Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

Szukaj


 

Znalazłem 7 takich materiałów

Przerażająca prawda o stanie naszej planety

8946914691788182242976302.jpeg

Czasem obraz mówi więcej niż milion słów. Brak poszanowania dla naszej planety często spowodowany jest najzwyklejszą ignorancją, a zdjęcia które zaraz zobaczycie, stanowią smutny tego dowód. 

Czytaj dalej →


20 zdjęć pokazujących ekologiczną klęskę Chin

Kraj pełen przepięknych krajobrazów, starych świątyń i zabytków zapierających dech w piersiach - takie Chiny znamy z turystycznych zdjęć i filmów kung-fu. Nie zapominajmy jednak, że państwo to jest tez potężną machiną produkującą towary, z których korzysta później reszta świata. Przemysł, oczywiście niesie ze sobą potężne szkody dla środowiska. 

W tej chwili Pekin uznawany jest za jedno z najbardziej zanieczyszczonych miast świata, a oprócz skażenia powietrza, chińskie fabryki paskudnie zanieczyszczają też wodę.

Czytaj dalej →


10 rzeczy pomagających tarczycy zachować równowagę. – W ostatnich latach coraz większa liczba osób (szczególnie kobiet) zdradza objawy niedoczynności tarczycy. Coraz częściej dotyka to ludzi młodych. Pierwsze objawy z reguły są ignorowane, spowolnienie metabolizmuwyrażające się np. w postaci kilku nadprogramowych kilogramów łatwo jest zrzucić na błędy dietetyczne, a zmęczenie przypisać przepracowaniu lub wiosennemu przesileniu. Łatwiej nam też jest sięgnąć po kolejną kawę, napój energetyzujący czy „magiczne” tabletki odchudzające, niż poświęcić chwilę bacznej uwagi ciału. Sprawdź jakie najczęstsze objawy towarzyszą niedoczynności tarczycy i co możesz zrobić aby dopomóc jej pracować lepiej.

Zmęczenie, senność i osłabienie

Wypadanie włosów, łamliwe paznokcie

Sucha, szorstka lub łuszcząca się skóra, łupież

Trądzik (szczególnie w dolnej części twarzy i na szyi)

Niska temperatura bazowa ciała (po przebudzeniu)

Nietolerancja zimna (innym jest ciepło, a my zakładamy sweter)

Zimne stopy i dłonie

Zatwardzenia, nieregularność wypróżnień

Przybieranie na wadze

Opuchnięcia, worki i zasinienia pod oczami

Nieregularność cykli i objawy napięcia przedmiesiączkowego

Krwawienia miesięczne obfite i bolesne, cysty piersi i jajników

Nerwowość, problemy ze snem, stany depresyjne

Obniżenie wydolności systemu immulogicznego (np. częste przeziębienia)

Problemy z jasnością umysłu, z pamięcią, uwagą.

Najczęściej przyczyną niedoczynności tarczycy jest niedobór jodu w organizmie. Do prawidłowego funkcjonowania jod jest tarczycy (ale również i innym narządom np. jajnikom, piersiom, prostacie, płucom, trzustce, oczom) po prostu niezbędny. Ile tego mikroelementu potrzebujemy? Dzienne oficjalne zalecenia mówią o ilości150 mcg (słownie: sto pięćdziesiąt mikrogramów), jednak tak jak w przypadku „zalecanej” ilości np. witaminy C (rzędu 60 miligramów na dobę, która zapobiega co najwyżej klinicznym objawom szkorbutu) tak i tutaj ilości te co najwyżej zapobiegają objawom wola. Japończycy generalnie cieszący się dużo lepszym zdrowiem od ludzi Zachodu, potrafią spożywać dzienne ilości jodu przekraczające „zalecaną” nam normę wielokrotnie (średnio 13,80 miligramów, a w rejonach nadmorskich jeszcze więcej). Tylko, że my nie mieszkamy w Japonii i nie mamy ich nawyków żywieniowych (choć sushi coraz popularniejsze ostatnio). Sprawę pogarsza fakt, że wokół nas ostatnio namnożyło się związków pierwiastków wypierających jod.

Na moment wróćmy do szkolnej ławy, przypominając sobie wiadomości  z chemii. Chodzi o chlorowce, zwane inaczej halogenami (nie mylić z żarówkami). Cztery największe halogeny występujące w naszym organizmie to: fluor, chrom, brom i jod. Pierwsze trzy są antagonistami jodu w organizmie. Rzecz opiera się bowiem o dobrze znaną z lekcji chemii masę atomową:

Fluor –    19

Chlor –   35,5

Brom –  80

Jod –     127

Halogeny posiadające niższą masę atomową będą wypierać te posiadające wyższą. Nigdy nie odwrotnie. Zatem brom może wyprzeć jod, ale chloru już nie. Ale zarówno fluor, chlor jak i brom – wszystkie one mogą wyprzeć jod. A my mamy fluoru, chloru i bromu wokół nas aż nadmiar, natomiast jodu tyle co kot napłakał, w dodatku mass media nas tym jodem nieustannie straszą jaki to jest groźny dla nas pierwiastek. O dziwo nie straszą dużo groźniejszym fluorem, który jako mający najmniejszą masę atomową jest najbardziej reaktywny ze wszystkich i tym samym może nam w organizmie narobić dużo szkód, wypierając i pozbawiając nas innych ważnych dla życia pierwiastków. Wręcz przeciwnie – fluor jest nam codziennie uporczywie reklamowany jako niesamowicie zdrowy i niezbędny do życia (zwłaszcza gdy chcesz mieć ładne zęby) – guzik prawda! Istnieją na tej planecie społeczności nie znające past do zębów z fluorem (a nawet o zgrozo szczoteczek!), a pomimo to olśniewające zdrowym uśmiechem: ich tajemnica to odpowiednia dieta, co dokładnie opisał już sto lat temu dentysta Weston Price. Dentystów nam tymczasem pomimo wieloletniej (i wpajanej nam od dziecka) fluoromanii wciąż przybywa, podobnie jak… osób cierpiących na niedoczynność tarczycy.

Jako ciekawostka: w latach 1920-1950 lekarze leczyli chorobę Basedowa oraz nadczynność tarczycy fluorkiem sodu, czyli substancją dodawaną dzisiaj powszechnie do konwencjonalnych past do zębów (Goldemberg, L., Traitement de la Maladie de Basedow et de l’Hyperthyroidisme par le Fluor. La Presse Médicale. 1930; 102:1751, jak cytuje Paul Conett w swojej książce „The Case Against Fluoride”).

Gdzie czają się na nas związki pierwiastków kradnących nam jod z organizmu?

Są one zarówno w glebie i wodzie (na to nie mamy wpływu) jak i w spożywanej przez nas żywności lub używanych kosmetykach (na to co bierzemy do ust lub kładziemy na skórę już mamy jednak wpływ). Skażenie roślin wszechobecnym dzisiaj fluorem ma wpływ na zawartość tego pierwiastka w ciałach zwierząt oraz ludzi. Fluor jest owszem mikroelementem niezbędnym, aczkolwiek nie odnotowano ani nie opisano w literaturze medycznej żadnych chorób o etiologii związanej z niedoborem fluoru w organizmie. Znaczy to, że w pożywieniu mamy go już całkiem wystarczającą ilość! We fluor naturalnie występujący bogata jest żywność świeża hodowana na glebach bogatych w związki fluoru, herbata czarna i zielona (biała mniej), winogrona i wina (szczególnie kalifornijskie). Tymczasem większość osób narażona jest nadodatkowe i całkowicie niepotrzebne źródła fluoru: pasty do zębów i inne środki do higieny jamy ustnej z fluorem oraz przetworzona żywność i napoje.

