Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

Szukaj


 

Znalazłem 70 takich materiałów
Naturalne – Antyoksydanty lub przeciwutleniacze- to substancje bardzo często roślinne które posiadają właściwości wspierające naszą odpornośc i procesy obronne organizmu. Opóżniają one proces starzenia się organizmu,działają antynowotworowo czy po prostu ograniczają zakwaszenie organizmu, podnosząc dzięki temu wydolnośc i poprawiając samopoczucie. Pamiętajcie o tym komponując swoją dietę

Naturalne

Antyoksydanty lub przeciwutleniacze- to substancje bardzo często roślinne które posiadają właściwości wspierające naszą odpornośc i procesy obronne organizmu. Opóżniają one proces starzenia się organizmu,działają antynowotworowo czy po prostu ograniczają zakwaszenie organizmu, podnosząc dzięki temu wydolnośc i poprawiając samopoczucie. Pamiętajcie o tym komponując swoją dietę

Czy weganizm jest naturalny? – W odniesieniu do diety roślinnej bardzo często pojawia się kontrargument, zgodnie z którym weganizm jest dietą nienaturalną. Podobno ludzie nie powinni rezygnować z mięsa i innych produktów odzwierzęcych bo ich konsumpcja leży w naszej naturze. Dla wielu osób to wystarczający powód aby w całości odrzucić założenia diety roślinnej.


Argument odwołujący się do natury homo sapiens jest bardzo popularny – nie tylko w tematyce żywienia ale także religii, sprawach obyczajowych i moralnych. „Naturalna dieta” to klucz do sukcesu. Jeżeli chcesz dzisiaj wydać jakąkolwiek książkę o diecie i zarobić na swojej teorii musisz zapewnić swoich czytelników, że to, o czym piszesz ma ścisły związek z naszą naturą. Musisz ich przekonać, że twoja dieta zapewnia powrót do korzeni, czasów kiedy ludzie byli sprawni, silni i nie chorowali. Mniejsza o to czy takie czasy kiedykolwiek istniały.

Czy w takim kontekście dieta wegańska może być uznawana za naturalną? A jeśli nie czy to znaczy, że powinniśmy wrócić do jedzenia mięsa? Prześledźmy powyższą argumentację.

    #1. Nie powinniśmy przechodzić na dietę roślinną bo jest nienaturalna

Podstawowy problem to brak definicji słowa „naturalny”. Część przeciwników diety roślinnej zwraca uwagę na fakt, że mięso było niezbędnym elementem diety wczesnych Homo Sapiens. To prawda. Krytykowanie z tej perspektywy diety wegańskiej wydaje się jednak dosyć niekonsekwentne. Ludzie pierwotni poza tym, że jedli mięso, nie spożywali żadnych batoników, ciastek, kremów czekoladowych, nie jedli popcornu i nie przesiadywali godzinami w kinie. Gdybyśmy spróbowali zdefiniować „naturę” jako zachowania/zjawiska wynikające na naturalnych potrzeb naszego organizmu szybko okazałoby się, że większą część naszego życia spędzamy na absolutnie nienaturalnych czynnościach – jeżdżeniu samochodem, siedzeniu za biurkiem, pisaniu na komputerze czy oglądaniu telewizji. Życie w miastach jest nienaturalne. W ramach powyższej definicji nawet korzystanie z Facebooka jest nienaturalne. Dlaczego mielibyśmy więc brać na poważnie osoby opowiadające na forach internetowych o nienaturalnej diecie wegańskiej? Czy pisanie na Facebooku jest naprawdę bardziej naturalne niż jedzenie ryżu z warzywami?

Spróbujemy jednak ugryźć temat z drugiej strony. „Naturalnymi” możemy spróbować określić te zachowania/produkty, które jeżeli nie pomagają naszemu zdrowiu są dla niego przynajmniej obojętne. Brzmi rozsądnie? Być może. Tak czy inaczej wracamy do punktu wyjścia. Siedzenie upośledza nasz aparat ruchowy. Niezależnie od tego czy siedzimy w pracy, szkole czy w samochodzie. Jeżdżenie komunikacją miejską ogranicza nam możliwość naturalnego poruszania się. Zamiast biegać jeździmy autobusami. To wszystko ma swoje negatywne konsekwencje. A weganizm? Dobrze skomponowana dieta roślinna to multum korzyści zdrowotnych. Co teraz? Bawimy się w układanie kolejnej definicji?

    #2. Dieta wegańska jest nienaturalna bo wymaga suplementacji witaminy B12

W teorii możliwe by było pozyskiwanie witaminy B12 z nieoczyszczonych warzyw i owoców. Oczywiście nie jesteśmy w stanie tego sprawdzić bo produkcja żywności jest dziś dalece bardziej sterylna niż 100 tys. lat temu (i bardzo dobrze!). Czy to znaczy, że weganizm padł ofiarą „nienaturalnej cywilizacji”?

Swoją drogą – przejdź się do najbliższej apteki i przyjrzyj się dokładnie produktom na półkach. Znajdziesz tam dziesiątki dziwacznych suplementów – omega 3 w kapsułkach, wyciąg z ananasa w pigułce, kompleksy witaminowe, suplementy na wzdęcia, magnez na poprawę koncentracji, wapń dla zdrowych kości plus cała masa innych, równie zbędnych produktów. Kto jest ich adresatem? Nie sądzisz chyba, że przemysł suplementów powstał z myślą o weganach?

    #3. Ludzie pierwotni jedli mięso więc i my musimy

Wbrew pozorom niewiele wiemy o diecie pierwszych Homo Sapiens. Część osób zdaje się wierzyć w historie o w 100% drapieżnej naturze ludzi pierwotnych. Niektórzy antropologowie zwracają jednak uwagę na fakt, że większa część kalorii w ich diecie pochodziła z roślin. Mięso pojawiało się zdecydowanie rzadziej niż większość osób zdaje się przypuszczać. Również nasi wcześni przodkowie opierali swój jadłospis w dużej mierze na produktach roślinnych. Oczywiście znajdziecie wiele różnych teorii związanych z dietą ludzi pierwotnych. Faktem jest, że jedliśmy zarówno mięso jak i produkty roślinne. Mniejsza o proporcje.

Musimy przede wszystkim zrozumieć, że ludzie pierwotni nie mieli wyboru. Jedli to co udało im się zdobyć. Ich dieta była na tyle dobrze skomponowana na ile pozwalały im na to warunki zewnętrzne. Zamiast pytać o najbardziej naturalną powinniśmy zapytać o najbardziej optymalną dietę. Mając dziś do dyspozycji całą wiedzę medyczną i ogrom produktów spożywczych (zarówno roślinnych jak i odzwierzęcych) możemy krok po kroku prześledzić skutki zdrowotne konkretnej diety.

Co z tego, że ludzie pierwotni nie jedli grochu? Dlaczego mielibyśmy nie jeść roślin strączkowych skoro znamy ich pozytywne oddziaływanie na nasze zdrowie?

Nie wiemy czy weganizm jest naturalny bo i nie wiemy co rozumieć przez słowo naturalny. Niewiele nas to jednak interesuje. Wiemy, że dobrze skomponowana dieta roślinna jest zdrowa i korzystna dla naszego organizmu. Nie przeszkadza w osiąganiu dobrych wyników sportowych i jest bardziej łaskawa dla środowiska niż dieta zawierająca produkty odzwierzęce. To nam w zupełności wystarczy. W tym kontekście dywagacje o upodobaniach kulinarnych ludzi sprzed 80 tys. lat wydają nam się pozbawione sensu.

Czy weganizm jest naturalny?

W odniesieniu do diety roślinnej bardzo często pojawia się kontrargument, zgodnie z którym weganizm jest dietą nienaturalną. Podobno ludzie nie powinni rezygnować z mięsa i innych produktów odzwierzęcych bo ich konsumpcja leży w naszej naturze. Dla wielu osób to wystarczający powód aby w całości odrzucić założenia diety roślinnej.


Argument odwołujący się do natury homo sapiens jest bardzo popularny – nie tylko w tematyce żywienia ale także religii, sprawach obyczajowych i moralnych. „Naturalna dieta” to klucz do sukcesu. Jeżeli chcesz dzisiaj wydać jakąkolwiek książkę o diecie i zarobić na swojej teorii musisz zapewnić swoich czytelników, że to, o czym piszesz ma ścisły związek z naszą naturą. Musisz ich przekonać, że twoja dieta zapewnia powrót do korzeni, czasów kiedy ludzie byli sprawni, silni i nie chorowali. Mniejsza o to czy takie czasy kiedykolwiek istniały.

Czy w takim kontekście dieta wegańska może być uznawana za naturalną? A jeśli nie czy to znaczy, że powinniśmy wrócić do jedzenia mięsa? Prześledźmy powyższą argumentację.

#1. Nie powinniśmy przechodzić na dietę roślinną bo jest nienaturalna

Podstawowy problem to brak definicji słowa „naturalny”. Część przeciwników diety roślinnej zwraca uwagę na fakt, że mięso było niezbędnym elementem diety wczesnych Homo Sapiens. To prawda. Krytykowanie z tej perspektywy diety wegańskiej wydaje się jednak dosyć niekonsekwentne. Ludzie pierwotni poza tym, że jedli mięso, nie spożywali żadnych batoników, ciastek, kremów czekoladowych, nie jedli popcornu i nie przesiadywali godzinami w kinie. Gdybyśmy spróbowali zdefiniować „naturę” jako zachowania/zjawiska wynikające na naturalnych potrzeb naszego organizmu szybko okazałoby się, że większą część naszego życia spędzamy na absolutnie nienaturalnych czynnościach – jeżdżeniu samochodem, siedzeniu za biurkiem, pisaniu na komputerze czy oglądaniu telewizji. Życie w miastach jest nienaturalne. W ramach powyższej definicji nawet korzystanie z Facebooka jest nienaturalne. Dlaczego mielibyśmy więc brać na poważnie osoby opowiadające na forach internetowych o nienaturalnej diecie wegańskiej? Czy pisanie na Facebooku jest naprawdę bardziej naturalne niż jedzenie ryżu z warzywami?

