Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

Szukaj


 

Znalazłem 100 takich materiałów
Zimowa pielęgnacja skóry – W okresie jesieni i zimy kiedy temperatury spadają poniżej zera, a mroźny wiatr sprawia, że odczuwalna temperatura jest o wiele niższa od tej, którą wskazuje termometr, nasz organizm jest narażony na wiele czynników negatywnie wpływających na naszą urodę. Jest to czas gdzie według Ajurwedy, dwie dosze, wilgotna i śnieżna Kapha oraz mroźna i wietrzna Vata, łączą się i ze zdwojoną siłą ‘atakują’ nasz organizm. W tym okresie wszelakiego rodzaju infekcje górnych dróg oddechowych (zwiększona kapha) czy problemów ze snem (niezharmonizowana vata) doskwierają nam częściej i trudniej się z nimi uporać

Niskie temperatury wysuszają naszą skórę co nie sprzyja zachowaniu jej pięknego i zdrowego wyglądu. W takim razie w jaki sposób właściwie pielęgnować naszą skórę? Pierwszym o co powinnyśmy wtedy zadbać jest zabezpieczenie skóry przed wysychaniem. Co więcej powinnyśmy zacząć o tym myśleć już na etapie oczyszczania naszej skóry. W obecnych czasach nie doceniamy możliwości własnego ciała. Nasza skóra posiada naturalne właściwości, które są w stanie ochraniać nas przed niesprzyjającymi warunkami środowiska. Mowa tutaj oczywiście o sebum. Jest to tłusta substancja, sprawiająca, że nasza skóra i włosy są nawilżone i wodoodporne. Musimy o tym pamiętać i uwzględnić to w procesie oczyszczania. 

Zimowe oczyszczanie skóry

Aby usunąć zanieczyszczenia z naszej skóry a zarazem nie ściągnąć z niej całego zapasu sebum, powinnyśmy przedsięwziąć zabiegi, które bardzo delikatne usuną brud, kurz, toksyny i martwy naskórek równocześnie regulując, odżywiając i lecząc.  Podczas oczyszczania skóry należy zachować  jej odpowiednie pH, dzięki czemu jest ona w stanie naturalnie i szybciej się odnawiać. Owszem, na rynku są dostępne żele z „neutralnym” pH, problem jednak polega na tym, że każdy z nas ma inny poziom pH skóry i komercyjny środek pH 5,5 może mieć pH za wysokie dla Ciebie. Jest to bardzo istotne, ponieważ jedynie w normalnych warunkach naszej skóry rozpoczyna się optymalna produkcja enzymów, które wspomagają tworzenie lipidów i naprawę bariery skórnej.

Dlatego do oczyszczania skóry z pozostałości po makijażu przede wszystkim zrezygnujmy ze środków,  które zawierają jakikolwiek alkohol, ponieważ ten bardzo wysusza naszą skórę, zwłaszcza w okolicy oczu. W zamian użyj olejku który bez problemu poradzi sobie z makijażem, zanieczyszczeniami oraz nadmiarem sebum, a równocześnie odżywi naszą skórę pozostawiając ją nawilżoną.
Nagietkowo – lawendowy olejek do demakijażu

Jeśli masz suchą skórę, do demakijażu użyj oleju sezamowego (do bardzo suchej skóry) lub oliwy z oliwek. Do skóry wrażliwej i tłustej odpowiedni będzie olej słonecznikowy.

Na 250ml potrzebujesz 1/2 szklankę suszonych płatków nagietka (do kupienia w sklepie zielarskim). Następnie przystępujemy do macerowania nagietka. Suszone kwiaty nagietka wsyp do słoika dodaj olej sezamowy lub oliwę z oliwek i wszystko dobrze wymieszaj. Umieść słoik w kąpieli wodnej, pilnując, aby woda nie wygotowała się ani nie dostała do środka. Podgrzewaj wszystko przez 4 godziny, utrzymując temperaturę nie wyższą niż 70°C. Ściągnij z ognia i pozostaw do ostygnięcia na 12 godzin, następnie przecedź. Następnie na 250 ml przecedzonego maceratu potrzebujesz  1 łyżeczkę olejku lawendowego, którego użyjemy aby odbudować wysuszoną skórę. Natomiast jeśli masz popękane naczynka do olejku lawendowego możesz dodać również olejku z drzewa różanego (w proporcji 1:1).

UŻYCIE:

Nałóż niewielką ilość oleju na opuszki palców i delikatnie wmasuj w skórę, a następnie za pomocą bawełnianego wacika lub też miękkiej szmatki delikatnie ściągnij brudny olej.
Ziołowe oczyszczanie, które nawilży naszą skórę.

Pasty do oczyszczania skóry twarzy są jedną z najbardziej tradycyjnych form jej pielęgnacji znanych w Ajurwedzie. Takie mieszanki poprawiają ukrwienie skóry, łagodzą podrażnienia, a równocześnie oczyszczają naszą twarz.

Wymieszaj ze sobą w równych częściach korzeń żywokostu i echinacei, kwiaty rumianku, czarnego bzu i nagietka lekarskiego oraz mąkę z ciecierzycy lub ziarna soczewicy. Wszystkie zioła zmiel w młynku do kawy, następnie wymieszaj z mąką i przechowuj w szczelnie zamkniętym pojemniku. Osoby, którym doskwiera wysuszona skóra zimą, powinny tą mieszankę wymieszać z  żelem z aloesu lub mlekiem. Pamiętając że na 1 łyżeczkę mieszanki używamy 1/2  łyżeczki płynu, tak aby otrzymać gęstą pastę. Do pasty można dodać 1 kropelkę olejku lawendowego w momencie przygotowywania pasty.

Gotową pastę nałóż opuszkami palców i delikatnie rozprowadź po twarzy (tak jak peeling), stosując okrężne ruchy, następnie usuń pastę przemywając twarz letnią wodą.

Zadbaj o odpowiednie nawilżenie dopasowując krem do aktualnej pogody za oknem

Za szybsze starzenie się skóry w głównej mierze odpowiedzialne jest jej nieodpowiednie nawilżenie, dlatego nie zapominajmy o tym zwłaszcza zimą. W całym procesie nawilżania istotne jest aby wybierać produkty, które nie zatykają porów skóry, to ważne, ponieważ dzięki temu gospodarka skóry nie jest rozregulowywana. Ponadto zimą bardzo często zapominamy o tym, aby odpowiednio zabezpieczyć skórę wokół oczu, jest to bardzo duże uchybienie zwłaszcza, że znajdująca się tam skóra jest niezwykle delikatna i podatna na wszelakie niesprzyjające czynniki. Należy o tym pamiętać podczas nakładania kremu nawilżającego, szczególnie, że w naszej strefie klimatycznej mamy bardzo często kontakt z niesprzyjającymi warunkami atmosferycznymi takimi jak mróz czy silny wiatr. Dodatkowo pamiętajmy, że im zimniej na zewnątrz tym krem, który będziemy używać powinien być „cięższy”. W czasie łagodniejszej pogody świetnie sprawdzą się zwykłe naturalne oliwki zaś w okresie większych mrozów kremy.

 
Nawilżająca i odżywcza oliwka do całego ciała i twarzy 

Potrzebujesz:

1/2 szklanki kwiatu nagietka lekarskiego (do kupienia w sklepie zielarskim)

1/4 szklanki oleju sezamowego (ma działanie rozgrzewające nasze ciało)

3/4 szklanki oliwy z oliwek

1 łyżeczkę olejku z drzewa sandałowego (do kupienia w sklepie zielarskim)

Suszone kwiaty nagietka wsyp do słoika dodaj olej sezamowy oraz oliwę z oliwek i wszystko dobrze wymieszaj. Umieść słoik w kąpieli wodnej, pilnując, aby woda nie wygotowała się ani nie dostała do środka. Podgrzewaj wszystko przez 4 godziny, utrzymując temperaturę nie wyższą niż 70°C. Ściągnij z ognia i pozostaw do ostygnięcia na 12 godzin, następnie przecedź. Warto zrobić większą ilość ziołowego maceratu, dla potrzeb przyszłych kremów.

Dodaj olejek z drzewa sandałowego, wszystko dobrze wymieszaj i przelej do butelki. Taki macerat może być przechowywany w szczelnym słoiku w ciemnym miejscu nawet do roku czasu.
Krem na zimowe mrozy

Odżywczy i ciężki krem jest jak zimowy płaszcz, który ochrania nasze ciało przed chłodem i innymi niesprzyjającymi warunkami atmosferycznymi, co więcej można go łatwo sporządzić w zaciszu własnej kuchni.

Potrzebujesz:

4 części maceratu z kwiatu nagietka z przepisu powyżej

1 część wosku pszczelego (do kupienia w sklepie zielarskim lub pszczelarskim)

1/2 łyżeczki olejku lawendowego

1/2 łyżeczki olejku geraniowego


Umieść macerat w kąpieli wodnej i dodaj do niego wosk pszczeli. Podgrzewaj do momentu roztopienia się wosku. Pamiętaj, aby naczynie z olejem i woskiem nie stało bezpośrednio na dnie garnka (można użyć małej szmatki), aby do jego środka nie dostała się woda, ale i żeby woda nie wyparowała. Kiedy wosk się rozpuści, przelej mieszaninę do sterylnego pojemniczka na krem, dodaj olejki eteryczne, szybko wymieszaj zawartość za pomocą wykałaczki i szczelnie zamknij.

Nawilżająca dieta

 Nawilżanie to nie tylko kremy i olejki, ale i nasza dieta, dlatego zimą zadbajmy o  to aby konsumować produkty bogate w przeciwutleniacze takie jak witamina A, C oraz E. Zimą ważne jest, aby w naszej diecie znalazły się niezbędne kwasy tłuszczowe, które właściwie odżywią naszą skórę. Nie bez powodu w naszej kulturze, w okresie zimy często je się potrawy jednogarnkowe czy też zupy. Tłuszcz jest nam niezbędny do odpowiedniego funkcjonowania, również dla osób będących na diecie odchudzającej, dlatego nie zapominajmy o tym komponując swoje posiłki. Wystarczy do pożywnej owsianki dodać kilka orzechów czy też kilka łyżeczek masła klarowanego. Unikajmy natomiast napojów, które wysuszają nasz organizm takich choćby jak kawa czy alkohol. Również potrawy suche z natury takie jak sałatki, grzanki czy chrupki ryżowe są niewskazane gdyż potęgują vatę.

Woda! Odpowiednie nawilżenie skóry, to przede wszystkim właściwie nawodnienie organizmu. Właśnie dlatego nie zapominajmy o niej! Woda pita rano, na czczo, powinna być mocno ciepła – ogrzeje nasz organizm i rozbudzi do życia. W ciągu dnia powinnyśmy wypijać ok 1,5 litra wody.

