Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

Szukaj


 

Znalazłem 137 takich materiałów
Konopie - zdrowe odżywianie – Konopie były od dawna uprawiane nie tylko na włókno, ale także jako rośliny dające nasiona, które są bogate w składniki odżywcze. Dzisiaj, nasiona konopi są cenione za ich wyjątkową zawartość nienasyconych kwasów tłuszczowych. Nasiona konopi nie zawierają substancji prowadzących do zmienionego stanu świadomości. Te substancje posiadają tylko rośliny żeńskie, natomiast nasiona konopi składa się wyłącznie z substancji odżywczych.

 

Kuchnia naszych przodków.

W przeszłości produkty z konopi uznawane były za artykuły zwykłych ludzi. Z dojrzałych nasion palonych lub zmielonych przygotowywano gęstą owsiankę. W późniejszym czasie zaczęto z nasion przygotowywać olej konopny. Przygotowano też tradycyjne potrawy takie jak tradycyjna żydowska przekąska z prażonymi nasionami "Tzaddi" lub zupa " Siemieniatka", która jest tradycyjnie warzona w Polsce, na Litwie i Łotwie. Owsianka z nasion była codziennym daniem ludności wiejskiej w Republice Czeskiej tak jak w niektórych rejonach Rosji wciąż wytwarza się i spożywa olej z nasion. Co ciekawe mnisi w Europie w pewne dni zjadali trzy posiłki z nasion konopi. Według jednej z opowieści, podczas medytacji pod drzewem oświecenia, Budda jadł jedno nasiono konopi dziennie.
Dawniej niedoceniane nasiona, które były uznawane za słabe jedzenie, odzyskały swoją renomę dzięki kompozycji z oleju konopnego, który ma unikalny, korzystny wpływ na proces odnowy komórek i systemu immunologicznego. Mieszkańcy wsi, którzy codzienne dodawali nasiona konopi do żywności mieli większą odporność na choroby. Nawet w XIX wieku, nasiona konopi pomogły mieszkańcom Australii przetrwać dwa okresy głodu.

Budowa nasion
Owocem konopi są nasiona wielkości około 0.5 centymetra składające się z włóknistej łuski i oleistego miąższu. Jest on znany z unikalnej kompozycji, którą są w pełni nienasycone kwasy tłuszczowe. Stosunek kwasów omega-3 alfa-linolenowego i omega-6 kwasu linolowego jest bardzo bliska ludzkiemu ciału (1: 3), co zapewnia prawidłowe działanie metabolizmu. Olej konopny posiada rzadki omega-6 gamma kwas linolowy, który jest odpowiedzialny za dobry stan skóry. Dodatkiem do kwasów znajdujących się w nasionach są specyficzne białka takie jak: edestyny​​, albuminy, a także inne. Nasiona konopi zawierają również węglowodany, głównie w postaci celulozy, szeroką gamę witamin (A, B1, B2, B6, C i E), minerały, wodę, popiół, chlorofil, lecytynę, fitynę i kwas kanabidiolowy - posiadający silnie bakteriobójcze działanie.

Slow food

Najogólniej rzecz ujmując, konopie są najbardziej zdrową, świeżą żywnością, która może zostać poddana łagodniej obróbce cieplnej dwukrotnie. Natomiast wyciśnięty olej musi być chroniony nie tylko od wysokiej temperatury, ale również od powietrza i światła. Unikniemy w ten sposób oksydacji kwasów i jełczenia, które powoduje tworzenie się tłuszczów szkodliwych dla zdrowia.


Jak najlepiej łączyć konopie z pożywieniem?

Całe nasiona konopi mogą być doskonałym elementem zdrowego śniadania. Nasionami możemy posypywać kanapki oraz różnego rodzaju potrawy.  Możemy je także kiełkować, stają się wtedy one bardziej miękkie i smaczniejsze. Nasiona mogą być dodawane do już ugotowanego makaronu, ryżu lub sosów. Sprawdzonym przepisem jest dodawanie zmielonych nasion do mięsa.

Jeżeli chodzi o obrane nasiona to ich smak jest nieporównywalny z jakąkolwiek przekąską. Mogą być dodawane do prawie wszystkich potraw, nadają się do samodzielnego spożywania jak orzechy, a w mieszaninie z wodą tworzą pyszne mleko. Jeżeli dodamy do takiego mleka owoce będzie bardziej orzeźwiające.

Olej konopny dobrze łączy się z chlebem, sałatkami i sosami. Trzeba jednak pamiętać, że olej psuje się szybko, więc najlepiej jest przechowywać go w zimnie i zużyć w ciągu sześciu miesięcy od dnia otwarcia butelki.

Mąkę z konopi, dodaje się do wypieki lub sosów.

Zdrową alternatywą dla spożywania niezdrowych przekąsek może być jedzenie prażonych nasion konopi z solą bądź przyprawami. Jednakże należy pamiętać, że nasiona podczas smażenia tracą nienasycone kwasy tłuszczowe i inne cenne składniki.

Do niedawna, nasiona na Zachodzie uznawano za, w najlepszym razie, dobre jedzenie dla ptaków czy zanętę wędkarską. Obecnie produkty konopi to najszybciej rozwijający się rynek żywności na świecie. Rosnące zainteresowanie produktami z konopi spowodowane zostało przez liczne badania, które udowodniły optymalny skład nasion konopi i oleju w żywieniu człowieka.
Zapomnijmy na chwilę, że nasiona oraz olej posiadają bardzo przyjemny orzechowy smak i skupmy się na ich wpływ na organizm człowieka. Osoby niemające styczności z konopiami będą wskazywać na to, że nasiona czy olej mogą zawierać narkotyczne substancje, a co za tym idzie korzystanie z tych produktów niesie ze sobą ryzyko – jest to błąd!. Nasiona nie zawierają substancji psychoaktywnych oraz wręcz przeciwnie do wyżej wymienionej opinii, są one odpowiednie dla kobiet w ciąży, matek karmiących, dzieci, dorosłych, sportowców i osób starszych. Uwzględnienie w diecie tłuszczów roślinnych bogatych w nienasycone kwasy tłuszczowe, to naturalny sposób na wsparcie naszego zdrowia i rozwoju organizmu. Nadaniu elastyczność dla komórek i błon komórkowych, które biorą udział w tworzeniu komórek nerwowych w ośrodkowym układzie nerwowym.

W obecnych czasach standardowa dieta powoduje nadmiar tkanki tłuszczowej, co zwiększa ryzyko wystąpienia chorób sercowo-naczyniowych, rąk i autoimmunologicznych. Wymiana produktów z bogatych w nasycone kwasy tłuszczowe (najczęściej mięso i produkty mleczne) na produkty zawierające nienasycone kwasy tłuszczowe (np., tłoczone na zimno oleje roślinne) mogą przyczynić się do zapobiegania lub leczenia tychże chorób. Pozytywny wpływ nienasyconych kwasów tłuszczowych oraz białka dla organizmu i systemu immunologicznego jest niezaprzeczalny. Już teraz pomagają one ludziom cierpiącym z powodu choroby Parkinsona, kamieni nerkowych, chorób skóry, zaburzeń miesiączkowania, zapalenia stawów oraz chorób sercowo-naczyniowych i stresu.

Konopie - zdrowe odżywianie

Konopie były od dawna uprawiane nie tylko na włókno, ale także jako rośliny dające nasiona, które są bogate w składniki odżywcze. Dzisiaj, nasiona konopi są cenione za ich wyjątkową zawartość nienasyconych kwasów tłuszczowych. Nasiona konopi nie zawierają substancji prowadzących do zmienionego stanu świadomości. Te substancje posiadają tylko rośliny żeńskie, natomiast nasiona konopi składa się wyłącznie z substancji odżywczych.



Kuchnia naszych przodków.

W przeszłości produkty z konopi uznawane były za artykuły zwykłych ludzi. Z dojrzałych nasion palonych lub zmielonych przygotowywano gęstą owsiankę. W późniejszym czasie zaczęto z nasion przygotowywać olej konopny. Przygotowano też tradycyjne potrawy takie jak tradycyjna żydowska przekąska z prażonymi nasionami "Tzaddi" lub zupa " Siemieniatka", która jest tradycyjnie warzona w Polsce, na Litwie i Łotwie. Owsianka z nasion była codziennym daniem ludności wiejskiej w Republice Czeskiej tak jak w niektórych rejonach Rosji wciąż wytwarza się i spożywa olej z nasion. Co ciekawe mnisi w Europie w pewne dni zjadali trzy posiłki z nasion konopi. Według jednej z opowieści, podczas medytacji pod drzewem oświecenia, Budda jadł jedno nasiono konopi dziennie.
Dawniej niedoceniane nasiona, które były uznawane za słabe jedzenie, odzyskały swoją renomę dzięki kompozycji z oleju konopnego, który ma unikalny, korzystny wpływ na proces odnowy komórek i systemu immunologicznego. Mieszkańcy wsi, którzy codzienne dodawali nasiona konopi do żywności mieli większą odporność na choroby. Nawet w XIX wieku, nasiona konopi pomogły mieszkańcom Australii przetrwać dwa okresy głodu.

Budowa nasion
Owocem konopi są nasiona wielkości około 0.5 centymetra składające się z włóknistej łuski i oleistego miąższu. Jest on znany z unikalnej kompozycji, którą są w pełni nienasycone kwasy tłuszczowe. Stosunek kwasów omega-3 alfa-linolenowego i omega-6 kwasu linolowego jest bardzo bliska ludzkiemu ciału (1: 3), co zapewnia prawidłowe działanie metabolizmu. Olej konopny posiada rzadki omega-6 gamma kwas linolowy, który jest odpowiedzialny za dobry stan skóry. Dodatkiem do kwasów znajdujących się w nasionach są specyficzne białka takie jak: edestyny​​, albuminy, a także inne. Nasiona konopi zawierają również węglowodany, głównie w postaci celulozy, szeroką gamę witamin (A, B1, B2, B6, C i E), minerały, wodę, popiół, chlorofil, lecytynę, fitynę i kwas kanabidiolowy - posiadający silnie bakteriobójcze działanie.

Slow food

Najogólniej rzecz ujmując, konopie są najbardziej zdrową, świeżą żywnością, która może zostać poddana łagodniej obróbce cieplnej dwukrotnie. Natomiast wyciśnięty olej musi być chroniony nie tylko od wysokiej temperatury, ale również od powietrza i światła. Unikniemy w ten sposób oksydacji kwasów i jełczenia, które powoduje tworzenie się tłuszczów szkodliwych dla zdrowia.


Jak najlepiej łączyć konopie z pożywieniem?

Całe nasiona konopi mogą być doskonałym elementem zdrowego śniadania. Nasionami możemy posypywać kanapki oraz różnego rodzaju potrawy. Możemy je także kiełkować, stają się wtedy one bardziej miękkie i smaczniejsze. Nasiona mogą być dodawane do już ugotowanego makaronu, ryżu lub sosów. Sprawdzonym przepisem jest dodawanie zmielonych nasion do mięsa.

Jeżeli chodzi o obrane nasiona to ich smak jest nieporównywalny z jakąkolwiek przekąską. Mogą być dodawane do prawie wszystkich potraw, nadają się do samodzielnego spożywania jak orzechy, a w mieszaninie z wodą tworzą pyszne mleko. Jeżeli dodamy do takiego mleka owoce będzie bardziej orzeźwiające.

Olej konopny dobrze łączy się z chlebem, sałatkami i sosami. Trzeba jednak pamiętać, że olej psuje się szybko, więc najlepiej jest przechowywać go w zimnie i zużyć w ciągu sześciu miesięcy od dnia otwarcia butelki.

Mąkę z konopi, dodaje się do wypieki lub sosów.

Zdrową alternatywą dla spożywania niezdrowych przekąsek może być jedzenie prażonych nasion konopi z solą bądź przyprawami. Jednakże należy pamiętać, że nasiona podczas smażenia tracą nienasycone kwasy tłuszczowe i inne cenne składniki.

