Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

Szukaj


 

Znalazłem 8 takich materiałów

Mario Zawodowiec, czyli kultowy film spotyka kultową grę

966215157808932503345079.jpegNie musimy wam przedstawiać ani hydraulika Mario, ani znakomitego filmu Luca Bessona z 1994 roku. Pewien projektant znany jako Fool's Paradise postanowił połączyć te dwie postacie. Oto, co z tego wyszło. Figurki wyprodukowano zaledwie w 398 egzemplarzach i momentalnie znalazły one nabywców. Nie ukrywamy - nasze gadżeciarskie dusze aż piszczą z zazdrości...

Czytaj dalej →


Zaduszki czy Dziady? – Dziady (biał. Дзяды) – przedchrześcijański obrzęd zaduszny, którego istotą było "obcowanie żywych z umarłymi", a konkretnie nawiązywanie relacji z duszami przodków (dziadów), okresowo powracającymi do swych dawnych siedzib. Celem działań obrzędowych było pozyskanie przychylności zmarłych, których uważano za opiekunów w sferze płodności i urodzaju.

W tradycji słowiańskiej święta zaduszne przypadały od trzech do sześciu razy w roku – w zależności od danego regionu. Najważniejsze obrzędy obchodzono:

   *  wiosną: wiosenne święto zmarłych obchodzone w okolicach 2 V (zależnie od faz księżyca).

   * jesienią: Dziady obchodzone w noc z 31 X na 1 XI, zwane też Nocą Zaduszkową, będące przygotowaniem do jesiennego święta zmarłych, obchodzonego w okolicach 2 XI (zależnie od faz księżyca)

W ramach obrzędów dziadów przybywające na "ten świat" dusze należało ugościć, aby zapewnić sobie ich przychylność i jednocześnie pomóc im w osiągnięciu spokoju w zaświatach. Podstawową formą obrzędową było karmienie i pojenie dusz (np. miodem, kaszą, jajkami, kutią i wódką) podczas specjalnych uczt przygotowywanych w domach lub na cmentarzach (bezpośrednio na grobach). Charakterystycznym elementem tych uczt było to, iż spożywający je domownicy zrzucali lub ulewali części potraw i napojów na stół, podłogę lub grób z przeznaczeniem dla dusz zmarłych.

W niektórych rejonach przodkom należało jednak także zapewnić możliwość wykąpania się (na tę okoliczność przygotowywano saunę) i ogrzania. Ten ostatni warunek spełniano rozpalając ogniska, których funkcja tłumaczona jest niekiedy również inaczej. Miały one oświetlać drogę wędrującym duszom, tak by nie zabłądziły i mogły spędzić tę noc wśród bliskich. Pozostałością tego zwyczaju są współczesne znicze zapalane na grobach. Ogień - zwłaszcza ten rozpalany na rozstajnych drogach - mógł mieć jednak również inne znaczenie. Chodziło o to, by uniemożliwić wyjście na świat demonom (duszom ludzi zmarłych nagłą śmiercią, samobójcom, topielcom itp.), które - jak wierzono - przejawiały w tym okresie wyjątkowa aktywność. W pewnych regionach Polski, np. na Podhalu w miejscu czyjejś gwałtownej śmierci każdy przechodzący miał obowiązek rzucić gałązkę na stos, który następnie co roku palono.

Szczególną rolę w obrzędach zadusznych odgrywali żebracy, których w wielu rejonach nazywano również dziadami. Ta zbieżność nazw nie była przypadkowa, ponieważ w wyobrażeniach ludowych wędrowni dziadowie-żebracy postrzegani byli jako postacie mediacyjne i łącznicy z "tamtym światem". Dlatego zwracano się do nich z prośbą o modlitwy za dusze zmarłych przodków, w zamian ofiarowując jedzenie (niekiedy specjalne pieczywo obrzędowe przygotowywane na tę okazję) lub datki pieniężne. Praktykowane w ramach obrzędów zadusznych przekazywanie jedzenia żebrakom interpretowane jest niekiedy jako forma karmienia dusz przodków, co potwierdza fakt, że w niektórych rejonach dawano im właśnie ulubione potrawy zmarłego.

