Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

Szukaj


 

Znalazłem 7 takich materiałów

Konflikt izraelsko-palestyński ukazany za pomocą zeskrobanej farby

190651462913331954694156.jpeg

W 1948 roku, w wyniku konfliktu pomiędzy Izraelem a Palestyńczykami, powstał obóz dla uchodźców w Al-Hussein. Pejac - artysta z Barcelony postanowił przedstawić historię palestyńskich przesiedleńców. Za narzędzie posłużyło mu dłutko, za pomocą którego zeskrobywał starą farbę ze ścian domów. Efekt możecie podziwiać na zdjęciach poniżej.

Czytaj dalej →


Mało znana teoria dotycząca zabójstwa Kennedy'ego

Ile już słyszeliśmy teorii na temat zamachu na prezydenta Johna Fitzgeralda Kennedy'ego? W sprawę wmieszano już agentów KGB, kubańską mafię, a nawet CIA, które pragnęło za wszelką cenę nie dopuścić do ujawnienia przez prezydenta tajnych akt dotyczących UFO... Tymczasem pewne źródła podsuwają jeszcze inną, niezwykle 

intrygującą teorię, o której na pewno jeszcze nie słyszeliście.

Czytaj dalej →


Mało znana teoria dotycząca zabójstwa Kennedy'ego – Seks, kwas i wojny nuklearne - mało znana teoria dotycząca zabójstwa Kennedy'ego
Ile już słyszeliśmy teorii na temat zamachu na prezydenta Johna Fitzgeralda Kennedy'ego? W sprawę wmieszano już agentów KGB, kubańską mafię, a nawet CIA, które pragnęło za wszelką cenę nie dopuścić do ujawnienia przez prezydenta tajnych akt dotyczących UFO... Tymczasem pewne źródła podsuwają jeszcze inną, niezwykle intrygującą teorię, o której na pewno jeszcze nie słyszeliście.

Prezydenckie romanse

Wszyscy biografowie prezydenta Kennedy'ego nie ukrywają, że człowiek ten, niczym gwiazda rocka, cieszył się ogromną ilością zakochanych w nim po uszy „fanek”. O ile politykowi na takim stanowisku raczej nie wypada wdawać się w pozamałżeńskie romanse, Kennedy raczej nie przejmował się konwenansami i korzystał ile tylko mógł z całkiem przyziemnych uroków bycia głową największego mocarstwa na świecie. Słabość do kobiecych wdzięków odziedziczył prawdopodobnie po swoim dziadku - Josephie, który to znany był jako niepoprawny uwodziciel dam z wyższych, hollywoodzkich sfer. Od czasu, kiedy wnuk sławnego lowelasa udał się do burdelu, aby w ramionach prostytutki po raz pierwszy zakosztować fizycznej miłości, John nieustannie wdawał się w romanse i przelotne, oparte głównie na seksie, znajomości z ponętnymi dziewczętami. Jego skłonności do podbojów nie przerwało ani małżeństwo z ukochaną Jackie, ani nawet objęcie przez Johna fotela prezydenckiego. Powiedzmy sobie szczerze - aby wyrwać taką gwiazdę jak Gloria Swanson czy światowego kalibru seks-bombę Marilyn Monroe, potrzeba czegoś więcej niż samych dobrych chęci.
Zblazowani cynicy powiadają, że to, co kobiety kręci, to nie tylko pieniądze, ale i... władza. Są też i takie, dla których romans z najważniejszym mężczyzną w kraju jest czymś więcej niż tylko elektryzującą przygodą. Tak było w przypadku Pinchot Meyer.

Młoda rozwódka do wzięcia

Mary była związana z artystyczną bohemą, malarką i jednocześnie żoną prominentnego pracownika CIA. W 1954 roku do domu położonego w sąsiedztwie państwa Meyer wprowadzili się nowi lokatorzy - senator John F. Kennedy wraz ze swoją małżonką.
Gdy po czterech latach państwo Meyer rozwiedli się, młoda, atrakcyjna rozwódka aż prosiła się o odpowiednią opiekę...


W 1961 roku, kiedy sąsiad-senator był już prezydentem USA, Mary odwiedziła go w Białym Domu. Niewinne spotkanie zaowocowało, jak można było się tego spodziewać, płomiennym romansem. Jednym z wielu, w które Kennedy wdawał się podczas swojej kariery politycznej. Jednak wśród aktorek, gwiazdek i głupiutkich celebrytek, Mary Pinchot Meyer wyróżniała się swoimi „mocami”. Aby je przedstawić, musimy cofnąć się do roku 1938.

Ale kwas!

W tym właśnie czasie Albert Hoffman, szwajcarski naukowiec, pracujący dla koncernu farmaceutycznego Sandoz, w zaciszu swojego laboratorium stworzył lek pobudzający układ oddechowy. Wkrótce jednak sam badacz na własnej skórze przekonał się, że dietyloamid kwasu d-lizergowego ma znacznie większy potencjał Seks, kwas i wojny nuklearne - mało znana teoria dotyczącjako silny środek psychoaktywny, który można wykorzystać w wielu dziedzinach nauki i medycyny. Zanim jednak ktokolwiek wpadł na pomysł jak ten wynalazek wykorzystać, sprawą szybko zainteresowało się CIA, widząc w LSD przyszłość w jego militarnym zastosowaniu. Równocześnie kwas stał się środkiem poszerzającym percepcję tłumów natchnionych pacyfistów oraz filozofów ruchów hippisowskich.

Jednym z nich był Timothy Leary - wyklęty profesor harvardzkiego uniwersytetu, wierzący, że LSD to środek zdolny „pojednać ludzi ze światem” i znacznie poszerzyć ich życie duchowe. Leary stworzył nawet formę organizacji religijnej, gdzie najwyższym sakramentem był kwasowy opłatek...

