Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

Szukaj


 

Znalazłem 6 takich materiałów

Seks w obrazach Reubena Negrona( +18)

9984715741601921944579494.jpeg

Reuben Negron jest malarzem mieszkającym obecnie w Asheville w Karolinie Północnej. 

Każdy jego obraz to prawdziwe spotkania, wrażliwa i emocjonalna natura seksu. 

Czytaj dalej →


W obronie kur

Szczecińska Inicjatywa na Rzecz Zwierząt BASTA! zorganizowała w Szczecinie akcję w obronie kur, które zabijane są przez przemysł jajczarski i mięsny. Aktywistki i aktywiści stali przez godzinę w centrum miasta, trzymając w dłoniach martwe pisklęta oraz plansze poruszające temat okrutnego zabijania jednodniowych kogucików.

Czytaj dalej →


Niemcy chcą zakończyć mielenie kurcząt

Niemcy są pierwszym krajem, który zobowiązał się do zaprzestania mielenia jednodniowych kurcząt, traktowanych jako "produkt uboczny" hodowli kur niosek (czyli znoszących jajka). Ma w tym pomóc technologia określania płci kurczaczka, nad którą właśnie pracują tamtejsi naukowcy. Zmiany te mają wejść w życie do 2017 r.

Czytaj dalej →


Nikola Tesla - genialny szaleniec – - Pochodzący z terenów dzisiejszej Chorwacji młodzieniec wykazywał sporą kreatywność. Jeszcze jako dzieciak stworzył wiatrak napędzany... owadami przytwierdzonymi klejem do śmigła.                       (Nikola Tesla był Serbem, synem prawosławnego duchownego. W jego rodzinnej wsi stoi jego pomnik, zresztą odbudowany po tym, jak w latach 90. Chorwaci zniszczyli go razem z pomnikiem wymordowanych w czasie II wojny światowej przez chorwackich faszystów-Ustaszy, mieszkających tam Serbów - dzięki AI88!)

- Mało brakowało, a Tesla skończyłby jako prawosławny duchowny. Tak sobie wymarzył jego ojciec. Na szczęście nauczyciel młodego Nikoli namówił jego rodziców na wysłanie ich potomka na studia inżynierskie w Austrii. 

- Jeszcze zanim skończył edukację, skonstruował swoją pierwszą prądnicę – urządzenie na prąd przemienny. To osiągnięcie otworzyło mu drzwi do kariery – na krótko zahaczył się w paryskiej firmie produkującej mechanizmy według patentów Thomasa Edisona. 

- Thomas Edison był dla Tesli wzorem wielkiego wynalazcy. Wkrótce po porzuceniu pracy, Tesla ruszył do USA na spotkanie ze swym idolem. Gospodarz wyraźnie nie darzył młodzieńca sympatią, jednak postanowił dać mu szansę i zatrudnił go w swym laboratorium.

- Edison nie docenił jednak talentu swego nowego pracownika. Chcąc sprawdzić ile prawdy jest w informacjach o geniuszu Tesli, zaproponował mu pewien układ – jeśli Nikola sprawi, że elektrownie należące do Edisona zwiększą swą wydajność o 50%, ten dostanie nagrodę w wysokości 50 000 dolarów. Młody wynalazca nie tylko wykonał to zadanie, ale i zasugerował swemu pracodawcy kolejną znaczną poprawę wydajności, jeśli tylko ten zrezygnuje z urządzeń na prąd stały i skupi się na prądzie przemiennym. Upokorzony Edison miał wówczas powiedzieć do Nikoli, który przyszedł po należną mu zapłatę: „Tesla, ty nie czaisz naszego amerykańskiego humoru...”. W zamian zaproponował mu marne 10 dolarów podwyżki. Młody naukowiec pożegnał się z dotychczasową pracą.

- Nikola Tesla nie zraził się tym rozczarowaniem i wkrótce otworzył własną firmę – Tesla Electric Light Company. Zanim jednak do tego doszło, Nikola harował jak wół – imał się nawet ciężkiej fizycznej pracy jako robotnik. 

- W swojej firmie Tesla stworzył szczegółowe plany konstrukcji wielu, do dziś stosowanych, urządzeń, m.in. świetlówki. Jego pierwsza elektrownia wytwarzająca prąd przemienny wytworzyła energię pozwalającą oświetlić sporą ilość amerykańskich stacji kolejowych.

- Mimo spektakularnych sukcesów i coraz większych zarobków, Tesla nigdy nie chciał ustatkować się – ba, uważał wręcz, że swoje naukowe osiągnięcia zawdzięcza... celibatowi. Oprócz tego miał dość dziwne podejście do kobiet. Uważał, że wkrótce dojdzie do swoistej zmiany hierarchii i to płeć piękna zdominuje mężczyzn. Z drugiej zaś strony brzydził się np. noszonymi przez kobiety ozdobami – szczególną antypatią darzył perłowe kolczyki. Raz też zwolnił swoją sekretarkę, bo... była za gruba. 

- Tymczasem Edison robił wszystko, aby wynalazki Tesli nie odnosiły sukcesu. Wynalazca otwarcie krytykował stosowanie prądu przemiennego – twierdził, że niesie on za sobą wiele niebezpieczeństw. W chwili gdy Edison skapitulował i również zaczął stosować patenty Tesli, ten właśnie dopracowywał swoje nowe cacko – turbinę wodną. 

-  Tesla pracował też nad zdalnie sterowanymi urządzeniami. W tym celu stworzył pierwszy na świecie pilot radiowy. Wynalazek testował na wielu pojazdach, m.in. stworzył pierwszego „chodzącego” robota oraz zdalnie sterowaną łódź.

-  Wiele osób podziwiało Teslę nie tylko za jego naukowy geniusz, ale i za talent do uczenia się języków. Wynalazca posługiwał się aż ośmioma językami – serbskim, czeskim, angielskim, francuskim, niemieckim, węgierskim, włoskim i łaciną. 

-  Nikola mało spał – podobno wystarczyło mu kilka dwugodzinnych drzemek, aby „naładować swoje akumulatory”. 

- Podczas prezentacji swoich wynalazków lubił wprowadzić nieco urozmaicenia i często wykorzystywał własne ciało w formie przewodnika elektrycznego.

-  Mówiąc o Tesli jako o człowieku, który wyprzedzał swą epokę, warto odnotować jedno z jego największych dzieł, którego niestety nie ukończył. Obsesyjnym marzeniem Nikoli było stworzenie urządzenia umożliwiającego bezprzewodową komunikację i nieograniczony transfer energii elektrycznej. Bazując na skonstruowanym przez siebie transformatorze oraz tzw. „nadajniku powiększającym”, wynalazca zademonstrował sposób na przekazywanie prądu bez stosowania kabli. Za przekaźnik miała posłużyć... ziemia i ukryte w niej fale stojące. Nie skończyło się na teorii – mechanizm przetestowany został na oczach wielu świadków – Tesla uruchomił 200 lamp przesyłając energię z urządzenia znajdującego się... 40 kilometrów dalej. Miało to pewne efekty uboczne – niepodłączone do prądu urządzenia elektryczne same się włączały, ziemia mieniła się iskrami, a hałas słychać było w promieniu dziesiątków kilometrów.

- Sukces Tesli nie zakończył się jedynie na udanych eksperymentach. Jednym z najbardziej tajemniczych projektów naukowca była konstrukcja przypominająca wielką latarnię morską, którą Nikola zaczął konstruować w Long Island. Powstały tam też laboratoria i kompleks badawczy. Wynalazca twierdził, że jest w stanie pozyskać tzw. wolną energię – pozyskiwaną m.in. z promieni kosmicznych. 

- Niestety, szalony pomysł Nikoli nie zakończył się dobrze – w „paradę” wszedł mu Guglielmo Marconi – człowiek, który ubiegł Teslę i na krótko przed nim opatentował wynalazek odbierający fale elektromagnetyczne w formie dźwięku. Marconi nagrodzony został Noblem, mimo trwających rozpraw sądowych dotyczących wykorzystania opatentowanej przez Teslę cewki. Ostatecznie Nikola spór wygrał, ale już pośmiertnie. Tymczasem Marconi stał się ulubieńcem śmietanki naukowej, a Edison dodatkowo robił wszystko, aby uwaga ludzi skupiła się wokół osiągnięć Guglielmo.

- Nikola zaczął być traktowany jako szaleniec, szczególnie po tym, jak oznajmił, że podczas jednego z eksperymentów udało mu się odebrać pozaziemski przekaz. Inwestorzy wycofali się z finansowania tajemniczego projektu. Mimo to legendy mówią, że Tesla przetestował swój nowy wynalazek. Jego efektem miała być niewielka eksplozja nazwana później „katastrofą tunguską”...

- Innym projektem Tesli miał być „bezskrzydły samolot”. Nikola twierdził, że możliwe jest skonstruowanie pojazdu latającego napędzanego reakcjami jonowymi i kontrolowanego za pomocą naziemnych stacji. Obecnie napędy jonowe NASA wykorzystuje w sondach kosmicznych. 