Zimowa pielęgnacja skóry

W okresie jesieni i zimy kiedy temperatury spadają poniżej zera, a mroźny wiatr sprawia, że odczuwalna temperatura jest o wiele niższa od tej, którą wskazuje termometr, nasz organizm jest narażony na wiele czynników negatywnie wpływających na naszą urodę. Jest to czas gdzie według Ajurwedy, dwie dosze, wilgotna i śnieżna Kapha oraz mroźna i wietrzna Vata, łączą się i ze zdwojoną siłą ‘atakują’ nasz organizm. W tym okresie wszelakiego rodzaju infekcje górnych dróg oddechowych (zwiększona kapha) czy problemów ze snem (niezharmonizowana vata) doskwierają nam częściej i trudniej się z nimi uporać

Niskie temperatury wysuszają naszą skórę co nie sprzyja zachowaniu jej pięknego i zdrowego wyglądu. W takim razie w jaki sposób właściwie pielęgnować naszą skórę? Pierwszym o co powinnyśmy wtedy zadbać jest zabezpieczenie skóry przed wysychaniem. Co więcej powinnyśmy zacząć o tym myśleć już na etapie oczyszczania naszej skóry. W obecnych czasach nie doceniamy możliwości własnego ciała. Nasza skóra posiada naturalne właściwości, które są w stanie ochraniać nas przed niesprzyjającymi warunkami środowiska. Mowa tutaj oczywiście o sebum. Jest to tłusta substancja, sprawiająca, że nasza skóra i włosy są nawilżone i wodoodporne. Musimy o tym pamiętać i uwzględnić to w procesie oczyszczania.

Zimowe oczyszczanie skóry

Aby usunąć zanieczyszczenia z naszej skóry a zarazem nie ściągnąć z niej całego zapasu sebum, powinnyśmy przedsięwziąć zabiegi, które bardzo delikatne usuną brud, kurz, toksyny i martwy naskórek równocześnie regulując, odżywiając i lecząc. Podczas oczyszczania skóry należy zachować jej odpowiednie pH, dzięki czemu jest ona w stanie naturalnie i szybciej się odnawiać. Owszem, na rynku są dostępne żele z „neutralnym” pH, problem jednak polega na tym, że każdy z nas ma inny poziom pH skóry i komercyjny środek pH 5,5 może mieć pH za wysokie dla Ciebie. Jest to bardzo istotne, ponieważ jedynie w normalnych warunkach naszej skóry rozpoczyna się optymalna produkcja enzymów, które wspomagają tworzenie lipidów i naprawę bariery skórnej.

Dlatego do oczyszczania skóry z pozostałości po makijażu przede wszystkim zrezygnujmy ze środków, które zawierają jakikolwiek alkohol, ponieważ ten bardzo wysusza naszą skórę, zwłaszcza w okolicy oczu. W zamian użyj olejku który bez problemu poradzi sobie z makijażem, zanieczyszczeniami oraz nadmiarem sebum, a równocześnie odżywi naszą skórę pozostawiając ją nawilżoną.
Nagietkowo – lawendowy olejek do demakijażu

Jeśli masz suchą skórę, do demakijażu użyj oleju sezamowego (do bardzo suchej skóry) lub oliwy z oliwek. Do skóry wrażliwej i tłustej odpowiedni będzie olej słonecznikowy.

Na 250ml potrzebujesz 1/2 szklankę suszonych płatków nagietka (do kupienia w sklepie zielarskim). Następnie przystępujemy do macerowania nagietka. Suszone kwiaty nagietka wsyp do słoika dodaj olej sezamowy lub oliwę z oliwek i wszystko dobrze wymieszaj. Umieść słoik w kąpieli wodnej, pilnując, aby woda nie wygotowała się ani nie dostała do środka. Podgrzewaj wszystko przez 4 godziny, utrzymując temperaturę nie wyższą niż 70°C. Ściągnij z ognia i pozostaw do ostygnięcia na 12 godzin, następnie przecedź. Następnie na 250 ml przecedzonego maceratu potrzebujesz 1 łyżeczkę olejku lawendowego, którego użyjemy aby odbudować wysuszoną skórę. Natomiast jeśli masz popękane naczynka do olejku lawendowego możesz dodać również olejku z drzewa różanego (w proporcji 1:1).

UŻYCIE:

Nałóż niewielką ilość oleju na opuszki palców i delikatnie wmasuj w skórę, a następnie za pomocą bawełnianego wacika lub też miękkiej szmatki delikatnie ściągnij brudny olej.
Ziołowe oczyszczanie, które nawilży naszą skórę.

Pasty do oczyszczania skóry twarzy są jedną z najbardziej tradycyjnych form jej pielęgnacji znanych w Ajurwedzie. Takie mieszanki poprawiają ukrwienie skóry, łagodzą podrażnienia, a równocześnie oczyszczają naszą twarz.

Wymieszaj ze sobą w równych częściach korzeń żywokostu i echinacei, kwiaty rumianku, czarnego bzu i nagietka lekarskiego oraz mąkę z ciecierzycy lub ziarna soczewicy. Wszystkie zioła zmiel w młynku do kawy, następnie wymieszaj z mąką i przechowuj w szczelnie zamkniętym pojemniku. Osoby, którym doskwiera wysuszona skóra zimą, powinny tą mieszankę wymieszać z żelem z aloesu lub mlekiem. Pamiętając że na 1 łyżeczkę mieszanki używamy 1/2 łyżeczki płynu, tak aby otrzymać gęstą pastę. Do pasty można dodać 1 kropelkę olejku lawendowego w momencie przygotowywania pasty.

Gotową pastę nałóż opuszkami palców i delikatnie rozprowadź po twarzy (tak jak peeling), stosując okrężne ruchy, następnie usuń pastę przemywając twarz letnią wodą.

Zadbaj o odpowiednie nawilżenie dopasowując krem do aktualnej pogody za oknem

Za szybsze starzenie się skóry w głównej mierze odpowiedzialne jest jej nieodpowiednie nawilżenie, dlatego nie zapominajmy o tym zwłaszcza zimą. W całym procesie nawilżania istotne jest aby wybierać produkty, które nie zatykają porów skóry, to ważne, ponieważ dzięki temu gospodarka skóry nie jest rozregulowywana. Ponadto zimą bardzo często zapominamy o tym, aby odpowiednio zabezpieczyć skórę wokół oczu, jest to bardzo duże uchybienie zwłaszcza, że znajdująca się tam skóra jest niezwykle delikatna i podatna na wszelakie niesprzyjające czynniki. Należy o tym pamiętać podczas nakładania kremu nawilżającego, szczególnie, że w naszej strefie klimatycznej mamy bardzo często kontakt z niesprzyjającymi warunkami atmosferycznymi takimi jak mróz czy silny wiatr. Dodatkowo pamiętajmy, że im zimniej na zewnątrz tym krem, który będziemy używać powinien być „cięższy”. W czasie łagodniejszej pogody świetnie sprawdzą się zwykłe naturalne oliwki zaś w okresie większych mrozów kremy.


Nawilżająca i odżywcza oliwka do całego ciała i twarzy

Potrzebujesz:

1/2 szklanki kwiatu nagietka lekarskiego (do kupienia w sklepie zielarskim)

1/4 szklanki oleju sezamowego (ma działanie rozgrzewające nasze ciało)

3/4 szklanki oliwy z oliwek

1 łyżeczkę olejku z drzewa sandałowego (do kupienia w sklepie zielarskim)

Suszone kwiaty nagietka wsyp do słoika dodaj olej sezamowy oraz oliwę z oliwek i wszystko dobrze wymieszaj. Umieść słoik w kąpieli wodnej, pilnując, aby woda nie wygotowała się ani nie dostała do środka. Podgrzewaj wszystko przez 4 godziny, utrzymując temperaturę nie wyższą niż 70°C. Ściągnij z ognia i pozostaw do ostygnięcia na 12 godzin, następnie przecedź. Warto zrobić większą ilość ziołowego maceratu, dla potrzeb przyszłych kremów.

Dodaj olejek z drzewa sandałowego, wszystko dobrze wymieszaj i przelej do butelki. Taki macerat może być przechowywany w szczelnym słoiku w ciemnym miejscu nawet do roku czasu.
Krem na zimowe mrozy

Odżywczy i ciężki krem jest jak zimowy płaszcz, który ochrania nasze ciało przed chłodem i innymi niesprzyjającymi warunkami atmosferycznymi, co więcej można go łatwo sporządzić w zaciszu własnej kuchni.

Potrzebujesz:

4 części maceratu z kwiatu nagietka z przepisu powyżej

1 część wosku pszczelego (do kupienia w sklepie zielarskim lub pszczelarskim)

1/2 łyżeczki olejku lawendowego

1/2 łyżeczki olejku geraniowego


Umieść macerat w kąpieli wodnej i dodaj do niego wosk pszczeli. Podgrzewaj do momentu roztopienia się wosku. Pamiętaj, aby naczynie z olejem i woskiem nie stało bezpośrednio na dnie garnka (można użyć małej szmatki), aby do jego środka nie dostała się woda, ale i żeby woda nie wyparowała. Kiedy wosk się rozpuści, przelej mieszaninę do sterylnego pojemniczka na krem, dodaj olejki eteryczne, szybko wymieszaj zawartość za pomocą wykałaczki i szczelnie zamknij.

Nawilżająca dieta

Nawilżanie to nie tylko kremy i olejki, ale i nasza dieta, dlatego zimą zadbajmy o to aby konsumować produkty bogate w przeciwutleniacze takie jak witamina A, C oraz E. Zimą ważne jest, aby w naszej diecie znalazły się niezbędne kwasy tłuszczowe, które właściwie odżywią naszą skórę. Nie bez powodu w naszej kulturze, w okresie zimy często je się potrawy jednogarnkowe czy też zupy. Tłuszcz jest nam niezbędny do odpowiedniego funkcjonowania, również dla osób będących na diecie odchudzającej, dlatego nie zapominajmy o tym komponując swoje posiłki. Wystarczy do pożywnej owsianki dodać kilka orzechów czy też kilka łyżeczek masła klarowanego. Unikajmy natomiast napojów, które wysuszają nasz organizm takich choćby jak kawa czy alkohol. Również potrawy suche z natury takie jak sałatki, grzanki czy chrupki ryżowe są niewskazane gdyż potęgują vatę.

Woda! Odpowiednie nawilżenie skóry, to przede wszystkim właściwie nawodnienie organizmu. Właśnie dlatego nie zapominajmy o niej! Woda pita rano, na czczo, powinna być mocno ciepła – ogrzeje nasz organizm i rozbudzi do życia. W ciągu dnia powinnyśmy wypijać ok 1,5 litra wody.

Witaminy z Chin – Zanim sięgniemy po witaminy czy inne suplemementy, zwróćmy uwagę na listę składników. Wybierajmy takie, które wytwarzane są z pełnowartościowych produktów, takich jak warzywa i owoce.
 
Chcemy być zdrowi i dlatego czasami sięgamy po różne witaminy, proteiny w proszku, egzotyczne owoce w proszku, mieszanki ziołowe… Ale zamiast czuć się lepiej, możemy powoli zatruwać organizm tymi tanimi suplementami. Szczególnie produkty i półprodukty pochodzące z Chin są zanieczyszczone ciężkimi metalami (link). Rtęć, ołów, aluminium i inne toksyczne związki wykryto w wielu suplementach i produktach ziołowych.
 
Nie mówimy tutaj o niektórych mieszankach ajurwedycznych i medycyny chińskiej, które celowo zawierają szkodliwe na ogół związki, ale w minimalnych ilościach - w celach leczniczych. Zwykle ludzie nie mają na ten temat szerszych informacji, a w internecie można przeczytać najróżniejsze negatywne komentarze, na przykład na temat leków homeopatycznych, które zawierają śladowe ilości "trucizn" w celach leczniczych. Niewiele osób zdaje sobie sprawę, na jakiej zasadzie działają leki homeopatyczne.

