Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

Szukaj


 

Znalazłem 46 takich materiałów
Norman Borlaug - człowiek, który uratował miliard ludzi – Dr Borlaug był genetykiem, który pracował w firmie DuPont jako specjalista od pestycydów zwalczających grzyby i bakterie dziesiątkujące rolnicze płody. W 1944 roku naukowiec wyekspediowany został do Meksyku, aby przyjrzeć się problemowi rdzy źdźbłowej - choroby, która drastycznie zmniejszała coroczne plony i stawiała miliony ludzi przed wizją głodu. Zadaniem dr. Borlauga było uzyskanie pszenicy odpornej na ten gatunek grzyba. Po latach prac genetyk wybrał z aż 6 tysięcy stworzonych przez siebie krzyżówek jedną odmianę, której rdza źdźbłowa nie była straszna. I wszystko byłoby w najlepszym porządku, gdyby nie kolejny problem, z którym poradzić sobie musiał dr Borlaug - okazało się, że efekt niemalże trzynastu lat ciężkiej pracy ma zbyt słabe źdźbło, które nijak nie może poradzić sobie z ciężarem kłosa. W rezultacie pszenica była bardzo łamliwa. Genetyk wpadł więc na pomysł, aby skrzyżować swoje „dziecko” z pewną karłowatą odmianą pszenicy rosnąca w Japonii. Pomysł ten okazał się strzałem w dziesiątkę - Meksyk nie tylko poradził sobie z problemem grzybowej zarazy, ale i stał się potentatem w dziedzinie pszenicznego eksportu.

Hybryda stworzona przez dr. Borlauga świetnie przyjęła się też w męczonych głodem Indiach - naukowiec sprowadził tam aż 450 ton swych rewolucyjnych nasion. Wkrótce produkcja pszenicy w tym kraju wzrosła aż dwukrotnie!

Podsumowując - dr Norman Borlaug uratował od głodu około miliard ludzi na całym świecie! Zrobił to bez potrzeby karczowania lasów i wywoływania ekologicznych katastrof. Warto o tym pamiętać podczas pałaszowania musli.

Norman Borlaug - człowiek, który uratował miliard ludzi

Dr Borlaug był genetykiem, który pracował w firmie DuPont jako specjalista od pestycydów zwalczających grzyby i bakterie dziesiątkujące rolnicze płody. W 1944 roku naukowiec wyekspediowany został do Meksyku, aby przyjrzeć się problemowi rdzy źdźbłowej - choroby, która drastycznie zmniejszała coroczne plony i stawiała miliony ludzi przed wizją głodu. Zadaniem dr. Borlauga było uzyskanie pszenicy odpornej na ten gatunek grzyba. Po latach prac genetyk wybrał z aż 6 tysięcy stworzonych przez siebie krzyżówek jedną odmianę, której rdza źdźbłowa nie była straszna. I wszystko byłoby w najlepszym porządku, gdyby nie kolejny problem, z którym poradzić sobie musiał dr Borlaug - okazało się, że efekt niemalże trzynastu lat ciężkiej pracy ma zbyt słabe źdźbło, które nijak nie może poradzić sobie z ciężarem kłosa. W rezultacie pszenica była bardzo łamliwa. Genetyk wpadł więc na pomysł, aby skrzyżować swoje „dziecko” z pewną karłowatą odmianą pszenicy rosnąca w Japonii. Pomysł ten okazał się strzałem w dziesiątkę - Meksyk nie tylko poradził sobie z problemem grzybowej zarazy, ale i stał się potentatem w dziedzinie pszenicznego eksportu.

Hybryda stworzona przez dr. Borlauga świetnie przyjęła się też w męczonych głodem Indiach - naukowiec sprowadził tam aż 450 ton swych rewolucyjnych nasion. Wkrótce produkcja pszenicy w tym kraju wzrosła aż dwukrotnie!

Podsumowując - dr Norman Borlaug uratował od głodu około miliard ludzi na całym świecie! Zrobił to bez potrzeby karczowania lasów i wywoływania ekologicznych katastrof. Warto o tym pamiętać podczas pałaszowania musli.

Pomóżmy! – Globalne ocieplenie. Co może zrobić przeciętny Kowalski dla klimatu?

Każdy może mieć drobny wkład w przeciwdziałanie zmianom klimatu - uważa profesor nauk o ziemi, Zbigniew W. Kundzewicz z Instytutu Środowiska Rolniczego i Leśnego PAN w Poznaniu i z Poczdamskiego Instytutu Badania Skutków Zmian Klimatu w Niemczech.

- Skuteczne przeciwdziałanie globalnemu ociepleniu wymaga ograniczenia emisji gazów cieplarnianych i zwiększonego wiązania dwutlenku węgla przez nowe lasy. Swoją cegiełkę możemy dołożyć oszczędzając energię, gasząc niepotrzebne żarówki czy używając żarówek energooszczędnych. Warto też szukać współkorzyści, np. dostrzec, że w porównaniu z jazdą samochodem, jazda rowerem jest tańsza, zdrowsza i bardziej przyjazna środowisku, a zatem i klimatowi - tłumaczył.

Z kolei profesor Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego, dr hab. Zbigniew Karaczun radzi, by nie wstawiać ciepłych rzeczy do lodówki i gotować w garnkach pod przykryciem. - Gotujmy też tylko taką ilość wody, jaka jest nam potrzebna, a nie więcej. Kiedy pracujemy przy biurku, zapewnijmy sobie tyle światła, żeby mieć komfort, i nie oświetlajmy niepotrzebnie całego mieszkania. Nie zostawiajmy urządzeń na noc w trybie czuwania, który również zużywa energię - dodaje. Jego zdaniem, aby przeciwdziałać globalnemu ociepleniu, potrzebne są zmiany systemowe. - Nie należy jednak lekceważyć wspólnego efektu wielu drobnych działań, nawet pozornie banalnych, które jednak zmierzają do efektywnego wykorzystania energii i oszczędności - podkreśla naukowiec.

Takie zachowania świata nie zmienią, ale wpływają na sposób myślenia innych ludzi i zmieniają kulturę otoczenia - zauważa fizyk i dziennikarz, dr Marcin Popkiewicz. - Jeśli jeździmy samochodem, domagamy się nowych dróg, autostrad i parkingów. Kiedy jednak po mieście poruszamy się rowerem, to - jako wyborcy - zaczynamy oczekiwać od urzędników rozbudowy rowerowych ścieżek, z których później korzysta coraz więcej ludzi. Wtedy pojawia się efekt kuli śnieżnej, gdyż coraz większa grupa oczekuje, że miasto będzie dla ludzi, a nie dla samochodów. Na tysiąc mieszkańców Berlina czy Wiednia przypada połowa tej liczby samochodów, jaką mamy w Warszawie czy Krakowie. W Kopenhadze samochód to wręcz margines. Zastanówmy się, czy chcemy iść w stronę Wiednia i Kopenhagi, czy Warszawy i zakorkowanej Moskwy? - pyta dr Popkiewicz.

