Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

Szukaj


 

Znalazłem 124 takie materiały
Dlaczego warto biegać? – Dlaczego warto biegać?

Kiedy zacząłem biegać, niespełna rok temu, usłyszałem od wielu znajomych: Co Ty robisz, to niezdrowe? Skrajna opinia, z którą się spotkałem brzmiała jeszcze bardziej niewiarygodnie: Najdłużej żyją psy, które leżą na kanapach. Jednak moje samopoczucie po bieganiu przeczyło tym opiniom. Chudnę, mam więcej energii i z utęsknieniem czekam na następny trening, który sobie wyznaczyłem. Przebiegnięte kilometry potwierdzały słuszność wyboru. Nie zniechęcały drobne trudności i kontuzje. Czy jestem w tym odosobniony? Postanowiłem sprawdzić i zapytać biegaczy, dlaczego warto. Bo to, że warto, nie mam wątpliwości.

- Po drodze zostawiam kilkanaście lat alkoholowego i narkotykowego zamulenia, zostawiam frustrację i jeśli znajduję odpowiedzi na pytania, które kiedyś sobie zadałem, to w rytmie zapracowanych płuc, pulsu i kroków odkrywam świat i siebie. Układam sobie puzzle w duszy, układam strukturę mięśni – twierdzi Paweł. Wiesław uważa, że warto biegać gdyż nie kosztuje to zbyt wiele, nie tylko finansowo, ale także w sensie wysiłku. – W każdej chwili można zwolnić tempo biegu lub zmienić go na marsz – przekonuje. – Ponadto bieganie to poczucie dobrze spędzonego czasu, lepsza forma fizyczna i psychiczna. Stabilna masa ciała pozwalająca na nieco więcej, niż tylko schylanie się w celu zawiązania sznurówek, fantastyczne nowe znajomości i satysfakcja nie do opisania. Dla Agnieszki w czasie studiów bieganie było najlepszą receptą na stres przed egzaminami i pracą magisterską. Później było bodźcem do utrzymania smukłej sylwetki w czasie ciąży i tuż po niej. A muszę przyznać figura Pani Agnieszki jest nienaganna. Sopocianka w szczególny sposób namawia do biegania kobiety. – Zacznijcie biegać, a wszystkie problemy rozwiążą się same. Będziecie szczupłe, promienne, uśmiechnięte, a wasi mężczyźni od razu zauważą w Was to piękno. To sposób na szczęście – kończy z uśmiechem na ustach. Klaudia podczas biegania jest sobą i jak twierdzi niczego nie ukrywa. Karolina dla wszystkich zastanawiających się pań ma jeszcze jeden ważny argument. – Bieganie odmładza oraz wygładza, działa jak naturalny lifting.

Zdecydowanie lubię moje nowe wybiegane ciało. Wygląda nawet lepiej niż przed ciążą. Michał wymienia kilka powodów, dla których jego zdaniem warto biegać. I tak po pierwsze można biegać przed pracą i poprzez poranny wylew endorfin uodpornić się na zrzędzenie szefa. Zapewne dla wielu Polaków to może być ważny argument. Po drugie biegając wieczorem nie będzie trzeba sięgać po piwo, które pomoże zasnąć. Pan Michał dodaje, że podczas przygody z bieganiem spotkał się z kilkoma osobami, które w ten sposób rozwiązały problem przyzwyczajenia do wieczornego „browarka”. Po trzecie można biegać wolno i daleko, aby zgubić zbędne kilogramy. Po czwarte warto trenować w modnych miejscach miasta, aby poznać ciekawe osoby. Piąty powód jakże ważny. Można weekendowo „szlajać” się po lesie, aby przemyśleć problemy minionego tygodnia. Sześć, uwaga wraca piwko, ale już w nowej odsłonie. Można biegać i startować w zawodach ulicznych, a po nich z kumplami wypić browarka. Jeden zaspokoi pragnienie. A i jego smak jest jakiś lepszy. I nie szkodzi. Siódmy powód szczególnie w Polsce ważny. Biegając odciążymy Narodowy Fundusz Zdrowia. Po prostu rzadziej będziemy z niego korzystać. Ponadto, po ósme, dobrze wybiegane kilometry to niemalże gwarancja samo wystarczalności na emeryturze. Po dziewiąte… już Michał zaczął mówić, kiedy przeprosił i powiedział, że to chyba wystarczy. Po chwili dodał z rozbrajającą szczerością, że to musi wystarczyć, bo on idzie biegać. Jeśli jeszcze kogoś nie przekonałem to uwaga! Ta forma rekreacji przyczynia się do rozwoju miłości.

Pani Monika wylicza: Bieganie uczy systematyczności, planowania, konsekwencji, narzuca dyscyplinę, a jak próbujemy oszukiwać sami siebie to daje popalić. Oprócz czynników zdrowotnych, nie sapię wchodząc po schodach, schudłam, zastrzyk energii, daje to, co w życiu najważniejsze. Ukazuje jak kocha mnie mąż, który motywuje, pomaga zorganizować się w obowiązkach domowych, abym mogła potrenować. I w końcu czeka na mecie, aby wbiec na nią ze mną ze słowami kocham Cię. Bieganie dało mi lepsze życie – kończy Pani Monika. Coś jeszcze? Lista jest długa. Od pewnego czasu rozmawiam z wieloma biegaczami amatorami. Pytam ich o korzyści. I zauważam, że co osoba to inne. Oczywiście wiele z nich się powtarza. Jednak co do jednego jestem przekonany. Mówienie, pisanie o tym to za mało, aby w to uwierzyć. Bo wiara rodzi się z czynów. Tak więc może warto dziś wieczorem, zamiast siadać przed telewizorem ubrać dres, sportowe buty i pójść choć trochę się poruszać. Na początek kilka minut truchtu, marszu, co dwa trzy dni, tak aby nie zamęczyć się, tylko poczuć satysfakcję. Z każdym wyjściem, zobaczycie, że będzie lepiej. I tak już po kilku tygodniach dołączycie do grona moich rozmówców, dla których bieganie stało się punktem obowiązkowym dnia codziennego. Czego i Wam życzę. Do zobaczenia na ścieżkach.

/         Marcin Dybuk        natemat.pl      /

Dlaczego warto biegać?

Dlaczego warto biegać?

Kiedy zacząłem biegać, niespełna rok temu, usłyszałem od wielu znajomych: Co Ty robisz, to niezdrowe? Skrajna opinia, z którą się spotkałem brzmiała jeszcze bardziej niewiarygodnie: Najdłużej żyją psy, które leżą na kanapach. Jednak moje samopoczucie po bieganiu przeczyło tym opiniom. Chudnę, mam więcej energii i z utęsknieniem czekam na następny trening, który sobie wyznaczyłem. Przebiegnięte kilometry potwierdzały słuszność wyboru. Nie zniechęcały drobne trudności i kontuzje. Czy jestem w tym odosobniony? Postanowiłem sprawdzić i zapytać biegaczy, dlaczego warto. Bo to, że warto, nie mam wątpliwości.

- Po drodze zostawiam kilkanaście lat alkoholowego i narkotykowego zamulenia, zostawiam frustrację i jeśli znajduję odpowiedzi na pytania, które kiedyś sobie zadałem, to w rytmie zapracowanych płuc, pulsu i kroków odkrywam świat i siebie. Układam sobie puzzle w duszy, układam strukturę mięśni – twierdzi Paweł. Wiesław uważa, że warto biegać gdyż nie kosztuje to zbyt wiele, nie tylko finansowo, ale także w sensie wysiłku. – W każdej chwili można zwolnić tempo biegu lub zmienić go na marsz – przekonuje. – Ponadto bieganie to poczucie dobrze spędzonego czasu, lepsza forma fizyczna i psychiczna. Stabilna masa ciała pozwalająca na nieco więcej, niż tylko schylanie się w celu zawiązania sznurówek, fantastyczne nowe znajomości i satysfakcja nie do opisania. Dla Agnieszki w czasie studiów bieganie było najlepszą receptą na stres przed egzaminami i pracą magisterską. Później było bodźcem do utrzymania smukłej sylwetki w czasie ciąży i tuż po niej. A muszę przyznać figura Pani Agnieszki jest nienaganna. Sopocianka w szczególny sposób namawia do biegania kobiety. – Zacznijcie biegać, a wszystkie problemy rozwiążą się same. Będziecie szczupłe, promienne, uśmiechnięte, a wasi mężczyźni od razu zauważą w Was to piękno. To sposób na szczęście – kończy z uśmiechem na ustach. Klaudia podczas biegania jest sobą i jak twierdzi niczego nie ukrywa. Karolina dla wszystkich zastanawiających się pań ma jeszcze jeden ważny argument. – Bieganie odmładza oraz wygładza, działa jak naturalny lifting.

Zdecydowanie lubię moje nowe wybiegane ciało. Wygląda nawet lepiej niż przed ciążą. Michał wymienia kilka powodów, dla których jego zdaniem warto biegać. I tak po pierwsze można biegać przed pracą i poprzez poranny wylew endorfin uodpornić się na zrzędzenie szefa. Zapewne dla wielu Polaków to może być ważny argument. Po drugie biegając wieczorem nie będzie trzeba sięgać po piwo, które pomoże zasnąć. Pan Michał dodaje, że podczas przygody z bieganiem spotkał się z kilkoma osobami, które w ten sposób rozwiązały problem przyzwyczajenia do wieczornego „browarka”. Po trzecie można biegać wolno i daleko, aby zgubić zbędne kilogramy. Po czwarte warto trenować w modnych miejscach miasta, aby poznać ciekawe osoby. Piąty powód jakże ważny. Można weekendowo „szlajać” się po lesie, aby przemyśleć problemy minionego tygodnia. Sześć, uwaga wraca piwko, ale już w nowej odsłonie. Można biegać i startować w zawodach ulicznych, a po nich z kumplami wypić browarka. Jeden zaspokoi pragnienie. A i jego smak jest jakiś lepszy. I nie szkodzi. Siódmy powód szczególnie w Polsce ważny. Biegając odciążymy Narodowy Fundusz Zdrowia. Po prostu rzadziej będziemy z niego korzystać. Ponadto, po ósme, dobrze wybiegane kilometry to niemalże gwarancja samo wystarczalności na emeryturze. Po dziewiąte… już Michał zaczął mówić, kiedy przeprosił i powiedział, że to chyba wystarczy. Po chwili dodał z rozbrajającą szczerością, że to musi wystarczyć, bo on idzie biegać. Jeśli jeszcze kogoś nie przekonałem to uwaga! Ta forma rekreacji przyczynia się do rozwoju miłości.