Podczas tego święta obowiązywały liczne zakazy dotyczące wykonywania różnych prac i czynności, które mogłyby zakłócić spokój przebywających na ziemi dusz czy wręcz zagrozić im. Zakazywano min. głośnych zachowań przy stole i nagłego wstawania (co mogłoby wystraszyć dusze), sprzątania ze stołu po wieczerzy (żeby dusze mogły się pożywić), wylewania wody po myciu naczyń przez okno (aby nie oblać przebywających tam dusz) palenia w piecu (tą drogą - jak wierzono - dusze niekiedy dostawały się do domu) czy szycia, tkania lub przędzenia (żeby nie przyszyć lub uwiązać duszy, która nie mogłaby wrócić na "tamten świat")

Chrześcijaństwo z jednej strony walczyło z pogańskimi obrzędami, sukcesywnie zakazując ich praktykowania, z drugiej strony próbowało adaptować niektóre z nich, dążąc do ich chrystianizacji. W przypadku dziadów zarówno kościół katolicki, jak i prawosławny usiłowały zmarginalizować, a następnie zlikwidować święta pogańskie, wprowadzając na ich miejsce (w tych samych bądź zbliżonych momentach cyklu rocznego) święta i praktyki chrześcijańskie (odpowiednio radzicielskije suboty i zaduszki). 
Odmienną strategię przyjęto w kościele unickim, który zobowiązał księży do chodzenia wraz z ludnością wiejską na dziady i odmawiania tam modlitw Anioł Pański, Zdrowaś Mario i Wieczny Odpoczynek[. W niektórych regionach uniccy księża odprawiali na cmentarzach specjalne procesje, podczas których święcili poszczególne groby oraz zbierali pozostawione na nich pożywienie i pieniądze

Zaduszki czy Dziady?

Dziady (biał. Дзяды) – przedchrześcijański obrzęd zaduszny, którego istotą było "obcowanie żywych z umarłymi", a konkretnie nawiązywanie relacji z duszami przodków (dziadów), okresowo powracającymi do swych dawnych siedzib. Celem działań obrzędowych było pozyskanie przychylności zmarłych, których uważano za opiekunów w sferze płodności i urodzaju.

W tradycji słowiańskiej święta zaduszne przypadały od trzech do sześciu razy w roku – w zależności od danego regionu. Najważniejsze obrzędy obchodzono:

* wiosną: wiosenne święto zmarłych obchodzone w okolicach 2 V (zależnie od faz księżyca).

* jesienią: Dziady obchodzone w noc z 31 X na 1 XI, zwane też Nocą Zaduszkową, będące przygotowaniem do jesiennego święta zmarłych, obchodzonego w okolicach 2 XI (zależnie od faz księżyca)

W ramach obrzędów dziadów przybywające na "ten świat" dusze należało ugościć, aby zapewnić sobie ich przychylność i jednocześnie pomóc im w osiągnięciu spokoju w zaświatach. Podstawową formą obrzędową było karmienie i pojenie dusz (np. miodem, kaszą, jajkami, kutią i wódką) podczas specjalnych uczt przygotowywanych w domach lub na cmentarzach (bezpośrednio na grobach). Charakterystycznym elementem tych uczt było to, iż spożywający je domownicy zrzucali lub ulewali części potraw i napojów na stół, podłogę lub grób z przeznaczeniem dla dusz zmarłych.

W niektórych rejonach przodkom należało jednak także zapewnić możliwość wykąpania się (na tę okoliczność przygotowywano saunę) i ogrzania. Ten ostatni warunek spełniano rozpalając ogniska, których funkcja tłumaczona jest niekiedy również inaczej. Miały one oświetlać drogę wędrującym duszom, tak by nie zabłądziły i mogły spędzić tę noc wśród bliskich. Pozostałością tego zwyczaju są współczesne znicze zapalane na grobach. Ogień - zwłaszcza ten rozpalany na rozstajnych drogach - mógł mieć jednak również inne znaczenie. Chodziło o to, by uniemożliwić wyjście na świat demonom (duszom ludzi zmarłych nagłą śmiercią, samobójcom, topielcom itp.), które - jak wierzono - przejawiały w tym okresie wyjątkowa aktywność. W pewnych regionach Polski, np. na Podhalu w miejscu czyjejś gwałtownej śmierci każdy przechodzący miał obowiązek rzucić gałązkę na stos, który następnie co roku palono.

Szczególną rolę w obrzędach zadusznych odgrywali żebracy, których w wielu rejonach nazywano również dziadami. Ta zbieżność nazw nie była przypadkowa, ponieważ w wyobrażeniach ludowych wędrowni dziadowie-żebracy postrzegani byli jako postacie mediacyjne i łącznicy z "tamtym światem". Dlatego zwracano się do nich z prośbą o modlitwy za dusze zmarłych przodków, w zamian ofiarowując jedzenie (niekiedy specjalne pieczywo obrzędowe przygotowywane na tę okazję) lub datki pieniężne. Praktykowane w ramach obrzędów zadusznych przekazywanie jedzenia żebrakom interpretowane jest niekiedy jako forma karmienia dusz przodków, co potwierdza fakt, że w niektórych rejonach dawano im właśnie ulubione potrawy zmarłego.

