Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

Szukaj


 

Znalazłem 32 takie materiały

Pierwszą sprzedaną rzeczą w internecie była marihuana

Zanim jeszcze powstał Silk Road i Bitcoin’y, które ułatwiają sprzedaż narkotyków przez internet, znalezienie jakichkolwiek używek w internecie nie było tak łatwe.

Niedawny artykuł opublikowany w The Guardian wskazuje, że niektórzy mądrzy uczniowie we wczesnych latach 70-tych, (ponad 40 lat temu) którzy uczęszczali do koledżu w Stanford, dokonali pierwszej sprzedaży w internecie, a dokładnie marihuany.

W książce z 2007 roku John’a Markoff’a – “Jak kontrkultura lat sześćdziesiątych ukształtowała przemysł komputerów osobistych” ujawnia on, że pierwszą zawartą transakcją internetową były nieokreślone ilości marihuany:

“W 1971 lub 1972 roku, studenci Stanford używając konta ARPANET w Laboratorium Sztucznej Inteligencji Uniwersytetu Stanforda dokonywali transakcji handlowych z ich odpowiednikami w Massachusetts Institute of Technology. Zanim jeszcze działał Amazon i eBay, przełomowym aktem e-commerce była sprawa narkotyków. Studenci używali sieci spokojnie sprzedając nieustalone ilości marihuany”

W dzisiejszych czasach w Kalifornii i Massachusetts nie jest problemem, aby znaleźć marihuanę. Można znaleźć najbliższe placówki z medyczną marihuaną w Kalifornii za pomocą smartfona. Massachusetts poszło w ślady Kalifornii, idąc z własnym programem medycznej marihuany.

Sativex - drogi lek, który możesz zrobić sobie samemu

Sativex to jedyny dostępny w polskich aptekach lek na bazie konopi indyjskich. Stosowany jest w przypadkach stwardnienia rozsianego, kiedy pacjent nie reaguje na inne lekarstwa, a także w przypadkach terminalnych stadiów nowotworów, kiedy chory cierpi z powodu olbrzymiego bólu.
W rzeczywistości Sativex to nic innego jak nalewka z wyselekcjonowanych pod kątem odpowiedniej ilości THC i CBD, odmian marihuany. Lek zawiera dokładnie 2,7 mg THC i 2,5 mg CBD. Oprócz tego Sativex zawiera przeszło 100 innych kannabinoidów obecnych w roślinie.

Czytaj dalej →


Medyczna marihuana to nie tylko THC

Pewna grupa lekarzy (czyt. lobby farmaceutyczne) wskazuje na syntetyczne THC jako rozwiązanie kwestii medycznego stosowania marihuany. Ideologiczni zacietrzewieńcy przyklaskują im i z klapkami na oczach nie widzą przewagi naturalnego suszu nad sztuczną imitacją.

Czytaj dalej →


Czy legalizacja marihuany działa? Tak.Oto 3 powody

“Żałuję, że Amerykanie postanowili legalizować marihuanę.”

50-letni Rodrigo Silla (mówiący powyżej) od lat uprawia konopie indyjskie, i lamentuje on na szybko spadające ceny hurtowe marihuany.

Cztery stany USA i Dystrykt Kolumbii zalegalizowały marihuanę do celów rekreacyjnych w ciągu ostatnich 25 miesięcy sprawiając, że czarny rynek jest coraz mniejszy. Tak więc niemal rok po rozpoczęciu legalnej sprzedaży marihuany w Kolorado musimy sobie zadać pytanie:

Czy legalizacja rzeczywiście działa?

Czytaj dalej →


Dieta roślinna leczy. – Wywiad z Małgorzatą Desmond, dietetykiem i specjalistą medycyny żywienia, autorką wielu publikacji w zakresie medycyny żywienia, m.in. na temat niefarmakologicznych perspektyw leczenia cukrzycy, diet wegetariańskich, także ich wpływu na stan zdrowia i rozwój dzieci; ekspertem w programach telewizyjnych oraz radiowych.

Spójne wyniki pochodzące z badań na dziesiątkach tysięcy wegetarian wykazują, że mają oni niższą zachorowalność na chorobę niedokrwienną serca (o ok. 32 proc.), cukrzycę, nadciśnienie tętnicze, zespół metaboliczny, niższe stężenie cholesterolu i niższe BMI.

Jak ocenia Pani społeczne podejście w Polsce do stosowania diet roślinnych? Dużo się różni od zachodniego?

Na Zachodzie kobiety w ciąży czy matki z dziećmi, kiedy informują lekarza o stosowaniu diet wegetariańskich czy wegańskich, zazwyczaj nie spotkają się ze sprzeciwem. Lekarze przyjmują to ze spokojem, sugerując wizytę u dietetyka. Tymczasem z rozmów z rodzicami dzieci biorących udział w moim badaniu w Centrum Zdrowia Dziecka wiem, że niektórzy spotkali się nie tyle z agresją, co nawet odmową prowadzenia ich jako pacjentów, a w skrajnych przypadkach nawet groźbą podania do sądu. Reakcje takie zdarzały się, choć oczywiście nie były regułą.

Skąd ten brak zrozumienia?

Myślę, że częściowo z ignorancji. Studiowałam dużo za granicą i widzę, że w Polsce w programach studiów żywieniowych wegetarianizmowi poświęca się bardzo mało uwagi. Dlatego pokutuje powszechny pogląd, że on szkodzi i powoduje niedobory. To nieprawda, trzeba tylko wiedzieć, jak z takiej diety korzystać.

Stanowiska wszystkich większych organizacji medycznych i żywieniowych na świecie są zgodne: diety roślinne można stosować na każdym etapie życia i przynoszą one korzyści zdrowotne. Od lat 50. XX wieku naukowcy prowadzą – na setkach tysięcy wegetarian – badania epidemiologiczne. Wykonuje się też więcej badań klinicznych poświęconych tym dietom. Wzrost popularności diet roślinnych to nieunikniony trend, bo korzyści z ich stosowania potwierdza coraz więcej badań. Na szczęście także w Polsce ukazuje się więcej artykułów, które raczej informują niż straszą.

14-latka wraca ze szkoły i informuje mamę, że zamierza od dzisiaj przejść na wegetarianizm, bo tak zrobiły już wszystkie jej koleżanki. Jak powinna postąpić matka, żeby córka sobie nie zaszkodziła?

Najgorsze co mogłaby zrobić, to na siłę zabronić jej przejścia na wegetarianizm. Wtedy córka pewnie i tak to zrobi, tylko na własną rękę i rzeczywiście sobie zaszkodzi. Więc warto podejść do sprawy spokojnie i wybrać się z nastolatką przede wszystkim do specjalisty w zakresie żywienia po poradę dietetyczną. Ale powinien być to dietetyk, który zna literaturę medyczną na temat wegetarianizmu.