W latach 60. Leary miał spora grupę oddanych mu fanów, którzy nie tylko podzielali filozofię swego guru, ale i widzieli w LSD lekarstwo na całe zło tego świata. Jedną z idolek i bliskich przyjaciółek tej ikony kontrkultury była... Mary Pinchot Meyer.
Rozwódka miała szalony plan. Dzięki romansowi z Kennedym i co za tym idzie - kontaktom z najbardziej prominentnymi politykami w kraju, kobieta chciała wpłynąć na zmianę losu ludzkości. Plan zakładał podawanie prezydentowi środków psychoaktywnych i przekonywanie go, że konflikt w Wietnamie i prowadzenie Zimnej Wojny należy jak najszybciej zakończyć szukając pokojowych rozwiązań. Tak - pani Meyer wierzyła, że faszerując prezydenta kwasem, można będzie zapobiec wielkiej wojnie nuklearnej!
W późniejszych wywiadach Timothy Leary twierdził, że Mary odwiedzała go, aby pobierać nauki dotyczące prowadzenia sesji z LSD i wykorzystania tego psychodeliku do „prania mózgów” dygnitarzy z Waszyngtonu. Co więcej - Meyer udało się wejść w kontakt z przynajmniej siedmioma politykami, którzy gotowi byli zaopatrywać w LSD najwyżej postawionych urzędników państwowych!

30 terapeutycznych spotkań z prezydentem

Kochanka Johna Kennedy'ego często odwiedzała go w Białym Domu. Takich schadzek było przynajmniej 30. Na większość z nich Mary przynosiła ze sobą niemałą ilość marihuany i LSD. Najwyraźniej albo to wdzięki pani Mayer pozwalały prezydentowi przymknąć oko na takie igranie z ogniem, albo jego zdanie na temat narkotyków było znacznie bardziej rewolucyjne, niż można by przypuszczać... I to wcale nie ze względu na słabość do hulaszczego trybu życia, ale być może dzięki wierze w to, że tego typu substancje można wykorzystać w medycznych terapiach. Mało kto wie, że entuzjastą badań nad LSD był brat prezydenta - senator Robert Kennedy, którego żona wzięła udział w eksperymentalnej terapii leczenia alkoholizmu za pomocą tego właśnie psychodeliku.

Czy te romantyczne "sesje" zainicjowane przez kochankę prezydenta przyniosły jakiś skutek? Trudno powiedzieć. Wiele jednak wskazuje na to, że w ostatnich miesiącach swojego życia Kennedy wyraźnie zmienił swoje nastawienie do prowadzonych przez USA działań zbrojnych. Robert McNamara - ówczesny sekretarz obrony kraju, wyznał, że głowa państwa poważnie rozważała jak najszybsze wycofanie wojsk z Wietnamu, a w październiku 1963 roku Kennedy nakazał wręcz zorganizować powrót do kraju tysiącu amerykańskich żołnierzy.
O zmianach w dotychczasowych poglądach prezydenta ma też świadczyć jego pokojowe przemówienie, które miało miejsce w waszyngtońskim uniwersytecie. To jedno z niewielu wystąpień Kennedy'ego, które w oryginalnej wersji było transmitowane we wszystkich krajach byłego ZSRR!

Dodatkowo, po ośmiu latach ciężkich negocjacji, udało się dojść do porozumienia pomiędzy USA, Wielką Brytanią i Związkiem Radzieckim w sprawie testów nuklearnych. Kennedy mocno agitował za zaniechaniem przeprowadzania „próbnych eksplozji” przez mocarstwa. Ostatecznie w sierpniu 1963 roku wprowadzony został zakaz testów tej broni.

Za dużo wiedziała?

Kiedy John F. Kennedy zakończył swój żywot z odstrzeloną połową głowy, Mary od razu skontaktowała się z Learym. Według niego, zapłakana Meyer miała wówczas powiedzieć: „Nie mogli go już dłużej kontrolować. Tak szybko się zmieniał. Oni wszystko zataili. Muszę jak najszybciej cię zobaczyć. Boję się. Uważaj na siebie.” Wielu biografów tajemniczej kochanki prezydenta twierdzi, że Kennedy traktował ją w szczególny sposób. Niezależnie od tego, czy powodem takiego stanu rzeczy był regularnie spożywany przez parę podczas schadzek kwas, dużo wskazuje na to, że prezydent mógł dzielić się z Meyer poufnymi informacjami, które raczej nie powinny ujrzeć światła dziennego.
I nie ujrzały. W październiku 1964 roku, prawie rok po zamachu na Kennedy'ego, Mary Meyer została poczęstowana z bliskiej odległości dwoma kulami w tył głowy przez nieznanego napastnika (jedyny podejrzany dość szybko został uniewinniony).

Mało znana teoria dotycząca zabójstwa Kennedy'ego

Seks, kwas i wojny nuklearne - mało znana teoria dotycząca zabójstwa Kennedy'ego
Ile już słyszeliśmy teorii na temat zamachu na prezydenta Johna Fitzgeralda Kennedy'ego? W sprawę wmieszano już agentów KGB, kubańską mafię, a nawet CIA, które pragnęło za wszelką cenę nie dopuścić do ujawnienia przez prezydenta tajnych akt dotyczących UFO... Tymczasem pewne źródła podsuwają jeszcze inną, niezwykle intrygującą teorię, o której na pewno jeszcze nie słyszeliście.

Prezydenckie romanse

Wszyscy biografowie prezydenta Kennedy'ego nie ukrywają, że człowiek ten, niczym gwiazda rocka, cieszył się ogromną ilością zakochanych w nim po uszy „fanek”. O ile politykowi na takim stanowisku raczej nie wypada wdawać się w pozamałżeńskie romanse, Kennedy raczej nie przejmował się konwenansami i korzystał ile tylko mógł z całkiem przyziemnych uroków bycia głową największego mocarstwa na świecie. Słabość do kobiecych wdzięków odziedziczył prawdopodobnie po swoim dziadku - Josephie, który to znany był jako niepoprawny uwodziciel dam z wyższych, hollywoodzkich sfer. Od czasu, kiedy wnuk sławnego lowelasa udał się do burdelu, aby w ramionach prostytutki po raz pierwszy zakosztować fizycznej miłości, John nieustannie wdawał się w romanse i przelotne, oparte głównie na seksie, znajomości z ponętnymi dziewczętami. Jego skłonności do podbojów nie przerwało ani małżeństwo z ukochaną Jackie, ani nawet objęcie przez Johna fotela prezydenckiego. Powiedzmy sobie szczerze - aby wyrwać taką gwiazdę jak Gloria Swanson czy światowego kalibru seks-bombę Marilyn Monroe, potrzeba czegoś więcej niż samych dobrych chęci.
Zblazowani cynicy powiadają, że to, co kobiety kręci, to nie tylko pieniądze, ale i... władza. Są też i takie, dla których romans z najważniejszym mężczyzną w kraju jest czymś więcej niż tylko elektryzującą przygodą. Tak było w przypadku Pinchot Meyer.