- Podobno w wieku 84 lat Nikola zgłosił się do przedstawicieli armii Stanów Zjednoczonych z propozycją sprzedania im planów dotyczących budowy broni miotającej „promieniami śmierci”. Miała ona służyć do niszczenia wrogich samolotów. 

- Naukowiec miał swoje dziwactwa. Miał np. obsesję na punkcie cyfry 3. Potrafił na przykład obejść budynek trzykrotnie zanim zdecydował się do niego wejść. Kiedy mieszkał w hotelu zawsze wybierał pokój, którego numer podzielny był przez tę cyfrę. Ostatnie lata życia spędził w pokoju nr 3327 położonym na 33 piętrze hotelu New Yorker. Rodzina nieboszczyka zauważyła, że zniknęło większość dokumentów i notatek Nikoli (wliczając w to tajemniczy dziennik, zawierający projekty dla amerykańskiego rządu). Wkrótce amerykańskie władze przejęły też posiadłości i laboratoria naukowca.

Nikola Tesla - genialny szaleniec

- Pochodzący z terenów dzisiejszej Chorwacji młodzieniec wykazywał sporą kreatywność. Jeszcze jako dzieciak stworzył wiatrak napędzany... owadami przytwierdzonymi klejem do śmigła. (Nikola Tesla był Serbem, synem prawosławnego duchownego. W jego rodzinnej wsi stoi jego pomnik, zresztą odbudowany po tym, jak w latach 90. Chorwaci zniszczyli go razem z pomnikiem wymordowanych w czasie II wojny światowej przez chorwackich faszystów-Ustaszy, mieszkających tam Serbów - dzięki AI88!)

- Mało brakowało, a Tesla skończyłby jako prawosławny duchowny. Tak sobie wymarzył jego ojciec. Na szczęście nauczyciel młodego Nikoli namówił jego rodziców na wysłanie ich potomka na studia inżynierskie w Austrii.

- Jeszcze zanim skończył edukację, skonstruował swoją pierwszą prądnicę – urządzenie na prąd przemienny. To osiągnięcie otworzyło mu drzwi do kariery – na krótko zahaczył się w paryskiej firmie produkującej mechanizmy według patentów Thomasa Edisona.

- Thomas Edison był dla Tesli wzorem wielkiego wynalazcy. Wkrótce po porzuceniu pracy, Tesla ruszył do USA na spotkanie ze swym idolem. Gospodarz wyraźnie nie darzył młodzieńca sympatią, jednak postanowił dać mu szansę i zatrudnił go w swym laboratorium.

- Edison nie docenił jednak talentu swego nowego pracownika. Chcąc sprawdzić ile prawdy jest w informacjach o geniuszu Tesli, zaproponował mu pewien układ – jeśli Nikola sprawi, że elektrownie należące do Edisona zwiększą swą wydajność o 50%, ten dostanie nagrodę w wysokości 50 000 dolarów. Młody wynalazca nie tylko wykonał to zadanie, ale i zasugerował swemu pracodawcy kolejną znaczną poprawę wydajności, jeśli tylko ten zrezygnuje z urządzeń na prąd stały i skupi się na prądzie przemiennym. Upokorzony Edison miał wówczas powiedzieć do Nikoli, który przyszedł po należną mu zapłatę: „Tesla, ty nie czaisz naszego amerykańskiego humoru...”. W zamian zaproponował mu marne 10 dolarów podwyżki. Młody naukowiec pożegnał się z dotychczasową pracą.

- Nikola Tesla nie zraził się tym rozczarowaniem i wkrótce otworzył własną firmę – Tesla Electric Light Company. Zanim jednak do tego doszło, Nikola harował jak wół – imał się nawet ciężkiej fizycznej pracy jako robotnik.

- W swojej firmie Tesla stworzył szczegółowe plany konstrukcji wielu, do dziś stosowanych, urządzeń, m.in. świetlówki. Jego pierwsza elektrownia wytwarzająca prąd przemienny wytworzyła energię pozwalającą oświetlić sporą ilość amerykańskich stacji kolejowych.

- Mimo spektakularnych sukcesów i coraz większych zarobków, Tesla nigdy nie chciał ustatkować się – ba, uważał wręcz, że swoje naukowe osiągnięcia zawdzięcza... celibatowi. Oprócz tego miał dość dziwne podejście do kobiet. Uważał, że wkrótce dojdzie do swoistej zmiany hierarchii i to płeć piękna zdominuje mężczyzn. Z drugiej zaś strony brzydził się np. noszonymi przez kobiety ozdobami – szczególną antypatią darzył perłowe kolczyki. Raz też zwolnił swoją sekretarkę, bo... była za gruba.

- Tymczasem Edison robił wszystko, aby wynalazki Tesli nie odnosiły sukcesu. Wynalazca otwarcie krytykował stosowanie prądu przemiennego – twierdził, że niesie on za sobą wiele niebezpieczeństw. W chwili gdy Edison skapitulował i również zaczął stosować patenty Tesli, ten właśnie dopracowywał swoje nowe cacko – turbinę wodną.

- Tesla pracował też nad zdalnie sterowanymi urządzeniami. W tym celu stworzył pierwszy na świecie pilot radiowy. Wynalazek testował na wielu pojazdach, m.in. stworzył pierwszego „chodzącego” robota oraz zdalnie sterowaną łódź.

- Wiele osób podziwiało Teslę nie tylko za jego naukowy geniusz, ale i za talent do uczenia się języków. Wynalazca posługiwał się aż ośmioma językami – serbskim, czeskim, angielskim, francuskim, niemieckim, węgierskim, włoskim i łaciną.

- Nikola mało spał – podobno wystarczyło mu kilka dwugodzinnych drzemek, aby „naładować swoje akumulatory”.

- Podczas prezentacji swoich wynalazków lubił wprowadzić nieco urozmaicenia i często wykorzystywał własne ciało w formie przewodnika elektrycznego.

- Mówiąc o Tesli jako o człowieku, który wyprzedzał swą epokę, warto odnotować jedno z jego największych dzieł, którego niestety nie ukończył. Obsesyjnym marzeniem Nikoli było stworzenie urządzenia umożliwiającego bezprzewodową komunikację i nieograniczony transfer energii elektrycznej. Bazując na skonstruowanym przez siebie transformatorze oraz tzw. „nadajniku powiększającym”, wynalazca zademonstrował sposób na przekazywanie prądu bez stosowania kabli. Za przekaźnik miała posłużyć... ziemia i ukryte w niej fale stojące. Nie skończyło się na teorii – mechanizm przetestowany został na oczach wielu świadków – Tesla uruchomił 200 lamp przesyłając energię z urządzenia znajdującego się... 40 kilometrów dalej. Miało to pewne efekty uboczne – niepodłączone do prądu urządzenia elektryczne same się włączały, ziemia mieniła się iskrami, a hałas słychać było w promieniu dziesiątków kilometrów.

- Sukces Tesli nie zakończył się jedynie na udanych eksperymentach. Jednym z najbardziej tajemniczych projektów naukowca była konstrukcja przypominająca wielką latarnię morską, którą Nikola zaczął konstruować w Long Island. Powstały tam też laboratoria i kompleks badawczy. Wynalazca twierdził, że jest w stanie pozyskać tzw. wolną energię – pozyskiwaną m.in. z promieni kosmicznych.

- Niestety, szalony pomysł Nikoli nie zakończył się dobrze – w „paradę” wszedł mu Guglielmo Marconi – człowiek, który ubiegł Teslę i na krótko przed nim opatentował wynalazek odbierający fale elektromagnetyczne w formie dźwięku. Marconi nagrodzony został Noblem, mimo trwających rozpraw sądowych dotyczących wykorzystania opatentowanej przez Teslę cewki. Ostatecznie Nikola spór wygrał, ale już pośmiertnie. Tymczasem Marconi stał się ulubieńcem śmietanki naukowej, a Edison dodatkowo robił wszystko, aby uwaga ludzi skupiła się wokół osiągnięć Guglielmo.

- Nikola zaczął być traktowany jako szaleniec, szczególnie po tym, jak oznajmił, że podczas jednego z eksperymentów udało mu się odebrać pozaziemski przekaz. Inwestorzy wycofali się z finansowania tajemniczego projektu. Mimo to legendy mówią, że Tesla przetestował swój nowy wynalazek. Jego efektem miała być niewielka eksplozja nazwana później „katastrofą tunguską”...

- Innym projektem Tesli miał być „bezskrzydły samolot”. Nikola twierdził, że możliwe jest skonstruowanie pojazdu latającego napędzanego reakcjami jonowymi i kontrolowanego za pomocą naziemnych stacji. Obecnie napędy jonowe NASA wykorzystuje w sondach kosmicznych.