Pani Monika wylicza: Bieganie uczy systematyczności, planowania, konsekwencji, narzuca dyscyplinę, a jak próbujemy oszukiwać sami siebie to daje popalić. Oprócz czynników zdrowotnych, nie sapię wchodząc po schodach, schudłam, zastrzyk energii, daje to, co w życiu najważniejsze. Ukazuje jak kocha mnie mąż, który motywuje, pomaga zorganizować się w obowiązkach domowych, abym mogła potrenować. I w końcu czeka na mecie, aby wbiec na nią ze mną ze słowami kocham Cię. Bieganie dało mi lepsze życie – kończy Pani Monika. Coś jeszcze? Lista jest długa. Od pewnego czasu rozmawiam z wieloma biegaczami amatorami. Pytam ich o korzyści. I zauważam, że co osoba to inne. Oczywiście wiele z nich się powtarza. Jednak co do jednego jestem przekonany. Mówienie, pisanie o tym to za mało, aby w to uwierzyć. Bo wiara rodzi się z czynów. Tak więc może warto dziś wieczorem, zamiast siadać przed telewizorem ubrać dres, sportowe buty i pójść choć trochę się poruszać. Na początek kilka minut truchtu, marszu, co dwa trzy dni, tak aby nie zamęczyć się, tylko poczuć satysfakcję. Z każdym wyjściem, zobaczycie, że będzie lepiej. I tak już po kilku tygodniach dołączycie do grona moich rozmówców, dla których bieganie stało się punktem obowiązkowym dnia codziennego. Czego i Wam życzę. Do zobaczenia na ścieżkach.

/ Marcin Dybuk natemat.pl /

Prawda o paście do zębów – Kiedy byliśmy dziećmi każdy zarówno rodzice, nauczyciele czy też dentyści mówili nam, że zęby należy myć komercyjną pastą do zębów. Miał być to jeden z tych nawyków, który teoretycznie ochraniał nas przed próchnicą i dbał o zdrowe zęby. Na potwierdzenie tego w telewizji wciąż przekonują nas o tym „fakcie” dziesiątki reklam mówiących o wspaniałych zaletach pasty do zębów. Jednakże analizując skład pasty do zębów, tego osiągnięcia dentystyki, które stało się tak niezbędne dla współczesnego człowieka, musimy dość krytycznie przyjrzeć się jego faktycznemu działaniu na nasze zęby. 
Jeśli pasta do zębów jest tak wspaniałym osiągnięciem to dlaczego wciąż obserwujemy ogromne ilości ludzi, którzy pomimo bardzo regularnego mycia zębów, mają z nimi problemy? Dużą ignorancją byłoby stwierdzenie, że to wina pasty do zębów, kiedy zakwaszająca dieta ludzi zachodu jest pełna wyrobów zbożowych, pasteryzowanego mleka, wysoko przetworzonej i jałowej żywności, która niszczy zęby od środka. Należy jednak wspomnieć o tym, że i pasta do zębów również odgrywa tutaj swoją rolę. Nie bez powodu jest również fakt, że każdy producent pasty na jej opakowaniu zamieści informacje „szkodliwy w wypadku połknięcia”. Dlaczego?
Dwa razy dziennie ‚sprawdzamy’ co się stanie gdy chemikalia dostaną się do naszego ciała

Ponieważ chemikalia obecne w paście do zębów, to toksyny których w normalnej sytuacji nigdy byś nie użył. Te syntetyczne substancje chemiczne prędzej nadają się do czyszczenia podłogi w ogromnej fabryce. A już na pewno nie brał byś ich do ust gdzie znajduje się bardzo delikatny i chłonny nabłonek. Nabłonek ,który jest cienki jak pergamin, i doskonale wchłania wspomniane substancje, zwłaszcza jeśli mamy problem z krwawiącymi dziąsłami. Krwawienie dziąseł sprawia, że toksyny zawarte w paście bezpośrednio dostają się do naszego krwiobiegu.

Substancja przed którą przestrzega sam producent używana jest przez większość z nas dwa razy dziennie, a nawet częściej przez całe nasze życie. Chcesz wiedzieć co jest w środku?

Fluor w paście, miał pomagać a niszczy nasze zdrowie.

Już kiedyś na Zagonku pojawił się wpis dotyczący toksycznego fluoru zawartego w paście, znajdziesz go tutaj. Mówiąc ogólnie próchnica nie jest wywołana poprzez brak fluoru w naszym organizmie, dlatego suplementacja fluoru, który i tak jest obecny w dużych ilościach w naszym zanieczyszczonym środowisku jest całkowicie zbędna. Co gorsza fluor to neurotoksyna, która odkłada się w organizmie zwłaszcza mózgu, obniża nasz poziom inteligencji, zaburza gospodarkę hormonalną czy jest rakotwórcza. Lista efektów ubocznych fluoru jest naprawdę imponująca.

Ilość pozostałych składników w paście do zębów nie jest wielka, lecz należy pamiętać, że w naszym otoczeniu spotykamy się z różnymi substancjami kilkakrotnie w ciągu dnia, a nawet godziny. Dlatego nawet minimalna ilość w jednym produkcie po użyciu pozostałych środków do pielęgnacji chociażby ciała, wcale minimalna już nie jest.
Co jest w środku? Czyli to ma dbać o zdrowy uśmiech? Chyba ktoś tutaj kpi.

Propylene glycol – tak powszechny w czołowych produktach do mycia zębów jest równie często używany w przemyśle jako odszraniacz do samolotów czy też w zimowych płynach przeciw zamarzaniu. Substancja ta ma działanie drażniące skórę i tkanki śluzowe. Ponadto podwyższa zakwaszenie organizmu prowadząc do kwasicy metabolicznej.

Sztuczne barwniki – składnik całkowicie zbędny w paście do zębów, a wywołujący różne skutki uboczne jak chociażby alergia. Zwłaszcza, że sporo z tych pigmentów może być zanieczyszczone metalami ciężkimi, a to już nie są przelewki.

Triclosan- uwielbiam ten „bezpieczny” składnik, który jest pestycydem niszczącym wszystko co znajduje się w wodzie. Dodawany jest do pasty jako środek antybakteryjny tylko przez przypadek zmienia gospodarkę hormonalną człowieka czy upośledza pracę mięśni. Dodatkowym „bonusem” jest fakt, że triclosan wchodzi w reakcje z chlorowaną wodą (tą która jest w twoim kranie) tworząc chloroform i dioksyny które przez tylko przez ‘przypadek’ utożsamiane są z różnymi przypadkami zachorowania na nowotwory.
Słodziki- kolejny zbędny składnik. Do uprzyjemnienia pasty do zębów producenci używają sacharyny, sorbitolu i ksylitolu. Sacharyna jest bardzo często utożsamiana z przypadkami rozwoju nowotworów. Ksylitol ten obecny jest w świecie roślin, jednakże ten produkowany na skale masową produkowany jest z kukurydzy czy drzew. Obecnie sporo osób pisze o pozytywnym wpływie ksylitolu na chociażby nasze zęby jednakże te hipotezy nie zostały jeszcze potwierdzone, zwłaszcza że badania kliniczne odrzucają ten argument. Ciężko się rozpisywać w tym temacie, dla mnie cukier to cukier i powinniśmy go unikać.

Detergenty i środki powierzchniowo czynne - mają nam zapewnić nie zapominane pieniące doznania się pasty są koniecznością, ponieważ konsumentom wydaje się, że to piana myje. Bzdura! Jednak wracając do substancji chemicznych użytych do produkcji pasty, te detergenty są znanymi substancjami podrażniającymi skórę, rakotwórczymi, mutagennymi, zaburzającymi gospodarkę hormonalną (dowiedz się o tym jak bagatelizowany przez większość z nas frazes wpływa na nasze zdrowie – ważne fakty o gospodarce hormonalnej) . Z ciekawostek znany środek powierzchniowo czynny – SLS, powoduje krwawienie dziąseł a nawet paradontozę. Gwarantuje to lepsze wchłanianie składników pasty, z całym wachlarzem wątpliwych „korzyści”.

Gliceryna - klejąca się, przezroczysta substancja pochodzenia głównie roślinnego, która poddawana jest wielokrotnie „wybielaniu” i perfumowaniu. Substancja ta wspaniale pokrywa nasze zęby pancerzem, który całkowicie blokuje dostęp śliny do zębów, śliny która odpowiedzialna jest za reminalizację naszych zębów. Czy wiesz, że aby pozbyć się gliceryny z zębów te należy wypłukać co najmniej 27 razy.

Perfumy,… widząc je w składzie uciekajcie, więcej informacji znajdziecie tutaj.

Carbomer – kolejna pochodna produkcji ropy naftowej. Substancja ta używana jest aby zagęścić pastę. Jest to polimer, naturalna pasta do zębówktóry jest bardzo kwaśny, dlatego potrzebuje on obecności innych substancji, które nie koniecznie muszą być wymienione w składzie jak sodium hydroxide (inaczej ług, soda kaustyczna) aby zneutralizować jego działanie.

 
Postaw na prostotę i dziedzictwo starszych pokoleń

Pasta z sody i soli

Wymyj zęby, lecz za wszelką cenę unikaj komercyjnego bubla. W zamian lepiej wymyć zęby mieszaniną olejku eterycznego (1 kropla na mycie) np. miętowego, bardzo drobnej soli (nie jodowanej, bez antyzbrylaczy i najlepiej kamiennej lub morskiej) oraz sody oczyszczonej (dawniej było to po prostu mydło lub w bardziej  zamierzchłych czasach popiół. Jednak należy pamiętać, że ostatnia opcja nie jest najlepszą, gdyż popiół i woda tworzą żrącą i drażniącą miksturę, która nie jest polecana osobom z delikatnymi dziąsłami).

  
Ziołowy proszek do mycia zębów
(wg Svobody przepis pochodzi z książki „Piękna z natury”)

5 łyżeczek kory dębu

3 łyżeczki czarnego pieprzu

2 łyżeczki soli morskiej lub kamiennej

1 łyżeczka kurkumy w proszku

¼ łyżeczki olejku z drzewa herbacianego

Najpierw zmiel zioła w młynku do kawy, aby miały konsystencję proszku. Następnie do młynka wsyp sól i włącz młynek jeszcze na 1 sekundę. Przed każdym użyciem warto dodać 1 kroplę olejku miętowego lub pomarańczowego. Przechowuj w szczelnym naczyniu.

Prawda o paście do zębów

Kiedy byliśmy dziećmi każdy zarówno rodzice, nauczyciele czy też dentyści mówili nam, że zęby należy myć komercyjną pastą do zębów. Miał być to jeden z tych nawyków, który teoretycznie ochraniał nas przed próchnicą i dbał o zdrowe zęby. Na potwierdzenie tego w telewizji wciąż przekonują nas o tym „fakcie” dziesiątki reklam mówiących o wspaniałych zaletach pasty do zębów. Jednakże analizując skład pasty do zębów, tego osiągnięcia dentystyki, które stało się tak niezbędne dla współczesnego człowieka, musimy dość krytycznie przyjrzeć się jego faktycznemu działaniu na nasze zęby.
Jeśli pasta do zębów jest tak wspaniałym osiągnięciem to dlaczego wciąż obserwujemy ogromne ilości ludzi, którzy pomimo bardzo regularnego mycia zębów, mają z nimi problemy? Dużą ignorancją byłoby stwierdzenie, że to wina pasty do zębów, kiedy zakwaszająca dieta ludzi zachodu jest pełna wyrobów zbożowych, pasteryzowanego mleka, wysoko przetworzonej i jałowej żywności, która niszczy zęby od środka. Należy jednak wspomnieć o tym, że i pasta do zębów również odgrywa tutaj swoją rolę. Nie bez powodu jest również fakt, że każdy producent pasty na jej opakowaniu zamieści informacje „szkodliwy w wypadku połknięcia”. Dlaczego?
Dwa razy dziennie ‚sprawdzamy’ co się stanie gdy chemikalia dostaną się do naszego ciała

Ponieważ chemikalia obecne w paście do zębów, to toksyny których w normalnej sytuacji nigdy byś nie użył. Te syntetyczne substancje chemiczne prędzej nadają się do czyszczenia podłogi w ogromnej fabryce. A już na pewno nie brał byś ich do ust gdzie znajduje się bardzo delikatny i chłonny nabłonek. Nabłonek ,który jest cienki jak pergamin, i doskonale wchłania wspomniane substancje, zwłaszcza jeśli mamy problem z krwawiącymi dziąsłami. Krwawienie dziąseł sprawia, że toksyny zawarte w paście bezpośrednio dostają się do naszego krwiobiegu.