Spróbujemy jednak ugryźć temat z drugiej strony. „Naturalnymi” możemy spróbować określić te zachowania/produkty, które jeżeli nie pomagają naszemu zdrowiu są dla niego przynajmniej obojętne. Brzmi rozsądnie? Być może. Tak czy inaczej wracamy do punktu wyjścia. Siedzenie upośledza nasz aparat ruchowy. Niezależnie od tego czy siedzimy w pracy, szkole czy w samochodzie. Jeżdżenie komunikacją miejską ogranicza nam możliwość naturalnego poruszania się. Zamiast biegać jeździmy autobusami. To wszystko ma swoje negatywne konsekwencje. A weganizm? Dobrze skomponowana dieta roślinna to multum korzyści zdrowotnych. Co teraz? Bawimy się w układanie kolejnej definicji?

#2. Dieta wegańska jest nienaturalna bo wymaga suplementacji witaminy B12

W teorii możliwe by było pozyskiwanie witaminy B12 z nieoczyszczonych warzyw i owoców. Oczywiście nie jesteśmy w stanie tego sprawdzić bo produkcja żywności jest dziś dalece bardziej sterylna niż 100 tys. lat temu (i bardzo dobrze!). Czy to znaczy, że weganizm padł ofiarą „nienaturalnej cywilizacji”?

Swoją drogą – przejdź się do najbliższej apteki i przyjrzyj się dokładnie produktom na półkach. Znajdziesz tam dziesiątki dziwacznych suplementów – omega 3 w kapsułkach, wyciąg z ananasa w pigułce, kompleksy witaminowe, suplementy na wzdęcia, magnez na poprawę koncentracji, wapń dla zdrowych kości plus cała masa innych, równie zbędnych produktów. Kto jest ich adresatem? Nie sądzisz chyba, że przemysł suplementów powstał z myślą o weganach?

#3. Ludzie pierwotni jedli mięso więc i my musimy

Wbrew pozorom niewiele wiemy o diecie pierwszych Homo Sapiens. Część osób zdaje się wierzyć w historie o w 100% drapieżnej naturze ludzi pierwotnych. Niektórzy antropologowie zwracają jednak uwagę na fakt, że większa część kalorii w ich diecie pochodziła z roślin. Mięso pojawiało się zdecydowanie rzadziej niż większość osób zdaje się przypuszczać. Również nasi wcześni przodkowie opierali swój jadłospis w dużej mierze na produktach roślinnych. Oczywiście znajdziecie wiele różnych teorii związanych z dietą ludzi pierwotnych. Faktem jest, że jedliśmy zarówno mięso jak i produkty roślinne. Mniejsza o proporcje.

Musimy przede wszystkim zrozumieć, że ludzie pierwotni nie mieli wyboru. Jedli to co udało im się zdobyć. Ich dieta była na tyle dobrze skomponowana na ile pozwalały im na to warunki zewnętrzne. Zamiast pytać o najbardziej naturalną powinniśmy zapytać o najbardziej optymalną dietę. Mając dziś do dyspozycji całą wiedzę medyczną i ogrom produktów spożywczych (zarówno roślinnych jak i odzwierzęcych) możemy krok po kroku prześledzić skutki zdrowotne konkretnej diety.

Co z tego, że ludzie pierwotni nie jedli grochu? Dlaczego mielibyśmy nie jeść roślin strączkowych skoro znamy ich pozytywne oddziaływanie na nasze zdrowie?

Nie wiemy czy weganizm jest naturalny bo i nie wiemy co rozumieć przez słowo naturalny. Niewiele nas to jednak interesuje. Wiemy, że dobrze skomponowana dieta roślinna jest zdrowa i korzystna dla naszego organizmu. Nie przeszkadza w osiąganiu dobrych wyników sportowych i jest bardziej łaskawa dla środowiska niż dieta zawierająca produkty odzwierzęce. To nam w zupełności wystarczy. W tym kontekście dywagacje o upodobaniach kulinarnych ludzi sprzed 80 tys. lat wydają nam się pozbawione sensu.

Czego nie wiesz o futrach? – Produkcja futer oznacza cierpienie zwierząt.

Chociaż futra są z reguły drogie, największe koszta ponoszą zwierzęta. Lisy i norki spędzają całe życie w klatkach – norce przysługuje 0,18 m kw., a lisowi – 0,6. Jeśli lisy są dwa, mają zmieścić się na 1 m kw. powierzchni. Takie warunki powodują u zwierząt duży stres, co prowadzi do przypadków samookaleczania, kanibalizmu i chorób psychicznych. Rany na łapach i ogonach, zaropiałe oczy, zwierzęta pogrążone w apatii lub szaleńczo miotające się po klatkach to częsty widok na takich fermach.
Życie pełne cierpienia kończy równie okrutna śmierć: mechaniczne uszkodzenie mózgu, porażenie prądem, czy zatrucie spalinami to tylko niektóre spośród metod uboju dopuszczanych przez prawo.

    Futro nie jest produktem ubocznym przy produkcji mięsa

Istnieje błędny pogląd, że futra królików są uzyskiwane przy okazji uboju tych zwierząt na mięso. W rzeczywistości są to dwa oddzielne typy produkcji, które hodują zupełnie inne rasy królików. Na fermach hodujących króliki na futro, odpadem jest ciało zwierzęcia, na fermach hodujących króliki na mięso, odpadem jest skóra. Oczywiście nie ma też żadnego powodu, żeby zabijać i zjadać te delikatne i łagodne zwierzęta.

    Zwierzęta zabijane są specjalnie dla produkcji dodatków futrzanych.

Dodatki futrzane nie są odpadkiem przy produkcji dużych płaszczy, ale produktem samym w sobie. Gdy moda na wielkie kożuchy stopniowo przemija, firmy kuśnierskie zmieniają strategię i starają się sprzedawać futra jako dodatek do swetrów, rękawiczek czy sportowych kurtek. Takie dodatki są często zafarbowane, wyskubane i przycięte, nie rzucają się tak mocno w oczy i nie budzą aż takiego oburzenia ludzi. Jednak dochody z dodatków futrzanych są dla przemysłu futrzarskiego bardzo ważne i niedługo ilość zwierząt zabijanych na tego typu dodatki przekroczy ilość zwierząt zabijanych w celu wyprodukowania dużych płaszczy.

    Przemysł futrzarski zatruwa środowisko

Odchody zwierząt na fermach futrzarskich wsiąkają bezpośrednio w glebę i wraz z deszczem przedostają się do rzek, zanieczyszczając środowisko wodne fosforem i azotem i prowadząc do śmierci ryb. Powietrze zatruwane jest przez substancje uwalniające się z odchodów zwierząt, spalanie obdartych z futra zwłok oraz przez proces garbowania. Do garbowania skór futerkowych używa się powszechnie formaldehydu i chromu – substancji chemicznych, które oddziałują toksycznie na człowieka i uznawane są za rakotwórcze. Inne substancje chemiczne, które są używane lub wydzielane podczas garbowania to aluminium, amoniak, chlor, chlorobenzen, miedź, glikol etylenowy, ołów, metanol, naftalen, kwas siarkowy, toluen i cynk.

    Fermy zaburzają lokalny ekosystem

Większość nowych ferm futrzarskich hoduje norki amerykańskie, które są w Europie gatunkiem nowym – zostały sprowadzone przez fermy futrzarskie dopiero w XX wieku. Norka jest zwinnym drapieżnikiem świetnie adaptującym się do nowych warunków: gdy ucieka z fermy, poluje na ptaki i wyjada im jaja w okresie lęgu. Szczególnie zagrożone są ptaki ściśle związane ze środowiskiem wodnym. Jeszcze niedawno, norki i jenoty – jako gatunki wyjątkowo inwazyjne – umieszczone były na liście gatunków obcych. Na skutek działań lobby futrzarskiego, oba gatunki z listy zniknęły, dzięki czemu fermy nie muszą obawiać się bardziej rygorystycznych kontroli.
Sprytne i zwinne norki uciekają z ferm pomimo stosowanych przez hodowców zabezpieczeń – i trudno się im dziwić. Jedynym sposobem na obniżenie populacji norek amerykańskich w Polsce jest zamknięcie hodowli.

    Kontrole na fermach to fikcja

W 2010 Najwyższa Izba Kontroli przyjrzała się fermom norek w województwie wielkopolskim. Ze sporządzonego przez NIK raportu wynika, że fermy zwierząt futerkowych były kontrolowane bardzo rzadko lub wcale przez inspekcje nadzoru budowlanego i ochrony środowiska, a nadzór weterynaryjny nad nimi sprawowany był nierzetelnie. Zdaniem rzecznika prasowego NIK, „Sytuacja w Polsce wygląda źle. Jak wskazuje nasz raport, powołane do kontrolowania ferm inspekcje bardzo niedbale, powierzchownie i w niewielkim stopniu wykonują swoje obowiązki. W części ich sprawozdań znaleźliśmy poświadczanie nieprawdy”.

    Przemysł futrzarski w Polsce jest duży i ciągle rośnie.

 Wiele osób uważa, że futra ze zwierząt to relikt przeszłości i w związku z tym niewiele jest miejsc zajmujących się nadal takim procederem. Jednak w tej chwili w Polsce jest około 800 ferm hodujących zwierzęta na futro. Według danych Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi, w Polsce w 2010 r. wyprodukowanych zostało około 4 mln skór norek amerykańskich, około 300 tys. skór lisów, około 2 tys. skór jenotów i około 40 tys. sztuk szynszyli. Produkcja ta plasuje Polskę na czwartym miejscu w świecie. Liczba ta będzie stale rosła, ponieważ wraz z rosnącą liczbą krajów, które zakazują hodowli futer, hodowcy przenoszą się do Polski.