- Podobno w wieku 84 lat Nikola zgłosił się do przedstawicieli armii Stanów Zjednoczonych z propozycją sprzedania im planów dotyczących budowy broni miotającej „promieniami śmierci”. Miała ona służyć do niszczenia wrogich samolotów.

- Naukowiec miał swoje dziwactwa. Miał np. obsesję na punkcie cyfry 3. Potrafił na przykład obejść budynek trzykrotnie zanim zdecydował się do niego wejść. Kiedy mieszkał w hotelu zawsze wybierał pokój, którego numer podzielny był przez tę cyfrę. Ostatnie lata życia spędził w pokoju nr 3327 położonym na 33 piętrze hotelu New Yorker. Rodzina nieboszczyka zauważyła, że zniknęło większość dokumentów i notatek Nikoli (wliczając w to tajemniczy dziennik, zawierający projekty dla amerykańskiego rządu). Wkrótce amerykańskie władze przejęły też posiadłości i laboratoria naukowca.

Mężczyźni na wymarciu - czy facetów czeka los dinozaurów? – 8 marca 2044 roku. Po 53 latach spędzonych w specjalnych kapsułach, z hibernacji budzi się dwóch mężczyzn. Na śpiochów nie czekają dobre informacje - w trakcie ich głębokiego snu miała miejsce wielka wojna, podczas której w ruch poszły nuklearne bomby. Ich użycie okazało się tragiczne dla samczego rodu - z całej powierzchni Ziemi zniknęli mężczyźni. Mimo że fabuła wielbionej przez wielu „Seksmisji” narodziła się w głowie jej twórcy - Juliusza Machulskiego, to wizja świata bez facetów może być nam bliższa, niż się wydaje.

Mężczyzna zawsze był towarem, na który istniał olbrzymi popyt. Jak by nie patrzeć - my faceci mamy sporo zalet. Ktoś musi przecież pójść na polowanie, zbudować dom, wybrać się na wojnę i znaleźć jeszcze czas na podjęcie dochodowej pracy, aby swą rodzinę utrzymać. Oczywiście nie oznacza to, że kobieta była jedynie pojemnikiem na ejakulat zaopatrzonym w funkcje robota kuchennego i odkurzacza. Gdzieżby tam!

Z jakiegoś jednak powodu starożytni Grecy mocno związywali sznurkiem swoja mosznę, tak aby „odciąć od reszty systemu” lewe jądro. Według ówczesnych wierzeń to właśnie z tegoż narządu pochodziła „zła sperma”, czyli ta, dzięki której zamiast dzielnego wojownika na świat przyjść miała słaba i krucha samica. Ten mały dyskomfort podczas prokreacji i tak wydaje się być małym poświęceniem w porównaniu z tym, co potrafili sobie zaserwować żyjący w XVII wieku Francuzi. Aby mieć pewność, że na świat przyjdzie syn, niektórzy panowie dobrowolnie godzili się na amputację lewego jądra.

Przez całą historię ludzie robili różne dziwne rzeczy, wliczając w to specjalną dietę czy waginalne lewatywy, aby tylko na świat przyszedł mały mężczyzna. Nie wiadomo na czym skończyłoby się to eksperymentowanie z własnymi organami płciowymi, gdyby nie nauka, która całą zabawę najzwyczajniej w świecie nam zepsuła.

Zabawy z chromosomami

W 1910 roku amerykański biolog Thomas Hunt Morgan odkrył, co tak naprawdę decyduje o płci naszego potomstwa. Okazało się, że stoi za tym chromosom - jeden ze składników komórkowego jądra, będący głównym źródłem informacji o nas samych. Człowiek posiada 23 pary chromosomów, z czego jedna z nich odpowiada za płeć. U kobiet są to dwa chromosomy X, tymczasem u panów, w parze z chromosomem X jest też inny - ten jeden, najważniejszy decydujący drobiazg - chromosom Y. Jeśli więc zniknąłby ten element budowy naszych komórek, planeta Ziemia stałaby się rajem dla każdego mężczyzny, który by jakimś cudem nie wyginął...

To odkrycie pobudziło wyobraźnię nie tylko autorów książek fantastyczno-naukowych oraz
twórców widowisk filmowych, ale i przedstawicieli świata nauki.
Jak by nie patrzeć był to kolejny krok w rozwoju genetyki i absolutnie nic niewnosząca wiadomość dla Greka, który w dalszym ciągu z uporem maniaka związywał rzemieniem swe lewe jądro, rozpaczliwie błagając Erosa o to, żeby jego siedemnaste z kolei dziecko tym razem było synem... Do czasu. Gdzieś w połowie lat 70. świat poznaje tajemniczego naukowca, który na pierwszy rzut oka bardziej przypomina słynnego Marlboro Mana niż spędzającego większość życia wśród laboratoryjnych probówek genetyka. Facet ten przeprowadził badania, których rezultat sprawił, że nam - mężczyznom, wcale do śmiechu nie było. Ronald Ericsson, bo tak się odkrywca nazywał, zauważył, że plemniki zawierające chromosom Y są znacznie bardziej wiotkie, ale i równocześnie szybsze niż plemniki z chromosomem X, które to mają większe główki i wyraźnie dłuższe ogonki.



Naukowiec umieścił nasienie w probówce wypełnionej białkowym, gęstym roztworem. Większe i bardziej powolne plemniki „żeńskie” najzwyczajniej grzęzły w cieczy, podczas gdy „chłopakom” z reguły udawało się spłynąć na dno naczynia. To odkrycie wkrótce zaowocowało opatentowaniem nowatorskiej techniki i wprowadzeniem jej do użycia w niemalże dwustu placówkach na całym świecie.

Doktor Ericsson gwarantował 85% skuteczności w takim „planowaniu” płci dziecka.
I tak też biedny Grek, zamykający dopływ krwi do swego lewego klejnotu, mógł wreszcie odetchnąć z ulgą - od teraz modły do wszechmocnych bóstw ustąpiły miejsca nauce i praktycznie każdy potomek mógł być synem! Niestety, jak na złość, w międzyczasie zmniejszył się popyt na mężczyzn...

Kobiecy faceci w rurkach
Ericsson, obserwując przez dwie dekady historię swoich usług, zauważył, że w latach 90. większość zgłaszających się do jego klinik par pragnęła, aby na świat przyszła... córeczka. Tak więc, można powiedzieć, że lata niewdzięcznych praktyk i poświęceń naszych przodków, którzy zaciekle walczyli o męską płeć swych potomków, poszły na marne. Zwolennicy teorii mówiącej o wracającej do łask Pachamamy i zmierzchu ery mężczyzn, radośnie zatarli ręce. Oto bowiem mieli kolejny dowód na to, że czas samczej dominacji właśnie dobiega końca... Porównując statystyki z ankiet przeprowadzonych trzy dekady temu z aktualnymi, widać jak bardzo zmieniło się podejście przedstawicieli zachodniego świata do kwestii tego, kto w rodzinie powinien być odpowiedzialny za utrzymywanie domu, a kto za mieszanie chochlą w rondelku. Dziś nie trzeba być specjalnie spostrzegawczym obserwatorem, aby zauważyć, że panie stały się silne i coraz mniej zależne od mężczyzn. I pomyśleć, że jeszcze do połowy XIX kobiety w żadnym kraju nie miały praw wyborczych...

Tymczasem archetypowy, nieogolony, atletyczny mężczyzna ustąpić musiał nowej wizji faceta - romantycznemu, wepchniętemu w koszmarnie obcisłe legginsy chuchru z podejrzeniem
zaawansowanej anemii. Czyżby więc to nie wojna atomowa mogłaby być przyczyną „wyginięcia” samców, a sami niewieściejący z dnia na dzień faceci, kulący się u nóg swych silnych i dominujących żon? Niekoniecznie. W końcu to kobiety nieprzerwanie wzdychają do mocno niemęskich członków boysbandów, celebrytów o trudnej do określenia płci czy filmowych wymuskanych do nieprzytomności wampirów, które równie dobrze mogłyby zerkać na nas z okładek magazynów dla panów lubiących ssać laski.

O tym, że kobiety przestały zachwycać się muskularnymi dzikusami o kwadratowych szczękach świadczy chociażby prosty eksperyment, który dwa lata temu przeprowadzili psychologowie z uniwersytetów w Nowym Jorku oraz Princeton. Zarówno badanym paniom, jak i panom przedstawiono serię zdjęć różnych typów twarzy płci przeciwnej. Jeśli chodzi o mężczyzn, to możemy być spokojni - z nami jest wszystko w najlepszym porządku - większość badanych uważa delikatne, damskie rysy twarzy za te najbardziej pociągające. Gorzej, niestety, wyglądają obecnie preferencje kobiet, dla których ideałem okazał się facet o niemalże kobiecym obliczu i ciemnej karnacji. Najwyraźniej piękny jak laleczka Zack Efron zasiadł na tronie, który jeszcze parę dekad temu okupował posępny, śmierdzący łiskaczem i papierosowym dymem, Humphrey Bogart.

