Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

Szukaj


 

Znalazłem 24 takie materiały
Plan Dnia Szczęśliwego Człowieka – Budzisz się, otwierasz oczy, zaczyna się nowy dzień. Przed sobą masz 24 h – to bardzo dużo. Jak je wykorzystasz? Oto taktyka na zaliczenie dnia do udanych krok po kroku. Zacznij od stworzenia intencji, a potem?

1. Pobudka: stwórz intencję na dzień 

Zanim otworzysz oczy, wypowiedz życzenie na rozpoczynającą się dobę – pisze „elitedaily.com”. Możesz to zrobić w myślach. Czego sobie życzysz na dziś? Jak chciałbyś się dzisiaj czuć? Psychologiczne modele społeczno- poznawcze, dowodzą, że wyklarowana intencja znacznie zwiększa szansę urzeczywistnienia działania, a osoby, które mają cel częściej osiągają to, czego pragną. W Procesualnym Modelu Działań Zdrowotnych, który odnosi się m. in. do przestrzegania zdrowej diety czy aktywności fizycznej, intencja jest jednym z ważniejszych elementów fazy motywacyjnej. W uproszczeniu: stworzenie życzenia zwiększy twoją motywację. Odstąp od długoterminowych założeń: formułuj każdego dnia 24 – godzinne cele. Metodą małych kroków, przenosząc kamyk po kamyku jesteś w stanie przenieść górę, czego nigdy nie udałoby się zrobić na raz. Przykładowe intencje: dziś chcę pośmiać się z członkami rodziny, zdrowo się odżywiać, skończyć ważny projekt. Im bardziej sprecyzowane cele, tym większa szansa, że je zrealizujesz. Będziesz świadom, czego chcesz, do czego dążysz.

2. Wyobraź sobie w obrazach, co chcesz, żeby się działo
Jeszcze zanim wstaniesz, stwórz jak najwięcej obrazów w głowie dotyczących dopiero rozpoczynającego się dnia. Wyobraź sobie, że wszystko, czego sobie życzyłeś już się wydarzyło. Jak było? Pomyśl o tym, jak wykonujesz czynności, które zaplanowałeś. Zobacz np., jak siedzicie z rodziną wieczorem razem na kanapie, przytulacie się do siebie, robicie głupie miny, śmiejecie się, dzieci wchodzą ci na kolana. Albo jak przygotowujesz parującą, aromatyczną zupę na obiad lub siedząc za biurkiem, wypijasz intensywnie pomarańczowy sok marchwiowy. Zaangażuj jak najwięcej zmysłów. Co dokładnie widzisz w swojej wizji: jakie są tego kolory, kształty, jaki zapach czujesz? Słyszysz śmiech dziecka, a może błogą ciszę? Jakie to uczucie, gdy materiał ubrań, które masz na sobie dotyka twojej skóry? Jakie emocje to wszystko w tobie powoduje? Mózg nie rozróżnia wyobrażonych odczuć od rzeczywistości, więc dobierz wrażenia według potrzeb. Nastrój się więc na dobre fale. A teraz pora wstać.

3. Zrób plan i działaj

Od samego wyobrażania nie dzieją się działania. Weź odpowiedzialność za swoje marzenia. Nikt za ciebie nie zorganizuje dnia, które chciałbyś przeżyć: ani partner, ani rodzic, ani terapeuta czy coach. Żeby mieć to, czego chcesz, musisz po to sięgnąć. Czyli: włożyć wysiłek w  realizację celu. Po to masz te 24 h. Marzysz o własnym blogu? Żeby się urzeczywistnił, musisz go założyć. Chcesz lepiej się odżywiać? Nie stanie się to od czytania o dietach, przegryzając ciasto czekoladowe. Podstawą zmiany jest działanie. Twoje działanie. Dziś to zawsze najlepszy moment na pierwszy krok. Jutro najlepiej się nadaje na kroki kolejne.
Potrzebny może być ci plan. Weź kartkę, wypisz, co chcesz zrobić, jakie kroki się na to składają, kiedy zajmiesz się którym z nich, ile zajmie ci to czasu, jakich informacji jeszcze potrzebujesz, gdzie możesz je zdobyć. Dobry plan to ten osadzony w twoim kalendarzu, w konkretnych godzinach i zakładające realistyczne, a nie przerastające twoje możliwości, działania.

4. Naucz się przebywać ze swoim cierpieniem

Wychodzisz z domu i okazuje się, że rzeczywistość nie jest wcale taka łatwa jak byś sobie tego życzył? Po porannym zadowoleniu, dopada cię frustracja, chciałbyś, żeby ten dyskomfort zniknął?
Nie możemy być naprawdę szczęśliwymi, jeśli nie nauczymy się być ze swoim cierpieniem ? twierdzą mistrzowie Wchodu. Tak, wcale nie ze szczęściem, a cierpieniem. W końcu jedno bez drugiego nie istnieje. Zastanów się, jaką relację masz z tym, co w tobie jest? Czy godzisz się tylko na miłe doznania, czy idziesz krok dalej i otwierasz się na złożoność ludzkiej egzystencji.
To, w jakim kontakcie jesteś z cierpiącą częścią siebie pokazują twoje reakcje na cierpienie innych. Ktoś bliski przeżywa kryzys? Mówisz „nie płacz”, „będzie lepiej”, „przestań się smucić” czy po prostu jesteś obok, wspierasz, pozwalasz się wygadać. Twoja reakcja prawdopodobnie odzwierciedla zachowania podejmowane przez ciebie wobec własnego cierpienia. Jeśli wewnętrzne cierpienie tli się w tobie w tle dnia powszedniego zamiast je negować, zobacz, jak to jest ich doświadczać. Stwórz temu przestrzeń, obdarz swój stan serdecznym współczuciem. Staraj się nie mylić akceptacji z umartwianiem.

5. Rób sobie przyjemności – potrzebujesz emocjonalnej słodyczy
 „Z zakamarków życia wziąć, to co chcę. Dziś wiem, życie cudem jest. Co chcę, mogę z niego mieć” – śpiewał zespół „DeSu”. Jeśli rezygnujesz z robienia sobie prezentów, odbierasz sobie sporo frajdy, a nie jesteś przecież męczennikiem. Zrób sobie dzień dziecka (jako stałe podejście do życia na co dzień) lub choćby poranek, wieczór, popołudnie zachcianek. Troszcz się o siebie, rozpieszczaj: przygotuj dobre śniadanie, weź gorący prysznic, posiedź chwilę nad gazetą. Siedzisz w pracy? Zaparz aromatyczną kawę, puść ulubioną muzykę. Masz ochotę na spacer? Wróć z pracy pieszo przez park. Marzysz o dobrej książce? Zahacz o bibliotekę. Szukaj możliwości realizacji swoich „widzimisię”. Codzienność, jak dobra potrawa, potrzebuje do pełni wszystkich smaków: również słodyczy. Psycholodzy uważają, że osoby, które mają mało słodyczy emocjonalnej w życiu często rekompensują to sobie, jedząc większe ilości słodyczy. Masz wzmożony apetyt na słodkości? Być może zbyt mało jest przyjemności w twoim życiu.

6. Uśmiechaj się, dziękuj, mówi komplementy

Masz wpływ na atmosferę w swoim otoczeniu. Zarażaj osoby w koło serdecznością. Uśmiechaj się do napotykanych osób: domowników, współpracowników, przechodniów. Nigdy nie wiadomo, jak ten niby nieznaczący gest wpłynie na drugiego człowieka – zwraca uwagę „elitedaily.com”. I przede wszystkim na ciebie samego.
Postaraj się dziś więcej doceniać bliskich niż ich krytykować i dogryzać. Skup się na tym, za co jesteś im wdzięczny i mów im o tym. Powiedz dziś „dziękuje” przynajmniej 5 razy. Pamiętaj, aby rozwinąć swoją wypowiedź i poinformować daną osobę, za co dziękujesz. Znajdź coś, co w niej lubisz, powiedz jej o tym.  Do partnera możesz powiedzieć: „Dziękuję, że zrobiłeś mi kawę. Bardzo mi smakuje, kiedy ją parzysz”, „Dziękuję, że zająłeś się dziećmi, kiedy byłam u fryzjera. Świetnie się z nimi dogadujesz”. Do współpracownika: „jestem wdzięczna, że pomogłeś mi przy tej prezentacji. Imponuje mi twoja pomysłowość”. Do sprzedawczyni  w lokalnym warzywniaku: „zawsze wybiera mi pani ładniejsze sztuki owoców. Taka sprzedawczyni to skarb!”. Cokolwiek mówisz, ważne, żeby to była prawda. Jeśli na koniec masz ochotę powiedzieć „ale” i dodać uszczypliwość, ugryź się w język i postaw kropkę. Uśmiech, wdzięczność i dobre słowo mnożą się, gdy się je dzieli. Gdy je dajesz bez oczekiwania rewanżu, wracają jak bumerang.

