną muzykę. Masz ochotę na spacer? Wróć z pracy pieszo przez park. Marzysz o dobrej książce? Zahacz o bibliotekę. Szukaj możliwości realizacji swoich „widzimisię”. Codzienność, jak dobra potrawa, potrzebuje do pełni wszystkich smaków: również słodyczy. Psycholodzy uważają, że osoby, które mają mało słodyczy emocjonalnej w życiu często rekompensują to sobie, jedząc większe ilości słodyczy. Masz wzmożony apetyt na słodkości? Być może zbyt mało jest przyjemności w twoim życiu.

6. Uśmiechaj się, dziękuj, mówi komplementy

Masz wpływ na atmosferę w swoim otoczeniu. Zarażaj osoby w koło serdecznością. Uśmiechaj się do napotykanych osób: domowników, współpracowników, przechodniów. Nigdy nie wiadomo, jak ten niby nieznaczący gest wpłynie na drugiego człowieka – zwraca uwagę „elitedaily.com”. I przede wszystkim na ciebie samego.
Postaraj się dziś więcej doceniać bliskich niż ich krytykować i dogryzać. Skup się na tym, za co jesteś im wdzięczny i mów im o tym. Powiedz dziś „dziękuje” przynajmniej 5 razy. Pamiętaj, aby rozwinąć swoją wypowiedź i poinformować daną osobę, za co dziękujesz. Znajdź coś, co w niej lubisz, powiedz jej o tym. Do partnera możesz powiedzieć: „Dziękuję, że zrobiłeś mi kawę. Bardzo mi smakuje, kiedy ją parzysz”, „Dziękuję, że zająłeś się dziećmi, kiedy byłam u fryzjera. Świetnie się z nimi dogadujesz”. Do współpracownika: „jestem wdzięczna, że pomogłeś mi przy tej prezentacji. Imponuje mi twoja pomysłowość”. Do sprzedawczyni w lokalnym warzywniaku: „zawsze wybiera mi pani ładniejsze sztuki owoców. Taka sprzedawczyni to skarb!”. Cokolwiek mówisz, ważne, żeby to była prawda. Jeśli na koniec masz ochotę powiedzieć „ale” i dodać uszczypliwość, ugryź się w język i postaw kropkę. Uśmiech, wdzięczność i dobre słowo mnożą się, gdy się je dzieli. Gdy je dajesz bez oczekiwania rewanżu, wracają jak bumerang.

Na tyle na ile to możliwe, otaczaj się ludźmi z dobrą energią, w obecności których czujesz się dobrze i unikaj tych, w których obecności czujesz się wyczerpany i bezwartościowy.

7. Zrób coś, czego jeszcze nie robiłeś

Przełam rutynę, każdego dnia zrób coś nowego. Masz pełen przekrój możliwości: od skoku na spadochronie dla lubiących adrenalinę poprzez zapisanie się na lekcję obcego języka aż po powrót do domu inną niż zazwyczaj drogą, zmianę słuchanej stacji radiowej czy spróbowanie nieznanej potrawy.
Kurs tańca, wycieczka w piękny zakątek ? zastanów się, czego chciałbyś doświadczyć, żeby potem móc to wspominać? Niemal 10 lat badań wskazuje, że ludzie są szczęśliwsi, gdy wydają swoje pieniądze raczej na doświadczenia życiowe niż rzeczy materialne ? pisze Ryan T. Howell, profesor psychologii na San Fransisco State University w „Psychology Today”. Możesz sporządzić też plan, który nie wiąże się z wydatkami. Większość płatnych opcji ma też swoje „nisko budżetowe” odpowiedniki, więc nie tłumacz się brakiem finansów. Np. naukę tańca możesz zacząć przez internet, wzroując się na filmach instruktażowych zamieszczonych na „youtube” już dziś. Dobrej zabawy!

8. Odhaczaj zrealizowane podpunkty

Pamiętasz plan zadań wspomniany na początku powyższej listy. Nie trać go z oczu w ciągu dnia. Sprawdzaj od czasu do czasu, co już wykonałeś, a co jeszcze jest do zrealizowania. Ważne: podpunkty wykonane koniecznie odhaczaj. Udowodniono, że czynność wykreślania wykonanych zadań powoduje wydzielanie endorfin, hormonów peptydowych wprawiających nas w stań zadowolenia, a nawet euforii. Prawdopodobnie rośnie też twoje poczucie własnej skuteczności.

Aby mieć więcej do wykreślania (oraz lepszy wgląd na kolejność działań), możesz w swojej liście rozbić większe zadania na mniejsze czynności składowe. Czyli zamiast napisać „naprawić zlew”, zamieścić podpunkty: „poszukać fachowca”, „zadzwonić i umówić się”, „dozorować naprawę”.

9. Podsumowanie dnia: zrób listę rzeczy, które ci się udały

Cały dzień za tobą, powoli zbierasz się do spania? Czas na krótkie podsumowanie minionego dnia. Nie ma być to jednak lista plusów i minusów. Obiektywizm wsadź do kieszeni. Stwórz mentalną listę rzeczy, które ci się dzisiaj udały, które cię uszczęśliwiły, za które jesteś wdzięczny. To mogą być zarówno małe, jak i wielkie sprawy. Podziękuj sobie za wszystko, co zrobiłeś, za swoje starania i wysiłek, doceń siebie. Takie podsumowanie pozwoli ci się pozbyć nagromadzonych resztek stresu z dnia, przygotuje do snu i da motywację do wcielenia jeszcze większej liczby uszczęśliwiających czynności dnia następnego. Dobrej nocy!

Autorka artykułu: Małgorzata Skorupa – dziennikarka, redaktorka serwisu Zdrowie.gazeta.pl, psycholog, konsultantka Telefonu Zaufania dla Osób Dorosłych w Kryzysie Emocjonalnym przy Instytucie Psychologii Zdrowia Polskiego Towarzystwa Psychologicznego w Warszawie. Autorka wielu publikacji z zakresu rozwoju osobistego oraz zdrowego stylu życia.

/ zdrowie.gazeta.pl /

Cholina - Wpływ jajek na zapach ciała – Kpiłem już z producentów jajek, którzy próbowali promować swój produkt jako mający pozytywny wpływ na wzrok, ze względu na zawartą w jajkach luteinę, nie wspominając jednak, że w łyżce szpinaku znajdziemy tyle luteiny ile w 9 jajkach (obejrzyjcie Industry Blind Spot). Powodem, dla którego spotkacie się z tymi informacjami jedynie na stronach internetowych i w programach telewizyjnych, a nie znajdziecie ich na opakowaniach jajek jest to, iż istnieją przepisy prawne zakazujące fałszywych czy też mylących twierdzeń w reklamach. Przemysł nie może więc reklamować się luteiną, ze względu na jej minimalną zawartość w jajkach.
 
To samo dotyczy twierdzenia, iż jajka są źródłem kwasów omega 3, żelaza czy kwasu foliowego. Z tego powodu USDA Agriculture Marketing Service zasugerował, aby przemysł reklamował zawartą w jajkach cholinę, która jest jedną z dwóch składników odżywczych rzeczywiście w jajkach występujących - drugą jest cholesterol. Tak więc zmieniono taktykę, a priorytetem American Egg Board stało się przedstawienie choliny jako niecierpiącego zwłoki problemu, do którego jajka byłyby rozwiązaniem. Rozesłano listy do lekarzy, w których zwracano uwagę na niedobór choliny, jako poważne zagrożenie dla zdrowia publicznego. O wysokiej zawartości cholesterolu w jajkach nikt jednak nie wspominał.
 
W rzeczywistości ludzie spożywają dwukrotnie więcej choliny niż ich dzienne zapotrzebowanie, a zbyt dużo choliny, a nie jej niedobór, jest rzeczywistym problemem. Zbyt duża ilość choliny w organizmie powoduje, iż ciało zaczyna wydzielać rybi odór. Miliony Amerykanów cierpią na defekt genetyczny, który powoduje wydzielanie rybiego odoru i pomocna może tu być dieta uboga w cholinę, jako że cholina przetwarzana jest w naszym organizmie w trimetyloaminę (TMA). Osoby cierpiące na to zaburzenie często przechodzą na weganizm, ponieważ zmniejszenie spożywania produktów zwierzęcych zmniejsza produkcję TMA, a co za tym idzie wydzielanie rybiego odoru. Pozostałe 99% społeczeństwa przekształca cholinę w tlenek trimetyloaminy, który jest 100 razy mniej śmierdzący. Jednak twierdzenie, że dla tych 99% osób cholina jest bezpieczna jest błędne.
 
Badacze z Kliniki w Cleveland odkryli, iż przyswajana z pożywienia cholina jest powodem gromadzenia się blaszki w ludzkich arteriach. To z kolei zwiększa ryzyko chorób serca, udaru i śmierci. W których produktach spożywczych cholina występuje? Przede wszystkim w jajkach, mleku, wątróbce, czerwonym mięsie, drobiu i rybach.
 