W wieku dojrzewania można sobie pozwolić na eksperymenty żywieniowe?

Powtórzę, nie jako osoba prywatna, tylko przywołując stanowiska amerykańskich, kanadyjskich i brytyjskich stowarzyszeń dietetyków, amerykańskich i kanadyjskich stowarzyszeń pediatrów oraz Departamentu Zdrowia USA: prawidłowo zbilansowana dieta wegetariańska, w tym wegańska, jest odpowiednia dla człowieka na każdym etapie życia.

Oczywiście zaleceń żywieniowych np. dla 14-latki nie można po prostu opublikować w sieci czy podyktować przez telefon. Dieta musi być ściśle dostosowana do wzrostu, masy ciała, aktywności fizycznej, płci itd. Możemy jednak mówić o ogólnych zasadach konstruowania diety roślinnej. Powinna się opierać na 4-5 grupach produktów: warzywach, owocach, produktach pełnoziarnistych, roślinach strączkowych oraz niewielkich ilościach orzechów i pestek. Tzw. laktoowowegetarianizm dopuszcza też mleko, sery i jaja. W przypadku produktów mlecznych, od drugiego roku życia powinno się spożywać produkty o obniżonej zawartości tłuszczu, ponieważ ich regularne spożywanie, szczególnie w formie pełnotłustej, skutkuje podwyższonym stężeniem cholesterolu.

Stanowiska światowych towarzystw pediatrycznych są jednoznaczne: jest to całkowicie bezpieczne. Jednak musi to być dieta odpowiednio zbilansowana i zawsze należy się udać po poradę do wykwalifikowanego w tym temacie dietetyka. Według szacunków, w Stanach Zjednoczonych żyje ok. 7,5 mln wegan, w tym dzieci. Odpowiednio zbilansowana dieta wegetariańska zapewni dziecku wszystkie potrzebne składniki odżywcze. Białko i żelazo znajdują się nie tylko w mięsie: to chyba największy mit dotyczący diet roślinnych. Wspólnie z prof. Januszem Książykiem prowadziłam w Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie badania dzieci 2-10-letnich stosujących diety wegańską, wegetariańską i tradycyjną. Okazało się, że w tych trzech grupach takie parametry jak morfologia krwi, stężenie albumin w surowicy (wskaźnik stanu odżywienia dziecka białkiem) były na takim samym poziomie. Potwierdzają to badania na dzieciach wegetariańskich z innych krajów.Wspomniała Pani, że na dietę roślinną można przejść w każdym wieku. Czy dotyczy to także dzieci?

Może sprzeciw bierze się stąd, że małe dziecko kojarzy się z mlekiem – jak więc mu go odmawiać?

Po pierwsze nie trzeba go odmawiać. Diety wegetariańskie zawierają w sobie też produkty mleczne. Ale jeżeli już ktoś decyduje się na dietę wegańską, można ją odpowiednio skomponować tak, aby nie brakło w niej niczego, co dostarcza mleko. Dla mnie skomponowanie wegańskiej diety właściwej dla małego dziecka jest łatwe, bo wiem, według jakich zasad się to robi. Ale rodzic absolutnie musi udać się do dietetyka. W naszym badaniu często obserwowaliśmy u dzieci wegańskich niedostateczną podaż wapnia w diecie. To wynikało nie tyle z braku nabiału, ale z tego, że rodzice nie wiedzieli, czym go zastąpić. Niestety w Polsce nie wydano do tej pory oficjalnych zaleceń na temat żywienia dzieci wegańskich i wegetariańskich. W wielu krajach zachodnich, m.in. w USA, takie zalecenia istnieją.

A czy na wegetarianizm może sobie pozwolić kobieta w ciąży?

Jak najbardziej. Stanowiska wyżej wymienionych towarzystw są w tej kwestii takie same, jak w przypadku małych dzieci. Tylko znowu: trzeba wiedzieć, jak to zrobić. Wstępne wyniki badań – wymagające jeszcze potwierdzenia – wskazują, że dieta roślinna obniża ryzyko stanu przedrzucawkowego i rzucawkowego.

Jednak w ostatnim czasie wskazano na stosowanie diety wegetariańskiej (a zwłaszcza spożywanie soi) przez matkę w pierwszym i drugim trymestrze ciąży jako na jedną z przyczyn spodziectwa (wady układu moczowego cechującej się nieprawidłowym ujściem cewki moczowej na brzusznej powierzchni prącia) u noworodków.

Do tej pory wykonano trzy badania, które oceniały ryzyko spodziectwa potomstwa związane z wegetariańską dietą matki. Dwa z nich wskazują na zwiększone ryzyko, jedno z nich nie wykazało żadnego związku. Niestety badania te nie były wykonane z dużą dokładnością, np. autorzy jednego z nich sugerowali, że zwiększone ryzyko może wiązać się z wyższym spożyciem soi przez matki wegetarianki, jednakże w badaniu tym nie mierzono spożycia soi przez jego uczestniczki. Inne z tych badań nie znalazło żadnego związku między spożyciem soi przez matki wegetarianki a ryzykiem tej przypadłości. Są one, więc w dużej mierze sprzeczne i na ich podstawie nie możemy wyciągnąć żadnych mocnych wniosków. Nie skłoniły one też żadnego dużego towarzystwa żywieniowego do zmiany pozytywnego stanowiska względem diet roślinnych w ciąży.

Czy są jakieś składniki odżywcze, które trzeba suplementować?

Owszem: witaminę B12, której w produktach roślinnych nie ma. Znajduje się ona wprawdzie w produktach mlecznych i jajkach, ale z badań wynika, że także u laktoowowegetarian jej stężenie we krwi jest zbyt niskie. W Polsce coraz częściej pojawiają się na szczęście w sprzedaży produkty fortyfikowane witaminą B12, np. mleko roślinne (sojowe czy ryżowe). Kwestię sposobu suplementacji dietetyk omawia z każdym pacjentem indywidualnie.

Suplementuje się także witaminę D, ale to zalecenie (wydane przez konsultanta krajowego) dotyczy wszystkich, bez względu na przyjętą dietę, w okresie od października do marca, a w zależności od wyników stężenia witaminy D w surowicy – u niektórych też i w okresie letnim, choć to trzeba indywidualnie omówić z dietetykiem czy lekarzem.

Czyli za pomocą diet roślinnych można osiągnąć korzyści zdrowotne?

Tak, te diety pełnią ważną funkcję w prewencji pierwotnej chorób. Spójne wyniki pochodzące z badań na dziesiątkach tysięcy wegetarian wykazują, że mają oni niższą zachorowalność na chorobę niedokrwienną serca (o ok. 32 proc.), cukrzycę, nadciśnienie tętnicze, zespół metaboliczny, niższe stężenie cholesterolu i niższe BMI.