Nie bądźmy jednak fatalistami - to nie pierwszy raz, kiedy ni z tego, ni z owego pojawia się moda na zniewieściałych mężczyzn. Skoro przeżyliśmy już epokę żyjących na dworze Króla Słońce wypudrowanych nosicieli obcisłych rajstop i kolonii wszy kryjących się w misternie ufryzowanych perukach, to i przetrwamy wysyp dziewczęcych chłopców o chudych nóżkach.
Zresztą i tak wygląda na to, że katastrofa jest nam pisana niezależnie od tego, jaki typ faceta jest obecnie symbolem seksu.

Biada nam!
Apokaliptyczną wizję męskiej przyszłości zaprezentowała jedna z najbardziej wpływowych
australijskich kobiet nauki - Jenny Graves, profesor pracująca w Szkole Badań Biologicznych na Państwowym Uniwersytecie Australii. Potrzebujecie chromosomu Y, aby być mężczyznami! - tłumaczyła studentom medycyny zebranym na auli podczas oficjalnego wystąpienia w irlandzkiej Królewskiej Szkole Chirurgicznej. - Jeszcze trzysta milionów lat temu chromosom Y zwierał 1400 genów, teraz pozostało ich tylko 45!
Badaczka uważa, że jak tak dalej pójdzie, to my, faceci, będziemy mieli niemały problem. Ale
spokojnie - profesor Graves twierdzi, że ostatecznie wyginiemy dopiero za 5 milionów lat. Zresztą do tego czasu zdarzyć się może wiele rzeczy - włącznie z kosmiczną inwazją agresywnych żaboludów.
Na zjawisko zanikającego chromosomu Y zwrócił też uwagę profesor Bryan Sykes z Uniwersytetu Oksfordzkiego. Swoją mroczną wersję przyszłości przedstawił w książce pt. „Klątwa Adama”. Autor uważa, że dojdzie do sytuacji, w której jedyną szansą na przetrwanie ludzkości będzie sztuczne zapładnianie kobiet. Wizja profesora Sykesa jest jednak nieco bardziej fatalistyczna - badacz twierdzi, że mężczyźni przetrwają jeszcze przez jakieś 5000 pokoleń, czyli mniej więcej 125 tysięcy lat.

Czy jednak jest się czego bać? Wielu krytyków tych teorii uważa, że natura sobie poradzi. Owszem, ilość chromosomów Y może drastycznie zmaleć - ale zawsze pozostanie to minimum niezbędne do utrzymania nas przy życiu. Ponadto pociesza nas pewien szczur z japońskiej wyspy Okinawa, który, jak się okazało, w procesie ewolucji stracił chromosom Y - prawdopodobnie geny zapisane na nim zostały przeniesione do chromosomu X. Gryzoń dał sobie jednak radę i wyginąć wcale nie zamierza, mimo że nie do końca jeszcze wiadomo co determinuje płeć kolejnych potomków tego sympatycznego zwierzęcia.

Ponadto teorie ginącego mężczyzny zostały już podważone przez genetyków z uniwersytetu w Cambridge. Badacze przyjrzeli się chromosomowi Y uzyskanemu od rezusa - sympatycznego przedstawiciela rodziny makaków. Naukowcy twierdzą, że człowieka i wspomnianą małpkę dzieli całe 25 milionów lat ewolucji. Od tego czasu straciliśmy tylko jeden nieszczęsny gen z 45 obecnych w naszym męskim chromosomie, więc jeśli nawet kiedykolwiek przyjdzie nam stanąć w obliczu samczej zagłady, to na pewno mamy jeszcze naprawdę sporo czasu...

Mężczyźni na wymarciu - czy facetów czeka los dinozaurów?

8 marca 2044 roku. Po 53 latach spędzonych w specjalnych kapsułach, z hibernacji budzi się dwóch mężczyzn. Na śpiochów nie czekają dobre informacje - w trakcie ich głębokiego snu miała miejsce wielka wojna, podczas której w ruch poszły nuklearne bomby. Ich użycie okazało się tragiczne dla samczego rodu - z całej powierzchni Ziemi zniknęli mężczyźni. Mimo że fabuła wielbionej przez wielu „Seksmisji” narodziła się w głowie jej twórcy - Juliusza Machulskiego, to wizja świata bez facetów może być nam bliższa, niż się wydaje.

Mężczyzna zawsze był towarem, na który istniał olbrzymi popyt. Jak by nie patrzeć - my faceci mamy sporo zalet. Ktoś musi przecież pójść na polowanie, zbudować dom, wybrać się na wojnę i znaleźć jeszcze czas na podjęcie dochodowej pracy, aby swą rodzinę utrzymać. Oczywiście nie oznacza to, że kobieta była jedynie pojemnikiem na ejakulat zaopatrzonym w funkcje robota kuchennego i odkurzacza. Gdzieżby tam!

Z jakiegoś jednak powodu starożytni Grecy mocno związywali sznurkiem swoja mosznę, tak aby „odciąć od reszty systemu” lewe jądro. Według ówczesnych wierzeń to właśnie z tegoż narządu pochodziła „zła sperma”, czyli ta, dzięki której zamiast dzielnego wojownika na świat przyjść miała słaba i krucha samica. Ten mały dyskomfort podczas prokreacji i tak wydaje się być małym poświęceniem w porównaniu z tym, co potrafili sobie zaserwować żyjący w XVII wieku Francuzi. Aby mieć pewność, że na świat przyjdzie syn, niektórzy panowie dobrowolnie godzili się na amputację lewego jądra.

Przez całą historię ludzie robili różne dziwne rzeczy, wliczając w to specjalną dietę czy waginalne lewatywy, aby tylko na świat przyszedł mały mężczyzna. Nie wiadomo na czym skończyłoby się to eksperymentowanie z własnymi organami płciowymi, gdyby nie nauka, która całą zabawę najzwyczajniej w świecie nam zepsuła.

Zabawy z chromosomami

W 1910 roku amerykański biolog Thomas Hunt Morgan odkrył, co tak naprawdę decyduje o płci naszego potomstwa. Okazało się, że stoi za tym chromosom - jeden ze składników komórkowego jądra, będący głównym źródłem informacji o nas samych. Człowiek posiada 23 pary chromosomów, z czego jedna z nich odpowiada za płeć. U kobiet są to dwa chromosomy X, tymczasem u panów, w parze z chromosomem X jest też inny - ten jeden, najważniejszy decydujący drobiazg - chromosom Y. Jeśli więc zniknąłby ten element budowy naszych komórek, planeta Ziemia stałaby się rajem dla każdego mężczyzny, który by jakimś cudem nie wyginął...

To odkrycie pobudziło wyobraźnię nie tylko autorów książek fantastyczno-naukowych oraz
twórców widowisk filmowych, ale i przedstawicieli świata nauki.
Jak by nie patrzeć był to kolejny krok w rozwoju genetyki i absolutnie nic niewnosząca wiadomość dla Greka, który w dalszym ciągu z uporem maniaka związywał rzemieniem swe lewe jądro, rozpaczliwie błagając Erosa o to, żeby jego siedemnaste z kolei dziecko tym razem było synem... Do czasu. Gdzieś w połowie lat 70. świat poznaje tajemniczego naukowca, który na pierwszy rzut oka bardziej przypomina słynnego Marlboro Mana niż spędzającego większość życia wśród laboratoryjnych probówek genetyka. Facet ten przeprowadził badania, których rezultat sprawił, że nam - mężczyznom, wcale do śmiechu nie było. Ronald Ericsson, bo tak się odkrywca nazywał, zauważył, że plemniki zawierające chromosom Y są znacznie bardziej wiotkie, ale i równocześnie szybsze niż plemniki z chromosomem X, które to mają większe główki i wyraźnie dłuższe ogonki.



Naukowiec umieścił nasienie w probówce wypełnionej białkowym, gęstym roztworem. Większe i bardziej powolne plemniki „żeńskie” najzwyczajniej grzęzły w cieczy, podczas gdy „chłopakom” z reguły udawało się spłynąć na dno naczynia. To odkrycie wkrótce zaowocowało opatentowaniem nowatorskiej techniki i wprowadzeniem jej do użycia w niemalże dwustu placówkach na całym świecie.

Doktor Ericsson gwarantował 85% skuteczności w takim „planowaniu” płci dziecka.
I tak też biedny Grek, zamykający dopływ krwi do swego lewego klejnotu, mógł wreszcie odetchnąć z ulgą - od teraz modły do wszechmocnych bóstw ustąpiły miejsca nauce i praktycznie każdy potomek mógł być synem! Niestety, jak na złość, w międzyczasie zmniejszył się popyt na mężczyzn...