    Mieszkańcy nie chcą ferm w swojej okolicy.

Chłopowo, Dobków, Gniezno, Krąpiel, Myślibórz, Nowogard, Tarnów - to tylko niektóre spośród miejscowości, w których plany budowy ferm zwierząt futerkowych spotkały się ze zdecydowanym sprzeciwem ze strony okolicznych mieszkańców. Choć właściciele ferm starają się mamić obietnicami miejsc pracy, mieszkańcy wiedzą, że taka ferma zatrudnia niewiele osób i często przyczynia się wręcz do wzrostu bezrobocia, gdyż obniża atrakcyjność turystyczną regionu. W miejscach gdzie znajdują się fermy spada też jakość życia ludzi z powodu smrodu i zatrucia środowiska.

    Wiele krajów już zakazało hodowli zwierząt na futra.

Zdając sobie sprawę, że niemożliwe jest zapewnienie zwierzętom na fermach futerkowych odpowiednich warunków życia, takie kraje jak Holandia, Wielka Brytania, Austria, Chorwacja oraz Bośnia i Hercegowina zakazały już hodowli zwierząt na futra. Z kolei w Zelandii, Szwecji, Szwajcarii, Danii i we Włoszech wprowadzono bardzo ostre przepisy dotyczące dobrostanu lub zakazy hodowli konkretnych gatunków zwierząt na futra. Starania o zakazanie hodowli trwają w tej chwili również w Finlandii, Norwegii, Czechach, Irlandii, Belgii i Izraelu.

    Od nas zależy, czy nadal będą istniały fermy futrzarskie.

Rozwój przemysłu futrzarskiego w Polsce nie jest zjawiskiem, któremu możemy tylko biernie się przyglądać. Skoro zakaz funkcjonowania takiego procederu udało się wprowadzić w innych krajach, nie ma powodu dla którego nie dałoby się wprowadzić go również w Polsce. Żeby to osiągnąć, potrzebne jest wsparcie każdej osoby, która troszczy się o los zwierząt i środowisko naturalne. Potrzebne jest również Twoje wsparcie.

Czego nie wiesz o futrach?

Produkcja futer oznacza cierpienie zwierząt.

Chociaż futra są z reguły drogie, największe koszta ponoszą zwierzęta. Lisy i norki spędzają całe życie w klatkach – norce przysługuje 0,18 m kw., a lisowi – 0,6. Jeśli lisy są dwa, mają zmieścić się na 1 m kw. powierzchni. Takie warunki powodują u zwierząt duży stres, co prowadzi do przypadków samookaleczania, kanibalizmu i chorób psychicznych. Rany na łapach i ogonach, zaropiałe oczy, zwierzęta pogrążone w apatii lub szaleńczo miotające się po klatkach to częsty widok na takich fermach.
Życie pełne cierpienia kończy równie okrutna śmierć: mechaniczne uszkodzenie mózgu, porażenie prądem, czy zatrucie spalinami to tylko niektóre spośród metod uboju dopuszczanych przez prawo.

Futro nie jest produktem ubocznym przy produkcji mięsa

Istnieje błędny pogląd, że futra królików są uzyskiwane przy okazji uboju tych zwierząt na mięso. W rzeczywistości są to dwa oddzielne typy produkcji, które hodują zupełnie inne rasy królików. Na fermach hodujących króliki na futro, odpadem jest ciało zwierzęcia, na fermach hodujących króliki na mięso, odpadem jest skóra. Oczywiście nie ma też żadnego powodu, żeby zabijać i zjadać te delikatne i łagodne zwierzęta.

Zwierzęta zabijane są specjalnie dla produkcji dodatków futrzanych.

Dodatki futrzane nie są odpadkiem przy produkcji dużych płaszczy, ale produktem samym w sobie. Gdy moda na wielkie kożuchy stopniowo przemija, firmy kuśnierskie zmieniają strategię i starają się sprzedawać futra jako dodatek do swetrów, rękawiczek czy sportowych kurtek. Takie dodatki są często zafarbowane, wyskubane i przycięte, nie rzucają się tak mocno w oczy i nie budzą aż takiego oburzenia ludzi. Jednak dochody z dodatków futrzanych są dla przemysłu futrzarskiego bardzo ważne i niedługo ilość zwierząt zabijanych na tego typu dodatki przekroczy ilość zwierząt zabijanych w celu wyprodukowania dużych płaszczy.

Przemysł futrzarski zatruwa środowisko

Odchody zwierząt na fermach futrzarskich wsiąkają bezpośrednio w glebę i wraz z deszczem przedostają się do rzek, zanieczyszczając środowisko wodne fosforem i azotem i prowadząc do śmierci ryb. Powietrze zatruwane jest przez substancje uwalniające się z odchodów zwierząt, spalanie obdartych z futra zwłok oraz przez proces garbowania. Do garbowania skór futerkowych używa się powszechnie formaldehydu i chromu – substancji chemicznych, które oddziałują toksycznie na człowieka i uznawane są za rakotwórcze. Inne substancje chemiczne, które są używane lub wydzielane podczas garbowania to aluminium, amoniak, chlor, chlorobenzen, miedź, glikol etylenowy, ołów, metanol, naftalen, kwas siarkowy, toluen i cynk.

Fermy zaburzają lokalny ekosystem

Większość nowych ferm futrzarskich hoduje norki amerykańskie, które są w Europie gatunkiem nowym – zostały sprowadzone przez fermy futrzarskie dopiero w XX wieku. Norka jest zwinnym drapieżnikiem świetnie adaptującym się do nowych warunków: gdy ucieka z fermy, poluje na ptaki i wyjada im jaja w okresie lęgu. Szczególnie zagrożone są ptaki ściśle związane ze środowiskiem wodnym. Jeszcze niedawno, norki i jenoty – jako gatunki wyjątkowo inwazyjne – umieszczone były na liście gatunków obcych. Na skutek działań lobby futrzarskiego, oba gatunki z listy zniknęły, dzięki czemu fermy nie muszą obawiać się bardziej rygorystycznych kontroli.
Sprytne i zwinne norki uciekają z ferm pomimo stosowanych przez hodowców zabezpieczeń – i trudno się im dziwić. Jedynym sposobem na obniżenie populacji norek amerykańskich w Polsce jest zamknięcie hodowli.

Kontrole na fermach to fikcja

W 2010 Najwyższa Izba Kontroli przyjrzała się fermom norek w województwie wielkopolskim. Ze sporządzonego przez NIK raportu wynika, że fermy zwierząt futerkowych były kontrolowane bardzo rzadko lub wcale przez inspekcje nadzoru budowlanego i ochrony środowiska, a nadzór weterynaryjny nad nimi sprawowany był nierzetelnie. Zdaniem rzecznika prasowego NIK, „Sytuacja w Polsce wygląda źle. Jak wskazuje nasz raport, powołane do kontrolowania ferm inspekcje bardzo niedbale, powierzchownie i w niewielkim stopniu wykonują swoje obowiązki. W części ich sprawozdań znaleźliśmy poświadczanie nieprawdy”.

Przemysł futrzarski w Polsce jest duży i ciągle rośnie.

Wiele osób uważa, że futra ze zwierząt to relikt przeszłości i w związku z tym niewiele jest miejsc zajmujących się nadal takim procederem. Jednak w tej chwili w Polsce jest około 800 ferm hodujących zwierzęta na futro. Według danych Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi, w Polsce w 2010 r. wyprodukowanych zostało około 4 mln skór norek amerykańskich, około 300 tys. skór lisów, około 2 tys. skór jenotów i około 40 tys. sztuk szynszyli. Produkcja ta plasuje Polskę na czwartym miejscu w świecie. Liczba ta będzie stale rosła, ponieważ wraz z rosnącą liczbą krajów, które zakazują hodowli futer, hodowcy przenoszą się do Polski.

Mieszkańcy nie chcą ferm w swojej okolicy.

Chłopowo, Dobków, Gniezno, Krąpiel, Myślibórz, Nowogard, Tarnów - to tylko niektóre spośród miejscowości, w których plany budowy ferm zwierząt futerkowych spotkały się ze zdecydowanym sprzeciwem ze strony okolicznych mieszkańców. Choć właściciele ferm starają się mamić obietnicami miejsc pracy, mieszkańcy wiedzą, że taka ferma zatrudnia niewiele osób i często przyczynia się wręcz do wzrostu bezrobocia, gdyż obniża atrakcyjność turystyczną regionu. W miejscach gdzie znajdują się fermy spada też jakość życia ludzi z powodu smrodu i zatrucia środowiska.

Wiele krajów już zakazało hodowli zwierząt na futra.

Zdając sobie sprawę, że niemożliwe jest zapewnienie zwierzętom na fermach futerkowych odpowiednich warunków życia, takie kraje jak Holandia, Wielka Brytania, Austria, Chorwacja oraz Bośnia i Hercegowina zakazały już hodowli zwierząt na futra. Z kolei w Zelandii, Szwecji, Szwajcarii, Danii i we Włoszech wprowadzono bardzo ostre przepisy dotyczące dobrostanu lub zakazy hodowli konkretnych gatunków zwierząt na futra. Starania o zakazanie hodowli trwają w tej chwili również w Finlandii, Norwegii, Czechach, Irlandii, Belgii i Izraelu.

Od nas zależy, czy nadal będą istniały fermy futrzarskie.

Rozwój przemysłu futrzarskiego w Polsce nie jest zjawiskiem, któremu możemy tylko biernie się przyglądać. Skoro zakaz funkcjonowania takiego procederu udało się wprowadzić w innych krajach, nie ma powodu dla którego nie dałoby się wprowadzić go również w Polsce. Żeby to osiągnąć, potrzebne jest wsparcie każdej osoby, która troszczy się o los zwierząt i środowisko naturalne. Potrzebne jest również Twoje wsparcie.