Podczas tego święta obowiązywały liczne zakazy dotyczące wykonywania różnych prac i czynności, które mogłyby zakłócić spokój przebywających na ziemi dusz czy wręcz zagrozić im. Zakazywano min. głośnych zachowań przy stole i nagłego wstawania (co mogłoby wystraszyć dusze), sprzątania ze stołu po wieczerzy (żeby dusze mogły się pożywić), wylewania wody po myciu naczyń przez okno (aby nie oblać przebywających tam dusz) palenia w piecu (tą drogą - jak wierzono - dusze niekiedy dostawały się do domu) czy szycia, tkania lub przędzenia (żeby nie przyszyć lub uwiązać duszy, która nie mogłaby wrócić na "tamten świat")

Chrześcijaństwo z jednej strony walczyło z pogańskimi obrzędami, sukcesywnie zakazując ich praktykowania, z drugiej strony próbowało adaptować niektóre z nich, dążąc do ich chrystianizacji. W przypadku dziadów zarówno kościół katolicki, jak i prawosławny usiłowały zmarginalizować, a następnie zlikwidować święta pogańskie, wprowadzając na ich miejsce (w tych samych bądź zbliżonych momentach cyklu rocznego) święta i praktyki chrześcijańskie (odpowiednio radzicielskije suboty i zaduszki).
Odmienną strategię przyjęto w kościele unickim, który zobowiązał księży do chodzenia wraz z ludnością wiejską na dziady i odmawiania tam modlitw Anioł Pański, Zdrowaś Mario i Wieczny Odpoczynek[. W niektórych regionach uniccy księża odprawiali na cmentarzach specjalne procesje, podczas których święcili poszczególne groby oraz zbierali pozostawione na nich pożywienie i pieniądze

Carlo Giuliani – W dniu 20 lipca 2001 r., Giuliani uczestniczył w proteście przeciwko organizacji szczytu G8 w Genui we Włoszech, gdzie po raz pierwszy od dziesiątków lat na ulice wyszły masy demonstrantów szacowane nawet na 300 tysięcy osób. Zdaniem protestujących policja i władze przedstawiały mediom manifestantów jako groźnych terrorystów, prowokowały, robiły naloty na miejsca w których zatrzymali się aktywiści. Drugiego dnia szczytu, właśnie podczas takiego nalotu doszło do gwałtownych starć między protestującymi i włoskimi służbami bezpieczeństwa w okolicach Piazza Alimonda, w których uczestniczył też Carlo Giuliani. Jeden z pojazdów karabinierów został zatrzymany a następnie zaatakowany przez protestujących (uzbrojonych w metalowe słupy i deski). W środku tego konfliktu znalazł się Giuliani, który podniósł gaśnicę, chcąc ją rzucić w funkcjonariusza, do wnętrza policyjnego radiowozu Land Rover Defender. Został jednak postrzelony w twarz z małej odległości. Terenowy radiowóz przejechał następnie dwukrotnie po ciele Giulianiego.

Wszystkie oskarżenia przeciwko funkcjonariuszowi Mario Placanica, który postrzelił Giulianiego zostały wycofane, po tym gdy przewodniczący składu sędziowskiego uznał, iż śmiertelny pocisk który trafił Giulianiego nie było skierowany w niego bezpośrednio i że "trafił rykoszetem" a także orzekł, że policjant działał w obronie własnej, dlatego sprawa nie trafiła na wokandę[1].

Jednak w późniejszym procesie w Genui innych demonstrantów podejrzanych o udział w starciach w tym samym dniu kiedy Giuliani został zabity, lekarz medycyny sądowej, profesor Marco Salvi, który był konsultantem prokuratora prowadzącego sprawę przeciwko Mario Platanito, zeznał że Giuliani został trafiony bezpośrednio. Wniosek sędziego Daloiso, został zakwestionowany przez prasę, tak jak i decyzja o nie pociągnięciu do odpowiedzialności kierowcy policyjnego Land Rovera za przejechanie demonstranta, w oparciu o założenie że ten już nie żył. Lekarze przeprowadzający autopsję po tym jak antyglobalista został przejechany zeznał, że jego serce pomimo celnego strzału wciąż biło, co zostało potwierdzone przez profesora Salvi podczas procesu w Genui. Biegli kilkakrotnie wydawali rażąco sprzeczne opinie w sprawie okoliczności tej śmierci – raz twierdzono, że oddano do niego strzał z góry, innym razem, że z dołu, a ostatecznego rozstrzygnięcia nie udało się osiągnąć, gdyż w międzyczasie zwłoki zamordowanego pośpiesznie skremowano. Rodzinie nie dano szansy przeprowadzenia niezależnej autopsji, ani też wskazania własnego eksperta[2].