Substancja przed którą przestrzega sam producent używana jest przez większość z nas dwa razy dziennie, a nawet częściej przez całe nasze życie. Chcesz wiedzieć co jest w środku?

Fluor w paście, miał pomagać a niszczy nasze zdrowie.

Już kiedyś na Zagonku pojawił się wpis dotyczący toksycznego fluoru zawartego w paście, znajdziesz go tutaj. Mówiąc ogólnie próchnica nie jest wywołana poprzez brak fluoru w naszym organizmie, dlatego suplementacja fluoru, który i tak jest obecny w dużych ilościach w naszym zanieczyszczonym środowisku jest całkowicie zbędna. Co gorsza fluor to neurotoksyna, która odkłada się w organizmie zwłaszcza mózgu, obniża nasz poziom inteligencji, zaburza gospodarkę hormonalną czy jest rakotwórcza. Lista efektów ubocznych fluoru jest naprawdę imponująca.

Ilość pozostałych składników w paście do zębów nie jest wielka, lecz należy pamiętać, że w naszym otoczeniu spotykamy się z różnymi substancjami kilkakrotnie w ciągu dnia, a nawet godziny. Dlatego nawet minimalna ilość w jednym produkcie po użyciu pozostałych środków do pielęgnacji chociażby ciała, wcale minimalna już nie jest.
Co jest w środku? Czyli to ma dbać o zdrowy uśmiech? Chyba ktoś tutaj kpi.

Propylene glycol – tak powszechny w czołowych produktach do mycia zębów jest równie często używany w przemyśle jako odszraniacz do samolotów czy też w zimowych płynach przeciw zamarzaniu. Substancja ta ma działanie drażniące skórę i tkanki śluzowe. Ponadto podwyższa zakwaszenie organizmu prowadząc do kwasicy metabolicznej.

Sztuczne barwniki – składnik całkowicie zbędny w paście do zębów, a wywołujący różne skutki uboczne jak chociażby alergia. Zwłaszcza, że sporo z tych pigmentów może być zanieczyszczone metalami ciężkimi, a to już nie są przelewki.

Triclosan- uwielbiam ten „bezpieczny” składnik, który jest pestycydem niszczącym wszystko co znajduje się w wodzie. Dodawany jest do pasty jako środek antybakteryjny tylko przez przypadek zmienia gospodarkę hormonalną człowieka czy upośledza pracę mięśni. Dodatkowym „bonusem” jest fakt, że triclosan wchodzi w reakcje z chlorowaną wodą (tą która jest w twoim kranie) tworząc chloroform i dioksyny które przez tylko przez ‘przypadek’ utożsamiane są z różnymi przypadkami zachorowania na nowotwory.
Słodziki- kolejny zbędny składnik. Do uprzyjemnienia pasty do zębów producenci używają sacharyny, sorbitolu i ksylitolu. Sacharyna jest bardzo często utożsamiana z przypadkami rozwoju nowotworów. Ksylitol ten obecny jest w świecie roślin, jednakże ten produkowany na skale masową produkowany jest z kukurydzy czy drzew. Obecnie sporo osób pisze o pozytywnym wpływie ksylitolu na chociażby nasze zęby jednakże te hipotezy nie zostały jeszcze potwierdzone, zwłaszcza że badania kliniczne odrzucają ten argument. Ciężko się rozpisywać w tym temacie, dla mnie cukier to cukier i powinniśmy go unikać.

Detergenty i środki powierzchniowo czynne - mają nam zapewnić nie zapominane pieniące doznania się pasty są koniecznością, ponieważ konsumentom wydaje się, że to piana myje. Bzdura! Jednak wracając do substancji chemicznych użytych do produkcji pasty, te detergenty są znanymi substancjami podrażniającymi skórę, rakotwórczymi, mutagennymi, zaburzającymi gospodarkę hormonalną (dowiedz się o tym jak bagatelizowany przez większość z nas frazes wpływa na nasze zdrowie – ważne fakty o gospodarce hormonalnej) . Z ciekawostek znany środek powierzchniowo czynny – SLS, powoduje krwawienie dziąseł a nawet paradontozę. Gwarantuje to lepsze wchłanianie składników pasty, z całym wachlarzem wątpliwych „korzyści”.

Gliceryna - klejąca się, przezroczysta substancja pochodzenia głównie roślinnego, która poddawana jest wielokrotnie „wybielaniu” i perfumowaniu. Substancja ta wspaniale pokrywa nasze zęby pancerzem, który całkowicie blokuje dostęp śliny do zębów, śliny która odpowiedzialna jest za reminalizację naszych zębów. Czy wiesz, że aby pozbyć się gliceryny z zębów te należy wypłukać co najmniej 27 razy.

Perfumy,… widząc je w składzie uciekajcie, więcej informacji znajdziecie tutaj.

Carbomer – kolejna pochodna produkcji ropy naftowej. Substancja ta używana jest aby zagęścić pastę. Jest to polimer, naturalna pasta do zębówktóry jest bardzo kwaśny, dlatego potrzebuje on obecności innych substancji, które nie koniecznie muszą być wymienione w składzie jak sodium hydroxide (inaczej ług, soda kaustyczna) aby zneutralizować jego działanie.


Postaw na prostotę i dziedzictwo starszych pokoleń

Pasta z sody i soli

Wymyj zęby, lecz za wszelką cenę unikaj komercyjnego bubla. W zamian lepiej wymyć zęby mieszaniną olejku eterycznego (1 kropla na mycie) np. miętowego, bardzo drobnej soli (nie jodowanej, bez antyzbrylaczy i najlepiej kamiennej lub morskiej) oraz sody oczyszczonej (dawniej było to po prostu mydło lub w bardziej zamierzchłych czasach popiół. Jednak należy pamiętać, że ostatnia opcja nie jest najlepszą, gdyż popiół i woda tworzą żrącą i drażniącą miksturę, która nie jest polecana osobom z delikatnymi dziąsłami).


Ziołowy proszek do mycia zębów
(wg Svobody przepis pochodzi z książki „Piękna z natury”)

5 łyżeczek kory dębu

3 łyżeczki czarnego pieprzu

2 łyżeczki soli morskiej lub kamiennej

1 łyżeczka kurkumy w proszku

¼ łyżeczki olejku z drzewa herbacianego

Najpierw zmiel zioła w młynku do kawy, aby miały konsystencję proszku. Następnie do młynka wsyp sól i włącz młynek jeszcze na 1 sekundę. Przed każdym użyciem warto dodać 1 kroplę olejku miętowego lub pomarańczowego. Przechowuj w szczelnym naczyniu.

Drożdże. – "Przede wszystkim niedobory witamin z grupy B objawiający się głównie zajadami. Jesienią pojawia się  u mnie również łupież, osłabienie i wypadanie włosów – nadmierne, oraz ogólne zmęczenie.
Przyjmuję B12, B6 i pozostałe w tabletkach praktycznie co roku na początku jesieni, a potem w okresie zimowo-wiosennym. Teraz chcę spróbować czegoś innego.

Dodatkowo biorę się ostro do pielęgnacji włosów: oleje (na dzień dzisiejszy jest to olej z oliwek, olej słonecznikowy, olej rycynowy), henna, dodatkowo masaże zalecane przez Tombaka na porost włosów. Jakiś czas temu zrezygnowałam całkowicie z tzw. gumek do włosów, które strasznie osłabiały moje włosy.  No i w założeniu chcę jeszcze w 100% zrezygnować z szamponów z silikonami, parabenami, gliceryną, SL, SLS-ami, myć włosy jedynie odżywką. Po takich kilku miesiącach terapii mam nadzieję, że moje włosy powrócą też do postaci pięknych i zdrowych loczków.

W sieci wyszperałam kilka informacji od osób, które taką kurację drożdżami prowadziły – ich celem było przyspieszenie i wzmocnienie struktury włosów. Dla mnie cel główny to uzupełnienie niedoborów oraz mniejsza ilość wypadających włosów, a piękne lśniące włosy będą jednym z kroków do polepszenia ich wyglądu.

Na czym polega kuracja drożdżowa?

Każdego dnia piję około 1/4 kostki drożdży (tej 100 gramowej, pokazanej wyżej firmy – nie żeby reklama). Zalewam je gorącą wodą, by nie fermentowały w żołądku. Czekam aż ostygną i wypijam.

Niektórzy dodają drożdże do szejka, mieszają z kakao, sokiem, miodem, bananem, czy herbatą. Jeśli chesz dodać coś do napoju, warto to zrobić, gdy drożdże ostygną, tym bardziej jeśli jest to coś słodkiego, co po prostu dodane do wrzątku sprawia, że drożdże „rosną”. Mi odpowiada ich smak bez dodatków. Drożdże kupuje w ilości kilku sztuk i mrożę zapas – doświadczenie pokazuje, ze świetnie się do tego nadają, nie zepsują się, zawsze są pod ręką, i ani trochę nie tracą swoich właściwości.

Tutaj muszę zaznaczyć, że nie znalazłam żadnych informacji na temat tego, czy drożdże należy pić ciepłe czy zimne. Ze względu na niezbyt sympatyczny smak napoju  – czekam do całkowitego ostygnięcia ;-). Dlatego też proponuję nie zniechęcać się przy wąchaniu mieszanki czy piciu jej gorącej czy ciepłej.

Co się dzieje gdy pijemy drożdże?

Oprócz uzupełnienia braków witamin z grupy B – co jest dobre nie tylko dla wegetarian i wegan –  w prezencie dostajemy kilka miłych rzeczy:

    oczyszczanie twarzy – czyli tradycyjnie, aby zobaczyć wspaniałe efekty na naszej skórze, najpierw musi się ona oczyścić poprzez łuszczenie, wydobycie na zewnątrz różnego rodzaju toksyn (pojawiają się wypryski -jest to całkiem normalny stan, może potrwać około 2 tygodni), po pewnym czasie skóra jest już gładsza, w tym przypadku wspomagam skórę robiąc peeling,
    zajady – jeden z głównych objawów niedoborów witamin z grupy B całkowicie znikają,
    włosy – rosną jak na drożdżach (najlepiej widać to u osób farbujących, ale część blogerek najnormalniej w świecie zmierzyła długość włosów przed i po kuracji – przyrost od 1 cm do 3,5 cm), włosy są bardziej lśniące, nie wypadają już w alarmujących ilościach (mniej więcej po uczesaniu nie powinno nam zostać na grzebyku/szczotce więcej niż 100 włosów), czasami pojawia się zmasowany wzrost nowych włosów, tzw. baby hair- wygląda to mniej więcej tak, że wśród naszej czupryny zauważamy nagle bardzo dużo odrastających, małych włosów, co ciekawe u siebie zauważyłam też zmasowany atak wypadania w pierwszym tygodniu – ale takie rzeczy są całkiem normalne ponieważ podczas różnego rodzaju kuracji osłabione włosy wypadają na skutek „wypychania” ich przez nowe, rosnące,
    włosy przetłuszczające się- w przypadku włosów przetłuszczających się zmniejsza się ilość wydzielanego sebum, łupież zostaje wyleczony,
    paznokcie- ogólne wzmocnienie, brak rozdwajania się, łamania, białe plamki znikają,
    rzęsy – jedna z blogerek wspominała, że jej rzęsy są nieco mocniejsze – ale z tego co pamiętam kurację prowadziła kilka dobrych mięsięcy.