Na tyle na ile to możliwe, otaczaj się ludźmi z dobrą energią, w obecności których czujesz się dobrze i unikaj tych, w których obecności czujesz się wyczerpany i bezwartościowy.

7. Zrób coś, czego jeszcze nie robiłeś
 
Przełam rutynę, każdego dnia zrób coś nowego. Masz pełen przekrój możliwości: od skoku na spadochronie dla lubiących adrenalinę poprzez zapisanie się na lekcję obcego języka aż po powrót do domu inną niż zazwyczaj drogą, zmianę słuchanej stacji radiowej czy spróbowanie nieznanej potrawy.
Kurs tańca, wycieczka w piękny zakątek ? zastanów się, czego chciałbyś doświadczyć, żeby potem móc to wspominać? Niemal 10 lat badań wskazuje, że ludzie są szczęśliwsi, gdy wydają swoje pieniądze raczej na doświadczenia życiowe niż rzeczy materialne ? pisze Ryan T. Howell, profesor psychologii na San Fransisco State University w „Psychology Today”. Możesz sporządzić też plan, który nie wiąże się z wydatkami. Większość płatnych opcji ma też swoje „nisko budżetowe” odpowiedniki, więc nie tłumacz się brakiem finansów. Np. naukę tańca możesz zacząć przez internet, wzroując się na filmach instruktażowych zamieszczonych na „youtube” już dziś. Dobrej zabawy!

8. Odhaczaj zrealizowane podpunkty
 
Pamiętasz plan zadań wspomniany na początku powyższej listy. Nie trać go z oczu w ciągu dnia. Sprawdzaj od czasu do czasu, co już wykonałeś, a co jeszcze jest do zrealizowania. Ważne: podpunkty wykonane koniecznie odhaczaj. Udowodniono, że czynność wykreślania wykonanych zadań powoduje wydzielanie endorfin, hormonów peptydowych wprawiających nas w stań zadowolenia, a nawet euforii. Prawdopodobnie rośnie też twoje poczucie własnej skuteczności.

Aby mieć więcej do wykreślania (oraz lepszy wgląd na kolejność działań), możesz w swojej liście rozbić większe zadania na mniejsze czynności składowe. Czyli zamiast napisać „naprawić zlew”, zamieścić podpunkty: „poszukać fachowca”, „zadzwonić i umówić się”, „dozorować naprawę”.

9. Podsumowanie dnia: zrób listę rzeczy, które ci się udały
 
Cały dzień za tobą, powoli zbierasz się do spania? Czas na krótkie podsumowanie minionego dnia. Nie ma być to jednak lista plusów i minusów. Obiektywizm wsadź do kieszeni. Stwórz mentalną listę rzeczy, które ci się dzisiaj udały, które cię uszczęśliwiły, za które jesteś wdzięczny. To mogą być zarówno małe, jak i wielkie sprawy. Podziękuj sobie za wszystko, co zrobiłeś, za swoje starania i wysiłek, doceń siebie. Takie podsumowanie pozwoli ci się pozbyć nagromadzonych resztek stresu z dnia, przygotuje do snu i da motywację do wcielenia jeszcze większej liczby uszczęśliwiających czynności dnia następnego. Dobrej nocy!

Autorka artykułu: Małgorzata Skorupa – dziennikarka, redaktorka serwisu Zdrowie.gazeta.pl, psycholog, konsultantka Telefonu Zaufania dla Osób Dorosłych w Kryzysie Emocjonalnym przy Instytucie Psychologii Zdrowia Polskiego Towarzystwa Psychologicznego w Warszawie. Autorka wielu publikacji z zakresu rozwoju osobistego oraz zdrowego stylu życia.

 /         zdrowie.gazeta.pl        /

Plan Dnia Szczęśliwego Człowieka

Budzisz się, otwierasz oczy, zaczyna się nowy dzień. Przed sobą masz 24 h – to bardzo dużo. Jak je wykorzystasz? Oto taktyka na zaliczenie dnia do udanych krok po kroku. Zacznij od stworzenia intencji, a potem?

1. Pobudka: stwórz intencję na dzień

Zanim otworzysz oczy, wypowiedz życzenie na rozpoczynającą się dobę – pisze „elitedaily.com”. Możesz to zrobić w myślach. Czego sobie życzysz na dziś? Jak chciałbyś się dzisiaj czuć? Psychologiczne modele społeczno- poznawcze, dowodzą, że wyklarowana intencja znacznie zwiększa szansę urzeczywistnienia działania, a osoby, które mają cel częściej osiągają to, czego pragną. W Procesualnym Modelu Działań Zdrowotnych, który odnosi się m. in. do przestrzegania zdrowej diety czy aktywności fizycznej, intencja jest jednym z ważniejszych elementów fazy motywacyjnej. W uproszczeniu: stworzenie życzenia zwiększy twoją motywację. Odstąp od długoterminowych założeń: formułuj każdego dnia 24 – godzinne cele. Metodą małych kroków, przenosząc kamyk po kamyku jesteś w stanie przenieść górę, czego nigdy nie udałoby się zrobić na raz. Przykładowe intencje: dziś chcę pośmiać się z członkami rodziny, zdrowo się odżywiać, skończyć ważny projekt. Im bardziej sprecyzowane cele, tym większa szansa, że je zrealizujesz. Będziesz świadom, czego chcesz, do czego dążysz.

2. Wyobraź sobie w obrazach, co chcesz, żeby się działo
Jeszcze zanim wstaniesz, stwórz jak najwięcej obrazów w głowie dotyczących dopiero rozpoczynającego się dnia. Wyobraź sobie, że wszystko, czego sobie życzyłeś już się wydarzyło. Jak było? Pomyśl o tym, jak wykonujesz czynności, które zaplanowałeś. Zobacz np., jak siedzicie z rodziną wieczorem razem na kanapie, przytulacie się do siebie, robicie głupie miny, śmiejecie się, dzieci wchodzą ci na kolana. Albo jak przygotowujesz parującą, aromatyczną zupę na obiad lub siedząc za biurkiem, wypijasz intensywnie pomarańczowy sok marchwiowy. Zaangażuj jak najwięcej zmysłów. Co dokładnie widzisz w swojej wizji: jakie są tego kolory, kształty, jaki zapach czujesz? Słyszysz śmiech dziecka, a może błogą ciszę? Jakie to uczucie, gdy materiał ubrań, które masz na sobie dotyka twojej skóry? Jakie emocje to wszystko w tobie powoduje? Mózg nie rozróżnia wyobrażonych odczuć od rzeczywistości, więc dobierz wrażenia według potrzeb. Nastrój się więc na dobre fale. A teraz pora wstać.

3. Zrób plan i działaj

Od samego wyobrażania nie dzieją się działania. Weź odpowiedzialność za swoje marzenia. Nikt za ciebie nie zorganizuje dnia, które chciałbyś przeżyć: ani partner, ani rodzic, ani terapeuta czy coach. Żeby mieć to, czego chcesz, musisz po to sięgnąć. Czyli: włożyć wysiłek w realizację celu. Po to masz te 24 h. Marzysz o własnym blogu? Żeby się urzeczywistnił, musisz go założyć. Chcesz lepiej się odżywiać? Nie stanie się to od czytania o dietach, przegryzając ciasto czekoladowe. Podstawą zmiany jest działanie. Twoje działanie. Dziś to zawsze najlepszy moment na pierwszy krok. Jutro najlepiej się nadaje na kroki kolejne.
Potrzebny może być ci plan. Weź kartkę, wypisz, co chcesz zrobić, jakie kroki się na to składają, kiedy zajmiesz się którym z nich, ile zajmie ci to czasu, jakich informacji jeszcze potrzebujesz, gdzie możesz je zdobyć. Dobry plan to ten osadzony w twoim kalendarzu, w konkretnych godzinach i zakładające realistyczne, a nie przerastające twoje możliwości, działania.