To, ile emisji dwutlenku węgla do atmosfery wymusza nasz styl życia - to, jak mieszkamy, czym jeździmy czy jak się odżywiamy - można sprawdzić za pomocą specjalnego kalkulatora na stronie http://ziemianarozdrozu.pl/kalkulator

To internetowe narzędzie pozwala też porównać własne emisje dwutlenku z emisjami przeciętnego Polaka czy średnią światową. - Weźmy Kowalskiego, który prowadzi tzw. american lifestyle - mieszka w dużym domu wraz z żoną i jednym dzieckiem, jeździ terenówką, często lata samolotem i konsumuje dużo dóbr. Jego styl życia oznacza wysokie zużycie energii i generuje wysoką emisję, ok. 30 ton dwutlenku węgla na osobę rocznie, podczas gdy średnia polska wynosi ok. 8 ton. Na kalkulatorze można sprawdzić, w jakich dziedzinach życia mamy największe emisje, i coś z tym robić - dodaje dr Popkiewicz. Jego osobiste emisje wynoszą nieco ponad 5 ton dwutlenku węgla. - A uważam, że żyję wygodnie, przyjemnie i w zgodzie z własnym światopoglądem - podkreśla fizyk.

- Co może zrobić Kowalski, Nowak i... Tryjanowski - zastanawia się biolog środowiskowy, dyrektor Instytutu Zoologii Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu, prof. Piotr Tryjanowski. - Hmm..., ciśnie mi się na usta zupełnie filozoficzna odpowiedź: rozwijać cnoty przezorności i roztropności, obserwować świat dookoła i nie popadać w powszechną postawę "kasa przede wszystkim". Po przecież nadmiar spalanej energii etc. bierze się z nadmiaru produkcji, choćby pogodni za nowymi gadżetami, czy coraz intensywniejszym rolnictwem. A tyle jedzenia się marnuje!

Pomóżmy!

Globalne ocieplenie. Co może zrobić przeciętny Kowalski dla klimatu?

Każdy może mieć drobny wkład w przeciwdziałanie zmianom klimatu - uważa profesor nauk o ziemi, Zbigniew W. Kundzewicz z Instytutu Środowiska Rolniczego i Leśnego PAN w Poznaniu i z Poczdamskiego Instytutu Badania Skutków Zmian Klimatu w Niemczech.

- Skuteczne przeciwdziałanie globalnemu ociepleniu wymaga ograniczenia emisji gazów cieplarnianych i zwiększonego wiązania dwutlenku węgla przez nowe lasy. Swoją cegiełkę możemy dołożyć oszczędzając energię, gasząc niepotrzebne żarówki czy używając żarówek energooszczędnych. Warto też szukać współkorzyści, np. dostrzec, że w porównaniu z jazdą samochodem, jazda rowerem jest tańsza, zdrowsza i bardziej przyjazna środowisku, a zatem i klimatowi - tłumaczył.

Z kolei profesor Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego, dr hab. Zbigniew Karaczun radzi, by nie wstawiać ciepłych rzeczy do lodówki i gotować w garnkach pod przykryciem. - Gotujmy też tylko taką ilość wody, jaka jest nam potrzebna, a nie więcej. Kiedy pracujemy przy biurku, zapewnijmy sobie tyle światła, żeby mieć komfort, i nie oświetlajmy niepotrzebnie całego mieszkania. Nie zostawiajmy urządzeń na noc w trybie czuwania, który również zużywa energię - dodaje. Jego zdaniem, aby przeciwdziałać globalnemu ociepleniu, potrzebne są zmiany systemowe. - Nie należy jednak lekceważyć wspólnego efektu wielu drobnych działań, nawet pozornie banalnych, które jednak zmierzają do efektywnego wykorzystania energii i oszczędności - podkreśla naukowiec.

Takie zachowania świata nie zmienią, ale wpływają na sposób myślenia innych ludzi i zmieniają kulturę otoczenia - zauważa fizyk i dziennikarz, dr Marcin Popkiewicz. - Jeśli jeździmy samochodem, domagamy się nowych dróg, autostrad i parkingów. Kiedy jednak po mieście poruszamy się rowerem, to - jako wyborcy - zaczynamy oczekiwać od urzędników rozbudowy rowerowych ścieżek, z których później korzysta coraz więcej ludzi. Wtedy pojawia się efekt kuli śnieżnej, gdyż coraz większa grupa oczekuje, że miasto będzie dla ludzi, a nie dla samochodów. Na tysiąc mieszkańców Berlina czy Wiednia przypada połowa tej liczby samochodów, jaką mamy w Warszawie czy Krakowie. W Kopenhadze samochód to wręcz margines. Zastanówmy się, czy chcemy iść w stronę Wiednia i Kopenhagi, czy Warszawy i zakorkowanej Moskwy? - pyta dr Popkiewicz.

To, ile emisji dwutlenku węgla do atmosfery wymusza nasz styl życia - to, jak mieszkamy, czym jeździmy czy jak się odżywiamy - można sprawdzić za pomocą specjalnego kalkulatora na stronie http://ziemianarozdrozu.pl/kalkulator

To internetowe narzędzie pozwala też porównać własne emisje dwutlenku z emisjami przeciętnego Polaka czy średnią światową. - Weźmy Kowalskiego, który prowadzi tzw. american lifestyle - mieszka w dużym domu wraz z żoną i jednym dzieckiem, jeździ terenówką, często lata samolotem i konsumuje dużo dóbr. Jego styl życia oznacza wysokie zużycie energii i generuje wysoką emisję, ok. 30 ton dwutlenku węgla na osobę rocznie, podczas gdy średnia polska wynosi ok. 8 ton. Na kalkulatorze można sprawdzić, w jakich dziedzinach życia mamy największe emisje, i coś z tym robić - dodaje dr Popkiewicz. Jego osobiste emisje wynoszą nieco ponad 5 ton dwutlenku węgla. - A uważam, że żyję wygodnie, przyjemnie i w zgodzie z własnym światopoglądem - podkreśla fizyk.

- Co może zrobić Kowalski, Nowak i... Tryjanowski - zastanawia się biolog środowiskowy, dyrektor Instytutu Zoologii Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu, prof. Piotr Tryjanowski. - Hmm..., ciśnie mi się na usta zupełnie filozoficzna odpowiedź: rozwijać cnoty przezorności i roztropności, obserwować świat dookoła i nie popadać w powszechną postawę "kasa przede wszystkim". Po przecież nadmiar spalanej energii etc. bierze się z nadmiaru produkcji, choćby pogodni za nowymi gadżetami, czy coraz intensywniejszym rolnictwem. A tyle jedzenia się marnuje!

Chemia w jedzeniu – CHOROBY na TWOIM TALERZU 
Chciwość , znieczulica i okrucieństwo dla pieniędzy.
Otwórz oczy. 