Młoda rozwódka do wzięcia

Mary była związana z artystyczną bohemą, malarką i jednocześnie żoną prominentnego pracownika CIA. W 1954 roku do domu położonego w sąsiedztwie państwa Meyer wprowadzili się nowi lokatorzy - senator John F. Kennedy wraz ze swoją małżonką.
Gdy po czterech latach państwo Meyer rozwiedli się, młoda, atrakcyjna rozwódka aż prosiła się o odpowiednią opiekę...


W 1961 roku, kiedy sąsiad-senator był już prezydentem USA, Mary odwiedziła go w Białym Domu. Niewinne spotkanie zaowocowało, jak można było się tego spodziewać, płomiennym romansem. Jednym z wielu, w które Kennedy wdawał się podczas swojej kariery politycznej. Jednak wśród aktorek, gwiazdek i głupiutkich celebrytek, Mary Pinchot Meyer wyróżniała się swoimi „mocami”. Aby je przedstawić, musimy cofnąć się do roku 1938.

Ale kwas!

W tym właśnie czasie Albert Hoffman, szwajcarski naukowiec, pracujący dla koncernu farmaceutycznego Sandoz, w zaciszu swojego laboratorium stworzył lek pobudzający układ oddechowy. Wkrótce jednak sam badacz na własnej skórze przekonał się, że dietyloamid kwasu d-lizergowego ma znacznie większy potencjał Seks, kwas i wojny nuklearne - mało znana teoria dotyczącjako silny środek psychoaktywny, który można wykorzystać w wielu dziedzinach nauki i medycyny. Zanim jednak ktokolwiek wpadł na pomysł jak ten wynalazek wykorzystać, sprawą szybko zainteresowało się CIA, widząc w LSD przyszłość w jego militarnym zastosowaniu. Równocześnie kwas stał się środkiem poszerzającym percepcję tłumów natchnionych pacyfistów oraz filozofów ruchów hippisowskich.

Jednym z nich był Timothy Leary - wyklęty profesor harvardzkiego uniwersytetu, wierzący, że LSD to środek zdolny „pojednać ludzi ze światem” i znacznie poszerzyć ich życie duchowe. Leary stworzył nawet formę organizacji religijnej, gdzie najwyższym sakramentem był kwasowy opłatek...

W latach 60. Leary miał spora grupę oddanych mu fanów, którzy nie tylko podzielali filozofię swego guru, ale i widzieli w LSD lekarstwo na całe zło tego świata. Jedną z idolek i bliskich przyjaciółek tej ikony kontrkultury była... Mary Pinchot Meyer.
Rozwódka miała szalony plan. Dzięki romansowi z Kennedym i co za tym idzie - kontaktom z najbardziej prominentnymi politykami w kraju, kobieta chciała wpłynąć na zmianę losu ludzkości. Plan zakładał podawanie prezydentowi środków psychoaktywnych i przekonywanie go, że konflikt w Wietnamie i prowadzenie Zimnej Wojny należy jak najszybciej zakończyć szukając pokojowych rozwiązań. Tak - pani Meyer wierzyła, że faszerując prezydenta kwasem, można będzie zapobiec wielkiej wojnie nuklearnej!
W późniejszych wywiadach Timothy Leary twierdził, że Mary odwiedzała go, aby pobierać nauki dotyczące prowadzenia sesji z LSD i wykorzystania tego psychodeliku do „prania mózgów” dygnitarzy z Waszyngtonu. Co więcej - Meyer udało się wejść w kontakt z przynajmniej siedmioma politykami, którzy gotowi byli zaopatrywać w LSD najwyżej postawionych urzędników państwowych!

30 terapeutycznych spotkań z prezydentem

Kochanka Johna Kennedy'ego często odwiedzała go w Białym Domu. Takich schadzek było przynajmniej 30. Na większość z nich Mary przynosiła ze sobą niemałą ilość marihuany i LSD. Najwyraźniej albo to wdzięki pani Mayer pozwalały prezydentowi przymknąć oko na takie igranie z ogniem, albo jego zdanie na temat narkotyków było znacznie bardziej rewolucyjne, niż można by przypuszczać... I to wcale nie ze względu na słabość do hulaszczego trybu życia, ale być może dzięki wierze w to, że tego typu substancje można wykorzystać w medycznych terapiach. Mało kto wie, że entuzjastą badań nad LSD był brat prezydenta - senator Robert Kennedy, którego żona wzięła udział w eksperymentalnej terapii leczenia alkoholizmu za pomocą tego właśnie psychodeliku.

Czy te romantyczne "sesje" zainicjowane przez kochankę prezydenta przyniosły jakiś skutek? Trudno powiedzieć. Wiele jednak wskazuje na to, że w ostatnich miesiącach swojego życia Kennedy wyraźnie zmienił swoje nastawienie do prowadzonych przez USA działań zbrojnych. Robert McNamara - ówczesny sekretarz obrony kraju, wyznał, że głowa państwa poważnie rozważała jak najszybsze wycofanie wojsk z Wietnamu, a w październiku 1963 roku Kennedy nakazał wręcz zorganizować powrót do kraju tysiącu amerykańskich żołnierzy.
O zmianach w dotychczasowych poglądach prezydenta ma też świadczyć jego pokojowe przemówienie, które miało miejsce w waszyngtońskim uniwersytecie. To jedno z niewielu wystąpień Kennedy'ego, które w oryginalnej wersji było transmitowane we wszystkich krajach byłego ZSRR!

Dodatkowo, po ośmiu latach ciężkich negocjacji, udało się dojść do porozumienia pomiędzy USA, Wielką Brytanią i Związkiem Radzieckim w sprawie testów nuklearnych. Kennedy mocno agitował za zaniechaniem przeprowadzania „próbnych eksplozji” przez mocarstwa. Ostatecznie w sierpniu 1963 roku wprowadzony został zakaz testów tej broni.

Za dużo wiedziała?