Do niedawna, nasiona na Zachodzie uznawano za, w najlepszym razie, dobre jedzenie dla ptaków czy zanętę wędkarską. Obecnie produkty konopi to najszybciej rozwijający się rynek żywności na świecie. Rosnące zainteresowanie produktami z konopi spowodowane zostało przez liczne badania, które udowodniły optymalny skład nasion konopi i oleju w żywieniu człowieka.
Zapomnijmy na chwilę, że nasiona oraz olej posiadają bardzo przyjemny orzechowy smak i skupmy się na ich wpływ na organizm człowieka. Osoby niemające styczności z konopiami będą wskazywać na to, że nasiona czy olej mogą zawierać narkotyczne substancje, a co za tym idzie korzystanie z tych produktów niesie ze sobą ryzyko – jest to błąd!. Nasiona nie zawierają substancji psychoaktywnych oraz wręcz przeciwnie do wyżej wymienionej opinii, są one odpowiednie dla kobiet w ciąży, matek karmiących, dzieci, dorosłych, sportowców i osób starszych. Uwzględnienie w diecie tłuszczów roślinnych bogatych w nienasycone kwasy tłuszczowe, to naturalny sposób na wsparcie naszego zdrowia i rozwoju organizmu. Nadaniu elastyczność dla komórek i błon komórkowych, które biorą udział w tworzeniu komórek nerwowych w ośrodkowym układzie nerwowym.

W obecnych czasach standardowa dieta powoduje nadmiar tkanki tłuszczowej, co zwiększa ryzyko wystąpienia chorób sercowo-naczyniowych, rąk i autoimmunologicznych. Wymiana produktów z bogatych w nasycone kwasy tłuszczowe (najczęściej mięso i produkty mleczne) na produkty zawierające nienasycone kwasy tłuszczowe (np., tłoczone na zimno oleje roślinne) mogą przyczynić się do zapobiegania lub leczenia tychże chorób. Pozytywny wpływ nienasyconych kwasów tłuszczowych oraz białka dla organizmu i systemu immunologicznego jest niezaprzeczalny. Już teraz pomagają one ludziom cierpiącym z powodu choroby Parkinsona, kamieni nerkowych, chorób skóry, zaburzeń miesiączkowania, zapalenia stawów oraz chorób sercowo-naczyniowych i stresu.

Medyczna marihuana to nie tylko THC

Pewna grupa lekarzy (czyt. lobby farmaceutyczne) wskazuje na syntetyczne THC jako rozwiązanie kwestii medycznego stosowania marihuany. Ideologiczni zacietrzewieńcy przyklaskują im i z klapkami na oczach nie widzą przewagi naturalnego suszu nad sztuczną imitacją.

Czytaj dalej →


BIEGIEM PO ZDROWIE – Arystoteles mawiał, że nic tak nie niszczy organizmu, jak długotrwała, fizyczna bezczynność, która jest pozornie przyjemna, ponieważ nie wymaga od nas żadnego wysiłku. Bezczynność wzmaga lenistwo. Lenistwo powoduje spadek odporności i choroby, które z kolei prowadzą do bezczynności. Koło się zamyka, a my z każdym dniem stajemy się coraz mniej sprawni, co przybliża nas do ułomnej i nieuchronnej starości. Jak temu zaradzić i spowolnić proces starzenia?

Odpowiedź na to pytanie jest bardzo prosta. Wystarczy po prostu się ruszać. Chodzić, biegać, skakać, uprawiać jak najwięcej sportów i jak najczęściej zażywać ruchu.

Wpływ wysiłku na naszą kondycję
Każdy człowiek, wewnątrz swojego organizmu, posiada układ energetyczny. Jego główna arteria przebieg wzdłuż linii kręgosłupa. Rozprowadza ona energię pobieraną z natury, po całym naszym organizmie. Warunkiem i bodźcem umożliwiającym nam korzystanie z tej energii jest ruch. Potrzebujemy go niezależnie od wieku, płci, czy uwarunkowań fizycznych. Każdy zdrowy i silny organizm potrzebuje codziennej dawki wysiłku. Inaczej stanie się ociężały, powolny i ospały. Kiedy jesteśmy chorzy lub cierpimy na jakąś uporczywą dolegliwość, lekarze często zalecają regularne spacery dla poprawy ogólnego stanu zdrowia. Nie bez powodu. Organizm zainfekowany chorobą wymaga bowiem o wiele większego wysiłku. Zasada ta jest przestrzegana przez wiele osób cierpiących na choroby serca, schorzenia układu krwionośnego i problemy z ciśnieniem. Codzienny trening pozwolił wielu z nich zapomnieć o swoich dolegliwościach. 

Chodzić każdy może
O ile brak mobilizacji do pójścia na basen lub na bieżnię, można w jakiś sposób wytłumaczyć, o tyle niechęć do chodzenia jest po prostu lenistwem i inaczej tego nazwać nie można. Każdy człowiek, dla utrzymania stabilnej kondycji zdrowotnej, powinien do swojego codziennego harmonogramu zajęć wpisać przynajmniej kilkukilometrowy spacer. Podczas chodzenia pracują wszystkie mięśnie naszego ciała. Nie jest to wysiłek obciążający je w znaczący sposób, ale znacząco może poprawić stan naszego zdrowia. Stymuluje on pracę serca i układu krwionośnego, usprawniając przepływ krwi w organizmie, redukując jednocześnie zagrożenie zawału i chorób serca. Chód nie wymaga specjalnego przygotowania ani rozgrzewki. Nie potrzebujemy profesjonalnego stroju ani sprzętu. Chodzić możemy w dowolnym czasie i miejscu, rezygnując np. z podróży autem na korzyść spaceru, niezależnie od pory roku i pogody.

Bieg po zdrowie 
Codzienny spacer stabilizuje naszą odporność, ale dopiero regularne bieganie czyni nas naprawdę silnymi i zdrowymi. Regenerujemy w ten sposób ścianki układu krwionośnego, obniżamy poziom cholesterolu oraz poprawiamy pracę żołądka oraz jelit. Wzmacniamy kręgosłup, mięśnie i stawy.

O czym należy pamiętać?
Podczas biegania trzeba pamiętać o kilku ważnych aspektach, które warunkują następnie stan naszego zdrowia i samopoczucia. Bardzo ważny jest dobór odpowiedniego obuwia posiadającego zgrubienie pod piętą. Nie powinno się biegać po asfalcie, ponieważ istnieje ryzyko uszkodzenia stawów skokowych, co może doprowadzić do poważnych powikłań. Zdecydowanie lepiej jest biegać po trawie lub ziemi. W przypadku, kiedy po raz pierwszy mobilizujemy się do biegania, warto łączyć je na przemian z chodem. W ten sposób zapobiegniemy przetrenowaniu i lepiej przygotujemy organizm do kolejnego wysiłku. Podczas biegu nie powinniśmy przeciążać organizmu, ani zmuszać go do nadludzkiego wysiłku. Bieg powinien być lekki i swobodny, tak by sprawiał nam radość. Biegać powinniśmy nie wcześniej, niż 2 godziny po ostatnim posiłku. Po treningu warto położyć się na jakiś czas, układając nogi powyżej poziomu serca. Pozwoli to na lepsze przepompowanie krwi do serca i umożliwi jego odpoczynek po wzmożonej pracy, spowodowanej wysiłkiem fizycznym. Biegać należy samemu, ponieważ każdy ma inny organizm i potrzebuje indywidualnego programu treningowego. Nie wolno się przemęczać. Najlepiej jest biegać co drugi dzień. Taki sposób rozłożenia wysiłku, przynosi najlepsze efekty. Przede wszystkim jednak należy zachować umiar we wszystkim co robimy, pamiętając o stopniowym zwiększaniu obciążenia. Zadowalających efektów nie osiągniemy od razu.


    Człowiek powinien zrozumieć, że prowadząc aktywny tryb życia nie tylko chroni swoje zdrowie, ale również może pozbyć się wielu chorób. Co przeszkadza nam zażywać ruchu? Zwykle nasze lenistwo!
    Michał Tombak

BIEGIEM PO ZDROWIE

Arystoteles mawiał, że nic tak nie niszczy organizmu, jak długotrwała, fizyczna bezczynność, która jest pozornie przyjemna, ponieważ nie wymaga od nas żadnego wysiłku. Bezczynność wzmaga lenistwo. Lenistwo powoduje spadek odporności i choroby, które z kolei prowadzą do bezczynności. Koło się zamyka, a my z każdym dniem stajemy się coraz mniej sprawni, co przybliża nas do ułomnej i nieuchronnej starości. Jak temu zaradzić i spowolnić proces starzenia?

Odpowiedź na to pytanie jest bardzo prosta. Wystarczy po prostu się ruszać. Chodzić, biegać, skakać, uprawiać jak najwięcej sportów i jak najczęściej zażywać ruchu.

Wpływ wysiłku na naszą kondycję
Każdy człowiek, wewnątrz swojego organizmu, posiada układ energetyczny. Jego główna arteria przebieg wzdłuż linii kręgosłupa. Rozprowadza ona energię pobieraną z natury, po całym naszym organizmie. Warunkiem i bodźcem umożliwiającym nam korzystanie z tej energii jest ruch. Potrzebujemy go niezależnie od wieku, płci, czy uwarunkowań fizycznych. Każdy zdrowy i silny organizm potrzebuje codziennej dawki wysiłku. Inaczej stanie się ociężały, powolny i ospały. Kiedy jesteśmy chorzy lub cierpimy na jakąś uporczywą dolegliwość, lekarze często zalecają regularne spacery dla poprawy ogólnego stanu zdrowia. Nie bez powodu. Organizm zainfekowany chorobą wymaga bowiem o wiele większego wysiłku. Zasada ta jest przestrzegana przez wiele osób cierpiących na choroby serca, schorzenia układu krwionośnego i problemy z ciśnieniem. Codzienny trening pozwolił wielu z nich zapomnieć o swoich dolegliwościach.

Chodzić każdy może
O ile brak mobilizacji do pójścia na basen lub na bieżnię, można w jakiś sposób wytłumaczyć, o tyle niechęć do chodzenia jest po prostu lenistwem i inaczej tego nazwać nie można. Każdy człowiek, dla utrzymania stabilnej kondycji zdrowotnej, powinien do swojego codziennego harmonogramu zajęć wpisać przynajmniej kilkukilometrowy spacer. Podczas chodzenia pracują wszystkie mięśnie naszego ciała. Nie jest to wysiłek obciążający je w znaczący sposób, ale znacząco może poprawić stan naszego zdrowia. Stymuluje on pracę serca i układu krwionośnego, usprawniając przepływ krwi w organizmie, redukując jednocześnie zagrożenie zawału i chorób serca. Chód nie wymaga specjalnego przygotowania ani rozgrzewki. Nie potrzebujemy profesjonalnego stroju ani sprzętu. Chodzić możemy w dowolnym czasie i miejscu, rezygnując np. z podróży autem na korzyść spaceru, niezależnie od pory roku i pogody.

Bieg po zdrowie
Codzienny spacer stabilizuje naszą odporność, ale dopiero regularne bieganie czyni nas naprawdę silnymi i zdrowymi. Regenerujemy w ten sposób ścianki układu krwionośnego, obniżamy poziom cholesterolu oraz poprawiamy pracę żołądka oraz jelit. Wzmacniamy kręgosłup, mięśnie i stawy.