Kobiecy faceci w rurkach
Ericsson, obserwując przez dwie dekady historię swoich usług, zauważył, że w latach 90. większość zgłaszających się do jego klinik par pragnęła, aby na świat przyszła... córeczka. Tak więc, można powiedzieć, że lata niewdzięcznych praktyk i poświęceń naszych przodków, którzy zaciekle walczyli o męską płeć swych potomków, poszły na marne. Zwolennicy teorii mówiącej o wracającej do łask Pachamamy i zmierzchu ery mężczyzn, radośnie zatarli ręce. Oto bowiem mieli kolejny dowód na to, że czas samczej dominacji właśnie dobiega końca... Porównując statystyki z ankiet przeprowadzonych trzy dekady temu z aktualnymi, widać jak bardzo zmieniło się podejście przedstawicieli zachodniego świata do kwestii tego, kto w rodzinie powinien być odpowiedzialny za utrzymywanie domu, a kto za mieszanie chochlą w rondelku. Dziś nie trzeba być specjalnie spostrzegawczym obserwatorem, aby zauważyć, że panie stały się silne i coraz mniej zależne od mężczyzn. I pomyśleć, że jeszcze do połowy XIX kobiety w żadnym kraju nie miały praw wyborczych...

Tymczasem archetypowy, nieogolony, atletyczny mężczyzna ustąpić musiał nowej wizji faceta - romantycznemu, wepchniętemu w koszmarnie obcisłe legginsy chuchru z podejrzeniem
zaawansowanej anemii. Czyżby więc to nie wojna atomowa mogłaby być przyczyną „wyginięcia” samców, a sami niewieściejący z dnia na dzień faceci, kulący się u nóg swych silnych i dominujących żon? Niekoniecznie. W końcu to kobiety nieprzerwanie wzdychają do mocno niemęskich członków boysbandów, celebrytów o trudnej do określenia płci czy filmowych wymuskanych do nieprzytomności wampirów, które równie dobrze mogłyby zerkać na nas z okładek magazynów dla panów lubiących ssać laski.

O tym, że kobiety przestały zachwycać się muskularnymi dzikusami o kwadratowych szczękach świadczy chociażby prosty eksperyment, który dwa lata temu przeprowadzili psychologowie z uniwersytetów w Nowym Jorku oraz Princeton. Zarówno badanym paniom, jak i panom przedstawiono serię zdjęć różnych typów twarzy płci przeciwnej. Jeśli chodzi o mężczyzn, to możemy być spokojni - z nami jest wszystko w najlepszym porządku - większość badanych uważa delikatne, damskie rysy twarzy za te najbardziej pociągające. Gorzej, niestety, wyglądają obecnie preferencje kobiet, dla których ideałem okazał się facet o niemalże kobiecym obliczu i ciemnej karnacji. Najwyraźniej piękny jak laleczka Zack Efron zasiadł na tronie, który jeszcze parę dekad temu okupował posępny, śmierdzący łiskaczem i papierosowym dymem, Humphrey Bogart.

Nie bądźmy jednak fatalistami - to nie pierwszy raz, kiedy ni z tego, ni z owego pojawia się moda na zniewieściałych mężczyzn. Skoro przeżyliśmy już epokę żyjących na dworze Króla Słońce wypudrowanych nosicieli obcisłych rajstop i kolonii wszy kryjących się w misternie ufryzowanych perukach, to i przetrwamy wysyp dziewczęcych chłopców o chudych nóżkach.
Zresztą i tak wygląda na to, że katastrofa jest nam pisana niezależnie od tego, jaki typ faceta jest obecnie symbolem seksu.

Biada nam!
Apokaliptyczną wizję męskiej przyszłości zaprezentowała jedna z najbardziej wpływowych
australijskich kobiet nauki - Jenny Graves, profesor pracująca w Szkole Badań Biologicznych na Państwowym Uniwersytecie Australii. Potrzebujecie chromosomu Y, aby być mężczyznami! - tłumaczyła studentom medycyny zebranym na auli podczas oficjalnego wystąpienia w irlandzkiej Królewskiej Szkole Chirurgicznej. - Jeszcze trzysta milionów lat temu chromosom Y zwierał 1400 genów, teraz pozostało ich tylko 45!
Badaczka uważa, że jak tak dalej pójdzie, to my, faceci, będziemy mieli niemały problem. Ale
spokojnie - profesor Graves twierdzi, że ostatecznie wyginiemy dopiero za 5 milionów lat. Zresztą do tego czasu zdarzyć się może wiele rzeczy - włącznie z kosmiczną inwazją agresywnych żaboludów.
Na zjawisko zanikającego chromosomu Y zwrócił też uwagę profesor Bryan Sykes z Uniwersytetu Oksfordzkiego. Swoją mroczną wersję przyszłości przedstawił w książce pt. „Klątwa Adama”. Autor uważa, że dojdzie do sytuacji, w której jedyną szansą na przetrwanie ludzkości będzie sztuczne zapładnianie kobiet. Wizja profesora Sykesa jest jednak nieco bardziej fatalistyczna - badacz twierdzi, że mężczyźni przetrwają jeszcze przez jakieś 5000 pokoleń, czyli mniej więcej 125 tysięcy lat.

Czy jednak jest się czego bać? Wielu krytyków tych teorii uważa, że natura sobie poradzi. Owszem, ilość chromosomów Y może drastycznie zmaleć - ale zawsze pozostanie to minimum niezbędne do utrzymania nas przy życiu. Ponadto pociesza nas pewien szczur z japońskiej wyspy Okinawa, który, jak się okazało, w procesie ewolucji stracił chromosom Y - prawdopodobnie geny zapisane na nim zostały przeniesione do chromosomu X. Gryzoń dał sobie jednak radę i wyginąć wcale nie zamierza, mimo że nie do końca jeszcze wiadomo co determinuje płeć kolejnych potomków tego sympatycznego zwierzęcia.

Ponadto teorie ginącego mężczyzny zostały już podważone przez genetyków z uniwersytetu w Cambridge. Badacze przyjrzeli się chromosomowi Y uzyskanemu od rezusa - sympatycznego przedstawiciela rodziny makaków. Naukowcy twierdzą, że człowieka i wspomnianą małpkę dzieli całe 25 milionów lat ewolucji. Od tego czasu straciliśmy tylko jeden nieszczęsny gen z 45 obecnych w naszym męskim chromosomie, więc jeśli nawet kiedykolwiek przyjdzie nam stanąć w obliczu samczej zagłady, to na pewno mamy jeszcze naprawdę sporo czasu...

Psychiczne porządki – Jak to się dzieje, że z niemowlęcia, które zna swoją doskonałość i doskonałość życia, przemieniamy się w osobę nękaną kłopotami, w takim czy innym stopniu trapioną poczuciem bezwartościowości i niegodną miłości? Nawet ludzie już kochający siebie mogą czynić to jeszcze mocniej.

Pomyślcie o róży, kiedy jest jeszcze małym pąkiem. Od chwili, gdy rozchyla płatki, aż do opadnięcia ostatniego z nich jest zawsze doskonała, zawsze piękna, zawsze inna. Tak też dzieje się i z nami. Zawsze jesteśmy doskonali, zawsze piękni i ciągle się zmieniamy. Posługujemy się najlepiej, jak umiemy, rozumem, świadomością i posiadaną wiedzą. W miarę jak stajemy się bardziej świadomi, więcej rozumiemy i wiemy – postępujemy inaczej.

Nadeszła pora, aby przyjrzeć się nieco dokładniej naszej przeszłości: rozpoznać przekonania, które nami powodowały. Tę część procesu oczyszczenia niektórzy uważają za bardzo bolesną, nie musi jednak tak być. Zanim posprzątamy, musimy przyjrzeć się naszemu stanowi posiadania.
Jeśli chcecie dokładnie wysprzątać pokój, rozglądacie się najpierw dokoła i dokonujecie przeglądu. Ulubionym przedmiotom poświęcicie więcej uwagi; trzeba je odkurzyć, wypolerować, przywrócić im dawną świetność. Dostrzeżecie, że niektóre sprawy będą wymagały dokończenia, a pewne rzeczy naprawy. Trzeba to sobie zanotować w pamięci. Przedmioty, które uznacie za bezużyteczne, przeznaczycie do wyrzucenia. Stare gazety, czasopisma, brudne papierowe talerze można spokojnie wyrzucić do śmieci. Nie trzeba się złościć robiąc porządki w mieszkaniu.

To samo dzieje się, gdy sprzątamy dom naszego umysłu. Nie ma powodu denerwować się tylko dlatego, że niektóre nasze przekonania są już niepotrzebne. Należy się ich pozbyć z taką samą łatwością, z jaką wyrzuca się resztki z talerza. Czy naprawdę zaryzykowalibyście grzebanie we wczorajszych odpadkach, by przyrządzić dzisiejszy posiłek? Czy warto grzebać w starym śmietniku psychicznym tylko po to, by tworzyć jutrzejsze doświadczenia?