Ale niezwykle istotna jest również kwestia prewencji wtórnej. Niskotłuszczowa dieta wegańska oparta o niskoprzetworzone produkty jest w stanie obniżyć stężenie cholesterolu w stopniu porównywalnym do leków (o ok. 40 proc.), a także cofnąć zmiany miażdżycowe. Terapia taką dietą została obecnie zaaprobowana przez Amerykański Departament Zdrowia i Amerykanie, którzy kwalifikują się do operacji wszczepienia by-passów czy angioplastyki, są uprawnieni do jej refundowania jako opcji terapeutycznej. Tego typu dieta jest też skuteczniejsza niż diety tradycyjnie zalecane przez towarzystwa diabetologiczne w terapii cukrzycy typu 2 (potwierdzono to w wielu badaniach klinicznych, w tym w dwóch badaniach bardzo wysoko cenionych w medycynie, tzw. badaniach z randomizacją )

Z badań w dziedzinie reumatologii wynika, że diety roślinne, wegetariańskie, wegańskie, czy wręcz surowe wegańskie (witariańskie), skutkują korzystnymi efektami np. przy reumatoloidalnym zapaleniu stawów. Przegląd badań sugeruje, że zmniejszają się pod ich wpływem dolegliwości bólowe, i towarzyszy temu wyciszenie nadreaktywności układu immunologicznego poprzez zmniejszenie stanu zapalnego.

W jednym z programów telewizyjnych powiedziała Pani kiedyś, że dieta roślinna wycisza układ immunologiczny.

W moim poradnictwie żywieniowym współpracuję z reumatologiem dr n. med. Edytą Biernat-Kałużą. W leczeniu pacjentów reumatologicznych stosujemy najczęściej dietę roślinną (choć niekoniecznie w 100 proc. wegańską) ale eliminacyjną – bezglutenową, wykluczającą często też inne antygeny (jak np. białko mleka krowiego, kukurydzę, ryż).

Badania w tej dziedzinie sugerują, że efekt terapeutyczny osiągany jest na trzech poziomach. Po pierwsze następuje wyciszenie reakcji zapalnych organizmu poprzez dietę bogatą w warzywa i owoce, zawierające substancje przeciwzapalne, jak również poprzez unikanie produktów nasilających reakcje zapalne (np. czerwone mięso). Po drugie – ze względu na brak stymulacji układu odpornościowego przez antygeny (na które niektóre osoby reagują z racji uwarunkowań dziedzicznych) organizm produkuje mniej autoprzeciwciał i kompleksów immunologicznych, co skutkuje zmniejszeniem nasilenia procesu chorobowego. Po trzecie zachodzi zmiana bakteryjnej flory jelitowej z prozapalnej na przeciwzapalną. Dziś wiemy, że bakterie w naszym jelicie pozostają w ścisłej komunikacji z naszym układem odpornościowym. Możemy to osiągnąć za pomocą eliminacyjnej diety roślinnej.

Mówię to podstawie nie tylko opublikowanych wyników badań, ale także klinicznych efektów u naszych pacjentów. Diety takie stosujemy z korzystnymi efektami terapeutycznymi w przypadkach wspomnianego reumatoidalnego zapalenia stawów, ale także łuszczycowego i reaktywnego zapalenia stawów, zesztywniającego zapalenia stawów kręgosłupa, a nawet tocznia rumieniowatego układowego. Na naszej stronie internetowej można posłuchać samych pacjentów, którzy po przejściu terapii dietą opowiadają o swoich sukcesach terapeutycznych: http://www.carolina.pl/pacjent/1028-historie_sukcesow_terapeutycznych_pacjentow_cmz_filmy.html

Czy dietę wegańską ocenia Pani wyżej niż laktoowowegetariańską?

Większość badań długoterminowych, kohortowych nie daje jednoznacznej odpowiedzi, która dieta jest najkorzystniejsza z punktu widzenia prewencji chorób. Jednak najnowsze wyniki badania Adventist Heath Study II, prowadzonego na 90 tys. osób (w tym w dużej części na wegetarianach i weganach) wykazują, że weganie dzięki stosowanej diecie w największym stopniu ograniczają u siebie ryzyko wystąpienia cukrzycy, nadciśnienia i zespołu metabolicznego, jak również nadwagi i otyłości. Na kolejnych miejscach plasują się wegetarianie, potem tzw. fish-eaters, a na końcu „wszystkożercy”.

Wróćmy do diety stosowanej prewencyjnie. Czy można przejść na wegetarianizm zarabiając średnią krajową?

To zależy, na jakie produkty się zdecydujemy. Jeśli do diety włączymy papaję, mango i daktyle medjool, to rzeczywiście musimy zarabiać ponadprzeciętnie. Ale takie produkty jak kasze, rośliny strączkowe, soczewica, jabłka, gruszki itp. są niedrogie. Trudniej jest z warzywami i owocami poza sezonem, ale można z powodzeniem stosować mrożonki. Podobną „inwestycję” muszą jednak wykonywać także osoby na diecie tradycyjnej, chcące się zdrowo odżywiać.

Proszę na koniec zaproponować coś zdrowego i smacznego na wegańskie śniadanie.

Warto zjeść np. owsiankę na mleku sojowym, ryżowym czy migdałowym z dodatkiem cynamonu, owoców suszonych albo startego jabłka. Spróbujmy też coraz popularniejszego na zachodzie koktajlu owocowego na mleku roślinnym z dodatkiem zielonych warzyw liściastych. Miksujemy mleko sojowe, mrożone jagody albo maliny, dwa banany, a do tego dodajemy garść szpinaku sałatkowego. A jeśli wolimy coś na słono, proponuję kanapkę z chleba pełnoziarnistego z humusem (pastą z cieciorki) z dodatkiem warzyw albo omlet z tofu.

Muszę wspomnieć, że pacjenci, którzy przechodzą u mnie na dietę w dużej mierze roślinną czy nawet wegetariańską w większości twierdzą, że odkryli zupełnie nowe smaki, a ich żywienie stało się o wiele bardziej urozmaicone.

Rozmawiał:
Maciej Müller

Dieta roślinna leczy.

Wywiad z Małgorzatą Desmond, dietetykiem i specjalistą medycyny żywienia, autorką wielu publikacji w zakresie medycyny żywienia, m.in. na temat niefarmakologicznych perspektyw leczenia cukrzycy, diet wegetariańskich, także ich wpływu na stan zdrowia i rozwój dzieci; ekspertem w programach telewizyjnych oraz radiowych.