Bądźmy ostrożni
 
Tak czy inaczej, należy jednak być świadomym, że niektóre suplementy, szczególnie tanie i pochodzące z Azji, mogą zawierać toksyczne związki. Dlatego suplementy należy wybierać bardzo ostrożnie. W USA, na przykład, w jednym z produktów mających oczyszczać organizm, wykryto wysoki poziom aluminium i dystrybutor musiał zwrócić klientom milion dolarów (Adya Clarity). Również w USA, w produktach ziołowych sprowadzanych z Chin wykryto ołów i arszenik. Przypisuje się to zatruciu środowiska w okolicach plantacji ziołowych w tym kraju. Również inne suplementy z Chin, w tym chlorella, zawierają aluminium, arszenik, kadm, ołów i rtęć. Jeśli te produkty sprzedawane są w USA, to zapewne w Polsce istnieje podobne zjawisko. Problemem też może być to, że mimo że z opakowania wynika, że produkt jest produkowany w Europie czy Stanach Zjednoczonych, to jednak może on powstawać z tanich półproduktów sprowadzanych np. z Chin.

 
Ostatnie badania również wykazały wysoki poziom metali ciężkich w ryżu sprowadzanym z Chin i w produktach na bazie ryżu - See more at: http://www.weganizm.com/suplementy.html#sthash.1Hfx23TZ.dpuf

Witaminy z Chin

Zanim sięgniemy po witaminy czy inne suplemementy, zwróćmy uwagę na listę składników. Wybierajmy takie, które wytwarzane są z pełnowartościowych produktów, takich jak warzywa i owoce.

Chcemy być zdrowi i dlatego czasami sięgamy po różne witaminy, proteiny w proszku, egzotyczne owoce w proszku, mieszanki ziołowe… Ale zamiast czuć się lepiej, możemy powoli zatruwać organizm tymi tanimi suplementami. Szczególnie produkty i półprodukty pochodzące z Chin są zanieczyszczone ciężkimi metalami (link). Rtęć, ołów, aluminium i inne toksyczne związki wykryto w wielu suplementach i produktach ziołowych.

Nie mówimy tutaj o niektórych mieszankach ajurwedycznych i medycyny chińskiej, które celowo zawierają szkodliwe na ogół związki, ale w minimalnych ilościach - w celach leczniczych. Zwykle ludzie nie mają na ten temat szerszych informacji, a w internecie można przeczytać najróżniejsze negatywne komentarze, na przykład na temat leków homeopatycznych, które zawierają śladowe ilości "trucizn" w celach leczniczych. Niewiele osób zdaje sobie sprawę, na jakiej zasadzie działają leki homeopatyczne.

Bądźmy ostrożni

Tak czy inaczej, należy jednak być świadomym, że niektóre suplementy, szczególnie tanie i pochodzące z Azji, mogą zawierać toksyczne związki. Dlatego suplementy należy wybierać bardzo ostrożnie. W USA, na przykład, w jednym z produktów mających oczyszczać organizm, wykryto wysoki poziom aluminium i dystrybutor musiał zwrócić klientom milion dolarów (Adya Clarity). Również w USA, w produktach ziołowych sprowadzanych z Chin wykryto ołów i arszenik. Przypisuje się to zatruciu środowiska w okolicach plantacji ziołowych w tym kraju. Również inne suplementy z Chin, w tym chlorella, zawierają aluminium, arszenik, kadm, ołów i rtęć. Jeśli te produkty sprzedawane są w USA, to zapewne w Polsce istnieje podobne zjawisko. Problemem też może być to, że mimo że z opakowania wynika, że produkt jest produkowany w Europie czy Stanach Zjednoczonych, to jednak może on powstawać z tanich półproduktów sprowadzanych np. z Chin.


Ostatnie badania również wykazały wysoki poziom metali ciężkich w ryżu sprowadzanym z Chin i w produktach na bazie ryżu - See more at: http://www.weganizm.com/suplementy.html#sthash.1Hfx23TZ.dpuf

Korporacyjna żywność

Amerykański przemysł spożywczy pozostawia wiele do życzenia. Pestycydy, genetyczna modyfikacja, zwierzęta hodowane w fatalnych warunkach i karmione paszą pełną chemicznych ulepszaczy. Liczy się ilość, nie jakość. Oto amerykańska rzeczywistość rynkowa, na którą spuszczono kurtynę milczenia. Są jednak ludzie, którzy nie boją się mówić o tym problemie otwarcie.

W swoim dokumencie Robert Kenner pokazuje prawdę o systemie produkcji żywności w Ameryce. Stawia tezę, że producenci celowo ukrywają przed konsumentami informacje, dotyczące pochodzenia produktów, składników i procesów produkcji. Aby zweryfikować swój pogląd, Kenner odwiedza hodowle zwierząt i gospodarstwa rolne. To, co tam odkrywa potwierdza alarmującą prawdę, że cały przemysł żywieniowy w kraju kontroluje zaledwie kilka korporacji, ich celem nie jest zdrowie konsumentów, a maksymalizowanie efektywności i wzrostu ekonomicznego.

Dostawcy na pierwszym miejscu stawiają zyski, jakie mogą otrzymać ze sprzedaży żywności idealnej wizualnie, pozostawiając daleko w tyle zdrowie konsumentów. Potwierdzają to rozmowy Kennera z farmerami i ranczerami, którzy przyznają, że dziś, by produkty się sprzedawały, muszą spełniać przede wszystkim wymogi estetyczne. Stąd rozrośnięte piersi drobiowe, idealne kolby kukurydzy, okrągłe pomidory w kolorze pięknej czerwieni i jednakowej wielkości marchewki. A przecież wiadomo, że natura nie jest twórcą idealnym i nie wszystkie jej plony mają perfekcyjny kształt i kolor. Ludzie postanowili jednak ją przechytrzyć i za pomocą środków chemicznych uzyskać produkty bez skazy. Niestety, nie szata zdobi warzywo.

Nie jest też tajemnicą, że pełne pestycydów i chemicznych ulepszaczy stanowią zagrożenie dla ludzkiego zdrowia. Stąd coraz większa liczba otyłych dzieci i chorych na cukrzycę dorosłych. Niestety to nie koniec powikłań. Skażona żywność doprowadziła również do powstania nowej odmiany bardzo niebezpiecznej bakterii E.coli. Film pokazuje m.in. rozmowę z Barbarą Kowalczyk, której 2-letni syn zmarł w wyniku zatrucia hamburgerem zakażonym tym właśnie pasożytem. Statystyki mówią, że co roku na skutek podobnych zatruć umiera 5 tysięcy Amerykanów. Jednak ludzie wciąż nie mogą uwierzyć, że jedzenie może być śmiertelną pułapką.

Film jest niczym terapia szokowa – pokazuje brutalną prawdę o tym, co trafia na nasze stoły. Reżyser podkreśla, że nie chodzi o straszenie ludzi, ale o ich uświadomienie. Dlatego też pokazane są możliwości rozwiązania problemu. Pierwszy krok należy do konsumentów – to oni mogą najwięcej zmienić.

Pieprz cayenne. – Każdego roku prawie 50 milionów Amerykanów cierpi na zatrucia pokarmowe. Ponad sto tysięcy przebywa w szpitalach a tysiące umierają tylko przez to, co jadły. Gdyby zamówili coś innego lub wybrali inne produkty w sklepie spożywczym, oni lub osoba im bliska, jeszcze byli by dzisiaj z nami. Jednak w większości przypadków, zatrucia pokarmowe ujawniają się jako niewiele więcej niż „grypa żołądkowa”, kilka dni bólu, wymioty, biegunka, a potem wszystko to znika. Więc, co w tym złego?

Jak opisano w czasopiśmie American Journal of Gastroenterology, w wielu przypadkach, ostra infekcja może wywołać przewlekłe „poinfekcyjne funkcjonalne zaburzenia żołądkowo-jelitowe”, które mogą trwać przez wiele lat, a nawet permanentnie. Dwa najbardziej typowe to zespół jelita drażliwego oraz funkcjonalna dyspepsja, która jest przewlekłą niestrawnością. Aż do 10% osób dotkniętych Salmonellą, E. coli lub Campylobacter, cierpi po tym na zespół jelita drażliwego. Założenie jest takie, że przejściowy stan zapalny w czasie infekcji może prowadzić do subtelnych, ale trwałych zmian w strukturze i funkcjonowaniu układu trawiennego, powodując „hiper-czułość” wyściółki jelit.

Jak ustalić, czy czyjaś odbytnica jest nadwrażliwa? Innowacyjni japońscy naukowcy opracowali urządzenie, które ma wywoływać powtarzające się bolesne rozstrzenie odbytu. Jest to w zasadzie pół litrowy balon podłączony do wymyślnej pompki rowerowej, która była smarowana oliwą z oliwek, włożona i napompowana, dopóki uczestnicy nie mogli już znieść bólu. Ci, którzy cierpieli na zespół jelita drażliwego, mieli znacznie niższy próg bólu. Zdrowi ludzie czuli natomiast ból tam, gdzie można było go oczekiwać, ale wielu z zespołem jelita drażliwego doświadczyło również bólu brzucha, co wskazuje na nadwrażliwość całej ściany jelita.

Cóż, jeśli to jest problemem, to w jaki sposób możemy znieczulać jelita?

Wiemy już, że związki zawarte w ostrych papryczkach mają zdolności zmniejszania liczby włókien bólowych substancji P, neuroprzekaźnika używanego do transmisji bólu. W przypadku klasterowego bólu głowy, należy pocierać ostrą papryką wnętrze nosa, a co trzeba zrobić w przypadku jelita drażliwego? Na szczęście, naukowcy wybrali dawkowanie doustne.

Wnioski: „Wyniki tych wstępnych badań wskazują, że przewlekłe podawanie ostrej papryki w proszku pacjentom z zespołem jelita drażliwego w formie tabletki dojelitowej, było znacząco bardziej skuteczne niż placebo w zmniejszaniu natężenia bólu brzucha i wzdęcia oraz zostało uznane przez pacjentów jako bardziej skuteczne niż placebo, co sugeruje nowy sposób radzenia sobie z tą częstą i bolesną chorobą funkcjonalną”.

Choć po 48 milionach przypadków zatrucia pokarmowego każdego roku w USA, 10% może zachorować na zespół jelita drażliwego, jeszcze więcej może zachorować na przewlekłą dyspepsję – przewlekłą niestrawność. Jak papryka działa przeciwko tej przypadłości? W badaniu nie można używać całych papryczek bo wtedy nie można było by zastosować podwójnie ślepej próby z placebo, ale jeśli podamy kapsułki z ostrą papryką w proszku ludziom cierpiącym na przewlekłą niestrawność – łącznie około półtorej łyżeczki dziennie – i porównamy z grupą placebo? W ciągu miesiąca ich łączne objawy zmniejszają się, w tym bóle brzucha i wzdęcia. Uczestnicy badania doświadczali również w mniejszym stopniu nudności. Często przepisywany lek cyzapryd działał prawie tak dobrze, jak ostra papryka w proszku, i był uważany na ogół jako dobrze tolerowany… to znaczy, dopóki ludzie nie zaczęli z jego powodu umierać.

Autor: dr Michael Greger 
http://faktydlazdrowia.pl/pieprz-cayenne-na-zespol-jelita-drazliwego-przewlekla-niestrawnosc/

Pieprz cayenne.