Dobrą wiadomością jest, iż może to oznaczać zupełnie nowe podejście do zapobiegania czy leczenia chorób serca - poprzez limitowanie spożywania choliny, co z kolei prowadziłoby do przejścia na dietę roślinną.
 
Cholina może być jedną z przyczyn, dla których osoby na diecie Atkinsa mają zwiększone ryzyko zachorowania na choroby serca, natomiast Ci na diecie dr Ornisha (roślinnej) wręcz przeciwnie. Nowe badania dodają cholinę do listy produktów spożywczych, które zwiększają ryzyko chorób serca, a jajka są w tym wypadku dwukrotnie szkodliwe - zawierają nie tylko cholinę, ale również cholesterol.

Cholina - Wpływ jajek na zapach ciała

Kpiłem już z producentów jajek, którzy próbowali promować swój produkt jako mający pozytywny wpływ na wzrok, ze względu na zawartą w jajkach luteinę, nie wspominając jednak, że w łyżce szpinaku znajdziemy tyle luteiny ile w 9 jajkach (obejrzyjcie Industry Blind Spot). Powodem, dla którego spotkacie się z tymi informacjami jedynie na stronach internetowych i w programach telewizyjnych, a nie znajdziecie ich na opakowaniach jajek jest to, iż istnieją przepisy prawne zakazujące fałszywych czy też mylących twierdzeń w reklamach. Przemysł nie może więc reklamować się luteiną, ze względu na jej minimalną zawartość w jajkach.

To samo dotyczy twierdzenia, iż jajka są źródłem kwasów omega 3, żelaza czy kwasu foliowego. Z tego powodu USDA Agriculture Marketing Service zasugerował, aby przemysł reklamował zawartą w jajkach cholinę, która jest jedną z dwóch składników odżywczych rzeczywiście w jajkach występujących - drugą jest cholesterol. Tak więc zmieniono taktykę, a priorytetem American Egg Board stało się przedstawienie choliny jako niecierpiącego zwłoki problemu, do którego jajka byłyby rozwiązaniem. Rozesłano listy do lekarzy, w których zwracano uwagę na niedobór choliny, jako poważne zagrożenie dla zdrowia publicznego. O wysokiej zawartości cholesterolu w jajkach nikt jednak nie wspominał.

W rzeczywistości ludzie spożywają dwukrotnie więcej choliny niż ich dzienne zapotrzebowanie, a zbyt dużo choliny, a nie jej niedobór, jest rzeczywistym problemem. Zbyt duża ilość choliny w organizmie powoduje, iż ciało zaczyna wydzielać rybi odór. Miliony Amerykanów cierpią na defekt genetyczny, który powoduje wydzielanie rybiego odoru i pomocna może tu być dieta uboga w cholinę, jako że cholina przetwarzana jest w naszym organizmie w trimetyloaminę (TMA). Osoby cierpiące na to zaburzenie często przechodzą na weganizm, ponieważ zmniejszenie spożywania produktów zwierzęcych zmniejsza produkcję TMA, a co za tym idzie wydzielanie rybiego odoru. Pozostałe 99% społeczeństwa przekształca cholinę w tlenek trimetyloaminy, który jest 100 razy mniej śmierdzący. Jednak twierdzenie, że dla tych 99% osób cholina jest bezpieczna jest błędne.

Badacze z Kliniki w Cleveland odkryli, iż przyswajana z pożywienia cholina jest powodem gromadzenia się blaszki w ludzkich arteriach. To z kolei zwiększa ryzyko chorób serca, udaru i śmierci. W których produktach spożywczych cholina występuje? Przede wszystkim w jajkach, mleku, wątróbce, czerwonym mięsie, drobiu i rybach.

Dobrą wiadomością jest, iż może to oznaczać zupełnie nowe podejście do zapobiegania czy leczenia chorób serca - poprzez limitowanie spożywania choliny, co z kolei prowadziłoby do przejścia na dietę roślinną.

Cholina może być jedną z przyczyn, dla których osoby na diecie Atkinsa mają zwiększone ryzyko zachorowania na choroby serca, natomiast Ci na diecie dr Ornisha (roślinnej) wręcz przeciwnie. Nowe badania dodają cholinę do listy produktów spożywczych, które zwiększają ryzyko chorób serca, a jajka są w tym wypadku dwukrotnie szkodliwe - zawierają nie tylko cholinę, ale również cholesterol.

Źródło: http:weganizm.com
Dieta antyrakowa – Według Amerykańskiej organizacji zdrowia, wykonana została punktacja, która określa ranking najzdrowszych warzyw, ze względu na zawartość witamin, makro- i mikroelementów. Ranking ten określa moc zdrowotną wymienionych warzyw, wykazujących działanie przeciwnowotworowe na organizm. Wszystkie z nich zaliczamy do tzw. naturalnych produktów antyrakowych. Jako, że w diecie antyrakowej warzywa stanowią bardzo ważny element wspomagający walkę z nowotworami, warto zapoznać się z najlepszymi z nich. Warto po nie sięgać jak najczęściej, spożywać je w różnych kombinacjach i poczuć na własnej skórze ich cudowne właściwości lecznicze. Do super-żywności możemy zaliczyć:
1. Jarmuż (1,392 punktów)

jarmuż

Zajmuje pierwsze miejsce w rankingu osiągając 1,392 punktów. Zawiera szczególnie duże ilości witaminy K i C oraz luteiny. Zawiera silne przeciwutleniacze oraz wykazuje właściwości przeciwzapalne. Należy do rodziny roślin kapustowatych. Podobnie jak brokuły zawiera sulforafan, związek o działaniu przeciwnowotworowym, Jest także doskonałym źródłem wapnia oraz żelaza.

2.Szpinak (968 punktów)


Wysoko w rankingu, bo na drugim miejscu wypada powszechny, występujący na każdym zakątku ziemi – szpinak. Uzyskuje on punktacje: 968. Wykazuje on tak samo jak jarmuż wysokie stężenie witaminy C, K oraz luteiny będące naturalnymi przeciwutleniaczami. Zawiera także dużą ilość witaminy B11 i żelaza które wspomagają wytwarzanie krwinek czerwonych.

3. Collard green (737 punktów)


Na polski można przetłumaczyć jak liście angielskiej młodej kapusty. W składzie jest porównywalny do liści jarmużu. Powoli pojawia się na półkach w polskich supermarketach, ze względu na swoje wartości odżywcze. W rankingu wszystkich warzyw zajmuje aż 3 miejsce, dlatego, gdy zobaczymy go w sklepie nie warto go omijać. Ogólna zasada przy wyborze warzyw w diecie antyrakowej, to wybieranie warzyw o największym zabarwieniu liści i o najintensywniejszych kolorach zieleni. Zazwyczaj jest to wyznacznikiem zawartości substancji odżywczych i barwników o działaniu przeciwutleniających na organizm.

4. Boćwina (717 punktów)


Boćwina na pewno wszystkim doskonale znana, ale nie aż tak popularna. Jej kariera często kończy się na przyrządzaniu chłodnika w wakacje. Warto jednak dorzucić ją do diety jako dodatek do sałatek, gdzie zachowuje najwięcej swoich wartości odżywczych. O dziwo w liściach boćwiny znajduje się zaskakująco dużo białka łatwo wchłanialnego, bo aż do 40% (w zależności od odmiany). Jeśli mówimi o pozostałych zaletach, zawiera duże ilości potasu, wapnia, żelaza oraz witaminy: A, B1, B2 oraz C.

5. Liście rzepy ( 714 punktów)


Liście rzepy mogą być podawane w sałatkach na surowo lub podsmażane. Dodawanie liści rzepy wzbogaci oczywiście naszą dietę  wiele cennych witamin i składników mineralnych. Zawiera, podobnie jak jej poprzednicy z listy powyżej duże ilości witaminy A, potasu, wapnia, żelaza oraz magnezu.

6. Bataty, ze skórką (492 punktów)


Bataty, nazywane także słodkimi ziemniakami, ze względu na zawartość 2,8% cukrów, również wykazują znaczne właściwości antyoksydacyjne dzięki dużej zawartości beta-karotenu i karotenoidów. Zawiera ich nawet więcej niż znajduje się ich w brokule, czy szpinaku. Także jeśli chodzi o zawartość witaminy C oraz zawartość błonnika, bataty znalazły się na 6 miejscu w rankingu najzdrowszych warzyw.