O czym należy pamiętać?
Podczas biegania trzeba pamiętać o kilku ważnych aspektach, które warunkują następnie stan naszego zdrowia i samopoczucia. Bardzo ważny jest dobór odpowiedniego obuwia posiadającego zgrubienie pod piętą. Nie powinno się biegać po asfalcie, ponieważ istnieje ryzyko uszkodzenia stawów skokowych, co może doprowadzić do poważnych powikłań. Zdecydowanie lepiej jest biegać po trawie lub ziemi. W przypadku, kiedy po raz pierwszy mobilizujemy się do biegania, warto łączyć je na przemian z chodem. W ten sposób zapobiegniemy przetrenowaniu i lepiej przygotujemy organizm do kolejnego wysiłku. Podczas biegu nie powinniśmy przeciążać organizmu, ani zmuszać go do nadludzkiego wysiłku. Bieg powinien być lekki i swobodny, tak by sprawiał nam radość. Biegać powinniśmy nie wcześniej, niż 2 godziny po ostatnim posiłku. Po treningu warto położyć się na jakiś czas, układając nogi powyżej poziomu serca. Pozwoli to na lepsze przepompowanie krwi do serca i umożliwi jego odpoczynek po wzmożonej pracy, spowodowanej wysiłkiem fizycznym. Biegać należy samemu, ponieważ każdy ma inny organizm i potrzebuje indywidualnego programu treningowego. Nie wolno się przemęczać. Najlepiej jest biegać co drugi dzień. Taki sposób rozłożenia wysiłku, przynosi najlepsze efekty. Przede wszystkim jednak należy zachować umiar we wszystkim co robimy, pamiętając o stopniowym zwiększaniu obciążenia. Zadowalających efektów nie osiągniemy od razu.


Człowiek powinien zrozumieć, że prowadząc aktywny tryb życia nie tylko chroni swoje zdrowie, ale również może pozbyć się wielu chorób. Co przeszkadza nam zażywać ruchu? Zwykle nasze lenistwo!
Michał Tombak

Uzależniające jedzenie. – Zmiana stylu życia związana jest niekiedy z rezygnacją z pewnych produktów lub nawet całych grup żywnościowych. Dla niektórych porzucenie jedzenia słodyczy na miesiąc, czy abstynencja od alkoholu na pewien czas nie stanowi najmniejszego problemu. Owszem, ważna jest silna wola, jednak często uzależnienie od konkretnego pokarmu jest tak silne, że przezwycięża wszelkie starania. Jedzenie potrafi wpływać na nas emocjonalnie, a takie oddziaływania wiążą nas z nim jeszcze mocniej. Co takiego, oprócz przyjemności ze smaku i miłości do jedzenia wywołuje tak duży problem z wyrzeczeniem się pewnych produktów i powoduje, że bez względu na starania wielokrotnie przegrywasz? 

Wiele osób twierdzi, że owa niezdolność do wyeliminowania ze swojej codziennej diety szkodliwego jedzenia jest rezultatem emocjonalnego oddziaływania jedzenia na organizm. Kiedy ta teoria została uznana za bardzo prawdopodobną, pojawiły się różne aspekty wyjaśniające poruszane w dzisiejszym artykule „pragnienie jedzenia”.

Sprawa może nie być tak prosta, jak nam się wydaje. A to dlatego, że przyczyną całego zamieszania są… hormony. Egzorfiny, bo o nich dzisiaj mowa, to peptydy opioidowe, komponenty białek, które w dużej części są produktami ubocznymi trawienia różnych produktów pełnoziarnistych oraz mleka. Te opioidy są odpowiedzialne za oddziaływania na komórki żywych organizmów, głównie nas – ludzi. Często wywierają wpływ na nasze naturalne endorfiny, ingerując w endorfinowy system, który odpowiada za nasz nastrój. Fizjologiczne zwiększone wydzielanie endorfin jest stymulowane np. dzięki aktywności fizycznej, co odczuwamy jako potreningowe zadowolenie. Hamujący wpływ na wydzielanie endorfin ma m.in. alkohol, co tłumaczy, dlaczego niektórzy po alkoholizacji wyrzucają z siebie smutki i żale. Egzorfiny pochodzą zawsze ze środowiska zewnętrznego, a w organizmie powodują działanie podobne do dobrze nam znanej morfiny.

Egzorfiny, endorfiny i morfina są roznosicielami informacji w naszym układzie nerwowym i działają na zasadzie łączenia się z receptorami opioidowymi w komórkach, czyli mini fabrykach, z których zbudowane są nasze ciała. Kiedy zostają wydzielone krążą po mózgu aż znajdą odpowiedni receptor, wtedy łączą się z nim i wywołują reakcję docelowo w tej komórce, do której się przyczepiły.

Prześledźmy sobie, co się staje, gdy spożywamy pokarm zawierający cząsteczki egzorfin. Owe składniki zostają uwolnione z pokarmu i szukają swoich receptorów w mózgu, dzięki czemu wywołująeuforię, zadowolenie, zaspokojenie pragnienia, przy okazji mając pewien wpływ na wywołanie uzależnienia. Ludzie, którzy spożywają pokarm, na który mają w danym momencie ochotę, mówią „czuję się odprężony i zrelaksowany, kiedy to jem!”.

Zostało udowodnione, że ludzkie endorfiny są ważne w procesie stymulacji ośrodka nagrody. Podwyższony poziom endorfin uzyskujemy, kiedy spożywamy pokarmy, które nam wybitnie smakują.  Zatem, kiedy spożywamy smaczne produkty (szczególnie wszelkie słodycze i tłuste przekąski) nasz poziom endorfin skacze do góry. To może tłumaczyć, dlaczego spożywanie np. czekolady jest tak przyjemne. Co więcej, całkiem prawdopodobny wydaje się fakt, że pokarm, będący źródłem egzorfin może wywierać efekt pożądania dla tego „ulubionego” przez nas jedzenia.Więc zamiast wydzielać nasze własne endogenne opioidy, jakiś wewnętrzny głos mówi nam, że to coś jest smaczne i żeby zjeść tego więcej, bo te aktywne cząsteczki pochodzące z jedzenia sygnalizują nam, że właśnie to jedzenie nam smakuje. Co ciekawe, naukowcy wykazali występowanie cząsteczek egzorfin mleka w systemie nerwowym kobiet, będących świeżymi matkami oraz noworodków. Te peptydy opioidowe wywołują u dziecka pragnienie i uzależnienie fizyczne, w celu zagwarantowania, że będzie chciało pić dużo mleka matki. Ponadto takie działanie sprawia, że dziecko śpi wystarczająco długo.

Egzorfiny występują głównie w pszenicy i produktach mlecznych. Wymagania dzisiejszego przemysłu żywnościowego spowodowały, że człowiek został zmuszony do ingerencji w naturę, dlatego też dzisiejsza pszenica ma mały związek z tą uprawianą wieki temu. Dziś cierpimy na choroby cywilizacyjne oraz żywieniowo zależne, o których kiedyś nikomu się nie śniło. Pszenica może być jednym z elementów zwiększających u nas skłonności do występowania schorzeń przewlekłych i wielu chorób (np. nadciśnienie, cukrzyca, choroby serca, miażdżyca, migreny, bóle stawów, artretyzm, alergie i nietolerancje pokarmowe, otyłość, nadwaga  itp.) Spożywamy duże ilości węglowodanów pochodzących między innymi z chleba.  Ich spożywanie jest rekomendowane przez naukowców i lekarzy, dlatego właśnie węglowodany stanowią podstawę piramidy żywieniowej. Nie stronimy także od produktów mlecznych, które rzekomo są najlepszym źródłem wapnia w diecie. Trudno jest z nich zrezygnować, ponieważ organizm jest do nich przyzwyczajony jak do każdej innej używki. To one powodują, że Twój mózg kieruje Twoją dłoń po kolejnego chipsa, orzeszka, czy ciastko, chociaż apetyt wcale nie maleje…

Udowodniono również, że próba „odstawienia” pszenicy u niektórych osób może wywołać przykre objawy, podobne do objawów głodu narkotycznego. Jednak, nie wszystkie egzorfiny są podobne i nie wszystkie z nich muszą być szkodliwe. Wszyscy wiedzą, że jedzenie może powodować fizyczny i psychiczny komfort. Świadomość o tym, że egzorfiny odpowiadają za taki efekt spowodowała, że te „pocieszające” właściwości żywności mogą być przez nas wykorzystane. Jako świadomi konsumenci, możemy wykorzystywać przeciwbólowy potencjał żywności w zmniejszeniu czucia dolegliwości bólowych.

/               vegestrefa.pl         /

Uzależniające jedzenie.

Zmiana stylu życia związana jest niekiedy z rezygnacją z pewnych produktów lub nawet całych grup żywnościowych. Dla niektórych porzucenie jedzenia słodyczy na miesiąc, czy abstynencja od alkoholu na pewien czas nie stanowi najmniejszego problemu. Owszem, ważna jest silna wola, jednak często uzależnienie od konkretnego pokarmu jest tak silne, że przezwycięża wszelkie starania. Jedzenie potrafi wpływać na nas emocjonalnie, a takie oddziaływania wiążą nas z nim jeszcze mocniej. Co takiego, oprócz przyjemności ze smaku i miłości do jedzenia wywołuje tak duży problem z wyrzeczeniem się pewnych produktów i powoduje, że bez względu na starania wielokrotnie przegrywasz?

Wiele osób twierdzi, że owa niezdolność do wyeliminowania ze swojej codziennej diety szkodliwego jedzenia jest rezultatem emocjonalnego oddziaływania jedzenia na organizm. Kiedy ta teoria została uznana za bardzo prawdopodobną, pojawiły się różne aspekty wyjaśniające poruszane w dzisiejszym artykule „pragnienie jedzenia”.

Sprawa może nie być tak prosta, jak nam się wydaje. A to dlatego, że przyczyną całego zamieszania są… hormony. Egzorfiny, bo o nich dzisiaj mowa, to peptydy opioidowe, komponenty białek, które w dużej części są produktami ubocznymi trawienia różnych produktów pełnoziarnistych oraz mleka. Te opioidy są odpowiedzialne za oddziaływania na komórki żywych organizmów, głównie nas – ludzi. Często wywierają wpływ na nasze naturalne endorfiny, ingerując w endorfinowy system, który odpowiada za nasz nastrój. Fizjologiczne zwiększone wydzielanie endorfin jest stymulowane np. dzięki aktywności fizycznej, co odczuwamy jako potreningowe zadowolenie. Hamujący wpływ na wydzielanie endorfin ma m.in. alkohol, co tłumaczy, dlaczego niektórzy po alkoholizacji wyrzucają z siebie smutki i żale. Egzorfiny pochodzą zawsze ze środowiska zewnętrznego, a w organizmie powodują działanie podobne do dobrze nam znanej morfiny.

Egzorfiny, endorfiny i morfina są roznosicielami informacji w naszym układzie nerwowym i działają na zasadzie łączenia się z receptorami opioidowymi w komórkach, czyli mini fabrykach, z których zbudowane są nasze ciała. Kiedy zostają wydzielone krążą po mózgu aż znajdą odpowiedni receptor, wtedy łączą się z nim i wywołują reakcję docelowo w tej komórce, do której się przyczepiły.

Prześledźmy sobie, co się staje, gdy spożywamy pokarm zawierający cząsteczki egzorfin. Owe składniki zostają uwolnione z pokarmu i szukają swoich receptorów w mózgu, dzięki czemu wywołująeuforię, zadowolenie, zaspokojenie pragnienia, przy okazji mając pewien wpływ na wywołanie uzależnienia. Ludzie, którzy spożywają pokarm, na który mają w danym momencie ochotę, mówią „czuję się odprężony i zrelaksowany, kiedy to jem!”.