Każdego roku prawie 50 milionów Amerykanów cierpi na zatrucia pokarmowe. Ponad sto tysięcy przebywa w szpitalach a tysiące umierają tylko przez to, co jadły. Gdyby zamówili coś innego lub wybrali inne produkty w sklepie spożywczym, oni lub osoba im bliska, jeszcze byli by dzisiaj z nami. Jednak w większości przypadków, zatrucia pokarmowe ujawniają się jako niewiele więcej niż „grypa żołądkowa”, kilka dni bólu, wymioty, biegunka, a potem wszystko to znika. Więc, co w tym złego?

Jak opisano w czasopiśmie American Journal of Gastroenterology, w wielu przypadkach, ostra infekcja może wywołać przewlekłe „poinfekcyjne funkcjonalne zaburzenia żołądkowo-jelitowe”, które mogą trwać przez wiele lat, a nawet permanentnie. Dwa najbardziej typowe to zespół jelita drażliwego oraz funkcjonalna dyspepsja, która jest przewlekłą niestrawnością. Aż do 10% osób dotkniętych Salmonellą, E. coli lub Campylobacter, cierpi po tym na zespół jelita drażliwego. Założenie jest takie, że przejściowy stan zapalny w czasie infekcji może prowadzić do subtelnych, ale trwałych zmian w strukturze i funkcjonowaniu układu trawiennego, powodując „hiper-czułość” wyściółki jelit.

Jak ustalić, czy czyjaś odbytnica jest nadwrażliwa? Innowacyjni japońscy naukowcy opracowali urządzenie, które ma wywoływać powtarzające się bolesne rozstrzenie odbytu. Jest to w zasadzie pół litrowy balon podłączony do wymyślnej pompki rowerowej, która była smarowana oliwą z oliwek, włożona i napompowana, dopóki uczestnicy nie mogli już znieść bólu. Ci, którzy cierpieli na zespół jelita drażliwego, mieli znacznie niższy próg bólu. Zdrowi ludzie czuli natomiast ból tam, gdzie można było go oczekiwać, ale wielu z zespołem jelita drażliwego doświadczyło również bólu brzucha, co wskazuje na nadwrażliwość całej ściany jelita.

Cóż, jeśli to jest problemem, to w jaki sposób możemy znieczulać jelita?

Wiemy już, że związki zawarte w ostrych papryczkach mają zdolności zmniejszania liczby włókien bólowych substancji P, neuroprzekaźnika używanego do transmisji bólu. W przypadku klasterowego bólu głowy, należy pocierać ostrą papryką wnętrze nosa, a co trzeba zrobić w przypadku jelita drażliwego? Na szczęście, naukowcy wybrali dawkowanie doustne.

Wnioski: „Wyniki tych wstępnych badań wskazują, że przewlekłe podawanie ostrej papryki w proszku pacjentom z zespołem jelita drażliwego w formie tabletki dojelitowej, było znacząco bardziej skuteczne niż placebo w zmniejszaniu natężenia bólu brzucha i wzdęcia oraz zostało uznane przez pacjentów jako bardziej skuteczne niż placebo, co sugeruje nowy sposób radzenia sobie z tą częstą i bolesną chorobą funkcjonalną”.

Choć po 48 milionach przypadków zatrucia pokarmowego każdego roku w USA, 10% może zachorować na zespół jelita drażliwego, jeszcze więcej może zachorować na przewlekłą dyspepsję – przewlekłą niestrawność. Jak papryka działa przeciwko tej przypadłości? W badaniu nie można używać całych papryczek bo wtedy nie można było by zastosować podwójnie ślepej próby z placebo, ale jeśli podamy kapsułki z ostrą papryką w proszku ludziom cierpiącym na przewlekłą niestrawność – łącznie około półtorej łyżeczki dziennie – i porównamy z grupą placebo? W ciągu miesiąca ich łączne objawy zmniejszają się, w tym bóle brzucha i wzdęcia. Uczestnicy badania doświadczali również w mniejszym stopniu nudności. Często przepisywany lek cyzapryd działał prawie tak dobrze, jak ostra papryka w proszku, i był uważany na ogół jako dobrze tolerowany… to znaczy, dopóki ludzie nie zaczęli z jego powodu umierać.

Autor: dr Michael Greger
http://faktydlazdrowia.pl/pieprz-cayenne-na-zespol-jelita-drazliwego-przewlekla-niestrawnosc/

Żelazo w diecie wegańskiej. – Często można spotkać się z opiniami, że diety bezmięsne są uboższe w żelazo a wegetarianie i weganie są na jego niedobór bardziej narażeni niż osoby na diecie tradycyjnej. Badania tego nie potwierdzają. Mimo to, warto zadbać o prawidłową podaż żelaza. 

Poniżej zamieszczamy kilka naszych wskazówek dzięki, którym łatwiej będzie Wam zapobiegać wszelkim niedoborom żelaza w diecie.

1. Jedz więcej żelaza niż osoby na diecie tradycyjnej

To prawda, że żelazo pochodzenia roślinnego jest gorzej wchłanialne niż to pochodzące z produktów odzwierzęcych. Dlatego aby wyrównać różnice warto podbić zawartość żelaza w diecie o dodatkowe 30-50%.

2. Jedz produkty bogate w witaminę C

Witamina C znacznie poprawia przyswajalność żelaza pochodzenia roślinnego. Co to oznacza w praktyce? Jedząc posiłek bogaty w żelazo dodaj też produkt bogaty w witaminę C. Możesz na przykład zjeść kotleciki z grochu lub fasoli a do tego zjeść sałatkę z dodatkiem surowej papryki (witamina C) albo zjeść deser z owoców cytrusowych (witamina C). Do spaghetti z soczewicą dodaj świeżo posiekaną natkę pietruszki (witamina C). Opcji jest naprawdę dużo!

3. Unikaj kawy i herbaty w okolicach posiłku

Kawa i herbata (również zielona) niekorzystnie wpływają na przyswajalność żelaza. Dlatego pilnuj co najmniej godzinnych odstępów pomiędzy wypiciem napoju, a spożyciem posiłku bogatego w żelazo.

4. Jedz więcej zielonych warzyw!

To prawdziwa skarbnica składników mineralnych. Jedz jarmuż, brokuły, brukselkę, kapustę, sałatę rzymską i inne zielono listne warzywa. Do tego zadbaj o codzienny udział w diecie roślin strączkowych i orzechów/ziaren. Dzięki temu na zawsze odgonisz widmo anemii!

Żelazo w diecie wegańskiej.

Często można spotkać się z opiniami, że diety bezmięsne są uboższe w żelazo a wegetarianie i weganie są na jego niedobór bardziej narażeni niż osoby na diecie tradycyjnej. Badania tego nie potwierdzają. Mimo to, warto zadbać o prawidłową podaż żelaza.

Poniżej zamieszczamy kilka naszych wskazówek dzięki, którym łatwiej będzie Wam zapobiegać wszelkim niedoborom żelaza w diecie.

1. Jedz więcej żelaza niż osoby na diecie tradycyjnej

To prawda, że żelazo pochodzenia roślinnego jest gorzej wchłanialne niż to pochodzące z produktów odzwierzęcych. Dlatego aby wyrównać różnice warto podbić zawartość żelaza w diecie o dodatkowe 30-50%.

2. Jedz produkty bogate w witaminę C

Witamina C znacznie poprawia przyswajalność żelaza pochodzenia roślinnego. Co to oznacza w praktyce? Jedząc posiłek bogaty w żelazo dodaj też produkt bogaty w witaminę C. Możesz na przykład zjeść kotleciki z grochu lub fasoli a do tego zjeść sałatkę z dodatkiem surowej papryki (witamina C) albo zjeść deser z owoców cytrusowych (witamina C). Do spaghetti z soczewicą dodaj świeżo posiekaną natkę pietruszki (witamina C). Opcji jest naprawdę dużo!

3. Unikaj kawy i herbaty w okolicach posiłku

Kawa i herbata (również zielona) niekorzystnie wpływają na przyswajalność żelaza. Dlatego pilnuj co najmniej godzinnych odstępów pomiędzy wypiciem napoju, a spożyciem posiłku bogatego w żelazo.

4. Jedz więcej zielonych warzyw!

To prawdziwa skarbnica składników mineralnych. Jedz jarmuż, brokuły, brukselkę, kapustę, sałatę rzymską i inne zielono listne warzywa. Do tego zadbaj o codzienny udział w diecie roślin strączkowych i orzechów/ziaren. Dzięki temu na zawsze odgonisz widmo anemii!

5 przedmiotów, których nie powinno być w kuchni. – Ftalany, BPA, pochodne ropy naftowej są w przedmiotach, które nas otaczają. Nie sposób całkowicie ich unikać, ale jeśli w prosty sposób możemy wyeliminować zagrożenia, to dlaczego mamy tego nie robić? 

1. “Teflon to azbest XXI wieku”

Niektórzy badacze uważają, że substancja stosowana do wyprodukowania teflonu (kwas perfluorooktanowy) jest toksyczna, powoduje wady wrodzone, zaburzenia rozwojowe i hormonalne oraz podwyższony poziom cholesterolu, jest też uznana za potencjalny czynnik rakotwórczy. Podobną opinię wyraża WWF. Z drugiej strony spora grupa naukowców podkreśla, że jest on bezpieczny, inaczej nie byłby dopuszczony do sprzedaży. Doniesienia na temat szkodliwego wpływu teflonu nie są dostatecznie potwierdzone naukowo. Jedne z nielicznych badań, które przeprowadziła FDA (amerykańska rządowa Agencja Żywności i Leków) pochodzi z 1959 i wykazało, że warstwa teflonu wydziela małe ilości fluoru, co może wiązać się z rakiem. Zawsze należy się upewnić, czy kupowane przez nas naczynia posiadają atest Państwowego Zakładu Higieny. Dla pewności warto wybrać patelnie i garnki ze stali nierdzewnej, żeliwa.

Co zrobić, kiedy patelnia teflonowa ma rysę? Nie należy używać zniszczonych naczyń kuchennych, niezależnie od materiałów, z jakich je zrobiono. W przypadku zniszczonych powłok PTFE może dojść do połknięcia ich fragmentów albo jedzenie może się zetknąć z elementami nieprzeznaczonymi do kontaktu z żywnością. Porysowane, nierówne powierzchnie są również trudne do utrzymania w czystości.
2. Aluminium

Naczynia aluminiowe stały się przedmiotem kontrowersji po badaniach przeprowadzonych w latach 1970, które ujawniły podwyższony poziom aluminium w mózgu niektórych pacjentów z chorobą Alzheimera. Dziś dogłebniej zbadano wpyw tego związku na zdrowie. Pewne jest to, że kwaśne i słone produkty (np. zupa szczawiowa, pomidorowa, ogórkowa, bigos, kapuśniak) gotowane i/lub przechowywane w naczyniu aluminiowym mogą uszkadzać strukturę naczynia, wżerać się w aluminium i przedostawać się do potrawy.
3. Plastikowe naczynia, pojemniki, sztućce…

Bisfenol A (czyli BPA) szkodzi i ciężko nam go uniknąć – dowodzą badania. Związek oddziałuje na poziom hormonów w naszym organizmie i przyczynia się do rozwoju niektórych chorób, na przykład nowotworów. Nie wyeliminujecie go. Ale można ograniczyć jego szkodliwy wpływ właśnie rezygnując z plastikowych naczyń, butelek, pojemników, sztućców, desek do krojenia. Jest mnóstwo badań dotyczących szkodliwości BPA. Jest ono łączone z rakiem piersi, otyłością, astmą u dzieci, niepłodnością. Ważne, by nie przechowywać żywności w lodówce w plastikowych pojemnikach.
4. Kuchenka mikrofalowa

Uwierzcie – da się żyć bez kuchenki mikrofalowej. A najlepsze dla niej miejsce to piwnica, ponieważ nawet nie używana emituje promieniowanie. To sprzęt, który może służyć jedynie do dezynfekcji gąbek i ścierek kuchennych.