7. Marchew (399 punktów)

Oprócz właściwości antyrakowych, szczególnie zalecany sok z marchwi, wykazuje właściwości przeciwcukrzycowe oraz zwalcza pasożyty. Regularne picie marchwi nie tylko uzupełnia witaminy i minerały ale także wzmacnia naszą odporność oraz pomaga uzyskać efekty terapeutyczne przy leczeniu schorzeń przewlekłych. Sok z marchwi jest prawdziwą bombą multiwitaminową, zawiera zestaw witamin o dużym stężeniu, takich jak: A, B, C, E, D, PP i K.

8. Brokuły (392 punktów)
Brokuł należy do rodziny roślin kapustowatych. Swoją sławę w walce z nowotworem zawdzięcza nie tyle składnikom odżywczym, co zawartym w nim substancjom o działaniu antyrakowym. Są to sulforafan oraz izotiocyjany stymulujące produkcję enzymów w organizmie o działaniu zwalczającym komórki rakowe. Szczególne działanie wykazuje w walce z rakiem jajników, rakiem piersi oraz rakiem prostaty.
9. Sałata Rzymska (340 punktów)

Po analizie składników odżywczych sałaty rzymskiej w stosunku to jakiejkolwiek innej sałaty śmiało można stwierdzić, że sałata rzymska jest najbardziej wartościowa ze wszystkich. Jest cennym źródłem błonnika i łatwo przyswajalnych witamin, takich jak: B1, B2, PP oraz C. Należy do rodziny roślin astrowatych i uprawiana jest w całej Europie. Sałata jest lekkostrawna a regularne jedzenie sałat wspomaga działanie układu pokarmowego, wpływając przy tym korzystnie na cały organizm.

10. Rukola (293 punktów)


Bardziej niż sałatę rukola przypomina zioło, ze względu na małe liście i wyrazisty smak. Odznacza się ostrym, lekko chrzanowym smakiem, świetnie komponującym się z takimi dodatkami jak bakalie, czy sery pleśniowe, sery feta. Jednak nie tylko ze względu na walory smakowe warto zaprzyjaźnić się z rukolą. Również jeśli chodzi o rukolę badania i analizy wykazały, że spożywanie tej sałaty działa antyrakowo na nasze komórki. Tę właściwość zawdzięcza zawartości glukozynolanom, które w organizmie przechodzą w formę izotiocyjanianów. Rukola jest bogata także w inne przeciwutleniacze jak: beta-karoten, luteinę i zeaksantynę.

/             dietaantyrakowa.com.pl        /

Dieta antyrakowa

Według Amerykańskiej organizacji zdrowia, wykonana została punktacja, która określa ranking najzdrowszych warzyw, ze względu na zawartość witamin, makro- i mikroelementów. Ranking ten określa moc zdrowotną wymienionych warzyw, wykazujących działanie przeciwnowotworowe na organizm. Wszystkie z nich zaliczamy do tzw. naturalnych produktów antyrakowych. Jako, że w diecie antyrakowej warzywa stanowią bardzo ważny element wspomagający walkę z nowotworami, warto zapoznać się z najlepszymi z nich. Warto po nie sięgać jak najczęściej, spożywać je w różnych kombinacjach i poczuć na własnej skórze ich cudowne właściwości lecznicze. Do super-żywności możemy zaliczyć:
1. Jarmuż (1,392 punktów)

jarmuż

Zajmuje pierwsze miejsce w rankingu osiągając 1,392 punktów. Zawiera szczególnie duże ilości witaminy K i C oraz luteiny. Zawiera silne przeciwutleniacze oraz wykazuje właściwości przeciwzapalne. Należy do rodziny roślin kapustowatych. Podobnie jak brokuły zawiera sulforafan, związek o działaniu przeciwnowotworowym, Jest także doskonałym źródłem wapnia oraz żelaza.

2.Szpinak (968 punktów)


Wysoko w rankingu, bo na drugim miejscu wypada powszechny, występujący na każdym zakątku ziemi – szpinak. Uzyskuje on punktacje: 968. Wykazuje on tak samo jak jarmuż wysokie stężenie witaminy C, K oraz luteiny będące naturalnymi przeciwutleniaczami. Zawiera także dużą ilość witaminy B11 i żelaza które wspomagają wytwarzanie krwinek czerwonych.

3. Collard green (737 punktów)


Na polski można przetłumaczyć jak liście angielskiej młodej kapusty. W składzie jest porównywalny do liści jarmużu. Powoli pojawia się na półkach w polskich supermarketach, ze względu na swoje wartości odżywcze. W rankingu wszystkich warzyw zajmuje aż 3 miejsce, dlatego, gdy zobaczymy go w sklepie nie warto go omijać. Ogólna zasada przy wyborze warzyw w diecie antyrakowej, to wybieranie warzyw o największym zabarwieniu liści i o najintensywniejszych kolorach zieleni. Zazwyczaj jest to wyznacznikiem zawartości substancji odżywczych i barwników o działaniu przeciwutleniających na organizm.

4. Boćwina (717 punktów)


Boćwina na pewno wszystkim doskonale znana, ale nie aż tak popularna. Jej kariera często kończy się na przyrządzaniu chłodnika w wakacje. Warto jednak dorzucić ją do diety jako dodatek do sałatek, gdzie zachowuje najwięcej swoich wartości odżywczych. O dziwo w liściach boćwiny znajduje się zaskakująco dużo białka łatwo wchłanialnego, bo aż do 40% (w zależności od odmiany). Jeśli mówimi o pozostałych zaletach, zawiera duże ilości potasu, wapnia, żelaza oraz witaminy: A, B1, B2 oraz C.

5. Liście rzepy ( 714 punktów)


Liście rzepy mogą być podawane w sałatkach na surowo lub podsmażane. Dodawanie liści rzepy wzbogaci oczywiście naszą dietę wiele cennych witamin i składników mineralnych. Zawiera, podobnie jak jej poprzednicy z listy powyżej duże ilości witaminy A, potasu, wapnia, żelaza oraz magnezu.

6. Bataty, ze skórką (492 punktów)


Bataty, nazywane także słodkimi ziemniakami, ze względu na zawartość 2,8% cukrów, również wykazują znaczne właściwości antyoksydacyjne dzięki dużej zawartości beta-karotenu i karotenoidów. Zawiera ich nawet więcej niż znajduje się ich w brokule, czy szpinaku. Także jeśli chodzi o zawartość witaminy C oraz zawartość błonnika, bataty znalazły się na 6 miejscu w rankingu najzdrowszych warzyw.

7. Marchew (399 punktów)

Oprócz właściwości antyrakowych, szczególnie zalecany sok z marchwi, wykazuje właściwości przeciwcukrzycowe oraz zwalcza pasożyty. Regularne picie marchwi nie tylko uzupełnia witaminy i minerały ale także wzmacnia naszą odporność oraz pomaga uzyskać efekty terapeutyczne przy leczeniu schorzeń przewlekłych. Sok z marchwi jest prawdziwą bombą multiwitaminową, zawiera zestaw witamin o dużym stężeniu, takich jak: A, B, C, E, D, PP i K.

8. Brokuły (392 punktów)
Brokuł należy do rodziny roślin kapustowatych. Swoją sławę w walce z nowotworem zawdzięcza nie tyle składnikom odżywczym, co zawartym w nim substancjom o działaniu antyrakowym. Są to sulforafan oraz izotiocyjany stymulujące produkcję enzymów w organizmie o działaniu zwalczającym komórki rakowe. Szczególne działanie wykazuje w walce z rakiem jajników, rakiem piersi oraz rakiem prostaty.
9. Sałata Rzymska (340 punktów)

Po analizie składników odżywczych sałaty rzymskiej w stosunku to jakiejkolwiek innej sałaty śmiało można stwierdzić, że sałata rzymska jest najbardziej wartościowa ze wszystkich. Jest cennym źródłem błonnika i łatwo przyswajalnych witamin, takich jak: B1, B2, PP oraz C. Należy do rodziny roślin astrowatych i uprawiana jest w całej Europie. Sałata jest lekkostrawna a regularne jedzenie sałat wspomaga działanie układu pokarmowego, wpływając przy tym korzystnie na cały organizm.

10. Rukola (293 punktów)


Bardziej niż sałatę rukola przypomina zioło, ze względu na małe liście i wyrazisty smak. Odznacza się ostrym, lekko chrzanowym smakiem, świetnie komponującym się z takimi dodatkami jak bakalie, czy sery pleśniowe, sery feta. Jednak nie tylko ze względu na walory smakowe warto zaprzyjaźnić się z rukolą. Również jeśli chodzi o rukolę badania i analizy wykazały, że spożywanie tej sałaty działa antyrakowo na nasze komórki. Tę właściwość zawdzięcza zawartości glukozynolanom, które w organizmie przechodzą w formę izotiocyjanianów. Rukola jest bogata także w inne przeciwutleniacze jak: beta-karoten, luteinę i zeaksantynę.

