Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

Szukaj


 

Znalazłem 17 takich materiałów
Teorie spiskowe które stały się faktami. – Historia, ta najnowsza, zna mnóstwo przykładów tego, gdy teoria spiskowa po latach okazuje się być prawdą. To, co przedstawię za chwilę, może być dla Was szokujące.. Tak było bowiem choćby z instytucją mafii. Jeszcze w latach 60-tych XX wieku wyśmiewano się z ludzi, którzy rozmawiali o potędze mafii. Sam Al Capone był przedstawiany jako „król kilku ulic” w zapadłym miasteczku. Prawda okazała się być jednak inna, bowiem Al Capona trząsł całym krajem. Żeby tylko jednym krajem..

Andrzej Lepper zasłynął z wypowiedzi na temat talibów, którzy mieli lądować w Klewkach na Mazurach. Został on wyśmiany i wyszydzony na wszelkie możliwe sposoby, a łatkę wariata przypięto mu oficjalnie. Dziś człowiek ten nie żyje, a zmarł w, mówiąc eufemistycznie, bardzo dziwnych okolicznościach. Ostatnie dwa lata to okres, gdy wyciekło wiele informacji potwierdzających to, co mówił Andrzej Lepper. To, że w bazach wojskowych na Mazurach, wbrew polskiemu prawu i wszelkim możliwym ustaleniom międzynarodowym, przesłuchiwano, torturowano i być może mordowano ludzi spoza Polski.

Także w zeszłym roku (2013) także poprzez czynniki oficjalne, wyszedł na jaw fakt, że księżna Diana, która zmarła w 1997 roku, mogła zostać zamordowana na zlecenie angielskiej rodziny królewskiej. Byłą ona ponoć w ciąży ze swoim kochankiem – muzułmaninem, a tego dwór królewski nie mógł ponoć zdzierżyć.

Projekt monarch i fakt niehumanitarnego traktowania ludzi, na których eksperymentowano. Podawano im LSD, wysokie dawki innych narkotyków, poddawano ich przemocy, wymyślnym torturom psychologicznym, deprywacji snu. Sprawa wyszła dopiero po latach, i zajmowała się nią senacka Komisja Rockefellera.

Eksperyment o nazwie „grom dźwiękowy w Oklahoma City” również należał do niehumanitarnych eksperymentów, jakim poddawano Amerykanów, mieszkańców rzekomo demokratycznego państwa prawa. Chciano sprawdzić, jak dużą ilość hałasu generowanego przez odrzutowce mogą znieść mieszkańcy sporego miasta, zanim pojawią się u nich problemy psychiczne.

W 1964 roku samoloty przekroczyły barierę dźwięku 1253 razy. Przekroczenie bariery dźwięku przez odrzutowiec zawsze generuje głośną falę akustyczną. Organizatorzy tego niehumanitarnego eksperymentu stworzyli nawet fałszywą linię wsparcia, na którą dzwonili zaniepokojeni mieszkańcy. Władze musiały się wycofać z eksperymentów po 6 miesiącach gdyż obywatele zaczęli protestować, a potem sprawę nagłośniły media.

W 1949 roku na tzw. Dzikim Zachodzie USA przeprowadzono operację Green Run. Polegała ona na wypuszczeniu do atmosfery radioaktywnych izotopów ksenonu i jodu. Skażenie wykryto na przestrzeni 200.000 hektarów, w tym na obszarach zaludnionych. W 1957 roku na poligonie wojskowym w Nevadzie, też w USA, blisko zaludnionych terenów, przeprowadzono 29 wybuchów bomb atomowych. Spowodowały one około 212.000 przypadków raka tarczycy i kilkadziesiąt tysięcy zgonów.

Teoria spiskowa, która również okazała się dyskutowaną we wszelkich mediach prawdą, to klub Bilderberg – nieformalny „rząd światowy”. Pamiętam gdy przez lata wszelkie próby dyskusji o posiedzeniach tego tajemniczego gremium, były wyśmiewane. Prawie nikt nie chciał słyszeć argumentów, reakcja była automatyczna, niczym u wytresowanego psa Pawłowa.(...)

Teorie spiskowe które stały się faktami.

Historia, ta najnowsza, zna mnóstwo przykładów tego, gdy teoria spiskowa po latach okazuje się być prawdą. To, co przedstawię za chwilę, może być dla Was szokujące.. Tak było bowiem choćby z instytucją mafii. Jeszcze w latach 60-tych XX wieku wyśmiewano się z ludzi, którzy rozmawiali o potędze mafii. Sam Al Capone był przedstawiany jako „król kilku ulic” w zapadłym miasteczku. Prawda okazała się być jednak inna, bowiem Al Capona trząsł całym krajem. Żeby tylko jednym krajem..

Andrzej Lepper zasłynął z wypowiedzi na temat talibów, którzy mieli lądować w Klewkach na Mazurach. Został on wyśmiany i wyszydzony na wszelkie możliwe sposoby, a łatkę wariata przypięto mu oficjalnie. Dziś człowiek ten nie żyje, a zmarł w, mówiąc eufemistycznie, bardzo dziwnych okolicznościach. Ostatnie dwa lata to okres, gdy wyciekło wiele informacji potwierdzających to, co mówił Andrzej Lepper. To, że w bazach wojskowych na Mazurach, wbrew polskiemu prawu i wszelkim możliwym ustaleniom międzynarodowym, przesłuchiwano, torturowano i być może mordowano ludzi spoza Polski.

Także w zeszłym roku (2013) także poprzez czynniki oficjalne, wyszedł na jaw fakt, że księżna Diana, która zmarła w 1997 roku, mogła zostać zamordowana na zlecenie angielskiej rodziny królewskiej. Byłą ona ponoć w ciąży ze swoim kochankiem – muzułmaninem, a tego dwór królewski nie mógł ponoć zdzierżyć.

Projekt monarch i fakt niehumanitarnego traktowania ludzi, na których eksperymentowano. Podawano im LSD, wysokie dawki innych narkotyków, poddawano ich przemocy, wymyślnym torturom psychologicznym, deprywacji snu. Sprawa wyszła dopiero po latach, i zajmowała się nią senacka Komisja Rockefellera.

Eksperyment o nazwie „grom dźwiękowy w Oklahoma City” również należał do niehumanitarnych eksperymentów, jakim poddawano Amerykanów, mieszkańców rzekomo demokratycznego państwa prawa. Chciano sprawdzić, jak dużą ilość hałasu generowanego przez odrzutowce mogą znieść mieszkańcy sporego miasta, zanim pojawią się u nich problemy psychiczne.

W 1964 roku samoloty przekroczyły barierę dźwięku 1253 razy. Przekroczenie bariery dźwięku przez odrzutowiec zawsze generuje głośną falę akustyczną. Organizatorzy tego niehumanitarnego eksperymentu stworzyli nawet fałszywą linię wsparcia, na którą dzwonili zaniepokojeni mieszkańcy. Władze musiały się wycofać z eksperymentów po 6 miesiącach gdyż obywatele zaczęli protestować, a potem sprawę nagłośniły media.