Pij mleko, będziesz kaleką – Zawarte w mleku składniki powodują uszkodzenie wielu narządów wewnętrznych człowieka
Pij mleko, będziesz wielki jak Kayah albo Bogusław Linda - przekonują reklamy. Guzik prawda. Krowie mleko to nie przepis na karierę dla dziecka, ale na jego kłopoty.


O zaletach mleka zapewniają polskie dzieci twórcy najgłośniejszej dziś społecznej reklamy, politycy i oczywiście koncerny mleczarskie, którym publiczna akcja jest wyjątkowo na rękę.

Dziewczynka z reklamy jest nieśmiała, szczerbata i pewnie od dawna siedzi w ostatniej ławce. Kiedy przyznaje się klasie, że chciałaby zostać piosenkarką, dzieci wybuchają śmiechem. Dziewczynka wypija szklankę mleka i po latach zostaje gwiazdą popu. Przesłanie jest jasne.

Moda na picie

Akcja ruszyła we wrześniu 2002 roku i trwa do dziś. Jej organizator - Międzynarodowe Stowarzyszenie Reklamy, za swój cel uznał "intensyfikację działań profilaktyki osteoporozy poprzez wykreowanie mody na picie mleka". Inaczej mówiąc - jak będziesz miał ciepły stosunek do mleka, nie będziesz w przyszłości chodził o kulach. Stowarzyszenie promuje mleko za darmo.

- Firmy reklamowe postrzegane są często jak krwiopijcy - przyznaje Paweł Kowalewski, wiceprezes Stowarzyszenia. - Postanowiliśmy to zmienić. Mleko, którego spożycie drastycznie w Polsce spada, wydało nam się odpowiednie.

W promocyjną machinę wciągnięto telewizję, rozgłośnie, gazety. I gwiazdy z pierwszych stron kolorowych czasopism. Nie tylko Kayah i Bogusława Lindę, ale też mistrza kierownicy Krzysztofa Hołowczyca i polską snowboardzistkę Jagnę Marczułajtis. Urodę Jagny można podziwiać w multipleksach, tuż przed pokazami "Starej baśni".

- Nie wahałam się ani chwili - zapewnia snowboardzistka. - To był wspaniały i oryginalny pomysł. Poza tym bardzo lubię mleko.

Nie tylko ona. Lubi je także mistrz świata w skokach narciarskich, Fin Veli-Matti Lindstroem, który w prasie i telewizji postanowił (choć już nie za darmo) promować... polskie świeże mleko. Moda na mleko przeniosła się z telewizji na ulicę. We wrześniu posłanka SLD Sylwia Pusz wraz z wolontariuszami w białych kitlach rozdała na poznańskich przystankach autobusowych cztery tysiące kartoników mleka, także czekoladowego.

W promocję napoju od polskiej krowy włączyła się nawet część lekarzy. Zagrzmieli, że dzieci piją mleka za mało i że to źle się skończy.

Na usługach koncernów

Ale nie wszyscy medycy tak myślą. Jednym z nich jest doktor Eugeniusz Zbigniew Siwik, autorytet w dziedzinie ginekologii i położnictwa, twórca pierwszej w Polsce Kliniki i Szkoły Porodu Naturalnego. Z zamiłowania dietetyk.

- Medycyna bierze dziś udział w jednym z największych oszustw ostatniego stulecia - twierdzi. - Jest na usługach koncernów, którym nie zależy na zdrowiu dzieci, tylko na pieniądzach. Lekarze nabrali wody w usta, bo tak jest bezpieczniej.

Siwik używa mocnych słów. Twierdzi, że zawarte w mleku składniki powodują uszkodzenie wielu narządów wewnętrznych człowieka, nieodwracalne zmiany w układzie naczyniowym, sercowym i kostnym.

- Mleko, wbrew powszechnemu mniemaniu, nie wzmacnia kości, tylko je osłabia. Zawarte w nim białko wypłukuje wapń z organizmu. Mleko krowie to najlepszy przepis na wózek inwalidzki - grozi.

- Jeśli wierzymy, że mleko to źródło wapnia chroniącego przed osteoporozą (osłabieniem kości), musimy pamiętać, że osteoporoza jest najbardziej rozpowszechniona w regionach świata o wysokim spożyciu mleka, np. w Europie Północnej, Kanadzie i USA - zauważa również Annemarie Colbin, autorka książki "Osteoporoza".

Kilka lat temu zrzeszająca pięć tysięcy członków międzynarodowa organizacja Lekarze na Rzecz Medycyny Odpowiedzialnej wydała oświadczenie, w którym ostrzega przed piciem mleka. Lista przeciwwskazań jest długa.

Zasadniczym powodem sprzeciwu wobec białego eliksiru jest przekonanie, że człowiek, podobnie jak pozostałe ssaki, przystosowany jest do spożywania mleka tylko w okresie niemowlęcym.

- Człowiek nie krowa, czterech żołądków nie ma - twierdzi Mariusz Gawlik, lekarz ze Stargardu Szczecińskiego, przez lata pracujący na dziecięcym oddziale laryngologicznym. - Mały człowiek nie jest cielęciem, które potrzebuje innego składu witamin i minerałów niż wolno rozwijający się ludzki organizm. Z tego powodu picie mleka krowiego jest patologią. I przyczyną setek chorób.

Mleko krowie nie jest dobrze przyjmowane przez ludzki organizm. Tego argumentu nie odpierają nawet zagorzali jego zwolennicy.

- Nietolerancja laktozy to poważna i, niestety, częsta komplikacja. Sam też mleka nie toleruję - przyznaje nawet Waldemar Broś, wiceprezes Polskiego Stowarzyszenia Spółdzielni Mleczarskich.

Lekarze z międzynarodowej organizacji LMO twierdzą, że 80 procent ludzkości mleka po prostu nie trawi. W Polsce, gdzie tradycja picia mleka jest długa, problemy z przyswajaniem cukru mlecznego, zwanego laktozą, ma połowa obywateli.

Z badań doktor Doroty Szostak-Węgierek z Instytutu Żywienia i Żywności w Warszawie wynika, że prawie 20 procent polskich dzieci ma niedobór enzymu trawiącego laktozę. - Objawy nietolerancji mleka mogą ujawniać się nawet po latach - twierdzi dietetyczka.

Proszę, nie pij

Nie chodzi jednak tylko o laktozę. W 2001 roku nowozelandzki badacz doktor Corrie McLachlan ogłosił wyniki badań, z których wynikało, że mleko, a właściwie zawarta w nim kazeina (rodzaj białka), jest przyczyną chorób serca. Wnioski naukowca umieszczono w międzynarodowym internetowym serwisie o wymownej nazwie "No milk page" (strona bez mleka). Do odwiedzenia serwisu, na którym znalazło się wiele publikacji, ostrzegających ludzi przed piciem mleka z różnych powodów, do dziś zachęca na swojej stronie internetowej zespół lekarzy III Kliniki Chorób Dziecięcych Akademii Medycznej w Białymstoku.

Złudzeń nie pozostawia także Frank Oski, profesor pediatrii z renomowanej John Hopkins School of Medicine, który w trosce o zdrowie dzieci napisał nawet książkę "Proszę, nie pij mleka".

Ale polskie dzieci piły mleko i piją nadal.

Katarzyna Woleńska jest nauczycielką. Ma 28 lat i koszmarne wspomnienia z dzieciństwa.

- W moim domu panował kult mleka - mówi. Śniadanie kończyło się dla Woleńskiej dość schematycznie. Wymioty, biegunki, wysypka. Rodzice podejrzewali uczulenie, więc wyrzucili z jej jadłospisu pomidory i truskawki, choć je uwielbiała. Alergię na mleko wykryto u niej, kiedy dostała się na studia. Za późno. Była już astmatyczką.

- Mleko jest jednym z najgroźniejszych alergenów pokarmowych. Ma aż pięć składników, które mogą być fatalnie tolerowane przez człowieka - przyznaje profesor Edward Tadeusz Zawisza, jeden z najwybitniejszych polskich alergologów.

- Ale groźne mogą być także zanieczyszczenia mleka, takie jak penicylina i białka pszenicy.

Zdobycz bakterii

- Polskie mleko jest już czyste i wciąż naturalne - zapewnia Waldemar Broś. - Z drugiej strony krowa nie jest maszyną, tylko żywych organizmem. Zdarza się, że zachoruje, pobrudzi się.

Broś nie chce wracać pamięcią do wczesnych lat 90., kiedy kontenery z polskim mlekiem w proszku służby celne innych krajów uznawały za radioaktywne. I późnych lat 90, kiedy inspektorzy Unii Europejskiej natknęli się w Polsce na rzekę brudnego mleka, z gronkowcem w tle. Dziś polskie mleko spełnia normy UE w ponad 80 procentach. Zgodnie z normami mleko klasy ekstra powinno zawierać nie więcej niż sto tysięcy bakterii. - Nawet jeśli jest ich więcej, to i tak znikają pod wpływem pasteryzacji - zapewnia Broś.

Ale Tomasz Nocuń, internista, ostrzega, że proces pasteryzacji zamienia mleko w zupę pełną martwych, toksycznych bakterii, które zatruwają organizm. I powodują kolejne alergie.

Alergolog, profesor Zawisza leczy ludzi uczulonych na mleko od dziesięcioleci. Liczba pacjentów z każdym rokiem powiększa się. Dla niektórych mleczna euforia kończy się śmiercią. Jak dla leczonego przez alergologa dyplomaty, którego na przyjęciu poczęstowano ciastkiem, w skład którego wchodziło mleko. Udusił się.

Nie leczona alergia na mleko nie zawsze kończy się zgonem, ale może kończyć się poważną chorobą. Z chorobami oczu włącznie. - Przewlekłe alergie pokarmowe, w tym także alergia na mleko, mogą pośrednio prowadzić do schorzeń ocznych, z zapaleniem rogówki oka włącznie - przyznaje doktor Anna Ambroziak ze Szpitala Okulistycznego w Warszawie.