4. Naucz się przebywać ze swoim cierpieniem

Wychodzisz z domu i okazuje się, że rzeczywistość nie jest wcale taka łatwa jak byś sobie tego życzył? Po porannym zadowoleniu, dopada cię frustracja, chciałbyś, żeby ten dyskomfort zniknął?
Nie możemy być naprawdę szczęśliwymi, jeśli nie nauczymy się być ze swoim cierpieniem ? twierdzą mistrzowie Wchodu. Tak, wcale nie ze szczęściem, a cierpieniem. W końcu jedno bez drugiego nie istnieje. Zastanów się, jaką relację masz z tym, co w tobie jest? Czy godzisz się tylko na miłe doznania, czy idziesz krok dalej i otwierasz się na złożoność ludzkiej egzystencji.
To, w jakim kontakcie jesteś z cierpiącą częścią siebie pokazują twoje reakcje na cierpienie innych. Ktoś bliski przeżywa kryzys? Mówisz „nie płacz”, „będzie lepiej”, „przestań się smucić” czy po prostu jesteś obok, wspierasz, pozwalasz się wygadać. Twoja reakcja prawdopodobnie odzwierciedla zachowania podejmowane przez ciebie wobec własnego cierpienia. Jeśli wewnętrzne cierpienie tli się w tobie w tle dnia powszedniego zamiast je negować, zobacz, jak to jest ich doświadczać. Stwórz temu przestrzeń, obdarz swój stan serdecznym współczuciem. Staraj się nie mylić akceptacji z umartwianiem.

5. Rób sobie przyjemności – potrzebujesz emocjonalnej słodyczy
„Z zakamarków życia wziąć, to co chcę. Dziś wiem, życie cudem jest. Co chcę, mogę z niego mieć” – śpiewał zespół „DeSu”. Jeśli rezygnujesz z robienia sobie prezentów, odbierasz sobie sporo frajdy, a nie jesteś przecież męczennikiem. Zrób sobie dzień dziecka (jako stałe podejście do życia na co dzień) lub choćby poranek, wieczór, popołudnie zachcianek. Troszcz się o siebie, rozpieszczaj: przygotuj dobre śniadanie, weź gorący prysznic, posiedź chwilę nad gazetą. Siedzisz w pracy? Zaparz aromatyczną kawę, puść ulubioną muzykę. Masz ochotę na spacer? Wróć z pracy pieszo przez park. Marzysz o dobrej książce? Zahacz o bibliotekę. Szukaj możliwości realizacji swoich „widzimisię”. Codzienność, jak dobra potrawa, potrzebuje do pełni wszystkich smaków: również słodyczy. Psycholodzy uważają, że osoby, które mają mało słodyczy emocjonalnej w życiu często rekompensują to sobie, jedząc większe ilości słodyczy. Masz wzmożony apetyt na słodkości? Być może zbyt mało jest przyjemności w twoim życiu.

6. Uśmiechaj się, dziękuj, mówi komplementy

Masz wpływ na atmosferę w swoim otoczeniu. Zarażaj osoby w koło serdecznością. Uśmiechaj się do napotykanych osób: domowników, współpracowników, przechodniów. Nigdy nie wiadomo, jak ten niby nieznaczący gest wpłynie na drugiego człowieka – zwraca uwagę „elitedaily.com”. I przede wszystkim na ciebie samego.
Postaraj się dziś więcej doceniać bliskich niż ich krytykować i dogryzać. Skup się na tym, za co jesteś im wdzięczny i mów im o tym. Powiedz dziś „dziękuje” przynajmniej 5 razy. Pamiętaj, aby rozwinąć swoją wypowiedź i poinformować daną osobę, za co dziękujesz. Znajdź coś, co w niej lubisz, powiedz jej o tym. Do partnera możesz powiedzieć: „Dziękuję, że zrobiłeś mi kawę. Bardzo mi smakuje, kiedy ją parzysz”, „Dziękuję, że zająłeś się dziećmi, kiedy byłam u fryzjera. Świetnie się z nimi dogadujesz”. Do współpracownika: „jestem wdzięczna, że pomogłeś mi przy tej prezentacji. Imponuje mi twoja pomysłowość”. Do sprzedawczyni w lokalnym warzywniaku: „zawsze wybiera mi pani ładniejsze sztuki owoców. Taka sprzedawczyni to skarb!”. Cokolwiek mówisz, ważne, żeby to była prawda. Jeśli na koniec masz ochotę powiedzieć „ale” i dodać uszczypliwość, ugryź się w język i postaw kropkę. Uśmiech, wdzięczność i dobre słowo mnożą się, gdy się je dzieli. Gdy je dajesz bez oczekiwania rewanżu, wracają jak bumerang.

Na tyle na ile to możliwe, otaczaj się ludźmi z dobrą energią, w obecności których czujesz się dobrze i unikaj tych, w których obecności czujesz się wyczerpany i bezwartościowy.

7. Zrób coś, czego jeszcze nie robiłeś

Przełam rutynę, każdego dnia zrób coś nowego. Masz pełen przekrój możliwości: od skoku na spadochronie dla lubiących adrenalinę poprzez zapisanie się na lekcję obcego języka aż po powrót do domu inną niż zazwyczaj drogą, zmianę słuchanej stacji radiowej czy spróbowanie nieznanej potrawy.
Kurs tańca, wycieczka w piękny zakątek ? zastanów się, czego chciałbyś doświadczyć, żeby potem móc to wspominać? Niemal 10 lat badań wskazuje, że ludzie są szczęśliwsi, gdy wydają swoje pieniądze raczej na doświadczenia życiowe niż rzeczy materialne ? pisze Ryan T. Howell, profesor psychologii na San Fransisco State University w „Psychology Today”. Możesz sporządzić też plan, który nie wiąże się z wydatkami. Większość płatnych opcji ma też swoje „nisko budżetowe” odpowiedniki, więc nie tłumacz się brakiem finansów. Np. naukę tańca możesz zacząć przez internet, wzroując się na filmach instruktażowych zamieszczonych na „youtube” już dziś. Dobrej zabawy!

8. Odhaczaj zrealizowane podpunkty

Pamiętasz plan zadań wspomniany na początku powyższej listy. Nie trać go z oczu w ciągu dnia. Sprawdzaj od czasu do czasu, co już wykonałeś, a co jeszcze jest do zrealizowania. Ważne: podpunkty wykonane koniecznie odhaczaj. Udowodniono, że czynność wykreślania wykonanych zadań powoduje wydzielanie endorfin, hormonów peptydowych wprawiających nas w stań zadowolenia, a nawet euforii. Prawdopodobnie rośnie też twoje poczucie własnej skuteczności.

Aby mieć więcej do wykreślania (oraz lepszy wgląd na kolejność działań), możesz w swojej liście rozbić większe zadania na mniejsze czynności składowe. Czyli zamiast napisać „naprawić zlew”, zamieścić podpunkty: „poszukać fachowca”, „zadzwonić i umówić się”, „dozorować naprawę”.

9. Podsumowanie dnia: zrób listę rzeczy, które ci się udały

Cały dzień za tobą, powoli zbierasz się do spania? Czas na krótkie podsumowanie minionego dnia. Nie ma być to jednak lista plusów i minusów. Obiektywizm wsadź do kieszeni. Stwórz mentalną listę rzeczy, które ci się dzisiaj udały, które cię uszczęśliwiły, za które jesteś wdzięczny. To mogą być zarówno małe, jak i wielkie sprawy. Podziękuj sobie za wszystko, co zrobiłeś, za swoje starania i wysiłek, doceń siebie. Takie podsumowanie pozwoli ci się pozbyć nagromadzonych resztek stresu z dnia, przygotuje do snu i da motywację do wcielenia jeszcze większej liczby uszczęśliwiających czynności dnia następnego. Dobrej nocy!

Autorka artykułu: Małgorzata Skorupa – dziennikarka, redaktorka serwisu Zdrowie.gazeta.pl, psycholog, konsultantka Telefonu Zaufania dla Osób Dorosłych w Kryzysie Emocjonalnym przy Instytucie Psychologii Zdrowia Polskiego Towarzystwa Psychologicznego w Warszawie. Autorka wielu publikacji z zakresu rozwoju osobistego oraz zdrowego stylu życia.