W 1949 roku na tzw. Dzikim Zachodzie USA przeprowadzono operację Green Run. Polegała ona na wypuszczeniu do atmosfery radioaktywnych izotopów ksenonu i jodu. Skażenie wykryto na przestrzeni 200.000 hektarów, w tym na obszarach zaludnionych. W 1957 roku na poligonie wojskowym w Nevadzie, też w USA, blisko zaludnionych terenów, przeprowadzono 29 wybuchów bomb atomowych. Spowodowały one około 212.000 przypadków raka tarczycy i kilkadziesiąt tysięcy zgonów.

Teoria spiskowa, która również okazała się dyskutowaną we wszelkich mediach prawdą, to klub Bilderberg – nieformalny „rząd światowy”. Pamiętam gdy przez lata wszelkie próby dyskusji o posiedzeniach tego tajemniczego gremium, były wyśmiewane. Prawie nikt nie chciał słyszeć argumentów, reakcja była automatyczna, niczym u wytresowanego psa Pawłowa.(...)

Moc myśli – Cytuję: „Evelyn M. Monahan uległa w wieku 22 lat tragicznemu wypadkowi, w rezultacie którego została ciężko okaleczona: straciła wzrok, dostała padaczki, a po czterech latach dołączył się jeszcze paraliż prawego ramienia. Ataki epileptyczne były szczególnie częste (12-14 dziennie). Końskie dobowe dawki leków zredukowały je do 10-ciu. Evelyn czuła się bardzo nieszczęśliwa, nie mogła pogodzić się ze swoim ciężkim kalectwem i przez długich 9 lat dręczyła siebie i otoczenie, kipiała buntem i złością. Aż przyszło uspokojenie, a może wyczerpanie nerwowe.

Zaczęła rozmyślać nad ratunkiem dla siebie. I wtedy przypomniała sobie wiele ciekawych, dziwnych historii zasłyszanych jeszcze w dzieciństwie. Odgrzebywała w pamięci przypadki nagłych uzdrowień ludzi, którym lekarze nie dawali najmniejszej szansy wyzdrowienia. Zaczęła mozolnie przywoływać na pamięć zasady tzw. psychotronicznego leczenia, o którym wówczas mówiło się, że było źródłem tych wszystkich cudownych uzdrowień. Zdecydowała się spróbować..

Wtajemniczyła dwoje przyjaciół i we troje rozpoczęli stosowanie ćwiczeń ustalonych w punktach przez samą Evelyn. Ćwiczyli trzy razy dziennie z wielką dokładnością i zapałem. Była to przecież ostatnia deska ratunku.

Po 10-ciu dniach E. Monahan odzyskała wzrok. Stało się to nagle, raptownie. Jednocześnie z odzyskaniem wzroku ustały zupełnie ataki epileptyczne, a w tydzień później ustąpił paraliż.
Młoda kobieta była całkowicie zdrowa. Badania lekarskie nie wykazały śladu żadnej choroby.
Przepełniało ją szczęście powrotu do zdrowia, do normalnego życia i ogromna nieprzeparta chęć zapoznania z tą metodą jak największej ilości ludzi cierpiących.

Evelyn miała ukończone roczne studium psychologii eksperymentalnej na uniwersytecie w Georgii, w Atlancie. Postanowiła wrócić do szkolnictwa, by mieć ciągłe kontakty z ludźmi i móc przekazywać im swoją wiedzę i doświadczenie z zakresu leczenia psychotronicznego. Zamarzyły jej się wykłady na tymże uniwersytecie. Fakt, że wykłady z takiego przedmiotu nigdy nie istniały na żadnym amerykańskim uniwersytecie, nie przerażał jej wcale.

Zatelefonowała do sekretariatu, wyłuszczyła dokładnie sekretarce o co jej chodzi, podała swoje nazwisko oraz numer telefonu i nie zrażona konwencjonalnym zapewnieniem, że – jeżeli ktoś na uczelni zainteresuje się tym problemem, zostanie z nią skontaktowany, spokojnie czekała, ćwicząc systematycznie swą „cudowną technikę”. Wychodziła z założenia, że skoro mocą „swego wyższego Ja”, swojej Nadświadomości, potrafiła wyleczyć własne ciężkie kalectwo, to nie ma przeszkód do rozwiązania przy pomocy tej samej potęgi każdej innej sytuacji życiowej. Jakoż po miesiącu dyrektor Studiów Specjalnych na tamtejszym uniwersytecie zaproponował jej wykłady z parapsychologii. Chętnie oczywiście przyjęła ofertę i została instruktorem parapsychologii. Jej wykładów słuchało przeciętnie 250 studentów w każdym semestrze.

Evelyn była zadowolona, ale pragnęła jeszcze szerszych kontaktów z ludźmi. Marzyła o telewizji, radiu i prasie. W tej intencji ciągle uprawiała z ogromny zapałem technikę psychotroniczną. Wierzyła w jej nieograniczone możliwości, była pewna, iż znikną przeszkody, stojące na drodze jej ambitnych planów.
Po miesiącu zwrócił się do niej „Atlanta Journal” z propozycją napisania reportażu na temat jej wykładów. Następny tydzień przyniósł kontakt z telewizją. Proponowano udział w programie „Georgia dzisiaj”, odbieranym przez miliony telewidzów-sympatyków. Reakcja na poruszony przez E. Monahan problem była tak wielka, że po trzech tygodniach poproszono ją o powtórne wystąpienie w telewizji. W tym czasie miała też pogadanki w radio, o jej artykuły ubiegały się takie czasopisma, jak „National Inquire”, „Midnight” i „Time Magazin”.

Książki E.M. Monahan ukazały się w Japonii, Anglii, RFN, Meksyku i we Włoszech. A więc spełniły się marzenia. W swojej książce, której oryginalny tytuł brzmi „The miracle of metaphysical healing” autorka w osobistym kontakcie z czytelnikiem, bez reszty, bez zastrzeżeń oddaje mu do dyspozycji całą swą wiedzę, swoje doświadczenia, pragnie przelać w niego własny zapał, zachwyt, swą odzyskana radość życia i szczęście pomagania innym.

Leczenie psychotroniczne, owa technika wielekroć sprawdzana, nazywana przez Evelyn „niezawodną”, „cudowną”, jest niesłychanie prosta, ale autorka wielokrotnie przestrzega, by nie zlekceważyć jej, nie odrzucić tylko dlatego, że jest tak bardzo dostępna dla każdego. I rzeczywiście, psychotroniczne leczenie nie związane jest z żadnymi wydatkami, nie wymaga żadnych rekwizytów, żadnego specjalnego wykształcenia, wymagana jest tylko dobra wola, wytrwałość, spokój.