/ dietaantyrakowa.com.pl /

Otyłość zagraża Światu – W roku 2011 pierwszy raz w historii Świata liczba ludzi zmarłych przedwcześnie z chorób związanych z otyłością przerosła liczbę ludzi, zmarłych przedwcześnie z głodu.

Jak donosi Brytyjski "The Observer”, co roku na całym świecie na choroby związane ze złym odżywianiem, a co za tym idzie –otyłością- umiera, co roku 36 mln ludzi?

Stanowi to 63 proc. wszystkich zgonów populacji ludzkiej na ziemi ,z czego 80 proc. zgonów dotyka ludzi przed 60 rokiem życia w krajach o niskich i średnich dochodach.


Statystyki mówią ze najczęstszymi problemami są choroby układu krążenia (serca, wylewy, cukrzyca) rak, astma.

Naukowcy i eksperci z całego świata dowodzą, że otyłość sprzyja większości z tych chorób.

Sprawa jest na tyle poważna ze Brytyjscy naukowcy, dietetycy wraz ze znanym przez milinów widzów z programów kulinarnych kucharzem Olivierem zabiegają, aby przywódcy krajów ONZ, którzy spotykają sie 20 września w Nowym Yorku zajęli sie też otyłością. Okazuje się, że w krajach rozwiniętych ludzie mają złe nawyki żywieniowe, a kraje rozwijające sie i ich mieszkańcy kopiują je będąc pod ich silnym wpływem kulturowym.

W Ameryce Południowej, na Bliskim Wschodzie, a nawet w Indiach coraz bardziej popularne stają sie fast foody, tania żywność przetworzona, która zawiera mnóstwo konserwantów, barwników, tłuszczy nasyconych (trans), dużo soli i cukrów. Rozwiązuje to problem głodu w tych krajach, ale w długiej perspektywie okazuje się, że koszty leczenia ludzi chorych przekraczają możliwości finansowe funduszy ministerstw zdrowia tych krajów i zwiększa drastycznie deficyt budżetowy. Sir Dawid King główny doradca Brytyjskiego rządu ds. zdrowia wyliczył i napisał w piśmie naukowym "Lancet”, że choroby związane z otyłością będą kosztować Wielka Brytanię 45mln funtów rocznie.

Światowa Organizacja Zdrowia WHO szacuje, że do 2015 roku na świecie będzie żyć 700 mln ludzi z otyłością, a już dziś 1,5 mld ludzi ma nadwagę.

W Stanach Zjednoczonych, które najbardziej borykają się sie z problemem otyłości mimo bardzo mocnego lobby spożywczego mięsnego, które jest odpowiedzialne za taki stan rzeczy gdyż funduje Amerykanom głownie żywność przetworzoną, z konserwantami itp zarabiając na tym krocie, Ministerstwo Zdrowia przeciwdziała złym nawykom żywieniowym dzieci i młodzieży zakazując w szkołach sprzedaż słodyczy i napojów słodzonych.

Patrząc tylko, kiedy wprowadzi informacje(oznakowanie) na fast foodach identyczną z tą na artykułach tytoniowych, że szkodzą zdrowiu.

W Polsce tez nie jest najlepiej. Instytut Żywności i Żywienia podaje ze 60 proc. Polaków cierpi na otyłość, a wciągu ostatnich 30 lat statystyka otyłości polskich dzieci i młodzież pogorszyła sie dziesięciokrotnie. W Ameryce jedynie trzykrotnie.

Wszyscy naukowcy, eksperci, dietetycy są zgodni, że jeśli nic sie nie zmieni w ciągu najbliższych lat ludzkości grozi katastrofa .

Świat nauki apeluje, że konieczna jest międzynarodowa debata nad „otyłością”, której patronat powinien objąć sekretarz generalny ONZ Ban Ki-Moon by przeciwdziałać zagrożeniu.

Jesteśmy ciekawi, jakie kroki podejmie żeby przeciwdziałać "otyłości " w Polsce nasza minister Ewa Kopacz. Mamy niż demograficzny, a pracować mamy dłużej, bo do 65 roku życia i oby wszyscy Polacy jak najszybciej zdobyli świadomość, jak zdrowo sie odżywiać, co by sił i zdrowia starczyło do emerytury.

Jak wiecie czynnie działamy, aby uświadamiać Polaków, w naszym największym potencjale, jakim jest zdrowie, zdrowe odżywianie i aktywność fizyczna. Osoby, z którymi pracujemy zaczynają dbać o siebie, nie tylko po to, aby być szczuplejszym, ale przede wszystkim po to, aby być wydajniejszym. Jednak cały czas niepokoi nas sytuacja, przede wszystkim wśród najmłodszych. Proponujemy, żeby edukację zdrowego odżywiania się i stylu życia zacząć już w szkole, jako lekcje w normalnym trybie nauczania.

Otyłość zagraża Światu

W roku 2011 pierwszy raz w historii Świata liczba ludzi zmarłych przedwcześnie z chorób związanych z otyłością przerosła liczbę ludzi, zmarłych przedwcześnie z głodu.

Jak donosi Brytyjski "The Observer”, co roku na całym świecie na choroby związane ze złym odżywianiem, a co za tym idzie –otyłością- umiera, co roku 36 mln ludzi?

Stanowi to 63 proc. wszystkich zgonów populacji ludzkiej na ziemi ,z czego 80 proc. zgonów dotyka ludzi przed 60 rokiem życia w krajach o niskich i średnich dochodach.


Statystyki mówią ze najczęstszymi problemami są choroby układu krążenia (serca, wylewy, cukrzyca) rak, astma.

Naukowcy i eksperci z całego świata dowodzą, że otyłość sprzyja większości z tych chorób.

Sprawa jest na tyle poważna ze Brytyjscy naukowcy, dietetycy wraz ze znanym przez milinów widzów z programów kulinarnych kucharzem Olivierem zabiegają, aby przywódcy krajów ONZ, którzy spotykają sie 20 września w Nowym Yorku zajęli sie też otyłością. Okazuje się, że w krajach rozwiniętych ludzie mają złe nawyki żywieniowe, a kraje rozwijające sie i ich mieszkańcy kopiują je będąc pod ich silnym wpływem kulturowym.

W Ameryce Południowej, na Bliskim Wschodzie, a nawet w Indiach coraz bardziej popularne stają sie fast foody, tania żywność przetworzona, która zawiera mnóstwo konserwantów, barwników, tłuszczy nasyconych (trans), dużo soli i cukrów. Rozwiązuje to problem głodu w tych krajach, ale w długiej perspektywie okazuje się, że koszty leczenia ludzi chorych przekraczają możliwości finansowe funduszy ministerstw zdrowia tych krajów i zwiększa drastycznie deficyt budżetowy. Sir Dawid King główny doradca Brytyjskiego rządu ds. zdrowia wyliczył i napisał w piśmie naukowym "Lancet”, że choroby związane z otyłością będą kosztować Wielka Brytanię 45mln funtów rocznie.

Światowa Organizacja Zdrowia WHO szacuje, że do 2015 roku na świecie będzie żyć 700 mln ludzi z otyłością, a już dziś 1,5 mld ludzi ma nadwagę.

W Stanach Zjednoczonych, które najbardziej borykają się sie z problemem otyłości mimo bardzo mocnego lobby spożywczego mięsnego, które jest odpowiedzialne za taki stan rzeczy gdyż funduje Amerykanom głownie żywność przetworzoną, z konserwantami itp zarabiając na tym krocie, Ministerstwo Zdrowia przeciwdziała złym nawykom żywieniowym dzieci i młodzieży zakazując w szkołach sprzedaż słodyczy i napojów słodzonych.

Patrząc tylko, kiedy wprowadzi informacje(oznakowanie) na fast foodach identyczną z tą na artykułach tytoniowych, że szkodzą zdrowiu.

W Polsce tez nie jest najlepiej. Instytut Żywności i Żywienia podaje ze 60 proc. Polaków cierpi na otyłość, a wciągu ostatnich 30 lat statystyka otyłości polskich dzieci i młodzież pogorszyła sie dziesięciokrotnie. W Ameryce jedynie trzykrotnie.

Wszyscy naukowcy, eksperci, dietetycy są zgodni, że jeśli nic sie nie zmieni w ciągu najbliższych lat ludzkości grozi katastrofa .

Świat nauki apeluje, że konieczna jest międzynarodowa debata nad „otyłością”, której patronat powinien objąć sekretarz generalny ONZ Ban Ki-Moon by przeciwdziałać zagrożeniu.

Jesteśmy ciekawi, jakie kroki podejmie żeby przeciwdziałać "otyłości " w Polsce nasza minister Ewa Kopacz. Mamy niż demograficzny, a pracować mamy dłużej, bo do 65 roku życia i oby wszyscy Polacy jak najszybciej zdobyli świadomość, jak zdrowo sie odżywiać, co by sił i zdrowia starczyło do emerytury.