Najnowsze badania na wiodących uniwersytetach świata wykazały , że spożywanie przetworów mięsnych zwiększa ryzyko raka trzustki .
Według wiodącego Ute Nothlings , ludzie, którzy spożywali najwięcej wędlin ( hot-dogi i kiełbasy, parówki itp ) wykazał o 67 % zwiększone ryzyko raka trzustki nad tymi, którzy niespożywają przetwrów mięsnych. Przyczyną zwiększonego ryzyka raka jest powszechnie stosowana przez firmy przetwórstwa żywności rakotwórcza substancja znana jako azotyn sodu.

Prawie wszystkie przetwory mięsne są wykonane z zawartością azotynu sodu : róznego rodzaju kiełbasy, , hot-dogi, mięso, zupy w proszku, w puszkach itp 
Azotyn jest składnikiem bardzo rakotwórczej nitrozoaminy - silnych rakotwórczych środków chemicznych , które przyspieszają tworzenie się i wzrost komórek nowotworowych w całym ciele.
Podczas jedzenia konsument azotynu sodu obecny w popularnych wyrobach mięsnych pobudza wzrost i rozrost różnych nowotworów, w tym raka okrężnicy i raka trzustki.

Azotyn sodu jest wyjątkowo niebezpiecznym rakotwórczym składnikiem , który nie może mieć miejsca w jakiejkolwiek żywności .
USDA rzeczywiście próbował zabronić azotynu sodu w 1970 roku , ale został przegłosowany przez przemysł przetwórstwa mięsnego , który używa powszechnie tej substancji jako utrwalacza koloru, aby żywność była bardziej atrakcyjna wizualnie . 
"Przemysł mięsny korzystając z azotynu sodu sprzedaje więcej produktów mięsnych kosztem zdrowia publicznego. . 


Rak trzustki to niejedyny negatywny efekt uboczny spożywania przetworzonych mięs takich jak np hot dogi . Białaczka również o 700% po konsumpcji przetworzonego mięsa. .Związki N - nitrozowe powodują także guzy mózgu : .Badanie kliniczno-kontrolne " . . . Cancer Res 1982 ; 42:5240-5 ).
Istnieją pewne składniki występujące w typowych produktach mięsnch i mlecznych , które bezpośrednio wspierają raka , cukrzycę, choroby serca , depresję, chorobę Alzheimera, osteoporozę , a nawet zaburzenia psychiczne.

Przede wszystkim narażone są przyszłe matki spozywające azotyn sodowy z uwagi na znacznie zwiększone ryzyko nowotworów mózgu u noworodków . 
Ostrzega się rodziców , aby unikali karmienia dzieci produktami zawierającymi azotyn sodu , w tym wszystkie popularne hot dogi , bekon, parówki , nabiał, ser zółty i inne przetwory mięsne . Azotyn sodu jest szczególnie niebezpieczny dla płodów , niemowląt i dzieci .

Niestety , prawie wszystkie stołowki przedszkolne, szkolne oferują produkty mięsne zawierające azotan sodu . Także szpitale, jednak szczególnie fast food i restauracje.

Azotyn sodu znajduje się w dosłownie tysiącach różnych elementów menu w restauracjach i zakładach gastronomicznych . Zastosowanie tego składnika jest powszechne.
I to jest jeden z powodów widocznej i szybko wzrastajacej zachorowalności na raka w każdym społeczeństwie w którym konsumuje się duże ilości przetworów mięsnych . 

Zanim kupisz pomyśl.

Więcej :
http://www.naturalnews.com/007024.html

Jesteśmy tu dla zwierząt!Informuj!Nie milcz!Dziel się wiedzą
Pamiętaj -coś takiego jak morderstwo humanitarne nie istnieje!
Wybierz współczucie i miłość 
Zdrowie i pokój na planecie.
https://www.facebook.com/CrueltyAmongTheNations?ref=hl

Chemia w jedzeniu

CHOROBY na TWOIM TALERZU
Chciwość , znieczulica i okrucieństwo dla pieniędzy.
Otwórz oczy.

Najnowsze badania na wiodących uniwersytetach świata wykazały , że spożywanie przetworów mięsnych zwiększa ryzyko raka trzustki .
Według wiodącego Ute Nothlings , ludzie, którzy spożywali najwięcej wędlin ( hot-dogi i kiełbasy, parówki itp ) wykazał o 67 % zwiększone ryzyko raka trzustki nad tymi, którzy niespożywają przetwrów mięsnych. Przyczyną zwiększonego ryzyka raka jest powszechnie stosowana przez firmy przetwórstwa żywności rakotwórcza substancja znana jako azotyn sodu.

Prawie wszystkie przetwory mięsne są wykonane z zawartością azotynu sodu : róznego rodzaju kiełbasy, , hot-dogi, mięso, zupy w proszku, w puszkach itp
Azotyn jest składnikiem bardzo rakotwórczej nitrozoaminy - silnych rakotwórczych środków chemicznych , które przyspieszają tworzenie się i wzrost komórek nowotworowych w całym ciele.
Podczas jedzenia konsument azotynu sodu obecny w popularnych wyrobach mięsnych pobudza wzrost i rozrost różnych nowotworów, w tym raka okrężnicy i raka trzustki.

Azotyn sodu jest wyjątkowo niebezpiecznym rakotwórczym składnikiem , który nie może mieć miejsca w jakiejkolwiek żywności .
USDA rzeczywiście próbował zabronić azotynu sodu w 1970 roku , ale został przegłosowany przez przemysł przetwórstwa mięsnego , który używa powszechnie tej substancji jako utrwalacza koloru, aby żywność była bardziej atrakcyjna wizualnie .
"Przemysł mięsny korzystając z azotynu sodu sprzedaje więcej produktów mięsnych kosztem zdrowia publicznego. .


Rak trzustki to niejedyny negatywny efekt uboczny spożywania przetworzonych mięs takich jak np hot dogi . Białaczka również o 700% po konsumpcji przetworzonego mięsa. .Związki N - nitrozowe powodują także guzy mózgu : .Badanie kliniczno-kontrolne " . . . Cancer Res 1982 ; 42:5240-5 ).
Istnieją pewne składniki występujące w typowych produktach mięsnch i mlecznych , które bezpośrednio wspierają raka , cukrzycę, choroby serca , depresję, chorobę Alzheimera, osteoporozę , a nawet zaburzenia psychiczne.

Przede wszystkim narażone są przyszłe matki spozywające azotyn sodowy z uwagi na znacznie zwiększone ryzyko nowotworów mózgu u noworodków .
Ostrzega się rodziców , aby unikali karmienia dzieci produktami zawierającymi azotyn sodu , w tym wszystkie popularne hot dogi , bekon, parówki , nabiał, ser zółty i inne przetwory mięsne . Azotyn sodu jest szczególnie niebezpieczny dla płodów , niemowląt i dzieci .

Niestety , prawie wszystkie stołowki przedszkolne, szkolne oferują produkty mięsne zawierające azotan sodu . Także szpitale, jednak szczególnie fast food i restauracje.