/ zdrowie.gazeta.pl /

Jezioro Aralskie – Jezioro Aralskie – bezodpływowe, reliktowe, słone jezioro w Kazachstanie i Uzbekistanie, które de facto zanikło na skutek ludzkiej działalności. W jego miejscu znajdują się obecnie cztery oddzielne zbiorniki: Jezioro Północnoaralskie, jezioro (dawna zatoka) Tuszczybas, oraz basen południowo-zachodni i południowo-wschodni. Basen południowo-wschodni jest płytki, bardzo silnie zasolony i okresowo wysycha.

W latach 60. XX w. było to czwarte pod względem powierzchni jezioro na Ziemi. Od tego czasu stale kurczy się z powodu odprowadzania wody z zasilających jezioro rzek Amu-daria i Syr-daria w celach irygacyjnych. Już w roku 1918 władze radzieckie zdecydowały, że na suchych połaciach Kazachskiej SRR, Uzbeckiej SRR i Turkmeńskiej SRR, wzdłuż Amu-darii i Syr-darii uprawiana będzie na wielką skalę bawełna, która ma się stać "białym złotem", podstawą ekonomii tych republik. W wyniku tych działań republika uzbecka wkrótce stała się (i do dziś Uzbekistan pozostaje) największym eksporterem bawełny na świecie. Jednocześnie w regionie doszło do jednej z największych katastrof ekologicznych w historii ludzkości.

Budowa kanałów przecinających pustynne obszary Kara-kum prowadzona była na wielką skalę od lat 30., przez pierwsze dziesięciolecia całkowicie wbrew wszelkim zasadom sztuki hydrologicznej. W rezultacie aż od 30 do 70% wody, odbieranej rzekom Syr-daria i Amu-daria bezpowrotnie wsiąkało w glebę lub parowało, nie docierając ani do upraw, ani do jeziora. Szacuje się, że do 1960 od 20 do 50 km³ wody zamiast zasilić jezioro - wsiąkło w ziemię. Nawet do dziś tylko 12% długości kanałów nawadniających uszczelniono i zabezpieczono przed stratami wody. Część wód Amu-darii trafia ponadto do znajdującej się na zachód od rzeki Kotliny Sarykamyskiej, gdzie wypełnia, powstałe w niej w ciągu XX wieku, słone Jezioro Sarykamyskie.
Na nowo powstałej pustyni można spotkać statki - nawet kilkadziesiąt kilometrów od dzisiejszego brzegu

Od lat 60. poziom wody w Jeziorze Aralskim zaczął systematycznie opadać w tempie około 20 cm rocznie. W następnej dekadzie już 50-60 cm rocznie, potem nadal przyspieszył i dziś wynosi nawet 80-90 cm rocznie. W 1960 powierzchnia jeziora wynosiła 68,5 tys. km² (niemal tyle, co powierzchnia Republiki Irlandii), do roku 2009 powierzchnia jeziora zmniejszyła się o 4/5, do 13,5 tys. km². W 1960 jezioro było czwartym co do wielkości na świecie, obecnie spadło na szesnaste miejsce. Zanikanie wód jeziora doprowadziło do jednej z największych katastrof ekologicznych na obszarze byłego ZSRR, co nie było zresztą żadnym zaskoczeniem dla władz sowieckich, którym raporty o przewidywanym wyschnięciu jeziora przedstawiono już wiele lat wcześniej. Przeważyła jednak irracjonalna teza, że powstanie i istnienie jeziora Aralskiego jest "oczywistą pomyłką natury", i że bieżące potrzeby społeczeństwa sowieckiego Uzbekistanu są ważniejsze od opinii ekologów. Wykorzystanie wód Amu-darii i Syr-darii do nawadniania rosło więc nadal mimo obserwowanego zanikania jeziora i w okresie między 1960 a 1980 rokiem podwoiło się. W tym samym czasie podwoiła się też skala produkcji uzbeckiej bawełny. Woda z Amu-darii i Syr-darii wykorzystywana jest nie tylko do upraw bawełny ale i ryżu. Na terenach niemal pustynnych zakładano plantacje monokultur roślin o gigantycznym zapotrzebowaniu wody. Irracjonalna gospodarka rolno-spożywcza i wodna (na utrzymanie sieci kanałów w czasach ZSRR wydawano około 25$/ha, obecnie 1,5$ - 10$) doprowadziła do zahamowania zasilania z rzek.
Udział dostaw wody z Syr-darii i Amu-Daii (zasilanie powierzchniowe), zasilania podziemnego i wielkość parowania z powierzchni jeziora w ogólnym bilansie wodnym Jeziora Aralskiego.

Wzrost produkcji bawełny nie kalkulował się jednak z kosztami. Już w latach osiemdziesiątych załamał się przemysł przetwórstwa rybnego w Aralsku. Niemal wszystkie organizmy zamieszkujące wody Jeziora Aralskiego wymarły na skutek drastycznego wzrostu zasolenia. Źródło utrzymania większości mieszkańców regionu - ryby - przestało istnieć. Szacuje się, że koszty zapaści gospodarki rolno-spożywczej i turystyki, a przede wszystkim pomoc humanitarna to średnio dwa miliardy dolarów rocznie.

Również co najmniej od lat 60. XX w. na znajdującej się na Jeziorze Aralskim wyspie Wozrożdienija (Odrodzenia) znajdował się sowiecki tajny poligon broni biologicznej. Z powodu stale postępującego wysychania jeziora, mniej więcej pomiędzy czerwcem 2000 a czerwcem 2001 zanikł pas wody dzielący południowy brzeg wyspy od terytorium Uzbekistanu. Od tego czasu żyjące w tym rejonie zwierzęta lądowe mogą bez przeszkód przemieszczać się pomiędzy byłym poligonem a otaczającym go lądem stałym, co w istotny sposób zwiększa niebezpieczeństwo niekontrolowanego i niedającego się przewidzieć rozprzestrzeniania z porzuconych laboratoriów nieznanych szczepów groźnych drobnoustrojów. W 2002 roku została przeprowadzona ekspedycja, w wyniku której zneutralizowano 100-200 ton pozostawionego tam wąglika.

Nowo powstała pustynia Aral-kum, zajmująca obszar dawnego dna jeziora, jest skażona środkami ochrony roślin spłukiwanymi z pól przez kanały nawadniające. W rejonie tym wieją silne wiatry zachodnie, które przenoszą pył i zanieczyszczenia na odległość tysięcy kilometrów. Na obszarze wyschniętej misy jeziornej i okolicach występują burze solne - na podobieństwo burz piaskowych przenoszą drobinki soli na ogromne odległości. Przyczynia się to do rozszerzania się strefy pustynnej, niszczenia upraw oraz ogromnej zachorowalności na raka układu oddechowego, schorzenia wzroku i zmiany skórne.


Porównanie: wygląd Jeziora Aralskiego w ciągu ostatnich lat:

http://rebelianci.org/486573/Jezioro-Aralskie

Jezioro Aralskie

Jezioro Aralskie – bezodpływowe, reliktowe, słone jezioro w Kazachstanie i Uzbekistanie, które de facto zanikło na skutek ludzkiej działalności. W jego miejscu znajdują się obecnie cztery oddzielne zbiorniki: Jezioro Północnoaralskie, jezioro (dawna zatoka) Tuszczybas, oraz basen południowo-zachodni i południowo-wschodni. Basen południowo-wschodni jest płytki, bardzo silnie zasolony i okresowo wysycha.

W latach 60. XX w. było to czwarte pod względem powierzchni jezioro na Ziemi. Od tego czasu stale kurczy się z powodu odprowadzania wody z zasilających jezioro rzek Amu-daria i Syr-daria w celach irygacyjnych. Już w roku 1918 władze radzieckie zdecydowały, że na suchych połaciach Kazachskiej SRR, Uzbeckiej SRR i Turkmeńskiej SRR, wzdłuż Amu-darii i Syr-darii uprawiana będzie na wielką skalę bawełna, która ma się stać "białym złotem", podstawą ekonomii tych republik. W wyniku tych działań republika uzbecka wkrótce stała się (i do dziś Uzbekistan pozostaje) największym eksporterem bawełny na świecie. Jednocześnie w regionie doszło do jednej z największych katastrof ekologicznych w historii ludzkości.