Chloru, który jest niezbędny w organizmie też mamy nadmiar: jest go w sposób naturalny sporo w pożywieniu, woda w kranie używana przez nas zarówno w celach spożywczych jak i higienicznych  jest chlorowana, czasem idziemy na basen gdzie chloru używa się do sanityzacji, w domach używamy wybielacze na bazie chloru, sporo związków chloru zostaje wchłoniętych do organizmu przez osoby jedzące przetworzoną żywność soloną chlorkiem sodu (NaCl) lub używającej zwykłej najtańszej soli kuchennej. Dodatek jodu do soli nie rozwiązuje sytuacji albowiem jod dosyć szybko po otwarciu opakowania ulatnia się z soli, a poza tym ile można zjeść soli? Ponadto zwyczajna sól kuchenna jodowana to najgorszy rodzaj soli i absolutnie go nie polecam, mamy sole naturalne bogate w mikroelementy (himalajska, celtycka, morska).

Związki bromu używane są w przemyśle spożywczym (proces fumigacji związkami bromu stosuje się w celu ochrony zboża przed szkodnikami), jeśli ktoś je dużo chleba, białego ryżu, ciastek i makaronów to dostarcza tym samym do ustroju sporych ilości związków bromu, a te wypierają z tarczycy jod. Również wiele pestycydów, leków, środków przeciwogniowych stosowanych jako impregnaty (do dywanów, zasłon, plastików) a nawet napoje gazowane (Mountain Dew, Gatorade) zawierają związku bromu. Nadmiar bromu powoduje uszkodzenie komórek nerwowych, w dużych ilościach czysty brom jest silnie toksyczny (dawka śmiertelna wynosi 35 g). Kiedyś w przetwórstwie używało się związków jodu, teraz od ok. 40 lat związków bromu. W organizmie te same receptory wychwytują brom i jod. Jeśli do organów mających duże zapotrzebowanie na jod (tarczyca, piersi, jajniki, prostata) zamiast jodu dostarczymy brom – mamy kłopoty gotowe (cysty, mięśniaki, guzy, niedoczynność itp.).

10 rzeczy pomagających tarczycy równowagę:

1. Słońce – potrzebujemy słońca każdego dnia. Nasze ciała pod jego wpływem produkują najtańszą we wszechświecie (bo darmową) witaminę – D3. To dla nas najlepsza i najbardziej naturalna forma jej dostarczania do organizmu. Ludzie z nadwagą i niedoczynnością tarczycy mają z reguły bardzo niskie poziomy wit. D3. Natomiast jest to bardzo potrzebna naszej tarczycy witamina jak również chroni przed rakiem.

Niestety panuje ostatnio szalona moda na „słońcofobię”, gdzie słońce oskarża się o wszystko co najgorsze, wciskając nam pełne chemikaliów sztuczne preparaty z tzw. filtrami. Dochodzi do tego, że siedzimy w domach czy biurach pozbawieni słońca, potem wychodząc na dwór natychmiast zakładamy okulary przeciwsłoneczne i smarujemy się chemikaliami „aby nam słońce nie zaszkodziło”. To błąd jakich mało! Wystarczy 15 minut ekspozycji by wytworzyć dzienną dawkę wit. 3. W rozsądnej dawce słońce jest zbawienne, niezastąpione i życiodajne. Czy mówiłam już, że antyrakowe? Po ekspozycji wystarczy zakryć ciało lub posmarować je naturalnym olejem kokosowym (faktor 4). Nie bójcie się panicznie słońca i przede wszystkim nie stosujcie żadnych chemicznychśrodków na skórę. Bardziej niż słońce za raka skóry odpowiedzialny jest styl życia, pełen toksyn z jednej i niedoborów substancji odżywczych z drugiej strony.

2. Jod – również potrzebujemy go niezbędnie, to paliwo dla tarczycy. Oprócz tego jest naturalnym antybiotykiem, np. wynaleziony w 1829 roku płyn Lugola zawierający jodek potasu leczył swego czasu wiele dolegliwości. Po wojnie sprawy się zmieniły i zaczęto ludzi płynem Lugola i generalnie jodem jako takim straszyć w mediach jaki to on jest „groźny”.  Niemniej jednak można też zakupić bez recepty w aptece jodynę (Iodi Solutio Spirituosa) i uzupełnić jod transdermalnie: posmarować nią miejsce gdzie skóra jest cienka (np. zgięcie przedramienia), jod będzie wchłaniał się przez skórę (można nakleić plasterek na to miejsce). Jeśli plamka zniknie wyjątkowo szybko oznacza to, że organizm cierpi wyjątkowo silnie na niedobór jodu.

Płyn Lugola (Iodi Solutio Aquosa) również się do tego nadaje, można zakupić bez recepty do stosowania zewnętrznego (jak brzmi informacja na opakowaniu stosowanie wewnętrzne preparatu możliwe jest po konsultacji z lekarzem lub na zlecenie służb sanitarnych).

Można też jeść ryby czy owoce morza, jednak działają one na organizm zakwaszająco, tym sposobem prawdopodobnie też dostarczymy do organizmu także rtęci i bromu (szczególnie duże ryby jak tuńczyk czy łosoś kumulują ją w swoich tkankach), a jeśli produkty pochodzą z hodowli sztucznych mogą zawierać inne niechciane substancje (np. antybiotyki). Jod zawierają też żółtka jajek od kur hodowanych naturalnie oraz masło z mleka krów pasących się trawą. Pewne ilości jodu znajdziemy w pomidorach, ziemniakach, płatkach owsianych, bananach, truskawkach czy suszonych śliwkach,

3. Selen – niedoceniany pierwiastek, a tak szalenie ważny w przyswajaniu jodu. Najlepiej przyswajany selen to selenometionina (a ściślej L-selenometionina) – występuje naturalnie w dużych ilościach np. w orzechach brazylijskich lub pestkach dyni.

Zamiast kupować sztuczny preparat bezpieczniej przyjąć selen w formie naturalnej. 1 orzech to ok. 50 mcg selenu w naturalnej organicznej i w pełni przyswajanej formie SeM (L-selenometioniny). Dziennie można zjeść do 8 szt. orzechów lub 2 łyżki pestek z dyni, co zapewni nam minimalną potrzebną nam ilość selenu.

4. Magnez – równie niezbędny jak selen w przyswajaniu jodu. Antagonista wapnia, jednak (w przeciwieństwie do wapnia) magnezu nikt tak namolnie nie reklamuje jako niezbędnego dla zdrowia (czyli podobnie jak reklamują nam fluor zamiast jodu), stąd też niedobory magnezu są dzisiaj powszechne. Najlepiej stosować magnez transdermalnie czyli tak jak jod. Przeczytaj jak zrobić oliwkę magnezową i jak stosować ją do uzupełniania magnezu.

5. Zielonolistne warzywa – bogate źródło magnezu oraz chlorofilu. Można je jadać zarówno na surowo jak i w postaci delikatnie duszonej, dodać soli morskiej, oliwy z oliwek oraz soku świeżo wyciśniętego z cytryny. 

6. Witamina C – kwas L-askorbinowy pomaga wątrobie w zamianie T 4 na aktywny hormon T3. Najwygodniej witaminizować proszkiem kwasu L-askorbinowego swoje napoje i soki. Warto zwiększyć spożycie papryki, kiwi, owoców cytrusowych, aceroli, róży i innych bogatych w witaminę C pokarmów. 

7. Olej kokosowy – nieprawdopodobne, a jednak. Ma wyjątkowo (7-9) niskąliczbę jodową przez co wspomaga tarczycę i nawet będąc tłuszczem… odchudza. Oczywiście mowa o oleju kokosowym nierafinowanym, tłoczonym na zimno. 1-3 łyżek dziennie pozwala poczuć różnicę już po 2 tygodniach. 

8. Unikaj przetworzonych węglowodanów jak ognia! Naprawdę nie sposób białej mąki, chleba, makaronu, pizzy czy ciastek nazwać „pożywieniem” bo niczego  wielce pożywnego tam nie znajdziesz. To zapychacze i tyle. Natomiast jest tam pełno składników antyodżywczych, które nie są przyjazne tarczycy i w ogóle zdrowiu. 
Nie są też przyjazne szczupłej sylwetce. W ogóle niczemu nie są przyjazne jeśli idzie o ścisłość. Przynajmniej nie te, które leżą na sklepowych półkach.

