Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

Szukaj


 

Znalazłem 113 takich materiałów
Naturalne sposoby na infekcję. – Czujesz, że bierze cię infekcja? Sięgnij po naturalne leki, które masz w kuchni. To prosty sposób na tanie i smaczne leczenie.

Nie zawsze w pełni doceniamy warzywa i owoce, które jemy sezonowo lub robimy z nich przetwory na zimę. Często traktujemy je wyłącznie jako dodatek lub deser i zapominamy, że nasze babcie stosowały je jako lekarstwa. Dlatego, kiedy pojawiają się pierwsze symptomy przeziębienia, to najpierw sięgnijmy do domowej spiżarni lub po produkty, których zwykle używamy doprawiając potrawy.  

Cebula

Można zaryzykować stwierdzenie, że cebula pomoże nam zawsze i wszędzie. Kiedyś na szkorbut, dziś na przeziębienie. Posiada wiele wartości odżywczych, które zachowuje niezależnie od tego, czy zjemy ją surową, duszoną czy smażoną. Słynny jest zwłaszcza syrop z cebuli, który przygotowywały już nasze prababcie: 2-3 cebule należy zasypać cukrem i odstawić pod przykryciem w ciepłe miejsce, pić do czterech łyżek dziennie (dorośli). Mikstura działa bakteriobójczo, ułatwia odkrztuszanie, wzmacnia odporność organizmu i posiada witaminy: A, B1, B6, C, PP oraz fosfor, magnez, siarkę, cynk, wapń i potas. Idealna na kaszel czy katar, gdy posmarujemy nią okolicę nozdrzy. Można też wąchać surowe warzywo, np. kiedy je kroimy – zwarte w niej olejki eteryczne odblokują górne drogi oddechowe. Natomiast duszona pomoże w nieżytach oskrzeli czy zapaleniu gardła, a dodatkowo rozgrzeje, kiedy jesteśmy zziębnięci.

Sok z surowej cebuli od wieków stosowano też w medycynie ludowej. Okłady (sok oraz błonka znajdująca się między warstwami cebuli) przynosiły ulgę, np. w stanach zapalnych żylaków, leczeniu ran, użądleniu osy. Ranka mniej bolała i szybciej się goiła, bo cebula wykazuje też działanie antyseptyczne. Ponadto poprawia trawienie, przeciwdziała miażdżycy, obniża poziom cukru (bardziej u diabetyków niż zdrowych osób) i cholesterolu we krwi. Pobudza również perystaltykę jelit i pomaga w leczeniu hemoroidów. Uwaga: podobnie jak kapusta czy fasola jest gazotwórcza, więc wzdęcia po niej są nieuniknione. 

Imbir

Jego korzeń wykorzystywany jest głównie jako przyprawa w kuchni lub składnik kosmetyków (np. antycellulitowych). Tymczasem to także doskonały lek w domowej apteczce, a raczej… lodówce, bo tam właśnie – owinięty w papier i folię – najlepiej go przechowywać. Na co pomoże? Wzmocni odporność, doda energii, poprawi krążenie. Jest doskonały zwłaszcza zimą, kiedy czujemy się ospali, zziębnięci i jesteśmy bardziej podatni na infekcje. Imbir zawiera bowiem witaminy B1, B2, C oraz wapń, fosfor, żelazo, potas oraz olejki eteryczne. Te ostatnie wspomagają pracę układu pokarmowego, bo pobudzają wydzielanie enzymów trawiennych, łagodzą wzdęcia oraz rozstroje żołądka. Ponadto imbir działa odkażająco i przeciwobrzękowo, zarówno w stanach zapalnych zatok czy schorzeniach stawów, wspomaga oczyszczanie wątroby z toksyn oraz przeciwdziała mdłościom. Kobietom przyda się, kiedy cierpią na mdłości ciążowe czy bóle miesiączkowe.

Jak go stosować? Można kupić suszony i sproszkowany, najlepiej jednak sięgnąć po świeży. Obrany ze skórki i starty na tarce z drobnymi oczkami zachowa więcej właściwości leczniczych niż krojony. Najprościej przyrządzić napój rozgrzewający: odrobinę utartego imbiru zalewamy wrzątkiem, dodajemy sok z połowy cytryny, a potem miód. Pamiętajmy jednak, by nie przesadzać z dawką imbirowej suplementacji, bo jego moc może wywołać podrażnienia. Dotyczy to szczególnie osób chorujących na przewlekłe choroby układu pokarmowego, refluks żołądkowy, z oznakami wewnętrznego gorąca (czerwona twarz, gorące dłonie) oraz kobiet karmiących i w ciąży.  

Czarna porzeczka

Kiedy pojawią się pierwsze oznaki przeziębienia, zwyczajowo szukamy owoców z dużą zawartością witaminy C, zwykle – cytryny. Tymczasem czarna porzeczka, wedle tabel określających zawartość witamin i minerałów w warzywach i owocach, ma jej prawie cztery razy więcej. I co ważne – zachowuje swą wartość także w przetworach. Pijąc sok czy jedząc dżem, dostarczamy organizmowi nie tylko witaminy C, ale także wit. A i tych z grupy B, kwasu foliowego, żelaza, wapnia, potasu, magnezu. W ten sposób wspomagamy organizm w czasie infekcji, anginy czy kaszlu, bowiem porzeczkowe fitoncydy zwalczają bakterie, wirusy i grzyby, a tanina posiada właściwości przeciwzapalne. Owoce zawierają też pektyny, garbniki i olejki eteryczne, więc oczyszczają organizm z wolnych rodników, odpowiedzialnych m.in. za proces starzenia.

Czarną porzeczkę wykorzystywała też medycyna ludowa. W ten sposób leczono stany zapalne jamy ustnej i szkorbut, nerki, wątrobę. Stosowano różne wywary i napary z surowych i suszonych liści w przypadkach chorób skórnych, przeciwzapalnie i przeciwobrzękowo.
Dziś wiadomo, że porzeczka wspomaga też serce, obniża ciśnienie krwi, zalecana jest w przypadku wystąpienia awitaminozy czy anemii. To za sprawą olejków eterycznych, które pobudzają apetyt i stymulują wydzielanie soków trawiennych. Osoby mające problemy z zaparciami, powinny jeść porzeczki ze względu na dużą zawartość błonnika i małe pesteczki w owocach, bo te świetnie regulują perystaltykę jelit. 

Czosnek

Jego zapach i smak czujemy (my i otoczenie) jeszcze długo po spożyciu. Z tego powodu nie każdy go lubi, choć przykry zapach można próbować zamaskować, zjadając jednocześnie nać pietruszki, tymianek czy miętę. Jakie są zalety czosnku? Zawiera witaminy z grupy B oraz A i C, selen, potas, wapń, fosfor, żelazo, magnez, ale także flawonoidy, flawony, związki bakteriobójcze, olejki eteryczne i błonnik. Mówimy o nim jak o leku, bo wzmacnia odporność organizmu i aktywizuje leukocyty (białe krwinki) do obrony, kiedy pojawiają się pierwsze symptomy przeziębienia. Czosnek – najzdrowszy rozgnieciony – działa antyseptyczne, wykrztuśne i napotne, zwalcza bakterie chorobotwórcze w układzie oddechowym i pokarmowym. Dlatego przeciwdziała pasożytom przewodu pokarmowego i oczyszcza drogi moczowe.

Dobrze wpływa również na układ krwionośny. Znany jest z tego, że obniża poziom złego cholesterolu (LDL) we krwi, jednocześnie podwyższając parametry tego dobrego (HDL). W ten sposób przeciwdziała miażdżycy. Poprawia też krążenie krwi, hamuje proces tworzenia się zakrzepów. Obniża ciśnienie krwi, a także poziom trójglicerydów i przez to przeciwdziała wystąpieniu zawału serca. Trzeba jednak pamiętać, że to roślina o silnym działaniu. Z umiarem powinny go zatem jeść osoby zażywające leki przeciwzakrzepowe (nasila ich działanie), a wykluczyć z diety pacjenci z ostrym nieżytem żołądka i jelit oraz niskim ciśnieniem krwi. 
Czarny bez

To prawdziwa bomba witaminowa (witaminy C). Ale uwaga! Spożywając surowe kwiaty i owoce czarnego bzu (zwłaszcza niedojrzałe) możemy się zatruć. To roślina, która zawiera substancję toksyczną (sambunigrynę), dlatego trzeba ją przetworzyć – ususzyć lub poddać obróbce termicznej, by korzystać tylko z dobroczynnych substancji. Jeśli nie będziemy zbierać bzu sami, możemy kupić sok, herbatkę lub syrop w aptece czy sklepie zielarskim. I naprawdę warto, bo czarny bez oprócz witaminy C zawiera również witaminę A, z grupy B, pektyny, kwasy owocowe, antocyjany, potas, wapń czy żelazo.

Nasze babcie sięgały po sok z czarnego bzu, kiedy ktoś chorował – jako środek napotny w walce z infekcją, w stanach zapalnych dróg oddechowych, łagodzący ból głowy i gardła. Wzmacniał odporność organizmu, bo jest naturalnym lekiem przeciwgorączkowym i łagodzącym kaszel. Dobrze również reguluje zaburzenia trawienia, łagodzi wzdęcia, zaparcia i zgagę, a nawet wspomaga leczenie schorzeń nerek i pęcherza.

/             Inga Kazana           zdrowie.wp.pl         /

Naturalne sposoby na infekcję.

Czujesz, że bierze cię infekcja? Sięgnij po naturalne leki, które masz w kuchni. To prosty sposób na tanie i smaczne leczenie.

Nie zawsze w pełni doceniamy warzywa i owoce, które jemy sezonowo lub robimy z nich przetwory na zimę. Często traktujemy je wyłącznie jako dodatek lub deser i zapominamy, że nasze babcie stosowały je jako lekarstwa. Dlatego, kiedy pojawiają się pierwsze symptomy przeziębienia, to najpierw sięgnijmy do domowej spiżarni lub po produkty, których zwykle używamy doprawiając potrawy.

Cebula

Można zaryzykować stwierdzenie, że cebula pomoże nam zawsze i wszędzie. Kiedyś na szkorbut, dziś na przeziębienie. Posiada wiele wartości odżywczych, które zachowuje niezależnie od tego, czy zjemy ją surową, duszoną czy smażoną. Słynny jest zwłaszcza syrop z cebuli, który przygotowywały już nasze prababcie: 2-3 cebule należy zasypać cukrem i odstawić pod przykryciem w ciepłe miejsce, pić do czterech łyżek dziennie (dorośli). Mikstura działa bakteriobójczo, ułatwia odkrztuszanie, wzmacnia odporność organizmu i posiada witaminy: A, B1, B6, C, PP oraz fosfor, magnez, siarkę, cynk, wapń i potas. Idealna na kaszel czy katar, gdy posmarujemy nią okolicę nozdrzy. Można też wąchać surowe warzywo, np. kiedy je kroimy – zwarte w niej olejki eteryczne odblokują górne drogi oddechowe. Natomiast duszona pomoże w nieżytach oskrzeli czy zapaleniu gardła, a dodatkowo rozgrzeje, kiedy jesteśmy zziębnięci.

Sok z surowej cebuli od wieków stosowano też w medycynie ludowej. Okłady (sok oraz błonka znajdująca się między warstwami cebuli) przynosiły ulgę, np. w stanach zapalnych żylaków, leczeniu ran, użądleniu osy. Ranka mniej bolała i szybciej się goiła, bo cebula wykazuje też działanie antyseptyczne. Ponadto poprawia trawienie, przeciwdziała miażdżycy, obniża poziom cukru (bardziej u diabetyków niż zdrowych osób) i cholesterolu we krwi. Pobudza również perystaltykę jelit i pomaga w leczeniu hemoroidów. Uwaga: podobnie jak kapusta czy fasola jest gazotwórcza, więc wzdęcia po niej są nieuniknione.

Imbir

Jego korzeń wykorzystywany jest głównie jako przyprawa w kuchni lub składnik kosmetyków (np. antycellulitowych). Tymczasem to także doskonały lek w domowej apteczce, a raczej… lodówce, bo tam właśnie – owinięty w papier i folię – najlepiej go przechowywać. Na co pomoże? Wzmocni odporność, doda energii, poprawi krążenie. Jest doskonały zwłaszcza zimą, kiedy czujemy się ospali, zziębnięci i jesteśmy bardziej podatni na infekcje. Imbir zawiera bowiem witaminy B1, B2, C oraz wapń, fosfor, żelazo, potas oraz olejki eteryczne. Te ostatnie wspomagają pracę układu pokarmowego, bo pobudzają wydzielanie enzymów trawiennych, łagodzą wzdęcia oraz rozstroje żołądka. Ponadto imbir działa odkażająco i przeciwobrzękowo, zarówno w stanach zapalnych zatok czy schorzeniach stawów, wspomaga oczyszczanie wątroby z toksyn oraz przeciwdziała mdłościom. Kobietom przyda się, kiedy cierpią na mdłości ciążowe czy bóle miesiączkowe.

Jak go stosować? Można kupić suszony i sproszkowany, najlepiej jednak sięgnąć po świeży. Obrany ze skórki i starty na tarce z drobnymi oczkami zachowa więcej właściwości leczniczych niż krojony. Najprościej przyrządzić napój rozgrzewający: odrobinę utartego imbiru zalewamy wrzątkiem, dodajemy sok z połowy cytryny, a potem miód. Pamiętajmy jednak, by nie przesadzać z dawką imbirowej suplementacji, bo jego moc może wywołać podrażnienia. Dotyczy to szczególnie osób chorujących na przewlekłe choroby układu pokarmowego, refluks żołądkowy, z oznakami wewnętrznego gorąca (czerwona twarz, gorące dłonie) oraz kobiet karmiących i w ciąży.

Czarna porzeczka

Kiedy pojawią się pierwsze oznaki przeziębienia, zwyczajowo szukamy owoców z dużą zawartością witaminy C, zwykle – cytryny. Tymczasem czarna porzeczka, wedle tabel określających zawartość witamin i minerałów w warzywach i owocach, ma jej prawie cztery razy więcej. I co ważne – zachowuje swą wartość także w przetworach. Pijąc sok czy jedząc dżem, dostarczamy organizmowi nie tylko witaminy C, ale także wit. A i tych z grupy B, kwasu foliowego, żelaza, wapnia, potasu, magnezu. W ten sposób wspomagamy organizm w czasie infekcji, anginy czy kaszlu, bowiem porzeczkowe fitoncydy zwalczają bakterie, wirusy i grzyby, a tanina posiada właściwości przeciwzapalne. Owoce zawierają też pektyny, garbniki i olejki eteryczne, więc oczyszczają organizm z wolnych rodników, odpowiedzialnych m.in. za proces starzenia.

Czarną porzeczkę wykorzystywała też medycyna ludowa. W ten sposób leczono stany zapalne jamy ustnej i szkorbut, nerki, wątrobę. Stosowano różne wywary i napary z surowych i suszonych liści w przypadkach chorób skórnych, przeciwzapalnie i przeciwobrzękowo.
Dziś wiadomo, że porzeczka wspomaga też serce, obniża ciśnienie krwi, zalecana jest w przypadku wystąpienia awitaminozy czy anemii. To za sprawą olejków eterycznych, które pobudzają apetyt i stymulują wydzielanie soków trawiennych. Osoby mające problemy z zaparciami, powinny jeść porzeczki ze względu na dużą zawartość błonnika i małe pesteczki w owocach, bo te świetnie regulują perystaltykę jelit.

Czosnek

Jego zapach i smak czujemy (my i otoczenie) jeszcze długo po spożyciu. Z tego powodu nie każdy go lubi, choć przykry zapach można próbować zamaskować, zjadając jednocześnie nać pietruszki, tymianek czy miętę. Jakie są zalety czosnku? Zawiera witaminy z grupy B oraz A i C, selen, potas, wapń, fosfor, żelazo, magnez, ale także flawonoidy, flawony, związki bakteriobójcze, olejki eteryczne i błonnik. Mówimy o nim jak o leku, bo wzmacnia odporność organizmu i aktywizuje leukocyty (białe krwinki) do obrony, kiedy pojawiają się pierwsze symptomy przeziębienia. Czosnek – najzdrowszy rozgnieciony – działa antyseptyczne, wykrztuśne i napotne, zwalcza bakterie chorobotwórcze w układzie oddechowym i pokarmowym. Dlatego przeciwdziała pasożytom przewodu pokarmowego i oczyszcza drogi moczowe.

Dobrze wpływa również na układ krwionośny. Znany jest z tego, że obniża poziom złego cholesterolu (LDL) we krwi, jednocześnie podwyższając parametry tego dobrego (HDL). W ten sposób przeciwdziała miażdżycy. Poprawia też krążenie krwi, hamuje proces tworzenia się zakrzepów. Obniża ciśnienie krwi, a także poziom trójglicerydów i przez to przeciwdziała wystąpieniu zawału serca. Trzeba jednak pamiętać, że to roślina o silnym działaniu. Z umiarem powinny go zatem jeść osoby zażywające leki przeciwzakrzepowe (nasila ich działanie), a wykluczyć z diety pacjenci z ostrym nieżytem żołądka i jelit oraz niskim ciśnieniem krwi.
Czarny bez

To prawdziwa bomba witaminowa (witaminy C). Ale uwaga! Spożywając surowe kwiaty i owoce czarnego bzu (zwłaszcza niedojrzałe) możemy się zatruć. To roślina, która zawiera substancję toksyczną (sambunigrynę), dlatego trzeba ją przetworzyć – ususzyć lub poddać obróbce termicznej, by korzystać tylko z dobroczynnych substancji. Jeśli nie będziemy zbierać bzu sami, możemy kupić sok, herbatkę lub syrop w aptece czy sklepie zielarskim. I naprawdę warto, bo czarny bez oprócz witaminy C zawiera również witaminę A, z grupy B, pektyny, kwasy owocowe, antocyjany, potas, wapń czy żelazo.