Kiedy John F. Kennedy zakończył swój żywot z odstrzeloną połową głowy, Mary od razu skontaktowała się z Learym. Według niego, zapłakana Meyer miała wówczas powiedzieć: „Nie mogli go już dłużej kontrolować. Tak szybko się zmieniał. Oni wszystko zataili. Muszę jak najszybciej cię zobaczyć. Boję się. Uważaj na siebie.” Wielu biografów tajemniczej kochanki prezydenta twierdzi, że Kennedy traktował ją w szczególny sposób. Niezależnie od tego, czy powodem takiego stanu rzeczy był regularnie spożywany przez parę podczas schadzek kwas, dużo wskazuje na to, że prezydent mógł dzielić się z Meyer poufnymi informacjami, które raczej nie powinny ujrzeć światła dziennego.
I nie ujrzały. W październiku 1964 roku, prawie rok po zamachu na Kennedy'ego, Mary Meyer została poczęstowana z bliskiej odległości dwoma kulami w tył głowy przez nieznanego napastnika (jedyny podejrzany dość szybko został uniewinniony).

Lęk i siła. – SKORO KAŻDY, KTO ZMAGA SIĘ W ŻYCIU Z CZYMŚ NOWYM, ODCZUWA LĘK, A MIMO TO TAK WIELU LUDZI „TO ROBI”, WIDOCZNIE NIE LĘK JEST TU PROBLEMEM NAJWAŻNIEJSZYM.

Najwidoczniej problemem nie jest lęk jako taki, ale nasz stosunek do niego. Jedni lekceważą go zupełnie, podczas gdy innych obezwładnia. Ci pierwsi podchodzą do swego lęku z pozycji siły (wyboru, napędu, działania), drudzy natomiast z pozycji cierpienia (bezradności, przygnębienia, bezwładu).

Cała tajemnica radzenia sobie z lękiem polega na przejściu z pozycji cierpienia do pozycji siły. Kiedy to zrobisz, fakt że odczuwasz lęk będzie bez znaczenia. Skupmy się teraz na pojęciu „siły”. Niektórzy twierdzą, że nie lubią tego pojęcia i nie chcą mieć z nim do czynienia. To prawda, że w świecie, w którym żyjemy, słowo „siła” często źle się kojarzy. Siła implikuje często posiadanie władzy nad innymi i niestety bywa niekiedy nadużywana.

Ale mnie chodzi o inny rodzaj siły. Ten, który powoduje, że człowiek ma mniejszą ochotę sterować innymi, za to na pewno bardziej ich kocha. Mam tu na myśli siłę wewnętrzną. Jest to ten rodzaj siły, który pozwala kontrolować sposób, w jaki odbierasz świat i reagujesz na różne sytuacje życiowe, właściwie pokierować swoim rozwojem, odczuwać radość i zadowolenie, działać i kochać. Ten rodzaj siły jest całkowicie niezależny od innych ludzi. Nie jest to forma „egomanii”, ale zdrowej miłości do siebie. Egomaniacy są całkowicie pozbawieni poczucia siły i dlatego mają przemożną potrzebę kontrolowania wszystkich wokół.

Brak siły powoduje, że stale odczuwają lęk, ponieważ ich los jest w rękach świata zewnętrznego. Nikt nie jest tak pozbawiony zdolności kochania, jak ten, komu brakuje siły wewnętrznej. Taki człowiek przez całe życie stara się wydusić ją innym. I dlatego wiecznie nimi manipuluje.

Siła, o której mówię, czyni człowieka wolnym, ponieważ sam nią dysponując nie musi czekać, aż inni go nią napełnią. Nie ten jest silny, kto umie innych skłonić do posłuszeństwa, ale ten, kto sam siebie potrafi skłonić do podległości własnej woli. Kto tej siły jest pozbawiony, ten traci poczucie spokoju. Bardzo łatwo go zranić.
Zauważyłam, że kobiety, ze zrozumiałych względów, bardziej sceptycznie podchodzą do koncepcji siły niż mężczyźni. Mężczyznom wpojono, że dobrze jest być silnym, kobietom zaś, że siła kobiecie nie przystoi i okazywana przez nią, wzbudza niechęć. Z moich doświadczeń wynika, że nic błędniejszego.

Kobieta pewna siebie, będąca panią swojego życia, przyciąga jak magnes. Kipi pozytywną energią tak bardzo, że wszyscy pragną być blisko niej. Ale kobieta będzie bezpośrednia w swoich kontaktach z innymi i będzie ich darzyła miłością, kiedy będzie silna wewnętrznie. Miłość i siła idą w parze, taka jest prawda. Kto jest silny, ten może otworzyć swoje serce na oścież. Miłość pozbawiona siły to miłość koślawa.

Wszystkim moim czytelniczkom polecam następującą odtrutkę na wewnętrzny konflikt między siłą a kobiecością. Powtarzajcie co najmniej dwadzieścia pięć razy dziennie, rano, w południe i wieczorem, następujące zdanie: JESTEM SILNA i KOCHANA. Oraz: JESTEM SILNA i KOCHAM. Oraz wersję bardziej energetyzującą: JESTEM SILNA I TO UWIELBIAM! Powtórz teraz te trzy zdania na głos. Poczuj, jaka płynie z nich energia. Stale je powtarzaj, a zobaczysz, że pojęcia siły i miłości doskonale do siebie pasują i nic a nic nie uwierają.

Susan Jeffers "Nie bój się bać"

Lęk i siła.

SKORO KAŻDY, KTO ZMAGA SIĘ W ŻYCIU Z CZYMŚ NOWYM, ODCZUWA LĘK, A MIMO TO TAK WIELU LUDZI „TO ROBI”, WIDOCZNIE NIE LĘK JEST TU PROBLEMEM NAJWAŻNIEJSZYM.

Najwidoczniej problemem nie jest lęk jako taki, ale nasz stosunek do niego. Jedni lekceważą go zupełnie, podczas gdy innych obezwładnia. Ci pierwsi podchodzą do swego lęku z pozycji siły (wyboru, napędu, działania), drudzy natomiast z pozycji cierpienia (bezradności, przygnębienia, bezwładu).

Cała tajemnica radzenia sobie z lękiem polega na przejściu z pozycji cierpienia do pozycji siły. Kiedy to zrobisz, fakt że odczuwasz lęk będzie bez znaczenia. Skupmy się teraz na pojęciu „siły”. Niektórzy twierdzą, że nie lubią tego pojęcia i nie chcą mieć z nim do czynienia. To prawda, że w świecie, w którym żyjemy, słowo „siła” często źle się kojarzy. Siła implikuje często posiadanie władzy nad innymi i niestety bywa niekiedy nadużywana.