9. Unikaj chemikaliów w domu. Naprawdę można sobie poradzić z czystością w domu za pomocą dwóch głównych składników: soda oczyszczona i ocet winny. Polecam bloga Ewy gdzie znajdziecie rozmaite przepisy jak poradzić sobie bez chemii z czystością w domu. Szczególnie kiedy macie w domu dzieci. Wszelkie domowe chemikalia (szczególnie te mające związki chloru w składzie) są dla tarczycy szkodliwe.

10. Zmień chemiczne kosmetyki na przyjazne tarczycy (i zdrowiu w ogóle) naturalne kosmetyki. Jeśli są robione w domu (tak jak na przykład magnezowy dezodorant) oszczędzisz nie tylko zdrowie ale i pieniądze. Naprawdę dużo pieniędzy. Wyrzuć chemiczną pastę do zębów i płukanki do ust z fluorem, kremy przeciwsłoneczne i środki higieny osobistej zawierające toksyczne i rakotwórcze  SLS-y i parabeny.

Mydło możesz kupić naturalne (mydło alepo lub w Rossmanie dużo tańsze Alterra) zamiast chemicznego. Tak naprawdę podstawowe składniki: soda, olej kokosowy i ocet jabłkowy wystarczą też by w kilka minut zrobić sobie pastę do zębów, dezodorant czy obyć się bez szamponu do włosów (użyj do mycia kubka wody z rozpuszczoną płaską łyżką kuchennej sody, masuj i spłucz kubkiem lub przy dłuższych włosach dwoma kubkami wody z dodaną do każdego 1 łyżką octu jabłkowego lub soku z połówki cytryny – tzw. metoda „no poo” – świetnie usuwa łupież). Nie kładź na skórę niczego, czego nie można zjeść! Wszystko co ma kontakt z naszą skórą znajduje się w naszym krwiobiegu w ciągu zaledwie minut.

10 rzeczy pomagających tarczycy zachować równowagę.

W ostatnich latach coraz większa liczba osób (szczególnie kobiet) zdradza objawy niedoczynności tarczycy. Coraz częściej dotyka to ludzi młodych. Pierwsze objawy z reguły są ignorowane, spowolnienie metabolizmuwyrażające się np. w postaci kilku nadprogramowych kilogramów łatwo jest zrzucić na błędy dietetyczne, a zmęczenie przypisać przepracowaniu lub wiosennemu przesileniu. Łatwiej nam też jest sięgnąć po kolejną kawę, napój energetyzujący czy „magiczne” tabletki odchudzające, niż poświęcić chwilę bacznej uwagi ciału. Sprawdź jakie najczęstsze objawy towarzyszą niedoczynności tarczycy i co możesz zrobić aby dopomóc jej pracować lepiej.

Zmęczenie, senność i osłabienie

Wypadanie włosów, łamliwe paznokcie

Sucha, szorstka lub łuszcząca się skóra, łupież

Trądzik (szczególnie w dolnej części twarzy i na szyi)

Niska temperatura bazowa ciała (po przebudzeniu)

Nietolerancja zimna (innym jest ciepło, a my zakładamy sweter)

Zimne stopy i dłonie

Zatwardzenia, nieregularność wypróżnień

Przybieranie na wadze

Opuchnięcia, worki i zasinienia pod oczami

Nieregularność cykli i objawy napięcia przedmiesiączkowego

Krwawienia miesięczne obfite i bolesne, cysty piersi i jajników

Nerwowość, problemy ze snem, stany depresyjne

Obniżenie wydolności systemu immulogicznego (np. częste przeziębienia)

Problemy z jasnością umysłu, z pamięcią, uwagą.

Najczęściej przyczyną niedoczynności tarczycy jest niedobór jodu w organizmie. Do prawidłowego funkcjonowania jod jest tarczycy (ale również i innym narządom np. jajnikom, piersiom, prostacie, płucom, trzustce, oczom) po prostu niezbędny. Ile tego mikroelementu potrzebujemy? Dzienne oficjalne zalecenia mówią o ilości150 mcg (słownie: sto pięćdziesiąt mikrogramów), jednak tak jak w przypadku „zalecanej” ilości np. witaminy C (rzędu 60 miligramów na dobę, która zapobiega co najwyżej klinicznym objawom szkorbutu) tak i tutaj ilości te co najwyżej zapobiegają objawom wola. Japończycy generalnie cieszący się dużo lepszym zdrowiem od ludzi Zachodu, potrafią spożywać dzienne ilości jodu przekraczające „zalecaną” nam normę wielokrotnie (średnio 13,80 miligramów, a w rejonach nadmorskich jeszcze więcej). Tylko, że my nie mieszkamy w Japonii i nie mamy ich nawyków żywieniowych (choć sushi coraz popularniejsze ostatnio). Sprawę pogarsza fakt, że wokół nas ostatnio namnożyło się związków pierwiastków wypierających jod.

Na moment wróćmy do szkolnej ławy, przypominając sobie wiadomości z chemii. Chodzi o chlorowce, zwane inaczej halogenami (nie mylić z żarówkami). Cztery największe halogeny występujące w naszym organizmie to: fluor, chrom, brom i jod. Pierwsze trzy są antagonistami jodu w organizmie. Rzecz opiera się bowiem o dobrze znaną z lekcji chemii masę atomową:

Fluor – 19

Chlor – 35,5

Brom – 80

Jod – 127

Halogeny posiadające niższą masę atomową będą wypierać te posiadające wyższą. Nigdy nie odwrotnie. Zatem brom może wyprzeć jod, ale chloru już nie. Ale zarówno fluor, chlor jak i brom – wszystkie one mogą wyprzeć jod. A my mamy fluoru, chloru i bromu wokół nas aż nadmiar, natomiast jodu tyle co kot napłakał, w dodatku mass media nas tym jodem nieustannie straszą jaki to jest groźny dla nas pierwiastek. O dziwo nie straszą dużo groźniejszym fluorem, który jako mający najmniejszą masę atomową jest najbardziej reaktywny ze wszystkich i tym samym może nam w organizmie narobić dużo szkód, wypierając i pozbawiając nas innych ważnych dla życia pierwiastków. Wręcz przeciwnie – fluor jest nam codziennie uporczywie reklamowany jako niesamowicie zdrowy i niezbędny do życia (zwłaszcza gdy chcesz mieć ładne zęby) – guzik prawda! Istnieją na tej planecie społeczności nie znające past do zębów z fluorem (a nawet o zgrozo szczoteczek!), a pomimo to olśniewające zdrowym uśmiechem: ich tajemnica to odpowiednia dieta, co dokładnie opisał już sto lat temu dentysta Weston Price. Dentystów nam tymczasem pomimo wieloletniej (i wpajanej nam od dziecka) fluoromanii wciąż przybywa, podobnie jak… osób cierpiących na niedoczynność tarczycy.

Jako ciekawostka: w latach 1920-1950 lekarze leczyli chorobę Basedowa oraz nadczynność tarczycy fluorkiem sodu, czyli substancją dodawaną dzisiaj powszechnie do konwencjonalnych past do zębów (Goldemberg, L., Traitement de la Maladie de Basedow et de l’Hyperthyroidisme par le Fluor. La Presse Médicale. 1930; 102:1751, jak cytuje Paul Conett w swojej książce „The Case Against Fluoride”).

Gdzie czają się na nas związki pierwiastków kradnących nam jod z organizmu?