Drożdże
     Drożdże jak wiemy z lekcji biologii to jednokomórkowe grzyby. Najbardziej znane zastosowanie to: przy produkcji piwa, wina, czasem przy produkcji nabiału i oczywiście przy pieczeniu chleba i innych wyrobów piekarniczych. Nasze babcie, mamy znalazły w drożdżach również źródło taniego, ale za to bardzo dobrego kosmetyku: najczęściej w formie maseczki na włosy lub twarz.
Witaminy, które zawierają drożdże:

    witaminy z grupy B

Że wegetarianie i weganie powinni je jeść wiemy nie od dziś. Ale zauważcie, że w mięsie najwięcej witaminy B jest w wątróbce i sercu – nikt chyba mi nie powie, że w XXI wieku konsument zjada odpowiednie ilość tych organów, i tylko stąd czerpie witaminy z grupy B. Dzięki witaminom z tej grupy mamy lepsze samopoczucie, lepszy sen, dobre trawienie i taki wewnętrzny spokój.

    biotyna

Jest to spec od sprężystości włosów, podobno hamuje też wypadanie i siwienie. Pozwala wyleczyć różne choroby skóry, wzmacnia paznokcie.

    witamina B5 (panthenol)

Co najważniejsze jej niedobór może powodować nadmierne wypadanie włosów.

     białko i mikroelementy: cynk

Wpływa pozytywnie zarówno na stan skóry, włosów. Szczególnie pomocny dla skóry mocno przetłuszczajacej się.

    betaglukan

Wzmacnia naszą odporność, redukuje cholesterol, obniża ciśnienie krwi i zapobiega powstaniu nowotworów układu pokarmowego.

    magnez
    żelazo
    fosfor
    chrom.

KURACJA DROŻDZAMI – PODSUMOWANIE

Długo zwlekam z tym postem… czekałam na ewentualne objawy odstawienia, mam też nieco mieszane uczucia co do kuracji drożdżami. Dlaczego? Otóż ciężko mi powiedzieć, że to akurat drożdże i tylko one spowodowały większą poprawę zdrowia. Nie jestem zwolenniczką stosowania jednej metody, dlatego wspomagałam się pijąc napar z pokrzywy, masując głowę, olejując włosy, oczyszczając twarz olejami, zdrowo odżywiając i robiąc naprawdę wiele innych rzeczy, które od kilku lat mam w nawyku.
 Kurację rozpoczęłam 4 października przez miesiąc pijąc jeden raz  dziennie około 1/5-1/4 kostki drożdży. Po 30 dniach piłam mieszankę  przez tydzień, w sumie tak co drugi dzień, zmniejszając ilość drożdży.
Dlaczego jestem zadowolona z kuracji?Głównym założeniem było uzupełnienie niedoborów witamin z grupy B, objawiających się m. in. zajadami (podwójnym, dość rozległymi i bardzo wrażliwymi), łupież, kilka białych plamek na paznokciach, dużą ilością wypadających włosów. Z radością mogę powiedzieć, że WSZYSTKIE te objawy po miesiącu kuracji zniknęły. Na dzień dzisiejszy nie widzę wspomnianych niedoborów, więc mam nadzieję, ze na kilka miesięcy, aż do przesilenia wiosennego nie będę miała potrzeby picia drożdży. W styczniu planuję z rodziną po raz kolejny zrobić 14-dniowe oczyszczanie organizmu wg diety owocowo-warzywnej – dostarczenie i uzupełnienie niedoborów jest w tym przypadku jak najbardziej wskazane.

Drożdże i porost włosów

Wyrzekłam się chemicznych farb i farbowania na kilka miesięcy w ogóle.  Poprzez niezbyt estetyczne odrosty mogłam zauważyć, że jednak włosy rosną …. jak na drożdżach. Odrastające są lśniące i jakby bardziej sprężyste i nie przetłuszczają się tak szybko. Dodatkowe olejowanie, nakładanie masek, masowanie głowy, odstawienie niezdrowych kosmetyków jednak robi swoje i w spółce z drożdżami przyniosło tez kilka efektów, na które nawet specjalnie nie liczyłam. Bardziej traktowałam to jako gratis. Oczywiście brak spektakularnych efektów w poroście włosów może się brać z bardzo prostej przyczyny. Organizm dostając dawkę witamin B lokował je właśnie tam gdzie były największe niedobory, na porost włosów widocznie już nie wystarczyło."

Drożdże.

"Przede wszystkim niedobory witamin z grupy B objawiający się głównie zajadami. Jesienią pojawia się u mnie również łupież, osłabienie i wypadanie włosów – nadmierne, oraz ogólne zmęczenie.
Przyjmuję B12, B6 i pozostałe w tabletkach praktycznie co roku na początku jesieni, a potem w okresie zimowo-wiosennym. Teraz chcę spróbować czegoś innego.

Dodatkowo biorę się ostro do pielęgnacji włosów: oleje (na dzień dzisiejszy jest to olej z oliwek, olej słonecznikowy, olej rycynowy), henna, dodatkowo masaże zalecane przez Tombaka na porost włosów. Jakiś czas temu zrezygnowałam całkowicie z tzw. gumek do włosów, które strasznie osłabiały moje włosy. No i w założeniu chcę jeszcze w 100% zrezygnować z szamponów z silikonami, parabenami, gliceryną, SL, SLS-ami, myć włosy jedynie odżywką. Po takich kilku miesiącach terapii mam nadzieję, że moje włosy powrócą też do postaci pięknych i zdrowych loczków.

W sieci wyszperałam kilka informacji od osób, które taką kurację drożdżami prowadziły – ich celem było przyspieszenie i wzmocnienie struktury włosów. Dla mnie cel główny to uzupełnienie niedoborów oraz mniejsza ilość wypadających włosów, a piękne lśniące włosy będą jednym z kroków do polepszenia ich wyglądu.

Na czym polega kuracja drożdżowa?

Każdego dnia piję około 1/4 kostki drożdży (tej 100 gramowej, pokazanej wyżej firmy – nie żeby reklama). Zalewam je gorącą wodą, by nie fermentowały w żołądku. Czekam aż ostygną i wypijam.

Niektórzy dodają drożdże do szejka, mieszają z kakao, sokiem, miodem, bananem, czy herbatą. Jeśli chesz dodać coś do napoju, warto to zrobić, gdy drożdże ostygną, tym bardziej jeśli jest to coś słodkiego, co po prostu dodane do wrzątku sprawia, że drożdże „rosną”. Mi odpowiada ich smak bez dodatków. Drożdże kupuje w ilości kilku sztuk i mrożę zapas – doświadczenie pokazuje, ze świetnie się do tego nadają, nie zepsują się, zawsze są pod ręką, i ani trochę nie tracą swoich właściwości.

Tutaj muszę zaznaczyć, że nie znalazłam żadnych informacji na temat tego, czy drożdże należy pić ciepłe czy zimne. Ze względu na niezbyt sympatyczny smak napoju – czekam do całkowitego ostygnięcia ;-). Dlatego też proponuję nie zniechęcać się przy wąchaniu mieszanki czy piciu jej gorącej czy ciepłej.

Co się dzieje gdy pijemy drożdże?

Oprócz uzupełnienia braków witamin z grupy B – co jest dobre nie tylko dla wegetarian i wegan – w prezencie dostajemy kilka miłych rzeczy:

oczyszczanie twarzy – czyli tradycyjnie, aby zobaczyć wspaniałe efekty na naszej skórze, najpierw musi się ona oczyścić poprzez łuszczenie, wydobycie na zewnątrz różnego rodzaju toksyn (pojawiają się wypryski -jest to całkiem normalny stan, może potrwać około 2 tygodni), po pewnym czasie skóra jest już gładsza, w tym przypadku wspomagam skórę robiąc peeling,
zajady – jeden z głównych objawów niedoborów witamin z grupy B całkowicie znikają,
włosy – rosną jak na drożdżach (najlepiej widać to u osób farbujących, ale część blogerek najnormalniej w świecie zmierzyła długość włosów przed i po kuracji – przyrost od 1 cm do 3,5 cm), włosy są bardziej lśniące, nie wypadają już w alarmujących ilościach (mniej więcej po uczesaniu nie powinno nam zostać na grzebyku/szczotce więcej niż 100 włosów), czasami pojawia się zmasowany wzrost nowych włosów, tzw. baby hair- wygląda to mniej więcej tak, że wśród naszej czupryny zauważamy nagle bardzo dużo odrastających, małych włosów, co ciekawe u siebie zauważyłam też zmasowany atak wypadania w pierwszym tygodniu – ale takie rzeczy są całkiem normalne ponieważ podczas różnego rodzaju kuracji osłabione włosy wypadają na skutek „wypychania” ich przez nowe, rosnące,
włosy przetłuszczające się- w przypadku włosów przetłuszczających się zmniejsza się ilość wydzielanego sebum, łupież zostaje wyleczony,
paznokcie- ogólne wzmocnienie, brak rozdwajania się, łamania, białe plamki znikają,
rzęsy – jedna z blogerek wspominała, że jej rzęsy są nieco mocniejsze – ale z tego co pamiętam kurację prowadziła kilka dobrych mięsięcy.

Drożdże
Drożdże jak wiemy z lekcji biologii to jednokomórkowe grzyby. Najbardziej znane zastosowanie to: przy produkcji piwa, wina, czasem przy produkcji nabiału i oczywiście przy pieczeniu chleba i innych wyrobów piekarniczych. Nasze babcie, mamy znalazły w drożdżach również źródło taniego, ale za to bardzo dobrego kosmetyku: najczęściej w formie maseczki na włosy lub twarz.
Witaminy, które zawierają drożdże:

witaminy z grupy B

Że wegetarianie i weganie powinni je jeść wiemy nie od dziś. Ale zauważcie, że w mięsie najwięcej witaminy B jest w wątróbce i sercu – nikt chyba mi nie powie, że w XXI wieku konsument zjada odpowiednie ilość tych organów, i tylko stąd czerpie witaminy z grupy B. Dzięki witaminom z tej grupy mamy lepsze samopoczucie, lepszy sen, dobre trawienie i taki wewnętrzny spokój.

biotyna

Jest to spec od sprężystości włosów, podobno hamuje też wypadanie i siwienie. Pozwala wyleczyć różne choroby skóry, wzmacnia paznokcie.

witamina B5 (panthenol)

Co najważniejsze jej niedobór może powodować nadmierne wypadanie włosów.

białko i mikroelementy: cynk

Wpływa pozytywnie zarówno na stan skóry, włosów. Szczególnie pomocny dla skóry mocno przetłuszczajacej się.

betaglukan

Wzmacnia naszą odporność, redukuje cholesterol, obniża ciśnienie krwi i zapobiega powstaniu nowotworów układu pokarmowego.

magnez
żelazo
fosfor
chrom.