Naukowcy co prawda nie są jednogłośni w sprawie szkodliwości pokarmów podgrzewanych w mikrofali, ale przestrzegają, że ostateczne skutki wykorzystania urządzenia będzie można ocenić nawet za kilkadziesiąt lat. Mikrofala zmienia strukturę białek z lewoskrętnych, które występują w przyrodzie na prawoskrętne, które są obce dla naszego ciała, przez co nie są trawione, przyswajane, a wręcz mogą wyrządzić wiele szkody. – mówi dietetyk Anna Szydlik.

Naukowcy dowiedli, że u osób, które spożywają posiłki przygotowane w tego typu kuchence skład krwi ulega zmianie. Maleje ilość krwinek czerwonych i tym samym rośnie poziom krwinek białych. Poziom cholesterolu również może ulec zwiększeniu. To z kolei może prowadzić do schorzeń układu krążenia.

Przeczytaj: Kuchenki mikrofalowe negatywnie wpływają na żywność, którą spożywamy.
5. Folia aluminiowa

Najczęściej zawijamy w nią kanapki do szkoły czy pracy. Wiele osób twierdzi, że aluminium z folii przenika bezpośrednio do jedzenia, tym samym powodując szereg groźnych chorób, na które szczególnie narażone są dzieci. Jednak jasnych dowodów naukowych na takie działanie nie ma. Pewne jest to, że nie należy pakować w nią produktów o odczynie kwaśnym (np. kiszonych ogórków, pomidorów czy owoców), ponieważ mogą wejść w reakcję z aluminium, wskutek czego wytworzą się szkodliwe sole glinu. Glin w większych ilościach jest bardzo szkodliwy dla zdrowia. 

http://dziecisawazne.pl/5-przedmiotow-ktore-sa-zbedne-w-kuchni/

5 przedmiotów, których nie powinno być w kuchni.

Ftalany, BPA, pochodne ropy naftowej są w przedmiotach, które nas otaczają. Nie sposób całkowicie ich unikać, ale jeśli w prosty sposób możemy wyeliminować zagrożenia, to dlaczego mamy tego nie robić?

1. “Teflon to azbest XXI wieku”

Niektórzy badacze uważają, że substancja stosowana do wyprodukowania teflonu (kwas perfluorooktanowy) jest toksyczna, powoduje wady wrodzone, zaburzenia rozwojowe i hormonalne oraz podwyższony poziom cholesterolu, jest też uznana za potencjalny czynnik rakotwórczy. Podobną opinię wyraża WWF. Z drugiej strony spora grupa naukowców podkreśla, że jest on bezpieczny, inaczej nie byłby dopuszczony do sprzedaży. Doniesienia na temat szkodliwego wpływu teflonu nie są dostatecznie potwierdzone naukowo. Jedne z nielicznych badań, które przeprowadziła FDA (amerykańska rządowa Agencja Żywności i Leków) pochodzi z 1959 i wykazało, że warstwa teflonu wydziela małe ilości fluoru, co może wiązać się z rakiem. Zawsze należy się upewnić, czy kupowane przez nas naczynia posiadają atest Państwowego Zakładu Higieny. Dla pewności warto wybrać patelnie i garnki ze stali nierdzewnej, żeliwa.

Co zrobić, kiedy patelnia teflonowa ma rysę? Nie należy używać zniszczonych naczyń kuchennych, niezależnie od materiałów, z jakich je zrobiono. W przypadku zniszczonych powłok PTFE może dojść do połknięcia ich fragmentów albo jedzenie może się zetknąć z elementami nieprzeznaczonymi do kontaktu z żywnością. Porysowane, nierówne powierzchnie są również trudne do utrzymania w czystości.
2. Aluminium

Naczynia aluminiowe stały się przedmiotem kontrowersji po badaniach przeprowadzonych w latach 1970, które ujawniły podwyższony poziom aluminium w mózgu niektórych pacjentów z chorobą Alzheimera. Dziś dogłebniej zbadano wpyw tego związku na zdrowie. Pewne jest to, że kwaśne i słone produkty (np. zupa szczawiowa, pomidorowa, ogórkowa, bigos, kapuśniak) gotowane i/lub przechowywane w naczyniu aluminiowym mogą uszkadzać strukturę naczynia, wżerać się w aluminium i przedostawać się do potrawy.
3. Plastikowe naczynia, pojemniki, sztućce…

Bisfenol A (czyli BPA) szkodzi i ciężko nam go uniknąć – dowodzą badania. Związek oddziałuje na poziom hormonów w naszym organizmie i przyczynia się do rozwoju niektórych chorób, na przykład nowotworów. Nie wyeliminujecie go. Ale można ograniczyć jego szkodliwy wpływ właśnie rezygnując z plastikowych naczyń, butelek, pojemników, sztućców, desek do krojenia. Jest mnóstwo badań dotyczących szkodliwości BPA. Jest ono łączone z rakiem piersi, otyłością, astmą u dzieci, niepłodnością. Ważne, by nie przechowywać żywności w lodówce w plastikowych pojemnikach.
4. Kuchenka mikrofalowa

Uwierzcie – da się żyć bez kuchenki mikrofalowej. A najlepsze dla niej miejsce to piwnica, ponieważ nawet nie używana emituje promieniowanie. To sprzęt, który może służyć jedynie do dezynfekcji gąbek i ścierek kuchennych.

Naukowcy co prawda nie są jednogłośni w sprawie szkodliwości pokarmów podgrzewanych w mikrofali, ale przestrzegają, że ostateczne skutki wykorzystania urządzenia będzie można ocenić nawet za kilkadziesiąt lat. Mikrofala zmienia strukturę białek z lewoskrętnych, które występują w przyrodzie na prawoskrętne, które są obce dla naszego ciała, przez co nie są trawione, przyswajane, a wręcz mogą wyrządzić wiele szkody. – mówi dietetyk Anna Szydlik.

Naukowcy dowiedli, że u osób, które spożywają posiłki przygotowane w tego typu kuchence skład krwi ulega zmianie. Maleje ilość krwinek czerwonych i tym samym rośnie poziom krwinek białych. Poziom cholesterolu również może ulec zwiększeniu. To z kolei może prowadzić do schorzeń układu krążenia.

Przeczytaj: Kuchenki mikrofalowe negatywnie wpływają na żywność, którą spożywamy.
5. Folia aluminiowa

Najczęściej zawijamy w nią kanapki do szkoły czy pracy. Wiele osób twierdzi, że aluminium z folii przenika bezpośrednio do jedzenia, tym samym powodując szereg groźnych chorób, na które szczególnie narażone są dzieci. Jednak jasnych dowodów naukowych na takie działanie nie ma. Pewne jest to, że nie należy pakować w nią produktów o odczynie kwaśnym (np. kiszonych ogórków, pomidorów czy owoców), ponieważ mogą wejść w reakcję z aluminium, wskutek czego wytworzą się szkodliwe sole glinu. Glin w większych ilościach jest bardzo szkodliwy dla zdrowia.

http://dziecisawazne.pl/5-przedmiotow-ktore-sa-zbedne-w-kuchni/

Wapń – Wapń, którego potrzebujemy do budowy mocnych kości, znajduje się w zielonych liściastych warzywach, w tofu, w mleku sojowym wzbogacanym w ten pierwiastek oraz wielu innych produktach, które mogą być spożywane przez wegan.

Nasze kości zawierają bardzo dużą ilość wapnia, który zapewnia im odporność i sztywność. Wapń jest niezbędny również dla prawidłowego funkcjonowania układu nerwowego i mięśni oraz wpływa na krzepliwość krwi. Te zadania są tak ważne dla przetrwania organizmu, że gdy dieta jest zbyt uboga w wapń organizm zaczyna wyciągać go z kości. Dlatego niezwykle istotna jest dbałość o dostarczanie w pożywieniu odpowiedniej ilości tego pierwiastka.

W diecie wegańskiej doskonałymi źródłami wapnia są zielone warzywa, takie jak: brokuł, kapusta, kapusta pekińska, jarmuż, a także soja, tofu i różnego rodzaju produkty wzbogacane (np. soki, płatki śniadaniowe). Ziarna, fasole, owoce i warzywa inne niż wymienione wyżej mogą przyczyniać się do lepszego wchłaniania wapnia i dostarczać jego niewielkie ilości, jednak nie mogą zastąpić kluczowych pokarmów wskazanych na początku. Nie ma jednak podstaw by sądzić, że dieta roślinna jest uboższa w ten cenny pierwiastek. Wystarczy przeanalizować tabele wartości odżywczych, by przekonać się, że ok. 100 g tofu zawiera tyle samo wapnia co szklanka krowiego mleka.

Zawartość wapnia w tofu zależy od tego jaka substancja została użyta jako koagulant. Dwoma najpopularniejszymi koagulantami stosowanymi w produkcji tofu są siarczan wapnia oraz chlorek magnezu. Zastosowana substancja powinna być wymieniona jako składnik na opakowaniu gotowego produktu. Tofu wyprodukowane z użyciem siarczanu wapnia będzie zawierało więcej wapnia niż to wyprodukowane przy użyciu chlorku magnezu.

Innymi czynnikami wpływającymi na zdrowie kości są witamina D, sód oraz aktywność fizyczna. Witamina D zwiększa przyswajalność wapnia. Natomiast sód zwiększa ilość wapnia traconego z moczem (ok. 20 mg wapnia jest tracone z każdym gramem sodu). Diety bogate w sód są łączone z niską gęstością kości. Regularne ćwiczenia typu chodzenie czy bieganie pozwalają utrzymać zdrowe i silne kości.

Przykłady wegańskich produktów bogatych w wapń:

    100 g tofu – 200-420 mg wapnia

    szklanka ugotowanego jarmużu – 179 mg wapnia

    szklanka ugotowanej kapusty – 158 mg wapnia

    2 łyżki stołowe tahini – 128 mg wapnia

    szklanka ugotowanej białej fasoli – 126 mg wapnia

    ćwierć szklanki migdałów – 94 mg wapnia

    szklanka ugotowanego brokuła – 62 mg wapnia

Wapń

Wapń, którego potrzebujemy do budowy mocnych kości, znajduje się w zielonych liściastych warzywach, w tofu, w mleku sojowym wzbogacanym w ten pierwiastek oraz wielu innych produktach, które mogą być spożywane przez wegan.

Nasze kości zawierają bardzo dużą ilość wapnia, który zapewnia im odporność i sztywność. Wapń jest niezbędny również dla prawidłowego funkcjonowania układu nerwowego i mięśni oraz wpływa na krzepliwość krwi. Te zadania są tak ważne dla przetrwania organizmu, że gdy dieta jest zbyt uboga w wapń organizm zaczyna wyciągać go z kości. Dlatego niezwykle istotna jest dbałość o dostarczanie w pożywieniu odpowiedniej ilości tego pierwiastka.