Są one zarówno w glebie i wodzie (na to nie mamy wpływu) jak i w spożywanej przez nas żywności lub używanych kosmetykach (na to co bierzemy do ust lub kładziemy na skórę już mamy jednak wpływ). Skażenie roślin wszechobecnym dzisiaj fluorem ma wpływ na zawartość tego pierwiastka w ciałach zwierząt oraz ludzi. Fluor jest owszem mikroelementem niezbędnym, aczkolwiek nie odnotowano ani nie opisano w literaturze medycznej żadnych chorób o etiologii związanej z niedoborem fluoru w organizmie. Znaczy to, że w pożywieniu mamy go już całkiem wystarczającą ilość! We fluor naturalnie występujący bogata jest żywność świeża hodowana na glebach bogatych w związki fluoru, herbata czarna i zielona (biała mniej), winogrona i wina (szczególnie kalifornijskie). Tymczasem większość osób narażona jest nadodatkowe i całkowicie niepotrzebne źródła fluoru: pasty do zębów i inne środki do higieny jamy ustnej z fluorem oraz przetworzona żywność i napoje.

Chloru, który jest niezbędny w organizmie też mamy nadmiar: jest go w sposób naturalny sporo w pożywieniu, woda w kranie używana przez nas zarówno w celach spożywczych jak i higienicznych jest chlorowana, czasem idziemy na basen gdzie chloru używa się do sanityzacji, w domach używamy wybielacze na bazie chloru, sporo związków chloru zostaje wchłoniętych do organizmu przez osoby jedzące przetworzoną żywność soloną chlorkiem sodu (NaCl) lub używającej zwykłej najtańszej soli kuchennej. Dodatek jodu do soli nie rozwiązuje sytuacji albowiem jod dosyć szybko po otwarciu opakowania ulatnia się z soli, a poza tym ile można zjeść soli? Ponadto zwyczajna sól kuchenna jodowana to najgorszy rodzaj soli i absolutnie go nie polecam, mamy sole naturalne bogate w mikroelementy (himalajska, celtycka, morska).

Związki bromu używane są w przemyśle spożywczym (proces fumigacji związkami bromu stosuje się w celu ochrony zboża przed szkodnikami), jeśli ktoś je dużo chleba, białego ryżu, ciastek i makaronów to dostarcza tym samym do ustroju sporych ilości związków bromu, a te wypierają z tarczycy jod. Również wiele pestycydów, leków, środków przeciwogniowych stosowanych jako impregnaty (do dywanów, zasłon, plastików) a nawet napoje gazowane (Mountain Dew, Gatorade) zawierają związku bromu. Nadmiar bromu powoduje uszkodzenie komórek nerwowych, w dużych ilościach czysty brom jest silnie toksyczny (dawka śmiertelna wynosi 35 g). Kiedyś w przetwórstwie używało się związków jodu, teraz od ok. 40 lat związków bromu. W organizmie te same receptory wychwytują brom i jod. Jeśli do organów mających duże zapotrzebowanie na jod (tarczyca, piersi, jajniki, prostata) zamiast jodu dostarczymy brom – mamy kłopoty gotowe (cysty, mięśniaki, guzy, niedoczynność itp.).

10 rzeczy pomagających tarczycy równowagę:

1. Słońce – potrzebujemy słońca każdego dnia. Nasze ciała pod jego wpływem produkują najtańszą we wszechświecie (bo darmową) witaminę – D3. To dla nas najlepsza i najbardziej naturalna forma jej dostarczania do organizmu. Ludzie z nadwagą i niedoczynnością tarczycy mają z reguły bardzo niskie poziomy wit. D3. Natomiast jest to bardzo potrzebna naszej tarczycy witamina jak również chroni przed rakiem.

Niestety panuje ostatnio szalona moda na „słońcofobię”, gdzie słońce oskarża się o wszystko co najgorsze, wciskając nam pełne chemikaliów sztuczne preparaty z tzw. filtrami. Dochodzi do tego, że siedzimy w domach czy biurach pozbawieni słońca, potem wychodząc na dwór natychmiast zakładamy okulary przeciwsłoneczne i smarujemy się chemikaliami „aby nam słońce nie zaszkodziło”. To błąd jakich mało! Wystarczy 15 minut ekspozycji by wytworzyć dzienną dawkę wit. 3. W rozsądnej dawce słońce jest zbawienne, niezastąpione i życiodajne. Czy mówiłam już, że antyrakowe? Po ekspozycji wystarczy zakryć ciało lub posmarować je naturalnym olejem kokosowym (faktor 4). Nie bójcie się panicznie słońca i przede wszystkim nie stosujcie żadnych chemicznychśrodków na skórę. Bardziej niż słońce za raka skóry odpowiedzialny jest styl życia, pełen toksyn z jednej i niedoborów substancji odżywczych z drugiej strony.

2. Jod – również potrzebujemy go niezbędnie, to paliwo dla tarczycy. Oprócz tego jest naturalnym antybiotykiem, np. wynaleziony w 1829 roku płyn Lugola zawierający jodek potasu leczył swego czasu wiele dolegliwości. Po wojnie sprawy się zmieniły i zaczęto ludzi płynem Lugola i generalnie jodem jako takim straszyć w mediach jaki to on jest „groźny”. Niemniej jednak można też zakupić bez recepty w aptece jodynę (Iodi Solutio Spirituosa) i uzupełnić jod transdermalnie: posmarować nią miejsce gdzie skóra jest cienka (np. zgięcie przedramienia), jod będzie wchłaniał się przez skórę (można nakleić plasterek na to miejsce). Jeśli plamka zniknie wyjątkowo szybko oznacza to, że organizm cierpi wyjątkowo silnie na niedobór jodu.

Płyn Lugola (Iodi Solutio Aquosa) również się do tego nadaje, można zakupić bez recepty do stosowania zewnętrznego (jak brzmi informacja na opakowaniu stosowanie wewnętrzne preparatu możliwe jest po konsultacji z lekarzem lub na zlecenie służb sanitarnych).

Można też jeść ryby czy owoce morza, jednak działają one na organizm zakwaszająco, tym sposobem prawdopodobnie też dostarczymy do organizmu także rtęci i bromu (szczególnie duże ryby jak tuńczyk czy łosoś kumulują ją w swoich tkankach), a jeśli produkty pochodzą z hodowli sztucznych mogą zawierać inne niechciane substancje (np. antybiotyki). Jod zawierają też żółtka jajek od kur hodowanych naturalnie oraz masło z mleka krów pasących się trawą. Pewne ilości jodu znajdziemy w pomidorach, ziemniakach, płatkach owsianych, bananach, truskawkach czy suszonych śliwkach,

3. Selen – niedoceniany pierwiastek, a tak szalenie ważny w przyswajaniu jodu. Najlepiej przyswajany selen to selenometionina (a ściślej L-selenometionina) – występuje naturalnie w dużych ilościach np. w orzechach brazylijskich lub pestkach dyni.

Zamiast kupować sztuczny preparat bezpieczniej przyjąć selen w formie naturalnej. 1 orzech to ok. 50 mcg selenu w naturalnej organicznej i w pełni przyswajanej formie SeM (L-selenometioniny). Dziennie można zjeść do 8 szt. orzechów lub 2 łyżki pestek z dyni, co zapewni nam minimalną potrzebną nam ilość selenu.

4. Magnez – równie niezbędny jak selen w przyswajaniu jodu. Antagonista wapnia, jednak (w przeciwieństwie do wapnia) magnezu nikt tak namolnie nie reklamuje jako niezbędnego dla zdrowia (czyli podobnie jak reklamują nam fluor zamiast jodu), stąd też niedobory magnezu są dzisiaj powszechne. Najlepiej stosować magnez transdermalnie czyli tak jak jod. Przeczytaj jak zrobić oliwkę magnezową i jak stosować ją do uzupełniania magnezu.

5. Zielonolistne warzywa – bogate źródło magnezu oraz chlorofilu. Można je jadać zarówno na surowo jak i w postaci delikatnie duszonej, dodać soli morskiej, oliwy z oliwek oraz soku świeżo wyciśniętego z cytryny.

6. Witamina C – kwas L-askorbinowy pomaga wątrobie w zamianie T 4 na aktywny hormon T3. Najwygodniej witaminizować proszkiem kwasu L-askorbinowego swoje napoje i soki. Warto zwiększyć spożycie papryki, kiwi, owoców cytrusowych, aceroli, róży i innych bogatych w witaminę C pokarmów.