Azotyn sodu znajduje się w dosłownie tysiącach różnych elementów menu w restauracjach i zakładach gastronomicznych . Zastosowanie tego składnika jest powszechne.
I to jest jeden z powodów widocznej i szybko wzrastajacej zachorowalności na raka w każdym społeczeństwie w którym konsumuje się duże ilości przetworów mięsnych .

Zanim kupisz pomyśl.

Więcej :
http://www.naturalnews.com/007024.html

Jesteśmy tu dla zwierząt!Informuj!Nie milcz!Dziel się wiedzą
Pamiętaj -coś takiego jak morderstwo humanitarne nie istnieje!
Wybierz współczucie i miłość
Zdrowie i pokój na planecie.
https://www.facebook.com/CrueltyAmongTheNations?ref=hl

Mroczna strona ludzkiej natury – Człowiek to skomplikowana istota, której natura często tłumiona jest przez narzucone mu wzorce zachowań i kulturowe standardy. Sprawni psycholodzy potrafią jednak udowodnić, że w ludzkiej istocie drzemie bardzo mroczna, podatna na manipulację, a często i wyjątkowo okrutna natura.

Ślepe posłuszeństwo autorytetom

Władza uzbrojona w narzędzia propagandy potrafi zamienić obywateli w trybiki śmiercionośnej maszyny. Co powoduje, że człowiek z taka łatwością daje się zmanipulować i bez mrugnięcia okiem skłonny jest wykonać najbardziej nawet nieludzki rozkaz wydany mu przez przełożonego? W 1963 roku psycholog Stanley Milgram przeprowadził ciekawy eksperyment, którego wyniki okazały się szokujące. Ochotnicy, którzy zgłosili się do wzięcia udziału w tym badaniu, zostali poinformowani, że przyjdzie im wcielić się w role „nauczycieli”, podczas gdy druga osoba obecna w pomieszczeniu to "uczeń" (w rzeczywistości, był to asystent psychologa). Badany, odczytując serie wyrazów, a następnie prosząc "ucznia" o ich powtórzenie, miał za zadanie sprawdzić jego zdolność do zapamiętywania słownych sentencji. Miał też go karać za każdy błąd. Karą było serwowanie ofierze elektrycznego wstrząsu. Za każdym razem zwiększano siłę z jaką "uczeń" był rażony. Oczywiście, badany nie zdawał sobie sprawy z tego, ze wijąca się i wrzeszcząca osoba jedynie odgrywa swą rolę. Nad eksperymentem czuwał naukowiec, który sprawdzał czy "nauczyciel" wywiązuje się z powierzonego mu zadania.
 

 
Mimo pełnych krzyków bólu krzyków ofiary, błagań o przerwania eksperymentu i informacjom o chorobie serca, na którą rzekomo miał cierpieć "uczeń" nikt nie wycofał się z badań, a aż 80% "nauczycieli" zaserwowało ofiarom najsilniejsze dawki wstrząsów. Najciekawsze jest jednak to, że badani wcale nie wykazywali psychopatycznych skłonności, a pastwienie się nad "uczniem" sprawiało im wyraźną przykrość. Żaden z nich jednak nie chciał przeciwstawić się woli eksperymentatora, mimo że nie istniał żaden racjonalny powód, dla którego to on sam nie mógł osobiście karać "uczniów" zamiast wyręczać się "nauczycielem" (który jakby nie patrzeć – wykonywał tu najbrudniejsza robotę).
 
Zaprogramowana wrogość

O tym jak łatwo można doprowadzić do konfliktu między dwoma grupami ludzi świadczy zaskakujący wynik eksperymentu w Robbers Cave. W 1954 roku psycholog Carolyn Wood Sherif zorganizowała biwak dla 24 skautów. Grupa podzielona została na dwa obozy, a badacze zadbali o to, aby obie ekipy nie miały ze sobą kontaktu. Kolejną fazą badania było budowanie społecznych relacji wewnątrz obu "wspólnot". W ten sposób chłopcy zintegrowali się i mieli poczucie przynależności do grupy. Jedna banda przyjęła nazwę "Orły" druga ochrzciła się mianem "Grzechotników" - skauci stworzyli też swoje odznaczenia i proporce.


Po tym czasie umacniania grupowych więzi nadszedł czas na spotkanie obu skautowych ekip. Początkowo przygotowano dla chłopców sportowe konkursy, do których po czasie dodano elementy mające na celu zwiększenie motywacji, ale także i frustracji uczestników eksperymentu. Były to nagrody dla zwycięzców, np. medale czy gadżety (jednym z trofeów był elegancki, harcerski scyzoryk). Faktycznie - skauci położyli większy nacisk na treningi i opracowanie taktyk, które ułatwią im zwycięstwo, ale jednocześnie między grupami zaczęło dochodzić do zgrzytów. Chłopcy zaczęli się wyzywać, grozić sobie. W pewnym momencie badani odmówili jedzenia we wspólnej stołówce. Dochodziło do kradzieży i palenia proporców grupy przeciwnej.

Zanim kłótnie zamieniły się w brutalne rękoczyny, badacze wprowadzili kolejny etap eksperymentu - umocnienie więzi między zwaśnionymi bandami. Początkowo próbowano gromadzić skautów pod pretekstem wspólnego oglądania filmu. Niestety, nie zmieniło to relacji między chłopcami. Trzeba więc było zastosować nieco skrajniejsze metody wymagające współpracy wszystkich skautów. Wychowawcy powiedzieli im, że z obozu ukradziono zapasy wody. Wówczas, skauci zjednoczyli się i wspólnymi siłami wszczęli poszukiwania nowego źródła. Poszukiwania zakończyły się sukcesem i zwaśnione dotąd grupy wspólnie cieszyły się z powodzenia akcji.
 
Uległość wobec stada

Będąc w grupie, lepiej się nie wychylać ze swoim zdaniem, nawet kiedy wiemy, że wszyscy są w błędzie. W połowie lat 50. psycholog Solomon Asch przeprowadził eksperyment mający na celu przyjrzenie się zachowaniom konformistycznym. Zebrano więc grupę "aktorów", między którymi umieszczono, nieświadomą udziału w psychologicznym eksperymencie, osobę badaną. Wszyscy zebrani mieli określić, która z linii znajdujących się po prawej stronie planszy jest najbardziej zbliżona długością do pojedynczej linii po lewej stronie.

Podczas pierwszych prób z podobnymi rysunkami (linie ułożone były w losowej kolejności), wszyscy udzielali prawidłowych odpowiedzi, jednak ciekawie zaczęło się dopiero robić podczas trzeciego podejścia. Mimo że oczywistą odpowiedzą było "C", "aktorzy" celowo wskazywali na odpowiedź "A", aby sprawdzić reakcję badanego. W 2/3 przypadków badani podporządkowywali się grupie i również podawali błędną odpowiedź.