Na czym więc sprawa polega?
Człowiek jest istotą wspaniałą, potężną przez nieograniczone siły utajone, z którymi przychodzi już na świat. Dzięki tej potędze jest w stanie usuwać ze swego życia choroby, kalectwo, zmieniać przykre sytuacje życiowe itd., gdyż z natury rzeczy należą mu się szczęście, radość i doskonałe zdrowie.

Na nieszczęście człowiek jest nieświadomy swego wspaniałego wyposażenia w potęgę iście boską. Cierpi, choruje, męczy się, narzeka, szuka rozpaczliwie ratunku i ani się domyśla, że on sam posiada moc uzdrawiania. Jest jak król, który zapomniał, że jest królem, że ma płaszcz królewski na ramionach i złotą koronę na głowie, uznał się za żebraka, więc w pyle drogi siedzi i żebrze u przechodniów o wsparcie.

Tę świadomość własnej mocy, własnych nieograniczonych możliwości nazywa Evelyn M. „naszym wyższym Ja”, a moc realizowania życzeń, zaspakajania potrzeb, zmieniania nawet niekorzystnych okoliczności życiowych – nadświadomością.

Umysłem świadomym określa autorka świadomość otaczających nas realiów. To umysł świadomy rejestruje wszystkie nasze spostrzeżenia, odczucia, on zarządza pamięcią, on wyciąga wnioski, planuje itd. itd. On wreszcie ulega chorobom, cierpieniom, odczuwa radość, szczęście, strach, rozpacz itd. Umysł świadomy jest ograniczony w swoich możliwościach, on też jest „ślepy” – jak się wyraża Monahan – na istnienie naszego „wyższego Ja”.

Otóż, żeby skutecznie posłużyć się techniką psychotronicznego działania, trzeba odwołać się do swego potężnego „wyższego Ja” oraz własnej nadświadomości i… żądać. Nie prosić, błagać, żebrać, a spokojnie, zdecydowanie rozkazywać.

W swoich instrukcjach Evelyn M. nigdy nie podaje słowa „proszę” czy „błagam”, lecz „chcę”, „pragnę”, „rozkazuję”, „zażądam”, pozbawione jednak agresywnego roszczenia.

Wychodzi ona z założenia, że sięgamy po swoje, że są to dobra zaprogramowane dla nas od początku świata, utracone przez nas przez niewiedzę, ograniczoność i własną słabość. W ufnym żądaniu tych wszystkich dobrodziejstw jest jakieś odcięcie się od dotychczasowego mylnego, tragicznego w skutkach, stanowiska ludzkości, na powrót na właściwe miejsce, wyznaczone nam od wieków.

Moc myśli

Cytuję: „Evelyn M. Monahan uległa w wieku 22 lat tragicznemu wypadkowi, w rezultacie którego została ciężko okaleczona: straciła wzrok, dostała padaczki, a po czterech latach dołączył się jeszcze paraliż prawego ramienia. Ataki epileptyczne były szczególnie częste (12-14 dziennie). Końskie dobowe dawki leków zredukowały je do 10-ciu. Evelyn czuła się bardzo nieszczęśliwa, nie mogła pogodzić się ze swoim ciężkim kalectwem i przez długich 9 lat dręczyła siebie i otoczenie, kipiała buntem i złością. Aż przyszło uspokojenie, a może wyczerpanie nerwowe.

Zaczęła rozmyślać nad ratunkiem dla siebie. I wtedy przypomniała sobie wiele ciekawych, dziwnych historii zasłyszanych jeszcze w dzieciństwie. Odgrzebywała w pamięci przypadki nagłych uzdrowień ludzi, którym lekarze nie dawali najmniejszej szansy wyzdrowienia. Zaczęła mozolnie przywoływać na pamięć zasady tzw. psychotronicznego leczenia, o którym wówczas mówiło się, że było źródłem tych wszystkich cudownych uzdrowień. Zdecydowała się spróbować..

Wtajemniczyła dwoje przyjaciół i we troje rozpoczęli stosowanie ćwiczeń ustalonych w punktach przez samą Evelyn. Ćwiczyli trzy razy dziennie z wielką dokładnością i zapałem. Była to przecież ostatnia deska ratunku.

Po 10-ciu dniach E. Monahan odzyskała wzrok. Stało się to nagle, raptownie. Jednocześnie z odzyskaniem wzroku ustały zupełnie ataki epileptyczne, a w tydzień później ustąpił paraliż.
Młoda kobieta była całkowicie zdrowa. Badania lekarskie nie wykazały śladu żadnej choroby.
Przepełniało ją szczęście powrotu do zdrowia, do normalnego życia i ogromna nieprzeparta chęć zapoznania z tą metodą jak największej ilości ludzi cierpiących.

Evelyn miała ukończone roczne studium psychologii eksperymentalnej na uniwersytecie w Georgii, w Atlancie. Postanowiła wrócić do szkolnictwa, by mieć ciągłe kontakty z ludźmi i móc przekazywać im swoją wiedzę i doświadczenie z zakresu leczenia psychotronicznego. Zamarzyły jej się wykłady na tymże uniwersytecie. Fakt, że wykłady z takiego przedmiotu nigdy nie istniały na żadnym amerykańskim uniwersytecie, nie przerażał jej wcale.

Zatelefonowała do sekretariatu, wyłuszczyła dokładnie sekretarce o co jej chodzi, podała swoje nazwisko oraz numer telefonu i nie zrażona konwencjonalnym zapewnieniem, że – jeżeli ktoś na uczelni zainteresuje się tym problemem, zostanie z nią skontaktowany, spokojnie czekała, ćwicząc systematycznie swą „cudowną technikę”. Wychodziła z założenia, że skoro mocą „swego wyższego Ja”, swojej Nadświadomości, potrafiła wyleczyć własne ciężkie kalectwo, to nie ma przeszkód do rozwiązania przy pomocy tej samej potęgi każdej innej sytuacji życiowej. Jakoż po miesiącu dyrektor Studiów Specjalnych na tamtejszym uniwersytecie zaproponował jej wykłady z parapsychologii. Chętnie oczywiście przyjęła ofertę i została instruktorem parapsychologii. Jej wykładów słuchało przeciętnie 250 studentów w każdym semestrze.

Evelyn była zadowolona, ale pragnęła jeszcze szerszych kontaktów z ludźmi. Marzyła o telewizji, radiu i prasie. W tej intencji ciągle uprawiała z ogromny zapałem technikę psychotroniczną. Wierzyła w jej nieograniczone możliwości, była pewna, iż znikną przeszkody, stojące na drodze jej ambitnych planów.
Po miesiącu zwrócił się do niej „Atlanta Journal” z propozycją napisania reportażu na temat jej wykładów. Następny tydzień przyniósł kontakt z telewizją. Proponowano udział w programie „Georgia dzisiaj”, odbieranym przez miliony telewidzów-sympatyków. Reakcja na poruszony przez E. Monahan problem była tak wielka, że po trzech tygodniach poproszono ją o powtórne wystąpienie w telewizji. W tym czasie miała też pogadanki w radio, o jej artykuły ubiegały się takie czasopisma, jak „National Inquire”, „Midnight” i „Time Magazin”.