Nasze babcie sięgały po sok z czarnego bzu, kiedy ktoś chorował – jako środek napotny w walce z infekcją, w stanach zapalnych dróg oddechowych, łagodzący ból głowy i gardła. Wzmacniał odporność organizmu, bo jest naturalnym lekiem przeciwgorączkowym i łagodzącym kaszel. Dobrze również reguluje zaburzenia trawienia, łagodzi wzdęcia, zaparcia i zgagę, a nawet wspomaga leczenie schorzeń nerek i pęcherza.

/ Inga Kazana zdrowie.wp.pl /

Samo zdrowie – Nie w apteczce, a na półce z przyprawami znajdziecie najlepsze medykamenty na przeziębienie. Nie biegnijcie z byle kichnięciem do lekarza – idźcie do kuchni!!! 

Łamie w kościach, leci z nosa, a drapanie w gardle doprowadza w nocy do szału? To znak, że zaczęła się jesień. Wraz z nią, poza pluchą, nadciągają paskudne wirusy i bakterie, które będą nas nękać aż do wiosny. Lekarze już teraz ostrzegają przed kolejną pandemią grypy. Zanim zasmarkani staniecie w niemniej zasmarkanej i kaszlącej kolejce do lekarza (gdzie zarazków jest pewnie więcej niż na krawacie pana doktora), sięgnijcie po domowe sposoby na przeziębienie. 

Nie musicie za bardzo wyciągać ręki, wystarczy zajrzeć do kuchennej szafki. Przyprawy do mięsa, zupy, kompotu czy ciasta nie tylko podkreślają smak jedzenia, ale i leczą. Nieraz bardziej skutecznie niż wysuszające gardło czy nos krople lub pastylki do ssania. Generalnie będzie ostro, słono i kwaśno. Tak się składa, że najskuteczniej radzą sobie z wirusami przyprawy lub zioła, które trzeba stosować z umiarem, bo ich smak jest wybitnie wyrazisty (delikatnie mówiąc) dzięki rozmaitym olejkom eterycznym – pachnącym i zarazem leczniczym.

Gdy dopada grypa lub jakieś grypopodobne choróbsko z dreszczami, szybko poszukajcie wśród torebek z przyprawami pieprzu kajeńskiego. Tę świetną pikantną przyprawę do serów, farszów mięsnych i jarzyn, sałatek, surówek, sosów, jajek zna pewnie każdy. Mieszkańcy Karaibów pogryzają ziarna cayenne jak owoce. Zawarta w nich kapsaicyna działa podobnie do witamin C, E i A – ratuje przed chorobami serca i chroni przed rakiem. Znajdziecie ją w rozgrzewających plastrach przeciwbólowych i maściach na rwę kulszową.

Możecie sami przygotować napój, który sprawi, że natychmiast zrobi się wam gorąco. Do szklanki ciepłej wody wyciśnijcie sok z cytryny, dodajcie dwie łyżeczki miodu, szczyptę cayenne, wymieszajcie i wypijcie, zanim ostygnie. Możecie też pół łyżeczki pieprzu zalać połową szklanki wrzątku, przykryć i parzyć przez 10 minut. Napar trzeba przecedzić, a potem wypić w ciągu dnia (przed posiłkami do filiżanki z gorącą wodą lub herbaty osłodzonej miodem dodawajcie dwie łyżeczki naparu). Po dwóch, trzech dniach staniecie na nogi. Naparem można też płukać zaczerwienione gardło. 

W kuchni, zwłaszcza jesienią, nie powinno zabraknąć imbiru – ten powyginany i pękaty korzeń (tak świeży, jak i sproszkowany) ułatwia trawienie, łagodzi mdłości, zbija wysoki cholesterol. Azjaci dosypują go do wszelkich potraw – zimnych, ciepłych, słodkich, słonych i kwaśnych, bo smakuje i pomaga w każdej z nich. Leczy bóle głowy, stawów, rozgrzewa. Ma tak piekący smak, że trzeba go stosować z umiarem. Jak? Najlepiej w herbacie. Korzeń imbiru pokrójcie w plasterki i dwa lub trzy wrzućcie do filiżanki na koniec parzenia. Żeby wzmocnić jego działanie, dodajcie też cytrynę. Napój błyskawicznie rozgrzewa, wywołuje poty. A więc pijemy herbatę i myk pod koc. Imbirem mielonym warto przyprawiać pierniczki, pieczone jabłka, zupy. Będą nie tylko wykwintnie pachnieć, ale i gromić zarazki.

Podobnie goździki – dodaje się je do grzańca nie tylko dla smaku i zapachu. Gdy zaczyna ciec z nosa i drapać w gardle, warto je żuć jak gumę. Ich olejki działają przeciwbólowo (doskonałe, gdy dokucza ząb) i odkażająco. Dosypywany do mięs czy zup tymianek jest z kolei bezkonkurencyjny przy katarze. I w postaci wonnej herbaty dosłodzonej miodem, i jako napar do kąpieli.
Jałowiec dawniej był w każdej chałupie, bo kto widział przyzwoitą kiełbasę albo dziczyznę bez jego korzennych kuleczek. Teraz trudno go kupić, ale można sobie nazbierać na spacerze w lesie – akurat jest dobra pora, po pierwszych przymrozkach. Zrywajcie te granatowe, są dojrzałe i najlepiej pachną. Ususzone przydadzą się do aromatycznych marynat i jako… pastylki przeciw grypie. Warto je nosić w pudełeczku w kieszeni i żuć codziennie po jednej lub dwie, zwłaszcza w czasie epidemii kichania.

O soli lekarze mawiają, że to biała śmierć. Rzeczywiście, sypana bez umiaru do jedzenia szkodzi na serce i rujnuje układ krążenia. Ale gdy łapie przeziębienie, a w domu nie ma żadnych aptecznych specyfików, warto po prostu wsadzić w nią nogi. Do miski wlewamy letnią wodę, do niej wsypujemy garść soli. To wszystko. Wkładamy do tej kąpieli stopy po kostki i dolewamy wrzątku, gdy tylko zaczyna stygnąć. Potem wycieramy nogi, zakładamy wełniane skarpety i kładziemy się do łóżka.

Wreszcie najzwyklejszy ocet spirytusowy. Dobry, jak się okazuje, nie tylko do grzybków, ogórków i na ukąszenia owadów, ale i na kaszel. Na pół szklanki letniej wody bierzemy dwie łyżeczki octu i płuczemy chore gardło. Ocet wybija bakterie i dezynfekuje.

PRZEPISY

Miód z goździkami
Do filiżanki miodu włóż sześć goździków i wstaw na noc do lodówki. Rano wyjmij goździki i syrop gotowy – gdy drapie w gardle, bierz trzy razy dziennie po łyżeczce do herbaty. Goździki łagodzą ból, miód nawilża śluzówkę i działa przeciwbakteryjnie.

Tymiankowa inhalacja
Kilka kropli olejku tymiankowego lub herbaty tymiankowej (łyżkę ziółka parzymy w szklance wrzątku) wlej do ciepłej kąpieli. Pomaga przy zapaleniach oskrzeli, łagodzi skurcze. Działa przeciwwirusowo i przeciwbakteryjnie.

Napar z cebuli
Plaster cebuli zalej dwiema szklankami wrzątku i odstaw pod pokrywką na 20 minut. Gdy przestygnie – przecedź, dodaj odrobinę miodu i wypij. Ułatwia oddychanie.

Imbirowy napój
Dwucentymetrowy korzeń imbiru posiekaj, zalej szklanką wrzątku, dopraw szczyptą cynamonu. Gotuj przez kwadrans, przecedź. Możesz wlać trzy kropelki cytryny i odrobinę miodu. Pij ciepły. Rozgrzewa, pomaga zwalczyć grypę. 

Joanna Halena

Samo zdrowie

Nie w apteczce, a na półce z przyprawami znajdziecie najlepsze medykamenty na przeziębienie. Nie biegnijcie z byle kichnięciem do lekarza – idźcie do kuchni!!!

Łamie w kościach, leci z nosa, a drapanie w gardle doprowadza w nocy do szału? To znak, że zaczęła się jesień. Wraz z nią, poza pluchą, nadciągają paskudne wirusy i bakterie, które będą nas nękać aż do wiosny. Lekarze już teraz ostrzegają przed kolejną pandemią grypy. Zanim zasmarkani staniecie w niemniej zasmarkanej i kaszlącej kolejce do lekarza (gdzie zarazków jest pewnie więcej niż na krawacie pana doktora), sięgnijcie po domowe sposoby na przeziębienie.

Nie musicie za bardzo wyciągać ręki, wystarczy zajrzeć do kuchennej szafki. Przyprawy do mięsa, zupy, kompotu czy ciasta nie tylko podkreślają smak jedzenia, ale i leczą. Nieraz bardziej skutecznie niż wysuszające gardło czy nos krople lub pastylki do ssania. Generalnie będzie ostro, słono i kwaśno. Tak się składa, że najskuteczniej radzą sobie z wirusami przyprawy lub zioła, które trzeba stosować z umiarem, bo ich smak jest wybitnie wyrazisty (delikatnie mówiąc) dzięki rozmaitym olejkom eterycznym – pachnącym i zarazem leczniczym.

Gdy dopada grypa lub jakieś grypopodobne choróbsko z dreszczami, szybko poszukajcie wśród torebek z przyprawami pieprzu kajeńskiego. Tę świetną pikantną przyprawę do serów, farszów mięsnych i jarzyn, sałatek, surówek, sosów, jajek zna pewnie każdy. Mieszkańcy Karaibów pogryzają ziarna cayenne jak owoce. Zawarta w nich kapsaicyna działa podobnie do witamin C, E i A – ratuje przed chorobami serca i chroni przed rakiem. Znajdziecie ją w rozgrzewających plastrach przeciwbólowych i maściach na rwę kulszową.

Możecie sami przygotować napój, który sprawi, że natychmiast zrobi się wam gorąco. Do szklanki ciepłej wody wyciśnijcie sok z cytryny, dodajcie dwie łyżeczki miodu, szczyptę cayenne, wymieszajcie i wypijcie, zanim ostygnie. Możecie też pół łyżeczki pieprzu zalać połową szklanki wrzątku, przykryć i parzyć przez 10 minut. Napar trzeba przecedzić, a potem wypić w ciągu dnia (przed posiłkami do filiżanki z gorącą wodą lub herbaty osłodzonej miodem dodawajcie dwie łyżeczki naparu). Po dwóch, trzech dniach staniecie na nogi. Naparem można też płukać zaczerwienione gardło.

W kuchni, zwłaszcza jesienią, nie powinno zabraknąć imbiru – ten powyginany i pękaty korzeń (tak świeży, jak i sproszkowany) ułatwia trawienie, łagodzi mdłości, zbija wysoki cholesterol. Azjaci dosypują go do wszelkich potraw – zimnych, ciepłych, słodkich, słonych i kwaśnych, bo smakuje i pomaga w każdej z nich. Leczy bóle głowy, stawów, rozgrzewa. Ma tak piekący smak, że trzeba go stosować z umiarem. Jak? Najlepiej w herbacie. Korzeń imbiru pokrójcie w plasterki i dwa lub trzy wrzućcie do filiżanki na koniec parzenia. Żeby wzmocnić jego działanie, dodajcie też cytrynę. Napój błyskawicznie rozgrzewa, wywołuje poty. A więc pijemy herbatę i myk pod koc. Imbirem mielonym warto przyprawiać pierniczki, pieczone jabłka, zupy. Będą nie tylko wykwintnie pachnieć, ale i gromić zarazki.

Podobnie goździki – dodaje się je do grzańca nie tylko dla smaku i zapachu. Gdy zaczyna ciec z nosa i drapać w gardle, warto je żuć jak gumę. Ich olejki działają przeciwbólowo (doskonałe, gdy dokucza ząb) i odkażająco. Dosypywany do mięs czy zup tymianek jest z kolei bezkonkurencyjny przy katarze. I w postaci wonnej herbaty dosłodzonej miodem, i jako napar do kąpieli.
Jałowiec dawniej był w każdej chałupie, bo kto widział przyzwoitą kiełbasę albo dziczyznę bez jego korzennych kuleczek. Teraz trudno go kupić, ale można sobie nazbierać na spacerze w lesie – akurat jest dobra pora, po pierwszych przymrozkach. Zrywajcie te granatowe, są dojrzałe i najlepiej pachną. Ususzone przydadzą się do aromatycznych marynat i jako… pastylki przeciw grypie. Warto je nosić w pudełeczku w kieszeni i żuć codziennie po jednej lub dwie, zwłaszcza w czasie epidemii kichania.

O soli lekarze mawiają, że to biała śmierć. Rzeczywiście, sypana bez umiaru do jedzenia szkodzi na serce i rujnuje układ krążenia. Ale gdy łapie przeziębienie, a w domu nie ma żadnych aptecznych specyfików, warto po prostu wsadzić w nią nogi. Do miski wlewamy letnią wodę, do niej wsypujemy garść soli. To wszystko. Wkładamy do tej kąpieli stopy po kostki i dolewamy wrzątku, gdy tylko zaczyna stygnąć. Potem wycieramy nogi, zakładamy wełniane skarpety i kładziemy się do łóżka.

Wreszcie najzwyklejszy ocet spirytusowy. Dobry, jak się okazuje, nie tylko do grzybków, ogórków i na ukąszenia owadów, ale i na kaszel. Na pół szklanki letniej wody bierzemy dwie łyżeczki octu i płuczemy chore gardło. Ocet wybija bakterie i dezynfekuje.

PRZEPISY

Miód z goździkami
Do filiżanki miodu włóż sześć goździków i wstaw na noc do lodówki. Rano wyjmij goździki i syrop gotowy – gdy drapie w gardle, bierz trzy razy dziennie po łyżeczce do herbaty. Goździki łagodzą ból, miód nawilża śluzówkę i działa przeciwbakteryjnie.

Tymiankowa inhalacja
Kilka kropli olejku tymiankowego lub herbaty tymiankowej (łyżkę ziółka parzymy w szklance wrzątku) wlej do ciepłej kąpieli. Pomaga przy zapaleniach oskrzeli, łagodzi skurcze. Działa przeciwwirusowo i przeciwbakteryjnie.

Napar z cebuli
Plaster cebuli zalej dwiema szklankami wrzątku i odstaw pod pokrywką na 20 minut. Gdy przestygnie – przecedź, dodaj odrobinę miodu i wypij. Ułatwia oddychanie.

Imbirowy napój
Dwucentymetrowy korzeń imbiru posiekaj, zalej szklanką wrzątku, dopraw szczyptą cynamonu. Gotuj przez kwadrans, przecedź. Możesz wlać trzy kropelki cytryny i odrobinę miodu. Pij ciepły. Rozgrzewa, pomaga zwalczyć grypę.

Joanna Halena

Cukier uzależnia niczym kokaina – Zbadano reakcje zachodzące w mózgu (szczególnie w rejonie nucleus accumbens czyli jądra półleżącego, odpowiedzialnego za nagrodę, przyjemność i uzależnienie) osób po spożyciu pokarmu zawierającego cukier i porównano z reakcjami tych, którzy używają kokainę.  Nie mam dla Was dobrych wieści, drodzy cukrożercy: cukier okazał się być substancją bardzo wredną – obliczono, iż uzależnia on aż osiem razy silniej niż kokaina.

Jak donosi dr Mark Hyman na łamach The Huffington Post, eksperyment wyglądał następująco: podano dwa koktajle, jeden o niskim indeksie glikemicznym (ok. 37) oraz drugi (po kilku dniach przerwy) identyczny w smaku i wyglądzie, posiadający taką samą ilość kalorii, białka, tłuszczu i węglowodanów, ale słodzony cukrem i w związku z tym posiadający indeks glikemiczny ok. 87. Tylko ten drugi wywołał wyraźną biologiczną reakcję w mózgu każdego z uczestników. Choć oba smakowały i wyglądały dokładnie tak samo. Uczestnicy eksperymentu nie wyczuli absolutnie żadnej różnicy pomiędzy jednym koktajlem a drugim. Jednak ich mózgi doskonale tę różnicę wyczuły!

Przypuszczalnie tak samo uzależniająco działają na nasz mózg również inne przetworzone pokarmy o wysokim indeksie glikemicznym: białe chrupiące bułeczki, krakersiki, drożdżóweczki, pączuszki, czipsiki czy fryteczki. Jak się człowiek do nich dorwie to trudno przestać, prawda?

Z drugiej strony równie wysoki indeks glikemiczny mają suszone daktyle (IG=103), banany są niewiele lepsze (IG=72). Niewinna fasolka szparagowa ma IG=71, a pasternak (często dodawany do kupnej włoszczyzny zamiast korzenia pietruszki) aż 95. Miód ma IG=87. Czy znasz jednak kogoś uzależnionego od daktyli, miodu lub bananów ? Śliniącego się na widok fasolki szparagowej? Przeszukującego w podnieceniu lodówkę w środku nocy w poszukiwaniu choćby marnego zasuszonego kawałka pasternaku? 