Jak wiecie czynnie działamy, aby uświadamiać Polaków, w naszym największym potencjale, jakim jest zdrowie, zdrowe odżywianie i aktywność fizyczna. Osoby, z którymi pracujemy zaczynają dbać o siebie, nie tylko po to, aby być szczuplejszym, ale przede wszystkim po to, aby być wydajniejszym. Jednak cały czas niepokoi nas sytuacja, przede wszystkim wśród najmłodszych. Proponujemy, żeby edukację zdrowego odżywiania się i stylu życia zacząć już w szkole, jako lekcje w normalnym trybie nauczania.

Rodzimy krasnal wolności, czyli Łysiczka lancetowata – Łysiczka lancetowana. To właśnie ona zawiera największe ilości aktywnej substancji psychoaktywnej, dlatego jest głównym celem chętnych do odbycia psychodelicznej podróży z tym organizmem. Wyrasta na jesieni, ale można ją jeszcze czasem spotkać  nawet w połowie października na leśnych polanach, pastwiskach oraz przy drogach i ścieżkach. Najliczniej występuje w górach i na Mazurach, choć można się na nią natknąć właściwie w całym kraju, jeśli natura spełni odpowiednie warunki dla ich  rozwoju. Łysiczki i kilka innych grzybów psylocybinowych często nazywano czapką wolności ze względu na spadziste kapelusze. Czapka symbolizowała w tym wypadku oświecenie, iluminację ściśle powiązaną z naturą i duchem Ziemi m.in. czapki frygijskie w wielu legendach ludowych nosiły krasnale lub elfy.

I. Zbiór
Wysyp łysiczek przypada na okres późnej jesieni tj. jesień-październik i wtedy właśnie najlepiej je zbierać. Kiedy zaczną się charakterystyczne jesienne, chłodne noce - jest to dobry okres do poszukiwań magicznych kapeluszy. Łysiczki lubią wilgoć, a obfite opady sprzyjają ich "kiełkowaniu" z ziemi. Można je znaleźć na pastwiskach, łąkach, moczarach, mokradłach oraz przy leśnych ścieżkach i drogach. Jeśli chodzi o porę zbioru to nie ma w tym punkcie stałych reguł. Dobrze jest wybrać się skoro świt, ale też pora popołudniowa bywa dobra. Twierdzenie, że łysiczki lubią wilgoć i tylko wilgoć też nie jest do końca prawdą. Bywało, że wybierając się na botaniczną wyprawę w celu pochwycenia i skatalogowania cierniówki (oczywiście w celach naukowych) w godzinach rannych - nie znajdowałem nic. Jednak kiedy na niebie pojawiało się charakterystyczne, przyjemne, późno-jesienne słońce - w tym samym miejscu mogłem natknąć się na wiele okazów. Aczkolwiek specyfika zbioru nadal pozostaje botanicznym fenomenem, ponieważ łysiczki zdają się pojawiać kiedy chcą i jak chcą. Wiele zależy też od "efektu obserwatora", czyli naszego nastawienia, intencji i stanu świadomości podczas zbioru. A ten nie bywa łatwy, choć jest to moim zdaniem pozytywna strona łysiczkowych łowów. Nie znajdą jej bowiem osoby niezdeterminowane i takie, które nie lubią wiele czasu przebywać na łonie natury lub źle znoszą dalekie i częste podróże rowerowe.

Psilocibe semilanceata Fr. ma kapelusz skórzasto-błoniasty, nagi, śliski, oliwkowy lub brudno-żółto-brunatny, dzwonkowaty o szczycie ostro zakończonym, spadzistym. Nawet u dojrzałych okazów kapelusz nie rozpościera się zachowując swój niepowtarzalny kształt. Blaszki są koloru oliwkowobrunatnego o białym, strzępiastym ostrzu. Natomiast trzon jest jasnobrązowy, długi, smukły, czasem przezroczysty i dość elastyczny. Najbardziej owocnym sposobem zbioru jest zastosowanie metodologii rytualnej i szamańskiej. Zbieranie i spożywanie łysiczek w celach zwykłej zabawy i psychodelicznego odjazdu mija się z celem i często bywa niebezpieczne - zwłaszcza dla osób spożywających duże ilości różnych substancji narkotycznych. Wzorem naszych przodków lub szamanów przy zbiorze należy wykonać personalny rytuał i wyrazić szczerą intencję głębokiej nauki, którą psychonauta, badacz chciałby przyswoić podczas osobistej podróży. Absolutnie nie poleca się przyjmowania łysiczek w obiektach zamkniętych lub po prostu w mieście. W celu zapewnienia sobie optymalnych warunków doświadczenia najlepiej wybrać się do lasu, na łono natury samemu lub z kimś zaufanym.

II. Efekt psychoaktywny
Choć nasze rodzime łysiczki zawierają mniej psylocybiny (aktywnej substancji psychoaktywnej) niż pokrewne gatunki z krajów egzotycznych - nie ma to większego znaczenia, ponieważ jeśli przyjmiemy ich więcej - efekt będzie bardzo zbliżony lub niemal identyczny. Dawka 30 łysiczek (ok. 10 miligramów psylocybiny) powoduje zaburzenia percepcji, a przy ilościach około 70-100, podróż może być bardzo intensywna i w wielu przypadkach ciężka do opanowania. Standardowy efekt po spożyciu łysiczek to głęboka relaksacja połączona z poczuciem dziwnej lekkości w ciele i małymi lub większymi sensacjami żołądkowymi. Powoli uaktywniają się niedostrzegalne na co dzień właściwości naszej percepcji. Otoczenie staje się dla nas o wiele ciekawsze, ponieważ w postępującym stanie transowym zaczynamy zagnieżdżać uwagę w szczegółach obserwowanych zjawisk np. kształtów chmur na niebie, czy kołyszących się na wietrze drzew - które wydają się czymś niesamowicie pięknym i perfekcyjnie zsynchronizowanym z pulsem natury. Znajdujemy się bardziej w chwili teraźniejszej, nie wałęsając myślami w przyszłości i przeszłości. Od momentu spożycia grzybów do pierwszych oznak działania mija średnio 40-60 minut. Mogą nastąpić stany euforyczne i ciężki do zidentyfikowania lub opanowania śmiech i ogólne poczucie humoru. Pod zamkniętymi powiekami często pojawiają się wizje podobne do śnienia na jawie lub wzory geometryczne połączone ze wzmożonymi hipnagogami. Z kolei przy otwartych oczach również dość licznie raportuje się o zniekształceniach obrazu, wyostrzeniu wzroku i słuchu, a także halucynacjach wzrokowych i słuchowych. Osoby odbywające psychodeliczną podróż grzybową notują głębokie połączenie z naturą i w zasadzie ta sympatia do naturalnego środowiska pozostaje już niezmienna. W głównej mierze efekty psychoaktywne uzależnione są od indywidualnych preferencji osoby, która dostarcza grzyby do organizmu. Mają na to wpływ dotychczasowe doświadczenia życiowe, stan emocjonalny i typ osobowości, które są przecież wśród mieszkańców tej planety bardzo różne. 

III. Biochemia
Głównym składnikiem odpowiedzialnym za psychoaktywne działanie łysiczek jest Psylocybina (C12H17N2O4P). Po raz pierwszy została wyizolowana w 1950 r. z gatunku Psilocybe mexicana. To psychodeliczny alkaloid z rodziny tryptamin. Powoduje głębokie doznania mistyczne, transcendentalne,  medytacyjne, czasem telepatyczne i dywinacyjne. Ma postać krystalicznej białej substancji. Jako jeden z niewielu związków występujących w naturze posiada atom fosforu. Co ciekawe psylocybina w organizmie szybko poddawana jest defosforyzacji (odłącza się grupa fosforanowa) przez co metabolizuje się w psylocynę (4-OH-DMT) pod wpływem enzymu - fosfatazy zasadowej. W wyniku tych reakcji uważa się, że to właśnie psylocyna odpowiedzialna jest za spektrum doznań psychodelicznych.
Zmetabolizowana do psylocyny psylocybina jest agonistą receptorów serotoninowych 5-HT1A i 5-HT2A/2C. Oznacza to, że substancja zwiększa poziom serotoniny w mózgu oraz powoduje pobudzenie czynności sensomotorycznych i percepcyjnych. Jak u wielu innych psychodelików, tak i w tym wypadku działanie psychoaktywne ma silny związek z dobową regulacją cyklu snu i działa jako naturalny antydepresant. Uważa się bowiem, że serotonina jest odpowiedzialna za nasze stany emocjonalne i wynikające z nich zachowania. Stwierdzono, że przemoc, impulsywność i aspołeczne zachwiania osobowości są wynikiem obniżonego poziomu tej substancji w mózgu, podczas gdy jej wzrost wzmaga czujność.