Jeśli jakaś myśl lub przekonanie nie odpowiada wam, zrezygnujcie z niego, zmieńcie je!
Nie ma takiego prawa, które nakazywałoby przez całe życie trzymać się niewolniczo tego lub innego przekonania!
Spójrzmy zatem na przykłady ograniczających przekonań i zastanówmy się, skąd się wzięły:

OGRANICZAJĄCE PRZEKONANIE:
„Nie jestem dość dobry”.
PRZYCZYNA:
Ojciec powtarzający wielokrotnie dziecku, że jest głupie.
Mój pacjent powiedział, że pragnie sukcesu, aby tata mógł być z niego dumny. Jednocześnie miał wielkie poczucie winy, które spowodowało, że wszystkie jego poczynania kończyły się fiaskiem. Tato finansował jego interesy, ale wszystkie kończyły się bankructwem. Syn wykorzystywał to, by się na nim odegrać. Powodował, że ojciec płacił bez końca. Oczywiście, on sam był tym, który najwięcej tracił.

OGRANICZAJĄCE PRZEKONANIE:
Brak miłości do siebie.
PRZYCZYNA:
Usiłowanie zdobycia akceptacji ojca.
Pewna kobieta bardzo nie chciała być taka, jak jej ojciec. Nie mogli się nigdy w niczym zgodzić i wiecznie się kłócili. Zawsze chciała pozyskać jego akceptację, on jednak stale ją krytykował. Wszystko ją bolało. Ojciec cierpiał także na podobne dolegliwości. Nie uświadamiała sobie, że jej złość była przyczyną bólów, podobnie jak ojciec nie uzmysławiał sobie tego samego źródła swych dolegliwości.

OGRANICZAJĄCE PRZEKONANIE:
„Życie jest niebezpieczne”.
PRZYCZYNA:
Przerażony ojciec.
Inna moja pacjentka widziała życie jako groźne i nieprzyjemne. Trudno jej było zdobyć się na śmiech, a jeśli już zdarzyło się jej śmiać, była przerażona, że może się jej przydarzyć coś „złego”. Wychowywano ją, ciągle napominając: „Nie śmiej się, bo licho nie śpi!”

OGRANICZAJĄCE PRZEKONANIE:
„Nie jestem dość dobry”.
PRZYCZYNA:
Bycie porzuconym i pomijanym.
Pewnemu mężczyźnie mówienie sprawiało trudność. Milczenie stało się więc sposobem na życie. Miał już za sobą narkotyki i alkohol, był przekonany, że jest okropny. Dowiedziałam się, że jego matka zmarła, gdy był bardzo młody. Wychowywała go ciotka, która rzadko się odzywała, chyba że trzeba było wydać polecenia. Wychowywał się w ciszy. Jadł zawsze sam i przebywał w swoim pokoju przez wiele dni. Miał kochanka, który był milczący i większość czasu spędzali w milczeniu. Kochanek zmarł i znowu był sam.

Ćwiczenie:
Negatywne przekazy

Następne ćwiczenie polega na sporządzeniu na dużej kartce papieru zestawienia wszystkich zarzutów czynionych wam przez rodziców. Jakie to były zarzuty? Nie spieszcie się i przypomnijcie sobie jak najwięcej. Pół godziny zazwyczaj wystarcza, by to uczynić.
Co mówili na temat pieniędzy?
Co mówili na temat twojego ciała?
Co mówili o miłości i związkach uczuciowych?
Co mówili o twoich twórczych zdolnościach?
Co w ich wypowiedziach było ograniczającego, powstrzymującego lub negatywnego?

O ile to możliwe, popatrzcie po prostu obiektywnie na te sprawy i powiedzcie sobie: „Właśnie stąd bierze się to przekonanie”. Teraz weźmy nową kartkę papieru i spróbujmy dokopać się do głębszej warstwy. Jakie były inne negatywne wypowiedzi, które zasłyszałeś w okresie dzieciństwa?
Od krewnych __________________________________
Od nauczycieli ____________________________
Od przyjaciół _________________
Od osób, które są dla ciebie autorytetem
W twoim Kościele
Zapisz je. Nie spiesz się z tym. Bądź świadomy odczuć, jakie pojawiają się w twoim ciele.
To, co napisałeś na dwóch kartkach papieru, to myśli, które powinny być usunięte z twojej świadomości. Są to właśnie te przekonania, które powodują, że czujesz się „nie dość dobry”.
Widzenie siebie jako dziecka

Gdybyśmy postawili pośrodku pokoju trzyletnie dziecko i zaczęli na nie krzyczeć, wymyślać mu, że jest głupie, że nigdy niczego nie potrafi zrobić dobrze, że powinno to zrobić tak, a nie inaczej, gdybyśmy kazali mu przyjrzeć się, jaki zrobiło bałagan, a przy tym jeszcze uderzyli je kilkakrotnie, zobaczylibyśmy, że to wszystko zakończyłoby się albo przerażeniem dziecka, które ulegle siądzie w kącie, albo jego agresją.
Dziecko wybierze jedno z tych dwóch zachowań, my zaś nigdy nie poznamy jego możliwości.

Jeśli temu samemu dziecku powiemy, że je bardzo kochamy, że bardzo nam na nim zależy, że kochamy je takim, jakie ono jest, kochamy za jego uśmiech i mądrość, za jego zachowanie, że nie mamy mu za złe błędów, które popełnia w trakcie nauki i że bez względu na wszystko będziemy dla niego oparciem – okaże się, że możliwości, jakie to dziecko zaprezentuje, przyprawią nas o zawrót głowy.

W każdym z nas tkwi takie trzyletnie dziecko i większość swojego czasu tracimy na karcenie tego dziecka w sobie. A potem dziwimy się, że nie układa nam się w życiu.

Jeśli masz przyjaciela, który zawsze cię krytykuje, czy chciałbyś ciągle przebywać w jego towarzystwie? Być może w ten sposób traktowano cię jako dziecko, i to jest smutne. Ale przecież było to dawno temu i jeśli teraz tak samo się ze sobą obchodzisz, to jest to jeszcze smutniejsze.

Masz przed sobą listę negatywnych przekazów, które usłyszałeś w dzieciństwie. Porównaj je z twoimi przekonaniami o tym, co jest w tobie nie w porządku. Czy listy te nie są podobne? Prawdopodobnie tak.
Nasz scenariusz życiowy oparty jest na tych wczesnych przekazach. Jesteśmy wszyscy dobrymi małymi dziećmi i posłusznie akceptujemy to, co „oni” przekażą nam jako prawdę. Bardzo łatwo byłoby oskarżać za wszystko rodziców i odgrywać rolę ofiar do końca naszego życia. Ale nie byłoby to zbyt przyjemne i z pewnością nie spowodowałoby zmiany naszej uciążliwej sytuacji.
Potępianie naszej rodziny

Obarczanie winą innych z pewnością nie pomoże nam w uporaniu się z naszym problemem.
Przypisywanie winy komuś stawia nas w pozycji biernej ofiary. Zrozumienie tego umożliwi nam spojrzenie z góry na tę sprawę i przejęcie steru w swoje ręce.
Przeszłości nie da się zmienić.
Przyszłość natomiast jest kształtowana przez nasze obecne myślenie. Niezbędną rzeczą dla naszego poczucia wolności jest uświadomienie sobie, że rodzice zrobili wszystko, co mogli, i tyle, na ile pozwoliły im rozeznanie, świadomość i wiedza.
Jeśli obwiniamy innych, oznacza to, że nie bierzemy odpowiedzialności za siebie samych.
Ludzie, którzy nas skrzywdzili, byli tak samo przerażeni i bali się tak jak my. Czuli taką samą bezradność, jaką my odczuwamy. Nauczyli nas prawdopodobnie tylko tego, czego ich nauczono.

Co wiesz o dzieciństwie twoich rodziców, zwłaszcza przed dziesiątym rokiem życia? O ile to możliwe, postaraj się ich o to wypytać. Jeśli uda ci się dowiedzieć czegoś, będzie ci łatwiej zrozumieć, dlaczego tak, a nie inaczej postępowali. Zrozumienie przyniesie ci współczucie dla nich.
Jeśli nie wiesz i nie możesz się dowiedzieć, postaraj się wyobrazić sobie, jak to mogło wyglądać. Jakie dzieciństwo stworzyło takiego, a nie innego dorosłego?
Potrzebujesz tej wiedzy dla własnej wolności. Nie staniesz się wolnym, dopóki ich nie uwolnisz od winy. Nie możesz wybaczyć sobie, dopóki nie wybaczysz im. Jeśli wymagasz doskonałości od nich, będziesz tej doskonałości wymagał od siebie i cale życie będziesz nieszczęśliwy.
Wybór rodziców

Zgadzam się z teorią, że to my wybieramy sobie rodziców. Lekcje, jakie pobieramy od życia, wydają się doskonale odpowiadać „słabościom” naszych rodziców.

Wierzę, że jesteśmy w nie kończącej się podróży przez wieczność. Przybyliśmy na tę planetę, by przerobić konkretne lekcje potrzebne dla naszego duchowego rozwoju. Wybieramy płeć, kolor skóry, kraj. Następnie rozglądamy się za rodzicami, którzy doskonale „odzwierciedlą” nasze wzorce.