Zostało udowodnione, że ludzkie endorfiny są ważne w procesie stymulacji ośrodka nagrody. Podwyższony poziom endorfin uzyskujemy, kiedy spożywamy pokarmy, które nam wybitnie smakują. Zatem, kiedy spożywamy smaczne produkty (szczególnie wszelkie słodycze i tłuste przekąski) nasz poziom endorfin skacze do góry. To może tłumaczyć, dlaczego spożywanie np. czekolady jest tak przyjemne. Co więcej, całkiem prawdopodobny wydaje się fakt, że pokarm, będący źródłem egzorfin może wywierać efekt pożądania dla tego „ulubionego” przez nas jedzenia.Więc zamiast wydzielać nasze własne endogenne opioidy, jakiś wewnętrzny głos mówi nam, że to coś jest smaczne i żeby zjeść tego więcej, bo te aktywne cząsteczki pochodzące z jedzenia sygnalizują nam, że właśnie to jedzenie nam smakuje. Co ciekawe, naukowcy wykazali występowanie cząsteczek egzorfin mleka w systemie nerwowym kobiet, będących świeżymi matkami oraz noworodków. Te peptydy opioidowe wywołują u dziecka pragnienie i uzależnienie fizyczne, w celu zagwarantowania, że będzie chciało pić dużo mleka matki. Ponadto takie działanie sprawia, że dziecko śpi wystarczająco długo.

Egzorfiny występują głównie w pszenicy i produktach mlecznych. Wymagania dzisiejszego przemysłu żywnościowego spowodowały, że człowiek został zmuszony do ingerencji w naturę, dlatego też dzisiejsza pszenica ma mały związek z tą uprawianą wieki temu. Dziś cierpimy na choroby cywilizacyjne oraz żywieniowo zależne, o których kiedyś nikomu się nie śniło. Pszenica może być jednym z elementów zwiększających u nas skłonności do występowania schorzeń przewlekłych i wielu chorób (np. nadciśnienie, cukrzyca, choroby serca, miażdżyca, migreny, bóle stawów, artretyzm, alergie i nietolerancje pokarmowe, otyłość, nadwaga itp.) Spożywamy duże ilości węglowodanów pochodzących między innymi z chleba. Ich spożywanie jest rekomendowane przez naukowców i lekarzy, dlatego właśnie węglowodany stanowią podstawę piramidy żywieniowej. Nie stronimy także od produktów mlecznych, które rzekomo są najlepszym źródłem wapnia w diecie. Trudno jest z nich zrezygnować, ponieważ organizm jest do nich przyzwyczajony jak do każdej innej używki. To one powodują, że Twój mózg kieruje Twoją dłoń po kolejnego chipsa, orzeszka, czy ciastko, chociaż apetyt wcale nie maleje…

Udowodniono również, że próba „odstawienia” pszenicy u niektórych osób może wywołać przykre objawy, podobne do objawów głodu narkotycznego. Jednak, nie wszystkie egzorfiny są podobne i nie wszystkie z nich muszą być szkodliwe. Wszyscy wiedzą, że jedzenie może powodować fizyczny i psychiczny komfort. Świadomość o tym, że egzorfiny odpowiadają za taki efekt spowodowała, że te „pocieszające” właściwości żywności mogą być przez nas wykorzystane. Jako świadomi konsumenci, możemy wykorzystywać przeciwbólowy potencjał żywności w zmniejszeniu czucia dolegliwości bólowych.

/ vegestrefa.pl /

10 rzeczy pomagających tarczycy zachować równowagę. – W ostatnich latach coraz większa liczba osób (szczególnie kobiet) zdradza objawy niedoczynności tarczycy. Coraz częściej dotyka to ludzi młodych. Pierwsze objawy z reguły są ignorowane, spowolnienie metabolizmuwyrażające się np. w postaci kilku nadprogramowych kilogramów łatwo jest zrzucić na błędy dietetyczne, a zmęczenie przypisać przepracowaniu lub wiosennemu przesileniu. Łatwiej nam też jest sięgnąć po kolejną kawę, napój energetyzujący czy „magiczne” tabletki odchudzające, niż poświęcić chwilę bacznej uwagi ciału. Sprawdź jakie najczęstsze objawy towarzyszą niedoczynności tarczycy i co możesz zrobić aby dopomóc jej pracować lepiej.

Zmęczenie, senność i osłabienie

Wypadanie włosów, łamliwe paznokcie

Sucha, szorstka lub łuszcząca się skóra, łupież

Trądzik (szczególnie w dolnej części twarzy i na szyi)

Niska temperatura bazowa ciała (po przebudzeniu)

Nietolerancja zimna (innym jest ciepło, a my zakładamy sweter)

Zimne stopy i dłonie

Zatwardzenia, nieregularność wypróżnień

Przybieranie na wadze

Opuchnięcia, worki i zasinienia pod oczami

Nieregularność cykli i objawy napięcia przedmiesiączkowego

Krwawienia miesięczne obfite i bolesne, cysty piersi i jajników

Nerwowość, problemy ze snem, stany depresyjne

Obniżenie wydolności systemu immulogicznego (np. częste przeziębienia)

Problemy z jasnością umysłu, z pamięcią, uwagą.

Najczęściej przyczyną niedoczynności tarczycy jest niedobór jodu w organizmie. Do prawidłowego funkcjonowania jod jest tarczycy (ale również i innym narządom np. jajnikom, piersiom, prostacie, płucom, trzustce, oczom) po prostu niezbędny. Ile tego mikroelementu potrzebujemy? Dzienne oficjalne zalecenia mówią o ilości150 mcg (słownie: sto pięćdziesiąt mikrogramów), jednak tak jak w przypadku „zalecanej” ilości np. witaminy C (rzędu 60 miligramów na dobę, która zapobiega co najwyżej klinicznym objawom szkorbutu) tak i tutaj ilości te co najwyżej zapobiegają objawom wola. Japończycy generalnie cieszący się dużo lepszym zdrowiem od ludzi Zachodu, potrafią spożywać dzienne ilości jodu przekraczające „zalecaną” nam normę wielokrotnie (średnio 13,80 miligramów, a w rejonach nadmorskich jeszcze więcej). Tylko, że my nie mieszkamy w Japonii i nie mamy ich nawyków żywieniowych (choć sushi coraz popularniejsze ostatnio). Sprawę pogarsza fakt, że wokół nas ostatnio namnożyło się związków pierwiastków wypierających jod.

Na moment wróćmy do szkolnej ławy, przypominając sobie wiadomości  z chemii. Chodzi o chlorowce, zwane inaczej halogenami (nie mylić z żarówkami). Cztery największe halogeny występujące w naszym organizmie to: fluor, chrom, brom i jod. Pierwsze trzy są antagonistami jodu w organizmie. Rzecz opiera się bowiem o dobrze znaną z lekcji chemii masę atomową:

Fluor –    19

Chlor –   35,5

Brom –  80

Jod –     127

Halogeny posiadające niższą masę atomową będą wypierać te posiadające wyższą. Nigdy nie odwrotnie. Zatem brom może wyprzeć jod, ale chloru już nie. Ale zarówno fluor, chlor jak i brom – wszystkie one mogą wyprzeć jod. A my mamy fluoru, chloru i bromu wokół nas aż nadmiar, natomiast jodu tyle co kot napłakał, w dodatku mass media nas tym jodem nieustannie straszą jaki to jest groźny dla nas pierwiastek. O dziwo nie straszą dużo groźniejszym fluorem, który jako mający najmniejszą masę atomową jest najbardziej reaktywny ze wszystkich i tym samym może nam w organizmie narobić dużo szkód, wypierając i pozbawiając nas innych ważnych dla życia pierwiastków. Wręcz przeciwnie – fluor jest nam codziennie uporczywie reklamowany jako niesamowicie zdrowy i niezbędny do życia (zwłaszcza gdy chcesz mieć ładne zęby) – guzik prawda! Istnieją na tej planecie społeczności nie znające past do zębów z fluorem (a nawet o zgrozo szczoteczek!), a pomimo to olśniewające zdrowym uśmiechem: ich tajemnica to odpowiednia dieta, co dokładnie opisał już sto lat temu dentysta Weston Price. Dentystów nam tymczasem pomimo wieloletniej (i wpajanej nam od dziecka) fluoromanii wciąż przybywa, podobnie jak… osób cierpiących na niedoczynność tarczycy.

Jako ciekawostka: w latach 1920-1950 lekarze leczyli chorobę Basedowa oraz nadczynność tarczycy fluorkiem sodu, czyli substancją dodawaną dzisiaj powszechnie do konwencjonalnych past do zębów (Goldemberg, L., Traitement de la Maladie de Basedow et de l’Hyperthyroidisme par le Fluor. La Presse Médicale. 1930; 102:1751, jak cytuje Paul Conett w swojej książce „The Case Against Fluoride”).

Gdzie czają się na nas związki pierwiastków kradnących nam jod z organizmu?

Są one zarówno w glebie i wodzie (na to nie mamy wpływu) jak i w spożywanej przez nas żywności lub używanych kosmetykach (na to co bierzemy do ust lub kładziemy na skórę już mamy jednak wpływ). Skażenie roślin wszechobecnym dzisiaj fluorem ma wpływ na zawartość tego pierwiastka w ciałach zwierząt oraz ludzi. Fluor jest owszem mikroelementem niezbędnym, aczkolwiek nie odnotowano ani nie opisano w literaturze medycznej żadnych chorób o etiologii związanej z niedoborem fluoru w organizmie. Znaczy to, że w pożywieniu mamy go już całkiem wystarczającą ilość! We fluor naturalnie występujący bogata jest żywność świeża hodowana na glebach bogatych w związki fluoru, herbata czarna i zielona (biała mniej), winogrona i wina (szczególnie kalifornijskie). Tymczasem większość osób narażona jest nadodatkowe i całkowicie niepotrzebne źródła fluoru: pasty do zębów i inne środki do higieny jamy ustnej z fluorem oraz przetworzona żywność i napoje.

Chloru, który jest niezbędny w organizmie też mamy nadmiar: jest go w sposób naturalny sporo w pożywieniu, woda w kranie używana przez nas zarówno w celach spożywczych jak i higienicznych  jest chlorowana, czasem idziemy na basen gdzie chloru używa się do sanityzacji, w domach używamy wybielacze na bazie chloru, sporo związków chloru zostaje wchłoniętych do organizmu przez osoby jedzące przetworzoną żywność soloną chlorkiem sodu (NaCl) lub używającej zwykłej najtańszej soli kuchennej. Dodatek jodu do soli nie rozwiązuje sytuacji albowiem jod dosyć szybko po otwarciu opakowania ulatnia się z soli, a poza tym ile można zjeść soli? Ponadto zwyczajna sól kuchenna jodowana to najgorszy rodzaj soli i absolutnie go nie polecam, mamy sole naturalne bogate w mikroelementy (himalajska, celtycka, morska).

Związki bromu używane są w przemyśle spożywczym (proces fumigacji związkami bromu stosuje się w celu ochrony zboża przed szkodnikami), jeśli ktoś je dużo chleba, białego ryżu, ciastek i makaronów to dostarcza tym samym do ustroju sporych ilości związków bromu, a te wypierają z tarczycy jod. Również wiele pestycydów, leków, środków przeciwogniowych stosowanych jako impregnaty (do dywanów, zasłon, plastików) a nawet napoje gazowane (Mountain Dew, Gatorade) zawierają związku bromu. Nadmiar bromu powoduje uszkodzenie komórek nerwowych, w dużych ilościach czysty brom jest silnie toksyczny (dawka śmiertelna wynosi 35 g). Kiedyś w przetwórstwie używało się związków jodu, teraz od ok. 40 lat związków bromu. W organizmie te same receptory wychwytują brom i jod. Jeśli do organów mających duże zapotrzebowanie na jod (tarczyca, piersi, jajniki, prostata) zamiast jodu dostarczymy brom – mamy kłopoty gotowe (cysty, mięśniaki, guzy, niedoczynność itp.).

10 rzeczy pomagających tarczycy równowagę:

1. Słońce – potrzebujemy słońca każdego dnia. Nasze ciała pod jego wpływem produkują najtańszą we wszechświecie (bo darmową) witaminę – D3. To dla nas najlepsza i najbardziej naturalna forma jej dostarczania do organizmu. Ludzie z nadwagą i niedoczynnością tarczycy mają z reguły bardzo niskie poziomy wit. D3. Natomiast jest to bardzo potrzebna naszej tarczycy witamina jak również chroni przed rakiem.