Profesor Zawisza zauważa, że problem byłby łagodniejszy, gdyby Polska nie była krajem rolniczym, w którym mleko uznawane jest za podstawę pożywienia. Jesteśmy szóstym co do wielkości producentem mleka w Europie (7 mld litrów rocznie).

Mleka pije się mało w Afryce, prawie nie pije w Chinach i Japonii. - W samym tylko Kioto żyje czterysta osób, które ukończyły sto cztery lata życia. To ponad dwa razy więcej niż w całych Stanach Zjednoczonych - wyjaśnia Eugeniusz Zbigniew Siwik. - Ci ludzie są długowieczni, bo nie znają smaku mleka.

Zdrowie na sercu

Najwięcej piją mleka Amerykanie i Finowie. I tam notuje się najwięcej przypadków chorych na serce i cukrzycę. W Polsce mleko stało się towarem politycznym. Sloganem "Szklanka mleka dla każdego ucznia" rząd Leszka Millera postanowił zdobyć poparcie społeczne. I mleko zagościło w szkołach na dobre.

- Podawanie dzieciom w wieku szkolnym mleka skazuje je na choroby i cierpienia - zapewnia Eugeniusz Zbigniew Siwik. - Mamy jak w banku, że w przyszłości wiele z nich będzie zawałowcami.

A zbuntowany lekarz Tomasz Nocuń dodaje, że trudno mu uwierzyć w szlachetne intencje pomysłodawców akcji "Pij mleko". - Stworzono wielką reklamową machinę, która napędzać ma jedynie koniunkturę dla firm mleczarskich - twierdzi.

Producentom mleka sprzyjają także rządowe programy. Polscy producenci mogą starać się o dotację z Funduszu Promocji Mleczarstwa. Ta przychylność władz spowodowana jest, formalnie, troską o dobro dzieci i młodzieży. Takiej polityce, opartej na przekonaniu, że bez szklanki mleka dziennie polskie dziecko wyrośnie na półgłówka i inwalidę, sprzyjać mają badania. I tak Instytut Żywności i Żywienia odkrył, że jadłospis polskiego jedenastolatka zaspokaja połowę dziennego zapotrzebowania na wapń. Co oznacza, że większość jedenastolatków będzie w przyszłości chorować na osteoporozę. A tą zagrożonych jest dziś dziewięć milionów Polaków.

Naukowcy z organizacji Lekarze na rzecz Medycyny Odpowiedzialnej podnoszą, że istnieje zależność między insulinozależną cukrzycą (zwaną inaczej młodzieńczą) a alergią na mleko, a konkretnie zawarte w nim albuminy (czyli grupy białek rozpuszczalnych w wodzie). I znów - największy odsetek osób chorych na cukrzycę młodzieńczą notuje się w Finlandii, tam, gdzie dzieciom wmawia się mleko pod każdą postacią.

Adamowi Karbiszowi z Krakowa też wmawiano. Karbisz jest właścicielem firmy poligraficznej. Ma 34 lata i większość wakacji spędził na koloniach. - Podstawą jedzenia były placki ziemniaczane, mielony i mleko - przyznaje. - Wychowawcy byli sympatyczni i fanatyczni. Nie pozwalali odejść od stołu, jeśli szklanka z mlekiem nie była pusta. Przez wiele kolejnych lat chorowałem na przemian na anginę i zapalenie uszu.

Karbisz przestał jeździć na kolonie, bo zaprzyjaźniony z rodziną lekarz domyślił się przyczyny kłopotów zdrowotnych dziecka. - Był odważny w poglądach, to i miał poważne problemy z utrzymaniem pracy. Lekarz, który jest wrogiem mleka, staje się wrogiem ludu - twierdzi mężczyzna.

Ale lekarz Karbisza nie był wielkim odkrywcą. Pionier nauki o żywieniu doktor Max Bircher-Benner o szkodliwości mleka trąbił już pod koniec XIX wieku (dziś w Zurychu istnieje słynna klinika jego imienia). Twierdził, że mleko powinno być najwyżej dodatkiem do diety. Wyjątkiem są, według niego, łatwiej przyswajalne dla człowieka kwaśne produkty mleczne (jogurty, sery) i mleko pełne, prosto od krowy karmionej trawą.

Ewa Wachowicz, z zawodu technolog żywienia, kiedyś Miss Polonia, dziś producent programów telewizyjnych i matka małej Oli, kupuje mleko prawie wyłącznie od kobiety ze wsi.

- Tylko takie jest wartościowe - uważa. - W życiu nie podałabym dziecku produktu z napisem UHT. Skład mleka, podgrzewanego do tak wysokich temperatur budzi wątpliwości. Białko ścina się i nie wiemy do dziś, jaki może to mieć wpływ na zdrowie. Nie przypuszczam, by był pozytywny.

Zupa z bakterii

- Każdy chciałby mieć własną krowę pod blokiem i doić ją według potrzeb - mówi Waldemar Broś. - Ale to niemożliwe. Musimy dostosować się do wymogów cywilizacyjnych i podgrzewać mleko, by miało dłuższą wartość. Prawda, zabijamy też dobrą florę bakteryjną, ale to koszty cywilizacji.

Część naukowców uważa jednak, że mleko i tak trzeba pić, bo ma dużo cennych wartości.

- Jest wiele produktów, bogatszych w witaminy i minerały - zapewnia Barbara Bachurska, lekarz pediatra z Katowic. - Mitem jest także przekonanie, że mleko zawiera mnóstwo drogocennego wapnia. Znacznie więcej ma go plaster żółtego sera.

To wariaci

- Przestaliśmy słuchać natury - uważa Eugeniusz Zbigniew Siwik. - Stworzyliśmy przemysł, który powoli, ale skutecznie nas zabija. Siwik twierdzi, że w swoich poglądach, nawet w Polsce nie jest już osamotniony. - Ci, którym zależy na zdrowiu dzieci, będą mówić coraz głośniej. Będą mówić o podstępnej "białej śmierci", którą w imię niezrozumiałych racji wynosi się pod niebiosa - zapewnia.

- Zastanawiam się nad pewną kontrakcją. Nad tym, czy nie wytoczyć procesu Kayah i Lindzie, oskarżając ich o szerzenie kłamliwych i szkodliwych poglądów. A przynajmniej nad tym, czy nie spróbować postawić przed sądem tych, którzy namówili piękne i sławne osoby do tej tragicznej w skutkach reklamy?

Na przeciwników mleka patrzy się jak na złoczyńców albo wariatów. - Oni są chyba nienormalni? - zastanawia się Jagna Marczułajtis. - Przecież gdyby mleko było niezdrowe, to nie byłoby go w sklepach!

Wybaczamy dziwaczne poglądy joginom, taoistom i mieszkańcom Polinezji. Gdy do głosu dochodzą polscy lekarze, ich poglądy uznajemy za obrazoburcze. To wariaci. Mleko jest przecież rzeczą świętą. Niepodważalną jak rosół, schabowy i karp na wigilię. Wiedzą o tym dorośli i wiedzą dzieci. Zwłaszcza te, którym marzy się kariera i które do picia mleka zostały namówione przez wielkie gwiazdy. Ale jaka jest prawda?

Więcej tutaj:

http://www.wegetarianie.pl/Article1099.html

Pij mleko, będziesz kaleką

Zawarte w mleku składniki powodują uszkodzenie wielu narządów wewnętrznych człowieka
Pij mleko, będziesz wielki jak Kayah albo Bogusław Linda - przekonują reklamy. Guzik prawda. Krowie mleko to nie przepis na karierę dla dziecka, ale na jego kłopoty.


O zaletach mleka zapewniają polskie dzieci twórcy najgłośniejszej dziś społecznej reklamy, politycy i oczywiście koncerny mleczarskie, którym publiczna akcja jest wyjątkowo na rękę.

Dziewczynka z reklamy jest nieśmiała, szczerbata i pewnie od dawna siedzi w ostatniej ławce. Kiedy przyznaje się klasie, że chciałaby zostać piosenkarką, dzieci wybuchają śmiechem. Dziewczynka wypija szklankę mleka i po latach zostaje gwiazdą popu. Przesłanie jest jasne.

Moda na picie

Akcja ruszyła we wrześniu 2002 roku i trwa do dziś. Jej organizator - Międzynarodowe Stowarzyszenie Reklamy, za swój cel uznał "intensyfikację działań profilaktyki osteoporozy poprzez wykreowanie mody na picie mleka". Inaczej mówiąc - jak będziesz miał ciepły stosunek do mleka, nie będziesz w przyszłości chodził o kulach. Stowarzyszenie promuje mleko za darmo.

- Firmy reklamowe postrzegane są często jak krwiopijcy - przyznaje Paweł Kowalewski, wiceprezes Stowarzyszenia. - Postanowiliśmy to zmienić. Mleko, którego spożycie drastycznie w Polsce spada, wydało nam się odpowiednie.

W promocyjną machinę wciągnięto telewizję, rozgłośnie, gazety. I gwiazdy z pierwszych stron kolorowych czasopism. Nie tylko Kayah i Bogusława Lindę, ale też mistrza kierownicy Krzysztofa Hołowczyca i polską snowboardzistkę Jagnę Marczułajtis. Urodę Jagny można podziwiać w multipleksach, tuż przed pokazami "Starej baśni".

- Nie wahałam się ani chwili - zapewnia snowboardzistka. - To był wspaniały i oryginalny pomysł. Poza tym bardzo lubię mleko.

Nie tylko ona. Lubi je także mistrz świata w skokach narciarskich, Fin Veli-Matti Lindstroem, który w prasie i telewizji postanowił (choć już nie za darmo) promować... polskie świeże mleko. Moda na mleko przeniosła się z telewizji na ulicę. We wrześniu posłanka SLD Sylwia Pusz wraz z wolontariuszami w białych kitlach rozdała na poznańskich przystankach autobusowych cztery tysiące kartoników mleka, także czekoladowego.

W promocję napoju od polskiej krowy włączyła się nawet część lekarzy. Zagrzmieli, że dzieci piją mleka za mało i że to źle się skończy.