Nasze pobyty na tej planecie to jakby chodzenie do szkoły.
Jeśli chcesz być kosmetyczką, idziesz do szkoły przygotowującej do tego zawodu. Jeśli chcesz być mechanikiem, uczysz się w szkole technicznej. Jeśli chcesz być prawnikiem, studiujesz prawo.
Rodzice, których sobie wybraliście, byli najlepszymi „znawcami” przedmiotu, którego zdecydowaliście się nauczyć.
Gdy dorastamy, mamy tendencję do wytykania naszym rodzicom ich przewinień, mówimy: „To wy mi to zrobiliście”.
Ja jednak uważam, że sami ich wybraliśmy.
Słuchanie innych

Kiedy byliśmy mali, nasi starsi bracia i siostry stanowili dla nas wyrocznię. Jeśli byli nieszczęśliwi, prawdopodobnie odbijali to sobie na nas fizycznie lub słownie. Mogli na przykład powiedzieć:
„Zaraz wszystko powiem.” (wpajając winę).
„Jesteś jeszcze za mały i nie możesz tego robić”.
„Jesteś za głupi, by bawić się z nami”.
Często wielki wpływ mają na nas również nauczyciele. Nauczycielka w piątej klasie dość autorytatywnie stwierdziła, że jestem zbyt wysoka, by zostać tancerką. Uwierzyłam jej i zrezygnowałam z moich ambicji tanecznych, aż stało się za późno na rozpoczęcie kariery.

Czy uświadamiałeś sobie, że testy i przechodzenie z klasy do klasy były potrzebne tylko po to, by pokazać, jak dużo wiedzy posiadłeś w tym czasie, czy też byłeś dzieckiem, które przyjmowało egzaminy i oceny jako miernik swojej wartości?
W okresie dzieciństwa dzieliliśmy się w gronie przyjaciół naszym fałszywym obrazem życia. Inne dzieci w szkole potrafiły nam dokuczać i pozostawiać trwałe rany w sercu. Kiedy byłam dzieckiem, moje nazwisko brzmiało Lunney i dzieci przezywały mnie „Lunatyczka”.
Sąsiedzi też mają swój wpływ, nie tylko ze względu na czynione przez nich uwagi, lecz również dlatego, że pytano nas: „A co sobie sąsiedzi pomyślą?”
Zastanówcie się nad innymi ważnymi postaciami mającymi na was wpływ w dzieciństwie.
Istnieją też oczywiście mocno brzmiące i bardzo przekonujące sugestie zawarte w ogłoszeniach prasowych i w telewizji. Zbyt wiele produktów sprzedaje się po to tylko, by nas przekonać, że jesteśmy bezwartościowi lub robimy źle, jeśli ich nie używamy.

My wszyscy jesteśmy tu po to, by przekraczać nasze dawne ograniczenia, jakiekolwiek by one były. Jesteśmy tu po to, by uznać naszą wspaniałość i boskość bez względu na to, co nam wmawiano. Wy macie przezwyciężyć wasze negatywne przekonania, tak jak ja mam przezwyciężyć moje.

/        L.Hay    /

Psychiczne porządki

Jak to się dzieje, że z niemowlęcia, które zna swoją doskonałość i doskonałość życia, przemieniamy się w osobę nękaną kłopotami, w takim czy innym stopniu trapioną poczuciem bezwartościowości i niegodną miłości? Nawet ludzie już kochający siebie mogą czynić to jeszcze mocniej.

Pomyślcie o róży, kiedy jest jeszcze małym pąkiem. Od chwili, gdy rozchyla płatki, aż do opadnięcia ostatniego z nich jest zawsze doskonała, zawsze piękna, zawsze inna. Tak też dzieje się i z nami. Zawsze jesteśmy doskonali, zawsze piękni i ciągle się zmieniamy. Posługujemy się najlepiej, jak umiemy, rozumem, świadomością i posiadaną wiedzą. W miarę jak stajemy się bardziej świadomi, więcej rozumiemy i wiemy – postępujemy inaczej.

Nadeszła pora, aby przyjrzeć się nieco dokładniej naszej przeszłości: rozpoznać przekonania, które nami powodowały. Tę część procesu oczyszczenia niektórzy uważają za bardzo bolesną, nie musi jednak tak być. Zanim posprzątamy, musimy przyjrzeć się naszemu stanowi posiadania.
Jeśli chcecie dokładnie wysprzątać pokój, rozglądacie się najpierw dokoła i dokonujecie przeglądu. Ulubionym przedmiotom poświęcicie więcej uwagi; trzeba je odkurzyć, wypolerować, przywrócić im dawną świetność. Dostrzeżecie, że niektóre sprawy będą wymagały dokończenia, a pewne rzeczy naprawy. Trzeba to sobie zanotować w pamięci. Przedmioty, które uznacie za bezużyteczne, przeznaczycie do wyrzucenia. Stare gazety, czasopisma, brudne papierowe talerze można spokojnie wyrzucić do śmieci. Nie trzeba się złościć robiąc porządki w mieszkaniu.

To samo dzieje się, gdy sprzątamy dom naszego umysłu. Nie ma powodu denerwować się tylko dlatego, że niektóre nasze przekonania są już niepotrzebne. Należy się ich pozbyć z taką samą łatwością, z jaką wyrzuca się resztki z talerza. Czy naprawdę zaryzykowalibyście grzebanie we wczorajszych odpadkach, by przyrządzić dzisiejszy posiłek? Czy warto grzebać w starym śmietniku psychicznym tylko po to, by tworzyć jutrzejsze doświadczenia?

Jeśli jakaś myśl lub przekonanie nie odpowiada wam, zrezygnujcie z niego, zmieńcie je!
Nie ma takiego prawa, które nakazywałoby przez całe życie trzymać się niewolniczo tego lub innego przekonania!
Spójrzmy zatem na przykłady ograniczających przekonań i zastanówmy się, skąd się wzięły:

OGRANICZAJĄCE PRZEKONANIE:
„Nie jestem dość dobry”.
PRZYCZYNA:
Ojciec powtarzający wielokrotnie dziecku, że jest głupie.
Mój pacjent powiedział, że pragnie sukcesu, aby tata mógł być z niego dumny. Jednocześnie miał wielkie poczucie winy, które spowodowało, że wszystkie jego poczynania kończyły się fiaskiem. Tato finansował jego interesy, ale wszystkie kończyły się bankructwem. Syn wykorzystywał to, by się na nim odegrać. Powodował, że ojciec płacił bez końca. Oczywiście, on sam był tym, który najwięcej tracił.

OGRANICZAJĄCE PRZEKONANIE:
Brak miłości do siebie.
PRZYCZYNA:
Usiłowanie zdobycia akceptacji ojca.
Pewna kobieta bardzo nie chciała być taka, jak jej ojciec. Nie mogli się nigdy w niczym zgodzić i wiecznie się kłócili. Zawsze chciała pozyskać jego akceptację, on jednak stale ją krytykował. Wszystko ją bolało. Ojciec cierpiał także na podobne dolegliwości. Nie uświadamiała sobie, że jej złość była przyczyną bólów, podobnie jak ojciec nie uzmysławiał sobie tego samego źródła swych dolegliwości.

OGRANICZAJĄCE PRZEKONANIE:
„Życie jest niebezpieczne”.
PRZYCZYNA:
Przerażony ojciec.
Inna moja pacjentka widziała życie jako groźne i nieprzyjemne. Trudno jej było zdobyć się na śmiech, a jeśli już zdarzyło się jej śmiać, była przerażona, że może się jej przydarzyć coś „złego”. Wychowywano ją, ciągle napominając: „Nie śmiej się, bo licho nie śpi!”

OGRANICZAJĄCE PRZEKONANIE:
„Nie jestem dość dobry”.
PRZYCZYNA:
Bycie porzuconym i pomijanym.
Pewnemu mężczyźnie mówienie sprawiało trudność. Milczenie stało się więc sposobem na życie. Miał już za sobą narkotyki i alkohol, był przekonany, że jest okropny. Dowiedziałam się, że jego matka zmarła, gdy był bardzo młody. Wychowywała go ciotka, która rzadko się odzywała, chyba że trzeba było wydać polecenia. Wychowywał się w ciszy. Jadł zawsze sam i przebywał w swoim pokoju przez wiele dni. Miał kochanka, który był milczący i większość czasu spędzali w milczeniu. Kochanek zmarł i znowu był sam.

Ćwiczenie:
Negatywne przekazy

Następne ćwiczenie polega na sporządzeniu na dużej kartce papieru zestawienia wszystkich zarzutów czynionych wam przez rodziców. Jakie to były zarzuty? Nie spieszcie się i przypomnijcie sobie jak najwięcej. Pół godziny zazwyczaj wystarcza, by to uczynić.
Co mówili na temat pieniędzy?
Co mówili na temat twojego ciała?
Co mówili o miłości i związkach uczuciowych?
Co mówili o twoich twórczych zdolnościach?
Co w ich wypowiedziach było ograniczającego, powstrzymującego lub negatywnego?