Jak widać cukier cukrowi nie jest równy. Uzależniające działanie ma głównie cukier dodany. Ten wytworzony ludzką ręką. Dary natury jakkolwiek słodkie by nie były i ilekolwiek naturalnie występujących cukrów by nie zawierały – nie mają na nas działania uzależniającego. O niebo zdrowiej i bezpieczniej jest wykorzystywać do słodzenia swoich deserów daktyle (np. zmielone na pastę) czy (tam gdzie się nie da użyć daktyli) należący do występujących w naturze polioli, erytrytol (który ma zerowy indeks glikemiczny, nie uzależnia, nie karmi candidy, nie psuje zębów itd.).

Jeśli zaś tkwisz w szponach cukrowego nałogu zaplanuj definitywne pożegnanie z cukrem czyli cukrowy detoks. Zrób to od ręki, od razu: zdrowie i witalność czekają!

Cukier uzależnia niczym kokaina

Zbadano reakcje zachodzące w mózgu (szczególnie w rejonie nucleus accumbens czyli jądra półleżącego, odpowiedzialnego za nagrodę, przyjemność i uzależnienie) osób po spożyciu pokarmu zawierającego cukier i porównano z reakcjami tych, którzy używają kokainę. Nie mam dla Was dobrych wieści, drodzy cukrożercy: cukier okazał się być substancją bardzo wredną – obliczono, iż uzależnia on aż osiem razy silniej niż kokaina.

Jak donosi dr Mark Hyman na łamach The Huffington Post, eksperyment wyglądał następująco: podano dwa koktajle, jeden o niskim indeksie glikemicznym (ok. 37) oraz drugi (po kilku dniach przerwy) identyczny w smaku i wyglądzie, posiadający taką samą ilość kalorii, białka, tłuszczu i węglowodanów, ale słodzony cukrem i w związku z tym posiadający indeks glikemiczny ok. 87. Tylko ten drugi wywołał wyraźną biologiczną reakcję w mózgu każdego z uczestników. Choć oba smakowały i wyglądały dokładnie tak samo. Uczestnicy eksperymentu nie wyczuli absolutnie żadnej różnicy pomiędzy jednym koktajlem a drugim. Jednak ich mózgi doskonale tę różnicę wyczuły!

Przypuszczalnie tak samo uzależniająco działają na nasz mózg również inne przetworzone pokarmy o wysokim indeksie glikemicznym: białe chrupiące bułeczki, krakersiki, drożdżóweczki, pączuszki, czipsiki czy fryteczki. Jak się człowiek do nich dorwie to trudno przestać, prawda?

Z drugiej strony równie wysoki indeks glikemiczny mają suszone daktyle (IG=103), banany są niewiele lepsze (IG=72). Niewinna fasolka szparagowa ma IG=71, a pasternak (często dodawany do kupnej włoszczyzny zamiast korzenia pietruszki) aż 95. Miód ma IG=87. Czy znasz jednak kogoś uzależnionego od daktyli, miodu lub bananów ? Śliniącego się na widok fasolki szparagowej? Przeszukującego w podnieceniu lodówkę w środku nocy w poszukiwaniu choćby marnego zasuszonego kawałka pasternaku?

Jak widać cukier cukrowi nie jest równy. Uzależniające działanie ma głównie cukier dodany. Ten wytworzony ludzką ręką. Dary natury jakkolwiek słodkie by nie były i ilekolwiek naturalnie występujących cukrów by nie zawierały – nie mają na nas działania uzależniającego. O niebo zdrowiej i bezpieczniej jest wykorzystywać do słodzenia swoich deserów daktyle (np. zmielone na pastę) czy (tam gdzie się nie da użyć daktyli) należący do występujących w naturze polioli, erytrytol (który ma zerowy indeks glikemiczny, nie uzależnia, nie karmi candidy, nie psuje zębów itd.).

Jeśli zaś tkwisz w szponach cukrowego nałogu zaplanuj definitywne pożegnanie z cukrem czyli cukrowy detoks. Zrób to od ręki, od razu: zdrowie i witalność czekają!

Prawda o paście do zębów – Kiedy byliśmy dziećmi każdy zarówno rodzice, nauczyciele czy też dentyści mówili nam, że zęby należy myć komercyjną pastą do zębów. Miał być to jeden z tych nawyków, który teoretycznie ochraniał nas przed próchnicą i dbał o zdrowe zęby. Na potwierdzenie tego w telewizji wciąż przekonują nas o tym „fakcie” dziesiątki reklam mówiących o wspaniałych zaletach pasty do zębów. Jednakże analizując skład pasty do zębów, tego osiągnięcia dentystyki, które stało się tak niezbędne dla współczesnego człowieka, musimy dość krytycznie przyjrzeć się jego faktycznemu działaniu na nasze zęby. 
Jeśli pasta do zębów jest tak wspaniałym osiągnięciem to dlaczego wciąż obserwujemy ogromne ilości ludzi, którzy pomimo bardzo regularnego mycia zębów, mają z nimi problemy? Dużą ignorancją byłoby stwierdzenie, że to wina pasty do zębów, kiedy zakwaszająca dieta ludzi zachodu jest pełna wyrobów zbożowych, pasteryzowanego mleka, wysoko przetworzonej i jałowej żywności, która niszczy zęby od środka. Należy jednak wspomnieć o tym, że i pasta do zębów również odgrywa tutaj swoją rolę. Nie bez powodu jest również fakt, że każdy producent pasty na jej opakowaniu zamieści informacje „szkodliwy w wypadku połknięcia”. Dlaczego?
Dwa razy dziennie ‚sprawdzamy’ co się stanie gdy chemikalia dostaną się do naszego ciała

Ponieważ chemikalia obecne w paście do zębów, to toksyny których w normalnej sytuacji nigdy byś nie użył. Te syntetyczne substancje chemiczne prędzej nadają się do czyszczenia podłogi w ogromnej fabryce. A już na pewno nie brał byś ich do ust gdzie znajduje się bardzo delikatny i chłonny nabłonek. Nabłonek ,który jest cienki jak pergamin, i doskonale wchłania wspomniane substancje, zwłaszcza jeśli mamy problem z krwawiącymi dziąsłami. Krwawienie dziąseł sprawia, że toksyny zawarte w paście bezpośrednio dostają się do naszego krwiobiegu.

Substancja przed którą przestrzega sam producent używana jest przez większość z nas dwa razy dziennie, a nawet częściej przez całe nasze życie. Chcesz wiedzieć co jest w środku?

Fluor w paście, miał pomagać a niszczy nasze zdrowie.

Już kiedyś na Zagonku pojawił się wpis dotyczący toksycznego fluoru zawartego w paście, znajdziesz go tutaj. Mówiąc ogólnie próchnica nie jest wywołana poprzez brak fluoru w naszym organizmie, dlatego suplementacja fluoru, który i tak jest obecny w dużych ilościach w naszym zanieczyszczonym środowisku jest całkowicie zbędna. Co gorsza fluor to neurotoksyna, która odkłada się w organizmie zwłaszcza mózgu, obniża nasz poziom inteligencji, zaburza gospodarkę hormonalną czy jest rakotwórcza. Lista efektów ubocznych fluoru jest naprawdę imponująca.

Ilość pozostałych składników w paście do zębów nie jest wielka, lecz należy pamiętać, że w naszym otoczeniu spotykamy się z różnymi substancjami kilkakrotnie w ciągu dnia, a nawet godziny. Dlatego nawet minimalna ilość w jednym produkcie po użyciu pozostałych środków do pielęgnacji chociażby ciała, wcale minimalna już nie jest.
Co jest w środku? Czyli to ma dbać o zdrowy uśmiech? Chyba ktoś tutaj kpi.

Propylene glycol – tak powszechny w czołowych produktach do mycia zębów jest równie często używany w przemyśle jako odszraniacz do samolotów czy też w zimowych płynach przeciw zamarzaniu. Substancja ta ma działanie drażniące skórę i tkanki śluzowe. Ponadto podwyższa zakwaszenie organizmu prowadząc do kwasicy metabolicznej.

Sztuczne barwniki – składnik całkowicie zbędny w paście do zębów, a wywołujący różne skutki uboczne jak chociażby alergia. Zwłaszcza, że sporo z tych pigmentów może być zanieczyszczone metalami ciężkimi, a to już nie są przelewki.

Triclosan- uwielbiam ten „bezpieczny” składnik, który jest pestycydem niszczącym wszystko co znajduje się w wodzie. Dodawany jest do pasty jako środek antybakteryjny tylko przez przypadek zmienia gospodarkę hormonalną człowieka czy upośledza pracę mięśni. Dodatkowym „bonusem” jest fakt, że triclosan wchodzi w reakcje z chlorowaną wodą (tą która jest w twoim kranie) tworząc chloroform i dioksyny które przez tylko przez ‘przypadek’ utożsamiane są z różnymi przypadkami zachorowania na nowotwory.
Słodziki- kolejny zbędny składnik. Do uprzyjemnienia pasty do zębów producenci używają sacharyny, sorbitolu i ksylitolu. Sacharyna jest bardzo często utożsamiana z przypadkami rozwoju nowotworów. Ksylitol ten obecny jest w świecie roślin, jednakże ten produkowany na skale masową produkowany jest z kukurydzy czy drzew. Obecnie sporo osób pisze o pozytywnym wpływie ksylitolu na chociażby nasze zęby jednakże te hipotezy nie zostały jeszcze potwierdzone, zwłaszcza że badania kliniczne odrzucają ten argument. Ciężko się rozpisywać w tym temacie, dla mnie cukier to cukier i powinniśmy go unikać.

Detergenty i środki powierzchniowo czynne - mają nam zapewnić nie zapominane pieniące doznania się pasty są koniecznością, ponieważ konsumentom wydaje się, że to piana myje. Bzdura! Jednak wracając do substancji chemicznych użytych do produkcji pasty, te detergenty są znanymi substancjami podrażniającymi skórę, rakotwórczymi, mutagennymi, zaburzającymi gospodarkę hormonalną (dowiedz się o tym jak bagatelizowany przez większość z nas frazes wpływa na nasze zdrowie – ważne fakty o gospodarce hormonalnej) . Z ciekawostek znany środek powierzchniowo czynny – SLS, powoduje krwawienie dziąseł a nawet paradontozę. Gwarantuje to lepsze wchłanianie składników pasty, z całym wachlarzem wątpliwych „korzyści”.

Gliceryna - klejąca się, przezroczysta substancja pochodzenia głównie roślinnego, która poddawana jest wielokrotnie „wybielaniu” i perfumowaniu. Substancja ta wspaniale pokrywa nasze zęby pancerzem, który całkowicie blokuje dostęp śliny do zębów, śliny która odpowiedzialna jest za reminalizację naszych zębów. Czy wiesz, że aby pozbyć się gliceryny z zębów te należy wypłukać co najmniej 27 razy.

Perfumy,… widząc je w składzie uciekajcie, więcej informacji znajdziecie tutaj.

Carbomer – kolejna pochodna produkcji ropy naftowej. Substancja ta używana jest aby zagęścić pastę. Jest to polimer, naturalna pasta do zębówktóry jest bardzo kwaśny, dlatego potrzebuje on obecności innych substancji, które nie koniecznie muszą być wymienione w składzie jak sodium hydroxide (inaczej ług, soda kaustyczna) aby zneutralizować jego działanie.

 
Postaw na prostotę i dziedzictwo starszych pokoleń

Pasta z sody i soli

Wymyj zęby, lecz za wszelką cenę unikaj komercyjnego bubla. W zamian lepiej wymyć zęby mieszaniną olejku eterycznego (1 kropla na mycie) np. miętowego, bardzo drobnej soli (nie jodowanej, bez antyzbrylaczy i najlepiej kamiennej lub morskiej) oraz sody oczyszczonej (dawniej było to po prostu mydło lub w bardziej  zamierzchłych czasach popiół. Jednak należy pamiętać, że ostatnia opcja nie jest najlepszą, gdyż popiół i woda tworzą żrącą i drażniącą miksturę, która nie jest polecana osobom z delikatnymi dziąsłami).

  
Ziołowy proszek do mycia zębów
(wg Svobody przepis pochodzi z książki „Piękna z natury”)

5 łyżeczek kory dębu

3 łyżeczki czarnego pieprzu

2 łyżeczki soli morskiej lub kamiennej

1 łyżeczka kurkumy w proszku

¼ łyżeczki olejku z drzewa herbacianego

Najpierw zmiel zioła w młynku do kawy, aby miały konsystencję proszku. Następnie do młynka wsyp sól i włącz młynek jeszcze na 1 sekundę. Przed każdym użyciem warto dodać 1 kroplę olejku miętowego lub pomarańczowego. Przechowuj w szczelnym naczyniu.

Prawda o paście do zębów

Kiedy byliśmy dziećmi każdy zarówno rodzice, nauczyciele czy też dentyści mówili nam, że zęby należy myć komercyjną pastą do zębów. Miał być to jeden z tych nawyków, który teoretycznie ochraniał nas przed próchnicą i dbał o zdrowe zęby. Na potwierdzenie tego w telewizji wciąż przekonują nas o tym „fakcie” dziesiątki reklam mówiących o wspaniałych zaletach pasty do zębów. Jednakże analizując skład pasty do zębów, tego osiągnięcia dentystyki, które stało się tak niezbędne dla współczesnego człowieka, musimy dość krytycznie przyjrzeć się jego faktycznemu działaniu na nasze zęby.
Jeśli pasta do zębów jest tak wspaniałym osiągnięciem to dlaczego wciąż obserwujemy ogromne ilości ludzi, którzy pomimo bardzo regularnego mycia zębów, mają z nimi problemy? Dużą ignorancją byłoby stwierdzenie, że to wina pasty do zębów, kiedy zakwaszająca dieta ludzi zachodu jest pełna wyrobów zbożowych, pasteryzowanego mleka, wysoko przetworzonej i jałowej żywności, która niszczy zęby od środka. Należy jednak wspomnieć o tym, że i pasta do zębów również odgrywa tutaj swoją rolę. Nie bez powodu jest również fakt, że każdy producent pasty na jej opakowaniu zamieści informacje „szkodliwy w wypadku połknięcia”. Dlaczego?
Dwa razy dziennie ‚sprawdzamy’ co się stanie gdy chemikalia dostaną się do naszego ciała

Ponieważ chemikalia obecne w paście do zębów, to toksyny których w normalnej sytuacji nigdy byś nie użył. Te syntetyczne substancje chemiczne prędzej nadają się do czyszczenia podłogi w ogromnej fabryce. A już na pewno nie brał byś ich do ust gdzie znajduje się bardzo delikatny i chłonny nabłonek. Nabłonek ,który jest cienki jak pergamin, i doskonale wchłania wspomniane substancje, zwłaszcza jeśli mamy problem z krwawiącymi dziąsłami. Krwawienie dziąseł sprawia, że toksyny zawarte w paście bezpośrednio dostają się do naszego krwiobiegu.

Substancja przed którą przestrzega sam producent używana jest przez większość z nas dwa razy dziennie, a nawet częściej przez całe nasze życie. Chcesz wiedzieć co jest w środku?

Fluor w paście, miał pomagać a niszczy nasze zdrowie.

Już kiedyś na Zagonku pojawił się wpis dotyczący toksycznego fluoru zawartego w paście, znajdziesz go tutaj. Mówiąc ogólnie próchnica nie jest wywołana poprzez brak fluoru w naszym organizmie, dlatego suplementacja fluoru, który i tak jest obecny w dużych ilościach w naszym zanieczyszczonym środowisku jest całkowicie zbędna. Co gorsza fluor to neurotoksyna, która odkłada się w organizmie zwłaszcza mózgu, obniża nasz poziom inteligencji, zaburza gospodarkę hormonalną czy jest rakotwórcza. Lista efektów ubocznych fluoru jest naprawdę imponująca.

Ilość pozostałych składników w paście do zębów nie jest wielka, lecz należy pamiętać, że w naszym otoczeniu spotykamy się z różnymi substancjami kilkakrotnie w ciągu dnia, a nawet godziny. Dlatego nawet minimalna ilość w jednym produkcie po użyciu pozostałych środków do pielęgnacji chociażby ciała, wcale minimalna już nie jest.
Co jest w środku? Czyli to ma dbać o zdrowy uśmiech? Chyba ktoś tutaj kpi.

Propylene glycol – tak powszechny w czołowych produktach do mycia zębów jest równie często używany w przemyśle jako odszraniacz do samolotów czy też w zimowych płynach przeciw zamarzaniu. Substancja ta ma działanie drażniące skórę i tkanki śluzowe. Ponadto podwyższa zakwaszenie organizmu prowadząc do kwasicy metabolicznej.

Sztuczne barwniki – składnik całkowicie zbędny w paście do zębów, a wywołujący różne skutki uboczne jak chociażby alergia. Zwłaszcza, że sporo z tych pigmentów może być zanieczyszczone metalami ciężkimi, a to już nie są przelewki.

Triclosan- uwielbiam ten „bezpieczny” składnik, który jest pestycydem niszczącym wszystko co znajduje się w wodzie. Dodawany jest do pasty jako środek antybakteryjny tylko przez przypadek zmienia gospodarkę hormonalną człowieka czy upośledza pracę mięśni. Dodatkowym „bonusem” jest fakt, że triclosan wchodzi w reakcje z chlorowaną wodą (tą która jest w twoim kranie) tworząc chloroform i dioksyny które przez tylko przez ‘przypadek’ utożsamiane są z różnymi przypadkami zachorowania na nowotwory.
Słodziki- kolejny zbędny składnik. Do uprzyjemnienia pasty do zębów producenci używają sacharyny, sorbitolu i ksylitolu. Sacharyna jest bardzo często utożsamiana z przypadkami rozwoju nowotworów. Ksylitol ten obecny jest w świecie roślin, jednakże ten produkowany na skale masową produkowany jest z kukurydzy czy drzew. Obecnie sporo osób pisze o pozytywnym wpływie ksylitolu na chociażby nasze zęby jednakże te hipotezy nie zostały jeszcze potwierdzone, zwłaszcza że badania kliniczne odrzucają ten argument. Ciężko się rozpisywać w tym temacie, dla mnie cukier to cukier i powinniśmy go unikać.