7. Olej kokosowy – nieprawdopodobne, a jednak. Ma wyjątkowo (7-9) niskąliczbę jodową przez co wspomaga tarczycę i nawet będąc tłuszczem… odchudza. Oczywiście mowa o oleju kokosowym nierafinowanym, tłoczonym na zimno. 1-3 łyżek dziennie pozwala poczuć różnicę już po 2 tygodniach.

8. Unikaj przetworzonych węglowodanów jak ognia! Naprawdę nie sposób białej mąki, chleba, makaronu, pizzy czy ciastek nazwać „pożywieniem” bo niczego wielce pożywnego tam nie znajdziesz. To zapychacze i tyle. Natomiast jest tam pełno składników antyodżywczych, które nie są przyjazne tarczycy i w ogóle zdrowiu.
Nie są też przyjazne szczupłej sylwetce. W ogóle niczemu nie są przyjazne jeśli idzie o ścisłość. Przynajmniej nie te, które leżą na sklepowych półkach.

9. Unikaj chemikaliów w domu. Naprawdę można sobie poradzić z czystością w domu za pomocą dwóch głównych składników: soda oczyszczona i ocet winny. Polecam bloga Ewy gdzie znajdziecie rozmaite przepisy jak poradzić sobie bez chemii z czystością w domu. Szczególnie kiedy macie w domu dzieci. Wszelkie domowe chemikalia (szczególnie te mające związki chloru w składzie) są dla tarczycy szkodliwe.

10. Zmień chemiczne kosmetyki na przyjazne tarczycy (i zdrowiu w ogóle) naturalne kosmetyki. Jeśli są robione w domu (tak jak na przykład magnezowy dezodorant) oszczędzisz nie tylko zdrowie ale i pieniądze. Naprawdę dużo pieniędzy. Wyrzuć chemiczną pastę do zębów i płukanki do ust z fluorem, kremy przeciwsłoneczne i środki higieny osobistej zawierające toksyczne i rakotwórcze SLS-y i parabeny.

Mydło możesz kupić naturalne (mydło alepo lub w Rossmanie dużo tańsze Alterra) zamiast chemicznego. Tak naprawdę podstawowe składniki: soda, olej kokosowy i ocet jabłkowy wystarczą też by w kilka minut zrobić sobie pastę do zębów, dezodorant czy obyć się bez szamponu do włosów (użyj do mycia kubka wody z rozpuszczoną płaską łyżką kuchennej sody, masuj i spłucz kubkiem lub przy dłuższych włosach dwoma kubkami wody z dodaną do każdego 1 łyżką octu jabłkowego lub soku z połówki cytryny – tzw. metoda „no poo” – świetnie usuwa łupież). Nie kładź na skórę niczego, czego nie można zjeść! Wszystko co ma kontakt z naszą skórą znajduje się w naszym krwiobiegu w ciągu zaledwie minut.

Rtęć w rybach powiązana z kurczeniem się mózgu? – Wszystkie ryby zawierają niewielkie ilości metylortęci – najbardziej toksyczną formę rtęci – a spożywanie ryb stanowi jej główne źródło. Widzieliśmy, że ekspozycja na rtęć poprzez spożycie ryb, nawet w granicach bezpieczeństwa wyznaczonych przez władze, może mieć negatywny wpływ neurologiczny i behawioralny na rozwój dziecka.
Ciężkie narażenie może powodować wyraźne zaburzenia strukturalne mózgu, takie jak mikrocefalia (małogłowie), która prowadzi do skurczenia mózgu . Ale nie wiedzieliśmy, czy niska ekspozycja może również wpływać na wielkość mózgu, aż do momentu ukazania się tego nowego badania.

Badania autopsyjne sugerują, że w pierwszej kolejności rtęć oddziałuje na rozwijający się móżdżek, a więc naukowcy wykorzystali USG, aby zmierzyć jego rozmiar u noworodków matek, które miały wysokie poziomy rtęci w swoich ciałach, w porównaniu z grupą kontrolną kobiet, które miały niski poziom. Zobaczmy to na praktycznym przykładzie.

http://faktydlazdrowia.pl/wp-content/uploads/2014/11/rtec-ryby.jpg

Jaka jest równowartość takiego poziomu w przypadku spożycia tuńczyka w puszce? Oto obciążenie organizmu rtęcią, jeśli spożywamy jedną porcję tuńczyka w puszce dziennie, równowartość około połowy puszki [pozycja nr 1 – przyp. red.]. Oto, co robią dwie puszki tygodniowo [pozycja nr 2 – przyp. red.] i tylko jedna tygodniowo [pozycja nr 3 – przyp. red.].

http://faktydlazdrowia.pl/wp-content/uploads/2014/11/rtec-ryby-tunczyk-300x240.jpg

Ciała kobiet cierpiących na wysokie skażenie rtęcią w badaniu USG mózgu uważano za wysoko skażone, ale nawet niewielka ilość tuńczyka z puszki raz na jakiś czas może podbić nasz poziom jeszcze wyżej. Tak więc, ten wysoki poziom wcale nie był tak wysoki, ale co odkryli naukowcy?

Wykazali, że noworodki urodzone przez matki z wyższym poziomem rtęci we włosach miały móżdżki do 14% krótsze niż noworodki matek z niższymi poziomami rtęci we włosach. Stwierdzili, że prenatalna ekspozycja na to, co można by tak naprawdę uznać za dość niski poziom metylortęci, rzeczywiście wpływa na rozwój mózgu płodu, jak zostało wykazane mniejszą wielkością mózgu noworodka.

Autor: dr Michael Greger

Rtęć w rybach powiązana z kurczeniem się mózgu?

Wszystkie ryby zawierają niewielkie ilości metylortęci – najbardziej toksyczną formę rtęci – a spożywanie ryb stanowi jej główne źródło. Widzieliśmy, że ekspozycja na rtęć poprzez spożycie ryb, nawet w granicach bezpieczeństwa wyznaczonych przez władze, może mieć negatywny wpływ neurologiczny i behawioralny na rozwój dziecka.
Ciężkie narażenie może powodować wyraźne zaburzenia strukturalne mózgu, takie jak mikrocefalia (małogłowie), która prowadzi do skurczenia mózgu . Ale nie wiedzieliśmy, czy niska ekspozycja może również wpływać na wielkość mózgu, aż do momentu ukazania się tego nowego badania.

Badania autopsyjne sugerują, że w pierwszej kolejności rtęć oddziałuje na rozwijający się móżdżek, a więc naukowcy wykorzystali USG, aby zmierzyć jego rozmiar u noworodków matek, które miały wysokie poziomy rtęci w swoich ciałach, w porównaniu z grupą kontrolną kobiet, które miały niski poziom. Zobaczmy to na praktycznym przykładzie.

http://faktydlazdrowia.pl/wp-content/uploads/2014/11/rtec-ryby.jpg

Jaka jest równowartość takiego poziomu w przypadku spożycia tuńczyka w puszce? Oto obciążenie organizmu rtęcią, jeśli spożywamy jedną porcję tuńczyka w puszce dziennie, równowartość około połowy puszki [pozycja nr 1 – przyp. red.]. Oto, co robią dwie puszki tygodniowo [pozycja nr 2 – przyp. red.] i tylko jedna tygodniowo [pozycja nr 3 – przyp. red.].

http://faktydlazdrowia.pl/wp-content/uploads/2014/11/rtec-ryby-tunczyk-300x240.jpg

Ciała kobiet cierpiących na wysokie skażenie rtęcią w badaniu USG mózgu uważano za wysoko skażone, ale nawet niewielka ilość tuńczyka z puszki raz na jakiś czas może podbić nasz poziom jeszcze wyżej. Tak więc, ten wysoki poziom wcale nie był tak wysoki, ale co odkryli naukowcy?

Wykazali, że noworodki urodzone przez matki z wyższym poziomem rtęci we włosach miały móżdżki do 14% krótsze niż noworodki matek z niższymi poziomami rtęci we włosach. Stwierdzili, że prenatalna ekspozycja na to, co można by tak naprawdę uznać za dość niski poziom metylortęci, rzeczywiście wpływa na rozwój mózgu płodu, jak zostało wykazane mniejszą wielkością mózgu noworodka.