W diecie wegańskiej doskonałymi źródłami wapnia są zielone warzywa, takie jak: brokuł, kapusta, kapusta pekińska, jarmuż, a także soja, tofu i różnego rodzaju produkty wzbogacane (np. soki, płatki śniadaniowe). Ziarna, fasole, owoce i warzywa inne niż wymienione wyżej mogą przyczyniać się do lepszego wchłaniania wapnia i dostarczać jego niewielkie ilości, jednak nie mogą zastąpić kluczowych pokarmów wskazanych na początku. Nie ma jednak podstaw by sądzić, że dieta roślinna jest uboższa w ten cenny pierwiastek. Wystarczy przeanalizować tabele wartości odżywczych, by przekonać się, że ok. 100 g tofu zawiera tyle samo wapnia co szklanka krowiego mleka.

Zawartość wapnia w tofu zależy od tego jaka substancja została użyta jako koagulant. Dwoma najpopularniejszymi koagulantami stosowanymi w produkcji tofu są siarczan wapnia oraz chlorek magnezu. Zastosowana substancja powinna być wymieniona jako składnik na opakowaniu gotowego produktu. Tofu wyprodukowane z użyciem siarczanu wapnia będzie zawierało więcej wapnia niż to wyprodukowane przy użyciu chlorku magnezu.

Innymi czynnikami wpływającymi na zdrowie kości są witamina D, sód oraz aktywność fizyczna. Witamina D zwiększa przyswajalność wapnia. Natomiast sód zwiększa ilość wapnia traconego z moczem (ok. 20 mg wapnia jest tracone z każdym gramem sodu). Diety bogate w sód są łączone z niską gęstością kości. Regularne ćwiczenia typu chodzenie czy bieganie pozwalają utrzymać zdrowe i silne kości.

Przykłady wegańskich produktów bogatych w wapń:

100 g tofu – 200-420 mg wapnia

szklanka ugotowanego jarmużu – 179 mg wapnia

szklanka ugotowanej kapusty – 158 mg wapnia

2 łyżki stołowe tahini – 128 mg wapnia

szklanka ugotowanej białej fasoli – 126 mg wapnia

ćwierć szklanki migdałów – 94 mg wapnia

szklanka ugotowanego brokuła – 62 mg wapnia

Unia Europejska zakazała ziołolecznictwa – Od tego weekendu w państwach należących do Unii Europejskiej wprowadzono restrykcyjne prawo delegalizujące setki naturalnych ziół leczniczych używanych na naszym kontynencie od pokoleń. Według brukselskiego reżimu celem jest ochrona konsumentów przed potencjalnie niebezpiecznymi dla zdrowia „tradycyjnymi” medykamentami.

Według nowej dyrektywy UE, lekarstwa pochodzenia ziołowego będą musiały być rejestrowane. Produkty będą musiały spełniać kryteria bezpieczeństwa, jakości i standardów produkcji. Dodatkowo wymogiem jest dołączanie do produktów informacji o możliwych skutkach ubocznych. Producenci preparatów ziołowych twierdzą, że nowe regulacje wypchną ich z rynku i zmuszą do zamknięcia firm.

d tej pory producenci preparatów ziołowych będą musieli udowodnić, że ich produkty są zrobione zgodnie ze standardami i zawierają stałą i jasno oznaczoną dawkę. Produkty znajdujące się w sprzedaży będą mogły być w obiegu do czasu przekroczenia dat ich przydatności. Dla nowych specyfików konieczne będzie przejście skomplikowanej procedury akceptacyjnej. Dopuszczone preparaty ziołowe będą odpowiednio oznakowane a pozostałe staną się nielegalne.
Zastanówmy się, jakie będą konsekwencje regulacji delegalizujących ziołolecznictwo. Po pierwsze beneficjentem będą koncerny farmaceutyczne, które zapewne mają spory udział w lobbowaniu tej szkodliwej regulacji. Prawdopodobnie wiele specyfików będzie celowo usuwanych z rynku lub nań niedopuszczanych a głównie te posiadające chemiczne odpowiedniki.
Druga płaszczyzna to zdrowie obywateli, oczywiście zakazywanie stosowania wiedzy znanej od pokoleń nie ma na celu poprawy a pogorszenie stanu zdrowia całej populacji. Jak poradzi sobie z tym rynek preparatów ziołowych? Prawdopodobnie tak jak w przypadku każdej prohibicji, dojdzie do rozkwitu czarnego rynku, który będzie „bohatersko” zwalczany za pomocą wszystkich dostępnych środków nacisku.
Niestety wygląda na to, że żyjemy w europejskiej wersji faszyzmu, którą od faszyzmu znanego z definicji różni głównie to, że nie nazywamy go faszyzmem… 

http://zmianynaziemi.pl/wiadomosc/unia-europejska-zakazala-ziololecznictwa

Unia Europejska zakazała ziołolecznictwa

Od tego weekendu w państwach należących do Unii Europejskiej wprowadzono restrykcyjne prawo delegalizujące setki naturalnych ziół leczniczych używanych na naszym kontynencie od pokoleń. Według brukselskiego reżimu celem jest ochrona konsumentów przed potencjalnie niebezpiecznymi dla zdrowia „tradycyjnymi” medykamentami.

Według nowej dyrektywy UE, lekarstwa pochodzenia ziołowego będą musiały być rejestrowane. Produkty będą musiały spełniać kryteria bezpieczeństwa, jakości i standardów produkcji. Dodatkowo wymogiem jest dołączanie do produktów informacji o możliwych skutkach ubocznych. Producenci preparatów ziołowych twierdzą, że nowe regulacje wypchną ich z rynku i zmuszą do zamknięcia firm.

d tej pory producenci preparatów ziołowych będą musieli udowodnić, że ich produkty są zrobione zgodnie ze standardami i zawierają stałą i jasno oznaczoną dawkę. Produkty znajdujące się w sprzedaży będą mogły być w obiegu do czasu przekroczenia dat ich przydatności. Dla nowych specyfików konieczne będzie przejście skomplikowanej procedury akceptacyjnej. Dopuszczone preparaty ziołowe będą odpowiednio oznakowane a pozostałe staną się nielegalne.
Zastanówmy się, jakie będą konsekwencje regulacji delegalizujących ziołolecznictwo. Po pierwsze beneficjentem będą koncerny farmaceutyczne, które zapewne mają spory udział w lobbowaniu tej szkodliwej regulacji. Prawdopodobnie wiele specyfików będzie celowo usuwanych z rynku lub nań niedopuszczanych a głównie te posiadające chemiczne odpowiedniki.
Druga płaszczyzna to zdrowie obywateli, oczywiście zakazywanie stosowania wiedzy znanej od pokoleń nie ma na celu poprawy a pogorszenie stanu zdrowia całej populacji. Jak poradzi sobie z tym rynek preparatów ziołowych? Prawdopodobnie tak jak w przypadku każdej prohibicji, dojdzie do rozkwitu czarnego rynku, który będzie „bohatersko” zwalczany za pomocą wszystkich dostępnych środków nacisku.
Niestety wygląda na to, że żyjemy w europejskiej wersji faszyzmu, którą od faszyzmu znanego z definicji różni głównie to, że nie nazywamy go faszyzmem…

http://zmianynaziemi.pl/wiadomosc/unia-europejska-zakazala-ziololecznictwa

Topinambur – Topinambur jest rośliną pełną siły i uzdrawiającej energii pozyskanej z natury. Zawiera substancje, które korzystnie wpływają na organizm człowieka. Pomaga zapobiegać i leczyć wiele chorób. Jeśli szukasz sposobu, w jaki wspierać swoje zdrowie to PRODUKTY Z TOPINAMBURU są  dla Ciebie. 

Topinambur, w odróżnieniu od innych rodzajów warzyw, posiada unikalny system węglowodanowy oparty na fruktozie i  jej polimerze fruktooligosacharydzie - inulinie.  Zawiera biologicznie czynne składniki: błonnik i  minerały - żelazo, krzem, magnez, potas, fosfor, wapń, oraz witaminy B, C,  pektyny, kwasy organiczne                 i aminokwasy. 
Obecnie właściwości lecznicze tej rośliny, prawie zapomniane, są odkrywane na nowo. Topinambur pomaga zapobiegać i wspiera leczenie cukrzycy, otyłości, obniża poziom cholesterolu i oczyszcza organizm. Reguluje ciśnienie krwi i pracę układu pokarmowego. Chroni wątrobę i nerki. Zwiększa również odporność organizmu, obniża stres, dostarcza energii i zwiększa zdolność koncentracji. Topinambur jest również zalecany dla rekonwalescentów, a także zapobiega osteoporozie. 
Pokarmy, które spożywamy mogą wpływać korzystnie lub niekorzystnie na nasz organizm. Dlatego powinniśmy wzbogacić menu o produkty wspierające zdrowie. Bardzo istotne jest, aby naszą niezdrową dietę wzbogacać zdrowymi produktami żywnościowymi. Wiele badań naukowych dowodzi, że środki spożywcze nie są tylko źródłem energii, ale regulują różne funkcje i reakcje zachodzące w organizmie.  Takie produkty żywnościowe są do nabycia w wielu wyspecjalizowanych punktach sprzedaży, których ilość stale wzrasta. Są one zaopatrywane  z oddzielnej sieci  zakładów przemysłu spożywczego i rolnictwa ekologicznego, szanujących naturę i stosujących naturalne, biologiczne  procesy przetwarzania ekologicznych plonów. W tej sieci pojawia się
topinambur – uznany za biokulturę XXI wieku i jego przetwory, odgrywające ważną rolę w systemie żywności funkcjonalnej.  

Szczegółowe działanie składników słonecznika bulwiastego w organizmie

cytujemy za mgr farm. Tomaszem Mrozowskim [Magazyn Aptekarski nr 1/2009] 

„...Po ostatniej wojnie naukowcy coraz baczniej zaczęli się przyglądać roślinie i jej bardzo interesującym właściwościom.

Skład chemiczny:

    • inulina (polisacharydy),
    • substancje pektynowe,
    • błonnik, białka, tłuszcz, woda,
    • witaminy z grupy B1, B2 i C ,
    • minerały: żelazo, potas, magnez,
    wapń, cynk, miedź i fosfor, krzemionka.