Ale mnie chodzi o inny rodzaj siły. Ten, który powoduje, że człowiek ma mniejszą ochotę sterować innymi, za to na pewno bardziej ich kocha. Mam tu na myśli siłę wewnętrzną. Jest to ten rodzaj siły, który pozwala kontrolować sposób, w jaki odbierasz świat i reagujesz na różne sytuacje życiowe, właściwie pokierować swoim rozwojem, odczuwać radość i zadowolenie, działać i kochać. Ten rodzaj siły jest całkowicie niezależny od innych ludzi. Nie jest to forma „egomanii”, ale zdrowej miłości do siebie. Egomaniacy są całkowicie pozbawieni poczucia siły i dlatego mają przemożną potrzebę kontrolowania wszystkich wokół.

Brak siły powoduje, że stale odczuwają lęk, ponieważ ich los jest w rękach świata zewnętrznego. Nikt nie jest tak pozbawiony zdolności kochania, jak ten, komu brakuje siły wewnętrznej. Taki człowiek przez całe życie stara się wydusić ją innym. I dlatego wiecznie nimi manipuluje.

Siła, o której mówię, czyni człowieka wolnym, ponieważ sam nią dysponując nie musi czekać, aż inni go nią napełnią. Nie ten jest silny, kto umie innych skłonić do posłuszeństwa, ale ten, kto sam siebie potrafi skłonić do podległości własnej woli. Kto tej siły jest pozbawiony, ten traci poczucie spokoju. Bardzo łatwo go zranić.
Zauważyłam, że kobiety, ze zrozumiałych względów, bardziej sceptycznie podchodzą do koncepcji siły niż mężczyźni. Mężczyznom wpojono, że dobrze jest być silnym, kobietom zaś, że siła kobiecie nie przystoi i okazywana przez nią, wzbudza niechęć. Z moich doświadczeń wynika, że nic błędniejszego.

Kobieta pewna siebie, będąca panią swojego życia, przyciąga jak magnes. Kipi pozytywną energią tak bardzo, że wszyscy pragną być blisko niej. Ale kobieta będzie bezpośrednia w swoich kontaktach z innymi i będzie ich darzyła miłością, kiedy będzie silna wewnętrznie. Miłość i siła idą w parze, taka jest prawda. Kto jest silny, ten może otworzyć swoje serce na oścież. Miłość pozbawiona siły to miłość koślawa.

Wszystkim moim czytelniczkom polecam następującą odtrutkę na wewnętrzny konflikt między siłą a kobiecością. Powtarzajcie co najmniej dwadzieścia pięć razy dziennie, rano, w południe i wieczorem, następujące zdanie: JESTEM SILNA i KOCHANA. Oraz: JESTEM SILNA i KOCHAM. Oraz wersję bardziej energetyzującą: JESTEM SILNA I TO UWIELBIAM! Powtórz teraz te trzy zdania na głos. Poczuj, jaka płynie z nich energia. Stale je powtarzaj, a zobaczysz, że pojęcia siły i miłości doskonale do siebie pasują i nic a nic nie uwierają.

Susan Jeffers "Nie bój się bać"

Wszystko o złości. – Złość może mieć różne oblicza – od lekkiego rozdrażnienia, większej lub mniejszej irytacji, aż do rozsadzającej od środka wściekłości, nad którą trudno zapanować. To, co jednego zaledwie zirytuje, u kogoś innego może obudzić dzikie zwierzę. Jedno jest pewne – złość to ogromna energia. Może być destrukcyjna zarówno dla nas, jak i dla otoczenia, ale odpowiednio rozminowana jest w stanie przynieść spokój, ukojenie i rozwój osobisty. Od czego zacząć? Od obalenia kilku mitów na jej temat.

Anatomia gniewu
To nieprawda, że złość jest negatywną, destrukcyjną emocją. Gniew to ważna informacja. O tym, że twoje granice (wartości, poczucie bezpieczeństwa itd.) zostały naruszone lub przekroczone. To świetnie, że odczuwasz złość, w ten sposób nabierasz większej świadomości tego, na co się nie zgadzasz, co cię boli. Sęk w tym, by nie pozwolić przerodzić się złości w agresję, także tę skierowaną przeciwko sobie. Choć złość to emocja, możemy do niej podejść w racjonalny sposób. Zamiast mówić: „To przez ciebie tak się złoszczę, nic

Choć złość to emocja , możemy do niej podejść w racjonalny sposób. Zamiast mówić: „To przez ciebie tak się złoszczę, nic nie mogę na to poradzić”, pomyśl, że zwykle nie mamy wpływu na okoliczności zewnętrzne, które budzą nasz sprzeciw lub gniew (przykra uwaga od przełożonego, krzywdzące słowa przyjaciółki, niesprawiedliwe potraktowanie), ale już na ich interpretację i swoje zachowanie – tak. Dlatego tak ważne jest zrozumienie mechanizmu złości. Najczęściej kryją się za nią zranione uczucia, zawód, strach, poczucie krzywdy czy utrata bezpieczeństwa. Wiedząc to, możesz zacząć lepiej sobie radzić z własnymi i cudzymi wybuchami gniewu.

To prawda, że im mniej stabilni emocjonalnie  jesteśmy, tym łatwiej nas zdenerwować, wciągnąć w konflikt, zranić. To w pewnym sensie spuścizna po dzieciństwie. Jeśli twoje potrzeby często nie były zaspokajane, miałaś też poczucie, że nie wolno ci się gniewać, by nie zasmucać rodziców – nikt nie nauczył cię, jak radzić sobie z trudnymi emocjami.

Złości nie warto, a wręcz nie warto tłumić. Lepsza metodą jest nastawienie się na to, co chce nam powiedzieć. Bo to ty musisz sobie poradzić z własną złością, nie inni. Spróbuj ją potraktować jak nauczycielkę.

Gdy ogarnia cię złość , nie kieruj jej przeciw innym ani przeciw sobie, tylko zastosuj którąś z podanych niżej – aktywizujących ciało lub wyciszających umysł – technik:
Działaj:

Wyjdź, jeśli możesz, na zewnątrz i rusz przed siebie szybkim marszem lub biegiem, aż się uspokoisz. Ruch znakomicie pozwala zużytkować gromadzącą się energię, a wysiłek fizyczny wyzwala endorfiny – poprawią twój nastrój, a dzięki temu, że minie trochę czasu od zdarzenia, które cię zdenerwowało, łatwiej ci będzie spojrzeć na sytuację z dystansem.