Niestety panuje ostatnio szalona moda na „słońcofobię”, gdzie słońce oskarża się o wszystko co najgorsze, wciskając nam pełne chemikaliów sztuczne preparaty z tzw. filtrami. Dochodzi do tego, że siedzimy w domach czy biurach pozbawieni słońca, potem wychodząc na dwór natychmiast zakładamy okulary przeciwsłoneczne i smarujemy się chemikaliami „aby nam słońce nie zaszkodziło”. To błąd jakich mało! Wystarczy 15 minut ekspozycji by wytworzyć dzienną dawkę wit. 3. W rozsądnej dawce słońce jest zbawienne, niezastąpione i życiodajne. Czy mówiłam już, że antyrakowe? Po ekspozycji wystarczy zakryć ciało lub posmarować je naturalnym olejem kokosowym (faktor 4). Nie bójcie się panicznie słońca i przede wszystkim nie stosujcie żadnych chemicznychśrodków na skórę. Bardziej niż słońce za raka skóry odpowiedzialny jest styl życia, pełen toksyn z jednej i niedoborów substancji odżywczych z drugiej strony.

2. Jod – również potrzebujemy go niezbędnie, to paliwo dla tarczycy. Oprócz tego jest naturalnym antybiotykiem, np. wynaleziony w 1829 roku płyn Lugola zawierający jodek potasu leczył swego czasu wiele dolegliwości. Po wojnie sprawy się zmieniły i zaczęto ludzi płynem Lugola i generalnie jodem jako takim straszyć w mediach jaki to on jest „groźny”.  Niemniej jednak można też zakupić bez recepty w aptece jodynę (Iodi Solutio Spirituosa) i uzupełnić jod transdermalnie: posmarować nią miejsce gdzie skóra jest cienka (np. zgięcie przedramienia), jod będzie wchłaniał się przez skórę (można nakleić plasterek na to miejsce). Jeśli plamka zniknie wyjątkowo szybko oznacza to, że organizm cierpi wyjątkowo silnie na niedobór jodu.

Płyn Lugola (Iodi Solutio Aquosa) również się do tego nadaje, można zakupić bez recepty do stosowania zewnętrznego (jak brzmi informacja na opakowaniu stosowanie wewnętrzne preparatu możliwe jest po konsultacji z lekarzem lub na zlecenie służb sanitarnych).

Można też jeść ryby czy owoce morza, jednak działają one na organizm zakwaszająco, tym sposobem prawdopodobnie też dostarczymy do organizmu także rtęci i bromu (szczególnie duże ryby jak tuńczyk czy łosoś kumulują ją w swoich tkankach), a jeśli produkty pochodzą z hodowli sztucznych mogą zawierać inne niechciane substancje (np. antybiotyki). Jod zawierają też żółtka jajek od kur hodowanych naturalnie oraz masło z mleka krów pasących się trawą. Pewne ilości jodu znajdziemy w pomidorach, ziemniakach, płatkach owsianych, bananach, truskawkach czy suszonych śliwkach,

3. Selen – niedoceniany pierwiastek, a tak szalenie ważny w przyswajaniu jodu. Najlepiej przyswajany selen to selenometionina (a ściślej L-selenometionina) – występuje naturalnie w dużych ilościach np. w orzechach brazylijskich lub pestkach dyni.

Zamiast kupować sztuczny preparat bezpieczniej przyjąć selen w formie naturalnej. 1 orzech to ok. 50 mcg selenu w naturalnej organicznej i w pełni przyswajanej formie SeM (L-selenometioniny). Dziennie można zjeść do 8 szt. orzechów lub 2 łyżki pestek z dyni, co zapewni nam minimalną potrzebną nam ilość selenu.

4. Magnez – równie niezbędny jak selen w przyswajaniu jodu. Antagonista wapnia, jednak (w przeciwieństwie do wapnia) magnezu nikt tak namolnie nie reklamuje jako niezbędnego dla zdrowia (czyli podobnie jak reklamują nam fluor zamiast jodu), stąd też niedobory magnezu są dzisiaj powszechne. Najlepiej stosować magnez transdermalnie czyli tak jak jod. Przeczytaj jak zrobić oliwkę magnezową i jak stosować ją do uzupełniania magnezu.

5. Zielonolistne warzywa – bogate źródło magnezu oraz chlorofilu. Można je jadać zarówno na surowo jak i w postaci delikatnie duszonej, dodać soli morskiej, oliwy z oliwek oraz soku świeżo wyciśniętego z cytryny. 

6. Witamina C – kwas L-askorbinowy pomaga wątrobie w zamianie T 4 na aktywny hormon T3. Najwygodniej witaminizować proszkiem kwasu L-askorbinowego swoje napoje i soki. Warto zwiększyć spożycie papryki, kiwi, owoców cytrusowych, aceroli, róży i innych bogatych w witaminę C pokarmów. 

7. Olej kokosowy – nieprawdopodobne, a jednak. Ma wyjątkowo (7-9) niskąliczbę jodową przez co wspomaga tarczycę i nawet będąc tłuszczem… odchudza. Oczywiście mowa o oleju kokosowym nierafinowanym, tłoczonym na zimno. 1-3 łyżek dziennie pozwala poczuć różnicę już po 2 tygodniach. 

8. Unikaj przetworzonych węglowodanów jak ognia! Naprawdę nie sposób białej mąki, chleba, makaronu, pizzy czy ciastek nazwać „pożywieniem” bo niczego  wielce pożywnego tam nie znajdziesz. To zapychacze i tyle. Natomiast jest tam pełno składników antyodżywczych, które nie są przyjazne tarczycy i w ogóle zdrowiu. 
Nie są też przyjazne szczupłej sylwetce. W ogóle niczemu nie są przyjazne jeśli idzie o ścisłość. Przynajmniej nie te, które leżą na sklepowych półkach.

9. Unikaj chemikaliów w domu. Naprawdę można sobie poradzić z czystością w domu za pomocą dwóch głównych składników: soda oczyszczona i ocet winny. Polecam bloga Ewy gdzie znajdziecie rozmaite przepisy jak poradzić sobie bez chemii z czystością w domu. Szczególnie kiedy macie w domu dzieci. Wszelkie domowe chemikalia (szczególnie te mające związki chloru w składzie) są dla tarczycy szkodliwe.

10. Zmień chemiczne kosmetyki na przyjazne tarczycy (i zdrowiu w ogóle) naturalne kosmetyki. Jeśli są robione w domu (tak jak na przykład magnezowy dezodorant) oszczędzisz nie tylko zdrowie ale i pieniądze. Naprawdę dużo pieniędzy. Wyrzuć chemiczną pastę do zębów i płukanki do ust z fluorem, kremy przeciwsłoneczne i środki higieny osobistej zawierające toksyczne i rakotwórcze  SLS-y i parabeny.

Mydło możesz kupić naturalne (mydło alepo lub w Rossmanie dużo tańsze Alterra) zamiast chemicznego. Tak naprawdę podstawowe składniki: soda, olej kokosowy i ocet jabłkowy wystarczą też by w kilka minut zrobić sobie pastę do zębów, dezodorant czy obyć się bez szamponu do włosów (użyj do mycia kubka wody z rozpuszczoną płaską łyżką kuchennej sody, masuj i spłucz kubkiem lub przy dłuższych włosach dwoma kubkami wody z dodaną do każdego 1 łyżką octu jabłkowego lub soku z połówki cytryny – tzw. metoda „no poo” – świetnie usuwa łupież). Nie kładź na skórę niczego, czego nie można zjeść! Wszystko co ma kontakt z naszą skórą znajduje się w naszym krwiobiegu w ciągu zaledwie minut.

10 rzeczy pomagających tarczycy zachować równowagę.

W ostatnich latach coraz większa liczba osób (szczególnie kobiet) zdradza objawy niedoczynności tarczycy. Coraz częściej dotyka to ludzi młodych. Pierwsze objawy z reguły są ignorowane, spowolnienie metabolizmuwyrażające się np. w postaci kilku nadprogramowych kilogramów łatwo jest zrzucić na błędy dietetyczne, a zmęczenie przypisać przepracowaniu lub wiosennemu przesileniu. Łatwiej nam też jest sięgnąć po kolejną kawę, napój energetyzujący czy „magiczne” tabletki odchudzające, niż poświęcić chwilę bacznej uwagi ciału. Sprawdź jakie najczęstsze objawy towarzyszą niedoczynności tarczycy i co możesz zrobić aby dopomóc jej pracować lepiej.

Zmęczenie, senność i osłabienie

Wypadanie włosów, łamliwe paznokcie

Sucha, szorstka lub łuszcząca się skóra, łupież

Trądzik (szczególnie w dolnej części twarzy i na szyi)

Niska temperatura bazowa ciała (po przebudzeniu)

Nietolerancja zimna (innym jest ciepło, a my zakładamy sweter)

Zimne stopy i dłonie

Zatwardzenia, nieregularność wypróżnień

Przybieranie na wadze

Opuchnięcia, worki i zasinienia pod oczami

Nieregularność cykli i objawy napięcia przedmiesiączkowego

Krwawienia miesięczne obfite i bolesne, cysty piersi i jajników

Nerwowość, problemy ze snem, stany depresyjne

Obniżenie wydolności systemu immulogicznego (np. częste przeziębienia)

Problemy z jasnością umysłu, z pamięcią, uwagą.

Najczęściej przyczyną niedoczynności tarczycy jest niedobór jodu w organizmie. Do prawidłowego funkcjonowania jod jest tarczycy (ale również i innym narządom np. jajnikom, piersiom, prostacie, płucom, trzustce, oczom) po prostu niezbędny. Ile tego mikroelementu potrzebujemy? Dzienne oficjalne zalecenia mówią o ilości150 mcg (słownie: sto pięćdziesiąt mikrogramów), jednak tak jak w przypadku „zalecanej” ilości np. witaminy C (rzędu 60 miligramów na dobę, która zapobiega co najwyżej klinicznym objawom szkorbutu) tak i tutaj ilości te co najwyżej zapobiegają objawom wola. Japończycy generalnie cieszący się dużo lepszym zdrowiem od ludzi Zachodu, potrafią spożywać dzienne ilości jodu przekraczające „zalecaną” nam normę wielokrotnie (średnio 13,80 miligramów, a w rejonach nadmorskich jeszcze więcej). Tylko, że my nie mieszkamy w Japonii i nie mamy ich nawyków żywieniowych (choć sushi coraz popularniejsze ostatnio). Sprawę pogarsza fakt, że wokół nas ostatnio namnożyło się związków pierwiastków wypierających jod.

Na moment wróćmy do szkolnej ławy, przypominając sobie wiadomości z chemii. Chodzi o chlorowce, zwane inaczej halogenami (nie mylić z żarówkami). Cztery największe halogeny występujące w naszym organizmie to: fluor, chrom, brom i jod. Pierwsze trzy są antagonistami jodu w organizmie. Rzecz opiera się bowiem o dobrze znaną z lekcji chemii masę atomową:

Fluor – 19

Chlor – 35,5

Brom – 80

Jod – 127

Halogeny posiadające niższą masę atomową będą wypierać te posiadające wyższą. Nigdy nie odwrotnie. Zatem brom może wyprzeć jod, ale chloru już nie. Ale zarówno fluor, chlor jak i brom – wszystkie one mogą wyprzeć jod. A my mamy fluoru, chloru i bromu wokół nas aż nadmiar, natomiast jodu tyle co kot napłakał, w dodatku mass media nas tym jodem nieustannie straszą jaki to jest groźny dla nas pierwiastek. O dziwo nie straszą dużo groźniejszym fluorem, który jako mający najmniejszą masę atomową jest najbardziej reaktywny ze wszystkich i tym samym może nam w organizmie narobić dużo szkód, wypierając i pozbawiając nas innych ważnych dla życia pierwiastków. Wręcz przeciwnie – fluor jest nam codziennie uporczywie reklamowany jako niesamowicie zdrowy i niezbędny do życia (zwłaszcza gdy chcesz mieć ładne zęby) – guzik prawda! Istnieją na tej planecie społeczności nie znające past do zębów z fluorem (a nawet o zgrozo szczoteczek!), a pomimo to olśniewające zdrowym uśmiechem: ich tajemnica to odpowiednia dieta, co dokładnie opisał już sto lat temu dentysta Weston Price. Dentystów nam tymczasem pomimo wieloletniej (i wpajanej nam od dziecka) fluoromanii wciąż przybywa, podobnie jak… osób cierpiących na niedoczynność tarczycy.