Działanie substancji czynnych

Rozpuszczalna w wodzie inulina jest polimerem beta-D-fruktofuranozy z niewielkim udziałem

D-glukozy, polisacharydem zapasowym zbudowanym z około30 cząsteczek monocukrów połączonych                  w nierozgałęziony łańcuch i jednym z ważniejszych węglowodanów. Należy do fruktanów inulinowych.                 W roślinach które ją wytwarzają służy jako zapas energii. Obficie występuje w korzeniach omanu, bulwach topinamburu, a także w innych roślinach z rodziny astrowatych. Jest łagodnie słodka w smaku, posiada mniej więcej 1/10 słodyczy cukru. Jej indeks glikemiczny wynosi 14, a kaloryczność 1.6 kcal/g, dlatego mogą ją spożywać osoby chore na cukrzycę i odchudzające się. Inulina jest przede wszystkim prebiotykiem. Oznacza to, że stanowi pożywkę dla bakterii jelitowych, jak Lactobacillus GG, Lactobacillus plantarum, Bifidobacteria oraz grzyb Saccharomyces boulardi. Bakterie te są niezbędne do prawidłowego funkcjonowania całego organizmu, nie bez powodu określa się je mianem „probiotyków” (grec. – „wspierających życie”). Produkują one enzymy rozrywające wiązania inuliny, ta zaś fermentując rozpada się na prostsze formy cukrów, które stanowią dla nich doskonałą pożywkę. Około 40% masy inuliny przekształca się w biomasę bakterii. Dalsze 40% trafia                       do wytwarzanych przez nie cząsteczek krótkołańcuchowych kwasów tłuszczowych (które między innymi pokrywają ochronną warstewką ścianki jelita grubego), a resztę stanowi w większości kwas mlekowy, pomagający m. in. ograniczyć populację bakterii gnilnych i drożdżaków. W związku z tym bardzo mała część masy inuliny trafia do krwiobiegu w postaci cukrów, a to właśnie jest powodem jej niskiego indeksu glikemicznego i kaloryczności. Tak więc inulina wykazuje tzw. działanie bifidogenne, stymulujące wzrost odpowiednich bakterii oraz hamujące rozwój niekorzystnej lub patogennej flory przez:

- efekty metaboliczne na skutek obniżania pH w świetle jelita;
- zmniejszanie adhezji patogenów do nabłonka jelitowego wskutek blokowania receptorów na powierzchni śluzówki jelita;
- mukoprotekcyjne i odżywcze działanie krótkołańcuchowych kwasów tłuszczowych (Short Chain Fat Acids – SC FA), które powstają w procesach fermentacyjnych z prebiotyków; SC FA są substancją odżywczą dla enterocytów,które z kolei produkują śluz wraz z którym stanowią podstawowy element bariery mechanicznej;
- produkcję substancji przeciwdrobnoustrojowych, takich jak bakteriocyny, H2O2, kwas mlekowy;

Inulina łącznie z pektynami i błonnikiem, wiąże dużą ilość szkodliwych i zbędnych związków, takich jak metale ciężkie, radionuklidy, cholesterol, kwasy tłuszczowe, związki toksyczne. Związki te trafiają do organizmu               z pożywieniem lub są wytwarzane w świetle jelita. Efektem zaburzeń przemiany materii w organizmie może być niestrawność jelitowa, zatrucia, alergie, a nawet upośledzenie czynności detoksykacyjnej wątroby. Inulina pobudza kurczliwość ściany jelita, co powoduje wydalanie zbędnych, szkodliwych substancji oraz regulację fizjologicznych czynności człowieka poprzez normalizację stolca w uporczywych zaparciach. Inulina ogranicza działanie mechanizmów odpowiedzialnych za powstawanie alergii (koncepcja indukcji tolerancji pokarmowej  na alergeny pokarmowe). Zastosowanie prebiotyków wydaje się korzystne w leczeniu nieswoistych zapaleń jelit. Mieszanina oligofruktozy z inuliną przy jednoczesnej suplementacji wapnia wykazuje korzystny wpływ                na zmiany w kościach, wyrażające się istotnym wzrostem BMC i BM D, co ma duże znaczenie w prewencji osteoporozy. Uważa się, że prebiotyki mogą oddziaływać korzystnie na niektóre parametry zespołu metabolicznego. Po zastosowaniu diety niskotłuszczowej o umiarkowanej ilości węglowodanów oraz podaniu inuliny następuje zmniejszenie stężenia triglicerydów w osoczu oraz zmniejszenie się lipogenezy w wątrobie. Wskazuje się na ewentualność korzystnego oddziaływania prebiotyków w zakresie prewencji nowotworów jelita grubego. Ich obecność w diecie może przyśpieszać pasaż jelitowy, przyczyniając się do unieczynnienia kancerogenów, zmniejszenia procesów gnicia oraz produkcji nitrozoamin. Stosowanie prebiotyków zwiększa swoistą odpowiedź immunologiczną na szczepienia. Inulina zapobiega również infekcji dróg moczowych. Część fruktozy niestrawionej w przewodzie pokarmowym wydalona zostaje przez błony kłębuszków nerkowych           do pęcherza, gdzie działa na zasadzie przylegania do niej bakterii chorobotwórczych...”

Elżbieta Trafalska i Krystyna Grzybowska z katedry Higieny i Epidemiologii, oraz z Kliniki Pediatrii i Immunologii Wieku Rozwojowego Uniwersytetu Medycznego w Łodzi wykazują jaki wpływ na skład mikroflory jelitowej człowieka ma suplementacja diety inuliną -najważniejszym składnikiem topinamburu [Wiadomości Lekarskie 2004 LVII] . Ilustruje to poniższy wykres.

Topinambur

Topinambur jest rośliną pełną siły i uzdrawiającej energii pozyskanej z natury. Zawiera substancje, które korzystnie wpływają na organizm człowieka. Pomaga zapobiegać i leczyć wiele chorób. Jeśli szukasz sposobu, w jaki wspierać swoje zdrowie to PRODUKTY Z TOPINAMBURU są dla Ciebie.

Topinambur, w odróżnieniu od innych rodzajów warzyw, posiada unikalny system węglowodanowy oparty na fruktozie i jej polimerze fruktooligosacharydzie - inulinie. Zawiera biologicznie czynne składniki: błonnik i minerały - żelazo, krzem, magnez, potas, fosfor, wapń, oraz witaminy B, C, pektyny, kwasy organiczne i aminokwasy.
Obecnie właściwości lecznicze tej rośliny, prawie zapomniane, są odkrywane na nowo. Topinambur pomaga zapobiegać i wspiera leczenie cukrzycy, otyłości, obniża poziom cholesterolu i oczyszcza organizm. Reguluje ciśnienie krwi i pracę układu pokarmowego. Chroni wątrobę i nerki. Zwiększa również odporność organizmu, obniża stres, dostarcza energii i zwiększa zdolność koncentracji. Topinambur jest również zalecany dla rekonwalescentów, a także zapobiega osteoporozie.
Pokarmy, które spożywamy mogą wpływać korzystnie lub niekorzystnie na nasz organizm. Dlatego powinniśmy wzbogacić menu o produkty wspierające zdrowie. Bardzo istotne jest, aby naszą niezdrową dietę wzbogacać zdrowymi produktami żywnościowymi. Wiele badań naukowych dowodzi, że środki spożywcze nie są tylko źródłem energii, ale regulują różne funkcje i reakcje zachodzące w organizmie. Takie produkty żywnościowe są do nabycia w wielu wyspecjalizowanych punktach sprzedaży, których ilość stale wzrasta. Są one zaopatrywane z oddzielnej sieci zakładów przemysłu spożywczego i rolnictwa ekologicznego, szanujących naturę i stosujących naturalne, biologiczne procesy przetwarzania ekologicznych plonów. W tej sieci pojawia się
topinambur – uznany za biokulturę XXI wieku i jego przetwory, odgrywające ważną rolę w systemie żywności funkcjonalnej.

Szczegółowe działanie składników słonecznika bulwiastego w organizmie

cytujemy za mgr farm. Tomaszem Mrozowskim [Magazyn Aptekarski nr 1/2009]

„...Po ostatniej wojnie naukowcy coraz baczniej zaczęli się przyglądać roślinie i jej bardzo interesującym właściwościom.

Skład chemiczny:

• inulina (polisacharydy),
• substancje pektynowe,
• błonnik, białka, tłuszcz, woda,
• witaminy z grupy B1, B2 i C ,
• minerały: żelazo, potas, magnez,
wapń, cynk, miedź i fosfor, krzemionka.

Działanie substancji czynnych

Rozpuszczalna w wodzie inulina jest polimerem beta-D-fruktofuranozy z niewielkim udziałem

D-glukozy, polisacharydem zapasowym zbudowanym z około30 cząsteczek monocukrów połączonych w nierozgałęziony łańcuch i jednym z ważniejszych węglowodanów. Należy do fruktanów inulinowych. W roślinach które ją wytwarzają służy jako zapas energii. Obficie występuje w korzeniach omanu, bulwach topinamburu, a także w innych roślinach z rodziny astrowatych. Jest łagodnie słodka w smaku, posiada mniej więcej 1/10 słodyczy cukru. Jej indeks glikemiczny wynosi 14, a kaloryczność 1.6 kcal/g, dlatego mogą ją spożywać osoby chore na cukrzycę i odchudzające się. Inulina jest przede wszystkim prebiotykiem. Oznacza to, że stanowi pożywkę dla bakterii jelitowych, jak Lactobacillus GG, Lactobacillus plantarum, Bifidobacteria oraz grzyb Saccharomyces boulardi. Bakterie te są niezbędne do prawidłowego funkcjonowania całego organizmu, nie bez powodu określa się je mianem „probiotyków” (grec. – „wspierających życie”). Produkują one enzymy rozrywające wiązania inuliny, ta zaś fermentując rozpada się na prostsze formy cukrów, które stanowią dla nich doskonałą pożywkę. Około 40% masy inuliny przekształca się w biomasę bakterii. Dalsze 40% trafia do wytwarzanych przez nie cząsteczek krótkołańcuchowych kwasów tłuszczowych (które między innymi pokrywają ochronną warstewką ścianki jelita grubego), a resztę stanowi w większości kwas mlekowy, pomagający m. in. ograniczyć populację bakterii gnilnych i drożdżaków. W związku z tym bardzo mała część masy inuliny trafia do krwiobiegu w postaci cukrów, a to właśnie jest powodem jej niskiego indeksu glikemicznego i kaloryczności. Tak więc inulina wykazuje tzw. działanie bifidogenne, stymulujące wzrost odpowiednich bakterii oraz hamujące rozwój niekorzystnej lub patogennej flory przez:

- efekty metaboliczne na skutek obniżania pH w świetle jelita;
- zmniejszanie adhezji patogenów do nabłonka jelitowego wskutek blokowania receptorów na powierzchni śluzówki jelita;
- mukoprotekcyjne i odżywcze działanie krótkołańcuchowych kwasów tłuszczowych (Short Chain Fat Acids – SC FA), które powstają w procesach fermentacyjnych z prebiotyków; SC FA są substancją odżywczą dla enterocytów,które z kolei produkują śluz wraz z którym stanowią podstawowy element bariery mechanicznej;
- produkcję substancji przeciwdrobnoustrojowych, takich jak bakteriocyny, H2O2, kwas mlekowy;

Inulina łącznie z pektynami i błonnikiem, wiąże dużą ilość szkodliwych i zbędnych związków, takich jak metale ciężkie, radionuklidy, cholesterol, kwasy tłuszczowe, związki toksyczne. Związki te trafiają do organizmu z pożywieniem lub są wytwarzane w świetle jelita. Efektem zaburzeń przemiany materii w organizmie może być niestrawność jelitowa, zatrucia, alergie, a nawet upośledzenie czynności detoksykacyjnej wątroby. Inulina pobudza kurczliwość ściany jelita, co powoduje wydalanie zbędnych, szkodliwych substancji oraz regulację fizjologicznych czynności człowieka poprzez normalizację stolca w uporczywych zaparciach. Inulina ogranicza działanie mechanizmów odpowiedzialnych za powstawanie alergii (koncepcja indukcji tolerancji pokarmowej na alergeny pokarmowe). Zastosowanie prebiotyków wydaje się korzystne w leczeniu nieswoistych zapaleń jelit. Mieszanina oligofruktozy z inuliną przy jednoczesnej suplementacji wapnia wykazuje korzystny wpływ na zmiany w kościach, wyrażające się istotnym wzrostem BMC i BM D, co ma duże znaczenie w prewencji osteoporozy. Uważa się, że prebiotyki mogą oddziaływać korzystnie na niektóre parametry zespołu metabolicznego. Po zastosowaniu diety niskotłuszczowej o umiarkowanej ilości węglowodanów oraz podaniu inuliny następuje zmniejszenie stężenia triglicerydów w osoczu oraz zmniejszenie się lipogenezy w wątrobie. Wskazuje się na ewentualność korzystnego oddziaływania prebiotyków w zakresie prewencji nowotworów jelita grubego. Ich obecność w diecie może przyśpieszać pasaż jelitowy, przyczyniając się do unieczynnienia kancerogenów, zmniejszenia procesów gnicia oraz produkcji nitrozoamin. Stosowanie prebiotyków zwiększa swoistą odpowiedź immunologiczną na szczepienia. Inulina zapobiega również infekcji dróg moczowych. Część fruktozy niestrawionej w przewodzie pokarmowym wydalona zostaje przez błony kłębuszków nerkowych do pęcherza, gdzie działa na zasadzie przylegania do niej bakterii chorobotwórczych...”