Książki E.M. Monahan ukazały się w Japonii, Anglii, RFN, Meksyku i we Włoszech. A więc spełniły się marzenia. W swojej książce, której oryginalny tytuł brzmi „The miracle of metaphysical healing” autorka w osobistym kontakcie z czytelnikiem, bez reszty, bez zastrzeżeń oddaje mu do dyspozycji całą swą wiedzę, swoje doświadczenia, pragnie przelać w niego własny zapał, zachwyt, swą odzyskana radość życia i szczęście pomagania innym.

Leczenie psychotroniczne, owa technika wielekroć sprawdzana, nazywana przez Evelyn „niezawodną”, „cudowną”, jest niesłychanie prosta, ale autorka wielokrotnie przestrzega, by nie zlekceważyć jej, nie odrzucić tylko dlatego, że jest tak bardzo dostępna dla każdego. I rzeczywiście, psychotroniczne leczenie nie związane jest z żadnymi wydatkami, nie wymaga żadnych rekwizytów, żadnego specjalnego wykształcenia, wymagana jest tylko dobra wola, wytrwałość, spokój.

Na czym więc sprawa polega?
Człowiek jest istotą wspaniałą, potężną przez nieograniczone siły utajone, z którymi przychodzi już na świat. Dzięki tej potędze jest w stanie usuwać ze swego życia choroby, kalectwo, zmieniać przykre sytuacje życiowe itd., gdyż z natury rzeczy należą mu się szczęście, radość i doskonałe zdrowie.

Na nieszczęście człowiek jest nieświadomy swego wspaniałego wyposażenia w potęgę iście boską. Cierpi, choruje, męczy się, narzeka, szuka rozpaczliwie ratunku i ani się domyśla, że on sam posiada moc uzdrawiania. Jest jak król, który zapomniał, że jest królem, że ma płaszcz królewski na ramionach i złotą koronę na głowie, uznał się za żebraka, więc w pyle drogi siedzi i żebrze u przechodniów o wsparcie.

Tę świadomość własnej mocy, własnych nieograniczonych możliwości nazywa Evelyn M. „naszym wyższym Ja”, a moc realizowania życzeń, zaspakajania potrzeb, zmieniania nawet niekorzystnych okoliczności życiowych – nadświadomością.

Umysłem świadomym określa autorka świadomość otaczających nas realiów. To umysł świadomy rejestruje wszystkie nasze spostrzeżenia, odczucia, on zarządza pamięcią, on wyciąga wnioski, planuje itd. itd. On wreszcie ulega chorobom, cierpieniom, odczuwa radość, szczęście, strach, rozpacz itd. Umysł świadomy jest ograniczony w swoich możliwościach, on też jest „ślepy” – jak się wyraża Monahan – na istnienie naszego „wyższego Ja”.

Otóż, żeby skutecznie posłużyć się techniką psychotronicznego działania, trzeba odwołać się do swego potężnego „wyższego Ja” oraz własnej nadświadomości i… żądać. Nie prosić, błagać, żebrać, a spokojnie, zdecydowanie rozkazywać.

W swoich instrukcjach Evelyn M. nigdy nie podaje słowa „proszę” czy „błagam”, lecz „chcę”, „pragnę”, „rozkazuję”, „zażądam”, pozbawione jednak agresywnego roszczenia.

Wychodzi ona z założenia, że sięgamy po swoje, że są to dobra zaprogramowane dla nas od początku świata, utracone przez nas przez niewiedzę, ograniczoność i własną słabość. W ufnym żądaniu tych wszystkich dobrodziejstw jest jakieś odcięcie się od dotychczasowego mylnego, tragicznego w skutkach, stanowiska ludzkości, na powrót na właściwe miejsce, wyznaczone nam od wieków.

Chemtrails – Zarówno w Stanach Zjednoczonych jak i w Europie od dobrych kilkunastu lat mieszkańcy wielu regionów obserwują na niebie tajemnicze smugi, które czasami pozostawiają samoloty odrzutowe. Najbardziej niepokojącym faktem jest, że żaden rząd na świecie nie przyznaje się do ich tworzenia i nabiera wody w usta. Czy zatem nie padamy jako ludzkość ofiarą jakiegoś chorego eksperymentu, który może zagrażać naszemu zdrowiu i życiu?

Zdjęcia z całego świata pokazują te nowe smugi kondensacyjne, które w odróżnieniu od zwykłych (contrails) nazwane zostały w j. angielskim chemtrails – samo słowo “chemtrail” to zlepek od słów “chemical trail”, czyli “chemiczny ślad”. Badacze twierdzą, że rok 1999 miał być przełomowym okresem, kiedy chemiczny aerozol zaczął się pojawiać na niebie w dużych ilościach. Ale niektórzy badacze mówią, że eksperymenty na pewnych obszarach były przeprowadzane już w 50-60tych latach. Wielu dociekliwych obywateli pobierało nawet próbki substancji rozpylanej z samolotów, oraz analizowało ich skład. Badania mikroskopowe i spektralne wskazują na to, że jest to koktajl substancji biologicznych (jak ciałka krwi), ciężkich metali oraz innych substancji. Z obserwacji na niektórych obszarach wynikło, że powierzchnie nie uprawianej gleby pokryte są czymś, co najlepiej można porównać do pajęczyny.

Jest kilka rzeczy, które odróżniają zwykłe smugi od tych nowych, chemicznych – chemtrails, jak widać raczej rozrzedzają chmury. Podobnie jak zwykłe smugi zawisają i “ciągną” się po niebie, tworząc formacje podobne do chmur cirrusów, ale najczęściej tworzą się niżej niż zwykłe cirrusy. Poza tym zauważono, że padające na nie światło słoneczne załamuje się podobnie jak w plamie ropy – następuje zjawisko refrakcji światła, mieniąc się wszystkimi kolorami tęczy. Chemtrails układają się (są rozpylane) w zauważalne wzory, najczęściej krzyżują się pod różnymi kątami, tworząc szachownice, zachodzą na siebie, przecinają się itp. Często tworzą np. “X”. Przypomina to bardzo często starannie zaorane pole, od horyzontu do horyzontu. Po kilku godzinach smugi te zaczynają opadać, ich kształty rozrzedzają się. Co najważniejsze w tym wszystkim, opad pozostały po nich wywołuje u mieszkańców pobliskich terenów przeróżne schorzenia – duszności, bóle głowy, wysypka etc., będące najwyraźniej alergiczną reakcją na substancje, z których “chemtrails” są zrobione.