KURACJA DROŻDZAMI – PODSUMOWANIE

Długo zwlekam z tym postem… czekałam na ewentualne objawy odstawienia, mam też nieco mieszane uczucia co do kuracji drożdżami. Dlaczego? Otóż ciężko mi powiedzieć, że to akurat drożdże i tylko one spowodowały większą poprawę zdrowia. Nie jestem zwolenniczką stosowania jednej metody, dlatego wspomagałam się pijąc napar z pokrzywy, masując głowę, olejując włosy, oczyszczając twarz olejami, zdrowo odżywiając i robiąc naprawdę wiele innych rzeczy, które od kilku lat mam w nawyku.
Kurację rozpoczęłam 4 października przez miesiąc pijąc jeden raz dziennie około 1/5-1/4 kostki drożdży. Po 30 dniach piłam mieszankę przez tydzień, w sumie tak co drugi dzień, zmniejszając ilość drożdży.
Dlaczego jestem zadowolona z kuracji?Głównym założeniem było uzupełnienie niedoborów witamin z grupy B, objawiających się m. in. zajadami (podwójnym, dość rozległymi i bardzo wrażliwymi), łupież, kilka białych plamek na paznokciach, dużą ilością wypadających włosów. Z radością mogę powiedzieć, że WSZYSTKIE te objawy po miesiącu kuracji zniknęły. Na dzień dzisiejszy nie widzę wspomnianych niedoborów, więc mam nadzieję, ze na kilka miesięcy, aż do przesilenia wiosennego nie będę miała potrzeby picia drożdży. W styczniu planuję z rodziną po raz kolejny zrobić 14-dniowe oczyszczanie organizmu wg diety owocowo-warzywnej – dostarczenie i uzupełnienie niedoborów jest w tym przypadku jak najbardziej wskazane.

Drożdże i porost włosów

Wyrzekłam się chemicznych farb i farbowania na kilka miesięcy w ogóle. Poprzez niezbyt estetyczne odrosty mogłam zauważyć, że jednak włosy rosną …. jak na drożdżach. Odrastające są lśniące i jakby bardziej sprężyste i nie przetłuszczają się tak szybko. Dodatkowe olejowanie, nakładanie masek, masowanie głowy, odstawienie niezdrowych kosmetyków jednak robi swoje i w spółce z drożdżami przyniosło tez kilka efektów, na które nawet specjalnie nie liczyłam. Bardziej traktowałam to jako gratis. Oczywiście brak spektakularnych efektów w poroście włosów może się brać z bardzo prostej przyczyny. Organizm dostając dawkę witamin B lokował je właśnie tam gdzie były największe niedobory, na porost włosów widocznie już nie wystarczyło."

Źródło:

www.cudownediety.pl

Odżywianie z miłością

Z Beatą Dynowską – dietetykiem według Tradycyjnej Medycyny Chińskiej i technikiem masażu leczniczego – rozmawia Joanna Szalast.

Co dla Pani oznacza odżywianie się z miłością?

Zbyt często ludzie w wyborze pożywienia kierują się modą, doznaniami zmysłowymi lub po prostu wygodą. Takie podejście do odżywiania nie jest najwłaściwsze dla życia i zdrowia. Odżywianie równa się jakość życia. To, jak się odżywiamy, pokazuje, czy umiemy siebie kochać, czy potrafimy wspierać swój rozwój, dbać o swoje zdrowie. Bardzo często do zmiany zmusza nas dopiero choroba. Stajemy wobec tego faktu trochę bezradni.

Spożywając nowe, nieznane potrawy z pozytywnym nastawieniem i ciekawością (bez uprzedzenia) możemy odkryć ich interesujący smak lub zbliżyć się do tego, co smakowało nam dotąd, przez dodanie właściwej przyprawy, np. jeśli ktoś nie lubił wcześniej i nie spożywał ryb, ale lubił koperek, to może przygotować sobie filet ze świeżej ryby uduszony w sosie koperkowym. W ten sposób można negocjować ze swoim ego, podobnie jak z małym dzieckiem, a nie narzucać mu automatycznie nowe smaki i potrawy. Przymus sprawdzi się tylko na krótki czas. Zmieniając swoją dietę i przyzwyczajenia, powoli idąc w stronę zdrowia, uczymy się miłości. To dla mnie oznacza odżywianie się z miłością. Nie krótkotrwała dieta, ale przekonanie, że „życie zachodu jest warte…”.

Z jakimi problemami głównie zwracają się do Pani klienci?

Nie zauważyłam, aby dominowały jakieś określone grupy osób. Różnorodność potrzeb jest olbrzymia. Ustalam dietę dla osób zdrowych, które chcą „zrzucić” kilka kilogramów lub poprawić trawienie, ale równie często przychodzą osoby cierpiące na rozmaite dolegliwości i schorzenia. Bóle głowy, alergie, zapalenie stawów, brak odporności, trądzik itp. Zakładam, że stoi za tym prawo przyciągania i trafiają do mnie właściwe osoby. Nie zawsze chcą lub potrafią skorzystać ze wszystkich zaleceń, ale wierzę, że kropla drąży skałę i czasem ważny jest ten pierwszy krok, ta pierwsza informacja. Zdarza się, że niektóre osoby wolą przyjmować syntetyczne witaminy, niż „bawić się” na przykład z nagietkiem bogatym w naturalne witaminy i inne organiczne związki mineralne. Szkoda. Są też takie osoby, które żałują, że spotkałyśmy się zbyt późno i niepotrzebnie cierpiały przez lata. Bywają przypadki, kiedy zioła, suplementy i nowa dieta czynią prawie cuda, ale są też i takie, gdzie poprawa jest niewielka.

Jakie błędy w odżywianiu skutkują najpoważniejszymi konsekwencjami, czego powinniśmy bezwzględnie unikać?

Powinniśmy bezwzględnie unikać jednorodnej, monotonnej diety, bo to zawsze zaburza funkcjonowanie organizmu, Również skrajne preferencje smakowe są bolesne w skutkach. Osoby, które preferują ostre i słone pożywienie, z łatwością mogą się nabawić np. wrzodów żołądka, hemoroidów, nadciśnienia, a inne, które przesadzają ze słodyczami, sałatami lub jogurtami, smakiem słodkim lub kwaśnym mogą doprowadzić się do żylaków, zaburzeń krążenia i trawienia, chorób kości. Powinniśmy unikać mocno przyprawionych, smażonych mięs, ograniczyć sól, zrezygnować ze słodyczy i białego cukru, z fast foodów i z rafinowanych olejów.

Jaki zachodzi związek pomiędzy pożywieniem a emocjami?

Jeśli chodzi o emocje w kwestii odżywiania, to należy rozdzielić te towarzyszące nam w trakcie przygotowywania i spożywania posiłków, od tych, które determinują naszą osobowość i temperament. Jeśli chodzi o te pierwsze, to możemy nauczyć się odpowiedniej postawy i zachować spokój a nawet dobry nastrój w tym czasie, a to z pewnością ułatwi dobre trawienie. Z kolei nasza osobowość jest nam w pewien sposób dana, ma wpływ na rodzaj wybieranego pożywienia. W wielkim uproszczeniu można powiedzieć, że introwertycy preferują pożywienie o smaku słodkim i kwaśnym a ekstrawertycy – słonym i ostrym. Paradoks polega na tym, że nieświadomie preferujemy to, co nam szkodzi. Uświadomienie sobie tych uwarunkowań może być impulsem do zmiany.

Jak w najprostszy sposób dokonać autodiagnozy według medycyny chińskiej?

Jedną z metod jest diagnoza z języka. Najlepiej jest przyjrzeć się mu rano, kilkakrotnie go wyciągając. Zdecydowanie czerwony wskazuje na tzw. nadmiar gorąca, język bardzo gruby lub szeroki wskazuje na nadmiar wilgoci (śluzu) w tkankach ciała, a pęknięcia i rysy w ciele języka wskazują na znaczący niedobór minerałów. Nalot wskazuje na trawienną siłę żołądka. Biały i gruby oznacza nadmiar zimnej wilgoci, a żółty i gruby – nadmiar gorącej wilgoci. Bardzo trudno jest dokonać trafnej autodiagnozy, bo liczba kombinacji istotnych czynników jest naprawdę duża. Zdarza się, że trafiają do mnie osoby, które po przeczytaniu mojej książki usiłowały zaklasyfikować się do którejś z czterech podanych konstytucji i nie były w stanie tego zrobić. Jest to typowe dla początkujących. Kilkanaście lat wcześniej miałam ten sam problem. Powszechnym błędem jest przyporządkowywanie do zimnej konstytucji z powodu zimnych kończyn. Taki objaw bardzo często jest efektem zablokowanego krążenia z powodu nadmiaru śluzu i wilgoci w organizmie.

Co najbardziej fascynuje Panią w dietetyce wg medycyny chińskiej?

To samo, co fascynuje mnie w innych przejawach życia. Prostota i efektywność. Poszukiwanie dobrych rozwiązań i wprowadzanie ich w życie z powodzeniem. Dzielę się swoim doświadczeniem i wiedzą, ale przede wszystkim staram się zarazić gotowością do przeprowadzenia zmian, do pokonania bezwładu rutynowego postępowania. Równie fascynująca jest świadomość przyczyny i skutku. Dzięki niej można zastosować proste reguły postępowania:

1. Ograniczyć to, czego jest za dużo;

2. Wzmocnić to, co jest słabe;

3. Dodać to, czego brakuje;

4. Wyeliminować to, co jest zbędne.

W końcu naprawdę bezcenny jest indywidualny dobór diety.

Które z przypraw szczególnie preferuje Pani w kuchni?

W polskiej kuchni chętnie stosuję miedzy innymi zmielony kminek, zmielony korzeń lubczyku, świeży imbir i bazylię. Ten wybór jest podyktowany specyfiką ich oddziaływania na przeciętnego Polaka. Większość z nas cierpi na niedobór minerałów, nadmiar wilgoci i niedoborowe gorąco. Te aromatyczne przyprawy poprawiają trawienie, ułatwiają transformację wilgoci, przy czym nie są skrajnie ogrzewające jak np. czosnek, chili czy goździki. Również doskonałe dla większości są neutralne termicznie zieleniny: koperek i pietruszka. Zimą używam je w formie suszu.

Wprowadzenie jakich zaleceń żywieniowych skutkuje szybkimi pozytywnymi efektami?

Przede wszystkim zrezygnowanie z rafinowanego cukru i słodyczy, słonych, smażonych potraw mięsnych, nadmiaru zimnej wody, słodkich jogurtów i lodów. Zrezygnowanie z fast foodów i późnych kolacji zawsze daje dobre efekty. Często po tej wyliczance (lub podobnej) słyszę zdanie: to co ja mam jeść? Okazuje się, że właśnie te produkty były podstawą pożywienia. W zamian proponuję pełnowartościowe zupy z warzyw i kasz lub z warzyw z drobnymi strączkowymi i grzybami. Węglowodany złożone (kasza gryczana, jęczmienna, ryż naturalny) z warzywami oraz mięsa i ryby z warzywami. Inne węglowodany (np. makarony z mąki z pełnego przemiału) również z dodatkiem warzyw. Soki i suszone owoce do godziny 14. Kolacje gotowane. Oleje tylko z pierwszego tłoczenia na zimno. Dostarczenie większej ilości błonnika i gotowanych potraw z reguły pozwala schudnąć kilka kilogramów i poprawia ogólnie trawienie. Jajka i masło są bardzo odżywcze i godne polecenia. Cholesterol to bardziej problem smażonego słonego mięsa i złej jakości olejów.