Jako ciekawostka: w latach 1920-1950 lekarze leczyli chorobę Basedowa oraz nadczynność tarczycy fluorkiem sodu, czyli substancją dodawaną dzisiaj powszechnie do konwencjonalnych past do zębów (Goldemberg, L., Traitement de la Maladie de Basedow et de l’Hyperthyroidisme par le Fluor. La Presse Médicale. 1930; 102:1751, jak cytuje Paul Conett w swojej książce „The Case Against Fluoride”).

Gdzie czają się na nas związki pierwiastków kradnących nam jod z organizmu?

Są one zarówno w glebie i wodzie (na to nie mamy wpływu) jak i w spożywanej przez nas żywności lub używanych kosmetykach (na to co bierzemy do ust lub kładziemy na skórę już mamy jednak wpływ). Skażenie roślin wszechobecnym dzisiaj fluorem ma wpływ na zawartość tego pierwiastka w ciałach zwierząt oraz ludzi. Fluor jest owszem mikroelementem niezbędnym, aczkolwiek nie odnotowano ani nie opisano w literaturze medycznej żadnych chorób o etiologii związanej z niedoborem fluoru w organizmie. Znaczy to, że w pożywieniu mamy go już całkiem wystarczającą ilość! We fluor naturalnie występujący bogata jest żywność świeża hodowana na glebach bogatych w związki fluoru, herbata czarna i zielona (biała mniej), winogrona i wina (szczególnie kalifornijskie). Tymczasem większość osób narażona jest nadodatkowe i całkowicie niepotrzebne źródła fluoru: pasty do zębów i inne środki do higieny jamy ustnej z fluorem oraz przetworzona żywność i napoje.

Chloru, który jest niezbędny w organizmie też mamy nadmiar: jest go w sposób naturalny sporo w pożywieniu, woda w kranie używana przez nas zarówno w celach spożywczych jak i higienicznych jest chlorowana, czasem idziemy na basen gdzie chloru używa się do sanityzacji, w domach używamy wybielacze na bazie chloru, sporo związków chloru zostaje wchłoniętych do organizmu przez osoby jedzące przetworzoną żywność soloną chlorkiem sodu (NaCl) lub używającej zwykłej najtańszej soli kuchennej. Dodatek jodu do soli nie rozwiązuje sytuacji albowiem jod dosyć szybko po otwarciu opakowania ulatnia się z soli, a poza tym ile można zjeść soli? Ponadto zwyczajna sól kuchenna jodowana to najgorszy rodzaj soli i absolutnie go nie polecam, mamy sole naturalne bogate w mikroelementy (himalajska, celtycka, morska).

Związki bromu używane są w przemyśle spożywczym (proces fumigacji związkami bromu stosuje się w celu ochrony zboża przed szkodnikami), jeśli ktoś je dużo chleba, białego ryżu, ciastek i makaronów to dostarcza tym samym do ustroju sporych ilości związków bromu, a te wypierają z tarczycy jod. Również wiele pestycydów, leków, środków przeciwogniowych stosowanych jako impregnaty (do dywanów, zasłon, plastików) a nawet napoje gazowane (Mountain Dew, Gatorade) zawierają związku bromu. Nadmiar bromu powoduje uszkodzenie komórek nerwowych, w dużych ilościach czysty brom jest silnie toksyczny (dawka śmiertelna wynosi 35 g). Kiedyś w przetwórstwie używało się związków jodu, teraz od ok. 40 lat związków bromu. W organizmie te same receptory wychwytują brom i jod. Jeśli do organów mających duże zapotrzebowanie na jod (tarczyca, piersi, jajniki, prostata) zamiast jodu dostarczymy brom – mamy kłopoty gotowe (cysty, mięśniaki, guzy, niedoczynność itp.).

10 rzeczy pomagających tarczycy równowagę:

1. Słońce – potrzebujemy słońca każdego dnia. Nasze ciała pod jego wpływem produkują najtańszą we wszechświecie (bo darmową) witaminę – D3. To dla nas najlepsza i najbardziej naturalna forma jej dostarczania do organizmu. Ludzie z nadwagą i niedoczynnością tarczycy mają z reguły bardzo niskie poziomy wit. D3. Natomiast jest to bardzo potrzebna naszej tarczycy witamina jak również chroni przed rakiem.

Niestety panuje ostatnio szalona moda na „słońcofobię”, gdzie słońce oskarża się o wszystko co najgorsze, wciskając nam pełne chemikaliów sztuczne preparaty z tzw. filtrami. Dochodzi do tego, że siedzimy w domach czy biurach pozbawieni słońca, potem wychodząc na dwór natychmiast zakładamy okulary przeciwsłoneczne i smarujemy się chemikaliami „aby nam słońce nie zaszkodziło”. To błąd jakich mało! Wystarczy 15 minut ekspozycji by wytworzyć dzienną dawkę wit. 3. W rozsądnej dawce słońce jest zbawienne, niezastąpione i życiodajne. Czy mówiłam już, że antyrakowe? Po ekspozycji wystarczy zakryć ciało lub posmarować je naturalnym olejem kokosowym (faktor 4). Nie bójcie się panicznie słońca i przede wszystkim nie stosujcie żadnych chemicznychśrodków na skórę. Bardziej niż słońce za raka skóry odpowiedzialny jest styl życia, pełen toksyn z jednej i niedoborów substancji odżywczych z drugiej strony.

2. Jod – również potrzebujemy go niezbędnie, to paliwo dla tarczycy. Oprócz tego jest naturalnym antybiotykiem, np. wynaleziony w 1829 roku płyn Lugola zawierający jodek potasu leczył swego czasu wiele dolegliwości. Po wojnie sprawy się zmieniły i zaczęto ludzi płynem Lugola i generalnie jodem jako takim straszyć w mediach jaki to on jest „groźny”. Niemniej jednak można też zakupić bez recepty w aptece jodynę (Iodi Solutio Spirituosa) i uzupełnić jod transdermalnie: posmarować nią miejsce gdzie skóra jest cienka (np. zgięcie przedramienia), jod będzie wchłaniał się przez skórę (można nakleić plasterek na to miejsce). Jeśli plamka zniknie wyjątkowo szybko oznacza to, że organizm cierpi wyjątkowo silnie na niedobór jodu.

Płyn Lugola (Iodi Solutio Aquosa) również się do tego nadaje, można zakupić bez recepty do stosowania zewnętrznego (jak brzmi informacja na opakowaniu stosowanie wewnętrzne preparatu możliwe jest po konsultacji z lekarzem lub na zlecenie służb sanitarnych).

Można też jeść ryby czy owoce morza, jednak działają one na organizm zakwaszająco, tym sposobem prawdopodobnie też dostarczymy do organizmu także rtęci i bromu (szczególnie duże ryby jak tuńczyk czy łosoś kumulują ją w swoich tkankach), a jeśli produkty pochodzą z hodowli sztucznych mogą zawierać inne niechciane substancje (np. antybiotyki). Jod zawierają też żółtka jajek od kur hodowanych naturalnie oraz masło z mleka krów pasących się trawą. Pewne ilości jodu znajdziemy w pomidorach, ziemniakach, płatkach owsianych, bananach, truskawkach czy suszonych śliwkach,

3. Selen – niedoceniany pierwiastek, a tak szalenie ważny w przyswajaniu jodu. Najlepiej przyswajany selen to selenometionina (a ściślej L-selenometionina) – występuje naturalnie w dużych ilościach np. w orzechach brazylijskich lub pestkach dyni.

Zamiast kupować sztuczny preparat bezpieczniej przyjąć selen w formie naturalnej. 1 orzech to ok. 50 mcg selenu w naturalnej organicznej i w pełni przyswajanej formie SeM (L-selenometioniny). Dziennie można zjeść do 8 szt. orzechów lub 2 łyżki pestek z dyni, co zapewni nam minimalną potrzebną nam ilość selenu.

4. Magnez – równie niezbędny jak selen w przyswajaniu jodu. Antagonista wapnia, jednak (w przeciwieństwie do wapnia) magnezu nikt tak namolnie nie reklamuje jako niezbędnego dla zdrowia (czyli podobnie jak reklamują nam fluor zamiast jodu), stąd też niedobory magnezu są dzisiaj powszechne. Najlepiej stosować magnez transdermalnie czyli tak jak jod. Przeczytaj jak zrobić oliwkę magnezową i jak stosować ją do uzupełniania magnezu.

5. Zielonolistne warzywa – bogate źródło magnezu oraz chlorofilu. Można je jadać zarówno na surowo jak i w postaci delikatnie duszonej, dodać soli morskiej, oliwy z oliwek oraz soku świeżo wyciśniętego z cytryny.

6. Witamina C – kwas L-askorbinowy pomaga wątrobie w zamianie T 4 na aktywny hormon T3. Najwygodniej witaminizować proszkiem kwasu L-askorbinowego swoje napoje i soki. Warto zwiększyć spożycie papryki, kiwi, owoców cytrusowych, aceroli, róży i innych bogatych w witaminę C pokarmów.

7. Olej kokosowy – nieprawdopodobne, a jednak. Ma wyjątkowo (7-9) niskąliczbę jodową przez co wspomaga tarczycę i nawet będąc tłuszczem… odchudza. Oczywiście mowa o oleju kokosowym nierafinowanym, tłoczonym na zimno. 1-3 łyżek dziennie pozwala poczuć różnicę już po 2 tygodniach.

8. Unikaj przetworzonych węglowodanów jak ognia! Naprawdę nie sposób białej mąki, chleba, makaronu, pizzy czy ciastek nazwać „pożywieniem” bo niczego wielce pożywnego tam nie znajdziesz. To zapychacze i tyle. Natomiast jest tam pełno składników antyodżywczych, które nie są przyjazne tarczycy i w ogóle zdrowiu.
Nie są też przyjazne szczupłej sylwetce. W ogóle niczemu nie są przyjazne jeśli idzie o ścisłość. Przynajmniej nie te, które leżą na sklepowych półkach.

9. Unikaj chemikaliów w domu. Naprawdę można sobie poradzić z czystością w domu za pomocą dwóch głównych składników: soda oczyszczona i ocet winny. Polecam bloga Ewy gdzie znajdziecie rozmaite przepisy jak poradzić sobie bez chemii z czystością w domu. Szczególnie kiedy macie w domu dzieci. Wszelkie domowe chemikalia (szczególnie te mające związki chloru w składzie) są dla tarczycy szkodliwe.

10. Zmień chemiczne kosmetyki na przyjazne tarczycy (i zdrowiu w ogóle) naturalne kosmetyki. Jeśli są robione w domu (tak jak na przykład magnezowy dezodorant) oszczędzisz nie tylko zdrowie ale i pieniądze. Naprawdę dużo pieniędzy. Wyrzuć chemiczną pastę do zębów i płukanki do ust z fluorem, kremy przeciwsłoneczne i środki higieny osobistej zawierające toksyczne i rakotwórcze SLS-y i parabeny.

Mydło możesz kupić naturalne (mydło alepo lub w Rossmanie dużo tańsze Alterra) zamiast chemicznego. Tak naprawdę podstawowe składniki: soda, olej kokosowy i ocet jabłkowy wystarczą też by w kilka minut zrobić sobie pastę do zębów, dezodorant czy obyć się bez szamponu do włosów (użyj do mycia kubka wody z rozpuszczoną płaską łyżką kuchennej sody, masuj i spłucz kubkiem lub przy dłuższych włosach dwoma kubkami wody z dodaną do każdego 1 łyżką octu jabłkowego lub soku z połówki cytryny – tzw. metoda „no poo” – świetnie usuwa łupież). Nie kładź na skórę niczego, czego nie można zjeść! Wszystko co ma kontakt z naszą skórą znajduje się w naszym krwiobiegu w ciągu zaledwie minut.