Reszta artykułu tutaj: http://stopnwopoznan.wordpress.com/czym-sa-chemtrails/

Chemtrails

Zarówno w Stanach Zjednoczonych jak i w Europie od dobrych kilkunastu lat mieszkańcy wielu regionów obserwują na niebie tajemnicze smugi, które czasami pozostawiają samoloty odrzutowe. Najbardziej niepokojącym faktem jest, że żaden rząd na świecie nie przyznaje się do ich tworzenia i nabiera wody w usta. Czy zatem nie padamy jako ludzkość ofiarą jakiegoś chorego eksperymentu, który może zagrażać naszemu zdrowiu i życiu?

Zdjęcia z całego świata pokazują te nowe smugi kondensacyjne, które w odróżnieniu od zwykłych (contrails) nazwane zostały w j. angielskim chemtrails – samo słowo “chemtrail” to zlepek od słów “chemical trail”, czyli “chemiczny ślad”. Badacze twierdzą, że rok 1999 miał być przełomowym okresem, kiedy chemiczny aerozol zaczął się pojawiać na niebie w dużych ilościach. Ale niektórzy badacze mówią, że eksperymenty na pewnych obszarach były przeprowadzane już w 50-60tych latach. Wielu dociekliwych obywateli pobierało nawet próbki substancji rozpylanej z samolotów, oraz analizowało ich skład. Badania mikroskopowe i spektralne wskazują na to, że jest to koktajl substancji biologicznych (jak ciałka krwi), ciężkich metali oraz innych substancji. Z obserwacji na niektórych obszarach wynikło, że powierzchnie nie uprawianej gleby pokryte są czymś, co najlepiej można porównać do pajęczyny.

Jest kilka rzeczy, które odróżniają zwykłe smugi od tych nowych, chemicznych – chemtrails, jak widać raczej rozrzedzają chmury. Podobnie jak zwykłe smugi zawisają i “ciągną” się po niebie, tworząc formacje podobne do chmur cirrusów, ale najczęściej tworzą się niżej niż zwykłe cirrusy. Poza tym zauważono, że padające na nie światło słoneczne załamuje się podobnie jak w plamie ropy – następuje zjawisko refrakcji światła, mieniąc się wszystkimi kolorami tęczy. Chemtrails układają się (są rozpylane) w zauważalne wzory, najczęściej krzyżują się pod różnymi kątami, tworząc szachownice, zachodzą na siebie, przecinają się itp. Często tworzą np. “X”. Przypomina to bardzo często starannie zaorane pole, od horyzontu do horyzontu. Po kilku godzinach smugi te zaczynają opadać, ich kształty rozrzedzają się. Co najważniejsze w tym wszystkim, opad pozostały po nich wywołuje u mieszkańców pobliskich terenów przeróżne schorzenia – duszności, bóle głowy, wysypka etc., będące najwyraźniej alergiczną reakcją na substancje, z których “chemtrails” są zrobione.

Reszta artykułu tutaj: http://stopnwopoznan.wordpress.com/czym-sa-chemtrails/

Zimna fuzja

Powstało urządzenie, które dzięki zimnej fuzji dostarcza najtańszą energię na świecie. Generuje olbrzymie ilości energii niemal z niczego. Jego działanie potwierdziła grupa niezależnych naukowców.
Urządzenie do zimnej fuzji sprawdzone i czeka na produkcję
Powstało urządzenie, które dzięki zimnej fuzji dostarcza najtańszą energię na świecie. Generuje olbrzymie ilości energii niemal z niczego. Jego działanie potwierdziła grupa naukowców.
Dwa lata temu pisaliśmy o sprawie. W nauce jest niewiele tematów bardziej kontrowersyjnych niż zimna fuzja. Nie ma teorii, która by ją wyjaśniła, ale Włosi opracowali urządzenie, które niezawodnie ją przeprowadza. Zimna fuzja to, najkrócej rzecz ujmując, hipotetyczna reakcja zachodząca w temperaturze zbliżonej do pokojowej, podczas której dwa małe jądra atomowe łączą się, tworząc cięższe jądro. Podczas takiej fuzji wydziela się, oczywiście, olbrzymia ilość energii.
Dlaczego zimna fuzja to kamień filozoficzny? „Normalne” reakcje termojądrowe wymagają bardzo wysokich energii, albo ogromnych temperatur. Jądra atomów są naładowane dodatnio i, aby się połączyły, muszą pokonać tak zwaną barierę Coulomba. W normalnych pokojowych temperaturach teoretycznie reakcje syntezy jąder wodoru nie zachodzą. Tyle przynajmniej mówi obowiązująca w świecie naukowym teoria.
Tym niemniej: zimna fuzja zachodzi. Obecnie coraz więcej ośrodków naukowych, w tym amerykańskie wojskowe laboratoria, ale także japońskie, włoskie, izraelskie i chińskie, donoszą o eksperymentach z zimną fuzją. Kłopot polega na tym, że nikt nie potrafi wytłumaczyć mechanizmu reakcji zimnej fuzji, a powtarzane eksperymenty raz się udają, a raz nie. Nikt nie wie, dlaczego.
I właśnie Włosi pokonali barierę powtarzalności. Andrea Rossi i Sergio Focardi z Uniwersytetu w Bolonii w 2011 roku ogłosili, że opracowali urządzenie, w którym możliwe jest przeprowadzenie zimnej fuzji.
Reaktor Rossiego i Focardiego ma zużywać 1000 W energii, które po kilku minutach funkcjonowania spada do 400 W. Podczas każdej minuty jego działania 292 gramy wody o temperaturze 20 stopni C zmieniają się w parę o temperaturze 101 stopni. Zwykle podniesienie temperatury wody o 80 stopni potrzebuje 12 400 W, a zatem to poważny zysk energetyczny. Uzyskaną energię cieplną można przetworzyć na elektryczną. Włosi obliczyli, że koszt tak uzyskanej elektryczności to mnie niż 1 cent za 1 kW. To dużo mniej niż w przypadku węgla czy gazu!
Andrea Rossi dwa lata nie pozwalał testować maszyny, zwanej Energy Catalyzer (E-Cat), bez swojego udziału. Teraz wreszcie się zgodził. Testy wypadły pomyślnie, chociaż naukowcy, którzy badali urządzenie, nie mieli większego pojęcia, jaka reakcja zachodzi w środku. Mimo to wsparli urządzenie swoim autorytetem, wydając opinię: to działa.
E-Cat dostarcza 10 000 razy więcej energii niż tradycyjne paliwo o tej samej objętości. Jak wyjaśnia Rossi, przetwarza wodór w nikiel, a potem nikiel w miedź, wytwarzając przy tym ogromną temperaturę. Badacz nie podaje jednak zbyt wielu szczegółów.
Podobny proces (wodór-nikiel-miedź) można przeprowadzić podczas zwykłe fuzji, bardzo gwałtownego i szybkiego procesu. Zimna fuzja (zwana też skrótowo LENR) tworzy atomy, które poruszają się bardzo powoli i nie powoduje powstawania szkodliwego promieniowania. Właśnie dlatego teoretycznie LENR jest bezpieczny. NASA, które też pracuje nad taką fuzją, chce umieścić reaktory LENR w samochodach czy na pokładach samolotów. Agencja nie uzyskała jednak dotąd takich wyników jak Włosi, a jej reaktory wymagają dostarczenia dużo większej ilości energii niż się uzyskuje. Właśnie w redukcji zapotrzebowania na energię tkwi sekret Rossiego.
Artykuł naukowy na temat zimnej fuzji nie przeszedł jeszcze procesu recenzji naukowej, ale nastąpi to lada moment. Jeśli się uda i jeżeli Rossi nie jest oszustem (ma na koncie przestępstwa skarbowe, oszustwa podatkowe i nielegalny import złota), nasz świat zmieni się bardzo szybko.
(ew/PhysOrg.com/polskieradio.pl/extremetech.com)

Dwa lata temu pisaliśmy o sprawie. W nauce jest niewiele tematów bardziej kontrowersyjnych niż zimna fuzja. Nie ma teorii, która by ją wyjaśniła, ale Włosi opracowali urządzenie, które niezawodnie ją przeprowadza.