Autor: dr Michael Greger

Teorie spiskowe które stały się faktami. – Historia, ta najnowsza, zna mnóstwo przykładów tego, gdy teoria spiskowa po latach okazuje się być prawdą. To, co przedstawię za chwilę, może być dla Was szokujące.. Tak było bowiem choćby z instytucją mafii. Jeszcze w latach 60-tych XX wieku wyśmiewano się z ludzi, którzy rozmawiali o potędze mafii. Sam Al Capone był przedstawiany jako „król kilku ulic” w zapadłym miasteczku. Prawda okazała się być jednak inna, bowiem Al Capona trząsł całym krajem. Żeby tylko jednym krajem..

Andrzej Lepper zasłynął z wypowiedzi na temat talibów, którzy mieli lądować w Klewkach na Mazurach. Został on wyśmiany i wyszydzony na wszelkie możliwe sposoby, a łatkę wariata przypięto mu oficjalnie. Dziś człowiek ten nie żyje, a zmarł w, mówiąc eufemistycznie, bardzo dziwnych okolicznościach. Ostatnie dwa lata to okres, gdy wyciekło wiele informacji potwierdzających to, co mówił Andrzej Lepper. To, że w bazach wojskowych na Mazurach, wbrew polskiemu prawu i wszelkim możliwym ustaleniom międzynarodowym, przesłuchiwano, torturowano i być może mordowano ludzi spoza Polski.

Także w zeszłym roku (2013) także poprzez czynniki oficjalne, wyszedł na jaw fakt, że księżna Diana, która zmarła w 1997 roku, mogła zostać zamordowana na zlecenie angielskiej rodziny królewskiej. Byłą ona ponoć w ciąży ze swoim kochankiem – muzułmaninem, a tego dwór królewski nie mógł ponoć zdzierżyć.

Projekt monarch i fakt niehumanitarnego traktowania ludzi, na których eksperymentowano. Podawano im LSD, wysokie dawki innych narkotyków, poddawano ich przemocy, wymyślnym torturom psychologicznym, deprywacji snu. Sprawa wyszła dopiero po latach, i zajmowała się nią senacka Komisja Rockefellera.

Eksperyment o nazwie „grom dźwiękowy w Oklahoma City” również należał do niehumanitarnych eksperymentów, jakim poddawano Amerykanów, mieszkańców rzekomo demokratycznego państwa prawa. Chciano sprawdzić, jak dużą ilość hałasu generowanego przez odrzutowce mogą znieść mieszkańcy sporego miasta, zanim pojawią się u nich problemy psychiczne.

W 1964 roku samoloty przekroczyły barierę dźwięku 1253 razy. Przekroczenie bariery dźwięku przez odrzutowiec zawsze generuje głośną falę akustyczną. Organizatorzy tego niehumanitarnego eksperymentu stworzyli nawet fałszywą linię wsparcia, na którą dzwonili zaniepokojeni mieszkańcy. Władze musiały się wycofać z eksperymentów po 6 miesiącach gdyż obywatele zaczęli protestować, a potem sprawę nagłośniły media.

W 1949 roku na tzw. Dzikim Zachodzie USA przeprowadzono operację Green Run. Polegała ona na wypuszczeniu do atmosfery radioaktywnych izotopów ksenonu i jodu. Skażenie wykryto na przestrzeni 200.000 hektarów, w tym na obszarach zaludnionych. W 1957 roku na poligonie wojskowym w Nevadzie, też w USA, blisko zaludnionych terenów, przeprowadzono 29 wybuchów bomb atomowych. Spowodowały one około 212.000 przypadków raka tarczycy i kilkadziesiąt tysięcy zgonów.

Teoria spiskowa, która również okazała się dyskutowaną we wszelkich mediach prawdą, to klub Bilderberg – nieformalny „rząd światowy”. Pamiętam gdy przez lata wszelkie próby dyskusji o posiedzeniach tego tajemniczego gremium, były wyśmiewane. Prawie nikt nie chciał słyszeć argumentów, reakcja była automatyczna, niczym u wytresowanego psa Pawłowa.(...)

Teorie spiskowe które stały się faktami.

Historia, ta najnowsza, zna mnóstwo przykładów tego, gdy teoria spiskowa po latach okazuje się być prawdą. To, co przedstawię za chwilę, może być dla Was szokujące.. Tak było bowiem choćby z instytucją mafii. Jeszcze w latach 60-tych XX wieku wyśmiewano się z ludzi, którzy rozmawiali o potędze mafii. Sam Al Capone był przedstawiany jako „król kilku ulic” w zapadłym miasteczku. Prawda okazała się być jednak inna, bowiem Al Capona trząsł całym krajem. Żeby tylko jednym krajem..

Andrzej Lepper zasłynął z wypowiedzi na temat talibów, którzy mieli lądować w Klewkach na Mazurach. Został on wyśmiany i wyszydzony na wszelkie możliwe sposoby, a łatkę wariata przypięto mu oficjalnie. Dziś człowiek ten nie żyje, a zmarł w, mówiąc eufemistycznie, bardzo dziwnych okolicznościach. Ostatnie dwa lata to okres, gdy wyciekło wiele informacji potwierdzających to, co mówił Andrzej Lepper. To, że w bazach wojskowych na Mazurach, wbrew polskiemu prawu i wszelkim możliwym ustaleniom międzynarodowym, przesłuchiwano, torturowano i być może mordowano ludzi spoza Polski.

Także w zeszłym roku (2013) także poprzez czynniki oficjalne, wyszedł na jaw fakt, że księżna Diana, która zmarła w 1997 roku, mogła zostać zamordowana na zlecenie angielskiej rodziny królewskiej. Byłą ona ponoć w ciąży ze swoim kochankiem – muzułmaninem, a tego dwór królewski nie mógł ponoć zdzierżyć.

Projekt monarch i fakt niehumanitarnego traktowania ludzi, na których eksperymentowano. Podawano im LSD, wysokie dawki innych narkotyków, poddawano ich przemocy, wymyślnym torturom psychologicznym, deprywacji snu. Sprawa wyszła dopiero po latach, i zajmowała się nią senacka Komisja Rockefellera.

Eksperyment o nazwie „grom dźwiękowy w Oklahoma City” również należał do niehumanitarnych eksperymentów, jakim poddawano Amerykanów, mieszkańców rzekomo demokratycznego państwa prawa. Chciano sprawdzić, jak dużą ilość hałasu generowanego przez odrzutowce mogą znieść mieszkańcy sporego miasta, zanim pojawią się u nich problemy psychiczne.

W 1964 roku samoloty przekroczyły barierę dźwięku 1253 razy. Przekroczenie bariery dźwięku przez odrzutowiec zawsze generuje głośną falę akustyczną. Organizatorzy tego niehumanitarnego eksperymentu stworzyli nawet fałszywą linię wsparcia, na którą dzwonili zaniepokojeni mieszkańcy. Władze musiały się wycofać z eksperymentów po 6 miesiącach gdyż obywatele zaczęli protestować, a potem sprawę nagłośniły media.

W 1949 roku na tzw. Dzikim Zachodzie USA przeprowadzono operację Green Run. Polegała ona na wypuszczeniu do atmosfery radioaktywnych izotopów ksenonu i jodu. Skażenie wykryto na przestrzeni 200.000 hektarów, w tym na obszarach zaludnionych. W 1957 roku na poligonie wojskowym w Nevadzie, też w USA, blisko zaludnionych terenów, przeprowadzono 29 wybuchów bomb atomowych. Spowodowały one około 212.000 przypadków raka tarczycy i kilkadziesiąt tysięcy zgonów.

Teoria spiskowa, która również okazała się dyskutowaną we wszelkich mediach prawdą, to klub Bilderberg – nieformalny „rząd światowy”. Pamiętam gdy przez lata wszelkie próby dyskusji o posiedzeniach tego tajemniczego gremium, były wyśmiewane. Prawie nikt nie chciał słyszeć argumentów, reakcja była automatyczna, niczym u wytresowanego psa Pawłowa.(...)