10 najgłupszych cytatów o marihuanie.

Nienaturalne orgie, komunistyczni dilerzy i palenie jako wybuch nuklearny...

O marihuanie wygłoszono mnóstwo głupich opinii, ale te wydają mi się najbardziej idiotyczne:
„Nienaturalne orgie! Dzikie prywatki! Uwolnione namiętności!” (slogany z amerykańskiej kampanii, 1935 rok).
Ta przymiarka do hasła, które miałoby odwodzić ludzi od palenia marihuany dziś działałaby jako świetna reklama. Oglądanie edukacyjnych amerykańskich filmów z tamtego okresu stało się zresztą ulubioną rozrywką marihuanistów.

Czytaj dalej →


Wegański kardiolog – Doktor Kim A. Williams, prezydent elekt Amerykańskiego Stowarzyszenia Kardiologicznego często spotyka się z otyłymi pacjentami, cierpiącymi na nadciśnienie, cukrzycę i wysoki cholesterol. Jedną z porad, jakich udziela, jest zmiana sposobu odżywiania, a w szczególności, przejście na weganizm. Doktor Williams przeszedł na weganizm w 2003r. ponieważ był zaniepokojony zbyt wysokim poziomem złego cholesterolu (rodzaju cholesterolu, który zwiększa ryzyko chorób serca).
 
Weganizm zyskał na popularności w ostatnich latach, co znalazło odzwierciedlenie w ilości książek kucharskich i restauracji, a także zwiększonej dostępności wegańskich produktów w sklepach. Jednakże popieranie weganizmu przez człowieka, który wkrótce obejmie stanowisko prezydenta Stowarzyszenia Kardiologicznego, organizacji, która tworzy wytyczne w zakresie zdrowia publicznego, wywołało szereg kontrowersji. Jedni sugerują, iż Williams promuje tę dietę opierając się na doświadczeniach tylko jednej osoby: jego samego. Inni twierdzą, że poprzez Stowarzyszenie Kardiologów będzie on chciał przekonać wszystkich do przejścia na dietę wegańską – czemu Williams zaprzecza. Niektórzy krytycy zarzucają lekarzowi, że działa on pod wpływem jakiegoś wegańskiego lobby.
 
Do przejścia Williamsa na weganizm przyczynił się rutynowy test krwi sprzed 10 lat. Poziom złego cholesterolu wzrósł w ciągu kilku lat z 110 do 170. Dr Williams zdawał sobie sprawę, że wpływ miał tu wiek (49 lat) i zmniejszenie aktywności fizycznej. Podejrzewał również, że jego dieta nie była tak zdrowa, jak mu się to wydawało. Oparta na drobiu i rybach była dietą niskotłuszczową, ale obfitą w cholesterol.
 
Od dawna wiadomo, że związek między cholesterolem przyswajanym z pokarmów a cholesterolem we krwi jest skomplikowany. U wielu ludzi cholesterol z jedzenia ma marginalny wpływ na poziom cholesterolu we krwi. U innych może mieć wpływ dużo większy, i dr Williams był tego doskonałym przykładem. W związku z powyższym postanowił on wyeliminować cholesterol ze swojej diety poprzez odstawienie produktów mlecznych oraz białka zwierzęcego. Zamiast kurczaka i ryby, zaczął jeść wegańskie burgery i kiełbaski sojowe. Ponadto zaczął pić mleko migdałowe zamiast krowiego. 6 tygodni później poziom cholesterolu spadł do 90.
 
Dr Williams twierdzi, iż jego entuzjastyczne podejście do diety wegańskiej oparte jest na literaturze medycznej. Jako jeden z przykładów podaje badania obserwacyjne na dziesiątkach tysięcy członków Kościoła Adwentystów Dnia Siódmego. Wykazały one, że wegetarianie żyją z reguły dłużej niż osoby jedzące mięso, rzadziej umierają na choroby serca, cukrzycę czy też z powodu niewydolności nerek. Kolejny to badanie przeprowadzone przez dr Ornisha, który stwierdził, że uczestnicy programu opartego na diecie wegetariańskiej rzadziej zapadali na choroby serca.
 
Jednakże dr Williams przyznaje, że takie badania nie są jednoznaczne. W przypadku Kościoła Adwentystów, były to badania głownie obserwacyjne, pokazujące korelacje, jednak nie będące w stanie ustalić przyczyny i skutku. Pacjenci dr Ornisha, oprócz diety wegetariańskiej wprowadzili szereg innych zmian, takich jak rzucenie palenia oraz ograniczenie spożywania cukru i przetworzonych produktów. Potrzeba więc bardziej dokładnych badań, aby jednoznacznie potwierdzić korzystny wpływ wegańskiego sposobu odżywiania się na nasze zdrowie.
 
W międzyczasie, dr Williams radzi pacjentom cierpiącym na otyłość i cukrzycę, aby więcej ćwiczyli i jedli mniej mięsa. "Polecam dietę roślinną, ponieważ wiem, że doprowadzi ona do obniżenia ciśnienia u pacjentów, poprawi poziom insuliny i obniży poziom cholesterolu. Niektórzy pacjenci się do tego stosują, inni nie."

Wegański kardiolog

Doktor Kim A. Williams, prezydent elekt Amerykańskiego Stowarzyszenia Kardiologicznego często spotyka się z otyłymi pacjentami, cierpiącymi na nadciśnienie, cukrzycę i wysoki cholesterol. Jedną z porad, jakich udziela, jest zmiana sposobu odżywiania, a w szczególności, przejście na weganizm. Doktor Williams przeszedł na weganizm w 2003r. ponieważ był zaniepokojony zbyt wysokim poziomem złego cholesterolu (rodzaju cholesterolu, który zwiększa ryzyko chorób serca).

Weganizm zyskał na popularności w ostatnich latach, co znalazło odzwierciedlenie w ilości książek kucharskich i restauracji, a także zwiększonej dostępności wegańskich produktów w sklepach. Jednakże popieranie weganizmu przez człowieka, który wkrótce obejmie stanowisko prezydenta Stowarzyszenia Kardiologicznego, organizacji, która tworzy wytyczne w zakresie zdrowia publicznego, wywołało szereg kontrowersji. Jedni sugerują, iż Williams promuje tę dietę opierając się na doświadczeniach tylko jednej osoby: jego samego. Inni twierdzą, że poprzez Stowarzyszenie Kardiologów będzie on chciał przekonać wszystkich do przejścia na dietę wegańską – czemu Williams zaprzecza. Niektórzy krytycy zarzucają lekarzowi, że działa on pod wpływem jakiegoś wegańskiego lobby.

Do przejścia Williamsa na weganizm przyczynił się rutynowy test krwi sprzed 10 lat. Poziom złego cholesterolu wzrósł w ciągu kilku lat z 110 do 170. Dr Williams zdawał sobie sprawę, że wpływ miał tu wiek (49 lat) i zmniejszenie aktywności fizycznej. Podejrzewał również, że jego dieta nie była tak zdrowa, jak mu się to wydawało. Oparta na drobiu i rybach była dietą niskotłuszczową, ale obfitą w cholesterol.

Od dawna wiadomo, że związek między cholesterolem przyswajanym z pokarmów a cholesterolem we krwi jest skomplikowany. U wielu ludzi cholesterol z jedzenia ma marginalny wpływ na poziom cholesterolu we krwi. U innych może mieć wpływ dużo większy, i dr Williams był tego doskonałym przykładem. W związku z powyższym postanowił on wyeliminować cholesterol ze swojej diety poprzez odstawienie produktów mlecznych oraz białka zwierzęcego. Zamiast kurczaka i ryby, zaczął jeść wegańskie burgery i kiełbaski sojowe. Ponadto zaczął pić mleko migdałowe zamiast krowiego. 6 tygodni później poziom cholesterolu spadł do 90.

Dr Williams twierdzi, iż jego entuzjastyczne podejście do diety wegańskiej oparte jest na literaturze medycznej. Jako jeden z przykładów podaje badania obserwacyjne na dziesiątkach tysięcy członków Kościoła Adwentystów Dnia Siódmego. Wykazały one, że wegetarianie żyją z reguły dłużej niż osoby jedzące mięso, rzadziej umierają na choroby serca, cukrzycę czy też z powodu niewydolności nerek. Kolejny to badanie przeprowadzone przez dr Ornisha, który stwierdził, że uczestnicy programu opartego na diecie wegetariańskiej rzadziej zapadali na choroby serca.

Jednakże dr Williams przyznaje, że takie badania nie są jednoznaczne. W przypadku Kościoła Adwentystów, były to badania głownie obserwacyjne, pokazujące korelacje, jednak nie będące w stanie ustalić przyczyny i skutku. Pacjenci dr Ornisha, oprócz diety wegetariańskiej wprowadzili szereg innych zmian, takich jak rzucenie palenia oraz ograniczenie spożywania cukru i przetworzonych produktów. Potrzeba więc bardziej dokładnych badań, aby jednoznacznie potwierdzić korzystny wpływ wegańskiego sposobu odżywiania się na nasze zdrowie.

W międzyczasie, dr Williams radzi pacjentom cierpiącym na otyłość i cukrzycę, aby więcej ćwiczyli i jedli mniej mięsa. "Polecam dietę roślinną, ponieważ wiem, że doprowadzi ona do obniżenia ciśnienia u pacjentów, poprawi poziom insuliny i obniży poziom cholesterolu. Niektórzy pacjenci się do tego stosują, inni nie."

Dasz się nabrać? – Klienci często wprowadzani są w błąd przez słowa używane na opakowaniach produktów. Rzucające się w oczy napisy „bezglutenowe”, „naturalne”, „zawiera przeciwutleniacze” mają sprawić, że produkt wydaje się zdrowy, dzięki czemu chętniej wybierzemy go spośród innych. A my często dajemy się na to nabierać pomimo ogólnie rosnącej świadomości jako konsumentów.               

Jak mówi autor badań, dr Temple Northup z Uniwersytetu w Houston, terminy te stosuje się czysto marketingowo, mają sprawić, że nasz umysł przyjmie dany produkt za zdrowy i zrezygnuje z doszukiwania się tych mniej zdrowych składników. Co gorsza, wpływ takich słów bywa tak silny, że zdarza się, iż ignorujemy przez to wnioski, jakie płyną z analizy podanych na opakowaniu tabeli składników odżywczych.

Dobrym przykładem, szczególnie ostatnio, są produkty bezglutenowe. Stworzone z myślą o osobach uczulonych na to białko, u których jego spożycie wiąże się z nieprzyjemnymi konsekwencjami, np. migrenami czy bólem brzucha. Tymczasem swoista moda sprawia, że producenci coraz chętniej chwalą się, że produkty są bezglutenowe. Tymczasem, żeby były one smaczniejsze na ogół dodawane są większe ilości cukru, tłuszczu i soli. Na przykład bezglutenowa pita z Tesco (UK) zawiera 5 razy więcej tłuszczu niż ta produkowana pod marką sklepu, bezglutenowy chleb z Marks&Spencer to potrójna dawka tłuszczu w porównaniu z tradycyjną wersją. Albo przykład płatków śniadaniowych, na opakowaniu których często widzimy informacje o wysokiej zawartości błonnika, ale już o sporej dawce cukru możemy dowiedzieć się dopiero po przyjrzeniu się mniejszym napisom z tyłu.