Proszę o podanie kilku zdrowych słodkich przekąsek.

Latem nie ma problemu ze słodkimi przekąskami. Z powodzeniem spełniają tę rolę słodkie owoce: czereśnie, truskawki, winogrona, arbuzy, morele itp. Proponuję kilka słodkich deserów.

1. Wycisnąć sok ze świeży owoców (500 ml), dodać czubatą łyżeczkę agaru (żelatyna z wodorostów) rozpuszczoną wcześniej w odrobinie letniej wody. Wymieszać i włożyć w salaterkach do lodówki. Można wsypać po kilka rodzynek (bez siarki). To propozycja stuprocentowo organiczna – doskonały zamiennik galaretki z syntetycznymi barwnikami.

2. Zamiast typowego budyniu (mleko, cukier, mąka i barwnik) ugotować drobną kaszkę kukurydzianą (wystarczy 5 min.). Około 6 łyżeczek na 500 ml wrzątku. Do salaterek pokroić drobno słodkie owoce, zalać kaszką, odstawić do stężenia. Przed podaniem dodać łyżeczkę miodu.

3. Prawie sernik na zimno. Zmiksować 300 g truskawek z serkiem mascarpone, dodać 2 łyżeczki agaru rozpuszczone w odrobinie letniej wody. Rozlać do salaterek, postawić do stężenia w lodówce. Smacznego.

Dziękuję za rozmowę.

/ naturaity.pl /

Porady od stuletnich ludzi! – 1.Inwestuj w jakość, ona nigdy nie wychodzi z mody.
2.Zakochaj się i weź ślub. Seks też należy uprawiać z zapałem.
3.Nawet jeśli czujesz nienawiść, to zatrzymaj ją dla siebie. Nie krzywdź ludzi, bez względu na to, co zrobili.
4.Znajdź czas na płacz.
5.Nie porównuj się do innych ludzi, bo nigdy nie będziesz szczęśliwy. Trawa u sąsiada zawsze wydaje się bardziej zielona.
6.Kochaj ludzi. Znajdź w każdym człowieku coś dobrego.
7.Znajdź sobie jakiś wzór dla naśladowania i staraj się go przerosnąć.
8.Kobiety! Nie wychodźcie za mąż za starych facetów. Bierzcie młodych.
9.Nie mówię, że należy wyznawać jakąś religię, albo jej nie wyznawać, ale powinieneś zrozumieć w co wierzysz i żyć w zgodzie z tym.
10.Kiedy śmiejesz się sam z siebie, nie pozwalasz śmiać się z ciebie innym.
11.Miej apetyt, wielu przyjaciół i mało wolnego czasu.
12.Nieważne jakie byłyby kłopoty - finansowe lub psychiczne, trzymaj się rodziny. Niektóre dni wydadzą ci się gorsze od innych, ale pamiętaj - noc jest najciemniejsza tuż przed świtem.
13.Bądź miły dla innych. Żyję tak długo, bo jest tak wielu ludzi, którzy mnie lubią.
14.Ufaj sobie i wierz w siebie. Dzięki temu będziesz mógł walczyć z przeciwnościami.
15.Rób to, co trzeba. Nie dziel włosa na czworo, po prostu działaj.

Porady od stuletnich ludzi!

1.Inwestuj w jakość, ona nigdy nie wychodzi z mody.
2.Zakochaj się i weź ślub. Seks też należy uprawiać z zapałem.
3.Nawet jeśli czujesz nienawiść, to zatrzymaj ją dla siebie. Nie krzywdź ludzi, bez względu na to, co zrobili.
4.Znajdź czas na płacz.
5.Nie porównuj się do innych ludzi, bo nigdy nie będziesz szczęśliwy. Trawa u sąsiada zawsze wydaje się bardziej zielona.
6.Kochaj ludzi. Znajdź w każdym człowieku coś dobrego.
7.Znajdź sobie jakiś wzór dla naśladowania i staraj się go przerosnąć.
8.Kobiety! Nie wychodźcie za mąż za starych facetów. Bierzcie młodych.
9.Nie mówię, że należy wyznawać jakąś religię, albo jej nie wyznawać, ale powinieneś zrozumieć w co wierzysz i żyć w zgodzie z tym.
10.Kiedy śmiejesz się sam z siebie, nie pozwalasz śmiać się z ciebie innym.
11.Miej apetyt, wielu przyjaciół i mało wolnego czasu.
12.Nieważne jakie byłyby kłopoty - finansowe lub psychiczne, trzymaj się rodziny. Niektóre dni wydadzą ci się gorsze od innych, ale pamiętaj - noc jest najciemniejsza tuż przed świtem.
13.Bądź miły dla innych. Żyję tak długo, bo jest tak wielu ludzi, którzy mnie lubią.
14.Ufaj sobie i wierz w siebie. Dzięki temu będziesz mógł walczyć z przeciwnościami.
15.Rób to, co trzeba. Nie dziel włosa na czworo, po prostu działaj.

Lekarz przechodzi na weganizm, aby uniknąć zawału serca – Kiedy dr Charles Huebner, reumatolog, spojrzał na historię swojej rodziny, wiedział, że konieczna była zmiana, aby mógł wieść zdrowe i długie życie. Oboje rodzice doznali zawału serca, także kilka jego ciotek, wujków oraz dziadkowie. Jego brat zmarł na atak serca w wieku 50 lat.
 
"To spowodowało, że zacząłem zastanawiać się nad moim stylem życia." - powiedział Huebner. -"Miałem powód do zmartwienia."
 
W tym samym czasie, kiedy jego brat miał atak serca, Huebner przeczytał artykuł Michaela Oznera, kardiologa, który od kilku już lat uczy ludzi, jak zapobiegać chorobom serca, a nie tylko je leczyć. Ozner jest autorem wielu książek i artykułów, które podkreślają, jakie znaczenie ma zmiana stylu życia - zmiana diety i ćwiczenia fizyczne - w zwalczaniu chorób serca, które są najczęstszym powodem zgonów w Stanach Zjednoczonych.
 
Artykuł Oznera zainspirował Huebnera do przeprowadzenia dalszych badań na temat wpływu żywności i diety na organizm. Zawiodło go to do książki dr Caldwella Esselstyna, która promuje dietę roślinną, pozbawioną oleju, w celu ochrony organizmu przed chorobami, nie tylko serca.
 
Od stycznia 2010 Huebner zaczął przestrzegać diety wegańskiej, pozbawionej oleju, i od tej pory prowadzi seminaria na temat zdrowego dla serca sposobu odżywiania się w oparciu o badania Esselstyna.
 
"Czuję się o wiele lżejszy." - mówi dr Huebner - "Straciłem 15 kg, mam więcej energii i dużo lepszą jasność umysłu. Mój poziom energii zdecydowanie się podwyższył i wytrzymałość na ćwiczenia wyraźnie wzrosła."
 
Huebner przyznaje, że przystosowanie się do wegańskiego stylu życia było umiarkowanie trudne. Musiał pokonać nawyki żywieniowe i łaknienie, ale po miesiącu było to już dużo łatwiejsze.
 
"Naprawdę potrzebny jest plan, aby zacząć ten rodzaj stylu życia." - twierdzi - "Trzeba wiedzieć, jak odżywiać się w sposób praktyczny, jak trzymać się tej diety dzięki odpowiedniej ilości przepisów, i przygotowywania smacznych i przyjemnych posiłków na co dzień. Jest to na pewno zakręt na naszej drodze zdobywania wiedzy."
 
Ważne jest też wsparcie.
 
"Jeśli robisz to sam/a, może ci być ciężko. Moja żona nie do końca odżywia się w ten sam sposób, ale jest bardzo pomocna i robimy wiele potraw razem. Gdy nauczysz się podstaw na temat produktów żywnościowych i jak je przygotowywać, to staje się to łatwiejsze. Teraz naprawdę lubię smak naturalnej żywności."
 
Huebner uważa, że edukacja na temat roli diety w stosunku do chorób serca może ratować ludzi, i ma nadzieję, że inni lekarze zaczną popularyzować zapobieganie zamiast leczenia.
 
Nie tylko chorobom serca można zapobiec stosując dietę roślinną. Huebner zaobserwował radykalne zmiany u niektórych swoich pacjentów cierpiących na takie choroby zapalne, jak toczeń i artretyzm.
 
"Kiedy zdasz sobie sprawę, jaką rolę odgrywa żywność, jasno widzisz, że to, co wielu ludzi je, sprawia, że chorują." "Aby uzdrowić naczynia krwionośne i serce, potrzeba wartościowego pokarmu." - powiedział - "Kiedy już zaczniesz, to nie chcesz zawracać, bo naprawdę czujesz się lepiej. Dla mnie nie ma powrotu."

Lekarz przechodzi na weganizm, aby uniknąć zawału serca

Kiedy dr Charles Huebner, reumatolog, spojrzał na historię swojej rodziny, wiedział, że konieczna była zmiana, aby mógł wieść zdrowe i długie życie. Oboje rodzice doznali zawału serca, także kilka jego ciotek, wujków oraz dziadkowie. Jego brat zmarł na atak serca w wieku 50 lat.

"To spowodowało, że zacząłem zastanawiać się nad moim stylem życia." - powiedział Huebner. -"Miałem powód do zmartwienia."

W tym samym czasie, kiedy jego brat miał atak serca, Huebner przeczytał artykuł Michaela Oznera, kardiologa, który od kilku już lat uczy ludzi, jak zapobiegać chorobom serca, a nie tylko je leczyć. Ozner jest autorem wielu książek i artykułów, które podkreślają, jakie znaczenie ma zmiana stylu życia - zmiana diety i ćwiczenia fizyczne - w zwalczaniu chorób serca, które są najczęstszym powodem zgonów w Stanach Zjednoczonych.

Artykuł Oznera zainspirował Huebnera do przeprowadzenia dalszych badań na temat wpływu żywności i diety na organizm. Zawiodło go to do książki dr Caldwella Esselstyna, która promuje dietę roślinną, pozbawioną oleju, w celu ochrony organizmu przed chorobami, nie tylko serca.

Od stycznia 2010 Huebner zaczął przestrzegać diety wegańskiej, pozbawionej oleju, i od tej pory prowadzi seminaria na temat zdrowego dla serca sposobu odżywiania się w oparciu o badania Esselstyna.

"Czuję się o wiele lżejszy." - mówi dr Huebner - "Straciłem 15 kg, mam więcej energii i dużo lepszą jasność umysłu. Mój poziom energii zdecydowanie się podwyższył i wytrzymałość na ćwiczenia wyraźnie wzrosła."

Huebner przyznaje, że przystosowanie się do wegańskiego stylu życia było umiarkowanie trudne. Musiał pokonać nawyki żywieniowe i łaknienie, ale po miesiącu było to już dużo łatwiejsze.