Spójne wyniki pochodzące z badań na dziesiątkach tysięcy wegetarian wykazują, że mają oni niższą zachorowalność na chorobę niedokrwienną serca (o ok. 32 proc.), cukrzycę, nadciśnienie tętnicze, zespół metaboliczny, niższe stężenie cholesterolu i niższe BMI.

Jak ocenia Pani społeczne podejście w Polsce do stosowania diet roślinnych? Dużo się różni od zachodniego?

Na Zachodzie kobiety w ciąży czy matki z dziećmi, kiedy informują lekarza o stosowaniu diet wegetariańskich czy wegańskich, zazwyczaj nie spotkają się ze sprzeciwem. Lekarze przyjmują to ze spokojem, sugerując wizytę u dietetyka. Tymczasem z rozmów z rodzicami dzieci biorących udział w moim badaniu w Centrum Zdrowia Dziecka wiem, że niektórzy spotkali się nie tyle z agresją, co nawet odmową prowadzenia ich jako pacjentów, a w skrajnych przypadkach nawet groźbą podania do sądu. Reakcje takie zdarzały się, choć oczywiście nie były regułą.

Skąd ten brak zrozumienia?

Myślę, że częściowo z ignorancji. Studiowałam dużo za granicą i widzę, że w Polsce w programach studiów żywieniowych wegetarianizmowi poświęca się bardzo mało uwagi. Dlatego pokutuje powszechny pogląd, że on szkodzi i powoduje niedobory. To nieprawda, trzeba tylko wiedzieć, jak z takiej diety korzystać.

Stanowiska wszystkich większych organizacji medycznych i żywieniowych na świecie są zgodne: diety roślinne można stosować na każdym etapie życia i przynoszą one korzyści zdrowotne. Od lat 50. XX wieku naukowcy prowadzą – na setkach tysięcy wegetarian – badania epidemiologiczne. Wykonuje się też więcej badań klinicznych poświęconych tym dietom. Wzrost popularności diet roślinnych to nieunikniony trend, bo korzyści z ich stosowania potwierdza coraz więcej badań. Na szczęście także w Polsce ukazuje się więcej artykułów, które raczej informują niż straszą.

14-latka wraca ze szkoły i informuje mamę, że zamierza od dzisiaj przejść na wegetarianizm, bo tak zrobiły już wszystkie jej koleżanki. Jak powinna postąpić matka, żeby córka sobie nie zaszkodziła?

Najgorsze co mogłaby zrobić, to na siłę zabronić jej przejścia na wegetarianizm. Wtedy córka pewnie i tak to zrobi, tylko na własną rękę i rzeczywiście sobie zaszkodzi. Więc warto podejść do sprawy spokojnie i wybrać się z nastolatką przede wszystkim do specjalisty w zakresie żywienia po poradę dietetyczną. Ale powinien być to dietetyk, który zna literaturę medyczną na temat wegetarianizmu.

W wieku dojrzewania można sobie pozwolić na eksperymenty żywieniowe?

Powtórzę, nie jako osoba prywatna, tylko przywołując stanowiska amerykańskich, kanadyjskich i brytyjskich stowarzyszeń dietetyków, amerykańskich i kanadyjskich stowarzyszeń pediatrów oraz Departamentu Zdrowia USA: prawidłowo zbilansowana dieta wegetariańska, w tym wegańska, jest odpowiednia dla człowieka na każdym etapie życia.

Oczywiście zaleceń żywieniowych np. dla 14-latki nie można po prostu opublikować w sieci czy podyktować przez telefon. Dieta musi być ściśle dostosowana do wzrostu, masy ciała, aktywności fizycznej, płci itd. Możemy jednak mówić o ogólnych zasadach konstruowania diety roślinnej. Powinna się opierać na 4-5 grupach produktów: warzywach, owocach, produktach pełnoziarnistych, roślinach strączkowych oraz niewielkich ilościach orzechów i pestek. Tzw. laktoowowegetarianizm dopuszcza też mleko, sery i jaja. W przypadku produktów mlecznych, od drugiego roku życia powinno się spożywać produkty o obniżonej zawartości tłuszczu, ponieważ ich regularne spożywanie, szczególnie w formie pełnotłustej, skutkuje podwyższonym stężeniem cholesterolu.

Stanowiska światowych towarzystw pediatrycznych są jednoznaczne: jest to całkowicie bezpieczne. Jednak musi to być dieta odpowiednio zbilansowana i zawsze należy się udać po poradę do wykwalifikowanego w tym temacie dietetyka. Według szacunków, w Stanach Zjednoczonych żyje ok. 7,5 mln wegan, w tym dzieci. Odpowiednio zbilansowana dieta wegetariańska zapewni dziecku wszystkie potrzebne składniki odżywcze. Białko i żelazo znajdują się nie tylko w mięsie: to chyba największy mit dotyczący diet roślinnych. Wspólnie z prof. Januszem Książykiem prowadziłam w Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie badania dzieci 2-10-letnich stosujących diety wegańską, wegetariańską i tradycyjną. Okazało się, że w tych trzech grupach takie parametry jak morfologia krwi, stężenie albumin w surowicy (wskaźnik stanu odżywienia dziecka białkiem) były na takim samym poziomie. Potwierdzają to badania na dzieciach wegetariańskich z innych krajów.Wspomniała Pani, że na dietę roślinną można przejść w każdym wieku. Czy dotyczy to także dzieci?

Może sprzeciw bierze się stąd, że małe dziecko kojarzy się z mlekiem – jak więc mu go odmawiać?

Po pierwsze nie trzeba go odmawiać. Diety wegetariańskie zawierają w sobie też produkty mleczne. Ale jeżeli już ktoś decyduje się na dietę wegańską, można ją odpowiednio skomponować tak, aby nie brakło w niej niczego, co dostarcza mleko. Dla mnie skomponowanie wegańskiej diety właściwej dla małego dziecka jest łatwe, bo wiem, według jakich zasad się to robi. Ale rodzic absolutnie musi udać się do dietetyka. W naszym badaniu często obserwowaliśmy u dzieci wegańskich niedostateczną podaż wapnia w diecie. To wynikało nie tyle z braku nabiału, ale z tego, że rodzice nie wiedzieli, czym go zastąpić. Niestety w Polsce nie wydano do tej pory oficjalnych zaleceń na temat żywienia dzieci wegańskich i wegetariańskich. W wielu krajach zachodnich, m.in. w USA, takie zalecenia istnieją.

A czy na wegetarianizm może sobie pozwolić kobieta w ciąży?

Jak najbardziej. Stanowiska wyżej wymienionych towarzystw są w tej kwestii takie same, jak w przypadku małych dzieci. Tylko znowu: trzeba wiedzieć, jak to zrobić. Wstępne wyniki badań – wymagające jeszcze potwierdzenia – wskazują, że dieta roślinna obniża ryzyko stanu przedrzucawkowego i rzucawkowego.