Zażycie psylocybiny powoduje wystąpienie stanów euforycznych, intensyfikację zmysłów i halucynacje. Dlatego nie jest wskazane zażywanie jej przez osoby wykazujące zaburzenia psychiczne, zaburzenia osobowości i depresje, gdyż substancja może wywołać pogłębienie napadu lęków, wyolbrzymienie lub urojenie problemu. Natomiast w badaniach naukowych psylocybina wykorzystywana jest do leczenia wyżej wymienionych zaburzeń, ale niezbędne do tego są warunki laboratoryjne i stała opieka lekarzy podczas trwania eksperymentu. Dzięki badaniom wiemy, że psylocybina nie wykazuje działania uzależniającego, a wręcz przeciwnie może być stosowana do leczenia uzależnionych od alkoholu i nikotyny. Psychofarmakolog dr Roland Griffiths z John Hopkins University przeprowadził szeroko zakrojone badania psylocybiny i podał ją wybranym wolontariuszom. Okazało się, że zażycie substancji stało się dla uczestników eksperymentu jednym z najważniejszych wydarzeń w życiu. W większości były to doświadczenia katalizujące pozytywne zmiany w ich życiu. Wpływ psylocybiny zbadano w 2 i 14 miesięcy od chwili zażycia i u 2/3 badanych odnotowano trwałe pozytywne skutki w postaci poprawy jakości życia i czerpanej z niego satysfakcji. 

Na tym jednak nie koniec. Badania naukowe w tym kierunku prowadzone są też na większą skalę. Dr Charles Grob, członek Heffter Research Institute wykorzystuje psylocybinę w leczeniu chorób nowotworowych. Nie chodzi tu o całkowite wyleczenie, a raczej kurację wspomnagającą terapię wiodącą. Są dwa aspekty działania psylocybiny i psylocyny na organizm ludzki ze zdiagnozowanym nowotworem: 1) Psylocybina znacznie wspomaga proces leczenia onkologicznego pacjentów z zaawansowanymi nowotworami, ponieważ jej działanie pomaga redukować stres, depresje i psychiczny ból spowodowany postępującą chorobą i jej chemicznym leczeniem, które również wyniszcza organizm. Pacjent ma okazję w kontrolowanych warunkach przeżyć głęboką spirytualną podróż, która pomoże mu zmienić nastawienie do życia - zrozumieć przyczyny choroby i jeśli niemożliwa jest pomyśla kuracja, to znacznie złagodzić proces umierania poprzez zrozumienie mechanizmów śmierci i świadomości, nie tylko dla pacjenta, ale też jego rodziny; 2) Teraz wiemy, że nowotwór to choroba cywilizacyjna i w większości wypadków jej podłożem jest stres, negatywne myśli i zaburzenia emocjonalne. Kuracja za pomocą psylocybiny jest w stanie rozwiązać mentalne podłoże problemów pacjentów, a przynajmniej lepiej je zrozumieć. Osoba poddawana eksperymentalnemu leczeniu na nowo odkrywa swoje położenie w rzeczywistości i uczy się czerpać radość z wcześniej niedostrzegalnych walorów życia. Pacjent może ponownie rozpalić w sobie wewnętrzny płomień pasji i odnaleźć egzystencjalny cel. Jeśli uda się wyciągnąć pacjenta z depresji i sprawić by ponownie zaczął aplikować do swojego biopola pozytywne ładunki emocjonalne z pomocą terapii komplementarnej istnieje duża szansa na pomyślną remisję nowotworu.

Podsumowanie
Jeden z największych filozofów współczesnych czasów Terence McKenna wysnuł oryginalną teorię na temat grzybów psylocybinowych. Twierdził, że być może jakiś zaawansowany mikroorganizm przybył na Ziemię z kosmosu i zaadoptował się do ziemskich warunków właśnie w postaci grzybów halucynogennych. Mało tego według niego małpiątka, które schodziły od czasu do czasu z drzew grzebały w odchodach i zajadały się czapkami wolności no i... uwolniły się od gałęzi przyjmując w końcu, na skutek psychodelicznych wojaży, postawę wyprostowaną. Twierdzenia może i kontrowersyjne, ale podparte logiką - są też jakąś alternatywną wobec gromkiego sporu kreacjonistów z darwinistami. Ja mam jeszcze inne spojrzenie na grzybki oraz na całą biosferę. Moim zdaniem ziemska biosfera tworzy jeden wspólny organizm, na którego kodowanie wpływ ma promieniowanie kosmiczne i grawitacja. W ten sposób w oparciu o określone geometryczne konstrukty spirala życia zagnieżdża się w organizmach żywych, tworząc zróżnicowany, wspólny puls życia - zwany powszechnie naturą. Nie przez przypadek obserwując prawa i siły natury odkrywamy powtarzające się sekwencje geometryczne i wiele niesamowitych zjawisk (kto spędza dużo czasu w lesie lub oglądał "Mikrokosmos" wie dobrze o czym mówię). Dobrym przykładem może być roślinna telepatia. Dr Ed Wagner umieścił w jednej z serii doświadczeń elektrody w pniu drzewa, i zaczął uderzać w nie siekierą. Drzewo zareagowało - po uderzeniu czujniki wychwyciły nagły wzrost napięcia elektrycznego w pniu. Co ciekawe taki sam skok napięcia wystąpił u pobliskich drzew, które nie zostały okaleczone. Podobne eksperymenty prowadzono też z roślinami doniczkowymi, u których również wykryto niemal natychmiastową telepatię. Takie obserwacje prowadzą botaników i naukowców do konkluzji o istnieniu inteligentnego pola, które organizuje i podtrzymuje życie ziemskiej biosfery.

Jak to więc jest, że na Ziemi wykształciły się gatunki organizmów wywołujących zmiany w świadomości ? W jaki sposób rośliny i grzyby rozwinęły w sobie biochemiczne sekwencje pozwalające na głębokie psychodeliczne wojaże ? To pytanie długo spędzało mi sen z powiek. W końcu doszedłem do konkluzji, że natura w ten sposób komunikuje się z nami i daje nam klucze "zapłonowe" naszej własnej świadomości. Dzięki interakcjom z roślinami psychoaktywnymi nasza świadomość może wzbogacić się o nowe perspektywy postrzegania rzeczywistości. Dzięki nowym kątom spojrzenia być może dostarczamy biosferze danych o naszym gatunku, a także zbieramy informacje o nas samych. Taka symbioza zdaje się współistnieć od wieków i jak wynika z antropologicznych i psychologicznych badań - kształtowała ludzką kulturę po dziś dzień. Zatem dlaczego takie substancje jak psylocybina, mające szerokie zastosowanie na polu psychologii i medycyny - są prawnie zakazane m.in. w Polsce. Odpowiedź wydaje się zbędna w świetle  lobbystycznych interesów, które rozgrywają się pod płaszczem psychodelicznych zakazów. Czy warto więc decydować się na przejażdżkę z grzybami psylocybinowymi ? To zależy od wielu indywidualnych czynników. Tradycje szamańskie mówią, że każdy kontynent i kraj wyposażony został przez naturę w najodpowiedniejsze dla ich mieszkańców rośliny halucynogenne. Indianie mają Ayahuasce, San Pedro i Salvie,  kult Bwiti Ibogę, mieszkańcy Syberii muchomora, a my mamy łysiczkę. Wygląda więc na to, że nasza rodzima czapka wolności jest szamańskim wehikułem niejako przeznaczonym mieszkańcom tej części kontynentu. Po dogłębnej analizie mogę stwierdzić, że dla osoby zdrowej psychicznie spotkanie z łysiczką w odpowiedniej dawce będzie przeżyciem niezapomnianym i wprowadzi  w życie wiele pozytywnych zmian. Przede wszystkim grzyby wzmacniają więź człowieka z naturą, a w postępującej industrializacji i odhumanizowaniu systemu -  wydają się być niemal zbawiennym lekarstwem dla uspokojenia, zrównoważenia i poszerzenia zmysłów. 


Całość tutaj:

http://botanicscience.blogspot.com/2010/02/rodzimy-krasnal-wolnosci-czyli-ysiczka.html

Rodzimy krasnal wolności, czyli Łysiczka lancetowata

Łysiczka lancetowana. To właśnie ona zawiera największe ilości aktywnej substancji psychoaktywnej, dlatego jest głównym celem chętnych do odbycia psychodelicznej podróży z tym organizmem. Wyrasta na jesieni, ale można ją jeszcze czasem spotkać nawet w połowie października na leśnych polanach, pastwiskach oraz przy drogach i ścieżkach. Najliczniej występuje w górach i na Mazurach, choć można się na nią natknąć właściwie w całym kraju, jeśli natura spełni odpowiednie warunki dla ich rozwoju. Łysiczki i kilka innych grzybów psylocybinowych często nazywano czapką wolności ze względu na spadziste kapelusze. Czapka symbolizowała w tym wypadku oświecenie, iluminację ściśle powiązaną z naturą i duchem Ziemi m.in. czapki frygijskie w wielu legendach ludowych nosiły krasnale lub elfy.