Zimna fuzja to, najkrócej rzecz ujmując, hipotetyczna reakcja zachodząca w temperaturze zbliżonej do pokojowej, podczas której dwa małe jądra atomowe łączą się, tworząc cięższe jądro. Podczas takiej fuzji wydziela się, oczywiście, olbrzymia ilość energii.

Dlaczego zimna fuzja to kamień filozoficzny? „Normalne” reakcje termojądrowe wymagają bardzo wysokich energii (np. ogromnych temperatur lub zderzania cząstek). Jądra atomów są naładowane dodatnio i, aby się połączyły, muszą pokonać tak zwaną barierę Coulomba. W normalnych pokojowych temperaturach teoretycznie reakcje syntezy jąder wodoru nie zachodzą. Tyle przynajmniej mówi obowiązująca w świecie naukowym teoria.

Tym niemniej: zimna fuzja zachodzi. Obecnie coraz więcej ośrodków naukowych, w tym NASA, donoszą o swoich eksperymentach z zimną fuzją. Kłopot polega na tym, że nikt nie potrafi wytłumaczyć mechanizmu reakcji zimnej fuzji, a powtarzane eksperymenty raz się udają, a raz nie.

Włosi pokonali barierę powtarzalności. Andrea Rossi i Sergio Focardi z Uniwersytetu w Bolonii w 2011 roku ogłosili, że opracowali urządzenie, w którym możliwe jest przeprowadzenie zimnej fuzji. Reaktor Rossiego i Focardiego ma zużywać 1000 W energii, które po kilku minutach funkcjonowania spada do 400 W. Podczas każdej minuty jego działania 292 gramy wody o temperaturze 20 stopni C zmieniają się w parę o temperaturze 101 stopni. Zwykle podniesienie temperatury wody o 80 stopni potrzebuje 12 400 W, a zatem to poważny zysk energetyczny. Uzyskaną energię cieplną można przetworzyć na elektryczną. Włosi obliczyli, że koszt tak uzyskanej elektryczności to mnie niż 1 cent za 1 kW. To dużo mniej niż w przypadku węgla czy gazu!

Andrea Rossi dwa lata nie pozwalał nikomu testować maszyny, zwanej Energy Catalyzer (E-Cat), bez swojego udziału. Teraz wreszcie się zgodził. Testy wypadły pomyślnie, chociaż naukowcy, którzy badali urządzenie, nie mieli większego pojęcia, jaka reakcja zachodzi w środku. Mimo to wsparli urządzenie swoim autorytetem, wydając opinię: to działa.

E-Cat dostarcza 10 000 razy więcej energii niż tradycyjne paliwo o tej samej objętości. Jak wyjaśnia Rossi, przetwarza wodór w nikiel, a potem nikiel w miedź, wytwarzając przy tym temperaturę. Badacz nie podaje jednak zbyt wielu szczegółów.

Podobny proces (wodór-nikiel-miedź) można przeprowadzić podczas zwykłe fuzji, bardzo gwałtownego i szybkiego procesu. Zimna fuzja (zwana też skrótowo LENR) tworzy atomy, które poruszają się bardzo powoli i nie powoduje powstawania szkodliwego promieniowania. Właśnie dlatego teoretycznie LENR jest bezpieczny. DO tego stopnia, że NASA, które też pracuje nad taką fuzją, chce umieścić reaktory LENR w samochodach czy na pokładach samolotów.

Agencja nie uzyskała jednak dotąd takich wyników jak Włosi, a jej reaktory wymagają dostarczenia dużo większej ilości energii niż się uzyskuje. Właśnie w redukcji zapotrzebowania na energię tkwi sekret Rossiego.

Artykuł naukowy na temat zimnej fuzji nie przeszedł jeszcze procesu recenzji naukowej, ale nastąpi to lada moment. Jeśli się uda i jeżeli Rossi nie jest oszustem (ma na koncie przestępstwa skarbowe, oszustwa podatkowe i nielegalny import złota), nasz świat zmieni się bardzo szybko.

Co dzieje się w Twoim ciele przez 60 minut po wypiciu coli? – Co dzieje się w Twoim ciele przez 60 minut po wypiciu coli? 

Słońce, upał, pragnienie... Bierzesz do ręki zimną aluminiową puszkę, pokrytą kropelkami wody. Podnosisz zawleczkę... Pssst!... co za ulga.
Gazowany napój spływa do gardła. Gaz uderza Ci do nosa i oczy zaczynają łzawić, ale to takie dobre! I kolejny łyk...

10 minut później

Jeżeli wypiłeś już całą puszkę coli, to właśnie dostarczyłeś do organizmu równowartość 7 dużych (5g) kostek cukru!
W normalnych warunkach powinno to wywołać u Ciebie odruch wymiotny, ale zawarty w coli kwas fosforowy zakwasza ją i stąd wrażenie orzeźwienia.

Po 20 minutach

Stężenie cukru we krwi gwałtownie wzrasta, wystawiając organizm na pierwszą próbę. Trzustka zaczyna produkować ogromne ilości insuliny. Tylko w ten sposób Twoje ciało będzie mogło przetworzyć nadwyżkę cukru w tłuszcz, który jest łatwiej przyswajany przez organizm.
W wyniku tego procesu tłuszcz zostaje zmagazynowany w postaci kuleczek. Co prawda są one mało estetyczne, ale za to przez pewien czas nieszkodliwe – natomiast nadmiar glukozy we krwi jest jak śmiertelna trucizna. Jedynie wątroba jest w stanie magazynować glukozę, ale tylko w ograniczonym stopniu.

Po 40 minutach

Większość kofeiny zawartej w coli zostaje wchłonięta przez organizm. Kofeina powoduje rozszerzenie źrenic oraz podnosi ciśnienie krwi.
W tym samym momencie podnosi się stężenie cukru w wątrobie, co powoduje uwolnienie cukru do krwi.