Jednak w ostatnim czasie wskazano na stosowanie diety wegetariańskiej (a zwłaszcza spożywanie soi) przez matkę w pierwszym i drugim trymestrze ciąży jako na jedną z przyczyn spodziectwa (wady układu moczowego cechującej się nieprawidłowym ujściem cewki moczowej na brzusznej powierzchni prącia) u noworodków.

Do tej pory wykonano trzy badania, które oceniały ryzyko spodziectwa potomstwa związane z wegetariańską dietą matki. Dwa z nich wskazują na zwiększone ryzyko, jedno z nich nie wykazało żadnego związku. Niestety badania te nie były wykonane z dużą dokładnością, np. autorzy jednego z nich sugerowali, że zwiększone ryzyko może wiązać się z wyższym spożyciem soi przez matki wegetarianki, jednakże w badaniu tym nie mierzono spożycia soi przez jego uczestniczki. Inne z tych badań nie znalazło żadnego związku między spożyciem soi przez matki wegetarianki a ryzykiem tej przypadłości. Są one, więc w dużej mierze sprzeczne i na ich podstawie nie możemy wyciągnąć żadnych mocnych wniosków. Nie skłoniły one też żadnego dużego towarzystwa żywieniowego do zmiany pozytywnego stanowiska względem diet roślinnych w ciąży.

Czy są jakieś składniki odżywcze, które trzeba suplementować?

Owszem: witaminę B12, której w produktach roślinnych nie ma. Znajduje się ona wprawdzie w produktach mlecznych i jajkach, ale z badań wynika, że także u laktoowowegetarian jej stężenie we krwi jest zbyt niskie. W Polsce coraz częściej pojawiają się na szczęście w sprzedaży produkty fortyfikowane witaminą B12, np. mleko roślinne (sojowe czy ryżowe). Kwestię sposobu suplementacji dietetyk omawia z każdym pacjentem indywidualnie.

Suplementuje się także witaminę D, ale to zalecenie (wydane przez konsultanta krajowego) dotyczy wszystkich, bez względu na przyjętą dietę, w okresie od października do marca, a w zależności od wyników stężenia witaminy D w surowicy – u niektórych też i w okresie letnim, choć to trzeba indywidualnie omówić z dietetykiem czy lekarzem.

Czyli za pomocą diet roślinnych można osiągnąć korzyści zdrowotne?

Tak, te diety pełnią ważną funkcję w prewencji pierwotnej chorób. Spójne wyniki pochodzące z badań na dziesiątkach tysięcy wegetarian wykazują, że mają oni niższą zachorowalność na chorobę niedokrwienną serca (o ok. 32 proc.), cukrzycę, nadciśnienie tętnicze, zespół metaboliczny, niższe stężenie cholesterolu i niższe BMI.

Ale niezwykle istotna jest również kwestia prewencji wtórnej. Niskotłuszczowa dieta wegańska oparta o niskoprzetworzone produkty jest w stanie obniżyć stężenie cholesterolu w stopniu porównywalnym do leków (o ok. 40 proc.), a także cofnąć zmiany miażdżycowe. Terapia taką dietą została obecnie zaaprobowana przez Amerykański Departament Zdrowia i Amerykanie, którzy kwalifikują się do operacji wszczepienia by-passów czy angioplastyki, są uprawnieni do jej refundowania jako opcji terapeutycznej. Tego typu dieta jest też skuteczniejsza niż diety tradycyjnie zalecane przez towarzystwa diabetologiczne w terapii cukrzycy typu 2 (potwierdzono to w wielu badaniach klinicznych, w tym w dwóch badaniach bardzo wysoko cenionych w medycynie, tzw. badaniach z randomizacją )

Z badań w dziedzinie reumatologii wynika, że diety roślinne, wegetariańskie, wegańskie, czy wręcz surowe wegańskie (witariańskie), skutkują korzystnymi efektami np. przy reumatoloidalnym zapaleniu stawów. Przegląd badań sugeruje, że zmniejszają się pod ich wpływem dolegliwości bólowe, i towarzyszy temu wyciszenie nadreaktywności układu immunologicznego poprzez zmniejszenie stanu zapalnego.

W jednym z programów telewizyjnych powiedziała Pani kiedyś, że dieta roślinna wycisza układ immunologiczny.

W moim poradnictwie żywieniowym współpracuję z reumatologiem dr n. med. Edytą Biernat-Kałużą. W leczeniu pacjentów reumatologicznych stosujemy najczęściej dietę roślinną (choć niekoniecznie w 100 proc. wegańską) ale eliminacyjną – bezglutenową, wykluczającą często też inne antygeny (jak np. białko mleka krowiego, kukurydzę, ryż).

Badania w tej dziedzinie sugerują, że efekt terapeutyczny osiągany jest na trzech poziomach. Po pierwsze następuje wyciszenie reakcji zapalnych organizmu poprzez dietę bogatą w warzywa i owoce, zawierające substancje przeciwzapalne, jak również poprzez unikanie produktów nasilających reakcje zapalne (np. czerwone mięso). Po drugie – ze względu na brak stymulacji układu odpornościowego przez antygeny (na które niektóre osoby reagują z racji uwarunkowań dziedzicznych) organizm produkuje mniej autoprzeciwciał i kompleksów immunologicznych, co skutkuje zmniejszeniem nasilenia procesu chorobowego. Po trzecie zachodzi zmiana bakteryjnej flory jelitowej z prozapalnej na przeciwzapalną. Dziś wiemy, że bakterie w naszym jelicie pozostają w ścisłej komunikacji z naszym układem odpornościowym. Możemy to osiągnąć za pomocą eliminacyjnej diety roślinnej.

Mówię to podstawie nie tylko opublikowanych wyników badań, ale także klinicznych efektów u naszych pacjentów. Diety takie stosujemy z korzystnymi efektami terapeutycznymi w przypadkach wspomnianego reumatoidalnego zapalenia stawów, ale także łuszczycowego i reaktywnego zapalenia stawów, zesztywniającego zapalenia stawów kręgosłupa, a nawet tocznia rumieniowatego układowego. Na naszej stronie internetowej można posłuchać samych pacjentów, którzy po przejściu terapii dietą opowiadają o swoich sukcesach terapeutycznych: http://www.carolina.pl/pacjent/1028-historie_sukcesow_terapeutycznych_pacjentow_cmz_filmy.html

Czy dietę wegańską ocenia Pani wyżej niż laktoowowegetariańską?