Agent Orange - czym było? – Podczas wojny w Wietnamie, jednym z głównych czynników sprzyjających komunistycznym siłą z północy była dżungla. Gęsto zarośnięta dżungla nie pozwoliła armii Stanów Zjednoczonych i ich sojusznikom w pełni wykorzystać swojej przewagi technicznej.  Naloty bombowe nie mogły być skuteczne kiedy wojska Północnego Wietnamu ukrywały się niewykryte w gęstej roślinności. Aby skuteczniej wykrywać ukryte w gąszczu dżungli oddziały nieprzyjaciela, Stany Zjednoczone zdecydowały się użyć tak zwanych tęczowych herbicydów. Używanym na największą skalę był „Agent Orange”, który swoją nazwę wziął od beczek w których był przechowywany, były one malowane w pomarańczowe paski.

„Agent Orange” miał na celu niszczenie roślinności, powodował on defoliację czyli opadanie liści i niszczenie roślin. Dzięki takim właściwościom tego środka, Amerykanie chcieli doprowadzić do niszczenia upraw we wsiach, w których to często wieśniacy wspierali schronieniem i żywnością partyzantów wietnamskich walczących przeciwko wojskom USA.  Niszczenie upraw miało doprowadzić do braku żywności, z której to korzystali też partyzanci i przesiedlania się ludności ze wsi do miast, miast które kontrolowali Amerykanie. Taki skutek też opryskiwanie wywołało, po zakończeniu wojny populacja miejska potroiła się z 2,8 do 8 milionów w stosunku do tej sprzed wojny.

Migracja spowodowało także iż w największym mieście Wietnamu, Sajgonie 1,5 miliona ludzi mieszkało w slumsach. Drugim najważniejszym skutkiem z którego myślą używano broni chemicznej było pozbawianie drzew liści, powodowało to że partyzanci stawali się łatwiejszym celem, dla samolotów rozpoznawczych a w konsekwencji dla nalotów. Operacja podczas której używano tęczowych herbicydów nazywała się „Operation Ranch Hand” i trwała od 1961 do 1971 roku. W ciągu dziesięciu lat operacji zużyto ponad 75 milionów litrów herbicydów, spadły one nie tylko na Wietnam ale także na Laos i Kambodżę. W sumie opryskano prawie 20% zalesionych terenów Wietnamu. Jak się później okazało  „Agent Orange” został skażony TCDD, jedną z najbardziej toksycznych dioksyn. Dioksyny to jedne z najbardziej toksycznych  substancji uzyskanych w sposób sztuczny, dioksyn użyto także do otrucia byłego już prezydent Ukrainy, Wiktora Juszczenki.

Niestety za sprawą skażenia tych środków przez TCDD, skutki oprysków nie skończyły się w raz z końcem operacji „Ranch Hand” ani nawet z końcem wojny, skutki negatywne mają cały czas miejsce. Według wyliczeń Wietnamczyków na bezpośrednie działanie środka było wystawionych prawie 5 milionów ludzi, ponad 400 tysięcy zginęło lub zostało trwale okaleczonych. Jednak „Agent Orange” wywołał straszliwe skutki nie tylko na tych których oprysk dotknął w bezpośredni sposób czy też spożywali żywność lub wodę ze skażonych terenów. Wywoływał on także zaburzenia genetyczne przez co dzieci kobiet które w jakikolwiek sposób były narażone na działanie dioksyny znajdującej się w „Agent Orange”, rodziły się ze zdeformowanymi kończynami, zdeformowanymi twarzami, zaburzeniami psychiki i wieloma innymi problemami zdrowotnymi. Jako że zmiany te powodowane są przez schorzenia genetyczne, na podobne defekty cierpią także wnuki, które rodzą się właśnie teraz, kobiet które w czasie wojny były narażone na kontakt z toksyczną dioksyną. Najwięcej tragicznych skutków opryskiwanie bronią chemiczną miało miejsce wzdłuż gór Truong Son  i przy granicy Wietnamu z Kambodżą. Na terenach gdzie istniały bazy wojsk USA i przetrzymywano herbicydy ziemia skażona jest do teraz, powoduje to dostawanie się dioksyn do roślin uprawnych i w efekcie skażeniu ulega cały łańcuch pokarmowy, powodując choroby skóry, raka płuc, krtani i prostaty.

Negatywne skutki zdrowotne odczuwali nie tylko sami Wietnamczycy. Poszkodowani byli także amerykańscy weterani wojenni, zwiększała się wśród nich zachorowalność na raka, chorowali na choroby skóry, choroby układu oddechowego. W największym stopniu skutki te odczuwali żołnierze i obsługa lotniska i maszyn których używano do oprysku. Dioksyny wykryto nawet we krwi żołnierza i mleku  karmiącej wietnamskiej kobiety.

Procesy o odszkodowania ze względu na skutki jakie wywołał „Agent Orange” toczyły  się od lat 80. Firmy które wyprodukowały „Agent Orange” wypłaciły, na mocy ugody sądowej, weteranom niemal 200 milionów dolarów odszkodowania, za skażenie swojego produktu dioksyną która wywołała u weteranów problemy ze zdrowiem.

Mieszkańcy Wietnamu nie doczekali się jednak żadnego zadośćuczynienia ze strony firm które produkowały herbicydy, ani także se strony władz USA, które to nigdy nie chciały przyznać że kalectwo, upośledzenia i inne uszczerbki na zdrowiu jakie spotkały Wietnamczyków mają bezpośredni związek z substancją której Amerykanie używali do defoliacji dżungli. Jedyne pieniądze jakie przekazał rząd USA to kilkanaście milionów dolarów na posprzątanie i wyczyszczenie z toksycznych pozostałości lotnisk z których startowały samoloty i śmigłowce opryskujące dżungle i pola. Poszkodowani Wietnamczycy pozywali firmy produkujące herbicydy, jednak bezskutecznie, ich skargi były oddalane jako bezpodstawne. Jedyną pomoc jaką uzyskali zwykli Wietnamczycy była ta od ich własnego rządu, który przeznaczył w 2008 roku ponad 40 milionów dolarów do podziału na 200 tysięcy osób.  Wietnamski Czerwony Krzyż wspomógł poszkodowanych kwotą ponad 20 milionów dolarów, podobną kwotę na ten cel przeznaczyły europejskie rządowe i pozarządowe organizacje, agendy Organizacji Narodów Zjednoczonych.

„Agent Orange” używano także w latach 60 w Korei wzdłuż strefy zdemilitaryzowanej. Według obliczeń na działanie toksyny zostało narażonych około 30 tysięcy Koreańczyków. W 1999 Koreańczycy pozywali firmy produkujące herbicydy, jednak w 2002 proces przegrali. Wygrali jednak w 2006 po apelacji, przedsiębiorstwa Dow Chemicals i Monsanto wypłaciły w sumie 62 miliony dolarów odszkodowania przeznaczonych dla ponad 6 tysięcy osób.

Historia związana z użyciem „Agent Orange” pokazuje jakie skutki może przynieść stosowanie broni chemicznej, nawet tej niestosowanej bezpośrednio przeciwko ludziom, mówi też że skutki bezpośrednie, na zdrowie i sprawność fizyczną człowieka, jakie niesie ze sobą wojna nie muszą kończyć się z wystrzeleniem ostatniego pocisku czy rozbrojeniem ostatniej miny, ale mogą dotykać nawet kilka pokoleń po wojnie.

Agent Orange - czym było?