Psycholodzy uważają, że takie konformistyczne zachowania wynikają z podświadomego strachu - buntując się przeciw zdaniu grupy, możemy być z niej wykluczeni.
 
Pomoc bliźniemu a pośpiech

W biblijnej przypowieści kapłan i lewita odmawiają ratunku rannemu człowiekowi, natomiast rękę do potrzebującego wyciąga skromny Samarytanin. Co decyduje o naszej chęci pomocy osobie, która leży nieprzytomna na ulicy? Czy zatrzymamy się, czy ominiemy ją tłumacząc sobie, że to na pewno jakiś pijany menel? Paradoksalnie, wyniki eksperymentu z 1978 roku wskazują na to, że głównym czynnikiem decydującym o naszej chęci do interwencji jest... czas.

Grupa studentów nauk religijnych stawiła się w pewnym budynku, pod pretekstem wysłuchania wykładu na temat wiary. Następnie kazano im przejść do drugiego budynku, gdzie miała się odbyć dalsza część nauki. Po drodze studenci natykali się na nieprzytomną osobę leżącą na ziemi. Badacze chcieli sprawdzić ilu ze studentów zechce zainteresować się poszkodowanym nieznajomym. Wynik zaskoczył samych badaczy - okazało się, że studenci, którym kazano szybko przenieść się do drugiego budynku znacznie rzadziej wyrażali chęć do pomocy bliźniemu, niż ci, którzy nie musieli się spieszyć. Co ciekawe - przekonania religijne zdają się odchodzi na drugi plan, gdy w grę wchodzi pośpiech - tak samo reagowały osoby, które miały dać wykład na temat przypowieści o Dobrym Samarytaninie, jak i ich niewierzący, bądź mniej uduchowieni, rówieśnicy.
 
Potęga mediów, czyli jak wywołać lawinową panikę?

A to przykład z nieco innej półki. Nie był to bowiem zamierzony eksperyment. Słynne słuchowisko radiowe "Wojna światów" przygotowane przez Orsona Wellesa, stało się jednak interesującym obiektem badań i socjologicznych analiz. W święto "Halloween" w roku 1938, czyli w czasach gdy nad światem wisiało widmo globalnej wojny, Welles zdecydował się na nadanie swemu słuchowisku nieco pikanterii i zaprezentował je w formie dziennikarskiego reportażu na żywo informującego słuchaczy o inwazji Marsjan na naszą planetę.
 
Doskonale przygotowane nagranie przyniosło wstrząsający efekt. Wielu obecnych przy odbiornikach osób uznało audycję za rzeczywistą transmisję, a wiadomości o ataku wrogich kosmitów za prawdziwe zagrożenie. Wybuchła panika - ludzie w popłochu uciekali z domów, farmerzy zaczęli barykadować się w stodołach, a policja nie nadążała z odbieraniem telefonów.

Największy popłoch zapanował w Concrete, gdzie przez czysty zbieg okoliczności, dokładnie w połowie audycji wysiadł prąd, spowijając całe miasto ciemnością. Wiele osób straciło przytomność, ci bardziej przytomni rzucili się do ucieczki w kierunku pobliskich gór, a inni chwycili za broń i wyczekiwali pojawienia się najeźdźców...

Mroczna strona ludzkiej natury

Człowiek to skomplikowana istota, której natura często tłumiona jest przez narzucone mu wzorce zachowań i kulturowe standardy. Sprawni psycholodzy potrafią jednak udowodnić, że w ludzkiej istocie drzemie bardzo mroczna, podatna na manipulację, a często i wyjątkowo okrutna natura.

Ślepe posłuszeństwo autorytetom

Władza uzbrojona w narzędzia propagandy potrafi zamienić obywateli w trybiki śmiercionośnej maszyny. Co powoduje, że człowiek z taka łatwością daje się zmanipulować i bez mrugnięcia okiem skłonny jest wykonać najbardziej nawet nieludzki rozkaz wydany mu przez przełożonego? W 1963 roku psycholog Stanley Milgram przeprowadził ciekawy eksperyment, którego wyniki okazały się szokujące. Ochotnicy, którzy zgłosili się do wzięcia udziału w tym badaniu, zostali poinformowani, że przyjdzie im wcielić się w role „nauczycieli”, podczas gdy druga osoba obecna w pomieszczeniu to "uczeń" (w rzeczywistości, był to asystent psychologa). Badany, odczytując serie wyrazów, a następnie prosząc "ucznia" o ich powtórzenie, miał za zadanie sprawdzić jego zdolność do zapamiętywania słownych sentencji. Miał też go karać za każdy błąd. Karą było serwowanie ofierze elektrycznego wstrząsu. Za każdym razem zwiększano siłę z jaką "uczeń" był rażony. Oczywiście, badany nie zdawał sobie sprawy z tego, ze wijąca się i wrzeszcząca osoba jedynie odgrywa swą rolę. Nad eksperymentem czuwał naukowiec, który sprawdzał czy "nauczyciel" wywiązuje się z powierzonego mu zadania.



Mimo pełnych krzyków bólu krzyków ofiary, błagań o przerwania eksperymentu i informacjom o chorobie serca, na którą rzekomo miał cierpieć "uczeń" nikt nie wycofał się z badań, a aż 80% "nauczycieli" zaserwowało ofiarom najsilniejsze dawki wstrząsów. Najciekawsze jest jednak to, że badani wcale nie wykazywali psychopatycznych skłonności, a pastwienie się nad "uczniem" sprawiało im wyraźną przykrość. Żaden z nich jednak nie chciał przeciwstawić się woli eksperymentatora, mimo że nie istniał żaden racjonalny powód, dla którego to on sam nie mógł osobiście karać "uczniów" zamiast wyręczać się "nauczycielem" (który jakby nie patrzeć – wykonywał tu najbrudniejsza robotę).

Zaprogramowana wrogość

O tym jak łatwo można doprowadzić do konfliktu między dwoma grupami ludzi świadczy zaskakujący wynik eksperymentu w Robbers Cave. W 1954 roku psycholog Carolyn Wood Sherif zorganizowała biwak dla 24 skautów. Grupa podzielona została na dwa obozy, a badacze zadbali o to, aby obie ekipy nie miały ze sobą kontaktu. Kolejną fazą badania było budowanie społecznych relacji wewnątrz obu "wspólnot". W ten sposób chłopcy zintegrowali się i mieli poczucie przynależności do grupy. Jedna banda przyjęła nazwę "Orły" druga ochrzciła się mianem "Grzechotników" - skauci stworzyli też swoje odznaczenia i proporce.