O ile to możliwe, popatrzcie po prostu obiektywnie na te sprawy i powiedzcie sobie: „Właśnie stąd bierze się to przekonanie”. Teraz weźmy nową kartkę papieru i spróbujmy dokopać się do głębszej warstwy. Jakie były inne negatywne wypowiedzi, które zasłyszałeś w okresie dzieciństwa?
Od krewnych __________________________________
Od nauczycieli ____________________________
Od przyjaciół _________________
Od osób, które są dla ciebie autorytetem
W twoim Kościele
Zapisz je. Nie spiesz się z tym. Bądź świadomy odczuć, jakie pojawiają się w twoim ciele.
To, co napisałeś na dwóch kartkach papieru, to myśli, które powinny być usunięte z twojej świadomości. Są to właśnie te przekonania, które powodują, że czujesz się „nie dość dobry”.
Widzenie siebie jako dziecka

Gdybyśmy postawili pośrodku pokoju trzyletnie dziecko i zaczęli na nie krzyczeć, wymyślać mu, że jest głupie, że nigdy niczego nie potrafi zrobić dobrze, że powinno to zrobić tak, a nie inaczej, gdybyśmy kazali mu przyjrzeć się, jaki zrobiło bałagan, a przy tym jeszcze uderzyli je kilkakrotnie, zobaczylibyśmy, że to wszystko zakończyłoby się albo przerażeniem dziecka, które ulegle siądzie w kącie, albo jego agresją.
Dziecko wybierze jedno z tych dwóch zachowań, my zaś nigdy nie poznamy jego możliwości.

Jeśli temu samemu dziecku powiemy, że je bardzo kochamy, że bardzo nam na nim zależy, że kochamy je takim, jakie ono jest, kochamy za jego uśmiech i mądrość, za jego zachowanie, że nie mamy mu za złe błędów, które popełnia w trakcie nauki i że bez względu na wszystko będziemy dla niego oparciem – okaże się, że możliwości, jakie to dziecko zaprezentuje, przyprawią nas o zawrót głowy.

W każdym z nas tkwi takie trzyletnie dziecko i większość swojego czasu tracimy na karcenie tego dziecka w sobie. A potem dziwimy się, że nie układa nam się w życiu.

Jeśli masz przyjaciela, który zawsze cię krytykuje, czy chciałbyś ciągle przebywać w jego towarzystwie? Być może w ten sposób traktowano cię jako dziecko, i to jest smutne. Ale przecież było to dawno temu i jeśli teraz tak samo się ze sobą obchodzisz, to jest to jeszcze smutniejsze.

Masz przed sobą listę negatywnych przekazów, które usłyszałeś w dzieciństwie. Porównaj je z twoimi przekonaniami o tym, co jest w tobie nie w porządku. Czy listy te nie są podobne? Prawdopodobnie tak.
Nasz scenariusz życiowy oparty jest na tych wczesnych przekazach. Jesteśmy wszyscy dobrymi małymi dziećmi i posłusznie akceptujemy to, co „oni” przekażą nam jako prawdę. Bardzo łatwo byłoby oskarżać za wszystko rodziców i odgrywać rolę ofiar do końca naszego życia. Ale nie byłoby to zbyt przyjemne i z pewnością nie spowodowałoby zmiany naszej uciążliwej sytuacji.
Potępianie naszej rodziny

Obarczanie winą innych z pewnością nie pomoże nam w uporaniu się z naszym problemem.
Przypisywanie winy komuś stawia nas w pozycji biernej ofiary. Zrozumienie tego umożliwi nam spojrzenie z góry na tę sprawę i przejęcie steru w swoje ręce.
Przeszłości nie da się zmienić.
Przyszłość natomiast jest kształtowana przez nasze obecne myślenie. Niezbędną rzeczą dla naszego poczucia wolności jest uświadomienie sobie, że rodzice zrobili wszystko, co mogli, i tyle, na ile pozwoliły im rozeznanie, świadomość i wiedza.
Jeśli obwiniamy innych, oznacza to, że nie bierzemy odpowiedzialności za siebie samych.
Ludzie, którzy nas skrzywdzili, byli tak samo przerażeni i bali się tak jak my. Czuli taką samą bezradność, jaką my odczuwamy. Nauczyli nas prawdopodobnie tylko tego, czego ich nauczono.

Co wiesz o dzieciństwie twoich rodziców, zwłaszcza przed dziesiątym rokiem życia? O ile to możliwe, postaraj się ich o to wypytać. Jeśli uda ci się dowiedzieć czegoś, będzie ci łatwiej zrozumieć, dlaczego tak, a nie inaczej postępowali. Zrozumienie przyniesie ci współczucie dla nich.
Jeśli nie wiesz i nie możesz się dowiedzieć, postaraj się wyobrazić sobie, jak to mogło wyglądać. Jakie dzieciństwo stworzyło takiego, a nie innego dorosłego?
Potrzebujesz tej wiedzy dla własnej wolności. Nie staniesz się wolnym, dopóki ich nie uwolnisz od winy. Nie możesz wybaczyć sobie, dopóki nie wybaczysz im. Jeśli wymagasz doskonałości od nich, będziesz tej doskonałości wymagał od siebie i cale życie będziesz nieszczęśliwy.
Wybór rodziców

Zgadzam się z teorią, że to my wybieramy sobie rodziców. Lekcje, jakie pobieramy od życia, wydają się doskonale odpowiadać „słabościom” naszych rodziców.

Wierzę, że jesteśmy w nie kończącej się podróży przez wieczność. Przybyliśmy na tę planetę, by przerobić konkretne lekcje potrzebne dla naszego duchowego rozwoju. Wybieramy płeć, kolor skóry, kraj. Następnie rozglądamy się za rodzicami, którzy doskonale „odzwierciedlą” nasze wzorce.

Nasze pobyty na tej planecie to jakby chodzenie do szkoły.
Jeśli chcesz być kosmetyczką, idziesz do szkoły przygotowującej do tego zawodu. Jeśli chcesz być mechanikiem, uczysz się w szkole technicznej. Jeśli chcesz być prawnikiem, studiujesz prawo.
Rodzice, których sobie wybraliście, byli najlepszymi „znawcami” przedmiotu, którego zdecydowaliście się nauczyć.
Gdy dorastamy, mamy tendencję do wytykania naszym rodzicom ich przewinień, mówimy: „To wy mi to zrobiliście”.
Ja jednak uważam, że sami ich wybraliśmy.
Słuchanie innych

Kiedy byliśmy mali, nasi starsi bracia i siostry stanowili dla nas wyrocznię. Jeśli byli nieszczęśliwi, prawdopodobnie odbijali to sobie na nas fizycznie lub słownie. Mogli na przykład powiedzieć:
„Zaraz wszystko powiem.” (wpajając winę).
„Jesteś jeszcze za mały i nie możesz tego robić”.
„Jesteś za głupi, by bawić się z nami”.
Często wielki wpływ mają na nas również nauczyciele. Nauczycielka w piątej klasie dość autorytatywnie stwierdziła, że jestem zbyt wysoka, by zostać tancerką. Uwierzyłam jej i zrezygnowałam z moich ambicji tanecznych, aż stało się za późno na rozpoczęcie kariery.

Czy uświadamiałeś sobie, że testy i przechodzenie z klasy do klasy były potrzebne tylko po to, by pokazać, jak dużo wiedzy posiadłeś w tym czasie, czy też byłeś dzieckiem, które przyjmowało egzaminy i oceny jako miernik swojej wartości?
W okresie dzieciństwa dzieliliśmy się w gronie przyjaciół naszym fałszywym obrazem życia. Inne dzieci w szkole potrafiły nam dokuczać i pozostawiać trwałe rany w sercu. Kiedy byłam dzieckiem, moje nazwisko brzmiało Lunney i dzieci przezywały mnie „Lunatyczka”.
Sąsiedzi też mają swój wpływ, nie tylko ze względu na czynione przez nich uwagi, lecz również dlatego, że pytano nas: „A co sobie sąsiedzi pomyślą?”
Zastanówcie się nad innymi ważnymi postaciami mającymi na was wpływ w dzieciństwie.
Istnieją też oczywiście mocno brzmiące i bardzo przekonujące sugestie zawarte w ogłoszeniach prasowych i w telewizji. Zbyt wiele produktów sprzedaje się po to tylko, by nas przekonać, że jesteśmy bezwartościowi lub robimy źle, jeśli ich nie używamy.

My wszyscy jesteśmy tu po to, by przekraczać nasze dawne ograniczenia, jakiekolwiek by one były. Jesteśmy tu po to, by uznać naszą wspaniałość i boskość bez względu na to, co nam wmawiano. Wy macie przezwyciężyć wasze negatywne przekonania, tak jak ja mam przezwyciężyć moje.

/ L.Hay /


1