Budowa kanałów przecinających pustynne obszary Kara-kum prowadzona była na wielką skalę od lat 30., przez pierwsze dziesięciolecia całkowicie wbrew wszelkim zasadom sztuki hydrologicznej. W rezultacie aż od 30 do 70% wody, odbieranej rzekom Syr-daria i Amu-daria bezpowrotnie wsiąkało w glebę lub parowało, nie docierając ani do upraw, ani do jeziora. Szacuje się, że do 1960 od 20 do 50 km³ wody zamiast zasilić jezioro - wsiąkło w ziemię. Nawet do dziś tylko 12% długości kanałów nawadniających uszczelniono i zabezpieczono przed stratami wody. Część wód Amu-darii trafia ponadto do znajdującej się na zachód od rzeki Kotliny Sarykamyskiej, gdzie wypełnia, powstałe w niej w ciągu XX wieku, słone Jezioro Sarykamyskie.
Na nowo powstałej pustyni można spotkać statki - nawet kilkadziesiąt kilometrów od dzisiejszego brzegu

Od lat 60. poziom wody w Jeziorze Aralskim zaczął systematycznie opadać w tempie około 20 cm rocznie. W następnej dekadzie już 50-60 cm rocznie, potem nadal przyspieszył i dziś wynosi nawet 80-90 cm rocznie. W 1960 powierzchnia jeziora wynosiła 68,5 tys. km² (niemal tyle, co powierzchnia Republiki Irlandii), do roku 2009 powierzchnia jeziora zmniejszyła się o 4/5, do 13,5 tys. km². W 1960 jezioro było czwartym co do wielkości na świecie, obecnie spadło na szesnaste miejsce. Zanikanie wód jeziora doprowadziło do jednej z największych katastrof ekologicznych na obszarze byłego ZSRR, co nie było zresztą żadnym zaskoczeniem dla władz sowieckich, którym raporty o przewidywanym wyschnięciu jeziora przedstawiono już wiele lat wcześniej. Przeważyła jednak irracjonalna teza, że powstanie i istnienie jeziora Aralskiego jest "oczywistą pomyłką natury", i że bieżące potrzeby społeczeństwa sowieckiego Uzbekistanu są ważniejsze od opinii ekologów. Wykorzystanie wód Amu-darii i Syr-darii do nawadniania rosło więc nadal mimo obserwowanego zanikania jeziora i w okresie między 1960 a 1980 rokiem podwoiło się. W tym samym czasie podwoiła się też skala produkcji uzbeckiej bawełny. Woda z Amu-darii i Syr-darii wykorzystywana jest nie tylko do upraw bawełny ale i ryżu. Na terenach niemal pustynnych zakładano plantacje monokultur roślin o gigantycznym zapotrzebowaniu wody. Irracjonalna gospodarka rolno-spożywcza i wodna (na utrzymanie sieci kanałów w czasach ZSRR wydawano około 25$/ha, obecnie 1,5$ - 10$) doprowadziła do zahamowania zasilania z rzek.
Udział dostaw wody z Syr-darii i Amu-Daii (zasilanie powierzchniowe), zasilania podziemnego i wielkość parowania z powierzchni jeziora w ogólnym bilansie wodnym Jeziora Aralskiego.

Wzrost produkcji bawełny nie kalkulował się jednak z kosztami. Już w latach osiemdziesiątych załamał się przemysł przetwórstwa rybnego w Aralsku. Niemal wszystkie organizmy zamieszkujące wody Jeziora Aralskiego wymarły na skutek drastycznego wzrostu zasolenia. Źródło utrzymania większości mieszkańców regionu - ryby - przestało istnieć. Szacuje się, że koszty zapaści gospodarki rolno-spożywczej i turystyki, a przede wszystkim pomoc humanitarna to średnio dwa miliardy dolarów rocznie.

Również co najmniej od lat 60. XX w. na znajdującej się na Jeziorze Aralskim wyspie Wozrożdienija (Odrodzenia) znajdował się sowiecki tajny poligon broni biologicznej. Z powodu stale postępującego wysychania jeziora, mniej więcej pomiędzy czerwcem 2000 a czerwcem 2001 zanikł pas wody dzielący południowy brzeg wyspy od terytorium Uzbekistanu. Od tego czasu żyjące w tym rejonie zwierzęta lądowe mogą bez przeszkód przemieszczać się pomiędzy byłym poligonem a otaczającym go lądem stałym, co w istotny sposób zwiększa niebezpieczeństwo niekontrolowanego i niedającego się przewidzieć rozprzestrzeniania z porzuconych laboratoriów nieznanych szczepów groźnych drobnoustrojów. W 2002 roku została przeprowadzona ekspedycja, w wyniku której zneutralizowano 100-200 ton pozostawionego tam wąglika.

Nowo powstała pustynia Aral-kum, zajmująca obszar dawnego dna jeziora, jest skażona środkami ochrony roślin spłukiwanymi z pól przez kanały nawadniające. W rejonie tym wieją silne wiatry zachodnie, które przenoszą pył i zanieczyszczenia na odległość tysięcy kilometrów. Na obszarze wyschniętej misy jeziornej i okolicach występują burze solne - na podobieństwo burz piaskowych przenoszą drobinki soli na ogromne odległości. Przyczynia się to do rozszerzania się strefy pustynnej, niszczenia upraw oraz ogromnej zachorowalności na raka układu oddechowego, schorzenia wzroku i zmiany skórne.


Porównanie: wygląd Jeziora Aralskiego w ciągu ostatnich lat:

http://rebelianci.org/486573/Jezioro-Aralskie

Źródło: http://wikipedia.pl
Wampiry energetyczne i sposób na nie. – Cytuję: „Słyszy się czasem o ludziach zwanych wampirami energetycznymi.Jak ich poznać?Jak nie pozwolić aby wyssali z nas całą pozytywną energię?

Wampiry, stworzenia zrodzone z nocy i krwi. Ich jedynym celem jest wyssanie twojej krwi, aby żyć wiecznie. Zwykle przedstawiane jako seksowni mężczyźni oraz ponętne kobiety, którym nie można się oprzeć. Mit, powiesz, fantazja ludzka. Może w tej mrocznej postaci pijącej krew, owszem. Ale ja znam wampiry, które są nie mniej groźne, a których nie da się rozpoznać. Kryją się, nie pod osłoną nocy i nie zabija ich światło słoneczne, ani o dziwo woń czosnku. To demony w ludzkiej postaci, które żywią się twoim kosztem tyle, że zdajesz sobie sprawę zazwyczaj kiedy jest już za późno, kiedy wyssą już z ciebie ostatnie krople radości i szczęścia. One żywią się twoją energią, żerują na twoich sukcesach i nigdy nie pozwolą ci zapomnieć o poczuciu winy, gdyby jakimś cudem udało ci się osiągnąć cel.

Nieszczęśliwi maruderzy

Miałam kiedyś znajomego, który nigdy, ale to nigdy nie bywał szczęśliwy. Zawsze było coś na rzeczy. Mógł godzinami, z namaszczeniem opowiadać, jak jest ciężko, jak nic się nie udaje, jak inni mają lepiej. Na moje pytanie co robi aby poprawić swój byt, odpowiadał, że i tak nic nie ma sensu bo się nie uda. Po każdym spotkaniu potrzebowałam czasu aby dojść do siebie. Bo po takim praniu mózgu sama zaczynałam wierzyć, że faktycznie nic nie ma sensu.

Wampiry energetyczne, lub też toksyczni ludzie zarażają cię swoim czarnowidztwem. Jeśli żyjemy z nimi na co dzień, sytuacja staje się poważna, bo nie masz kiedy naładować się dobrą energią. Ty zaczynasz  się martwić, a oni są w swoim żywiole.

Amatorzy cudzego sukcesu

Udało ci się! Osiągnąłeś coś z czego jesteś dumny, ale, momencik! Zaraz! Oklaski zbiera ktoś inny. Ktoś kto zgrabnie podpiął się pod twój sukces, niby był w pobliżu, taki nieporadny, pomagałeś kilka razy ale? To ty wpadłeś na ten pomysł, wykonałeś go i odwaliłeś całą robotę, ale splendor spłynął na kogoś innego. Próby wyjaśniania sytuacji adept twojego pomysłu kwituje krótkim „zdarza się”.  A ciebie trafia szlag.