Podrzyj na strzępy grubą gazetę, możesz też uformować z niej kulki i rzucać nimi w drzwi lub ścianę.

Jeśli potrzebujesz się wyżyć, użyj poduszek, którymi możesz bez szkody uderzać w duże przedmioty, np. kanapę czy szafę.

Jeśli tylko warunki ci na to pozwalają, włącz na cały regulator (lub w słuchawkach) rytmiczną muzykę, np. bębnową, perkusyjną albo symfoniczną, i tańcz do niej lub głośno śpiewaj.

Odkurz całe mieszkanie lub umyj okna (w złości naprawdę dobrze się sprząta, na dodatek będziesz miała czyste mieszkanie).

Krzycz, tup, płacz.
Nie działaj:

Usiądź wygodnie i oddychaj, najlepiej przez nos. Weź 10 pogłębionych przeponowych oddechów, z wdechem wizualizuj sobie, że pobierasz dobrą energię, z wydechem – że wydalasz tę złą.

Obserwuj złość – nic nie rób, „stań obok” i przyglądaj się swoim emocjom – analizuj, jakie mały natężenie, jak zmieniały ci rysy twarzy, gdzie znajduje się napięcie w ciele  – po chwili zauważysz, że twoja energia podąża za uwagą, czyli angażuje się proces obserwacji. Jak twierdzi duchowy nauczyciel Osho, truciznę można przemienić w słodycz. Jak to się robi? Nie robiąc nic! „Potrzebujesz jedynie cierpliwości. Gdy przyjdzie złość, usiądź w milczeniu i obserwuj ją. Nie bądź jej przeciwny, nie opowiadaj się po jej stronie. Nie współdziałaj z nią, nie tłum jej. Bądź cierpliwy, po prostu zobacz, co się dzieje… niech narasta. Czekaj” – zaleca Osho.

Skorzystaj z wizualizacji, zamknij oczy i wyobraź sobie, że:

– lecisz samolotem, wznosisz się coraz wyżej i wyżej, a powód twojego zdenerwowania robi się coraz mniejszy,

– zdarzenie, które cię wyprowadziło z równowagi, jest niczym patyk na wodzie, przesuwa się powoli wraz z nurtem rzeki i znika po chwili z pola widzenia,

– złość jest zamknięta w wieży, a ty musisz przeznaczyć całą energię na znalezienie drogi i dotarcie na górę.

W tych wszystkich wizualizacjach chodzi o to, by oddalić się na chwilę od powodu złości i później, już na spokojnie, przeanalizować sytuację i rozwiązać ją pokojowo. Równie skuteczny może okazać się sposób bohaterki „Przeminęło z wiatrem” – Scarlett O’Hara mówiła sobie zawsze: „Pomyślę o tym jutro”.

Ustanów w swoim domu wyspę spokoju – od ciebie zależy, co się na niej znajdzie – stwórz ją w myślach choćby teraz, by w dowolnym momencie, w razie potrzeby, przenieść się tam wirtualnie. To może być wyspa z ciepłym piaskiem, widokiem na morze, miarowym szumem fal, huśtawką na drzewie lub po prostu twoja własna łazienka z wanną wypełnioną ciepłą wodą i relaksującą muzyką w tle. Po kąpieli zastosuj automasaż pachnącym balsamem. Otul się miękkim kocem. Rób to, co przemawia do twoich zmysłów. Rozluźnione ciało da spokój także myślom.
Zresetuj dysk

Powyższe metody to sposoby na to, by uspokoić emocje  tu i teraz. Nie rozwiązują jednak problemu pojawiania się złości. Potrzebne jest do tego poznanie jej źródeł i przeformułowanie własnych przekonań. Mogą ci w tym pomóc ćwiczenia.
Ćwiczenie: narysuj emocje

Możesz zacząć rysować w chwili złości albo po pewnym czasie, gdy masz już wgląd w swoje emocje (np. po ćwiczeniu z obserwacją złości), z dystansem, na spokojnie. Weź jak największą kartkę papieru i kolorowe kredki lub mazaki, narysuj swoją złość z energią, kolorami i intensywnością, z jaką się ona w twoim ciele i umyśle pojawia. Gdy to już zrobisz, a emocje nieco opadną, nadaj swojej złości imię. Następnie spójrz na nią ze współczuciem i zastanów się, jakie są prawdziwe przyczyny twojego zdenerwowania.

Na przykład złościsz się, gdy ktoś spóźnia się na spotkanie. Czy irytuje cię jego niepunktualność? Coś, na co nie masz wpływu? Czy może kryje się za tym twoja interpretacja, że nie jesteś dla tej osoby ważna, bo gdyby jej na tobie zależało, przyszłaby na czas, postarałaby się. Idźmy dalej – dlaczego uważasz, że ta osoba powinna bardziej się starać? Bo sama dbasz o to, by szanować czas innych. Do zastanowienia się: czy ta sytuacja narusza twoje wartości, jak np. szacunek do czasu innych osób, czy wynika z poczucia, że nie jesteś dla kogoś ważna? Następnie zastanów się, czy masz wpływ na powód swojej złości, czy nie? Na przykład, jaki masz wpływ na to, czy ktoś się spóźnia? Jeśli masz, to co możesz zrobić? Jeśli nie masz – to po co się denerwować? Możesz się zamiast tego zastanowić, co zrobić, na wypadek gdyby ktoś miał się spóźnić na spotkanie z tobą – zadzwonić na pół godziny przed spotkaniem i upewnić się, czy druga strona jest już w drodze i zdąży na czas? Może umówić się w takim miejscu, gdzie czekanie na kogoś przez kwadrans będzie przyjemne i pożyteczne? Jak możesz sama o siebie zadbać, nie oczekując, że ktoś inny to zrobi?