Detergenty i środki powierzchniowo czynne - mają nam zapewnić nie zapominane pieniące doznania się pasty są koniecznością, ponieważ konsumentom wydaje się, że to piana myje. Bzdura! Jednak wracając do substancji chemicznych użytych do produkcji pasty, te detergenty są znanymi substancjami podrażniającymi skórę, rakotwórczymi, mutagennymi, zaburzającymi gospodarkę hormonalną (dowiedz się o tym jak bagatelizowany przez większość z nas frazes wpływa na nasze zdrowie – ważne fakty o gospodarce hormonalnej) . Z ciekawostek znany środek powierzchniowo czynny – SLS, powoduje krwawienie dziąseł a nawet paradontozę. Gwarantuje to lepsze wchłanianie składników pasty, z całym wachlarzem wątpliwych „korzyści”.

Gliceryna - klejąca się, przezroczysta substancja pochodzenia głównie roślinnego, która poddawana jest wielokrotnie „wybielaniu” i perfumowaniu. Substancja ta wspaniale pokrywa nasze zęby pancerzem, który całkowicie blokuje dostęp śliny do zębów, śliny która odpowiedzialna jest za reminalizację naszych zębów. Czy wiesz, że aby pozbyć się gliceryny z zębów te należy wypłukać co najmniej 27 razy.

Perfumy,… widząc je w składzie uciekajcie, więcej informacji znajdziecie tutaj.

Carbomer – kolejna pochodna produkcji ropy naftowej. Substancja ta używana jest aby zagęścić pastę. Jest to polimer, naturalna pasta do zębówktóry jest bardzo kwaśny, dlatego potrzebuje on obecności innych substancji, które nie koniecznie muszą być wymienione w składzie jak sodium hydroxide (inaczej ług, soda kaustyczna) aby zneutralizować jego działanie.


Postaw na prostotę i dziedzictwo starszych pokoleń

Pasta z sody i soli

Wymyj zęby, lecz za wszelką cenę unikaj komercyjnego bubla. W zamian lepiej wymyć zęby mieszaniną olejku eterycznego (1 kropla na mycie) np. miętowego, bardzo drobnej soli (nie jodowanej, bez antyzbrylaczy i najlepiej kamiennej lub morskiej) oraz sody oczyszczonej (dawniej było to po prostu mydło lub w bardziej zamierzchłych czasach popiół. Jednak należy pamiętać, że ostatnia opcja nie jest najlepszą, gdyż popiół i woda tworzą żrącą i drażniącą miksturę, która nie jest polecana osobom z delikatnymi dziąsłami).


Ziołowy proszek do mycia zębów
(wg Svobody przepis pochodzi z książki „Piękna z natury”)

5 łyżeczek kory dębu

3 łyżeczki czarnego pieprzu

2 łyżeczki soli morskiej lub kamiennej

1 łyżeczka kurkumy w proszku

¼ łyżeczki olejku z drzewa herbacianego

Najpierw zmiel zioła w młynku do kawy, aby miały konsystencję proszku. Następnie do młynka wsyp sól i włącz młynek jeszcze na 1 sekundę. Przed każdym użyciem warto dodać 1 kroplę olejku miętowego lub pomarańczowego. Przechowuj w szczelnym naczyniu.

Naturalne detergenty – Zastanawialiście się czasem, jakich środków nasze babcie używały do prania, mycia czy sprzątania domu? Albo jak wyglądało życie przed erą kolorowych detergentów od wszystkiego? No właśnie, ja też sobie tego nie wyobrażałam. A przecież dziś prawdziwym wyzwaniem świadomego konsumenta jest prowadzenie domu ekologicznie, bez zbędnych płynów i proszków. Stare sposoby były (i są!) na tyle skuteczne, że warto z nich korzystać na co dzień. Zamiast kupować kolejne detergenty, których lista z roku na rok się wydłuża, proponujemy ściągę z babcino-ekologicznych sztuczek. A właściwie „Ekosztuczek”, bo to o nich będzie mowa. Pod taką nazwą urzędnicy warszawskiego Ratusza wydali broszurkę, w której przekopali stare poradniki i wszystkie dostępne fora internetowe, by pokazać, że bez detergentów da się żyć. I to zarówno świadomie,ekologicznie, jak i oszczędnie.
Super-hiper-pogromcy kurzu

Zanim jednak przejdziemy do alternatywnych sposobów, wytłumaczmy sobie, co takiego mają w sobie detergenty, że nie możemy (tak przynajmniej nam się wydaje) bez nich żyć. Ich tajemnica polega na tym, że potrafią obniżyć napięcie powierzchniowe wody, co osłabia siły wiążące cząsteczki z podłożem. Niestety na tym ich zbawienne działanie się kończy. Przedostające się do wód ściekowych detergenty mogą przyczyniać się w wyniku zachodzących procesów beztlenowych do wydzielania substancji trujących (m.in. metanu i siarkowodoru), a także doprowadzić do tego, że zbiornik wodny stanie się martwy. Wszystkie płyny do czyszczenia, proszki czy szampony to także koszmar alergików. Fosforany, jakie często się w nich znajdują, wywołują uczulenia, a często stosowane w praniu i sprzątaniu wybielacze zawierają związki chloru, które mogą przenikać przez skórę i wpływać na działanie układu nerwowego. Z kolei ich opary działają rakotwórczo. Po takiej dawce informacji może faktycznie watro się zainteresować zwykłą cytryną, sodą czy octem, czyli orężem naszych mam i babć.

Oto sześć zupełnie pospolitych składników, które pomogą w bezpiecznym i ekologicznym dbaniu o wasz dom*. I pamiętajcie – nie musicie myć wszystkiego piaskiem i popiołem. A przynajmniej nie tak od razu ;)

    Soda oczyszczona – zmiękcza wodę i zwiększa czyszczące zdolności mydła. Jest również dobrym środkiem do szorowania. Do kupienia w sklepie spożywczym, w aptece, Internecie; pakowana na ogół w małych ilościach do użytku w kuchni, dostępna też w opakowaniach 1-5 kg. Soda 1kg – 4-5 zł
    Boraks – czyści i usuwa zapachy. Doskonały środek dezynfekujący. Zmiękcza wodę. Dostępny w sklepach na półkach ze środkami piorącymi oraz drogeriach, aptece i w Internecie. Boraks 1 kg – 8-10 zł
    Mydło roślinne – biodegradowalne i całkowicie nietok­syczne. Sprzedawane w formie płynnej, płatków i kostek. Najlepsze są mydła bez syn­tetycznych dodatków, zapa­chów i kolorów. Do kupienia w drogerii, w aptece, dobrych sklepach ze zdrową żywnością , w Internecie. Mydło roślinne kostka – 3-4 zł, w płynie 1 litr – 10-20 zł
    Ocet – czyści tłuszcz i kamień. Ocet 0,5 l – 2 zł
    Kwasek cytrynowy – czyści tłuszcz, kamień, odświeża. Kwasek cytrynowy 20 g – 1 zł
    Naturalne olejki eteryczne – naturalne ekstrakty i olejki mają właściwości, które mogą wzmocnić działania antybakteryjne i antywirusowe środków czyszczących. Właściwości antybakteryjne mają: laur, kamfora, kardamon, citronella, cyprys, eukaliptus, imbir, jałowiec, lawenda, cytryna, trawa cytrynowa, limonka, pomarańcza, sosna, rozmaryn, szałwia, drzewo sandałowe, drzewo herbaciane, tymianek. Właściwości antywirusowe: cynamon, eukaliptus, lawenda, cytryna, oregano, drzewo sandałowe, drzewo herbaciane.

*oprac. na podstawie broszury

/autor:Anna Milczarek

Naturalne detergenty

Zastanawialiście się czasem, jakich środków nasze babcie używały do prania, mycia czy sprzątania domu? Albo jak wyglądało życie przed erą kolorowych detergentów od wszystkiego? No właśnie, ja też sobie tego nie wyobrażałam. A przecież dziś prawdziwym wyzwaniem świadomego konsumenta jest prowadzenie domu ekologicznie, bez zbędnych płynów i proszków. Stare sposoby były (i są!) na tyle skuteczne, że warto z nich korzystać na co dzień. Zamiast kupować kolejne detergenty, których lista z roku na rok się wydłuża, proponujemy ściągę z babcino-ekologicznych sztuczek. A właściwie „Ekosztuczek”, bo to o nich będzie mowa. Pod taką nazwą urzędnicy warszawskiego Ratusza wydali broszurkę, w której przekopali stare poradniki i wszystkie dostępne fora internetowe, by pokazać, że bez detergentów da się żyć. I to zarówno świadomie,ekologicznie, jak i oszczędnie.
Super-hiper-pogromcy kurzu

Zanim jednak przejdziemy do alternatywnych sposobów, wytłumaczmy sobie, co takiego mają w sobie detergenty, że nie możemy (tak przynajmniej nam się wydaje) bez nich żyć. Ich tajemnica polega na tym, że potrafią obniżyć napięcie powierzchniowe wody, co osłabia siły wiążące cząsteczki z podłożem. Niestety na tym ich zbawienne działanie się kończy. Przedostające się do wód ściekowych detergenty mogą przyczyniać się w wyniku zachodzących procesów beztlenowych do wydzielania substancji trujących (m.in. metanu i siarkowodoru), a także doprowadzić do tego, że zbiornik wodny stanie się martwy. Wszystkie płyny do czyszczenia, proszki czy szampony to także koszmar alergików. Fosforany, jakie często się w nich znajdują, wywołują uczulenia, a często stosowane w praniu i sprzątaniu wybielacze zawierają związki chloru, które mogą przenikać przez skórę i wpływać na działanie układu nerwowego. Z kolei ich opary działają rakotwórczo. Po takiej dawce informacji może faktycznie watro się zainteresować zwykłą cytryną, sodą czy octem, czyli orężem naszych mam i babć.

Oto sześć zupełnie pospolitych składników, które pomogą w bezpiecznym i ekologicznym dbaniu o wasz dom*. I pamiętajcie – nie musicie myć wszystkiego piaskiem i popiołem. A przynajmniej nie tak od razu ;)

Soda oczyszczona – zmiękcza wodę i zwiększa czyszczące zdolności mydła. Jest również dobrym środkiem do szorowania. Do kupienia w sklepie spożywczym, w aptece, Internecie; pakowana na ogół w małych ilościach do użytku w kuchni, dostępna też w opakowaniach 1-5 kg. Soda 1kg – 4-5 zł
Boraks – czyści i usuwa zapachy. Doskonały środek dezynfekujący. Zmiękcza wodę. Dostępny w sklepach na półkach ze środkami piorącymi oraz drogeriach, aptece i w Internecie. Boraks 1 kg – 8-10 zł
Mydło roślinne – biodegradowalne i całkowicie nietok­syczne. Sprzedawane w formie płynnej, płatków i kostek. Najlepsze są mydła bez syn­tetycznych dodatków, zapa­chów i kolorów. Do kupienia w drogerii, w aptece, dobrych sklepach ze zdrową żywnością , w Internecie. Mydło roślinne kostka – 3-4 zł, w płynie 1 litr – 10-20 zł
Ocet – czyści tłuszcz i kamień. Ocet 0,5 l – 2 zł
Kwasek cytrynowy – czyści tłuszcz, kamień, odświeża. Kwasek cytrynowy 20 g – 1 zł
Naturalne olejki eteryczne – naturalne ekstrakty i olejki mają właściwości, które mogą wzmocnić działania antybakteryjne i antywirusowe środków czyszczących. Właściwości antybakteryjne mają: laur, kamfora, kardamon, citronella, cyprys, eukaliptus, imbir, jałowiec, lawenda, cytryna, trawa cytrynowa, limonka, pomarańcza, sosna, rozmaryn, szałwia, drzewo sandałowe, drzewo herbaciane, tymianek. Właściwości antywirusowe: cynamon, eukaliptus, lawenda, cytryna, oregano, drzewo sandałowe, drzewo herbaciane.

*oprac. na podstawie broszury

/autor:Anna Milczarek

Źródło:

ulicaekologiczna.pl/

Plan Dnia Szczęśliwego Człowieka – Budzisz się, otwierasz oczy, zaczyna się nowy dzień. Przed sobą masz 24 h – to bardzo dużo. Jak je wykorzystasz? Oto taktyka na zaliczenie dnia do udanych krok po kroku. Zacznij od stworzenia intencji, a potem?

1. Pobudka: stwórz intencję na dzień 

Zanim otworzysz oczy, wypowiedz życzenie na rozpoczynającą się dobę – pisze „elitedaily.com”. Możesz to zrobić w myślach. Czego sobie życzysz na dziś? Jak chciałbyś się dzisiaj czuć? Psychologiczne modele społeczno- poznawcze, dowodzą, że wyklarowana intencja znacznie zwiększa szansę urzeczywistnienia działania, a osoby, które mają cel częściej osiągają to, czego pragną. W Procesualnym Modelu Działań Zdrowotnych, który odnosi się m. in. do przestrzegania zdrowej diety czy aktywności fizycznej, intencja jest jednym z ważniejszych elementów fazy motywacyjnej. W uproszczeniu: stworzenie życzenia zwiększy twoją motywację. Odstąp od długoterminowych założeń: formułuj każdego dnia 24 – godzinne cele. Metodą małych kroków, przenosząc kamyk po kamyku jesteś w stanie przenieść górę, czego nigdy nie udałoby się zrobić na raz. Przykładowe intencje: dziś chcę pośmiać się z członkami rodziny, zdrowo się odżywiać, skończyć ważny projekt. Im bardziej sprecyzowane cele, tym większa szansa, że je zrealizujesz. Będziesz świadom, czego chcesz, do czego dążysz.

2. Wyobraź sobie w obrazach, co chcesz, żeby się działo
Jeszcze zanim wstaniesz, stwórz jak najwięcej obrazów w głowie dotyczących dopiero rozpoczynającego się dnia. Wyobraź sobie, że wszystko, czego sobie życzyłeś już się wydarzyło. Jak było? Pomyśl o tym, jak wykonujesz czynności, które zaplanowałeś. Zobacz np., jak siedzicie z rodziną wieczorem razem na kanapie, przytulacie się do siebie, robicie głupie miny, śmiejecie się, dzieci wchodzą ci na kolana. Albo jak przygotowujesz parującą, aromatyczną zupę na obiad lub siedząc za biurkiem, wypijasz intensywnie pomarańczowy sok marchwiowy. Zaangażuj jak najwięcej zmysłów. Co dokładnie widzisz w swojej wizji: jakie są tego kolory, kształty, jaki zapach czujesz? Słyszysz śmiech dziecka, a może błogą ciszę? Jakie to uczucie, gdy materiał ubrań, które masz na sobie dotyka twojej skóry? Jakie emocje to wszystko w tobie powoduje? Mózg nie rozróżnia wyobrażonych odczuć od rzeczywistości, więc dobierz wrażenia według potrzeb. Nastrój się więc na dobre fale. A teraz pora wstać.

3. Zrób plan i działaj

Od samego wyobrażania nie dzieją się działania. Weź odpowiedzialność za swoje marzenia. Nikt za ciebie nie zorganizuje dnia, które chciałbyś przeżyć: ani partner, ani rodzic, ani terapeuta czy coach. Żeby mieć to, czego chcesz, musisz po to sięgnąć. Czyli: włożyć wysiłek w  realizację celu. Po to masz te 24 h. Marzysz o własnym blogu? Żeby się urzeczywistnił, musisz go założyć. Chcesz lepiej się odżywiać? Nie stanie się to od czytania o dietach, przegryzając ciasto czekoladowe. Podstawą zmiany jest działanie. Twoje działanie. Dziś to zawsze najlepszy moment na pierwszy krok. Jutro najlepiej się nadaje na kroki kolejne.
Potrzebny może być ci plan. Weź kartkę, wypisz, co chcesz zrobić, jakie kroki się na to składają, kiedy zajmiesz się którym z nich, ile zajmie ci to czasu, jakich informacji jeszcze potrzebujesz, gdzie możesz je zdobyć. Dobry plan to ten osadzony w twoim kalendarzu, w konkretnych godzinach i zakładające realistyczne, a nie przerastające twoje możliwości, działania.

4. Naucz się przebywać ze swoim cierpieniem

Wychodzisz z domu i okazuje się, że rzeczywistość nie jest wcale taka łatwa jak byś sobie tego życzył? Po porannym zadowoleniu, dopada cię frustracja, chciałbyś, żeby ten dyskomfort zniknął?
Nie możemy być naprawdę szczęśliwymi, jeśli nie nauczymy się być ze swoim cierpieniem ? twierdzą mistrzowie Wchodu. Tak, wcale nie ze szczęściem, a cierpieniem. W końcu jedno bez drugiego nie istnieje. Zastanów się, jaką relację masz z tym, co w tobie jest? Czy godzisz się tylko na miłe doznania, czy idziesz krok dalej i otwierasz się na złożoność ludzkiej egzystencji.
To, w jakim kontakcie jesteś z cierpiącą częścią siebie pokazują twoje reakcje na cierpienie innych. Ktoś bliski przeżywa kryzys? Mówisz „nie płacz”, „będzie lepiej”, „przestań się smucić” czy po prostu jesteś obok, wspierasz, pozwalasz się wygadać. Twoja reakcja prawdopodobnie odzwierciedla zachowania podejmowane przez ciebie wobec własnego cierpienia. Jeśli wewnętrzne cierpienie tli się w tobie w tle dnia powszedniego zamiast je negować, zobacz, jak to jest ich doświadczać. Stwórz temu przestrzeń, obdarz swój stan serdecznym współczuciem. Staraj się nie mylić akceptacji z umartwianiem.