W czasie badań przeprowadzonych na grupie osób okazało się, że ludzie mają problem z określeniem, czy jakiś produkt jest zdrowy. Na przykład mając do wyboru butelkę napoju 7Up z taką samą etykietą, przy czym na jednej usunięte było słowo „antyoksydanty”, badani zawsze wybierali tę z informacją o ich zawartości jako zdrowszą. Problemy sprawiało także wybranie zdrowszego produktu po analizie ich składu. Dlatego twierdzenie marketingowców, że nie posługują się manipulacją, ponieważ każdy może sam sprawdzić, co znajduje się w danym produkcie, brzmi niestety dość cynicznie.

Podobnie ma się rzecz z wprowadzaniem w błąd konsumentów poprzez nawiązanie do warunków, w jakich trzymane są zwierzęta. Pokazywanie na opakowaniach jajek trójek zdjęć szczęśliwych kur biegających po łące czy  uśmiechniętej krowy na billboardzie reklamującym mleko to już klasyki, ale niestety te przykłady można by mnożyć.

Bycie świadomym i mądrym konsumentem w obecnych czasach nie jest łatwe, dlatego warto interesować się tym, jakie sztuczki są używane, aby zachęcić nas do kupna czegoś, co nie jest aż tak dobre, jak myślimy.

Dasz się nabrać?

Klienci często wprowadzani są w błąd przez słowa używane na opakowaniach produktów. Rzucające się w oczy napisy „bezglutenowe”, „naturalne”, „zawiera przeciwutleniacze” mają sprawić, że produkt wydaje się zdrowy, dzięki czemu chętniej wybierzemy go spośród innych. A my często dajemy się na to nabierać pomimo ogólnie rosnącej świadomości jako konsumentów.

Jak mówi autor badań, dr Temple Northup z Uniwersytetu w Houston, terminy te stosuje się czysto marketingowo, mają sprawić, że nasz umysł przyjmie dany produkt za zdrowy i zrezygnuje z doszukiwania się tych mniej zdrowych składników. Co gorsza, wpływ takich słów bywa tak silny, że zdarza się, iż ignorujemy przez to wnioski, jakie płyną z analizy podanych na opakowaniu tabeli składników odżywczych.

Dobrym przykładem, szczególnie ostatnio, są produkty bezglutenowe. Stworzone z myślą o osobach uczulonych na to białko, u których jego spożycie wiąże się z nieprzyjemnymi konsekwencjami, np. migrenami czy bólem brzucha. Tymczasem swoista moda sprawia, że producenci coraz chętniej chwalą się, że produkty są bezglutenowe. Tymczasem, żeby były one smaczniejsze na ogół dodawane są większe ilości cukru, tłuszczu i soli. Na przykład bezglutenowa pita z Tesco (UK) zawiera 5 razy więcej tłuszczu niż ta produkowana pod marką sklepu, bezglutenowy chleb z Marks&Spencer to potrójna dawka tłuszczu w porównaniu z tradycyjną wersją. Albo przykład płatków śniadaniowych, na opakowaniu których często widzimy informacje o wysokiej zawartości błonnika, ale już o sporej dawce cukru możemy dowiedzieć się dopiero po przyjrzeniu się mniejszym napisom z tyłu.

W czasie badań przeprowadzonych na grupie osób okazało się, że ludzie mają problem z określeniem, czy jakiś produkt jest zdrowy. Na przykład mając do wyboru butelkę napoju 7Up z taką samą etykietą, przy czym na jednej usunięte było słowo „antyoksydanty”, badani zawsze wybierali tę z informacją o ich zawartości jako zdrowszą. Problemy sprawiało także wybranie zdrowszego produktu po analizie ich składu. Dlatego twierdzenie marketingowców, że nie posługują się manipulacją, ponieważ każdy może sam sprawdzić, co znajduje się w danym produkcie, brzmi niestety dość cynicznie.

Podobnie ma się rzecz z wprowadzaniem w błąd konsumentów poprzez nawiązanie do warunków, w jakich trzymane są zwierzęta. Pokazywanie na opakowaniach jajek trójek zdjęć szczęśliwych kur biegających po łące czy uśmiechniętej krowy na billboardzie reklamującym mleko to już klasyki, ale niestety te przykłady można by mnożyć.

Bycie świadomym i mądrym konsumentem w obecnych czasach nie jest łatwe, dlatego warto interesować się tym, jakie sztuczki są używane, aby zachęcić nas do kupna czegoś, co nie jest aż tak dobre, jak myślimy.

JEDYNY GRANAT, JAKI POWINIENEŚ ZNAĆ – Czasy, jakie są każdy widzi. Nie każdy dostrzega jednak, jakie spustoszenie w naszych głowach dzieje się za sprawą owych czasów. Nawyki, które zostały nam narzucone, w ramach ogólnie przyjętych norm, wypaczają nasze naturalne postrzeganie świata. Kiedy zapytamy się, z czym kojarzy nam się granat, nasze myśli automatycznie wędrują ku militariom. Tymczasem jedyny granat, jaki powinien nam przyjść do głowy, to ten będący symbolem odrodzenia i płodności.

Granatowiec właściwy, bo o nim mowa, to owoc pochodzący z Persji i Mezopotamii, który od czasów starożytnych uznawany był za wyjątkowy dar ofiarowany ludziom. Doceniano jego wspaniały wpływ zarówno jako środka pielęgnacyjnego, na utrzymanie zdrowej i pięknej cery, jak i leczniczego, przy zwalczaniu bezpłodności i objawów starzenia się. Ciekawostką jest, że Europejczycy dowiedzieli się o istnieniu tego owocu z legend i baśni, niosących się z nieznanych im jeszcze wtedy lądów. W późniejszych czasach ludzie oszaleli na jego punkcie wzorując się na nim, podczas tworzenia królewskiego berła i korony europejskich władców. Wieść niesie również, że to właśnie granat, był owocem zakazanym w mitycznym, biblijnym raju. Dosyć jednak o legendach i opowieściach, czas sprawdzić, czym granat może nas zaskoczyć.

Właściwości granatu

Owoc zawiera w sobie witaminę A, B, C i E, substancje odżywcze, kwas foliowy, beta karoten, błonnik oraz białko. Jest źródłem przeciwutleniaczy, związków antyoksydacyjnych, odpowiedzialnych za eliminację tzw. „wolnych rodników”, które niszczą komórki naszego ciała. Dodatkowo są one idealnym środkiem zapobiegającym rozwijaniu się komórek rakowych. Sok z granatu przeciwdziała impotencji i obniża poziom antygenu gruczołu krokowego. Regularne spożywanie świeżego soku z owocu ma również pozytywny wpływ na serce i układ krążenia, zapobiega miażdżycy, redukuje nadciśnienie. Pomaga zredukować cholesterol zalegający w naczyniach krwionośnych i utrzymać równowagę hormonalną w organizmie. Zastosowanie wyciągu z granatu może przynieść efekty również przy chorobach wieńcowych i niedokrwiennych serca. Owoce granatu mają ponadto łagodzący wpływ na stan naszej psychiki. Niwelują skutki przemęczenia i stresu.

Domniemane właściwości

Granat jest nadal bardzo mało znanym owocem, o którym nie wiemy jeszcze wszystkiego. Cały czas trwają badania nad jego wpływem na funkcjonowanie ludzkiego organizmu. Według jednych z nich, spożywanie soku z owocu przez kobietę w ciąży, może wpływać ochronnie na stan płodu, zmniejszając tym samym ryzyko niedotlenienia i związane z tym komplikacje w postaci uszkodzeń mózgu, nienarodzonego dziecka. Granaty mogą również pomagać w procesie zrzucania zbędnych kilogramów, ale także w walce z nieustającym apetytem. Ponadto mogą wpływać na poprawę koncentracji, zapobieganie lub spowolnienie demencji i Alzheimera.

Granat jest źródłem wielu witamin i minerałów, posiada niezwykłe właściwości i szereg zastosowań, ale również, a dla niektórych przede wszystkim, jest wyjątkowo smacznym i orzeźwiającym owocem, który bez względu z jakich pobudek, powinien zagościć w naszych domach, będąc tym samym, stałym elementem naszego jadłospisu.

JEDYNY GRANAT, JAKI POWINIENEŚ ZNAĆ

Czasy, jakie są każdy widzi. Nie każdy dostrzega jednak, jakie spustoszenie w naszych głowach dzieje się za sprawą owych czasów. Nawyki, które zostały nam narzucone, w ramach ogólnie przyjętych norm, wypaczają nasze naturalne postrzeganie świata. Kiedy zapytamy się, z czym kojarzy nam się granat, nasze myśli automatycznie wędrują ku militariom. Tymczasem jedyny granat, jaki powinien nam przyjść do głowy, to ten będący symbolem odrodzenia i płodności.

Granatowiec właściwy, bo o nim mowa, to owoc pochodzący z Persji i Mezopotamii, który od czasów starożytnych uznawany był za wyjątkowy dar ofiarowany ludziom. Doceniano jego wspaniały wpływ zarówno jako środka pielęgnacyjnego, na utrzymanie zdrowej i pięknej cery, jak i leczniczego, przy zwalczaniu bezpłodności i objawów starzenia się. Ciekawostką jest, że Europejczycy dowiedzieli się o istnieniu tego owocu z legend i baśni, niosących się z nieznanych im jeszcze wtedy lądów. W późniejszych czasach ludzie oszaleli na jego punkcie wzorując się na nim, podczas tworzenia królewskiego berła i korony europejskich władców. Wieść niesie również, że to właśnie granat, był owocem zakazanym w mitycznym, biblijnym raju. Dosyć jednak o legendach i opowieściach, czas sprawdzić, czym granat może nas zaskoczyć.

Właściwości granatu

Owoc zawiera w sobie witaminę A, B, C i E, substancje odżywcze, kwas foliowy, beta karoten, błonnik oraz białko. Jest źródłem przeciwutleniaczy, związków antyoksydacyjnych, odpowiedzialnych za eliminację tzw. „wolnych rodników”, które niszczą komórki naszego ciała. Dodatkowo są one idealnym środkiem zapobiegającym rozwijaniu się komórek rakowych. Sok z granatu przeciwdziała impotencji i obniża poziom antygenu gruczołu krokowego. Regularne spożywanie świeżego soku z owocu ma również pozytywny wpływ na serce i układ krążenia, zapobiega miażdżycy, redukuje nadciśnienie. Pomaga zredukować cholesterol zalegający w naczyniach krwionośnych i utrzymać równowagę hormonalną w organizmie. Zastosowanie wyciągu z granatu może przynieść efekty również przy chorobach wieńcowych i niedokrwiennych serca. Owoce granatu mają ponadto łagodzący wpływ na stan naszej psychiki. Niwelują skutki przemęczenia i stresu.

Domniemane właściwości

Granat jest nadal bardzo mało znanym owocem, o którym nie wiemy jeszcze wszystkiego. Cały czas trwają badania nad jego wpływem na funkcjonowanie ludzkiego organizmu. Według jednych z nich, spożywanie soku z owocu przez kobietę w ciąży, może wpływać ochronnie na stan płodu, zmniejszając tym samym ryzyko niedotlenienia i związane z tym komplikacje w postaci uszkodzeń mózgu, nienarodzonego dziecka. Granaty mogą również pomagać w procesie zrzucania zbędnych kilogramów, ale także w walce z nieustającym apetytem. Ponadto mogą wpływać na poprawę koncentracji, zapobieganie lub spowolnienie demencji i Alzheimera.

Granat jest źródłem wielu witamin i minerałów, posiada niezwykłe właściwości i szereg zastosowań, ale również, a dla niektórych przede wszystkim, jest wyjątkowo smacznym i orzeźwiającym owocem, który bez względu z jakich pobudek, powinien zagościć w naszych domach, będąc tym samym, stałym elementem naszego jadłospisu.

Geniusze, którzy zawdzięczali inspirację narkotykom

Wszyscy wiemy, że narkotyki to samo zło i powinno się zakazać ich używania, a nawet mówienia o nich. Ale wielu wybitnych naukowców, polityków czy pisarzy stworzyło swoje dzieła będąc pod wpływem narkotyków.

Czytaj dalej →