Złość wynika często z nierealnych oczekiwań, na przykład, że będziemy dla innych ważni, że w przyjaźni czy miłości nie ma konfliktów, że dzieci są zawsze posłuszne i grzeczne, a rodzice i przyjaciele zawsze powinni mieć dla nas czas, gdy ich potrzebujemy. Więcej zrozumienia, łagodności i akceptacji wobec innych, ale także więcej czułości i miłości wobec samej siebie, daje większy dystans do spraw. Zwłaszcza tych, których przebieg od nas nie zależy. A jeśli zależy, pozwoli nam go zmienić.
Ćwiczenie: znikająca złość

To ćwiczenie na rozliczanie się z powodami złości poprzez odbieranie im siły i znaczenia. Idź za instrukcją i nie podglądaj wcześniej dalszego przebiegu ćwiczenia.

Weź papierowe serwetki (lub kawałki białego papieru toaletowego) i mazakami wypisz na nich powody swojej złości. Wypisz osobno na każdej serwetce 10 powodów lub osób, które szczególnie doprowadzają cię do szału. Masz? Nalej do miski lub umywalki wodę, wrzuć serwetki i sprawdź, co się z nimi stanie. Po chwili z mokrej masy, w którą przeistoczyły się markerowe powody/osoby, możesz zrobić kulkę i albo zrzucić ją z balkonu, albo spuścić w toalecie i pożegnać na zawsze.

Za każdym następnym razem w chwili złości  przywołaj to wspomnienie i zobacz, jak bardzo jest niewarte twojego czasu i uwagi.

Możesz też, w innej wersji tego ćwiczenia, wypisać wszystkie powody lub osoby na tablicy, a następnie rzucać w nie mokrą gąbką, dopóki ich nie zetrzesz.

To także bardzo uwalniające doświadczenie.

/          Renata Mazurowska

trener rozwoju umiejętności osobistych i społecznych 

wpelnidnia.pl

Wszystko o złości.

Złość może mieć różne oblicza – od lekkiego rozdrażnienia, większej lub mniejszej irytacji, aż do rozsadzającej od środka wściekłości, nad którą trudno zapanować. To, co jednego zaledwie zirytuje, u kogoś innego może obudzić dzikie zwierzę. Jedno jest pewne – złość to ogromna energia. Może być destrukcyjna zarówno dla nas, jak i dla otoczenia, ale odpowiednio rozminowana jest w stanie przynieść spokój, ukojenie i rozwój osobisty. Od czego zacząć? Od obalenia kilku mitów na jej temat.

Anatomia gniewu
To nieprawda, że złość jest negatywną, destrukcyjną emocją. Gniew to ważna informacja. O tym, że twoje granice (wartości, poczucie bezpieczeństwa itd.) zostały naruszone lub przekroczone. To świetnie, że odczuwasz złość, w ten sposób nabierasz większej świadomości tego, na co się nie zgadzasz, co cię boli. Sęk w tym, by nie pozwolić przerodzić się złości w agresję, także tę skierowaną przeciwko sobie. Choć złość to emocja, możemy do niej podejść w racjonalny sposób. Zamiast mówić: „To przez ciebie tak się złoszczę, nic

Choć złość to emocja , możemy do niej podejść w racjonalny sposób. Zamiast mówić: „To przez ciebie tak się złoszczę, nic nie mogę na to poradzić”, pomyśl, że zwykle nie mamy wpływu na okoliczności zewnętrzne, które budzą nasz sprzeciw lub gniew (przykra uwaga od przełożonego, krzywdzące słowa przyjaciółki, niesprawiedliwe potraktowanie), ale już na ich interpretację i swoje zachowanie – tak. Dlatego tak ważne jest zrozumienie mechanizmu złości. Najczęściej kryją się za nią zranione uczucia, zawód, strach, poczucie krzywdy czy utrata bezpieczeństwa. Wiedząc to, możesz zacząć lepiej sobie radzić z własnymi i cudzymi wybuchami gniewu.

To prawda, że im mniej stabilni emocjonalnie jesteśmy, tym łatwiej nas zdenerwować, wciągnąć w konflikt, zranić. To w pewnym sensie spuścizna po dzieciństwie. Jeśli twoje potrzeby często nie były zaspokajane, miałaś też poczucie, że nie wolno ci się gniewać, by nie zasmucać rodziców – nikt nie nauczył cię, jak radzić sobie z trudnymi emocjami.

Złości nie warto, a wręcz nie warto tłumić. Lepsza metodą jest nastawienie się na to, co chce nam powiedzieć. Bo to ty musisz sobie poradzić z własną złością, nie inni. Spróbuj ją potraktować jak nauczycielkę.

Gdy ogarnia cię złość , nie kieruj jej przeciw innym ani przeciw sobie, tylko zastosuj którąś z podanych niżej – aktywizujących ciało lub wyciszających umysł – technik:
Działaj:

Wyjdź, jeśli możesz, na zewnątrz i rusz przed siebie szybkim marszem lub biegiem, aż się uspokoisz. Ruch znakomicie pozwala zużytkować gromadzącą się energię, a wysiłek fizyczny wyzwala endorfiny – poprawią twój nastrój, a dzięki temu, że minie trochę czasu od zdarzenia, które cię zdenerwowało, łatwiej ci będzie spojrzeć na sytuację z dystansem.

Podrzyj na strzępy grubą gazetę, możesz też uformować z niej kulki i rzucać nimi w drzwi lub ścianę.

Jeśli potrzebujesz się wyżyć, użyj poduszek, którymi możesz bez szkody uderzać w duże przedmioty, np. kanapę czy szafę.

Jeśli tylko warunki ci na to pozwalają, włącz na cały regulator (lub w słuchawkach) rytmiczną muzykę, np. bębnową, perkusyjną albo symfoniczną, i tańcz do niej lub głośno śpiewaj.

Odkurz całe mieszkanie lub umyj okna (w złości naprawdę dobrze się sprząta, na dodatek będziesz miała czyste mieszkanie).

Krzycz, tup, płacz.
Nie działaj:

Usiądź wygodnie i oddychaj, najlepiej przez nos. Weź 10 pogłębionych przeponowych oddechów, z wdechem wizualizuj sobie, że pobierasz dobrą energię, z wydechem – że wydalasz tę złą.