"Naprawdę potrzebny jest plan, aby zacząć ten rodzaj stylu życia." - twierdzi - "Trzeba wiedzieć, jak odżywiać się w sposób praktyczny, jak trzymać się tej diety dzięki odpowiedniej ilości przepisów, i przygotowywania smacznych i przyjemnych posiłków na co dzień. Jest to na pewno zakręt na naszej drodze zdobywania wiedzy."

Ważne jest też wsparcie.

"Jeśli robisz to sam/a, może ci być ciężko. Moja żona nie do końca odżywia się w ten sam sposób, ale jest bardzo pomocna i robimy wiele potraw razem. Gdy nauczysz się podstaw na temat produktów żywnościowych i jak je przygotowywać, to staje się to łatwiejsze. Teraz naprawdę lubię smak naturalnej żywności."

Huebner uważa, że edukacja na temat roli diety w stosunku do chorób serca może ratować ludzi, i ma nadzieję, że inni lekarze zaczną popularyzować zapobieganie zamiast leczenia.

Nie tylko chorobom serca można zapobiec stosując dietę roślinną. Huebner zaobserwował radykalne zmiany u niektórych swoich pacjentów cierpiących na takie choroby zapalne, jak toczeń i artretyzm.

"Kiedy zdasz sobie sprawę, jaką rolę odgrywa żywność, jasno widzisz, że to, co wielu ludzi je, sprawia, że chorują." "Aby uzdrowić naczynia krwionośne i serce, potrzeba wartościowego pokarmu." - powiedział - "Kiedy już zaczniesz, to nie chcesz zawracać, bo naprawdę czujesz się lepiej. Dla mnie nie ma powrotu."

Psychiczne porządki – Jak to się dzieje, że z niemowlęcia, które zna swoją doskonałość i doskonałość życia, przemieniamy się w osobę nękaną kłopotami, w takim czy innym stopniu trapioną poczuciem bezwartościowości i niegodną miłości? Nawet ludzie już kochający siebie mogą czynić to jeszcze mocniej.

Pomyślcie o róży, kiedy jest jeszcze małym pąkiem. Od chwili, gdy rozchyla płatki, aż do opadnięcia ostatniego z nich jest zawsze doskonała, zawsze piękna, zawsze inna. Tak też dzieje się i z nami. Zawsze jesteśmy doskonali, zawsze piękni i ciągle się zmieniamy. Posługujemy się najlepiej, jak umiemy, rozumem, świadomością i posiadaną wiedzą. W miarę jak stajemy się bardziej świadomi, więcej rozumiemy i wiemy – postępujemy inaczej.

Nadeszła pora, aby przyjrzeć się nieco dokładniej naszej przeszłości: rozpoznać przekonania, które nami powodowały. Tę część procesu oczyszczenia niektórzy uważają za bardzo bolesną, nie musi jednak tak być. Zanim posprzątamy, musimy przyjrzeć się naszemu stanowi posiadania.
Jeśli chcecie dokładnie wysprzątać pokój, rozglądacie się najpierw dokoła i dokonujecie przeglądu. Ulubionym przedmiotom poświęcicie więcej uwagi; trzeba je odkurzyć, wypolerować, przywrócić im dawną świetność. Dostrzeżecie, że niektóre sprawy będą wymagały dokończenia, a pewne rzeczy naprawy. Trzeba to sobie zanotować w pamięci. Przedmioty, które uznacie za bezużyteczne, przeznaczycie do wyrzucenia. Stare gazety, czasopisma, brudne papierowe talerze można spokojnie wyrzucić do śmieci. Nie trzeba się złościć robiąc porządki w mieszkaniu.

To samo dzieje się, gdy sprzątamy dom naszego umysłu. Nie ma powodu denerwować się tylko dlatego, że niektóre nasze przekonania są już niepotrzebne. Należy się ich pozbyć z taką samą łatwością, z jaką wyrzuca się resztki z talerza. Czy naprawdę zaryzykowalibyście grzebanie we wczorajszych odpadkach, by przyrządzić dzisiejszy posiłek? Czy warto grzebać w starym śmietniku psychicznym tylko po to, by tworzyć jutrzejsze doświadczenia?

Jeśli jakaś myśl lub przekonanie nie odpowiada wam, zrezygnujcie z niego, zmieńcie je!
Nie ma takiego prawa, które nakazywałoby przez całe życie trzymać się niewolniczo tego lub innego przekonania!
Spójrzmy zatem na przykłady ograniczających przekonań i zastanówmy się, skąd się wzięły:

OGRANICZAJĄCE PRZEKONANIE:
„Nie jestem dość dobry”.
PRZYCZYNA:
Ojciec powtarzający wielokrotnie dziecku, że jest głupie.
Mój pacjent powiedział, że pragnie sukcesu, aby tata mógł być z niego dumny. Jednocześnie miał wielkie poczucie winy, które spowodowało, że wszystkie jego poczynania kończyły się fiaskiem. Tato finansował jego interesy, ale wszystkie kończyły się bankructwem. Syn wykorzystywał to, by się na nim odegrać. Powodował, że ojciec płacił bez końca. Oczywiście, on sam był tym, który najwięcej tracił.

OGRANICZAJĄCE PRZEKONANIE:
Brak miłości do siebie.
PRZYCZYNA:
Usiłowanie zdobycia akceptacji ojca.
Pewna kobieta bardzo nie chciała być taka, jak jej ojciec. Nie mogli się nigdy w niczym zgodzić i wiecznie się kłócili. Zawsze chciała pozyskać jego akceptację, on jednak stale ją krytykował. Wszystko ją bolało. Ojciec cierpiał także na podobne dolegliwości. Nie uświadamiała sobie, że jej złość była przyczyną bólów, podobnie jak ojciec nie uzmysławiał sobie tego samego źródła swych dolegliwości.

OGRANICZAJĄCE PRZEKONANIE:
„Życie jest niebezpieczne”.
PRZYCZYNA:
Przerażony ojciec.
Inna moja pacjentka widziała życie jako groźne i nieprzyjemne. Trudno jej było zdobyć się na śmiech, a jeśli już zdarzyło się jej śmiać, była przerażona, że może się jej przydarzyć coś „złego”. Wychowywano ją, ciągle napominając: „Nie śmiej się, bo licho nie śpi!”

OGRANICZAJĄCE PRZEKONANIE:
„Nie jestem dość dobry”.
PRZYCZYNA:
Bycie porzuconym i pomijanym.
Pewnemu mężczyźnie mówienie sprawiało trudność. Milczenie stało się więc sposobem na życie. Miał już za sobą narkotyki i alkohol, był przekonany, że jest okropny. Dowiedziałam się, że jego matka zmarła, gdy był bardzo młody. Wychowywała go ciotka, która rzadko się odzywała, chyba że trzeba było wydać polecenia. Wychowywał się w ciszy. Jadł zawsze sam i przebywał w swoim pokoju przez wiele dni. Miał kochanka, który był milczący i większość czasu spędzali w milczeniu. Kochanek zmarł i znowu był sam.

Ćwiczenie:
Negatywne przekazy

Następne ćwiczenie polega na sporządzeniu na dużej kartce papieru zestawienia wszystkich zarzutów czynionych wam przez rodziców. Jakie to były zarzuty? Nie spieszcie się i przypomnijcie sobie jak najwięcej. Pół godziny zazwyczaj wystarcza, by to uczynić.
Co mówili na temat pieniędzy?
Co mówili na temat twojego ciała?
Co mówili o miłości i związkach uczuciowych?
Co mówili o twoich twórczych zdolnościach?
Co w ich wypowiedziach było ograniczającego, powstrzymującego lub negatywnego?

O ile to możliwe, popatrzcie po prostu obiektywnie na te sprawy i powiedzcie sobie: „Właśnie stąd bierze się to przekonanie”. Teraz weźmy nową kartkę papieru i spróbujmy dokopać się do głębszej warstwy. Jakie były inne negatywne wypowiedzi, które zasłyszałeś w okresie dzieciństwa?
Od krewnych __________________________________
Od nauczycieli ____________________________
Od przyjaciół _________________
Od osób, które są dla ciebie autorytetem
W twoim Kościele
Zapisz je. Nie spiesz się z tym. Bądź świadomy odczuć, jakie pojawiają się w twoim ciele.
To, co napisałeś na dwóch kartkach papieru, to myśli, które powinny być usunięte z twojej świadomości. Są to właśnie te przekonania, które powodują, że czujesz się „nie dość dobry”.
Widzenie siebie jako dziecka

Gdybyśmy postawili pośrodku pokoju trzyletnie dziecko i zaczęli na nie krzyczeć, wymyślać mu, że jest głupie, że nigdy niczego nie potrafi zrobić dobrze, że powinno to zrobić tak, a nie inaczej, gdybyśmy kazali mu przyjrzeć się, jaki zrobiło bałagan, a przy tym jeszcze uderzyli je kilkakrotnie, zobaczylibyśmy, że to wszystko zakończyłoby się albo przerażeniem dziecka, które ulegle siądzie w kącie, albo jego agresją.
Dziecko wybierze jedno z tych dwóch zachowań, my zaś nigdy nie poznamy jego możliwości.

Jeśli temu samemu dziecku powiemy, że je bardzo kochamy, że bardzo nam na nim zależy, że kochamy je takim, jakie ono jest, kochamy za jego uśmiech i mądrość, za jego zachowanie, że nie mamy mu za złe błędów, które popełnia w trakcie nauki i że bez względu na wszystko będziemy dla niego oparciem – okaże się, że możliwości, jakie to dziecko zaprezentuje, przyprawią nas o zawrót głowy.

W każdym z nas tkwi takie trzyletnie dziecko i większość swojego czasu tracimy na karcenie tego dziecka w sobie. A potem dziwimy się, że nie układa nam się w życiu.

Jeśli masz przyjaciela, który zawsze cię krytykuje, czy chciałbyś ciągle przebywać w jego towarzystwie? Być może w ten sposób traktowano cię jako dziecko, i to jest smutne. Ale przecież było to dawno temu i jeśli teraz tak samo się ze sobą obchodzisz, to jest to jeszcze smutniejsze.

Masz przed sobą listę negatywnych przekazów, które usłyszałeś w dzieciństwie. Porównaj je z twoimi przekonaniami o tym, co jest w tobie nie w porządku. Czy listy te nie są podobne? Prawdopodobnie tak.
Nasz scenariusz życiowy oparty jest na tych wczesnych przekazach. Jesteśmy wszyscy dobrymi małymi dziećmi i posłusznie akceptujemy to, co „oni” przekażą nam jako prawdę. Bardzo łatwo byłoby oskarżać za wszystko rodziców i odgrywać rolę ofiar do końca naszego życia. Ale nie byłoby to zbyt przyjemne i z pewnością nie spowodowałoby zmiany naszej uciążliwej sytuacji.
Potępianie naszej rodziny

Obarczanie winą innych z pewnością nie pomoże nam w uporaniu się z naszym problemem.
Przypisywanie winy komuś stawia nas w pozycji biernej ofiary. Zrozumienie tego umożliwi nam spojrzenie z góry na tę sprawę i przejęcie steru w swoje ręce.
Przeszłości nie da się zmienić.
Przyszłość natomiast jest kształtowana przez nasze obecne myślenie. Niezbędną rzeczą dla naszego poczucia wolności jest uświadomienie sobie, że rodzice zrobili wszystko, co mogli, i tyle, na ile pozwoliły im rozeznanie, świadomość i wiedza.
Jeśli obwiniamy innych, oznacza to, że nie bierzemy odpowiedzialności za siebie samych.
Ludzie, którzy nas skrzywdzili, byli tak samo przerażeni i bali się tak jak my. Czuli taką samą bezradność, jaką my odczuwamy. Nauczyli nas prawdopodobnie tylko tego, czego ich nauczono.