Większość badań długoterminowych, kohortowych nie daje jednoznacznej odpowiedzi, która dieta jest najkorzystniejsza z punktu widzenia prewencji chorób. Jednak najnowsze wyniki badania Adventist Heath Study II, prowadzonego na 90 tys. osób (w tym w dużej części na wegetarianach i weganach) wykazują, że weganie dzięki stosowanej diecie w największym stopniu ograniczają u siebie ryzyko wystąpienia cukrzycy, nadciśnienia i zespołu metabolicznego, jak również nadwagi i otyłości. Na kolejnych miejscach plasują się wegetarianie, potem tzw. fish-eaters, a na końcu „wszystkożercy”.

Wróćmy do diety stosowanej prewencyjnie. Czy można przejść na wegetarianizm zarabiając średnią krajową?

To zależy, na jakie produkty się zdecydujemy. Jeśli do diety włączymy papaję, mango i daktyle medjool, to rzeczywiście musimy zarabiać ponadprzeciętnie. Ale takie produkty jak kasze, rośliny strączkowe, soczewica, jabłka, gruszki itp. są niedrogie. Trudniej jest z warzywami i owocami poza sezonem, ale można z powodzeniem stosować mrożonki. Podobną „inwestycję” muszą jednak wykonywać także osoby na diecie tradycyjnej, chcące się zdrowo odżywiać.

Proszę na koniec zaproponować coś zdrowego i smacznego na wegańskie śniadanie.

Warto zjeść np. owsiankę na mleku sojowym, ryżowym czy migdałowym z dodatkiem cynamonu, owoców suszonych albo startego jabłka. Spróbujmy też coraz popularniejszego na zachodzie koktajlu owocowego na mleku roślinnym z dodatkiem zielonych warzyw liściastych. Miksujemy mleko sojowe, mrożone jagody albo maliny, dwa banany, a do tego dodajemy garść szpinaku sałatkowego. A jeśli wolimy coś na słono, proponuję kanapkę z chleba pełnoziarnistego z humusem (pastą z cieciorki) z dodatkiem warzyw albo omlet z tofu.

Muszę wspomnieć, że pacjenci, którzy przechodzą u mnie na dietę w dużej mierze roślinną czy nawet wegetariańską w większości twierdzą, że odkryli zupełnie nowe smaki, a ich żywienie stało się o wiele bardziej urozmaicone.

Rozmawiał:
Maciej Müller

Chile: pierwsze rośliny marihuany do użytku medycznego – Posadzono pierwsze rośliny medycznej marihuany w Chile, które należą do pilotażowego programu, którego celem jest złagodzenie bólu u chorych na raka. 850 nasion zostało przywiezionych z Holandii, a olej uzyskiwany z około połowy roślin będzie wykorzystany przez około 200 pacjentów wybranych przez gminę w stolicy Santiago. 

“Żyjemy w czasach gdzie Chile i reszta świata nie może zamknąć się na nowe dowody. Marihuana może dać trochę godności tym, którzy cierpią”, powiedział burmistrz dzielnicy La Florida Rodolfo Carter, dla którego inspiracją było oglądanie zmarłego ojca który przegrał walkę z rakiem. “Ona nie leczy raka, ale może złagodzić ból”.

Chilijski eksperyment łagodzi ograniczenia dotyczące ograniczeń dla celów medycznych i rekreacyjnych. Ponad 20 stanów w USA zalegalizowało medyczną marihuanę, a Kolorado i Waszyngton zalegalizowało marihuanę do użytku osobistego. W zeszłym roku Urugwaj został pierwszym krajem który zalegalizował rynek marihuany.

Minister sprawiedliwości Jamajki ogłosił plany legalizacji marihuany do celów medycznych i religijnych, jak również dekryminalizację jej posiadania w ilościach do 2 uncji (57 gramów). A w Kolumbii, Juan Manuel Santos niedawno zatwierdził nowo wprowadzone przepisy legalizacji marihuany do użytku medycznego i terapeutycznego.

Chile: pierwsze rośliny marihuany do użytku medycznego

Posadzono pierwsze rośliny medycznej marihuany w Chile, które należą do pilotażowego programu, którego celem jest złagodzenie bólu u chorych na raka. 850 nasion zostało przywiezionych z Holandii, a olej uzyskiwany z około połowy roślin będzie wykorzystany przez około 200 pacjentów wybranych przez gminę w stolicy Santiago.

“Żyjemy w czasach gdzie Chile i reszta świata nie może zamknąć się na nowe dowody. Marihuana może dać trochę godności tym, którzy cierpią”, powiedział burmistrz dzielnicy La Florida Rodolfo Carter, dla którego inspiracją było oglądanie zmarłego ojca który przegrał walkę z rakiem. “Ona nie leczy raka, ale może złagodzić ból”.

Chilijski eksperyment łagodzi ograniczenia dotyczące ograniczeń dla celów medycznych i rekreacyjnych. Ponad 20 stanów w USA zalegalizowało medyczną marihuanę, a Kolorado i Waszyngton zalegalizowało marihuanę do użytku osobistego. W zeszłym roku Urugwaj został pierwszym krajem który zalegalizował rynek marihuany.

Minister sprawiedliwości Jamajki ogłosił plany legalizacji marihuany do celów medycznych i religijnych, jak również dekryminalizację jej posiadania w ilościach do 2 uncji (57 gramów). A w Kolumbii, Juan Manuel Santos niedawno zatwierdził nowo wprowadzone przepisy legalizacji marihuany do użytku medycznego i terapeutycznego.

Sąd po ludzku. – 37-letni, ciężko chory na nowotwór mieszkaniec Lublina przyłapany na uprawie marihuany nie odpowie przed sądem za zbrodnię, co mu początkowo zarzucono. Zarówno prokuratura, jak i sąd wzięły pod uwagę, że "trawkę" hodował, by łagodzić skutki raka
Na początku kwietnia policjanci dostali donos, że na strychu jednego z budynków przy ul. Turystycznej znajdą marihuanę. Informator podał im też na tacy właściciela plantacji - 37-letniego mieszkańca Lublina.

Zbrodnia, ale taka jak inna

Z pewnością nie chodziło o narkotykowe porachunki między dilerami, ale zwykłą zemstę.

Dlaczego można tak sądzić? Otóż pod wskazanym adresem funkcjonariusze rzeczywiście znaleźli prawie 120 gramów niedosuszonej jeszcze marihuany. Budynek zajmowała siostra 37-latka, ale udostępniła bratu wydzielone pomieszczenie na strychu. Krzaki rosły pod folią, naświetlane lampami. Wszystko wyglądało na profesjonalnie przygotowane. Tego samego dnia zatrzymano 37-latka. Na przesłuchaniu przyznał się do uprawiania i wytwarzania "trawki".