I. Zbiór
Wysyp łysiczek przypada na okres późnej jesieni tj. jesień-październik i wtedy właśnie najlepiej je zbierać. Kiedy zaczną się charakterystyczne jesienne, chłodne noce - jest to dobry okres do poszukiwań magicznych kapeluszy. Łysiczki lubią wilgoć, a obfite opady sprzyjają ich "kiełkowaniu" z ziemi. Można je znaleźć na pastwiskach, łąkach, moczarach, mokradłach oraz przy leśnych ścieżkach i drogach. Jeśli chodzi o porę zbioru to nie ma w tym punkcie stałych reguł. Dobrze jest wybrać się skoro świt, ale też pora popołudniowa bywa dobra. Twierdzenie, że łysiczki lubią wilgoć i tylko wilgoć też nie jest do końca prawdą. Bywało, że wybierając się na botaniczną wyprawę w celu pochwycenia i skatalogowania cierniówki (oczywiście w celach naukowych) w godzinach rannych - nie znajdowałem nic. Jednak kiedy na niebie pojawiało się charakterystyczne, przyjemne, późno-jesienne słońce - w tym samym miejscu mogłem natknąć się na wiele okazów. Aczkolwiek specyfika zbioru nadal pozostaje botanicznym fenomenem, ponieważ łysiczki zdają się pojawiać kiedy chcą i jak chcą. Wiele zależy też od "efektu obserwatora", czyli naszego nastawienia, intencji i stanu świadomości podczas zbioru. A ten nie bywa łatwy, choć jest to moim zdaniem pozytywna strona łysiczkowych łowów. Nie znajdą jej bowiem osoby niezdeterminowane i takie, które nie lubią wiele czasu przebywać na łonie natury lub źle znoszą dalekie i częste podróże rowerowe.

Psilocibe semilanceata Fr. ma kapelusz skórzasto-błoniasty, nagi, śliski, oliwkowy lub brudno-żółto-brunatny, dzwonkowaty o szczycie ostro zakończonym, spadzistym. Nawet u dojrzałych okazów kapelusz nie rozpościera się zachowując swój niepowtarzalny kształt. Blaszki są koloru oliwkowobrunatnego o białym, strzępiastym ostrzu. Natomiast trzon jest jasnobrązowy, długi, smukły, czasem przezroczysty i dość elastyczny. Najbardziej owocnym sposobem zbioru jest zastosowanie metodologii rytualnej i szamańskiej. Zbieranie i spożywanie łysiczek w celach zwykłej zabawy i psychodelicznego odjazdu mija się z celem i często bywa niebezpieczne - zwłaszcza dla osób spożywających duże ilości różnych substancji narkotycznych. Wzorem naszych przodków lub szamanów przy zbiorze należy wykonać personalny rytuał i wyrazić szczerą intencję głębokiej nauki, którą psychonauta, badacz chciałby przyswoić podczas osobistej podróży. Absolutnie nie poleca się przyjmowania łysiczek w obiektach zamkniętych lub po prostu w mieście. W celu zapewnienia sobie optymalnych warunków doświadczenia najlepiej wybrać się do lasu, na łono natury samemu lub z kimś zaufanym.

II. Efekt psychoaktywny
Choć nasze rodzime łysiczki zawierają mniej psylocybiny (aktywnej substancji psychoaktywnej) niż pokrewne gatunki z krajów egzotycznych - nie ma to większego znaczenia, ponieważ jeśli przyjmiemy ich więcej - efekt będzie bardzo zbliżony lub niemal identyczny. Dawka 30 łysiczek (ok. 10 miligramów psylocybiny) powoduje zaburzenia percepcji, a przy ilościach około 70-100, podróż może być bardzo intensywna i w wielu przypadkach ciężka do opanowania. Standardowy efekt po spożyciu łysiczek to głęboka relaksacja połączona z poczuciem dziwnej lekkości w ciele i małymi lub większymi sensacjami żołądkowymi. Powoli uaktywniają się niedostrzegalne na co dzień właściwości naszej percepcji. Otoczenie staje się dla nas o wiele ciekawsze, ponieważ w postępującym stanie transowym zaczynamy zagnieżdżać uwagę w szczegółach obserwowanych zjawisk np. kształtów chmur na niebie, czy kołyszących się na wietrze drzew - które wydają się czymś niesamowicie pięknym i perfekcyjnie zsynchronizowanym z pulsem natury. Znajdujemy się bardziej w chwili teraźniejszej, nie wałęsając myślami w przyszłości i przeszłości. Od momentu spożycia grzybów do pierwszych oznak działania mija średnio 40-60 minut. Mogą nastąpić stany euforyczne i ciężki do zidentyfikowania lub opanowania śmiech i ogólne poczucie humoru. Pod zamkniętymi powiekami często pojawiają się wizje podobne do śnienia na jawie lub wzory geometryczne połączone ze wzmożonymi hipnagogami. Z kolei przy otwartych oczach również dość licznie raportuje się o zniekształceniach obrazu, wyostrzeniu wzroku i słuchu, a także halucynacjach wzrokowych i słuchowych. Osoby odbywające psychodeliczną podróż grzybową notują głębokie połączenie z naturą i w zasadzie ta sympatia do naturalnego środowiska pozostaje już niezmienna. W głównej mierze efekty psychoaktywne uzależnione są od indywidualnych preferencji osoby, która dostarcza grzyby do organizmu. Mają na to wpływ dotychczasowe doświadczenia życiowe, stan emocjonalny i typ osobowości, które są przecież wśród mieszkańców tej planety bardzo różne.

III. Biochemia
Głównym składnikiem odpowiedzialnym za psychoaktywne działanie łysiczek jest Psylocybina (C12H17N2O4P). Po raz pierwszy została wyizolowana w 1950 r. z gatunku Psilocybe mexicana. To psychodeliczny alkaloid z rodziny tryptamin. Powoduje głębokie doznania mistyczne, transcendentalne, medytacyjne, czasem telepatyczne i dywinacyjne. Ma postać krystalicznej białej substancji. Jako jeden z niewielu związków występujących w naturze posiada atom fosforu. Co ciekawe psylocybina w organizmie szybko poddawana jest defosforyzacji (odłącza się grupa fosforanowa) przez co metabolizuje się w psylocynę (4-OH-DMT) pod wpływem enzymu - fosfatazy zasadowej. W wyniku tych reakcji uważa się, że to właśnie psylocyna odpowiedzialna jest za spektrum doznań psychodelicznych.
Zmetabolizowana do psylocyny psylocybina jest agonistą receptorów serotoninowych 5-HT1A i 5-HT2A/2C. Oznacza to, że substancja zwiększa poziom serotoniny w mózgu oraz powoduje pobudzenie czynności sensomotorycznych i percepcyjnych. Jak u wielu innych psychodelików, tak i w tym wypadku działanie psychoaktywne ma silny związek z dobową regulacją cyklu snu i działa jako naturalny antydepresant. Uważa się bowiem, że serotonina jest odpowiedzialna za nasze stany emocjonalne i wynikające z nich zachowania. Stwierdzono, że przemoc, impulsywność i aspołeczne zachwiania osobowości są wynikiem obniżonego poziomu tej substancji w mózgu, podczas gdy jej wzrost wzmaga czujność.

Zażycie psylocybiny powoduje wystąpienie stanów euforycznych, intensyfikację zmysłów i halucynacje. Dlatego nie jest wskazane zażywanie jej przez osoby wykazujące zaburzenia psychiczne, zaburzenia osobowości i depresje, gdyż substancja może wywołać pogłębienie napadu lęków, wyolbrzymienie lub urojenie problemu. Natomiast w badaniach naukowych psylocybina wykorzystywana jest do leczenia wyżej wymienionych zaburzeń, ale niezbędne do tego są warunki laboratoryjne i stała opieka lekarzy podczas trwania eksperymentu. Dzięki badaniom wiemy, że psylocybina nie wykazuje działania uzależniającego, a wręcz przeciwnie może być stosowana do leczenia uzależnionych od alkoholu i nikotyny. Psychofarmakolog dr Roland Griffiths z John Hopkins University przeprowadził szeroko zakrojone badania psylocybiny i podał ją wybranym wolontariuszom. Okazało się, że zażycie substancji stało się dla uczestników eksperymentu jednym z najważniejszych wydarzeń w życiu. W większości były to doświadczenia katalizujące pozytywne zmiany w ich życiu. Wpływ psylocybiny zbadano w 2 i 14 miesięcy od chwili zażycia i u 2/3 badanych odnotowano trwałe pozytywne skutki w postaci poprawy jakości życia i czerpanej z niego satysfakcji.