Wszystko im się należy

Zapraszasz ich. Przygotowujesz poczęstunek, zapinasz wszystko na ostatni guzik. Przyjeżdżają. I zaczyna się bal. Twoja lodówka kusi bardziej niż przygotowane potrawy, na pewno posiadasz w niej coś innego, lepszego. Pozwalasz się uraczyć bo przecież jesteś gościnny. Ale w środku, aż krew cię zalewa z nieporadności. W końcu zostają nie na dzień, jak planowali ale na trzy. Karmisz, poisz, zmywasz. Po ich wyjeździe modlisz się, żeby ich harmonogram następnym razem absolutnie nie uwzględniał ciebie.

Obrażalscy

Znów powiedziałeś coś co uraziło pana toksycznego. Dąsa się i stroi miny. Wiesz, że to ty znów będziesz musiał przepraszać. Tak jest zawsze. Z kolei on może mówić wszystko bo w końcu jest „szczery”.  Doceń to! Cały twój dobry nastrój czmychnął i nieprędko się pojawi. Następnym razem nie mówisz nic, na wszelki wypadek. Zresztą po co?

Krytykanci

Nigdy nie robisz, nie mówisz, nie  myślisz nic wartościowego. Jesteś gorszy od wszystkich, a już na pewno od pana krytykanta. Masz nowy samochód? Nie ta firma, on ma lepszy. Dostałeś podwyżkę? On już dawno dostał, zresztą i tak zarabiasz śmieszne pieniądze. Zaczynasz się zastanawiać nad sensem robienia czegokolwiek bo przecież to i tak mało znaczy. A pan krytykalski uśmiecha się pod wąsem

Takich przykładów są setki. ci ludzie zazwyczaj przejawiają kilka z wyżej wymienionych cech. Trudno z nimi żyć, wytrzymać. Najczęściej znosimy to ze stoickim spokojem bo tak trzeba. To są nasi najbliżsi, partnerzy, przyjaciele. Ale trzeba się bronić. Masz prawo być kim chcesz, robić to co lubisz i cieszyć się z tego. Ich przy „życiu” trzyma energia, którą ty stracisz. Nie daj się. Powiedz dosyć. 
Cytuję: „W przeciwieństwie do krwiopijcy Drakuli, wampir emocjonalny wysysa z ciebie siły witalne, dobre samopoczucie i spokój. Jak mu w tym przeszkodzić?

Zasoby energetyczne każdego z nas są ograniczone i raz na jakiś czas potrzebujemy doładowania akumulatorów. Rozsądne gospodarowanie swoją energią życiową to ważny kawałek emocjonalnej edukacji, rozpoczynającej się już w dzieciństwie. Ekstrawertycy uczą się, że energii przybywa im w towarzystwie innych ludzi. Introwertycy stopniowo zdobywają umiejętność regularnego izolowania się od otoczenia, bo potrzebują samotności, by regenerować siły.

Większość ludzi zalicza także lekcje rozpoznawania i zaspokajania swoich potrzeb oraz budowania poczucia własnej wartości i tożsamości. Ale tylko większość. Ci, którzy z jakichś powodów nie nauczyli się o siebie dbać, po jakimś czasie stają się monstrum – wampirami emocjonalnymi wysysającymi energię z innych ludzi, zagubionymi we własnych deficytach i problemach. Umiejętność obcowania z nimi to ważny element sztuki radzenia sobie w życiu.”

Wampiry energetyczne i sposób na nie.

Cytuję: „Słyszy się czasem o ludziach zwanych wampirami energetycznymi.Jak ich poznać?Jak nie pozwolić aby wyssali z nas całą pozytywną energię?

Wampiry, stworzenia zrodzone z nocy i krwi. Ich jedynym celem jest wyssanie twojej krwi, aby żyć wiecznie. Zwykle przedstawiane jako seksowni mężczyźni oraz ponętne kobiety, którym nie można się oprzeć. Mit, powiesz, fantazja ludzka. Może w tej mrocznej postaci pijącej krew, owszem. Ale ja znam wampiry, które są nie mniej groźne, a których nie da się rozpoznać. Kryją się, nie pod osłoną nocy i nie zabija ich światło słoneczne, ani o dziwo woń czosnku. To demony w ludzkiej postaci, które żywią się twoim kosztem tyle, że zdajesz sobie sprawę zazwyczaj kiedy jest już za późno, kiedy wyssą już z ciebie ostatnie krople radości i szczęścia. One żywią się twoją energią, żerują na twoich sukcesach i nigdy nie pozwolą ci zapomnieć o poczuciu winy, gdyby jakimś cudem udało ci się osiągnąć cel.

Nieszczęśliwi maruderzy

Miałam kiedyś znajomego, który nigdy, ale to nigdy nie bywał szczęśliwy. Zawsze było coś na rzeczy. Mógł godzinami, z namaszczeniem opowiadać, jak jest ciężko, jak nic się nie udaje, jak inni mają lepiej. Na moje pytanie co robi aby poprawić swój byt, odpowiadał, że i tak nic nie ma sensu bo się nie uda. Po każdym spotkaniu potrzebowałam czasu aby dojść do siebie. Bo po takim praniu mózgu sama zaczynałam wierzyć, że faktycznie nic nie ma sensu.

Wampiry energetyczne, lub też toksyczni ludzie zarażają cię swoim czarnowidztwem. Jeśli żyjemy z nimi na co dzień, sytuacja staje się poważna, bo nie masz kiedy naładować się dobrą energią. Ty zaczynasz się martwić, a oni są w swoim żywiole.

Amatorzy cudzego sukcesu

Udało ci się! Osiągnąłeś coś z czego jesteś dumny, ale, momencik! Zaraz! Oklaski zbiera ktoś inny. Ktoś kto zgrabnie podpiął się pod twój sukces, niby był w pobliżu, taki nieporadny, pomagałeś kilka razy ale? To ty wpadłeś na ten pomysł, wykonałeś go i odwaliłeś całą robotę, ale splendor spłynął na kogoś innego. Próby wyjaśniania sytuacji adept twojego pomysłu kwituje krótkim „zdarza się”. A ciebie trafia szlag.

Wszystko im się należy

Zapraszasz ich. Przygotowujesz poczęstunek, zapinasz wszystko na ostatni guzik. Przyjeżdżają. I zaczyna się bal. Twoja lodówka kusi bardziej niż przygotowane potrawy, na pewno posiadasz w niej coś innego, lepszego. Pozwalasz się uraczyć bo przecież jesteś gościnny. Ale w środku, aż krew cię zalewa z nieporadności. W końcu zostają nie na dzień, jak planowali ale na trzy. Karmisz, poisz, zmywasz. Po ich wyjeździe modlisz się, żeby ich harmonogram następnym razem absolutnie nie uwzględniał ciebie.

Obrażalscy

Znów powiedziałeś coś co uraziło pana toksycznego. Dąsa się i stroi miny. Wiesz, że to ty znów będziesz musiał przepraszać. Tak jest zawsze. Z kolei on może mówić wszystko bo w końcu jest „szczery”. Doceń to! Cały twój dobry nastrój czmychnął i nieprędko się pojawi. Następnym razem nie mówisz nic, na wszelki wypadek. Zresztą po co?

Krytykanci

Nigdy nie robisz, nie mówisz, nie myślisz nic wartościowego. Jesteś gorszy od wszystkich, a już na pewno od pana krytykanta. Masz nowy samochód? Nie ta firma, on ma lepszy. Dostałeś podwyżkę? On już dawno dostał, zresztą i tak zarabiasz śmieszne pieniądze. Zaczynasz się zastanawiać nad sensem robienia czegokolwiek bo przecież to i tak mało znaczy. A pan krytykalski uśmiecha się pod wąsem

Takich przykładów są setki. ci ludzie zazwyczaj przejawiają kilka z wyżej wymienionych cech. Trudno z nimi żyć, wytrzymać. Najczęściej znosimy to ze stoickim spokojem bo tak trzeba. To są nasi najbliżsi, partnerzy, przyjaciele. Ale trzeba się bronić. Masz prawo być kim chcesz, robić to co lubisz i cieszyć się z tego. Ich przy „życiu” trzyma energia, którą ty stracisz. Nie daj się. Powiedz dosyć.
Cytuję: „W przeciwieństwie do krwiopijcy Drakuli, wampir emocjonalny wysysa z ciebie siły witalne, dobre samopoczucie i spokój. Jak mu w tym przeszkodzić?