Na usługach koncernów

Ale nie wszyscy medycy tak myślą. Jednym z nich jest doktor Eugeniusz Zbigniew Siwik, autorytet w dziedzinie ginekologii i położnictwa, twórca pierwszej w Polsce Kliniki i Szkoły Porodu Naturalnego. Z zamiłowania dietetyk.

- Medycyna bierze dziś udział w jednym z największych oszustw ostatniego stulecia - twierdzi. - Jest na usługach koncernów, którym nie zależy na zdrowiu dzieci, tylko na pieniądzach. Lekarze nabrali wody w usta, bo tak jest bezpieczniej.

Siwik używa mocnych słów. Twierdzi, że zawarte w mleku składniki powodują uszkodzenie wielu narządów wewnętrznych człowieka, nieodwracalne zmiany w układzie naczyniowym, sercowym i kostnym.

- Mleko, wbrew powszechnemu mniemaniu, nie wzmacnia kości, tylko je osłabia. Zawarte w nim białko wypłukuje wapń z organizmu. Mleko krowie to najlepszy przepis na wózek inwalidzki - grozi.

- Jeśli wierzymy, że mleko to źródło wapnia chroniącego przed osteoporozą (osłabieniem kości), musimy pamiętać, że osteoporoza jest najbardziej rozpowszechniona w regionach świata o wysokim spożyciu mleka, np. w Europie Północnej, Kanadzie i USA - zauważa również Annemarie Colbin, autorka książki "Osteoporoza".

Kilka lat temu zrzeszająca pięć tysięcy członków międzynarodowa organizacja Lekarze na Rzecz Medycyny Odpowiedzialnej wydała oświadczenie, w którym ostrzega przed piciem mleka. Lista przeciwwskazań jest długa.

Zasadniczym powodem sprzeciwu wobec białego eliksiru jest przekonanie, że człowiek, podobnie jak pozostałe ssaki, przystosowany jest do spożywania mleka tylko w okresie niemowlęcym.

- Człowiek nie krowa, czterech żołądków nie ma - twierdzi Mariusz Gawlik, lekarz ze Stargardu Szczecińskiego, przez lata pracujący na dziecięcym oddziale laryngologicznym. - Mały człowiek nie jest cielęciem, które potrzebuje innego składu witamin i minerałów niż wolno rozwijający się ludzki organizm. Z tego powodu picie mleka krowiego jest patologią. I przyczyną setek chorób.

Mleko krowie nie jest dobrze przyjmowane przez ludzki organizm. Tego argumentu nie odpierają nawet zagorzali jego zwolennicy.

- Nietolerancja laktozy to poważna i, niestety, częsta komplikacja. Sam też mleka nie toleruję - przyznaje nawet Waldemar Broś, wiceprezes Polskiego Stowarzyszenia Spółdzielni Mleczarskich.

Lekarze z międzynarodowej organizacji LMO twierdzą, że 80 procent ludzkości mleka po prostu nie trawi. W Polsce, gdzie tradycja picia mleka jest długa, problemy z przyswajaniem cukru mlecznego, zwanego laktozą, ma połowa obywateli.

Z badań doktor Doroty Szostak-Węgierek z Instytutu Żywienia i Żywności w Warszawie wynika, że prawie 20 procent polskich dzieci ma niedobór enzymu trawiącego laktozę. - Objawy nietolerancji mleka mogą ujawniać się nawet po latach - twierdzi dietetyczka.

Proszę, nie pij

Nie chodzi jednak tylko o laktozę. W 2001 roku nowozelandzki badacz doktor Corrie McLachlan ogłosił wyniki badań, z których wynikało, że mleko, a właściwie zawarta w nim kazeina (rodzaj białka), jest przyczyną chorób serca. Wnioski naukowca umieszczono w międzynarodowym internetowym serwisie o wymownej nazwie "No milk page" (strona bez mleka). Do odwiedzenia serwisu, na którym znalazło się wiele publikacji, ostrzegających ludzi przed piciem mleka z różnych powodów, do dziś zachęca na swojej stronie internetowej zespół lekarzy III Kliniki Chorób Dziecięcych Akademii Medycznej w Białymstoku.

Złudzeń nie pozostawia także Frank Oski, profesor pediatrii z renomowanej John Hopkins School of Medicine, który w trosce o zdrowie dzieci napisał nawet książkę "Proszę, nie pij mleka".

Ale polskie dzieci piły mleko i piją nadal.

Katarzyna Woleńska jest nauczycielką. Ma 28 lat i koszmarne wspomnienia z dzieciństwa.

- W moim domu panował kult mleka - mówi. Śniadanie kończyło się dla Woleńskiej dość schematycznie. Wymioty, biegunki, wysypka. Rodzice podejrzewali uczulenie, więc wyrzucili z jej jadłospisu pomidory i truskawki, choć je uwielbiała. Alergię na mleko wykryto u niej, kiedy dostała się na studia. Za późno. Była już astmatyczką.

- Mleko jest jednym z najgroźniejszych alergenów pokarmowych. Ma aż pięć składników, które mogą być fatalnie tolerowane przez człowieka - przyznaje profesor Edward Tadeusz Zawisza, jeden z najwybitniejszych polskich alergologów.

- Ale groźne mogą być także zanieczyszczenia mleka, takie jak penicylina i białka pszenicy.

Zdobycz bakterii

- Polskie mleko jest już czyste i wciąż naturalne - zapewnia Waldemar Broś. - Z drugiej strony krowa nie jest maszyną, tylko żywych organizmem. Zdarza się, że zachoruje, pobrudzi się.

Broś nie chce wracać pamięcią do wczesnych lat 90., kiedy kontenery z polskim mlekiem w proszku służby celne innych krajów uznawały za radioaktywne. I późnych lat 90, kiedy inspektorzy Unii Europejskiej natknęli się w Polsce na rzekę brudnego mleka, z gronkowcem w tle. Dziś polskie mleko spełnia normy UE w ponad 80 procentach. Zgodnie z normami mleko klasy ekstra powinno zawierać nie więcej niż sto tysięcy bakterii. - Nawet jeśli jest ich więcej, to i tak znikają pod wpływem pasteryzacji - zapewnia Broś.

Ale Tomasz Nocuń, internista, ostrzega, że proces pasteryzacji zamienia mleko w zupę pełną martwych, toksycznych bakterii, które zatruwają organizm. I powodują kolejne alergie.

Alergolog, profesor Zawisza leczy ludzi uczulonych na mleko od dziesięcioleci. Liczba pacjentów z każdym rokiem powiększa się. Dla niektórych mleczna euforia kończy się śmiercią. Jak dla leczonego przez alergologa dyplomaty, którego na przyjęciu poczęstowano ciastkiem, w skład którego wchodziło mleko. Udusił się.

Nie leczona alergia na mleko nie zawsze kończy się zgonem, ale może kończyć się poważną chorobą. Z chorobami oczu włącznie. - Przewlekłe alergie pokarmowe, w tym także alergia na mleko, mogą pośrednio prowadzić do schorzeń ocznych, z zapaleniem rogówki oka włącznie - przyznaje doktor Anna Ambroziak ze Szpitala Okulistycznego w Warszawie.

Profesor Zawisza zauważa, że problem byłby łagodniejszy, gdyby Polska nie była krajem rolniczym, w którym mleko uznawane jest za podstawę pożywienia. Jesteśmy szóstym co do wielkości producentem mleka w Europie (7 mld litrów rocznie).

Mleka pije się mało w Afryce, prawie nie pije w Chinach i Japonii. - W samym tylko Kioto żyje czterysta osób, które ukończyły sto cztery lata życia. To ponad dwa razy więcej niż w całych Stanach Zjednoczonych - wyjaśnia Eugeniusz Zbigniew Siwik. - Ci ludzie są długowieczni, bo nie znają smaku mleka.

Zdrowie na sercu

Najwięcej piją mleka Amerykanie i Finowie. I tam notuje się najwięcej przypadków chorych na serce i cukrzycę. W Polsce mleko stało się towarem politycznym. Sloganem "Szklanka mleka dla każdego ucznia" rząd Leszka Millera postanowił zdobyć poparcie społeczne. I mleko zagościło w szkołach na dobre.

- Podawanie dzieciom w wieku szkolnym mleka skazuje je na choroby i cierpienia - zapewnia Eugeniusz Zbigniew Siwik. - Mamy jak w banku, że w przyszłości wiele z nich będzie zawałowcami.

A zbuntowany lekarz Tomasz Nocuń dodaje, że trudno mu uwierzyć w szlachetne intencje pomysłodawców akcji "Pij mleko". - Stworzono wielką reklamową machinę, która napędzać ma jedynie koniunkturę dla firm mleczarskich - twierdzi.

Producentom mleka sprzyjają także rządowe programy. Polscy producenci mogą starać się o dotację z Funduszu Promocji Mleczarstwa. Ta przychylność władz spowodowana jest, formalnie, troską o dobro dzieci i młodzieży. Takiej polityce, opartej na przekonaniu, że bez szklanki mleka dziennie polskie dziecko wyrośnie na półgłówka i inwalidę, sprzyjać mają badania. I tak Instytut Żywności i Żywienia odkrył, że jadłospis polskiego jedenastolatka zaspokaja połowę dziennego zapotrzebowania na wapń. Co oznacza, że większość jedenastolatków będzie w przyszłości chorować na osteoporozę. A tą zagrożonych jest dziś dziewięć milionów Polaków.

Naukowcy z organizacji Lekarze na rzecz Medycyny Odpowiedzialnej podnoszą, że istnieje zależność między insulinozależną cukrzycą (zwaną inaczej młodzieńczą) a alergią na mleko, a konkretnie zawarte w nim albuminy (czyli grupy białek rozpuszczalnych w wodzie). I znów - największy odsetek osób chorych na cukrzycę młodzieńczą notuje się w Finlandii, tam, gdzie dzieciom wmawia się mleko pod każdą postacią.