Po trzech kwadransach

Organizm zaczyna produkować zwiększoną ilość dopaminy. Dopamina to hormon stymulujący „ośrodek przyjemności” w mózgu. Taka sama reakcja występuje po zażyciu heroiny.
To nie jedyna wspólna cecha łącząca narkotyki i cukier. Od cukru również można się uzależnić. I to do tego stopnia, że w jednym z badań wykazano, że cukier uzależnia silniej od kokainy. Nic więc dziwnego, że osoba uzależniona od coli zachowuje się przed jej wypiciem jak narkoman na głodzie.

Po 60 minutach

Stężenie cukru we krwi znacznie się obniża (stan ten nazywamy hipoglikemią), a wraz z nim obniża się również poziom energii oraz koncentracji.

Aby tego wszystkiego uniknąć, najlepiej pić wodę.

„Nie jestem rośliną doniczkową!”

Tak, wiem, ciężko jest się przestawić na picie wody, kiedy od niepamiętnych czasów przyzwyczajony jesteś do picia słodzonych napojów gazowanych, kawy i herbaty, albo też wina czy piwa.
Wydaje Ci się wtedy, że woda po prostu nie ma smaku. „Nie jestem rośliną doniczkową!”, „...w wodzie to się nogi moczy” – żartujesz, sięgając przy stole po butelkę czerwonego wina.
Tak naprawdę jednak problem wcale nie leży w smaku. Kto nie ma ochoty na wodę, pewnie wcale nie jest spragniony. A jeśli nie odczuwasz pragnienia, to znaczy, że brakuje Ci ruchu.
Po tym, jak porządnie się spocisz podczas pracy czy uprawiania sportu, wypicie kilku szklanek wody to nie tylko konieczność – to prawdziwa przyjemność.
Kiedy byłem mały, mama zapisała mnie i starszego brata na zajęcia judo. Zostaliśmy wtłoczeni do sali o powierzchni trzydziestu metrów kwadratowych, oświetlonej neonówkami, pokrytej tatami (tradycyjną matą japońską) i ze świetlikami zamiast okien. Po intensywnej rozgrzewce, podczas której musieliśmy skakać, biegać, robić pompki i brzuszki, trener kazał nam walczyć na stojąco i na matach, a na koniec (i to była najlepsza zabawa) walczyliśmy „na konikach”, czyli, usadowieni na ramionach kolegów, próbowaliśmy zrzucać innych „rycerzy”.
Pod koniec zajęć, czerwoni, zziajani, spoceni, rzucaliśmy się do szatni, gdzie, w pobliżu toalet, znajdowały się umywalki z ciepłą wodą – może i była ciepła, ale jaka smaczna! Nawet zapach rozchodzący się z toalet nie przeszkadzał nam w napełnianiu żołądków tą pyszną wodą. Najbardziej niecierpliwi pili ją prosto z kranów, a inni nabierali ją w dłonie i wypijali, starając się nie rozlewać cennego płynu. Wolę nie myśleć, ile przy okazji wymieniliśmy bakterii.
A mimo to nie pamiętam, żeby woda smakowała mi kiedykolwiek lepiej niż tam, w szatni naszego klubu.
Dlaczego warto przestać pić colę?
Zastanów się. Po wysiłku możesz mieć ochotę na colę lub schłodzone piwo, ale okazuje się, że napicie się wody daje więcej przyjemności. Woda jest najsmaczniejsza wtedy, kiedy naprawdę chce nam się pić; podobnie dzieje się, kiedy jesteśmy bardzo głodni. Po powrocie z wyprawy w góry nic nie smakuje tak dobrze jak zwykła kiełbasa i nic tak nie pomaga w powrocie do codziennych zajęć.
To jednak nie tylko przyjemność. Picie wody pomaga zmniejszyć spożycie szkodliwych substancji, takich jak:

    kwas fosforowy, który zaburza metabolizm wapnia i powoduje osteoporozę oraz rozmiękanie kości i zębów,
    cukier, który przyczynia się do zachorowania na cukrzycę, choroby układu krążenia, artretyzm i choroby nowotworowe oraz do powstawania przewlekłych stanów zapalnych,
    aspartam, który powoduje aż 92 skutki uboczne, w tym guzy mózgu, epilepsję, nadwrażliwość emocjonalną i cukrzycę,
    kofeina, która powoduje drgawki, bezsenność, bóle głowy, nadciśnienie, demineralizację kości i utratę witamin.

Ponadto kwaśny odczyn coli jest zabójczy dla zębów. Czy zauważyłeś, jak po wypiciu coli zgrzytają Ci zęby? Cola ma więcej kwasu niż sok z cytryny, można jej więc używać do odrdzewiania metalu (spróbuj zostawić zardzewiałą monetę w coli na pół godziny i zobacz, co się stanie). Jeżeli często pijesz colę, szkliwo Twoich zębów może stać się porowate, zżółknąć lub zszarzeć.
O wpływie coli na otyłość można mówić bez końca: u dzieci pijących colę ryzyko otyłości wzrasta o 60%. Oczywiście możesz dawać dzieciom słodkie napoje gazowane, jeśli tylko chcesz:

    zwiększyć ryzyko ich zachorowania na cukrzycę,
    zwiększyć ryzyko ich zachorowania na nowotwory,
    uzależnić je od cukru.

Oto najlepszy sposób na oszczędzanie w trudnych czasach: nie pozwól, aby w Twoim domu zagościły słodkie napoje! Zacznij na nowo pić wodę: rozpoczynaj dzień szklanką wody wypijaną przed śniadaniem. Sprawisz tym radość swoim nerkom, które ciężko pracują cały dzień, aby oczyszczać twoją krew. Będą one zdrowsze, czystsze, a Ty poczujesz się znacznie lepiej.
Na zdrowie!
Jean-Marc Dupuis

Co dzieje się w Twoim ciele przez 60 minut po wypiciu coli?

Co dzieje się w Twoim ciele przez 60 minut po wypiciu coli?

Słońce, upał, pragnienie... Bierzesz do ręki zimną aluminiową puszkę, pokrytą kropelkami wody. Podnosisz zawleczkę... Pssst!... co za ulga.
Gazowany napój spływa do gardła. Gaz uderza Ci do nosa i oczy zaczynają łzawić, ale to takie dobre! I kolejny łyk...

10 minut później

Jeżeli wypiłeś już całą puszkę coli, to właśnie dostarczyłeś do organizmu równowartość 7 dużych (5g) kostek cukru!
W normalnych warunkach powinno to wywołać u Ciebie odruch wymiotny, ale zawarty w coli kwas fosforowy zakwasza ją i stąd wrażenie orzeźwienia.