Na tym jednak nie koniec. Badania naukowe w tym kierunku prowadzone są też na większą skalę. Dr Charles Grob, członek Heffter Research Institute wykorzystuje psylocybinę w leczeniu chorób nowotworowych. Nie chodzi tu o całkowite wyleczenie, a raczej kurację wspomnagającą terapię wiodącą. Są dwa aspekty działania psylocybiny i psylocyny na organizm ludzki ze zdiagnozowanym nowotworem: 1) Psylocybina znacznie wspomaga proces leczenia onkologicznego pacjentów z zaawansowanymi nowotworami, ponieważ jej działanie pomaga redukować stres, depresje i psychiczny ból spowodowany postępującą chorobą i jej chemicznym leczeniem, które również wyniszcza organizm. Pacjent ma okazję w kontrolowanych warunkach przeżyć głęboką spirytualną podróż, która pomoże mu zmienić nastawienie do życia - zrozumieć przyczyny choroby i jeśli niemożliwa jest pomyśla kuracja, to znacznie złagodzić proces umierania poprzez zrozumienie mechanizmów śmierci i świadomości, nie tylko dla pacjenta, ale też jego rodziny; 2) Teraz wiemy, że nowotwór to choroba cywilizacyjna i w większości wypadków jej podłożem jest stres, negatywne myśli i zaburzenia emocjonalne. Kuracja za pomocą psylocybiny jest w stanie rozwiązać mentalne podłoże problemów pacjentów, a przynajmniej lepiej je zrozumieć. Osoba poddawana eksperymentalnemu leczeniu na nowo odkrywa swoje położenie w rzeczywistości i uczy się czerpać radość z wcześniej niedostrzegalnych walorów życia. Pacjent może ponownie rozpalić w sobie wewnętrzny płomień pasji i odnaleźć egzystencjalny cel. Jeśli uda się wyciągnąć pacjenta z depresji i sprawić by ponownie zaczął aplikować do swojego biopola pozytywne ładunki emocjonalne z pomocą terapii komplementarnej istnieje duża szansa na pomyślną remisję nowotworu.

Podsumowanie
Jeden z największych filozofów współczesnych czasów Terence McKenna wysnuł oryginalną teorię na temat grzybów psylocybinowych. Twierdził, że być może jakiś zaawansowany mikroorganizm przybył na Ziemię z kosmosu i zaadoptował się do ziemskich warunków właśnie w postaci grzybów halucynogennych. Mało tego według niego małpiątka, które schodziły od czasu do czasu z drzew grzebały w odchodach i zajadały się czapkami wolności no i... uwolniły się od gałęzi przyjmując w końcu, na skutek psychodelicznych wojaży, postawę wyprostowaną. Twierdzenia może i kontrowersyjne, ale podparte logiką - są też jakąś alternatywną wobec gromkiego sporu kreacjonistów z darwinistami. Ja mam jeszcze inne spojrzenie na grzybki oraz na całą biosferę. Moim zdaniem ziemska biosfera tworzy jeden wspólny organizm, na którego kodowanie wpływ ma promieniowanie kosmiczne i grawitacja. W ten sposób w oparciu o określone geometryczne konstrukty spirala życia zagnieżdża się w organizmach żywych, tworząc zróżnicowany, wspólny puls życia - zwany powszechnie naturą. Nie przez przypadek obserwując prawa i siły natury odkrywamy powtarzające się sekwencje geometryczne i wiele niesamowitych zjawisk (kto spędza dużo czasu w lesie lub oglądał "Mikrokosmos" wie dobrze o czym mówię). Dobrym przykładem może być roślinna telepatia. Dr Ed Wagner umieścił w jednej z serii doświadczeń elektrody w pniu drzewa, i zaczął uderzać w nie siekierą. Drzewo zareagowało - po uderzeniu czujniki wychwyciły nagły wzrost napięcia elektrycznego w pniu. Co ciekawe taki sam skok napięcia wystąpił u pobliskich drzew, które nie zostały okaleczone. Podobne eksperymenty prowadzono też z roślinami doniczkowymi, u których również wykryto niemal natychmiastową telepatię. Takie obserwacje prowadzą botaników i naukowców do konkluzji o istnieniu inteligentnego pola, które organizuje i podtrzymuje życie ziemskiej biosfery.

Jak to więc jest, że na Ziemi wykształciły się gatunki organizmów wywołujących zmiany w świadomości ? W jaki sposób rośliny i grzyby rozwinęły w sobie biochemiczne sekwencje pozwalające na głębokie psychodeliczne wojaże ? To pytanie długo spędzało mi sen z powiek. W końcu doszedłem do konkluzji, że natura w ten sposób komunikuje się z nami i daje nam klucze "zapłonowe" naszej własnej świadomości. Dzięki interakcjom z roślinami psychoaktywnymi nasza świadomość może wzbogacić się o nowe perspektywy postrzegania rzeczywistości. Dzięki nowym kątom spojrzenia być może dostarczamy biosferze danych o naszym gatunku, a także zbieramy informacje o nas samych. Taka symbioza zdaje się współistnieć od wieków i jak wynika z antropologicznych i psychologicznych badań - kształtowała ludzką kulturę po dziś dzień. Zatem dlaczego takie substancje jak psylocybina, mające szerokie zastosowanie na polu psychologii i medycyny - są prawnie zakazane m.in. w Polsce. Odpowiedź wydaje się zbędna w świetle lobbystycznych interesów, które rozgrywają się pod płaszczem psychodelicznych zakazów. Czy warto więc decydować się na przejażdżkę z grzybami psylocybinowymi ? To zależy od wielu indywidualnych czynników. Tradycje szamańskie mówią, że każdy kontynent i kraj wyposażony został przez naturę w najodpowiedniejsze dla ich mieszkańców rośliny halucynogenne. Indianie mają Ayahuasce, San Pedro i Salvie, kult Bwiti Ibogę, mieszkańcy Syberii muchomora, a my mamy łysiczkę. Wygląda więc na to, że nasza rodzima czapka wolności jest szamańskim wehikułem niejako przeznaczonym mieszkańcom tej części kontynentu. Po dogłębnej analizie mogę stwierdzić, że dla osoby zdrowej psychicznie spotkanie z łysiczką w odpowiedniej dawce będzie przeżyciem niezapomnianym i wprowadzi w życie wiele pozytywnych zmian. Przede wszystkim grzyby wzmacniają więź człowieka z naturą, a w postępującej industrializacji i odhumanizowaniu systemu - wydają się być niemal zbawiennym lekarstwem dla uspokojenia, zrównoważenia i poszerzenia zmysłów.


Całość tutaj:

http://botanicscience.blogspot.com/2010/02/rodzimy-krasnal-wolnosci-czyli-ysiczka.html

PRZYKŁAD DZIAŁANIA OLEJU Z KONOPI NA ATAKI EPILEPSJI U 10-LATKI

To video jasno i wyraźnie pokazuje jak szybko i skutecznie działa olej z konopi do stłumienia napadów epilepsji. Niektórzy mogą to uznać za przykry materiał, którego nie powinno się pokazywać jednak istnieją tysiące rodzin, które borykają się z podobnymi problemami i nie wiedzą oraz nie mają dostępu do odpowiednich leków, które mogą dać szansę na ulgę ich bliskim. Olej powstrzymuje ataki epilepsji dużo szybciej i skuteczniej niż jakikolwiek inny medykament używany wcześniej włączając w to Diastat, Clopin, Ativan i Versed. Bez oleju, podczas używania konwencjonalnych lekarstw drgawki takie jak na filmie trwały godzinami. Rząd musi jak najszybciej wykreślić konopie z grupy środków niepotrzebnych medycynie i udostępnić możliwość uprawy konopi plantatorom-opiekunom by móc produkować medykamenty i leczyć nimi osoby potrzebujące. Cindymae wraz z rodziną musiała opuścić stan Connecticut i przeprowadzić się do Colorado aby stać się legalnym pacjentem medycznej marihuany. W Connecticut dziecko nie może się leczyć gdyż jest to nielegalne. Takie zaniedbania i nadużycia władz nie pomagają w tym aby dziecko podczas leczenia mogło czuć się całkowicie komfortowo i aby mogło wyzdrowieć. Dodamy, że Versed spowodował u Cindymae zatrzymanie akcji serca ( po podaniu tego leku w szpitalu, w obecności lekarzy), Diastat regularnie zatrzymuje oddychanie, Ativan pomógł ale tylko chwilowo i dopiero po godzinie od zażycia. Cannabis działa natychmiast a najgorsze spazmy i ataki ustępują po max. 30 minutach.