Prokuratura nie miała wyjścia i w kwietniu musiała postawić mu zarzut uprawiania i wytwarzania znacznej ilości narkotyków dla korzyści majątkowych. Według prawa to zbrodnia. Mężczyzna mógł pójść do więzienia nawet na 15 lat.

Śledczy jednak nie potraktowali tej sprawy jako jednej z wielu. Po pierwsze, 37-letni lublinianin zarzekał się, że nie jest handlarzem. Faktycznie nie trzymał wagi ani foliowych torebek, w których zwykle dystrybuuje się marihuanę. Mężczyzna wyznał, że jest bezrobotny i ma raka, który wyniszcza jego organizm.

Co wolno w USA

W październiku 2012 roku kupił w internecie ziarenka konopi indyjskich i założył uprawę. Wszystko, co wyrosło, palił sam, aby złagodzić skutki nowotworu, uśmierzyć ból, powstrzymać wymioty i łatwiej zasypiać. Prokuratorowi pokazał dokumentację medyczną, która potwierdziła jego słowa o chorobie. W Polsce nie można legalnie dostać marihuany do celów leczniczych. Dozwolone jest to w Stanach Zjednoczonych.

Śledczy mieli jednak ciężki orzech do zgryzienia, bo jakby nie patrzeć postępowanie 37-latka podpadało pod zbrodnię. Szczęśliwie okazało się, że po wysuszeniu marihuany nie było już jej prawie 120 gramów, ale znacznie mniej. I co najważniejsze, nikt nie zamierzał zarabiać na jej rozprowadzaniu. Zniknął więc surowy paragraf.

Bez aresztu

Mieszkaniec Lublina nie był też wcześniej karany. Dlatego Prokuratura Rejonowa w Lublinie zamiast go oskarżyć, przesłała do sądu wniosek o warunkowe umorzenie postępowania przeciwko niemu.

- Z uwagi na motywy popełnienia przestępstwa, uzasadnione chorobą - zaznacza Paweł Banach, zastępca szefa lubelskiej prokuratury rejonowej.

Jak dowiedziała się "Wyborcza", Sąd Rejonowy Lublin-Wschód właśnie w całości zgodził się ze stanowiskiem prokuratury. Dla 37-latka oznacza to, że uniknie kary, choć sąd potwierdził, że dopuścił się czynu ustalonego przez śledczych.

Chory na raka nie został nigdy tymczasowo aresztowany, choć w poważnych sprawach narkotykowych prokuratura zwykle domaga się umieszczenia podejrzanego za kratkami na czas śledztwa.

Sąd po ludzku.

37-letni, ciężko chory na nowotwór mieszkaniec Lublina przyłapany na uprawie marihuany nie odpowie przed sądem za zbrodnię, co mu początkowo zarzucono. Zarówno prokuratura, jak i sąd wzięły pod uwagę, że "trawkę" hodował, by łagodzić skutki raka
Na początku kwietnia policjanci dostali donos, że na strychu jednego z budynków przy ul. Turystycznej znajdą marihuanę. Informator podał im też na tacy właściciela plantacji - 37-letniego mieszkańca Lublina.

Zbrodnia, ale taka jak inna

Z pewnością nie chodziło o narkotykowe porachunki między dilerami, ale zwykłą zemstę.

Dlaczego można tak sądzić? Otóż pod wskazanym adresem funkcjonariusze rzeczywiście znaleźli prawie 120 gramów niedosuszonej jeszcze marihuany. Budynek zajmowała siostra 37-latka, ale udostępniła bratu wydzielone pomieszczenie na strychu. Krzaki rosły pod folią, naświetlane lampami. Wszystko wyglądało na profesjonalnie przygotowane. Tego samego dnia zatrzymano 37-latka. Na przesłuchaniu przyznał się do uprawiania i wytwarzania "trawki".

Prokuratura nie miała wyjścia i w kwietniu musiała postawić mu zarzut uprawiania i wytwarzania znacznej ilości narkotyków dla korzyści majątkowych. Według prawa to zbrodnia. Mężczyzna mógł pójść do więzienia nawet na 15 lat.

Śledczy jednak nie potraktowali tej sprawy jako jednej z wielu. Po pierwsze, 37-letni lublinianin zarzekał się, że nie jest handlarzem. Faktycznie nie trzymał wagi ani foliowych torebek, w których zwykle dystrybuuje się marihuanę. Mężczyzna wyznał, że jest bezrobotny i ma raka, który wyniszcza jego organizm.

Co wolno w USA

W październiku 2012 roku kupił w internecie ziarenka konopi indyjskich i założył uprawę. Wszystko, co wyrosło, palił sam, aby złagodzić skutki nowotworu, uśmierzyć ból, powstrzymać wymioty i łatwiej zasypiać. Prokuratorowi pokazał dokumentację medyczną, która potwierdziła jego słowa o chorobie. W Polsce nie można legalnie dostać marihuany do celów leczniczych. Dozwolone jest to w Stanach Zjednoczonych.

Śledczy mieli jednak ciężki orzech do zgryzienia, bo jakby nie patrzeć postępowanie 37-latka podpadało pod zbrodnię. Szczęśliwie okazało się, że po wysuszeniu marihuany nie było już jej prawie 120 gramów, ale znacznie mniej. I co najważniejsze, nikt nie zamierzał zarabiać na jej rozprowadzaniu. Zniknął więc surowy paragraf.

Bez aresztu

Mieszkaniec Lublina nie był też wcześniej karany. Dlatego Prokuratura Rejonowa w Lublinie zamiast go oskarżyć, przesłała do sądu wniosek o warunkowe umorzenie postępowania przeciwko niemu.

- Z uwagi na motywy popełnienia przestępstwa, uzasadnione chorobą - zaznacza Paweł Banach, zastępca szefa lubelskiej prokuratury rejonowej.

Jak dowiedziała się "Wyborcza", Sąd Rejonowy Lublin-Wschód właśnie w całości zgodził się ze stanowiskiem prokuratury. Dla 37-latka oznacza to, że uniknie kary, choć sąd potwierdził, że dopuścił się czynu ustalonego przez śledczych.

Chory na raka nie został nigdy tymczasowo aresztowany, choć w poważnych sprawach narkotykowych prokuratura zwykle domaga się umieszczenia podejrzanego za kratkami na czas śledztwa.

84% Brytyjczyków uważa, że wojna z narkotykami nie ma sensu – Niedawny artykuł w Guardian, podkreśla wyniki kompleksowego badania przeprowadzonego wśród Brytyjczyków, którzy uważają, że wojna z narkotykami nigdy się nie skończy. 84% respondentów uważa, że długotrwała międzynarodowa walka z handlem narkotykami jest porażką i nie ma możliwości aby wygrać z dilerami.