Po 20 minutach

Stężenie cukru we krwi gwałtownie wzrasta, wystawiając organizm na pierwszą próbę. Trzustka zaczyna produkować ogromne ilości insuliny. Tylko w ten sposób Twoje ciało będzie mogło przetworzyć nadwyżkę cukru w tłuszcz, który jest łatwiej przyswajany przez organizm.
W wyniku tego procesu tłuszcz zostaje zmagazynowany w postaci kuleczek. Co prawda są one mało estetyczne, ale za to przez pewien czas nieszkodliwe – natomiast nadmiar glukozy we krwi jest jak śmiertelna trucizna. Jedynie wątroba jest w stanie magazynować glukozę, ale tylko w ograniczonym stopniu.

Po 40 minutach

Większość kofeiny zawartej w coli zostaje wchłonięta przez organizm. Kofeina powoduje rozszerzenie źrenic oraz podnosi ciśnienie krwi.
W tym samym momencie podnosi się stężenie cukru w wątrobie, co powoduje uwolnienie cukru do krwi.

Po trzech kwadransach

Organizm zaczyna produkować zwiększoną ilość dopaminy. Dopamina to hormon stymulujący „ośrodek przyjemności” w mózgu. Taka sama reakcja występuje po zażyciu heroiny.
To nie jedyna wspólna cecha łącząca narkotyki i cukier. Od cukru również można się uzależnić. I to do tego stopnia, że w jednym z badań wykazano, że cukier uzależnia silniej od kokainy. Nic więc dziwnego, że osoba uzależniona od coli zachowuje się przed jej wypiciem jak narkoman na głodzie.

Po 60 minutach

Stężenie cukru we krwi znacznie się obniża (stan ten nazywamy hipoglikemią), a wraz z nim obniża się również poziom energii oraz koncentracji.

Aby tego wszystkiego uniknąć, najlepiej pić wodę.

„Nie jestem rośliną doniczkową!”

Tak, wiem, ciężko jest się przestawić na picie wody, kiedy od niepamiętnych czasów przyzwyczajony jesteś do picia słodzonych napojów gazowanych, kawy i herbaty, albo też wina czy piwa.
Wydaje Ci się wtedy, że woda po prostu nie ma smaku. „Nie jestem rośliną doniczkową!”, „...w wodzie to się nogi moczy” – żartujesz, sięgając przy stole po butelkę czerwonego wina.
Tak naprawdę jednak problem wcale nie leży w smaku. Kto nie ma ochoty na wodę, pewnie wcale nie jest spragniony. A jeśli nie odczuwasz pragnienia, to znaczy, że brakuje Ci ruchu.
Po tym, jak porządnie się spocisz podczas pracy czy uprawiania sportu, wypicie kilku szklanek wody to nie tylko konieczność – to prawdziwa przyjemność.
Kiedy byłem mały, mama zapisała mnie i starszego brata na zajęcia judo. Zostaliśmy wtłoczeni do sali o powierzchni trzydziestu metrów kwadratowych, oświetlonej neonówkami, pokrytej tatami (tradycyjną matą japońską) i ze świetlikami zamiast okien. Po intensywnej rozgrzewce, podczas której musieliśmy skakać, biegać, robić pompki i brzuszki, trener kazał nam walczyć na stojąco i na matach, a na koniec (i to była najlepsza zabawa) walczyliśmy „na konikach”, czyli, usadowieni na ramionach kolegów, próbowaliśmy zrzucać innych „rycerzy”.
Pod koniec zajęć, czerwoni, zziajani, spoceni, rzucaliśmy się do szatni, gdzie, w pobliżu toalet, znajdowały się umywalki z ciepłą wodą – może i była ciepła, ale jaka smaczna! Nawet zapach rozchodzący się z toalet nie przeszkadzał nam w napełnianiu żołądków tą pyszną wodą. Najbardziej niecierpliwi pili ją prosto z kranów, a inni nabierali ją w dłonie i wypijali, starając się nie rozlewać cennego płynu. Wolę nie myśleć, ile przy okazji wymieniliśmy bakterii.
A mimo to nie pamiętam, żeby woda smakowała mi kiedykolwiek lepiej niż tam, w szatni naszego klubu.
Dlaczego warto przestać pić colę?
Zastanów się. Po wysiłku możesz mieć ochotę na colę lub schłodzone piwo, ale okazuje się, że napicie się wody daje więcej przyjemności. Woda jest najsmaczniejsza wtedy, kiedy naprawdę chce nam się pić; podobnie dzieje się, kiedy jesteśmy bardzo głodni. Po powrocie z wyprawy w góry nic nie smakuje tak dobrze jak zwykła kiełbasa i nic tak nie pomaga w powrocie do codziennych zajęć.
To jednak nie tylko przyjemność. Picie wody pomaga zmniejszyć spożycie szkodliwych substancji, takich jak:

kwas fosforowy, który zaburza metabolizm wapnia i powoduje osteoporozę oraz rozmiękanie kości i zębów,
cukier, który przyczynia się do zachorowania na cukrzycę, choroby układu krążenia, artretyzm i choroby nowotworowe oraz do powstawania przewlekłych stanów zapalnych,
aspartam, który powoduje aż 92 skutki uboczne, w tym guzy mózgu, epilepsję, nadwrażliwość emocjonalną i cukrzycę,
kofeina, która powoduje drgawki, bezsenność, bóle głowy, nadciśnienie, demineralizację kości i utratę witamin.

Ponadto kwaśny odczyn coli jest zabójczy dla zębów. Czy zauważyłeś, jak po wypiciu coli zgrzytają Ci zęby? Cola ma więcej kwasu niż sok z cytryny, można jej więc używać do odrdzewiania metalu (spróbuj zostawić zardzewiałą monetę w coli na pół godziny i zobacz, co się stanie). Jeżeli często pijesz colę, szkliwo Twoich zębów może stać się porowate, zżółknąć lub zszarzeć.
O wpływie coli na otyłość można mówić bez końca: u dzieci pijących colę ryzyko otyłości wzrasta o 60%. Oczywiście możesz dawać dzieciom słodkie napoje gazowane, jeśli tylko chcesz:

zwiększyć ryzyko ich zachorowania na cukrzycę,
zwiększyć ryzyko ich zachorowania na nowotwory,
uzależnić je od cukru.

Oto najlepszy sposób na oszczędzanie w trudnych czasach: nie pozwól, aby w Twoim domu zagościły słodkie napoje! Zacznij na nowo pić wodę: rozpoczynaj dzień szklanką wody wypijaną przed śniadaniem. Sprawisz tym radość swoim nerkom, które ciężko pracują cały dzień, aby oczyszczać twoją krew. Będą one zdrowsze, czystsze, a Ty poczujesz się znacznie lepiej.
Na zdrowie!
Jean-Marc Dupuis

Źródło:

pocztazdrowia.pl

Jak w USA z trawką walczono

Legalizacja marihuany to temat szczególnie kontrowersyjny. Trawkę pali prawdopodobnie taka ilość ludzi, że aresztowanie ich wszystkich zajęłoby lata, a i trzeba by wydać ogromne pieniądze na budowanie nowych więzień. Przyjrzyjmy się, jak wyglądała walka z tym „narkotykiem” w USA.

Czytaj dalej →