5. Rób sobie przyjemności – potrzebujesz emocjonalnej słodyczy
 „Z zakamarków życia wziąć, to co chcę. Dziś wiem, życie cudem jest. Co chcę, mogę z niego mieć” – śpiewał zespół „DeSu”. Jeśli rezygnujesz z robienia sobie prezentów, odbierasz sobie sporo frajdy, a nie jesteś przecież męczennikiem. Zrób sobie dzień dziecka (jako stałe podejście do życia na co dzień) lub choćby poranek, wieczór, popołudnie zachcianek. Troszcz się o siebie, rozpieszczaj: przygotuj dobre śniadanie, weź gorący prysznic, posiedź chwilę nad gazetą. Siedzisz w pracy? Zaparz aromatyczną kawę, puść ulubioną muzykę. Masz ochotę na spacer? Wróć z pracy pieszo przez park. Marzysz o dobrej książce? Zahacz o bibliotekę. Szukaj możliwości realizacji swoich „widzimisię”. Codzienność, jak dobra potrawa, potrzebuje do pełni wszystkich smaków: również słodyczy. Psycholodzy uważają, że osoby, które mają mało słodyczy emocjonalnej w życiu często rekompensują to sobie, jedząc większe ilości słodyczy. Masz wzmożony apetyt na słodkości? Być może zbyt mało jest przyjemności w twoim życiu.

6. Uśmiechaj się, dziękuj, mówi komplementy

Masz wpływ na atmosferę w swoim otoczeniu. Zarażaj osoby w koło serdecznością. Uśmiechaj się do napotykanych osób: domowników, współpracowników, przechodniów. Nigdy nie wiadomo, jak ten niby nieznaczący gest wpłynie na drugiego człowieka – zwraca uwagę „elitedaily.com”. I przede wszystkim na ciebie samego.
Postaraj się dziś więcej doceniać bliskich niż ich krytykować i dogryzać. Skup się na tym, za co jesteś im wdzięczny i mów im o tym. Powiedz dziś „dziękuje” przynajmniej 5 razy. Pamiętaj, aby rozwinąć swoją wypowiedź i poinformować daną osobę, za co dziękujesz. Znajdź coś, co w niej lubisz, powiedz jej o tym.  Do partnera możesz powiedzieć: „Dziękuję, że zrobiłeś mi kawę. Bardzo mi smakuje, kiedy ją parzysz”, „Dziękuję, że zająłeś się dziećmi, kiedy byłam u fryzjera. Świetnie się z nimi dogadujesz”. Do współpracownika: „jestem wdzięczna, że pomogłeś mi przy tej prezentacji. Imponuje mi twoja pomysłowość”. Do sprzedawczyni  w lokalnym warzywniaku: „zawsze wybiera mi pani ładniejsze sztuki owoców. Taka sprzedawczyni to skarb!”. Cokolwiek mówisz, ważne, żeby to była prawda. Jeśli na koniec masz ochotę powiedzieć „ale” i dodać uszczypliwość, ugryź się w język i postaw kropkę. Uśmiech, wdzięczność i dobre słowo mnożą się, gdy się je dzieli. Gdy je dajesz bez oczekiwania rewanżu, wracają jak bumerang.

Na tyle na ile to możliwe, otaczaj się ludźmi z dobrą energią, w obecności których czujesz się dobrze i unikaj tych, w których obecności czujesz się wyczerpany i bezwartościowy.

7. Zrób coś, czego jeszcze nie robiłeś
 
Przełam rutynę, każdego dnia zrób coś nowego. Masz pełen przekrój możliwości: od skoku na spadochronie dla lubiących adrenalinę poprzez zapisanie się na lekcję obcego języka aż po powrót do domu inną niż zazwyczaj drogą, zmianę słuchanej stacji radiowej czy spróbowanie nieznanej potrawy.
Kurs tańca, wycieczka w piękny zakątek ? zastanów się, czego chciałbyś doświadczyć, żeby potem móc to wspominać? Niemal 10 lat badań wskazuje, że ludzie są szczęśliwsi, gdy wydają swoje pieniądze raczej na doświadczenia życiowe niż rzeczy materialne ? pisze Ryan T. Howell, profesor psychologii na San Fransisco State University w „Psychology Today”. Możesz sporządzić też plan, który nie wiąże się z wydatkami. Większość płatnych opcji ma też swoje „nisko budżetowe” odpowiedniki, więc nie tłumacz się brakiem finansów. Np. naukę tańca możesz zacząć przez internet, wzroując się na filmach instruktażowych zamieszczonych na „youtube” już dziś. Dobrej zabawy!

8. Odhaczaj zrealizowane podpunkty
 
Pamiętasz plan zadań wspomniany na początku powyższej listy. Nie trać go z oczu w ciągu dnia. Sprawdzaj od czasu do czasu, co już wykonałeś, a co jeszcze jest do zrealizowania. Ważne: podpunkty wykonane koniecznie odhaczaj. Udowodniono, że czynność wykreślania wykonanych zadań powoduje wydzielanie endorfin, hormonów peptydowych wprawiających nas w stań zadowolenia, a nawet euforii. Prawdopodobnie rośnie też twoje poczucie własnej skuteczności.

Aby mieć więcej do wykreślania (oraz lepszy wgląd na kolejność działań), możesz w swojej liście rozbić większe zadania na mniejsze czynności składowe. Czyli zamiast napisać „naprawić zlew”, zamieścić podpunkty: „poszukać fachowca”, „zadzwonić i umówić się”, „dozorować naprawę”.

9. Podsumowanie dnia: zrób listę rzeczy, które ci się udały
 
Cały dzień za tobą, powoli zbierasz się do spania? Czas na krótkie podsumowanie minionego dnia. Nie ma być to jednak lista plusów i minusów. Obiektywizm wsadź do kieszeni. Stwórz mentalną listę rzeczy, które ci się dzisiaj udały, które cię uszczęśliwiły, za które jesteś wdzięczny. To mogą być zarówno małe, jak i wielkie sprawy. Podziękuj sobie za wszystko, co zrobiłeś, za swoje starania i wysiłek, doceń siebie. Takie podsumowanie pozwoli ci się pozbyć nagromadzonych resztek stresu z dnia, przygotuje do snu i da motywację do wcielenia jeszcze większej liczby uszczęśliwiających czynności dnia następnego. Dobrej nocy!

Autorka artykułu: Małgorzata Skorupa – dziennikarka, redaktorka serwisu Zdrowie.gazeta.pl, psycholog, konsultantka Telefonu Zaufania dla Osób Dorosłych w Kryzysie Emocjonalnym przy Instytucie Psychologii Zdrowia Polskiego Towarzystwa Psychologicznego w Warszawie. Autorka wielu publikacji z zakresu rozwoju osobistego oraz zdrowego stylu życia.

 /         zdrowie.gazeta.pl        /

Plan Dnia Szczęśliwego Człowieka

Budzisz się, otwierasz oczy, zaczyna się nowy dzień. Przed sobą masz 24 h – to bardzo dużo. Jak je wykorzystasz? Oto taktyka na zaliczenie dnia do udanych krok po kroku. Zacznij od stworzenia intencji, a potem?

1. Pobudka: stwórz intencję na dzień

Zanim otworzysz oczy, wypowiedz życzenie na rozpoczynającą się dobę – pisze „elitedaily.com”. Możesz to zrobić w myślach. Czego sobie życzysz na dziś? Jak chciałbyś się dzisiaj czuć? Psychologiczne modele społeczno- poznawcze, dowodzą, że wyklarowana intencja znacznie zwiększa szansę urzeczywistnienia działania, a osoby, które mają cel częściej osiągają to, czego pragną. W Procesualnym Modelu Działań Zdrowotnych, który odnosi się m. in. do przestrzegania zdrowej diety czy aktywności fizycznej, intencja jest jednym z ważniejszych elementów fazy motywacyjnej. W uproszczeniu: stworzenie życzenia zwiększy twoją motywację. Odstąp od długoterminowych założeń: formułuj każdego dnia 24 – godzinne cele. Metodą małych kroków, przenosząc kamyk po kamyku jesteś w stanie przenieść górę, czego nigdy nie udałoby się zrobić na raz. Przykładowe intencje: dziś chcę pośmiać się z członkami rodziny, zdrowo się odżywiać, skończyć ważny projekt. Im bardziej sprecyzowane cele, tym większa szansa, że je zrealizujesz. Będziesz świadom, czego chcesz, do czego dążysz.

2. Wyobraź sobie w obrazach, co chcesz, żeby się działo
Jeszcze zanim wstaniesz, stwórz jak najwięcej obrazów w głowie dotyczących dopiero rozpoczynającego się dnia. Wyobraź sobie, że wszystko, czego sobie życzyłeś już się wydarzyło. Jak było? Pomyśl o tym, jak wykonujesz czynności, które zaplanowałeś. Zobacz np., jak siedzicie z rodziną wieczorem razem na kanapie, przytulacie się do siebie, robicie głupie miny, śmiejecie się, dzieci wchodzą ci na kolana. Albo jak przygotowujesz parującą, aromatyczną zupę na obiad lub siedząc za biurkiem, wypijasz intensywnie pomarańczowy sok marchwiowy. Zaangażuj jak najwięcej zmysłów. Co dokładnie widzisz w swojej wizji: jakie są tego kolory, kształty, jaki zapach czujesz? Słyszysz śmiech dziecka, a może błogą ciszę? Jakie to uczucie, gdy materiał ubrań, które masz na sobie dotyka twojej skóry? Jakie emocje to wszystko w tobie powoduje? Mózg nie rozróżnia wyobrażonych odczuć od rzeczywistości, więc dobierz wrażenia według potrzeb. Nastrój się więc na dobre fale. A teraz pora wstać.

3. Zrób plan i działaj

Od samego wyobrażania nie dzieją się działania. Weź odpowiedzialność za swoje marzenia. Nikt za ciebie nie zorganizuje dnia, które chciałbyś przeżyć: ani partner, ani rodzic, ani terapeuta czy coach. Żeby mieć to, czego chcesz, musisz po to sięgnąć. Czyli: włożyć wysiłek w realizację celu. Po to masz te 24 h. Marzysz o własnym blogu? Żeby się urzeczywistnił, musisz go założyć. Chcesz lepiej się odżywiać? Nie stanie się to od czytania o dietach, przegryzając ciasto czekoladowe. Podstawą zmiany jest działanie. Twoje działanie. Dziś to zawsze najlepszy moment na pierwszy krok. Jutro najlepiej się nadaje na kroki kolejne.
Potrzebny może być ci plan. Weź kartkę, wypisz, co chcesz zrobić, jakie kroki się na to składają, kiedy zajmiesz się którym z nich, ile zajmie ci to czasu, jakich informacji jeszcze potrzebujesz, gdzie możesz je zdobyć. Dobry plan to ten osadzony w twoim kalendarzu, w konkretnych godzinach i zakładające realistyczne, a nie przerastające twoje możliwości, działania.

4. Naucz się przebywać ze swoim cierpieniem

Wychodzisz z domu i okazuje się, że rzeczywistość nie jest wcale taka łatwa jak byś sobie tego życzył? Po porannym zadowoleniu, dopada cię frustracja, chciałbyś, żeby ten dyskomfort zniknął?
Nie możemy być naprawdę szczęśliwymi, jeśli nie nauczymy się być ze swoim cierpieniem ? twierdzą mistrzowie Wchodu. Tak, wcale nie ze szczęściem, a cierpieniem. W końcu jedno bez drugiego nie istnieje. Zastanów się, jaką relację masz z tym, co w tobie jest? Czy godzisz się tylko na miłe doznania, czy idziesz krok dalej i otwierasz się na złożoność ludzkiej egzystencji.
To, w jakim kontakcie jesteś z cierpiącą częścią siebie pokazują twoje reakcje na cierpienie innych. Ktoś bliski przeżywa kryzys? Mówisz „nie płacz”, „będzie lepiej”, „przestań się smucić” czy po prostu jesteś obok, wspierasz, pozwalasz się wygadać. Twoja reakcja prawdopodobnie odzwierciedla zachowania podejmowane przez ciebie wobec własnego cierpienia. Jeśli wewnętrzne cierpienie tli się w tobie w tle dnia powszedniego zamiast je negować, zobacz, jak to jest ich doświadczać. Stwórz temu przestrzeń, obdarz swój stan serdecznym współczuciem. Staraj się nie mylić akceptacji z umartwianiem.

5. Rób sobie przyjemności – potrzebujesz emocjonalnej słodyczy
„Z zakamarków życia wziąć, to co chcę. Dziś wiem, życie cudem jest. Co chcę, mogę z niego mieć” – śpiewał zespół „DeSu”. Jeśli rezygnujesz z robienia sobie prezentów, odbierasz sobie sporo frajdy, a nie jesteś przecież męczennikiem. Zrób sobie dzień dziecka (jako stałe podejście do życia na co dzień) lub choćby poranek, wieczór, popołudnie zachcianek. Troszcz się o siebie, rozpieszczaj: przygotuj dobre śniadanie, weź gorący prysznic, posiedź chwilę nad gazetą. Siedzisz w pracy? Zaparz aromatyczną kawę, puść ulubioną muzykę. Masz ochotę na spacer? Wróć z pracy pieszo przez park. Marzysz o dobrej książce? Zahacz o bibliotekę. Szukaj możliwości realizacji swoich „widzimisię”. Codzienność, jak dobra potrawa, potrzebuje do pełni wszystkich smaków: również słodyczy. Psycholodzy uważają, że osoby, które mają mało słodyczy emocjonalnej w życiu często rekompensują to sobie, jedząc większe ilości słodyczy. Masz wzmożony apetyt na słodkości? Być może zbyt mało jest przyjemności w twoim życiu.

6. Uśmiechaj się, dziękuj, mówi komplementy

Masz wpływ na atmosferę w swoim otoczeniu. Zarażaj osoby w koło serdecznością. Uśmiechaj się do napotykanych osób: domowników, współpracowników, przechodniów. Nigdy nie wiadomo, jak ten niby nieznaczący gest wpłynie na drugiego człowieka – zwraca uwagę „elitedaily.com”. I przede wszystkim na ciebie samego.
Postaraj się dziś więcej doceniać bliskich niż ich krytykować i dogryzać. Skup się na tym, za co jesteś im wdzięczny i mów im o tym. Powiedz dziś „dziękuje” przynajmniej 5 razy. Pamiętaj, aby rozwinąć swoją wypowiedź i poinformować daną osobę, za co dziękujesz. Znajdź coś, co w niej lubisz, powiedz jej o tym. Do partnera możesz powiedzieć: „Dziękuję, że zrobiłeś mi kawę. Bardzo mi smakuje, kiedy ją parzysz”, „Dziękuję, że zająłeś się dziećmi, kiedy byłam u fryzjera. Świetnie się z nimi dogadujesz”. Do współpracownika: „jestem wdzięczna, że pomogłeś mi przy tej prezentacji. Imponuje mi twoja pomysłowość”. Do sprzedawczyni w lokalnym warzywniaku: „zawsze wybiera mi pani ładniejsze sztuki owoców. Taka sprzedawczyni to skarb!”. Cokolwiek mówisz, ważne, żeby to była prawda. Jeśli na koniec masz ochotę powiedzieć „ale” i dodać uszczypliwość, ugryź się w język i postaw kropkę. Uśmiech, wdzięczność i dobre słowo mnożą się, gdy się je dzieli. Gdy je dajesz bez oczekiwania rewanżu, wracają jak bumerang.

Na tyle na ile to możliwe, otaczaj się ludźmi z dobrą energią, w obecności których czujesz się dobrze i unikaj tych, w których obecności czujesz się wyczerpany i bezwartościowy.

7. Zrób coś, czego jeszcze nie robiłeś

Przełam rutynę, każdego dnia zrób coś nowego. Masz pełen przekrój możliwości: od skoku na spadochronie dla lubiących adrenalinę poprzez zapisanie się na lekcję obcego języka aż po powrót do domu inną niż zazwyczaj drogą, zmianę słuchanej stacji radiowej czy spróbowanie nieznanej potrawy.
Kurs tańca, wycieczka w piękny zakątek ? zastanów się, czego chciałbyś doświadczyć, żeby potem móc to wspominać? Niemal 10 lat badań wskazuje, że ludzie są szczęśliwsi, gdy wydają swoje pieniądze raczej na doświadczenia życiowe niż rzeczy materialne ? pisze Ryan T. Howell, profesor psychologii na San Fransisco State University w „Psychology Today”. Możesz sporządzić też plan, który nie wiąże się z wydatkami. Większość płatnych opcji ma też swoje „nisko budżetowe” odpowiedniki, więc nie tłumacz się brakiem finansów. Np. naukę tańca możesz zacząć przez internet, wzroując się na filmach instruktażowych zamieszczonych na „youtube” już dziś. Dobrej zabawy!

8. Odhaczaj zrealizowane podpunkty

Pamiętasz plan zadań wspomniany na początku powyższej listy. Nie trać go z oczu w ciągu dnia. Sprawdzaj od czasu do czasu, co już wykonałeś, a co jeszcze jest do zrealizowania. Ważne: podpunkty wykonane koniecznie odhaczaj. Udowodniono, że czynność wykreślania wykonanych zadań powoduje wydzielanie endorfin, hormonów peptydowych wprawiających nas w stań zadowolenia, a nawet euforii. Prawdopodobnie rośnie też twoje poczucie własnej skuteczności.