Po tym czasie umacniania grupowych więzi nadszedł czas na spotkanie obu skautowych ekip. Początkowo przygotowano dla chłopców sportowe konkursy, do których po czasie dodano elementy mające na celu zwiększenie motywacji, ale także i frustracji uczestników eksperymentu. Były to nagrody dla zwycięzców, np. medale czy gadżety (jednym z trofeów był elegancki, harcerski scyzoryk). Faktycznie - skauci położyli większy nacisk na treningi i opracowanie taktyk, które ułatwią im zwycięstwo, ale jednocześnie między grupami zaczęło dochodzić do zgrzytów. Chłopcy zaczęli się wyzywać, grozić sobie. W pewnym momencie badani odmówili jedzenia we wspólnej stołówce. Dochodziło do kradzieży i palenia proporców grupy przeciwnej.

Zanim kłótnie zamieniły się w brutalne rękoczyny, badacze wprowadzili kolejny etap eksperymentu - umocnienie więzi między zwaśnionymi bandami. Początkowo próbowano gromadzić skautów pod pretekstem wspólnego oglądania filmu. Niestety, nie zmieniło to relacji między chłopcami. Trzeba więc było zastosować nieco skrajniejsze metody wymagające współpracy wszystkich skautów. Wychowawcy powiedzieli im, że z obozu ukradziono zapasy wody. Wówczas, skauci zjednoczyli się i wspólnymi siłami wszczęli poszukiwania nowego źródła. Poszukiwania zakończyły się sukcesem i zwaśnione dotąd grupy wspólnie cieszyły się z powodzenia akcji.

Uległość wobec stada

Będąc w grupie, lepiej się nie wychylać ze swoim zdaniem, nawet kiedy wiemy, że wszyscy są w błędzie. W połowie lat 50. psycholog Solomon Asch przeprowadził eksperyment mający na celu przyjrzenie się zachowaniom konformistycznym. Zebrano więc grupę "aktorów", między którymi umieszczono, nieświadomą udziału w psychologicznym eksperymencie, osobę badaną. Wszyscy zebrani mieli określić, która z linii znajdujących się po prawej stronie planszy jest najbardziej zbliżona długością do pojedynczej linii po lewej stronie.

Podczas pierwszych prób z podobnymi rysunkami (linie ułożone były w losowej kolejności), wszyscy udzielali prawidłowych odpowiedzi, jednak ciekawie zaczęło się dopiero robić podczas trzeciego podejścia. Mimo że oczywistą odpowiedzą było "C", "aktorzy" celowo wskazywali na odpowiedź "A", aby sprawdzić reakcję badanego. W 2/3 przypadków badani podporządkowywali się grupie i również podawali błędną odpowiedź.

Psycholodzy uważają, że takie konformistyczne zachowania wynikają z podświadomego strachu - buntując się przeciw zdaniu grupy, możemy być z niej wykluczeni.

Pomoc bliźniemu a pośpiech

W biblijnej przypowieści kapłan i lewita odmawiają ratunku rannemu człowiekowi, natomiast rękę do potrzebującego wyciąga skromny Samarytanin. Co decyduje o naszej chęci pomocy osobie, która leży nieprzytomna na ulicy? Czy zatrzymamy się, czy ominiemy ją tłumacząc sobie, że to na pewno jakiś pijany menel? Paradoksalnie, wyniki eksperymentu z 1978 roku wskazują na to, że głównym czynnikiem decydującym o naszej chęci do interwencji jest... czas.

Grupa studentów nauk religijnych stawiła się w pewnym budynku, pod pretekstem wysłuchania wykładu na temat wiary. Następnie kazano im przejść do drugiego budynku, gdzie miała się odbyć dalsza część nauki. Po drodze studenci natykali się na nieprzytomną osobę leżącą na ziemi. Badacze chcieli sprawdzić ilu ze studentów zechce zainteresować się poszkodowanym nieznajomym. Wynik zaskoczył samych badaczy - okazało się, że studenci, którym kazano szybko przenieść się do drugiego budynku znacznie rzadziej wyrażali chęć do pomocy bliźniemu, niż ci, którzy nie musieli się spieszyć. Co ciekawe - przekonania religijne zdają się odchodzi na drugi plan, gdy w grę wchodzi pośpiech - tak samo reagowały osoby, które miały dać wykład na temat przypowieści o Dobrym Samarytaninie, jak i ich niewierzący, bądź mniej uduchowieni, rówieśnicy.

Potęga mediów, czyli jak wywołać lawinową panikę?

A to przykład z nieco innej półki. Nie był to bowiem zamierzony eksperyment. Słynne słuchowisko radiowe "Wojna światów" przygotowane przez Orsona Wellesa, stało się jednak interesującym obiektem badań i socjologicznych analiz. W święto "Halloween" w roku 1938, czyli w czasach gdy nad światem wisiało widmo globalnej wojny, Welles zdecydował się na nadanie swemu słuchowisku nieco pikanterii i zaprezentował je w formie dziennikarskiego reportażu na żywo informującego słuchaczy o inwazji Marsjan na naszą planetę.

Doskonale przygotowane nagranie przyniosło wstrząsający efekt. Wielu obecnych przy odbiornikach osób uznało audycję za rzeczywistą transmisję, a wiadomości o ataku wrogich kosmitów za prawdziwe zagrożenie. Wybuchła panika - ludzie w popłochu uciekali z domów, farmerzy zaczęli barykadować się w stodołach, a policja nie nadążała z odbieraniem telefonów.

Największy popłoch zapanował w Concrete, gdzie przez czysty zbieg okoliczności, dokładnie w połowie audycji wysiadł prąd, spowijając całe miasto ciemnością. Wiele osób straciło przytomność, ci bardziej przytomni rzucili się do ucieczki w kierunku pobliskich gór, a inni chwycili za broń i wyczekiwali pojawienia się najeźdźców...

Inspirujący wegetarianie – Leonardo da Vinci

Autor „Mony Lisy” to facet, który wyprzedzał swój czas o kilka ładnych stuleci. I to nie tylko z powodu swych genialnych pomysłów i talentu do tworzenia niesamowitych prototypowych konceptów nowoczesnych urządzeń budowanych dopiero parę wieków później, ale i jak się okazuje wyjątkowej empatii wobec „braci mniejszych”.
Leonardo często przechadzał się uliczkami Florencji. Na jednej z nich znajdował się targ, gdzie sprzedawano ptaki. Zamożni Włosi kupowali je, zamykali w ozdobnych klateczkach i koili swe smutki, wsłuchując się w ptasi zaśpiew. Da Vinci regularnie odwiedzał targowisko, wypuszczał zwierzęta stłoczone w ciasnych klatkach i uprzedzając wrzaski oburzonego handlarza, płacił mu za każde uwolnione stworzenie.
Słynny malarz i wynalazca zasłynął tez jako aktywista – Leonardo kwestionował stwierdzenie mówiące, że człowiek jest panem zwierząt. Uważał, że jest on raczej przykładem bezlitosnej bestii, która wykorzystuje swoją siłę do budowania rzeźni. Da Vinci głosił, że nie mamy żadnego prawa nadanego nam przez Boga do tego, aby pożerać innych przedstawicieli ziemskiej fauny. Leonardo był jednym z niewielu wegetarian żyjących na przełomie XIV i XV wieku. I pomyśleć, że tego typu postawa jest dla większości nie do przyjęcia nawet w obecnych czasach.