Zasoby energetyczne każdego z nas są ograniczone i raz na jakiś czas potrzebujemy doładowania akumulatorów. Rozsądne gospodarowanie swoją energią życiową to ważny kawałek emocjonalnej edukacji, rozpoczynającej się już w dzieciństwie. Ekstrawertycy uczą się, że energii przybywa im w towarzystwie innych ludzi. Introwertycy stopniowo zdobywają umiejętność regularnego izolowania się od otoczenia, bo potrzebują samotności, by regenerować siły.

Większość ludzi zalicza także lekcje rozpoznawania i zaspokajania swoich potrzeb oraz budowania poczucia własnej wartości i tożsamości. Ale tylko większość. Ci, którzy z jakichś powodów nie nauczyli się o siebie dbać, po jakimś czasie stają się monstrum – wampirami emocjonalnymi wysysającymi energię z innych ludzi, zagubionymi we własnych deficytach i problemach. Umiejętność obcowania z nimi to ważny element sztuki radzenia sobie w życiu.”

Z grzybami do kościoła, czyli psychodeliczna msza z lat 60. – Czapki z głów. Natura idzie. W momencie kiedy narkotyki traktowane są jako nielegalna forma podkolorowywania sobie imprezowego weekendu, a do pudła z tabliczką „substancje zakazane” trafiają kolejne środki psychoaktywne, całkowicie spłycana jest prawdziwa wartość darów natury, które od niepamiętnych lat służyły przewodnikom duchowym, szamanom i wizjonerom.
Pewien teolog i doktor z uniwersytetu Harvarda przeprowadził mocno kontrowersyjny, w oczach nie tylko duchowieństwa ale i każdego „prawego” obywatela, test. No, bo czy to normalne, aby przed wizytą w kościele faszerować wiernych grzybkami halucynogennymi?

Lata 60. W tym czasie wielu cenionych naukowców interesowało się tematyką wpływu środków odurzających na ludzką psychikę. Jednym z takich badaczy był młody wówczas psychiatra – Walter Pahnke, który chciał przeprowadzić doświadczenie nad zależnością zażywania substancji psychoaktywnych a doświadczeniami mistycznymi.

W tym przypadku głównym zainteresowanym był „magiczny grzyb” zaliczający się do silnie halucynogennych psylocybów.
 prośbą o pomoc zwrócił się Pahnke do Timothy'ego Leary'ego, który to przewodził narkotykowym eksperymentom na Harvardzie.
Sam eksperyment miał wyglądać następująco: przed nabożeństwem, grupa dziesięciu z dwudziestu osób biorących udział w doświadczeniu miała być poczęstowana kapsułkami ze sproszkowanymi 30 miligramami „cudownego grzybka”. Pozostali zaś dostać mieli witaminę B6 jako placebo.

Sam Leary był dość zszokowany pomysłem teologa: ”To tak jakby zaproponowano mi podanie afrodyzjaków dwudziestu dziewicom do wywołania masowego, zbiorowego orgazmu.”

Zanim obaj panowie przystąpili do właściwego eksperymentu, zdecydowali się przeprowadzić niewielki test na kilku studentach teologii. Wyniki były, można by powiedzieć, zadowalające – większość z uczestników miała bardzo silne wizje, jeden wpadł w paniczny strach przed śmiercią, podczas gdy inny oddawał się natchnionej kopulacji z dywanem.

I tak też w Wielki Piątek 1962 roku na dwie godziny przed rozpoczęciem mszy, w krypcie kaplicy bostońskiego uniwersytetu spotkali się śmiałkowie gotowi odbyć podróż, którą mieli zapamiętać do końca swego życia. Wkrótce grupa zaprowadzona została na miejsce eksperymentu, gdzie czekał już na nich ksiądz Thurman ze swym podniosłym kazaniem. Studenci skazani zostali na dwie i pół godziny wysłuchiwania przypowieści, homilii, podniosłej muzyki oraz mrocznej, religijnej poezji. O ile ci, którzy zażyli placebo grzecznie usiedli na kościelnych ławach, to już ich oglądający świat w innej rzeczywistości koledzy łazili po kaplicy, gadając z wyimaginowanymi postaciami, jeden poczuł nagłą potrzebę nauki gry na organach, a inny zaległ rozpłaszczony na ziemi. Ogólnie rzecz biorąc – zachowanie badanej grupy wykraczało nieco poza przyjęte normy zachowania osób uczęszczających na msze.

O godzinie 5 rano nadszedł czas na przeprowadzenie pierwszej ankiety. Niestety żaden z uczestników nie był jeszcze na tyle przytomny aby wydać z siebie inny dźwięk niż niewyraźny pomruk względnego ukontentowania.
Przez następnych kilka miesięcy studenci byli ankietowani pod różnymi kątami. Duża część z nich deklarowała, że dzięki eksperymentowi zwiększyła się ich świadomość (także i społeczna), zmienił się sposób patrzenia na życie, przeżyli też bardzo głębokie, osobiste refleksje.

Na podstawie długich analiz i szczegółowych wywiadów można więc było wysnuć wniosek, że 
30 miligramów sproszkowanego ekstraktu z psylocybinowego grzyba jest w stanie wprowadzić człowieka w stan porównywalny z mistycznymi doświadczeniami samookaleczających męczenników, pustelników oraz buddyjskich mnichów spędzających całe lata na zagłębianiu sztuki medytacji.

Wyniki doświadczenia nasunęły badaczom oczywiste pytanie – czy doświadczenia mistyczne rzeczywiście są odczuciami dostępnymi jedynie dla najbardziej wytrwałych i najgorliwiej wierzących jednostek, czy może stan ten jest jedynie efektem procesów neurologicznych? Czy nie jest mylny chrześcijański pogląd mówiący, że to najwyższe duchowe przeżycie osiągnąć można jedynie na drodze rygorystycznej ascezy?

Pahnke chciał odpowiedzieć na te pytania. W tym celu planował stworzenie instytutu, który podejmie się badań nad odmiennymi stanami ludzkiej świadomości. Niestety, naukowiec nie dostał dofinansowania na ten projekt. Wkrótce też zdelegalizowano substancje psychoaktywne jako niebezpieczne dla zdrowia.

Dalsze losy badaczy

Walter Pahnke dołączył w 1967 roku do ekipy Centrum Badań Psychiatrycznych w Maryland, gdzie testowano dobroczynny wpływ LSD i DPT na będących w stanie agonii pacjentów ze złośliwymi nowotworami. W 1971 roku Walter spędzał w towarzystwie swojej żony i trójki dzieci kilka wolnych od pracy dni w domu położonym nad atlantyckim wybrzeżem. Pewnego dnia postanowił sprawdzić się w nurkowaniu. Z wody nigdy już nie wypłynął. Mimo że badacz nie cierpiał na stany depresyjne, nie wyklucza się samobójstwa.
Dziś wiele osób uważa, że w ciągu swojego krótkiego życia Walter Pahnke wniósł bardzo dużo do prac nad odpowiedzialnym wykorzystaniem substancji psychoaktywnych.

Tymczasem Timothy Leary zasłynął jako guru ruchów hipisowskich i człowiek, który jawnie sprzeciwiał się zakazom narzuconym przez system. 
Jego badania wzbudziły ogromne zainteresowanie opinii publicznej. W rezultacie mnóstwo osób chciało wziąć udział w jednym z narkotycznych eksperymentów. Zbyt duży popyt zaowocował wkrótce powstaniem czarnego rynku w pobliżu kampusów uniwersytetu Harvarda. W ten sposób każdy mógł samemu zafundować sobie chwile mistycznego odlotu.
W 1963 roku Leary wyrzucony został z uczelni za niestawienie się na jeden ze swych wykładów...