Aby mieć więcej do wykreślania (oraz lepszy wgląd na kolejność działań), możesz w swojej liście rozbić większe zadania na mniejsze czynności składowe. Czyli zamiast napisać „naprawić zlew”, zamieścić podpunkty: „poszukać fachowca”, „zadzwonić i umówić się”, „dozorować naprawę”.

9. Podsumowanie dnia: zrób listę rzeczy, które ci się udały

Cały dzień za tobą, powoli zbierasz się do spania? Czas na krótkie podsumowanie minionego dnia. Nie ma być to jednak lista plusów i minusów. Obiektywizm wsadź do kieszeni. Stwórz mentalną listę rzeczy, które ci się dzisiaj udały, które cię uszczęśliwiły, za które jesteś wdzięczny. To mogą być zarówno małe, jak i wielkie sprawy. Podziękuj sobie za wszystko, co zrobiłeś, za swoje starania i wysiłek, doceń siebie. Takie podsumowanie pozwoli ci się pozbyć nagromadzonych resztek stresu z dnia, przygotuje do snu i da motywację do wcielenia jeszcze większej liczby uszczęśliwiających czynności dnia następnego. Dobrej nocy!

Autorka artykułu: Małgorzata Skorupa – dziennikarka, redaktorka serwisu Zdrowie.gazeta.pl, psycholog, konsultantka Telefonu Zaufania dla Osób Dorosłych w Kryzysie Emocjonalnym przy Instytucie Psychologii Zdrowia Polskiego Towarzystwa Psychologicznego w Warszawie. Autorka wielu publikacji z zakresu rozwoju osobistego oraz zdrowego stylu życia.

/ zdrowie.gazeta.pl /

Marihuana leczy

Nie wdając się w kwestie polityczno-społecznego odbioru marihuany, przyjrzyjmy się jej właściwościom medycznym.

Czy potrzebne są kontrowersje wokół marihuany?

Odpowiedz na to pytanie sobie, po przejrzeniu listy 20 opublikowanych artykułów, które rozpatrują wpływ marihuany na raka.

RAK MÓZGU

1. Badanie opublikowane w: British Journal of Cancer , prowadzone przez Department of Biochemistry and Molecular Biology at Complutense University w Madrycie. Badania te udowadniają, że tetrahydrokanabinol (THC) i inne kannabinoidy hamują wzrost guza. Były to jedne z pierwszych klinicznych badań, mające na celu ocenę przeciwnowotworowego działania kannabinoidów. Dostarczenie kannabinoidów odbyło się w bezpieczny sposób, bez efektów psychoaktywnych, u dwóch z dziewięciu pacjentów odnotowano zmniejszenie się komórek nowotworowych.

Czytaj dalej →


Dieta antyrakowa – Według Amerykańskiej organizacji zdrowia, wykonana została punktacja, która określa ranking najzdrowszych warzyw, ze względu na zawartość witamin, makro- i mikroelementów. Ranking ten określa moc zdrowotną wymienionych warzyw, wykazujących działanie przeciwnowotworowe na organizm. Wszystkie z nich zaliczamy do tzw. naturalnych produktów antyrakowych. Jako, że w diecie antyrakowej warzywa stanowią bardzo ważny element wspomagający walkę z nowotworami, warto zapoznać się z najlepszymi z nich. Warto po nie sięgać jak najczęściej, spożywać je w różnych kombinacjach i poczuć na własnej skórze ich cudowne właściwości lecznicze. Do super-żywności możemy zaliczyć:
1. Jarmuż (1,392 punktów)

jarmuż

Zajmuje pierwsze miejsce w rankingu osiągając 1,392 punktów. Zawiera szczególnie duże ilości witaminy K i C oraz luteiny. Zawiera silne przeciwutleniacze oraz wykazuje właściwości przeciwzapalne. Należy do rodziny roślin kapustowatych. Podobnie jak brokuły zawiera sulforafan, związek o działaniu przeciwnowotworowym, Jest także doskonałym źródłem wapnia oraz żelaza.

2.Szpinak (968 punktów)


Wysoko w rankingu, bo na drugim miejscu wypada powszechny, występujący na każdym zakątku ziemi – szpinak. Uzyskuje on punktacje: 968. Wykazuje on tak samo jak jarmuż wysokie stężenie witaminy C, K oraz luteiny będące naturalnymi przeciwutleniaczami. Zawiera także dużą ilość witaminy B11 i żelaza które wspomagają wytwarzanie krwinek czerwonych.

3. Collard green (737 punktów)


Na polski można przetłumaczyć jak liście angielskiej młodej kapusty. W składzie jest porównywalny do liści jarmużu. Powoli pojawia się na półkach w polskich supermarketach, ze względu na swoje wartości odżywcze. W rankingu wszystkich warzyw zajmuje aż 3 miejsce, dlatego, gdy zobaczymy go w sklepie nie warto go omijać. Ogólna zasada przy wyborze warzyw w diecie antyrakowej, to wybieranie warzyw o największym zabarwieniu liści i o najintensywniejszych kolorach zieleni. Zazwyczaj jest to wyznacznikiem zawartości substancji odżywczych i barwników o działaniu przeciwutleniających na organizm.

4. Boćwina (717 punktów)


Boćwina na pewno wszystkim doskonale znana, ale nie aż tak popularna. Jej kariera często kończy się na przyrządzaniu chłodnika w wakacje. Warto jednak dorzucić ją do diety jako dodatek do sałatek, gdzie zachowuje najwięcej swoich wartości odżywczych. O dziwo w liściach boćwiny znajduje się zaskakująco dużo białka łatwo wchłanialnego, bo aż do 40% (w zależności od odmiany). Jeśli mówimi o pozostałych zaletach, zawiera duże ilości potasu, wapnia, żelaza oraz witaminy: A, B1, B2 oraz C.

5. Liście rzepy ( 714 punktów)


Liście rzepy mogą być podawane w sałatkach na surowo lub podsmażane. Dodawanie liści rzepy wzbogaci oczywiście naszą dietę  wiele cennych witamin i składników mineralnych. Zawiera, podobnie jak jej poprzednicy z listy powyżej duże ilości witaminy A, potasu, wapnia, żelaza oraz magnezu.

6. Bataty, ze skórką (492 punktów)


Bataty, nazywane także słodkimi ziemniakami, ze względu na zawartość 2,8% cukrów, również wykazują znaczne właściwości antyoksydacyjne dzięki dużej zawartości beta-karotenu i karotenoidów. Zawiera ich nawet więcej niż znajduje się ich w brokule, czy szpinaku. Także jeśli chodzi o zawartość witaminy C oraz zawartość błonnika, bataty znalazły się na 6 miejscu w rankingu najzdrowszych warzyw.

7. Marchew (399 punktów)

Oprócz właściwości antyrakowych, szczególnie zalecany sok z marchwi, wykazuje właściwości przeciwcukrzycowe oraz zwalcza pasożyty. Regularne picie marchwi nie tylko uzupełnia witaminy i minerały ale także wzmacnia naszą odporność oraz pomaga uzyskać efekty terapeutyczne przy leczeniu schorzeń przewlekłych. Sok z marchwi jest prawdziwą bombą multiwitaminową, zawiera zestaw witamin o dużym stężeniu, takich jak: A, B, C, E, D, PP i K.

8. Brokuły (392 punktów)
Brokuł należy do rodziny roślin kapustowatych. Swoją sławę w walce z nowotworem zawdzięcza nie tyle składnikom odżywczym, co zawartym w nim substancjom o działaniu antyrakowym. Są to sulforafan oraz izotiocyjany stymulujące produkcję enzymów w organizmie o działaniu zwalczającym komórki rakowe. Szczególne działanie wykazuje w walce z rakiem jajników, rakiem piersi oraz rakiem prostaty.
9. Sałata Rzymska (340 punktów)

Po analizie składników odżywczych sałaty rzymskiej w stosunku to jakiejkolwiek innej sałaty śmiało można stwierdzić, że sałata rzymska jest najbardziej wartościowa ze wszystkich. Jest cennym źródłem błonnika i łatwo przyswajalnych witamin, takich jak: B1, B2, PP oraz C. Należy do rodziny roślin astrowatych i uprawiana jest w całej Europie. Sałata jest lekkostrawna a regularne jedzenie sałat wspomaga działanie układu pokarmowego, wpływając przy tym korzystnie na cały organizm.

10. Rukola (293 punktów)


Bardziej niż sałatę rukola przypomina zioło, ze względu na małe liście i wyrazisty smak. Odznacza się ostrym, lekko chrzanowym smakiem, świetnie komponującym się z takimi dodatkami jak bakalie, czy sery pleśniowe, sery feta. Jednak nie tylko ze względu na walory smakowe warto zaprzyjaźnić się z rukolą. Również jeśli chodzi o rukolę badania i analizy wykazały, że spożywanie tej sałaty działa antyrakowo na nasze komórki. Tę właściwość zawdzięcza zawartości glukozynolanom, które w organizmie przechodzą w formę izotiocyjanianów. Rukola jest bogata także w inne przeciwutleniacze jak: beta-karoten, luteinę i zeaksantynę.

/             dietaantyrakowa.com.pl        /

Dieta antyrakowa

Według Amerykańskiej organizacji zdrowia, wykonana została punktacja, która określa ranking najzdrowszych warzyw, ze względu na zawartość witamin, makro- i mikroelementów. Ranking ten określa moc zdrowotną wymienionych warzyw, wykazujących działanie przeciwnowotworowe na organizm. Wszystkie z nich zaliczamy do tzw. naturalnych produktów antyrakowych. Jako, że w diecie antyrakowej warzywa stanowią bardzo ważny element wspomagający walkę z nowotworami, warto zapoznać się z najlepszymi z nich. Warto po nie sięgać jak najczęściej, spożywać je w różnych kombinacjach i poczuć na własnej skórze ich cudowne właściwości lecznicze. Do super-żywności możemy zaliczyć:
1. Jarmuż (1,392 punktów)

jarmuż

Zajmuje pierwsze miejsce w rankingu osiągając 1,392 punktów. Zawiera szczególnie duże ilości witaminy K i C oraz luteiny. Zawiera silne przeciwutleniacze oraz wykazuje właściwości przeciwzapalne. Należy do rodziny roślin kapustowatych. Podobnie jak brokuły zawiera sulforafan, związek o działaniu przeciwnowotworowym, Jest także doskonałym źródłem wapnia oraz żelaza.

2.Szpinak (968 punktów)


Wysoko w rankingu, bo na drugim miejscu wypada powszechny, występujący na każdym zakątku ziemi – szpinak. Uzyskuje on punktacje: 968. Wykazuje on tak samo jak jarmuż wysokie stężenie witaminy C, K oraz luteiny będące naturalnymi przeciwutleniaczami. Zawiera także dużą ilość witaminy B11 i żelaza które wspomagają wytwarzanie krwinek czerwonych.

3. Collard green (737 punktów)


Na polski można przetłumaczyć jak liście angielskiej młodej kapusty. W składzie jest porównywalny do liści jarmużu. Powoli pojawia się na półkach w polskich supermarketach, ze względu na swoje wartości odżywcze. W rankingu wszystkich warzyw zajmuje aż 3 miejsce, dlatego, gdy zobaczymy go w sklepie nie warto go omijać. Ogólna zasada przy wyborze warzyw w diecie antyrakowej, to wybieranie warzyw o największym zabarwieniu liści i o najintensywniejszych kolorach zieleni. Zazwyczaj jest to wyznacznikiem zawartości substancji odżywczych i barwników o działaniu przeciwutleniających na organizm.

4. Boćwina (717 punktów)


Boćwina na pewno wszystkim doskonale znana, ale nie aż tak popularna. Jej kariera często kończy się na przyrządzaniu chłodnika w wakacje. Warto jednak dorzucić ją do diety jako dodatek do sałatek, gdzie zachowuje najwięcej swoich wartości odżywczych. O dziwo w liściach boćwiny znajduje się zaskakująco dużo białka łatwo wchłanialnego, bo aż do 40% (w zależności od odmiany). Jeśli mówimi o pozostałych zaletach, zawiera duże ilości potasu, wapnia, żelaza oraz witaminy: A, B1, B2 oraz C.

5. Liście rzepy ( 714 punktów)


Liście rzepy mogą być podawane w sałatkach na surowo lub podsmażane. Dodawanie liści rzepy wzbogaci oczywiście naszą dietę wiele cennych witamin i składników mineralnych. Zawiera, podobnie jak jej poprzednicy z listy powyżej duże ilości witaminy A, potasu, wapnia, żelaza oraz magnezu.

6. Bataty, ze skórką (492 punktów)


Bataty, nazywane także słodkimi ziemniakami, ze względu na zawartość 2,8% cukrów, również wykazują znaczne właściwości antyoksydacyjne dzięki dużej zawartości beta-karotenu i karotenoidów. Zawiera ich nawet więcej niż znajduje się ich w brokule, czy szpinaku. Także jeśli chodzi o zawartość witaminy C oraz zawartość błonnika, bataty znalazły się na 6 miejscu w rankingu najzdrowszych warzyw.

7. Marchew (399 punktów)

Oprócz właściwości antyrakowych, szczególnie zalecany sok z marchwi, wykazuje właściwości przeciwcukrzycowe oraz zwalcza pasożyty. Regularne picie marchwi nie tylko uzupełnia witaminy i minerały ale także wzmacnia naszą odporność oraz pomaga uzyskać efekty terapeutyczne przy leczeniu schorzeń przewlekłych. Sok z marchwi jest prawdziwą bombą multiwitaminową, zawiera zestaw witamin o dużym stężeniu, takich jak: A, B, C, E, D, PP i K.

8. Brokuły (392 punktów)
Brokuł należy do rodziny roślin kapustowatych. Swoją sławę w walce z nowotworem zawdzięcza nie tyle składnikom odżywczym, co zawartym w nim substancjom o działaniu antyrakowym. Są to sulforafan oraz izotiocyjany stymulujące produkcję enzymów w organizmie o działaniu zwalczającym komórki rakowe. Szczególne działanie wykazuje w walce z rakiem jajników, rakiem piersi oraz rakiem prostaty.
9. Sałata Rzymska (340 punktów)

Po analizie składników odżywczych sałaty rzymskiej w stosunku to jakiejkolwiek innej sałaty śmiało można stwierdzić, że sałata rzymska jest najbardziej wartościowa ze wszystkich. Jest cennym źródłem błonnika i łatwo przyswajalnych witamin, takich jak: B1, B2, PP oraz C. Należy do rodziny roślin astrowatych i uprawiana jest w całej Europie. Sałata jest lekkostrawna a regularne jedzenie sałat wspomaga działanie układu pokarmowego, wpływając przy tym korzystnie na cały organizm.

10. Rukola (293 punktów)


Bardziej niż sałatę rukola przypomina zioło, ze względu na małe liście i wyrazisty smak. Odznacza się ostrym, lekko chrzanowym smakiem, świetnie komponującym się z takimi dodatkami jak bakalie, czy sery pleśniowe, sery feta. Jednak nie tylko ze względu na walory smakowe warto zaprzyjaźnić się z rukolą. Również jeśli chodzi o rukolę badania i analizy wykazały, że spożywanie tej sałaty działa antyrakowo na nasze komórki. Tę właściwość zawdzięcza zawartości glukozynolanom, które w organizmie przechodzą w formę izotiocyjanianów. Rukola jest bogata także w inne przeciwutleniacze jak: beta-karoten, luteinę i zeaksantynę.

/ dietaantyrakowa.com.pl /

Czosnek – Składniki czosnku
Czosnek od kilku tysięcy lat cieszy się sławą jako przyprawa i środek leczniczy.
W swoim składzie chemicznym czosnek zawiera lotne związki siarkowe i bakteriobójcze, olejki eteryczne, błonnik, cukry, organiczne związki siarki, takie jak alliina i skordynina A i B. Rozpadowi enzymatycznemu alliiny do allicyny, jaki następuje po przekrojeniu lub rozgnieceniu czosnku, zawdzięcza on swój intensywny i charakterystyczny zapach. Ponadto czosnek zawiera flawonoidy, flawony i witaminy z grupy B, związki śluzowe i sole mineralne, a wśród nich związki selenu, wapnia, fosforu, żelaza i magnezu oraz niewielkie ilości uranu. Liście czosnku zawierają prowitaminę A, witaminy B1, PP i C.

Działanie czosnku
Czosnek jest rośliną o wszechstronnym działaniu. Działa jako silny przeciwutleniacz chroniąc organizm przed działaniem wolnych rodników. Wykazuje także działanie naturalnego antybiotyku niszczącego bakterie chorobotwórcze w układzie pokarmowym i oddechowym. Wspomaga metabolizm tłuszczów, obniżając poziom cholesterolu we krwi. Obecność zawartych w nim związków siarki mobilizuje krwinki białe do obrony organizmu przed czynnikami zakaźnymi. Spożywanie świeżego czosnku skutecznie obniża stężenie cukru we krwi,
(jego stosowanie może być niebezpieczne dla ludzi ze skłonnością do hipoglikemii). Podwyższa proporcje ,,dobrego" cholesterolu HDL w stosunku do ,,złego" LDL, obniża poziom trójglicerydów, ochraniając tętnice i serce. Ma działanie żółciotwórcze, żółciopędne, rozkurczowe, przeciwpasożytnicze, przeciwmiażdżycowe, regulujące trawienie obniżające ciśnienie krwi, immunoochronne oraz w określonym zakresie antynowotworowe. Może być wykorzystany w leczeniu przewlekłych nieżytów żołądka z niedokwaśnością soku żołądkowego oraz w stanach upośledzonego wytwarzania żółci. Czosnek niszczy pasożyty przewodu pokarmowego, a stosowany do lewatyw może być używany do walki z owsikami u dzieci, dezynfekuje także drogi moczowe i niszczy bakterie oporne na antybiotyki. Związki czynne czosnku znoszą bóle głowy i ułatwiają zasypianie. Stosowany zewnętrznie może być pomocny w leczeniu trudno gojących się ran, ropni, czyraków.