Adamowi Karbiszowi z Krakowa też wmawiano. Karbisz jest właścicielem firmy poligraficznej. Ma 34 lata i większość wakacji spędził na koloniach. - Podstawą jedzenia były placki ziemniaczane, mielony i mleko - przyznaje. - Wychowawcy byli sympatyczni i fanatyczni. Nie pozwalali odejść od stołu, jeśli szklanka z mlekiem nie była pusta. Przez wiele kolejnych lat chorowałem na przemian na anginę i zapalenie uszu.

Karbisz przestał jeździć na kolonie, bo zaprzyjaźniony z rodziną lekarz domyślił się przyczyny kłopotów zdrowotnych dziecka. - Był odważny w poglądach, to i miał poważne problemy z utrzymaniem pracy. Lekarz, który jest wrogiem mleka, staje się wrogiem ludu - twierdzi mężczyzna.

Ale lekarz Karbisza nie był wielkim odkrywcą. Pionier nauki o żywieniu doktor Max Bircher-Benner o szkodliwości mleka trąbił już pod koniec XIX wieku (dziś w Zurychu istnieje słynna klinika jego imienia). Twierdził, że mleko powinno być najwyżej dodatkiem do diety. Wyjątkiem są, według niego, łatwiej przyswajalne dla człowieka kwaśne produkty mleczne (jogurty, sery) i mleko pełne, prosto od krowy karmionej trawą.

Ewa Wachowicz, z zawodu technolog żywienia, kiedyś Miss Polonia, dziś producent programów telewizyjnych i matka małej Oli, kupuje mleko prawie wyłącznie od kobiety ze wsi.

- Tylko takie jest wartościowe - uważa. - W życiu nie podałabym dziecku produktu z napisem UHT. Skład mleka, podgrzewanego do tak wysokich temperatur budzi wątpliwości. Białko ścina się i nie wiemy do dziś, jaki może to mieć wpływ na zdrowie. Nie przypuszczam, by był pozytywny.

Zupa z bakterii

- Każdy chciałby mieć własną krowę pod blokiem i doić ją według potrzeb - mówi Waldemar Broś. - Ale to niemożliwe. Musimy dostosować się do wymogów cywilizacyjnych i podgrzewać mleko, by miało dłuższą wartość. Prawda, zabijamy też dobrą florę bakteryjną, ale to koszty cywilizacji.

Część naukowców uważa jednak, że mleko i tak trzeba pić, bo ma dużo cennych wartości.

- Jest wiele produktów, bogatszych w witaminy i minerały - zapewnia Barbara Bachurska, lekarz pediatra z Katowic. - Mitem jest także przekonanie, że mleko zawiera mnóstwo drogocennego wapnia. Znacznie więcej ma go plaster żółtego sera.

To wariaci

- Przestaliśmy słuchać natury - uważa Eugeniusz Zbigniew Siwik. - Stworzyliśmy przemysł, który powoli, ale skutecznie nas zabija. Siwik twierdzi, że w swoich poglądach, nawet w Polsce nie jest już osamotniony. - Ci, którym zależy na zdrowiu dzieci, będą mówić coraz głośniej. Będą mówić o podstępnej "białej śmierci", którą w imię niezrozumiałych racji wynosi się pod niebiosa - zapewnia.

- Zastanawiam się nad pewną kontrakcją. Nad tym, czy nie wytoczyć procesu Kayah i Lindzie, oskarżając ich o szerzenie kłamliwych i szkodliwych poglądów. A przynajmniej nad tym, czy nie spróbować postawić przed sądem tych, którzy namówili piękne i sławne osoby do tej tragicznej w skutkach reklamy?

Na przeciwników mleka patrzy się jak na złoczyńców albo wariatów. - Oni są chyba nienormalni? - zastanawia się Jagna Marczułajtis. - Przecież gdyby mleko było niezdrowe, to nie byłoby go w sklepach!

Wybaczamy dziwaczne poglądy joginom, taoistom i mieszkańcom Polinezji. Gdy do głosu dochodzą polscy lekarze, ich poglądy uznajemy za obrazoburcze. To wariaci. Mleko jest przecież rzeczą świętą. Niepodważalną jak rosół, schabowy i karp na wigilię. Wiedzą o tym dorośli i wiedzą dzieci. Zwłaszcza te, którym marzy się kariera i które do picia mleka zostały namówione przez wielkie gwiazdy. Ale jaka jest prawda?

Więcej tutaj:

http://www.wegetarianie.pl/Article1099.html

Szkodliwość plastiku. – Czym jest plastik?

Plastik to  powszechnie używany termin, który określa syntetyczne jak i częściowo sztuczne tworzywa takie jak PVC, nylon czy styropian . Głównym składnikiem używanym do produkcji wymienionych materiałów przeważnie jest ropa naftowa i naturalne gazy, z których uzyskuje się łańcuchy polimerowe. W końcowej fazie produkcji plastik często jest wybielany, oczyszczany, barwiony, perfumowany i uzupełniany o różne chemikalia służące uzyskaniu giętkości i wytrzymałości produktu finalnego.
 
Toksyczny plastik

Plastik jest wszędzie i musimy pamiętać, że nie jest tak bezpieczny jak nam się wydaje. Zwłaszcza, że niewielkie ilości naprawdę toksycznych chemikaliów użytych do jego produkcji,  mogą się uwalniać  do naszej wody mineralnej czy pożywienia. Ta informacja jest bardzo ważna, zwłaszcza, ze spora część tych toksyn z łatwością imituje nasze hormony, przez co zaburza prawidłowe funkcjonowanie organizmu (przeczytaj więcej o najbardziej ignorowanym stwierdzeniu, zaburzeń gospodarki hormonalnej wywołanej przez toksyny). Ogólnie mówiąc, wpływ kopiowania naszych hormonów przez te substancje, może negatywnie wpłynąć nasz rozwój, układ rozrodczy, immunologiczny czy też prawidłowe funkcjonowanie układu neurologicznego. Te „skutki uboczne” plastiku są  niesłychanie ważne u kobiet oczekujących dziecka i pod żadnym pretekstem ta informacja nie powinna być przez nie ignorowana. Gdyż chemikalia te po prostu zagrażają prawidłowemu rozwojowi dziecka (badania potwierdzają ich wpływ na przedwczesne dojrzewanie, niepłodności czy też przypadki nowotworów u dzieci jak i w późniejszym życiu). Poczęte dziecko staje się ofiarą plastiku jeszcze zanim wie czym on jest.


Czym są niesprzyjające warunki które uwalniają toksyny z plastiku?


Nie mówimy tutaj o skrajnych przypadkach użytkowania plastiku, a o codzienności, w której używamy naszych plastikowych misek, kubków czy pojemników. Jak często wlewasz gorącą ciecz do plastikowego naczynia? Jak często podgrzewasz w nim obiad. Jak często myjesz je w zmywarce używając detergentów? Czy twój plastik jest w kontakcie z tłustymi lub kwaśnymi potrawami, a może jest już zadrapany w wyniku eksploatacji? Te wszystkie czynniki powodują uwalnianie się szkodliwych chemikaliów.

Czego unikać za wszelką cenę?

Plastikowych, jednorazowych kubków i pojemników na żywność na wynos zrobionych ze styropianu. Ten rodzaj plastiku podejrzewany jest o działanie rakotwórcze i przyczyniające się do problemów z nerkami, układem oddechowym czy trawiennym (Styrene, 2010). Toksyny z tego materiału uwalniają się pod wpływem ciepła, ale i nie koniecznie ponieważ nawet w lodówce może dojść do przenikania toksyn do produktów spożywczych. Tego plastiku powinniśmy unikać za wszelką cenę.


Więcej:
http://zielonyzagonek.pl/plastic-is-fantastic/

Szkodliwość plastiku.

Czym jest plastik?

Plastik to powszechnie używany termin, który określa syntetyczne jak i częściowo sztuczne tworzywa takie jak PVC, nylon czy styropian . Głównym składnikiem używanym do produkcji wymienionych materiałów przeważnie jest ropa naftowa i naturalne gazy, z których uzyskuje się łańcuchy polimerowe. W końcowej fazie produkcji plastik często jest wybielany, oczyszczany, barwiony, perfumowany i uzupełniany o różne chemikalia służące uzyskaniu giętkości i wytrzymałości produktu finalnego.

Toksyczny plastik

Plastik jest wszędzie i musimy pamiętać, że nie jest tak bezpieczny jak nam się wydaje. Zwłaszcza, że niewielkie ilości naprawdę toksycznych chemikaliów użytych do jego produkcji, mogą się uwalniać do naszej wody mineralnej czy pożywienia. Ta informacja jest bardzo ważna, zwłaszcza, ze spora część tych toksyn z łatwością imituje nasze hormony, przez co zaburza prawidłowe funkcjonowanie organizmu (przeczytaj więcej o najbardziej ignorowanym stwierdzeniu, zaburzeń gospodarki hormonalnej wywołanej przez toksyny). Ogólnie mówiąc, wpływ kopiowania naszych hormonów przez te substancje, może negatywnie wpłynąć nasz rozwój, układ rozrodczy, immunologiczny czy też prawidłowe funkcjonowanie układu neurologicznego. Te „skutki uboczne” plastiku są niesłychanie ważne u kobiet oczekujących dziecka i pod żadnym pretekstem ta informacja nie powinna być przez nie ignorowana. Gdyż chemikalia te po prostu zagrażają prawidłowemu rozwojowi dziecka (badania potwierdzają ich wpływ na przedwczesne dojrzewanie, niepłodności czy też przypadki nowotworów u dzieci jak i w późniejszym życiu). Poczęte dziecko staje się ofiarą plastiku jeszcze zanim wie czym on jest.


Czym są niesprzyjające warunki które uwalniają toksyny z plastiku?