Obserwuj złość – nic nie rób, „stań obok” i przyglądaj się swoim emocjom – analizuj, jakie mały natężenie, jak zmieniały ci rysy twarzy, gdzie znajduje się napięcie w ciele – po chwili zauważysz, że twoja energia podąża za uwagą, czyli angażuje się proces obserwacji. Jak twierdzi duchowy nauczyciel Osho, truciznę można przemienić w słodycz. Jak to się robi? Nie robiąc nic! „Potrzebujesz jedynie cierpliwości. Gdy przyjdzie złość, usiądź w milczeniu i obserwuj ją. Nie bądź jej przeciwny, nie opowiadaj się po jej stronie. Nie współdziałaj z nią, nie tłum jej. Bądź cierpliwy, po prostu zobacz, co się dzieje… niech narasta. Czekaj” – zaleca Osho.

Skorzystaj z wizualizacji, zamknij oczy i wyobraź sobie, że:

– lecisz samolotem, wznosisz się coraz wyżej i wyżej, a powód twojego zdenerwowania robi się coraz mniejszy,

– zdarzenie, które cię wyprowadziło z równowagi, jest niczym patyk na wodzie, przesuwa się powoli wraz z nurtem rzeki i znika po chwili z pola widzenia,

– złość jest zamknięta w wieży, a ty musisz przeznaczyć całą energię na znalezienie drogi i dotarcie na górę.

W tych wszystkich wizualizacjach chodzi o to, by oddalić się na chwilę od powodu złości i później, już na spokojnie, przeanalizować sytuację i rozwiązać ją pokojowo. Równie skuteczny może okazać się sposób bohaterki „Przeminęło z wiatrem” – Scarlett O’Hara mówiła sobie zawsze: „Pomyślę o tym jutro”.

Ustanów w swoim domu wyspę spokoju – od ciebie zależy, co się na niej znajdzie – stwórz ją w myślach choćby teraz, by w dowolnym momencie, w razie potrzeby, przenieść się tam wirtualnie. To może być wyspa z ciepłym piaskiem, widokiem na morze, miarowym szumem fal, huśtawką na drzewie lub po prostu twoja własna łazienka z wanną wypełnioną ciepłą wodą i relaksującą muzyką w tle. Po kąpieli zastosuj automasaż pachnącym balsamem. Otul się miękkim kocem. Rób to, co przemawia do twoich zmysłów. Rozluźnione ciało da spokój także myślom.
Zresetuj dysk

Powyższe metody to sposoby na to, by uspokoić emocje tu i teraz. Nie rozwiązują jednak problemu pojawiania się złości. Potrzebne jest do tego poznanie jej źródeł i przeformułowanie własnych przekonań. Mogą ci w tym pomóc ćwiczenia.
Ćwiczenie: narysuj emocje

Możesz zacząć rysować w chwili złości albo po pewnym czasie, gdy masz już wgląd w swoje emocje (np. po ćwiczeniu z obserwacją złości), z dystansem, na spokojnie. Weź jak największą kartkę papieru i kolorowe kredki lub mazaki, narysuj swoją złość z energią, kolorami i intensywnością, z jaką się ona w twoim ciele i umyśle pojawia. Gdy to już zrobisz, a emocje nieco opadną, nadaj swojej złości imię. Następnie spójrz na nią ze współczuciem i zastanów się, jakie są prawdziwe przyczyny twojego zdenerwowania.

Na przykład złościsz się, gdy ktoś spóźnia się na spotkanie. Czy irytuje cię jego niepunktualność? Coś, na co nie masz wpływu? Czy może kryje się za tym twoja interpretacja, że nie jesteś dla tej osoby ważna, bo gdyby jej na tobie zależało, przyszłaby na czas, postarałaby się. Idźmy dalej – dlaczego uważasz, że ta osoba powinna bardziej się starać? Bo sama dbasz o to, by szanować czas innych. Do zastanowienia się: czy ta sytuacja narusza twoje wartości, jak np. szacunek do czasu innych osób, czy wynika z poczucia, że nie jesteś dla kogoś ważna? Następnie zastanów się, czy masz wpływ na powód swojej złości, czy nie? Na przykład, jaki masz wpływ na to, czy ktoś się spóźnia? Jeśli masz, to co możesz zrobić? Jeśli nie masz – to po co się denerwować? Możesz się zamiast tego zastanowić, co zrobić, na wypadek gdyby ktoś miał się spóźnić na spotkanie z tobą – zadzwonić na pół godziny przed spotkaniem i upewnić się, czy druga strona jest już w drodze i zdąży na czas? Może umówić się w takim miejscu, gdzie czekanie na kogoś przez kwadrans będzie przyjemne i pożyteczne? Jak możesz sama o siebie zadbać, nie oczekując, że ktoś inny to zrobi?

Złość wynika często z nierealnych oczekiwań, na przykład, że będziemy dla innych ważni, że w przyjaźni czy miłości nie ma konfliktów, że dzieci są zawsze posłuszne i grzeczne, a rodzice i przyjaciele zawsze powinni mieć dla nas czas, gdy ich potrzebujemy. Więcej zrozumienia, łagodności i akceptacji wobec innych, ale także więcej czułości i miłości wobec samej siebie, daje większy dystans do spraw. Zwłaszcza tych, których przebieg od nas nie zależy. A jeśli zależy, pozwoli nam go zmienić.
Ćwiczenie: znikająca złość

To ćwiczenie na rozliczanie się z powodami złości poprzez odbieranie im siły i znaczenia. Idź za instrukcją i nie podglądaj wcześniej dalszego przebiegu ćwiczenia.

Weź papierowe serwetki (lub kawałki białego papieru toaletowego) i mazakami wypisz na nich powody swojej złości. Wypisz osobno na każdej serwetce 10 powodów lub osób, które szczególnie doprowadzają cię do szału. Masz? Nalej do miski lub umywalki wodę, wrzuć serwetki i sprawdź, co się z nimi stanie. Po chwili z mokrej masy, w którą przeistoczyły się markerowe powody/osoby, możesz zrobić kulkę i albo zrzucić ją z balkonu, albo spuścić w toalecie i pożegnać na zawsze.

Za każdym następnym razem w chwili złości przywołaj to wspomnienie i zobacz, jak bardzo jest niewarte twojego czasu i uwagi.

Możesz też, w innej wersji tego ćwiczenia, wypisać wszystkie powody lub osoby na tablicy, a następnie rzucać w nie mokrą gąbką, dopóki ich nie zetrzesz.

To także bardzo uwalniające doświadczenie.

/ Renata Mazurowska

trener rozwoju umiejętności osobistych i społecznych

wpelnidnia.pl


1