Czosnek

Składniki czosnku
Czosnek od kilku tysięcy lat cieszy się sławą jako przyprawa i środek leczniczy.
W swoim składzie chemicznym czosnek zawiera lotne związki siarkowe i bakteriobójcze, olejki eteryczne, błonnik, cukry, organiczne związki siarki, takie jak alliina i skordynina A i B. Rozpadowi enzymatycznemu alliiny do allicyny, jaki następuje po przekrojeniu lub rozgnieceniu czosnku, zawdzięcza on swój intensywny i charakterystyczny zapach. Ponadto czosnek zawiera flawonoidy, flawony i witaminy z grupy B, związki śluzowe i sole mineralne, a wśród nich związki selenu, wapnia, fosforu, żelaza i magnezu oraz niewielkie ilości uranu. Liście czosnku zawierają prowitaminę A, witaminy B1, PP i C.

Działanie czosnku
Czosnek jest rośliną o wszechstronnym działaniu. Działa jako silny przeciwutleniacz chroniąc organizm przed działaniem wolnych rodników. Wykazuje także działanie naturalnego antybiotyku niszczącego bakterie chorobotwórcze w układzie pokarmowym i oddechowym. Wspomaga metabolizm tłuszczów, obniżając poziom cholesterolu we krwi. Obecność zawartych w nim związków siarki mobilizuje krwinki białe do obrony organizmu przed czynnikami zakaźnymi. Spożywanie świeżego czosnku skutecznie obniża stężenie cukru we krwi,
(jego stosowanie może być niebezpieczne dla ludzi ze skłonnością do hipoglikemii). Podwyższa proporcje ,,dobrego" cholesterolu HDL w stosunku do ,,złego" LDL, obniża poziom trójglicerydów, ochraniając tętnice i serce. Ma działanie żółciotwórcze, żółciopędne, rozkurczowe, przeciwpasożytnicze, przeciwmiażdżycowe, regulujące trawienie obniżające ciśnienie krwi, immunoochronne oraz w określonym zakresie antynowotworowe. Może być wykorzystany w leczeniu przewlekłych nieżytów żołądka z niedokwaśnością soku żołądkowego oraz w stanach upośledzonego wytwarzania żółci. Czosnek niszczy pasożyty przewodu pokarmowego, a stosowany do lewatyw może być używany do walki z owsikami u dzieci, dezynfekuje także drogi moczowe i niszczy bakterie oporne na antybiotyki. Związki czynne czosnku znoszą bóle głowy i ułatwiają zasypianie. Stosowany zewnętrznie może być pomocny w leczeniu trudno gojących się ran, ropni, czyraków.

Rodzimy krasnal wolności, czyli Łysiczka lancetowata – Łysiczka lancetowana. To właśnie ona zawiera największe ilości aktywnej substancji psychoaktywnej, dlatego jest głównym celem chętnych do odbycia psychodelicznej podróży z tym organizmem. Wyrasta na jesieni, ale można ją jeszcze czasem spotkać  nawet w połowie października na leśnych polanach, pastwiskach oraz przy drogach i ścieżkach. Najliczniej występuje w górach i na Mazurach, choć można się na nią natknąć właściwie w całym kraju, jeśli natura spełni odpowiednie warunki dla ich  rozwoju. Łysiczki i kilka innych grzybów psylocybinowych często nazywano czapką wolności ze względu na spadziste kapelusze. Czapka symbolizowała w tym wypadku oświecenie, iluminację ściśle powiązaną z naturą i duchem Ziemi m.in. czapki frygijskie w wielu legendach ludowych nosiły krasnale lub elfy.

I. Zbiór
Wysyp łysiczek przypada na okres późnej jesieni tj. jesień-październik i wtedy właśnie najlepiej je zbierać. Kiedy zaczną się charakterystyczne jesienne, chłodne noce - jest to dobry okres do poszukiwań magicznych kapeluszy. Łysiczki lubią wilgoć, a obfite opady sprzyjają ich "kiełkowaniu" z ziemi. Można je znaleźć na pastwiskach, łąkach, moczarach, mokradłach oraz przy leśnych ścieżkach i drogach. Jeśli chodzi o porę zbioru to nie ma w tym punkcie stałych reguł. Dobrze jest wybrać się skoro świt, ale też pora popołudniowa bywa dobra. Twierdzenie, że łysiczki lubią wilgoć i tylko wilgoć też nie jest do końca prawdą. Bywało, że wybierając się na botaniczną wyprawę w celu pochwycenia i skatalogowania cierniówki (oczywiście w celach naukowych) w godzinach rannych - nie znajdowałem nic. Jednak kiedy na niebie pojawiało się charakterystyczne, przyjemne, późno-jesienne słońce - w tym samym miejscu mogłem natknąć się na wiele okazów. Aczkolwiek specyfika zbioru nadal pozostaje botanicznym fenomenem, ponieważ łysiczki zdają się pojawiać kiedy chcą i jak chcą. Wiele zależy też od "efektu obserwatora", czyli naszego nastawienia, intencji i stanu świadomości podczas zbioru. A ten nie bywa łatwy, choć jest to moim zdaniem pozytywna strona łysiczkowych łowów. Nie znajdą jej bowiem osoby niezdeterminowane i takie, które nie lubią wiele czasu przebywać na łonie natury lub źle znoszą dalekie i częste podróże rowerowe.

Psilocibe semilanceata Fr. ma kapelusz skórzasto-błoniasty, nagi, śliski, oliwkowy lub brudno-żółto-brunatny, dzwonkowaty o szczycie ostro zakończonym, spadzistym. Nawet u dojrzałych okazów kapelusz nie rozpościera się zachowując swój niepowtarzalny kształt. Blaszki są koloru oliwkowobrunatnego o białym, strzępiastym ostrzu. Natomiast trzon jest jasnobrązowy, długi, smukły, czasem przezroczysty i dość elastyczny. Najbardziej owocnym sposobem zbioru jest zastosowanie metodologii rytualnej i szamańskiej. Zbieranie i spożywanie łysiczek w celach zwykłej zabawy i psychodelicznego odjazdu mija się z celem i często bywa niebezpieczne - zwłaszcza dla osób spożywających duże ilości różnych substancji narkotycznych. Wzorem naszych przodków lub szamanów przy zbiorze należy wykonać personalny rytuał i wyrazić szczerą intencję głębokiej nauki, którą psychonauta, badacz chciałby przyswoić podczas osobistej podróży. Absolutnie nie poleca się przyjmowania łysiczek w obiektach zamkniętych lub po prostu w mieście. W celu zapewnienia sobie optymalnych warunków doświadczenia najlepiej wybrać się do lasu, na łono natury samemu lub z kimś zaufanym.

II. Efekt psychoaktywny
Choć nasze rodzime łysiczki zawierają mniej psylocybiny (aktywnej substancji psychoaktywnej) niż pokrewne gatunki z krajów egzotycznych - nie ma to większego znaczenia, ponieważ jeśli przyjmiemy ich więcej - efekt będzie bardzo zbliżony lub niemal identyczny. Dawka 30 łysiczek (ok. 10 miligramów psylocybiny) powoduje zaburzenia percepcji, a przy ilościach około 70-100, podróż może być bardzo intensywna i w wielu przypadkach ciężka do opanowania. Standardowy efekt po spożyciu łysiczek to głęboka relaksacja połączona z poczuciem dziwnej lekkości w ciele i małymi lub większymi sensacjami żołądkowymi. Powoli uaktywniają się niedostrzegalne na co dzień właściwości naszej percepcji. Otoczenie staje się dla nas o wiele ciekawsze, ponieważ w postępującym stanie transowym zaczynamy zagnieżdżać uwagę w szczegółach obserwowanych zjawisk np. kształtów chmur na niebie, czy kołyszących się na wietrze drzew - które wydają się czymś niesamowicie pięknym i perfekcyjnie zsynchronizowanym z pulsem natury. Znajdujemy się bardziej w chwili teraźniejszej, nie wałęsając myślami w przyszłości i przeszłości. Od momentu spożycia grzybów do pierwszych oznak działania mija średnio 40-60 minut. Mogą nastąpić stany euforyczne i ciężki do zidentyfikowania lub opanowania śmiech i ogólne poczucie humoru. Pod zamkniętymi powiekami często pojawiają się wizje podobne do śnienia na jawie lub wzory geometryczne połączone ze wzmożonymi hipnagogami. Z kolei przy otwartych oczach również dość licznie raportuje się o zniekształceniach obrazu, wyostrzeniu wzroku i słuchu, a także halucynacjach wzrokowych i słuchowych. Osoby odbywające psychodeliczną podróż grzybową notują głębokie połączenie z naturą i w zasadzie ta sympatia do naturalnego środowiska pozostaje już niezmienna. W głównej mierze efekty psychoaktywne uzależnione są od indywidualnych preferencji osoby, która dostarcza grzyby do organizmu. Mają na to wpływ dotychczasowe doświadczenia życiowe, stan emocjonalny i typ osobowości, które są przecież wśród mieszkańców tej planety bardzo różne. 

III. Biochemia
Głównym składnikiem odpowiedzialnym za psychoaktywne działanie łysiczek jest Psylocybina (C12H17N2O4P). Po raz pierwszy została wyizolowana w 1950 r. z gatunku Psilocybe mexicana. To psychodeliczny alkaloid z rodziny tryptamin. Powoduje głębokie doznania mistyczne, transcendentalne,  medytacyjne, czasem telepatyczne i dywinacyjne. Ma postać krystalicznej białej substancji. Jako jeden z niewielu związków występujących w naturze posiada atom fosforu. Co ciekawe psylocybina w organizmie szybko poddawana jest defosforyzacji (odłącza się grupa fosforanowa) przez co metabolizuje się w psylocynę (4-OH-DMT) pod wpływem enzymu - fosfatazy zasadowej. W wyniku tych reakcji uważa się, że to właśnie psylocyna odpowiedzialna jest za spektrum doznań psychodelicznych.
Zmetabolizowana do psylocyny psylocybina jest agonistą receptorów serotoninowych 5-HT1A i 5-HT2A/2C. Oznacza to, że substancja zwiększa poziom serotoniny w mózgu oraz powoduje pobudzenie czynności sensomotorycznych i percepcyjnych. Jak u wielu innych psychodelików, tak i w tym wypadku działanie psychoaktywne ma silny związek z dobową regulacją cyklu snu i działa jako naturalny antydepresant. Uważa się bowiem, że serotonina jest odpowiedzialna za nasze stany emocjonalne i wynikające z nich zachowania. Stwierdzono, że przemoc, impulsywność i aspołeczne zachwiania osobowości są wynikiem obniżonego poziomu tej substancji w mózgu, podczas gdy jej wzrost wzmaga czujność.

Zażycie psylocybiny powoduje wystąpienie stanów euforycznych, intensyfikację zmysłów i halucynacje. Dlatego nie jest wskazane zażywanie jej przez osoby wykazujące zaburzenia psychiczne, zaburzenia osobowości i depresje, gdyż substancja może wywołać pogłębienie napadu lęków, wyolbrzymienie lub urojenie problemu. Natomiast w badaniach naukowych psylocybina wykorzystywana jest do leczenia wyżej wymienionych zaburzeń, ale niezbędne do tego są warunki laboratoryjne i stała opieka lekarzy podczas trwania eksperymentu. Dzięki badaniom wiemy, że psylocybina nie wykazuje działania uzależniającego, a wręcz przeciwnie może być stosowana do leczenia uzależnionych od alkoholu i nikotyny. Psychofarmakolog dr Roland Griffiths z John Hopkins University przeprowadził szeroko zakrojone badania psylocybiny i podał ją wybranym wolontariuszom. Okazało się, że zażycie substancji stało się dla uczestników eksperymentu jednym z najważniejszych wydarzeń w życiu. W większości były to doświadczenia katalizujące pozytywne zmiany w ich życiu. Wpływ psylocybiny zbadano w 2 i 14 miesięcy od chwili zażycia i u 2/3 badanych odnotowano trwałe pozytywne skutki w postaci poprawy jakości życia i czerpanej z niego satysfakcji. 

Na tym jednak nie koniec. Badania naukowe w tym kierunku prowadzone są też na większą skalę. Dr Charles Grob, członek Heffter Research Institute wykorzystuje psylocybinę w leczeniu chorób nowotworowych. Nie chodzi tu o całkowite wyleczenie, a raczej kurację wspomnagającą terapię wiodącą. Są dwa aspekty działania psylocybiny i psylocyny na organizm ludzki ze zdiagnozowanym nowotworem: 1) Psylocybina znacznie wspomaga proces leczenia onkologicznego pacjentów z zaawansowanymi nowotworami, ponieważ jej działanie pomaga redukować stres, depresje i psychiczny ból spowodowany postępującą chorobą i jej chemicznym leczeniem, które również wyniszcza organizm. Pacjent ma okazję w kontrolowanych warunkach przeżyć głęboką spirytualną podróż, która pomoże mu zmienić nastawienie do życia - zrozumieć przyczyny choroby i jeśli niemożliwa jest pomyśla kuracja, to znacznie złagodzić proces umierania poprzez zrozumienie mechanizmów śmierci i świadomości, nie tylko dla pacjenta, ale też jego rodziny; 2) Teraz wiemy, że nowotwór to choroba cywilizacyjna i w większości wypadków jej podłożem jest stres, negatywne myśli i zaburzenia emocjonalne. Kuracja za pomocą psylocybiny jest w stanie rozwiązać mentalne podłoże problemów pacjentów, a przynajmniej lepiej je zrozumieć. Osoba poddawana eksperymentalnemu leczeniu na nowo odkrywa swoje położenie w rzeczywistości i uczy się czerpać radość z wcześniej niedostrzegalnych walorów życia. Pacjent może ponownie rozpalić w sobie wewnętrzny płomień pasji i odnaleźć egzystencjalny cel. Jeśli uda się wyciągnąć pacjenta z depresji i sprawić by ponownie zaczął aplikować do swojego biopola pozytywne ładunki emocjonalne z pomocą terapii komplementarnej istnieje duża szansa na pomyślną remisję nowotworu.

Podsumowanie
Jeden z największych filozofów współczesnych czasów Terence McKenna wysnuł oryginalną teorię na temat grzybów psylocybinowych. Twierdził, że być może jakiś zaawansowany mikroorganizm przybył na Ziemię z kosmosu i zaadoptował się do ziemskich warunków właśnie w postaci grzybów halucynogennych. Mało tego według niego małpiątka, które schodziły od czasu do czasu z drzew grzebały w odchodach i zajadały się czapkami wolności no i... uwolniły się od gałęzi przyjmując w końcu, na skutek psychodelicznych wojaży, postawę wyprostowaną. Twierdzenia może i kontrowersyjne, ale podparte logiką - są też jakąś alternatywną wobec gromkiego sporu kreacjonistów z darwinistami. Ja mam jeszcze inne spojrzenie na grzybki oraz na całą biosferę. Moim zdaniem ziemska biosfera tworzy jeden wspólny organizm, na którego kodowanie wpływ ma promieniowanie kosmiczne i grawitacja. W ten sposób w oparciu o określone geometryczne konstrukty spirala życia zagnieżdża się w organizmach żywych, tworząc zróżnicowany, wspólny puls życia - zwany powszechnie naturą. Nie przez przypadek obserwując prawa i siły natury odkrywamy powtarzające się sekwencje geometryczne i wiele niesamowitych zjawisk (kto spędza dużo czasu w lesie lub oglądał "Mikrokosmos" wie dobrze o czym mówię). Dobrym przykładem może być roślinna telepatia. Dr Ed Wagner umieścił w jednej z serii doświadczeń elektrody w pniu drzewa, i zaczął uderzać w nie siekierą. Drzewo zareagowało - po uderzeniu czujniki wychwyciły nagły wzrost napięcia elektrycznego w pniu. Co ciekawe taki sam skok napięcia wystąpił u pobliskich drzew, które nie zostały okaleczone. Podobne eksperymenty prowadzono też z roślinami doniczkowymi, u których również wykryto niemal natychmiastową telepatię. Takie obserwacje prowadzą botaników i naukowców do konkluzji o istnieniu inteligentnego pola, które organizuje i podtrzymuje życie ziemskiej biosfery.