Nie mówimy tutaj o skrajnych przypadkach użytkowania plastiku, a o codzienności, w której używamy naszych plastikowych misek, kubków czy pojemników. Jak często wlewasz gorącą ciecz do plastikowego naczynia? Jak często podgrzewasz w nim obiad. Jak często myjesz je w zmywarce używając detergentów? Czy twój plastik jest w kontakcie z tłustymi lub kwaśnymi potrawami, a może jest już zadrapany w wyniku eksploatacji? Te wszystkie czynniki powodują uwalnianie się szkodliwych chemikaliów.

Czego unikać za wszelką cenę?

Plastikowych, jednorazowych kubków i pojemników na żywność na wynos zrobionych ze styropianu. Ten rodzaj plastiku podejrzewany jest o działanie rakotwórcze i przyczyniające się do problemów z nerkami, układem oddechowym czy trawiennym (Styrene, 2010). Toksyny z tego materiału uwalniają się pod wpływem ciepła, ale i nie koniecznie ponieważ nawet w lodówce może dojść do przenikania toksyn do produktów spożywczych. Tego plastiku powinniśmy unikać za wszelką cenę.


Więcej:
http://zielonyzagonek.pl/plastic-is-fantastic/

Futro nie jest dla ludzi. – Gdyby futro było rzeczywiście niezbędne człowiekowi to każdy posiadał by swoje naturalne, nie ukradzione innym zwierzętą  futro. Zima czy jesień  już od dawna nie jest wymówką ponieważ są inne wyjścia które nie wymagają cierpienia niewinnych istot. Ludzie którzy nadal kupują i noszą futra kierują się tylko czystym egoizmem, zachcianką.
Mimo wszechobecnych informacji o fermach futrzarskich wielu ludzi jest nadal nieświadoma tego co się tam dzieje, niektórzy nawet są zdziwieni, że w tych czasach używa się prawdziwych futer.(Naprawdę, sama spotkałam się z takimi ludzmi).

Uświadamiajcie innych . Szczególnie teraz kiedy robi się zimniej i ludzie zaczynają zastanawiać się nad kupnem czegoś cieplejszego.
Bojkotujcie przemysł futrzarski
Podpisz petycje : http://antyfutro.pl/petycje/

Futro nie jest dla ludzi.

Gdyby futro było rzeczywiście niezbędne człowiekowi to każdy posiadał by swoje naturalne, nie ukradzione innym zwierzętą futro. Zima czy jesień już od dawna nie jest wymówką ponieważ są inne wyjścia które nie wymagają cierpienia niewinnych istot. Ludzie którzy nadal kupują i noszą futra kierują się tylko czystym egoizmem, zachcianką.
Mimo wszechobecnych informacji o fermach futrzarskich wielu ludzi jest nadal nieświadoma tego co się tam dzieje, niektórzy nawet są zdziwieni, że w tych czasach używa się prawdziwych futer.(Naprawdę, sama spotkałam się z takimi ludzmi).

Uświadamiajcie innych . Szczególnie teraz kiedy robi się zimniej i ludzie zaczynają zastanawiać się nad kupnem czegoś cieplejszego.
Bojkotujcie przemysł futrzarski
Podpisz petycje : http://antyfutro.pl/petycje/

!Jest Protest! – Mała wioska w najbiedniejszym regionie Polski, skutecznie opiera się jednemu z największych koncernów świata.Mieszkanki i mieszkańcy wsi Żurawlów razem od 3 czerwca 2013 roku protestują przeciwko działaniom firmy Chevron. Ta trzecia co do wielkości korporacja na świecie wbrew opinii lokalnej społeczności chce wydobywać gaz łupkowy, stwarzając bezpośrednie zagrożenie dla bezpieczeństwa i zdrowia setek tysięcy ludzi. Jest to szczególny akt oporu, bo za rolnikami z gminy Grabowiec nie stoi żadna organizacja, ruch czy medium. Dodatkowo protest ten uderza bezpośrednio w wizje kraju obfitości skrzętnie budowanego przez rząd i utwierdzanego przez wszystkie główne media. Bo to gaz łupkowy ma dać nam chleb, prace, dobrobyt i godziwe życie.

W tym proteście wszystkie negatywne skutki działania wielkich koncernów skupiły się jak w soczewce, chyba pierwszy raz w naszym kraju w takiej skali. Rolnicy wykonali samodzielnie trud dotarcia do niezależnych informacji aby uświadomić sobie, że gaz łupkowy oznacza dla nich utratę wszystkiego: żyznej ziemi, czystej wody, gospodarstw, upraw, mieszkań i domów. Analizując szerzej jednak "rewolucję" łupkową na świecie stali się głosem przeważającej części polskiego społeczeństwa. Występują niejako w imieniu mieszkańców 1/3 kraju, bezpośrednio zagrożonych, bo żyjących na terenach koncesyjnych. Ale tak na prawdę wydobycie gazu łupkowego stanowi problem dotyczący nas wszystkich: nikt nas nie zapewni, że przemysłowe wydobycie gazu metodą hydroszczelinowania nie wpłynie na środowisko naturalne, że nie powstaną pod naszymi domami gazociągi transferujące paliwo, że po naszych drogach nie będą jeździły non stop cysterny, że powietrze, woda i jedzenie nie pogorszą się. Wreszcie nikt nie jest w stanie zagwarantować, że zamieniając tereny rolnicze na przemysłowo-górnicze nie spowoduje się kryzysu towarów rolnych na rynku, a co za tym idzie gwałtownego wzrostu cen żywności. Świeże, zdrowe i smaczne warzywa staną się jeszcze droższe dla mieszkańców miast w szczególności. Nie wykluczony jest też scenariusz skażenia podziemnych zbiorników wodnych, których konsekwencją będzie prywatyzacja źródeł wody pitnej!

15 marca protestujący zapraszają wszystkich przyjaciół i sympatyzujących z nimi na wspólną demonstrację. Ale nie w Warszawie, Lublinie czy Hrubieszowie a właśnie w Żurawlowie! Zapraszamy wszystkich: nieważne czy uczestniczyli dotychczas w proteście czy nie, tych, których nie przeraża walka Dawida z Goliatem. To własnie tu, w małej wiosce na Lubelszczyźnie toczą się prawdopodobnie wydarzenia mające kolosalny wpływ na przyszłość świata, w którym żyjemy choć z dala od fleszów i obiektywów. Protest w Żurawlowie pokazuje, że nawet niewielka grupa solidarna w walce, może zatrzymać największe globalne korporacje. Pokażmy razem, że nie można ignorować naszego hasła: NIE ZGADZAMY SIĘ!
(w źródle link do wydarzenia na FB)

!Jest Protest!

Mała wioska w najbiedniejszym regionie Polski, skutecznie opiera się jednemu z największych koncernów świata.Mieszkanki i mieszkańcy wsi Żurawlów razem od 3 czerwca 2013 roku protestują przeciwko działaniom firmy Chevron. Ta trzecia co do wielkości korporacja na świecie wbrew opinii lokalnej społeczności chce wydobywać gaz łupkowy, stwarzając bezpośrednie zagrożenie dla bezpieczeństwa i zdrowia setek tysięcy ludzi. Jest to szczególny akt oporu, bo za rolnikami z gminy Grabowiec nie stoi żadna organizacja, ruch czy medium. Dodatkowo protest ten uderza bezpośrednio w wizje kraju obfitości skrzętnie budowanego przez rząd i utwierdzanego przez wszystkie główne media. Bo to gaz łupkowy ma dać nam chleb, prace, dobrobyt i godziwe życie.

W tym proteście wszystkie negatywne skutki działania wielkich koncernów skupiły się jak w soczewce, chyba pierwszy raz w naszym kraju w takiej skali. Rolnicy wykonali samodzielnie trud dotarcia do niezależnych informacji aby uświadomić sobie, że gaz łupkowy oznacza dla nich utratę wszystkiego: żyznej ziemi, czystej wody, gospodarstw, upraw, mieszkań i domów. Analizując szerzej jednak "rewolucję" łupkową na świecie stali się głosem przeważającej części polskiego społeczeństwa. Występują niejako w imieniu mieszkańców 1/3 kraju, bezpośrednio zagrożonych, bo żyjących na terenach koncesyjnych. Ale tak na prawdę wydobycie gazu łupkowego stanowi problem dotyczący nas wszystkich: nikt nas nie zapewni, że przemysłowe wydobycie gazu metodą hydroszczelinowania nie wpłynie na środowisko naturalne, że nie powstaną pod naszymi domami gazociągi transferujące paliwo, że po naszych drogach nie będą jeździły non stop cysterny, że powietrze, woda i jedzenie nie pogorszą się. Wreszcie nikt nie jest w stanie zagwarantować, że zamieniając tereny rolnicze na przemysłowo-górnicze nie spowoduje się kryzysu towarów rolnych na rynku, a co za tym idzie gwałtownego wzrostu cen żywności. Świeże, zdrowe i smaczne warzywa staną się jeszcze droższe dla mieszkańców miast w szczególności. Nie wykluczony jest też scenariusz skażenia podziemnych zbiorników wodnych, których konsekwencją będzie prywatyzacja źródeł wody pitnej!

15 marca protestujący zapraszają wszystkich przyjaciół i sympatyzujących z nimi na wspólną demonstrację. Ale nie w Warszawie, Lublinie czy Hrubieszowie a właśnie w Żurawlowie! Zapraszamy wszystkich: nieważne czy uczestniczyli dotychczas w proteście czy nie, tych, których nie przeraża walka Dawida z Goliatem. To własnie tu, w małej wiosce na Lubelszczyźnie toczą się prawdopodobnie wydarzenia mające kolosalny wpływ na przyszłość świata, w którym żyjemy choć z dala od fleszów i obiektywów. Protest w Żurawlowie pokazuje, że nawet niewielka grupa solidarna w walce, może zatrzymać największe globalne korporacje. Pokażmy razem, że nie można ignorować naszego hasła: NIE ZGADZAMY SIĘ!
(w źródle link do wydarzenia na FB)