Epilog:

Ćwierć wieku po eksperymencie psychologowi Rickowi Doblinowi udało się zaaranżować spotkania z większością uczestników „Wielkiego Piątku”. Ponownie przeprowadzone wywiady pokrywały się z tymi sprzed dwudziestu pięciu lat. Prawie wszyscy badani deklarowali, że pamiętne nabożeństwo z 1962 roku w bardzo dużym stopniu wpłynęło na ich życie duchowe (kilku z nich zostało nawet kapłanami).
Wyszły też na jaw pewne raczej pomijane przez Pahnke fakty – niektórzy ze studentów mieli silne wizje śmierci. Ponadto jeden z badanych usłyszawszy z ambony nawoływania do natychmiastowego szerzenia słowa Chrystusa wyszedł z kaplicy, żeby wprowadzić owo żądanie w czyn (na szczęście w porę został zatrzymany).

Z grzybami do kościoła, czyli psychodeliczna msza z lat 60.

Czapki z głów. Natura idzie. W momencie kiedy narkotyki traktowane są jako nielegalna forma podkolorowywania sobie imprezowego weekendu, a do pudła z tabliczką „substancje zakazane” trafiają kolejne środki psychoaktywne, całkowicie spłycana jest prawdziwa wartość darów natury, które od niepamiętnych lat służyły przewodnikom duchowym, szamanom i wizjonerom.
Pewien teolog i doktor z uniwersytetu Harvarda przeprowadził mocno kontrowersyjny, w oczach nie tylko duchowieństwa ale i każdego „prawego” obywatela, test. No, bo czy to normalne, aby przed wizytą w kościele faszerować wiernych grzybkami halucynogennymi?

Lata 60. W tym czasie wielu cenionych naukowców interesowało się tematyką wpływu środków odurzających na ludzką psychikę. Jednym z takich badaczy był młody wówczas psychiatra – Walter Pahnke, który chciał przeprowadzić doświadczenie nad zależnością zażywania substancji psychoaktywnych a doświadczeniami mistycznymi.

W tym przypadku głównym zainteresowanym był „magiczny grzyb” zaliczający się do silnie halucynogennych psylocybów.
prośbą o pomoc zwrócił się Pahnke do Timothy'ego Leary'ego, który to przewodził narkotykowym eksperymentom na Harvardzie.
Sam eksperyment miał wyglądać następująco: przed nabożeństwem, grupa dziesięciu z dwudziestu osób biorących udział w doświadczeniu miała być poczęstowana kapsułkami ze sproszkowanymi 30 miligramami „cudownego grzybka”. Pozostali zaś dostać mieli witaminę B6 jako placebo.

Sam Leary był dość zszokowany pomysłem teologa: ”To tak jakby zaproponowano mi podanie afrodyzjaków dwudziestu dziewicom do wywołania masowego, zbiorowego orgazmu.”

Zanim obaj panowie przystąpili do właściwego eksperymentu, zdecydowali się przeprowadzić niewielki test na kilku studentach teologii. Wyniki były, można by powiedzieć, zadowalające – większość z uczestników miała bardzo silne wizje, jeden wpadł w paniczny strach przed śmiercią, podczas gdy inny oddawał się natchnionej kopulacji z dywanem.

I tak też w Wielki Piątek 1962 roku na dwie godziny przed rozpoczęciem mszy, w krypcie kaplicy bostońskiego uniwersytetu spotkali się śmiałkowie gotowi odbyć podróż, którą mieli zapamiętać do końca swego życia. Wkrótce grupa zaprowadzona została na miejsce eksperymentu, gdzie czekał już na nich ksiądz Thurman ze swym podniosłym kazaniem. Studenci skazani zostali na dwie i pół godziny wysłuchiwania przypowieści, homilii, podniosłej muzyki oraz mrocznej, religijnej poezji. O ile ci, którzy zażyli placebo grzecznie usiedli na kościelnych ławach, to już ich oglądający świat w innej rzeczywistości koledzy łazili po kaplicy, gadając z wyimaginowanymi postaciami, jeden poczuł nagłą potrzebę nauki gry na organach, a inny zaległ rozpłaszczony na ziemi. Ogólnie rzecz biorąc – zachowanie badanej grupy wykraczało nieco poza przyjęte normy zachowania osób uczęszczających na msze.

O godzinie 5 rano nadszedł czas na przeprowadzenie pierwszej ankiety. Niestety żaden z uczestników nie był jeszcze na tyle przytomny aby wydać z siebie inny dźwięk niż niewyraźny pomruk względnego ukontentowania.
Przez następnych kilka miesięcy studenci byli ankietowani pod różnymi kątami. Duża część z nich deklarowała, że dzięki eksperymentowi zwiększyła się ich świadomość (także i społeczna), zmienił się sposób patrzenia na życie, przeżyli też bardzo głębokie, osobiste refleksje.

Na podstawie długich analiz i szczegółowych wywiadów można więc było wysnuć wniosek, że
30 miligramów sproszkowanego ekstraktu z psylocybinowego grzyba jest w stanie wprowadzić człowieka w stan porównywalny z mistycznymi doświadczeniami samookaleczających męczenników, pustelników oraz buddyjskich mnichów spędzających całe lata na zagłębianiu sztuki medytacji.

Wyniki doświadczenia nasunęły badaczom oczywiste pytanie – czy doświadczenia mistyczne rzeczywiście są odczuciami dostępnymi jedynie dla najbardziej wytrwałych i najgorliwiej wierzących jednostek, czy może stan ten jest jedynie efektem procesów neurologicznych? Czy nie jest mylny chrześcijański pogląd mówiący, że to najwyższe duchowe przeżycie osiągnąć można jedynie na drodze rygorystycznej ascezy?

Pahnke chciał odpowiedzieć na te pytania. W tym celu planował stworzenie instytutu, który podejmie się badań nad odmiennymi stanami ludzkiej świadomości. Niestety, naukowiec nie dostał dofinansowania na ten projekt. Wkrótce też zdelegalizowano substancje psychoaktywne jako niebezpieczne dla zdrowia.

Dalsze losy badaczy

Walter Pahnke dołączył w 1967 roku do ekipy Centrum Badań Psychiatrycznych w Maryland, gdzie testowano dobroczynny wpływ LSD i DPT na będących w stanie agonii pacjentów ze złośliwymi nowotworami. W 1971 roku Walter spędzał w towarzystwie swojej żony i trójki dzieci kilka wolnych od pracy dni w domu położonym nad atlantyckim wybrzeżem. Pewnego dnia postanowił sprawdzić się w nurkowaniu. Z wody nigdy już nie wypłynął. Mimo że badacz nie cierpiał na stany depresyjne, nie wyklucza się samobójstwa.
Dziś wiele osób uważa, że w ciągu swojego krótkiego życia Walter Pahnke wniósł bardzo dużo do prac nad odpowiedzialnym wykorzystaniem substancji psychoaktywnych.

Tymczasem Timothy Leary zasłynął jako guru ruchów hipisowskich i człowiek, który jawnie sprzeciwiał się zakazom narzuconym przez system.
Jego badania wzbudziły ogromne zainteresowanie opinii publicznej. W rezultacie mnóstwo osób chciało wziąć udział w jednym z narkotycznych eksperymentów. Zbyt duży popyt zaowocował wkrótce powstaniem czarnego rynku w pobliżu kampusów uniwersytetu Harvarda. W ten sposób każdy mógł samemu zafundować sobie chwile mistycznego odlotu.
W 1963 roku Leary wyrzucony został z uczelni za niestawienie się na jeden ze swych wykładów...

Epilog:

Ćwierć wieku po eksperymencie psychologowi Rickowi Doblinowi udało się zaaranżować spotkania z większością uczestników „Wielkiego Piątku”. Ponownie przeprowadzone wywiady pokrywały się z tymi sprzed dwudziestu pięciu lat. Prawie wszyscy badani deklarowali, że pamiętne nabożeństwo z 1962 roku w bardzo dużym stopniu wpłynęło na ich życie duchowe (kilku z nich zostało nawet kapłanami).
Wyszły też na jaw pewne raczej pomijane przez Pahnke fakty – niektórzy ze studentów mieli silne wizje śmierci. Ponadto jeden z badanych usłyszawszy z ambony nawoływania do natychmiastowego szerzenia słowa Chrystusa wyszedł z kaplicy, żeby wprowadzić owo żądanie w czyn (na szczęście w porę został zatrzymany).