Jak to więc jest, że na Ziemi wykształciły się gatunki organizmów wywołujących zmiany w świadomości ? W jaki sposób rośliny i grzyby rozwinęły w sobie biochemiczne sekwencje pozwalające na głębokie psychodeliczne wojaże ? To pytanie długo spędzało mi sen z powiek. W końcu doszedłem do konkluzji, że natura w ten sposób komunikuje się z nami i daje nam klucze "zapłonowe" naszej własnej świadomości. Dzięki interakcjom z roślinami psychoaktywnymi nasza świadomość może wzbogacić się o nowe perspektywy postrzegania rzeczywistości. Dzięki nowym kątom spojrzenia być może dostarczamy biosferze danych o naszym gatunku, a także zbieramy informacje o nas samych. Taka symbioza zdaje się współistnieć od wieków i jak wynika z antropologicznych i psychologicznych badań - kształtowała ludzką kulturę po dziś dzień. Zatem dlaczego takie substancje jak psylocybina, mające szerokie zastosowanie na polu psychologii i medycyny - są prawnie zakazane m.in. w Polsce. Odpowiedź wydaje się zbędna w świetle  lobbystycznych interesów, które rozgrywają się pod płaszczem psychodelicznych zakazów. Czy warto więc decydować się na przejażdżkę z grzybami psylocybinowymi ? To zależy od wielu indywidualnych czynników. Tradycje szamańskie mówią, że każdy kontynent i kraj wyposażony został przez naturę w najodpowiedniejsze dla ich mieszkańców rośliny halucynogenne. Indianie mają Ayahuasce, San Pedro i Salvie,  kult Bwiti Ibogę, mieszkańcy Syberii muchomora, a my mamy łysiczkę. Wygląda więc na to, że nasza rodzima czapka wolności jest szamańskim wehikułem niejako przeznaczonym mieszkańcom tej części kontynentu. Po dogłębnej analizie mogę stwierdzić, że dla osoby zdrowej psychicznie spotkanie z łysiczką w odpowiedniej dawce będzie przeżyciem niezapomnianym i wprowadzi  w życie wiele pozytywnych zmian. Przede wszystkim grzyby wzmacniają więź człowieka z naturą, a w postępującej industrializacji i odhumanizowaniu systemu -  wydają się być niemal zbawiennym lekarstwem dla uspokojenia, zrównoważenia i poszerzenia zmysłów. 


Całość tutaj:

http://botanicscience.blogspot.com/2010/02/rodzimy-krasnal-wolnosci-czyli-ysiczka.html

Rodzimy krasnal wolności, czyli Łysiczka lancetowata

Łysiczka lancetowana. To właśnie ona zawiera największe ilości aktywnej substancji psychoaktywnej, dlatego jest głównym celem chętnych do odbycia psychodelicznej podróży z tym organizmem. Wyrasta na jesieni, ale można ją jeszcze czasem spotkać nawet w połowie października na leśnych polanach, pastwiskach oraz przy drogach i ścieżkach. Najliczniej występuje w górach i na Mazurach, choć można się na nią natknąć właściwie w całym kraju, jeśli natura spełni odpowiednie warunki dla ich rozwoju. Łysiczki i kilka innych grzybów psylocybinowych często nazywano czapką wolności ze względu na spadziste kapelusze. Czapka symbolizowała w tym wypadku oświecenie, iluminację ściśle powiązaną z naturą i duchem Ziemi m.in. czapki frygijskie w wielu legendach ludowych nosiły krasnale lub elfy.

I. Zbiór
Wysyp łysiczek przypada na okres późnej jesieni tj. jesień-październik i wtedy właśnie najlepiej je zbierać. Kiedy zaczną się charakterystyczne jesienne, chłodne noce - jest to dobry okres do poszukiwań magicznych kapeluszy. Łysiczki lubią wilgoć, a obfite opady sprzyjają ich "kiełkowaniu" z ziemi. Można je znaleźć na pastwiskach, łąkach, moczarach, mokradłach oraz przy leśnych ścieżkach i drogach. Jeśli chodzi o porę zbioru to nie ma w tym punkcie stałych reguł. Dobrze jest wybrać się skoro świt, ale też pora popołudniowa bywa dobra. Twierdzenie, że łysiczki lubią wilgoć i tylko wilgoć też nie jest do końca prawdą. Bywało, że wybierając się na botaniczną wyprawę w celu pochwycenia i skatalogowania cierniówki (oczywiście w celach naukowych) w godzinach rannych - nie znajdowałem nic. Jednak kiedy na niebie pojawiało się charakterystyczne, przyjemne, późno-jesienne słońce - w tym samym miejscu mogłem natknąć się na wiele okazów. Aczkolwiek specyfika zbioru nadal pozostaje botanicznym fenomenem, ponieważ łysiczki zdają się pojawiać kiedy chcą i jak chcą. Wiele zależy też od "efektu obserwatora", czyli naszego nastawienia, intencji i stanu świadomości podczas zbioru. A ten nie bywa łatwy, choć jest to moim zdaniem pozytywna strona łysiczkowych łowów. Nie znajdą jej bowiem osoby niezdeterminowane i takie, które nie lubią wiele czasu przebywać na łonie natury lub źle znoszą dalekie i częste podróże rowerowe.

Psilocibe semilanceata Fr. ma kapelusz skórzasto-błoniasty, nagi, śliski, oliwkowy lub brudno-żółto-brunatny, dzwonkowaty o szczycie ostro zakończonym, spadzistym. Nawet u dojrzałych okazów kapelusz nie rozpościera się zachowując swój niepowtarzalny kształt. Blaszki są koloru oliwkowobrunatnego o białym, strzępiastym ostrzu. Natomiast trzon jest jasnobrązowy, długi, smukły, czasem przezroczysty i dość elastyczny. Najbardziej owocnym sposobem zbioru jest zastosowanie metodologii rytualnej i szamańskiej. Zbieranie i spożywanie łysiczek w celach zwykłej zabawy i psychodelicznego odjazdu mija się z celem i często bywa niebezpieczne - zwłaszcza dla osób spożywających duże ilości różnych substancji narkotycznych. Wzorem naszych przodków lub szamanów przy zbiorze należy wykonać personalny rytuał i wyrazić szczerą intencję głębokiej nauki, którą psychonauta, badacz chciałby przyswoić podczas osobistej podróży. Absolutnie nie poleca się przyjmowania łysiczek w obiektach zamkniętych lub po prostu w mieście. W celu zapewnienia sobie optymalnych warunków doświadczenia najlepiej wybrać się do lasu, na łono natury samemu lub z kimś zaufanym.

II. Efekt psychoaktywny
Choć nasze rodzime łysiczki zawierają mniej psylocybiny (aktywnej substancji psychoaktywnej) niż pokrewne gatunki z krajów egzotycznych - nie ma to większego znaczenia, ponieważ jeśli przyjmiemy ich więcej - efekt będzie bardzo zbliżony lub niemal identyczny. Dawka 30 łysiczek (ok. 10 miligramów psylocybiny) powoduje zaburzenia percepcji, a przy ilościach około 70-100, podróż może być bardzo intensywna i w wielu przypadkach ciężka do opanowania. Standardowy efekt po spożyciu łysiczek to głęboka relaksacja połączona z poczuciem dziwnej lekkości w ciele i małymi lub większymi sensacjami żołądkowymi. Powoli uaktywniają się niedostrzegalne na co dzień właściwości naszej percepcji. Otoczenie staje się dla nas o wiele ciekawsze, ponieważ w postępującym stanie transowym zaczynamy zagnieżdżać uwagę w szczegółach obserwowanych zjawisk np. kształtów chmur na niebie, czy kołyszących się na wietrze drzew - które wydają się czymś niesamowicie pięknym i perfekcyjnie zsynchronizowanym z pulsem natury. Znajdujemy się bardziej w chwili teraźniejszej, nie wałęsając myślami w przyszłości i przeszłości. Od momentu spożycia grzybów do pierwszych oznak działania mija średnio 40-60 minut. Mogą nastąpić stany euforyczne i ciężki do zidentyfikowania lub opanowania śmiech i ogólne poczucie humoru. Pod zamkniętymi powiekami często pojawiają się wizje podobne do śnienia na jawie lub wzory geometryczne połączone ze wzmożonymi hipnagogami. Z kolei przy otwartych oczach również dość licznie raportuje się o zniekształceniach obrazu, wyostrzeniu wzroku i słuchu, a także halucynacjach wzrokowych i słuchowych. Osoby odbywające psychodeliczną podróż grzybową notują głębokie połączenie z naturą i w zasadzie ta sympatia do naturalnego środowiska pozostaje już niezmienna. W głównej mierze efekty psychoaktywne uzależnione są od indywidualnych preferencji osoby, która dostarcza grzyby do organizmu. Mają na to wpływ dotychczasowe doświadczenia życiowe, stan emocjonalny i typ osobowości, które są przecież wśród mieszkańców tej planety bardzo różne.

III. Biochemia
Głównym składnikiem odpowiedzialnym za psychoaktywne działanie łysiczek jest Psylocybina (C12H17N2O4P). Po raz pierwszy została wyizolowana w 1950 r. z gatunku Psilocybe mexicana. To psychodeliczny alkaloid z rodziny tryptamin. Powoduje głębokie doznania mistyczne, transcendentalne, medytacyjne, czasem telepatyczne i dywinacyjne. Ma postać krystalicznej białej substancji. Jako jeden z niewielu związków występujących w naturze posiada atom fosforu. Co ciekawe psylocybina w organizmie szybko poddawana jest defosforyzacji (odłącza się grupa fosforanowa) przez co metabolizuje się w psylocynę (4-OH-DMT) pod wpływem enzymu - fosfatazy zasadowej. W wyniku tych reakcji uważa się, że to właśnie psylocyna odpowiedzialna jest za spektrum doznań psychodelicznych.
Zmetabolizowana do psylocyny psylocybina jest agonistą receptorów serotoninowych 5-HT1A i 5-HT2A/2C. Oznacza to, że substancja zwiększa poziom serotoniny w mózgu oraz powoduje pobudzenie czynności sensomotorycznych i percepcyjnych. Jak u wielu innych psychodelików, tak i w tym wypadku działanie psychoaktywne ma silny związek z dobową regulacją cyklu snu i działa jako naturalny antydepresant. Uważa się bowiem, że serotonina jest odpowiedzialna za nasze stany emocjonalne i wynikające z nich zachowania. Stwierdzono, że przemoc, impulsywność i aspołeczne zachwiania osobowości są wynikiem obniżonego poziomu tej substancji w mózgu, podczas gdy jej wzrost wzmaga czujność.

Zażycie psylocybiny powoduje wystąpienie stanów euforycznych, intensyfikację zmysłów i halucynacje. Dlatego nie jest wskazane zażywanie jej przez osoby wykazujące zaburzenia psychiczne, zaburzenia osobowości i depresje, gdyż substancja może wywołać pogłębienie napadu lęków, wyolbrzymienie lub urojenie problemu. Natomiast w badaniach naukowych psylocybina wykorzystywana jest do leczenia wyżej wymienionych zaburzeń, ale niezbędne do tego są warunki laboratoryjne i stała opieka lekarzy podczas trwania eksperymentu. Dzięki badaniom wiemy, że psylocybina nie wykazuje działania uzależniającego, a wręcz przeciwnie może być stosowana do leczenia uzależnionych od alkoholu i nikotyny. Psychofarmakolog dr Roland Griffiths z John Hopkins University przeprowadził szeroko zakrojone badania psylocybiny i podał ją wybranym wolontariuszom. Okazało się, że zażycie substancji stało się dla uczestników eksperymentu jednym z najważniejszych wydarzeń w życiu. W większości były to doświadczenia katalizujące pozytywne zmiany w ich życiu. Wpływ psylocybiny zbadano w 2 i 14 miesięcy od chwili zażycia i u 2/3 badanych odnotowano trwałe pozytywne skutki w postaci poprawy jakości życia i czerpanej z niego satysfakcji.

Na tym jednak nie koniec. Badania naukowe w tym kierunku prowadzone są też na większą skalę. Dr Charles Grob, członek Heffter Research Institute wykorzystuje psylocybinę w leczeniu chorób nowotworowych. Nie chodzi tu o całkowite wyleczenie, a raczej kurację wspomnagającą terapię wiodącą. Są dwa aspekty działania psylocybiny i psylocyny na organizm ludzki ze zdiagnozowanym nowotworem: 1) Psylocybina znacznie wspomaga proces leczenia onkologicznego pacjentów z zaawansowanymi nowotworami, ponieważ jej działanie pomaga redukować stres, depresje i psychiczny ból spowodowany postępującą chorobą i jej chemicznym leczeniem, które również wyniszcza organizm. Pacjent ma okazję w kontrolowanych warunkach przeżyć głęboką spirytualną podróż, która pomoże mu zmienić nastawienie do życia - zrozumieć przyczyny choroby i jeśli niemożliwa jest pomyśla kuracja, to znacznie złagodzić proces umierania poprzez zrozumienie mechanizmów śmierci i świadomości, nie tylko dla pacjenta, ale też jego rodziny; 2) Teraz wiemy, że nowotwór to choroba cywilizacyjna i w większości wypadków jej podłożem jest stres, negatywne myśli i zaburzenia emocjonalne. Kuracja za pomocą psylocybiny jest w stanie rozwiązać mentalne podłoże problemów pacjentów, a przynajmniej lepiej je zrozumieć. Osoba poddawana eksperymentalnemu leczeniu na nowo odkrywa swoje położenie w rzeczywistości i uczy się czerpać radość z wcześniej niedostrzegalnych walorów życia. Pacjent może ponownie rozpalić w sobie wewnętrzny płomień pasji i odnaleźć egzystencjalny cel. Jeśli uda się wyciągnąć pacjenta z depresji i sprawić by ponownie zaczął aplikować do swojego biopola pozytywne ładunki emocjonalne z pomocą terapii komplementarnej istnieje duża szansa na pomyślną remisję nowotworu.

Podsumowanie
Jeden z największych filozofów współczesnych czasów Terence McKenna wysnuł oryginalną teorię na temat grzybów psylocybinowych. Twierdził, że być może jakiś zaawansowany mikroorganizm przybył na Ziemię z kosmosu i zaadoptował się do ziemskich warunków właśnie w postaci grzybów halucynogennych. Mało tego według niego małpiątka, które schodziły od czasu do czasu z drzew grzebały w odchodach i zajadały się czapkami wolności no i... uwolniły się od gałęzi przyjmując w końcu, na skutek psychodelicznych wojaży, postawę wyprostowaną. Twierdzenia może i kontrowersyjne, ale podparte logiką - są też jakąś alternatywną wobec gromkiego sporu kreacjonistów z darwinistami. Ja mam jeszcze inne spojrzenie na grzybki oraz na całą biosferę. Moim zdaniem ziemska biosfera tworzy jeden wspólny organizm, na którego kodowanie wpływ ma promieniowanie kosmiczne i grawitacja. W ten sposób w oparciu o określone geometryczne konstrukty spirala życia zagnieżdża się w organizmach żywych, tworząc zróżnicowany, wspólny puls życia - zwany powszechnie naturą. Nie przez przypadek obserwując prawa i siły natury odkrywamy powtarzające się sekwencje geometryczne i wiele niesamowitych zjawisk (kto spędza dużo czasu w lesie lub oglądał "Mikrokosmos" wie dobrze o czym mówię). Dobrym przykładem może być roślinna telepatia. Dr Ed Wagner umieścił w jednej z serii doświadczeń elektrody w pniu drzewa, i zaczął uderzać w nie siekierą. Drzewo zareagowało - po uderzeniu czujniki wychwyciły nagły wzrost napięcia elektrycznego w pniu. Co ciekawe taki sam skok napięcia wystąpił u pobliskich drzew, które nie zostały okaleczone. Podobne eksperymenty prowadzono też z roślinami doniczkowymi, u których również wykryto niemal natychmiastową telepatię. Takie obserwacje prowadzą botaników i naukowców do konkluzji o istnieniu inteligentnego pola, które organizuje i podtrzymuje życie ziemskiej biosfery.

Jak to więc jest, że na Ziemi wykształciły się gatunki organizmów wywołujących zmiany w świadomości ? W jaki sposób rośliny i grzyby rozwinęły w sobie biochemiczne sekwencje pozwalające na głębokie psychodeliczne wojaże ? To pytanie długo spędzało mi sen z powiek. W końcu doszedłem do konkluzji, że natura w ten sposób komunikuje się z nami i daje nam klucze "zapłonowe" naszej własnej świadomości. Dzięki interakcjom z roślinami psychoaktywnymi nasza świadomość może wzbogacić się o nowe perspektywy postrzegania rzeczywistości. Dzięki nowym kątom spojrzenia być może dostarczamy biosferze danych o naszym gatunku, a także zbieramy informacje o nas samych. Taka symbioza zdaje się współistnieć od wieków i jak wynika z antropologicznych i psychologicznych badań - kształtowała ludzką kulturę po dziś dzień. Zatem dlaczego takie substancje jak psylocybina, mające szerokie zastosowanie na polu psychologii i medycyny - są prawnie zakazane m.in. w Polsce. Odpowiedź wydaje się zbędna w świetle lobbystycznych interesów, które rozgrywają się pod płaszczem psychodelicznych zakazów. Czy warto więc decydować się na przejażdżkę z grzybami psylocybinowymi ? To zależy od wielu indywidualnych czynników. Tradycje szamańskie mówią, że każdy kontynent i kraj wyposażony został przez naturę w najodpowiedniejsze dla ich mieszkańców rośliny halucynogenne. Indianie mają Ayahuasce, San Pedro i Salvie, kult Bwiti Ibogę, mieszkańcy Syberii muchomora, a my mamy łysiczkę. Wygląda więc na to, że nasza rodzima czapka wolności jest szamańskim wehikułem niejako przeznaczonym mieszkańcom tej części kontynentu. Po dogłębnej analizie mogę stwierdzić, że dla osoby zdrowej psychicznie spotkanie z łysiczką w odpowiedniej dawce będzie przeżyciem niezapomnianym i wprowadzi w życie wiele pozytywnych zmian. Przede wszystkim grzyby wzmacniają więź człowieka z naturą, a w postępującej industrializacji i odhumanizowaniu systemu - wydają się być niemal zbawiennym lekarstwem dla uspokojenia, zrównoważenia i poszerzenia zmysłów.


Całość tutaj:

http://botanicscience.blogspot.com/2010/02/rodzimy-krasnal-wolnosci-czyli-ysiczka.html