Pod koniec 2003 r. Placanica powiedział w dzienniku Il Resto del Carlino, że został wykorzystany by zatrzeć odpowiedzialności innych osób. Twierdził, że pocisk znaleziony w ciele Giulianiego nie był typowego kalibru dla broni karabinierów a także że śmiertelny strzał oddano najpewniej z zewnątrz placu.

Carlo Giuliani

W dniu 20 lipca 2001 r., Giuliani uczestniczył w proteście przeciwko organizacji szczytu G8 w Genui we Włoszech, gdzie po raz pierwszy od dziesiątków lat na ulice wyszły masy demonstrantów szacowane nawet na 300 tysięcy osób. Zdaniem protestujących policja i władze przedstawiały mediom manifestantów jako groźnych terrorystów, prowokowały, robiły naloty na miejsca w których zatrzymali się aktywiści. Drugiego dnia szczytu, właśnie podczas takiego nalotu doszło do gwałtownych starć między protestującymi i włoskimi służbami bezpieczeństwa w okolicach Piazza Alimonda, w których uczestniczył też Carlo Giuliani. Jeden z pojazdów karabinierów został zatrzymany a następnie zaatakowany przez protestujących (uzbrojonych w metalowe słupy i deski). W środku tego konfliktu znalazł się Giuliani, który podniósł gaśnicę, chcąc ją rzucić w funkcjonariusza, do wnętrza policyjnego radiowozu Land Rover Defender. Został jednak postrzelony w twarz z małej odległości. Terenowy radiowóz przejechał następnie dwukrotnie po ciele Giulianiego.

Wszystkie oskarżenia przeciwko funkcjonariuszowi Mario Placanica, który postrzelił Giulianiego zostały wycofane, po tym gdy przewodniczący składu sędziowskiego uznał, iż śmiertelny pocisk który trafił Giulianiego nie było skierowany w niego bezpośrednio i że "trafił rykoszetem" a także orzekł, że policjant działał w obronie własnej, dlatego sprawa nie trafiła na wokandę[1].

Jednak w późniejszym procesie w Genui innych demonstrantów podejrzanych o udział w starciach w tym samym dniu kiedy Giuliani został zabity, lekarz medycyny sądowej, profesor Marco Salvi, który był konsultantem prokuratora prowadzącego sprawę przeciwko Mario Platanito, zeznał że Giuliani został trafiony bezpośrednio. Wniosek sędziego Daloiso, został zakwestionowany przez prasę, tak jak i decyzja o nie pociągnięciu do odpowiedzialności kierowcy policyjnego Land Rovera za przejechanie demonstranta, w oparciu o założenie że ten już nie żył. Lekarze przeprowadzający autopsję po tym jak antyglobalista został przejechany zeznał, że jego serce pomimo celnego strzału wciąż biło, co zostało potwierdzone przez profesora Salvi podczas procesu w Genui. Biegli kilkakrotnie wydawali rażąco sprzeczne opinie w sprawie okoliczności tej śmierci – raz twierdzono, że oddano do niego strzał z góry, innym razem, że z dołu, a ostatecznego rozstrzygnięcia nie udało się osiągnąć, gdyż w międzyczasie zwłoki zamordowanego pośpiesznie skremowano. Rodzinie nie dano szansy przeprowadzenia niezależnej autopsji, ani też wskazania własnego eksperta[2].

Pod koniec 2003 r. Placanica powiedział w dzienniku Il Resto del Carlino, że został wykorzystany by zatrzeć odpowiedzialności innych osób. Twierdził, że pocisk znaleziony w ciele Giulianiego nie był typowego kalibru dla broni karabinierów a także że śmiertelny strzał oddano najpewniej z zewnątrz placu.

Mario ma kłopoty – Naturalne substancje są sukcesywnie delegalizowane na rzecz ich syntetycznych odpowiedników. Wybacz, Mario - trzeba było zrobić to co robi każdy cywilizowany człowiek - kupić sobie 2 C-P lub inny laboratoryjny syntetyk w sklepie z odczynnikami chemicznymi.

Mario ma kłopoty

Naturalne substancje są sukcesywnie delegalizowane na rzecz ich syntetycznych odpowiedników. Wybacz, Mario - trzeba było zrobić to co robi każdy cywilizowany człowiek - kupić sobie 2 C-P lub inny laboratoryjny syntetyk w sklepie z odczynnikami chemicznymi.


1