„Już w najmłodszych latach wyparłem się jedzenia mięsa. Kiedyś przyjdzie taki czas, że ludzie tacy jak ja będą patrzyli na mordowanie zwierząt w taki sam sposób, jak na mordowanie ludzi”

Pitagoras

Człowiek, który stworzył solidne podwaliny współczesnej matematyki, a jego imię kojarzy się uczniom z katuszami towarzyszącymi próbom ogarnięcia nauki ścisłych, był też twórcą filozoficzn-religijnej doktryny. Pitagorejczycy praktykowali wegetarianizm przede wszystkim ze względów etycznych. Innym powodem była wiara w reinkarnację i strach przed tym, że jedząc np. szynkę, opychamy się zwłokami zmarłego jakiś wcześniej wuja. Legendy mówią, że grecki matematyk posiadł zdolność porozumiewania się ze zwierzętami
Interesujące jest to, że Pitagoras oraz jego uczniowie nie jedli również bobu wierząc w to, że jest on symbolem życia (a szkoda – bób zawiera sporo białka). Jedna z historii dotyczących śmierci Pitagorasa mówi, że po tym jak jego wrogowie spalili mu dom, matematyk rzucił się ku ucieczce. Prześladowcy dopadli go koło pola, na którym zasiano bób. Filozof wolał zginąć niż zadeptać tę świętą roślinę.

Albert Einstein

Przez większość swego życia, Einstein jadł mięso, aczkolwiek jego biografowie, często mówią, że twórca Teorii Względności, żuł mięsne ochłapy z dużym poczuciem winy... Dopiero na starość zebrał się w sobie i przeszedł na wegetarianizm i wprowadził w życie swoje etyczne przekonania na temat zwierząt. Uczony twierdził, że  „nic nie polepszy zdrowia oraz szansy przetrwania życia na Ziemi tak bardzo jak ewolucja człowieka na dietę bezmięsną” Ba, Einstein uważał wręcz, że współczesny człowiek nie przychodzi na świat jako mięsożerca.

Chcieliśmy tu wrzucić Adolfa Hitlera, który również gardził mięsem, ale stwierdziliśmy, że facte ten jest nie najlepszym przykładem do inspiracji.

Anette Larkins

A teraz coś z zupełnie innej beczki, czyli nikomu nieznana, zupełnie nieistotna postać historyczna, czyli pani Anette, która przeszła na wegetarianizm w latach 60., gdy jej mąż stał się posiadaczem fabryki mięsa. 27 lat temu kobieta zrobiła kolejny krok i zrezygnowała z produktów pochodzenia zwierzęcego, czyli jajek, sera i mleka, a ostatnio skłania się ku diecie raw-food, czyli roślinnym posiłkom przygotowywanym na surowo. Obecnie pani Anette ma na karku 70 lat i trzyma się lepiej niż niejedna trzydziestolatka.

Joaquin Phoenix

Aktor, który spieprzył życie Russelowi Crowe w „Gladiatorze” i wymiatał jako Johny Cash w „Walk the line” jest weganinem od... 35 lat (gdy Joaquin miał trzy lata, cała jego rodzina przeszła na taką dietę). Phoenix jest też czynnym działaczem organizacji prozwierzęcych z PETA na czele. 

Bezmięśni kulturyści

„Odstępując od jedzenia mięsa, mleka i jajek, przestajesz dostarczać organizmowi przyswajalnego białka. Nigdy nie zbudujesz masy na takiej diecie!” - rzekł spasiony Andrzej wpychając w siebie schabowego. 
Albert Beckles to wegetariański kulturysta, który w wieku 53 lat zdobył tytuł Olympii i zgarnął nagrodę samemu Lou „Hulkowi” Ferrigno sprzed nosa!

Wegetarianinem jest też Bill Pearl – facet, którego nazywano „Najlepiej zbudowanym mężczyzną XX wieku”. Peral jest wielokrotnym zdobywcą tytułu Mr. Univesre.

Tymczasem z mięsa, ale także i z produktów pochodzenia zwierzęcego zrezygnował parę już dekad temu, izraelski kulturysta – Avi Lehyani. Dieta mającego obecnie 52 lata, mięśniaka składa się głównie z owoców, chleba, brązowego ryżu, fasolki i owsa. Do tego dorzuca awokado, oliwki i orzechy.

Dave Scott

Triathlon Iron Man to słynny wyścig, podczas którego śmiałkowie muszą pokonać 3,86 km wpław, 180 kilometrów na rowerze i na koniec wypluć płuca podczas 42 kilometrów biegu. Dave Scott jest jednym z dwóch rekordzistów, którzy mają na koncie największą ilość zwycięstw w tym wyścigu. Dave od lat jest wegetarianinem i uważa, że duży wpływ na jego wyniki ma taka właśnie dieta. Jak dotąd Scott sześciokrotnie zajął pierwsze miejsce w triathlonie i mimo 55 lat na karku, nadal bierze udział w kolejnych jego edycjach.

Brok-pa

Brok-pa to lud mieszkający w Himalajach na wysokości 4,5 tysiąca metrów. Badacze uważają, że mieszkańcy kilku górskich wiosek wywodzą się w prostej linii od Aryjczyków i zasiedlają tamte tereny od przeszło 5000 lat. Obecnie ich populacja to ok. 1000 osób. Brok-pa utrzymują tradycję – to wielcy czciciele Matki Natury i restrykcyjni weganie. Dużą wagę przykładają też do spraw metafizycznych – lud ten uważa, że marzenia senne wiele ukrytych znaczeń i należy je zapamiętywać. Co rano najstarsi mieszkańcy spotykają się, aby wspólnie przeanalizować swoje sny i wyciągnąć z nich wnioski.
 Połączenie górskiego powietrza (chociaż, zimą temperatura spada tam nawet do -20 stopni C) i roślinnej diety dało zaskakujący efekt – ludzie tam mieszkający są wyjątkowo długowieczni i nie cierpią na choroby wyniszczające mieszkańców „cywilizowanych” krajów. Wielu z nich prowadzi aktywny tryb życia nawet po ukończeniu 90. lat

Inspirujący wegetarianie

Leonardo da Vinci

Autor „Mony Lisy” to facet, który wyprzedzał swój czas o kilka ładnych stuleci. I to nie tylko z powodu swych genialnych pomysłów i talentu do tworzenia niesamowitych prototypowych konceptów nowoczesnych urządzeń budowanych dopiero parę wieków później, ale i jak się okazuje wyjątkowej empatii wobec „braci mniejszych”.
Leonardo często przechadzał się uliczkami Florencji. Na jednej z nich znajdował się targ, gdzie sprzedawano ptaki. Zamożni Włosi kupowali je, zamykali w ozdobnych klateczkach i koili swe smutki, wsłuchując się w ptasi zaśpiew. Da Vinci regularnie odwiedzał targowisko, wypuszczał zwierzęta stłoczone w ciasnych klatkach i uprzedzając wrzaski oburzonego handlarza, płacił mu za każde uwolnione stworzenie.
Słynny malarz i wynalazca zasłynął tez jako aktywista – Leonardo kwestionował stwierdzenie mówiące, że człowiek jest panem zwierząt. Uważał, że jest on raczej przykładem bezlitosnej bestii, która wykorzystuje swoją siłę do budowania rzeźni. Da Vinci głosił, że nie mamy żadnego prawa nadanego nam przez Boga do tego, aby pożerać innych przedstawicieli ziemskiej fauny. Leonardo był jednym z niewielu wegetarian żyjących na przełomie XIV i XV wieku. I pomyśleć, że tego typu postawa jest dla większości nie do przyjęcia nawet w obecnych czasach.