Elżbieta Trafalska i Krystyna Grzybowska z katedry Higieny i Epidemiologii, oraz z Kliniki Pediatrii i Immunologii Wieku Rozwojowego Uniwersytetu Medycznego w Łodzi wykazują jaki wpływ na skład mikroflory jelitowej człowieka ma suplementacja diety inuliną -najważniejszym składnikiem topinamburu [Wiadomości Lekarskie 2004 LVII] . Ilustruje to poniższy wykres.

CHLEB – Chleb to atrybut naszej codzienności.

To zdjęcie nie jest przypadkowe, bo reprezentuje nasze ‘żywieniowe kapcie’. Po przebudzeniu – chleb na śniadanie, po powrocie do domu – chleb do zupy, wieczorem przed TV – chleb na kolację, na urlopie – chleb, a na nudę – chleb... i tak na okrągło.

Wielu z nas bez chleba nie wyobraża sobie życia. Jest czymś wpisanym w rutynę dnia powszedniego.
A ja powiem tak: właśnie dlatego, że nie wyobrażasz sobie bez niego życia, spróbuj pożyć trochę bez niego.

Zauważyłam, że rezygnując z chleba udoskonalamy naszą dietę - bo jak zjeść mielonkę skoro nie na chlebie, jak zjeść serek topiony jeśli nie rozsmarowany na kanapce, co posmarować kremem czekoladowym?
To jest tak jak z palaczem - rzucając papierosy, odkrywa smak jedzenia na nowo. Bo bez chleba szynka smakuje jakoś tak sztucznie, wodniście, czekoladowe smarowidło staje się jakąś czekoladopodobną słodką masą, a ser pozbawiony chleba i keczupu gumiastym tworem. Rezygnując z chleba przestajemy te produkty kupować i zaczynamy szukać prawdziwego jedzenia.

W Polsce chleb oprócz tego, że jest mocno zakorzeniony w tradycji kuchni, jest dodatkowo naznaczony chrześcijańską symboliką. Dla osoby wierzącej rezygnacja z chleba często jest pewnym problemem natury psychologicznej. Pamiętajmy jednak, że chleb, którym dzielono się w starożytności, a nawet chleb jaki pamięta mój dziadek, miał całkiem inny skład. Zakwas, niezmodyfikowane, pierwotne odmiany zbóż, brak pestycydów, herbicydów i innych środków ochrony roślin sprawiało, że pieczywo jeszcze kilkadziesiąt lat temu było zupełnie inne.

Jest wiele powodów, dla których nie chodzę w chlebowych kapciach. Obraziłam się na pieczywo (a ściślej mówiąc na pszenicę i gluten) - za moją egzemę, za niestrawność, za problemy z wchłanianiem, za puste kalorie, za moje uzależnienie. Jeszcze kilka lat temu śniadanie bez pieczywa było chyba najbardziej frustrującą rzeczą. Stałam przed lodówką i wolałam nic nie zjeść niż zjeść posiłek bez pieczywa.

Emocje wynikające z mojego chlebowego uzależnienia brały górę, dlatego postanowiłam podjeść zdroworozsądkowo. Porównałam typowe śniadanie oparte na pieczywie do mojego aktualnego, typowego śniadania bezchlebowego (bezzbożowego).

1. Typowe’ dietetyczne’ śniadanie chlebowe - kanapki: 2 kromki chleba pełnoziarnistego + serek twarogowy do smarowania + plaster szynki drobiowej + plaster sera + 2 liście sałaty + 2 plastry pomidora.

2. Typowe śniadanie bezzbożowe - omlet: 2 jajka + masło + garść szpinaku + ½ papryki czerwonej + łyżeczka pestek dyni + łyżeczka sera żółtego startego np. parmezanu

Żeby lepiej porównać te dwa posiłki ustawiłam taką samą kaloryczność (ok 240 kcal) i ilość użytych produktów (6).

Abstrahując od wszystkich antyglutenowych argumentów, (o których jeszcze pewnie będę pisać), pieczywo nie reprezentuje w sobie żadnej wartości jakiej nie dałoby się uzupełnić z najprostszego jedzenia, które po 1. jest dużo smaczniejsze, po 2. wpływa na poziom sytości ( = jemy mniej/nie podjadamy).

Przedstawione śniadanie bezchlebowe ma więcej wapnia, żelaza, witaminy B2, D, K, B6, E, B12, folianów, miedzi, fosforu, magnezu, potasu, uzupełnione dzienne zapotrzebowanie na witaminę C i A, więcej cholesterolu (to zaleta – jeśli jeszcze ktoś miałby wątpliwości). Ilość cynku niemal identyczna.
Druga ważna rzecz: czego to śniadanie NIE zawiera lub zawiera dużo mniej niż to ‘chlebowe’: antyodżywczych składników (lektyn, inhibitorów enzymów), kwasu fitynowego, błonnika nierozpuszczalnego - powodując tym samym jeszcze lepsze wchłanianie wyżej wymienionych składników.

Nie jestem całkowicie ‘bezchlebowa’. Raz na jakiś czas kupuję ciabattę i z rozkoszą zjadam całą, maczając w szklance oliwy (za co notabene płacę zaostrzeniem AZS). Jeśli zdrowie dopisuje raz na jakiś czas można uwzględnić w diecie pieczywo, ale warto zrobić sobie od niego urlop – docenić inne smaki nieprzetworzonego jedzenia. A jeśli już kupować chleb to taki na zakwasie, z mniej zmodyfikowanych odmian zbóż (orkisz, żyto leśne) lub upiec go samemu np. z mąki gryczanej, jaglanej lub z samych ziaren.

 Aleksandra Panasiuk, Dietetyk

CHLEB

Chleb to atrybut naszej codzienności.

To zdjęcie nie jest przypadkowe, bo reprezentuje nasze ‘żywieniowe kapcie’. Po przebudzeniu – chleb na śniadanie, po powrocie do domu – chleb do zupy, wieczorem przed TV – chleb na kolację, na urlopie – chleb, a na nudę – chleb... i tak na okrągło.

Wielu z nas bez chleba nie wyobraża sobie życia. Jest czymś wpisanym w rutynę dnia powszedniego.
A ja powiem tak: właśnie dlatego, że nie wyobrażasz sobie bez niego życia, spróbuj pożyć trochę bez niego.

Zauważyłam, że rezygnując z chleba udoskonalamy naszą dietę - bo jak zjeść mielonkę skoro nie na chlebie, jak zjeść serek topiony jeśli nie rozsmarowany na kanapce, co posmarować kremem czekoladowym?
To jest tak jak z palaczem - rzucając papierosy, odkrywa smak jedzenia na nowo. Bo bez chleba szynka smakuje jakoś tak sztucznie, wodniście, czekoladowe smarowidło staje się jakąś czekoladopodobną słodką masą, a ser pozbawiony chleba i keczupu gumiastym tworem. Rezygnując z chleba przestajemy te produkty kupować i zaczynamy szukać prawdziwego jedzenia.

W Polsce chleb oprócz tego, że jest mocno zakorzeniony w tradycji kuchni, jest dodatkowo naznaczony chrześcijańską symboliką. Dla osoby wierzącej rezygnacja z chleba często jest pewnym problemem natury psychologicznej. Pamiętajmy jednak, że chleb, którym dzielono się w starożytności, a nawet chleb jaki pamięta mój dziadek, miał całkiem inny skład. Zakwas, niezmodyfikowane, pierwotne odmiany zbóż, brak pestycydów, herbicydów i innych środków ochrony roślin sprawiało, że pieczywo jeszcze kilkadziesiąt lat temu było zupełnie inne.

Jest wiele powodów, dla których nie chodzę w chlebowych kapciach. Obraziłam się na pieczywo (a ściślej mówiąc na pszenicę i gluten) - za moją egzemę, za niestrawność, za problemy z wchłanianiem, za puste kalorie, za moje uzależnienie. Jeszcze kilka lat temu śniadanie bez pieczywa było chyba najbardziej frustrującą rzeczą. Stałam przed lodówką i wolałam nic nie zjeść niż zjeść posiłek bez pieczywa.

Emocje wynikające z mojego chlebowego uzależnienia brały górę, dlatego postanowiłam podjeść zdroworozsądkowo. Porównałam typowe śniadanie oparte na pieczywie do mojego aktualnego, typowego śniadania bezchlebowego (bezzbożowego).

1. Typowe’ dietetyczne’ śniadanie chlebowe - kanapki: 2 kromki chleba pełnoziarnistego + serek twarogowy do smarowania + plaster szynki drobiowej + plaster sera + 2 liście sałaty + 2 plastry pomidora.

2. Typowe śniadanie bezzbożowe - omlet: 2 jajka + masło + garść szpinaku + ½ papryki czerwonej + łyżeczka pestek dyni + łyżeczka sera żółtego startego np. parmezanu

Żeby lepiej porównać te dwa posiłki ustawiłam taką samą kaloryczność (ok 240 kcal) i ilość użytych produktów (6).

Abstrahując od wszystkich antyglutenowych argumentów, (o których jeszcze pewnie będę pisać), pieczywo nie reprezentuje w sobie żadnej wartości jakiej nie dałoby się uzupełnić z najprostszego jedzenia, które po 1. jest dużo smaczniejsze, po 2. wpływa na poziom sytości ( = jemy mniej/nie podjadamy).

Przedstawione śniadanie bezchlebowe ma więcej wapnia, żelaza, witaminy B2, D, K, B6, E, B12, folianów, miedzi, fosforu, magnezu, potasu, uzupełnione dzienne zapotrzebowanie na witaminę C i A, więcej cholesterolu (to zaleta – jeśli jeszcze ktoś miałby wątpliwości). Ilość cynku niemal identyczna.
Druga ważna rzecz: czego to śniadanie NIE zawiera lub zawiera dużo mniej niż to ‘chlebowe’: antyodżywczych składników (lektyn, inhibitorów enzymów), kwasu fitynowego, błonnika nierozpuszczalnego - powodując tym samym jeszcze lepsze wchłanianie wyżej wymienionych składników.

Nie jestem całkowicie ‘bezchlebowa’. Raz na jakiś czas kupuję ciabattę i z rozkoszą zjadam całą, maczając w szklance oliwy (za co notabene płacę zaostrzeniem AZS). Jeśli zdrowie dopisuje raz na jakiś czas można uwzględnić w diecie pieczywo, ale warto zrobić sobie od niego urlop – docenić inne smaki nieprzetworzonego jedzenia. A jeśli już kupować chleb to taki na zakwasie, z mniej zmodyfikowanych odmian zbóż (orkisz, żyto leśne) lub upiec go samemu np. z mąki gryczanej, jaglanej lub z samych ziaren.

Aleksandra Panasiuk, Dietetyk