Podczas wojny w Wietnamie, jednym z głównych czynników sprzyjających komunistycznym siłą z północy była dżungla. Gęsto zarośnięta dżungla nie pozwoliła armii Stanów Zjednoczonych i ich sojusznikom w pełni wykorzystać swojej przewagi technicznej. Naloty bombowe nie mogły być skuteczne kiedy wojska Północnego Wietnamu ukrywały się niewykryte w gęstej roślinności. Aby skuteczniej wykrywać ukryte w gąszczu dżungli oddziały nieprzyjaciela, Stany Zjednoczone zdecydowały się użyć tak zwanych tęczowych herbicydów. Używanym na największą skalę był „Agent Orange”, który swoją nazwę wziął od beczek w których był przechowywany, były one malowane w pomarańczowe paski.

„Agent Orange” miał na celu niszczenie roślinności, powodował on defoliację czyli opadanie liści i niszczenie roślin. Dzięki takim właściwościom tego środka, Amerykanie chcieli doprowadzić do niszczenia upraw we wsiach, w których to często wieśniacy wspierali schronieniem i żywnością partyzantów wietnamskich walczących przeciwko wojskom USA. Niszczenie upraw miało doprowadzić do braku żywności, z której to korzystali też partyzanci i przesiedlania się ludności ze wsi do miast, miast które kontrolowali Amerykanie. Taki skutek też opryskiwanie wywołało, po zakończeniu wojny populacja miejska potroiła się z 2,8 do 8 milionów w stosunku do tej sprzed wojny.

Migracja spowodowało także iż w największym mieście Wietnamu, Sajgonie 1,5 miliona ludzi mieszkało w slumsach. Drugim najważniejszym skutkiem z którego myślą używano broni chemicznej było pozbawianie drzew liści, powodowało to że partyzanci stawali się łatwiejszym celem, dla samolotów rozpoznawczych a w konsekwencji dla nalotów. Operacja podczas której używano tęczowych herbicydów nazywała się „Operation Ranch Hand” i trwała od 1961 do 1971 roku. W ciągu dziesięciu lat operacji zużyto ponad 75 milionów litrów herbicydów, spadły one nie tylko na Wietnam ale także na Laos i Kambodżę. W sumie opryskano prawie 20% zalesionych terenów Wietnamu. Jak się później okazało „Agent Orange” został skażony TCDD, jedną z najbardziej toksycznych dioksyn. Dioksyny to jedne z najbardziej toksycznych substancji uzyskanych w sposób sztuczny, dioksyn użyto także do otrucia byłego już prezydent Ukrainy, Wiktora Juszczenki.

Niestety za sprawą skażenia tych środków przez TCDD, skutki oprysków nie skończyły się w raz z końcem operacji „Ranch Hand” ani nawet z końcem wojny, skutki negatywne mają cały czas miejsce. Według wyliczeń Wietnamczyków na bezpośrednie działanie środka było wystawionych prawie 5 milionów ludzi, ponad 400 tysięcy zginęło lub zostało trwale okaleczonych. Jednak „Agent Orange” wywołał straszliwe skutki nie tylko na tych których oprysk dotknął w bezpośredni sposób czy też spożywali żywność lub wodę ze skażonych terenów. Wywoływał on także zaburzenia genetyczne przez co dzieci kobiet które w jakikolwiek sposób były narażone na działanie dioksyny znajdującej się w „Agent Orange”, rodziły się ze zdeformowanymi kończynami, zdeformowanymi twarzami, zaburzeniami psychiki i wieloma innymi problemami zdrowotnymi. Jako że zmiany te powodowane są przez schorzenia genetyczne, na podobne defekty cierpią także wnuki, które rodzą się właśnie teraz, kobiet które w czasie wojny były narażone na kontakt z toksyczną dioksyną. Najwięcej tragicznych skutków opryskiwanie bronią chemiczną miało miejsce wzdłuż gór Truong Son i przy granicy Wietnamu z Kambodżą. Na terenach gdzie istniały bazy wojsk USA i przetrzymywano herbicydy ziemia skażona jest do teraz, powoduje to dostawanie się dioksyn do roślin uprawnych i w efekcie skażeniu ulega cały łańcuch pokarmowy, powodując choroby skóry, raka płuc, krtani i prostaty.

Negatywne skutki zdrowotne odczuwali nie tylko sami Wietnamczycy. Poszkodowani byli także amerykańscy weterani wojenni, zwiększała się wśród nich zachorowalność na raka, chorowali na choroby skóry, choroby układu oddechowego. W największym stopniu skutki te odczuwali żołnierze i obsługa lotniska i maszyn których używano do oprysku. Dioksyny wykryto nawet we krwi żołnierza i mleku karmiącej wietnamskiej kobiety.

Procesy o odszkodowania ze względu na skutki jakie wywołał „Agent Orange” toczyły się od lat 80. Firmy które wyprodukowały „Agent Orange” wypłaciły, na mocy ugody sądowej, weteranom niemal 200 milionów dolarów odszkodowania, za skażenie swojego produktu dioksyną która wywołała u weteranów problemy ze zdrowiem.

Mieszkańcy Wietnamu nie doczekali się jednak żadnego zadośćuczynienia ze strony firm które produkowały herbicydy, ani także se strony władz USA, które to nigdy nie chciały przyznać że kalectwo, upośledzenia i inne uszczerbki na zdrowiu jakie spotkały Wietnamczyków mają bezpośredni związek z substancją której Amerykanie używali do defoliacji dżungli. Jedyne pieniądze jakie przekazał rząd USA to kilkanaście milionów dolarów na posprzątanie i wyczyszczenie z toksycznych pozostałości lotnisk z których startowały samoloty i śmigłowce opryskujące dżungle i pola. Poszkodowani Wietnamczycy pozywali firmy produkujące herbicydy, jednak bezskutecznie, ich skargi były oddalane jako bezpodstawne. Jedyną pomoc jaką uzyskali zwykli Wietnamczycy była ta od ich własnego rządu, który przeznaczył w 2008 roku ponad 40 milionów dolarów do podziału na 200 tysięcy osób. Wietnamski Czerwony Krzyż wspomógł poszkodowanych kwotą ponad 20 milionów dolarów, podobną kwotę na ten cel przeznaczyły europejskie rządowe i pozarządowe organizacje, agendy Organizacji Narodów Zjednoczonych.

„Agent Orange” używano także w latach 60 w Korei wzdłuż strefy zdemilitaryzowanej. Według obliczeń na działanie toksyny zostało narażonych około 30 tysięcy Koreańczyków. W 1999 Koreańczycy pozywali firmy produkujące herbicydy, jednak w 2002 proces przegrali. Wygrali jednak w 2006 po apelacji, przedsiębiorstwa Dow Chemicals i Monsanto wypłaciły w sumie 62 miliony dolarów odszkodowania przeznaczonych dla ponad 6 tysięcy osób.

Historia związana z użyciem „Agent Orange” pokazuje jakie skutki może przynieść stosowanie broni chemicznej, nawet tej niestosowanej bezpośrednio przeciwko ludziom, mówi też że skutki bezpośrednie, na zdrowie i sprawność fizyczną człowieka, jakie niesie ze sobą wojna nie muszą kończyć się z wystrzeleniem ostatniego pocisku czy rozbrojeniem ostatniej miny, ale mogą dotykać nawet kilka pokoleń po wojnie.

Żarówkowi ściemniacze

Może więc rtęć zawarta w świetlówkach nie niesie ze sobą poważnego zagrożenia? Nic bardziej mylnego. Głośnym przypadkiem był przykład rodziny Laus z Niemiec. W styczniu 2010 w ich domu doszło do z pozoru niegroźnego wypadku – przewróciła się lampka nocna, a będąca w niej źródłem światła świetlówka uległa stłuczeniu. Jak poważne skutki niosło ze sobą to wydarzenie, rodzina przekonała się dopiero trzy tygodnie później, kiedy u swojego 4-letniego syna Maxa zaobserwowali wypadanie włosów. Z czasem stan ten zaczął się pogarszać – chłopiec całkowicie stracił włosy i brwi, a co gorsza pojawiły się u niego drgawki i problemy z oddychaniem. Jedynym ratunkiem była seria zabiegów mających na celu usunięcie rtęci z organizmu. Ze względu na skażenie, dom państwa Laus do dziś nie nadaje się do zamieszkania.


1