„Już w najmłodszych latach wyparłem się jedzenia mięsa. Kiedyś przyjdzie taki czas, że ludzie tacy jak ja będą patrzyli na mordowanie zwierząt w taki sam sposób, jak na mordowanie ludzi”

Pitagoras

Człowiek, który stworzył solidne podwaliny współczesnej matematyki, a jego imię kojarzy się uczniom z katuszami towarzyszącymi próbom ogarnięcia nauki ścisłych, był też twórcą filozoficzn-religijnej doktryny. Pitagorejczycy praktykowali wegetarianizm przede wszystkim ze względów etycznych. Innym powodem była wiara w reinkarnację i strach przed tym, że jedząc np. szynkę, opychamy się zwłokami zmarłego jakiś wcześniej wuja. Legendy mówią, że grecki matematyk posiadł zdolność porozumiewania się ze zwierzętami
Interesujące jest to, że Pitagoras oraz jego uczniowie nie jedli również bobu wierząc w to, że jest on symbolem życia (a szkoda – bób zawiera sporo białka). Jedna z historii dotyczących śmierci Pitagorasa mówi, że po tym jak jego wrogowie spalili mu dom, matematyk rzucił się ku ucieczce. Prześladowcy dopadli go koło pola, na którym zasiano bób. Filozof wolał zginąć niż zadeptać tę świętą roślinę.

Albert Einstein

Przez większość swego życia, Einstein jadł mięso, aczkolwiek jego biografowie, często mówią, że twórca Teorii Względności, żuł mięsne ochłapy z dużym poczuciem winy... Dopiero na starość zebrał się w sobie i przeszedł na wegetarianizm i wprowadził w życie swoje etyczne przekonania na temat zwierząt. Uczony twierdził, że „nic nie polepszy zdrowia oraz szansy przetrwania życia na Ziemi tak bardzo jak ewolucja człowieka na dietę bezmięsną” Ba, Einstein uważał wręcz, że współczesny człowiek nie przychodzi na świat jako mięsożerca.

Chcieliśmy tu wrzucić Adolfa Hitlera, który również gardził mięsem, ale stwierdziliśmy, że facte ten jest nie najlepszym przykładem do inspiracji.

Anette Larkins

A teraz coś z zupełnie innej beczki, czyli nikomu nieznana, zupełnie nieistotna postać historyczna, czyli pani Anette, która przeszła na wegetarianizm w latach 60., gdy jej mąż stał się posiadaczem fabryki mięsa. 27 lat temu kobieta zrobiła kolejny krok i zrezygnowała z produktów pochodzenia zwierzęcego, czyli jajek, sera i mleka, a ostatnio skłania się ku diecie raw-food, czyli roślinnym posiłkom przygotowywanym na surowo. Obecnie pani Anette ma na karku 70 lat i trzyma się lepiej niż niejedna trzydziestolatka.

Joaquin Phoenix

Aktor, który spieprzył życie Russelowi Crowe w „Gladiatorze” i wymiatał jako Johny Cash w „Walk the line” jest weganinem od... 35 lat (gdy Joaquin miał trzy lata, cała jego rodzina przeszła na taką dietę). Phoenix jest też czynnym działaczem organizacji prozwierzęcych z PETA na czele.

Bezmięśni kulturyści

„Odstępując od jedzenia mięsa, mleka i jajek, przestajesz dostarczać organizmowi przyswajalnego białka. Nigdy nie zbudujesz masy na takiej diecie!” - rzekł spasiony Andrzej wpychając w siebie schabowego.
Albert Beckles to wegetariański kulturysta, który w wieku 53 lat zdobył tytuł Olympii i zgarnął nagrodę samemu Lou „Hulkowi” Ferrigno sprzed nosa!

Wegetarianinem jest też Bill Pearl – facet, którego nazywano „Najlepiej zbudowanym mężczyzną XX wieku”. Peral jest wielokrotnym zdobywcą tytułu Mr. Univesre.

Tymczasem z mięsa, ale także i z produktów pochodzenia zwierzęcego zrezygnował parę już dekad temu, izraelski kulturysta – Avi Lehyani. Dieta mającego obecnie 52 lata, mięśniaka składa się głównie z owoców, chleba, brązowego ryżu, fasolki i owsa. Do tego dorzuca awokado, oliwki i orzechy.

Dave Scott

Triathlon Iron Man to słynny wyścig, podczas którego śmiałkowie muszą pokonać 3,86 km wpław, 180 kilometrów na rowerze i na koniec wypluć płuca podczas 42 kilometrów biegu. Dave Scott jest jednym z dwóch rekordzistów, którzy mają na koncie największą ilość zwycięstw w tym wyścigu. Dave od lat jest wegetarianinem i uważa, że duży wpływ na jego wyniki ma taka właśnie dieta. Jak dotąd Scott sześciokrotnie zajął pierwsze miejsce w triathlonie i mimo 55 lat na karku, nadal bierze udział w kolejnych jego edycjach.

Brok-pa

Brok-pa to lud mieszkający w Himalajach na wysokości 4,5 tysiąca metrów. Badacze uważają, że mieszkańcy kilku górskich wiosek wywodzą się w prostej linii od Aryjczyków i zasiedlają tamte tereny od przeszło 5000 lat. Obecnie ich populacja to ok. 1000 osób. Brok-pa utrzymują tradycję – to wielcy czciciele Matki Natury i restrykcyjni weganie. Dużą wagę przykładają też do spraw metafizycznych – lud ten uważa, że marzenia senne wiele ukrytych znaczeń i należy je zapamiętywać. Co rano najstarsi mieszkańcy spotykają się, aby wspólnie przeanalizować swoje sny i wyciągnąć z nich wnioski.
Połączenie górskiego powietrza (chociaż, zimą temperatura spada tam nawet do -20 stopni C) i roślinnej diety dało zaskakujący efekt – ludzie tam mieszkający są wyjątkowo długowieczni i nie cierpią na choroby wyniszczające mieszkańców „cywilizowanych” krajów. Wielu z nich prowadzi aktywny tryb życia nawet po ukończeniu 90. lat