Niektóre statystyki z badań:

    27% uważa, że brytyjskie przepisy nie są liberalne. Wzrost z 18% w 2008r.
    39% uważa, że niektóre narkotyki powinny być zalegalizowane. Wzrost z 27% w 2008r.
    52% popiera inicjatywę legalizacji marihuany, podobnej do tej w Kolorado i Waszyngtonie.
    31% przyznało się do używania nielegalnych substancji, co oznacza wzrost o 4% w ciągu ostatnich sześciu lat.

Pacjenci medycznej marihuany w UK są sfrustrowani, ponieważ nie mają opcji uzyskania leku. Organizacje takie jak Bud Buddies czy Project Storm, niestrudzenie walczą o uchwalenie zmian w polityce, by chorzy na raka mogli nabyć wysokiej jakości olej RSO, jednak kraj nadal rzuca kłody pod nogi pacjentom. Ta sytuacja może się zmienić, kiedy twórcy prawa zaczną czytać badania nad marihuaną, i otworzą umysł.

Na podstawie wyników wszystkich badań, obywatelom należą się zmiany w polityce narkotykowej, i mamy nadzieję, że nie będą musieli czekać zbyt długo. Zmiany nie należą się tylko obywatelom Wielkiej Brytanii, ale ludzie w każdym kraju powinni mieć możliwość leczenia medyczną marihuaną.

84% Brytyjczyków uważa, że wojna z narkotykami nie ma sensu

Niedawny artykuł w Guardian, podkreśla wyniki kompleksowego badania przeprowadzonego wśród Brytyjczyków, którzy uważają, że wojna z narkotykami nigdy się nie skończy. 84% respondentów uważa, że długotrwała międzynarodowa walka z handlem narkotykami jest porażką i nie ma możliwości aby wygrać z dilerami.

Niektóre statystyki z badań:

27% uważa, że brytyjskie przepisy nie są liberalne. Wzrost z 18% w 2008r.
39% uważa, że niektóre narkotyki powinny być zalegalizowane. Wzrost z 27% w 2008r.
52% popiera inicjatywę legalizacji marihuany, podobnej do tej w Kolorado i Waszyngtonie.
31% przyznało się do używania nielegalnych substancji, co oznacza wzrost o 4% w ciągu ostatnich sześciu lat.

Pacjenci medycznej marihuany w UK są sfrustrowani, ponieważ nie mają opcji uzyskania leku. Organizacje takie jak Bud Buddies czy Project Storm, niestrudzenie walczą o uchwalenie zmian w polityce, by chorzy na raka mogli nabyć wysokiej jakości olej RSO, jednak kraj nadal rzuca kłody pod nogi pacjentom. Ta sytuacja może się zmienić, kiedy twórcy prawa zaczną czytać badania nad marihuaną, i otworzą umysł.

Na podstawie wyników wszystkich badań, obywatelom należą się zmiany w polityce narkotykowej, i mamy nadzieję, że nie będą musieli czekać zbyt długo. Zmiany nie należą się tylko obywatelom Wielkiej Brytanii, ale ludzie w każdym kraju powinni mieć możliwość leczenia medyczną marihuaną.

Badania: medyczna marihuana działa na 92% pacjentów – Co powiesz na tak efektywne wykorzystanie medycznego potencjału: 92 procent pacjentów uważa, że leczenie marihuaną działa.

Washington Post dowiedział się o tych statystykach z badań przeprowadzonych przez Behavioral Risk Factor California. Spośród ponad 7500 losowo badanych pacjentów, 350 używało marihuany na takie dolegliwości jak przewlekły ból, raka, migreny i zapalenia stawów. Z 350 pacjentów, 320 powiedziało, że medyczna marihuana skutecznie łagodzi objawy.

Interesujące były też statystyki demograficzne. Młodzi dorośli są najczęstszymi użytkownikami medycznej marihuany (prawie 10% badanych), ale ludzie w wieku 25-34 lat i 45-54 lat, również często po nią sięgają. Jeśli chodzi o rasę i pochodzenie etniczne, badania wykazały tylko 3 procent całkowitej wariancji. Mężczyźni, kobiety, czarni, biali, młodzi, starzy, po studiach jak i licealiści – badania wykazały bardzo małą różnicę zdań między tymi poszczególnymi grupami.

Ludzie z nastawieniem anty-marihuana którzy wątpią w skuteczność marihuany jako leku, dziś powinni rozważyć to, że marihuana nie jest furtką do narkotyków, ale furtką do skutecznego leczenia dla wszystkich. Podczas gdy te opinie, w dużej mierze pozostają nieuzasadnione, lekarze i ich pacjenci wydają się bardziej zgadzać, że medyczna marihuana na prawdę działa.

Badania: medyczna marihuana działa na 92% pacjentów

Co powiesz na tak efektywne wykorzystanie medycznego potencjału: 92 procent pacjentów uważa, że leczenie marihuaną działa.

Washington Post dowiedział się o tych statystykach z badań przeprowadzonych przez Behavioral Risk Factor California. Spośród ponad 7500 losowo badanych pacjentów, 350 używało marihuany na takie dolegliwości jak przewlekły ból, raka, migreny i zapalenia stawów. Z 350 pacjentów, 320 powiedziało, że medyczna marihuana skutecznie łagodzi objawy.

Interesujące były też statystyki demograficzne. Młodzi dorośli są najczęstszymi użytkownikami medycznej marihuany (prawie 10% badanych), ale ludzie w wieku 25-34 lat i 45-54 lat, również często po nią sięgają. Jeśli chodzi o rasę i pochodzenie etniczne, badania wykazały tylko 3 procent całkowitej wariancji. Mężczyźni, kobiety, czarni, biali, młodzi, starzy, po studiach jak i licealiści – badania wykazały bardzo małą różnicę zdań między tymi poszczególnymi grupami.

Ludzie z nastawieniem anty-marihuana którzy wątpią w skuteczność marihuany jako leku, dziś powinni rozważyć to, że marihuana nie jest furtką do narkotyków, ale furtką do skutecznego leczenia dla wszystkich. Podczas gdy te opinie, w dużej mierze pozostają nieuzasadnione, lekarze i ich pacjenci wydają się bardziej zgadzać, że medyczna marihuana na prawdę działa.

Medyczna marihuana


Wprowadzenie medycznej marihuany w Stanach Zjednoczonych może zapobiec dziesiątkom tysięcy zgonom rocznie z przedawkowania leków wydawanych na receptę – tak sugerują nowe badania.
W państwach które zalegalizowany medyczną marihuanę, liczba zgonów z przedawkowania opioidowych leków spadła średnio o 25%, zgodnie z badaniami opublikowanymi w JAMA International Medicine. To jest o 1729 zgonów mniej niż przed legalizacją leczniczej marihuany w 2010 roku.

Czytaj dalej →