Co wiesz o dzieciństwie twoich rodziców, zwłaszcza przed dziesiątym rokiem życia? O ile to możliwe, postaraj się ich o to wypytać. Jeśli uda ci się dowiedzieć czegoś, będzie ci łatwiej zrozumieć, dlaczego tak, a nie inaczej postępowali. Zrozumienie przyniesie ci współczucie dla nich.
Jeśli nie wiesz i nie możesz się dowiedzieć, postaraj się wyobrazić sobie, jak to mogło wyglądać. Jakie dzieciństwo stworzyło takiego, a nie innego dorosłego?
Potrzebujesz tej wiedzy dla własnej wolności. Nie staniesz się wolnym, dopóki ich nie uwolnisz od winy. Nie możesz wybaczyć sobie, dopóki nie wybaczysz im. Jeśli wymagasz doskonałości od nich, będziesz tej doskonałości wymagał od siebie i cale życie będziesz nieszczęśliwy.
Wybór rodziców

Zgadzam się z teorią, że to my wybieramy sobie rodziców. Lekcje, jakie pobieramy od życia, wydają się doskonale odpowiadać „słabościom” naszych rodziców.

Wierzę, że jesteśmy w nie kończącej się podróży przez wieczność. Przybyliśmy na tę planetę, by przerobić konkretne lekcje potrzebne dla naszego duchowego rozwoju. Wybieramy płeć, kolor skóry, kraj. Następnie rozglądamy się za rodzicami, którzy doskonale „odzwierciedlą” nasze wzorce.

Nasze pobyty na tej planecie to jakby chodzenie do szkoły.
Jeśli chcesz być kosmetyczką, idziesz do szkoły przygotowującej do tego zawodu. Jeśli chcesz być mechanikiem, uczysz się w szkole technicznej. Jeśli chcesz być prawnikiem, studiujesz prawo.
Rodzice, których sobie wybraliście, byli najlepszymi „znawcami” przedmiotu, którego zdecydowaliście się nauczyć.
Gdy dorastamy, mamy tendencję do wytykania naszym rodzicom ich przewinień, mówimy: „To wy mi to zrobiliście”.
Ja jednak uważam, że sami ich wybraliśmy.
Słuchanie innych

Kiedy byliśmy mali, nasi starsi bracia i siostry stanowili dla nas wyrocznię. Jeśli byli nieszczęśliwi, prawdopodobnie odbijali to sobie na nas fizycznie lub słownie. Mogli na przykład powiedzieć:
„Zaraz wszystko powiem.” (wpajając winę).
„Jesteś jeszcze za mały i nie możesz tego robić”.
„Jesteś za głupi, by bawić się z nami”.
Często wielki wpływ mają na nas również nauczyciele. Nauczycielka w piątej klasie dość autorytatywnie stwierdziła, że jestem zbyt wysoka, by zostać tancerką. Uwierzyłam jej i zrezygnowałam z moich ambicji tanecznych, aż stało się za późno na rozpoczęcie kariery.

Czy uświadamiałeś sobie, że testy i przechodzenie z klasy do klasy były potrzebne tylko po to, by pokazać, jak dużo wiedzy posiadłeś w tym czasie, czy też byłeś dzieckiem, które przyjmowało egzaminy i oceny jako miernik swojej wartości?
W okresie dzieciństwa dzieliliśmy się w gronie przyjaciół naszym fałszywym obrazem życia. Inne dzieci w szkole potrafiły nam dokuczać i pozostawiać trwałe rany w sercu. Kiedy byłam dzieckiem, moje nazwisko brzmiało Lunney i dzieci przezywały mnie „Lunatyczka”.
Sąsiedzi też mają swój wpływ, nie tylko ze względu na czynione przez nich uwagi, lecz również dlatego, że pytano nas: „A co sobie sąsiedzi pomyślą?”
Zastanówcie się nad innymi ważnymi postaciami mającymi na was wpływ w dzieciństwie.
Istnieją też oczywiście mocno brzmiące i bardzo przekonujące sugestie zawarte w ogłoszeniach prasowych i w telewizji. Zbyt wiele produktów sprzedaje się po to tylko, by nas przekonać, że jesteśmy bezwartościowi lub robimy źle, jeśli ich nie używamy.

My wszyscy jesteśmy tu po to, by przekraczać nasze dawne ograniczenia, jakiekolwiek by one były. Jesteśmy tu po to, by uznać naszą wspaniałość i boskość bez względu na to, co nam wmawiano. Wy macie przezwyciężyć wasze negatywne przekonania, tak jak ja mam przezwyciężyć moje.

/        L.Hay    /

Psychiczne porządki

Jak to się dzieje, że z niemowlęcia, które zna swoją doskonałość i doskonałość życia, przemieniamy się w osobę nękaną kłopotami, w takim czy innym stopniu trapioną poczuciem bezwartościowości i niegodną miłości? Nawet ludzie już kochający siebie mogą czynić to jeszcze mocniej.

Pomyślcie o róży, kiedy jest jeszcze małym pąkiem. Od chwili, gdy rozchyla płatki, aż do opadnięcia ostatniego z nich jest zawsze doskonała, zawsze piękna, zawsze inna. Tak też dzieje się i z nami. Zawsze jesteśmy doskonali, zawsze piękni i ciągle się zmieniamy. Posługujemy się najlepiej, jak umiemy, rozumem, świadomością i posiadaną wiedzą. W miarę jak stajemy się bardziej świadomi, więcej rozumiemy i wiemy – postępujemy inaczej.

Nadeszła pora, aby przyjrzeć się nieco dokładniej naszej przeszłości: rozpoznać przekonania, które nami powodowały. Tę część procesu oczyszczenia niektórzy uważają za bardzo bolesną, nie musi jednak tak być. Zanim posprzątamy, musimy przyjrzeć się naszemu stanowi posiadania.
Jeśli chcecie dokładnie wysprzątać pokój, rozglądacie się najpierw dokoła i dokonujecie przeglądu. Ulubionym przedmiotom poświęcicie więcej uwagi; trzeba je odkurzyć, wypolerować, przywrócić im dawną świetność. Dostrzeżecie, że niektóre sprawy będą wymagały dokończenia, a pewne rzeczy naprawy. Trzeba to sobie zanotować w pamięci. Przedmioty, które uznacie za bezużyteczne, przeznaczycie do wyrzucenia. Stare gazety, czasopisma, brudne papierowe talerze można spokojnie wyrzucić do śmieci. Nie trzeba się złościć robiąc porządki w mieszkaniu.

To samo dzieje się, gdy sprzątamy dom naszego umysłu. Nie ma powodu denerwować się tylko dlatego, że niektóre nasze przekonania są już niepotrzebne. Należy się ich pozbyć z taką samą łatwością, z jaką wyrzuca się resztki z talerza. Czy naprawdę zaryzykowalibyście grzebanie we wczorajszych odpadkach, by przyrządzić dzisiejszy posiłek? Czy warto grzebać w starym śmietniku psychicznym tylko po to, by tworzyć jutrzejsze doświadczenia?

Jeśli jakaś myśl lub przekonanie nie odpowiada wam, zrezygnujcie z niego, zmieńcie je!
Nie ma takiego prawa, które nakazywałoby przez całe życie trzymać się niewolniczo tego lub innego przekonania!
Spójrzmy zatem na przykłady ograniczających przekonań i zastanówmy się, skąd się wzięły:

OGRANICZAJĄCE PRZEKONANIE:
„Nie jestem dość dobry”.
PRZYCZYNA:
Ojciec powtarzający wielokrotnie dziecku, że jest głupie.
Mój pacjent powiedział, że pragnie sukcesu, aby tata mógł być z niego dumny. Jednocześnie miał wielkie poczucie winy, które spowodowało, że wszystkie jego poczynania kończyły się fiaskiem. Tato finansował jego interesy, ale wszystkie kończyły się bankructwem. Syn wykorzystywał to, by się na nim odegrać. Powodował, że ojciec płacił bez końca. Oczywiście, on sam był tym, który najwięcej tracił.

OGRANICZAJĄCE PRZEKONANIE:
Brak miłości do siebie.
PRZYCZYNA:
Usiłowanie zdobycia akceptacji ojca.
Pewna kobieta bardzo nie chciała być taka, jak jej ojciec. Nie mogli się nigdy w niczym zgodzić i wiecznie się kłócili. Zawsze chciała pozyskać jego akceptację, on jednak stale ją krytykował. Wszystko ją bolało. Ojciec cierpiał także na podobne dolegliwości. Nie uświadamiała sobie, że jej złość była przyczyną bólów, podobnie jak ojciec nie uzmysławiał sobie tego samego źródła swych dolegliwości.

OGRANICZAJĄCE PRZEKONANIE:
„Życie jest niebezpieczne”.
PRZYCZYNA:
Przerażony ojciec.
Inna moja pacjentka widziała życie jako groźne i nieprzyjemne. Trudno jej było zdobyć się na śmiech, a jeśli już zdarzyło się jej śmiać, była przerażona, że może się jej przydarzyć coś „złego”. Wychowywano ją, ciągle napominając: „Nie śmiej się, bo licho nie śpi!”

OGRANICZAJĄCE PRZEKONANIE:
„Nie jestem dość dobry”.
PRZYCZYNA:
Bycie porzuconym i pomijanym.
Pewnemu mężczyźnie mówienie sprawiało trudność. Milczenie stało się więc sposobem na życie. Miał już za sobą narkotyki i alkohol, był przekonany, że jest okropny. Dowiedziałam się, że jego matka zmarła, gdy był bardzo młody. Wychowywała go ciotka, która rzadko się odzywała, chyba że trzeba było wydać polecenia. Wychowywał się w ciszy. Jadł zawsze sam i przebywał w swoim pokoju przez wiele dni. Miał kochanka, który był milczący i większość czasu spędzali w milczeniu. Kochanek zmarł i znowu był sam.

Ćwiczenie:
Negatywne przekazy

Następne ćwiczenie polega na sporządzeniu na dużej kartce papieru zestawienia wszystkich zarzutów czynionych wam przez rodziców. Jakie to były zarzuty? Nie spieszcie się i przypomnijcie sobie jak najwięcej. Pół godziny zazwyczaj wystarcza, by to uczynić.
Co mówili na temat pieniędzy?
Co mówili na temat twojego ciała?
Co mówili o miłości i związkach uczuciowych?
Co mówili o twoich twórczych zdolnościach?
Co w ich wypowiedziach było ograniczającego, powstrzymującego lub negatywnego?

O ile to możliwe, popatrzcie po prostu obiektywnie na te sprawy i powiedzcie sobie: „Właśnie stąd bierze się to przekonanie”. Teraz weźmy nową kartkę papieru i spróbujmy dokopać się do głębszej warstwy. Jakie były inne negatywne wypowiedzi, które zasłyszałeś w okresie dzieciństwa?
Od krewnych __________________________________
Od nauczycieli ____________________________
Od przyjaciół _________________
Od osób, które są dla ciebie autorytetem
W twoim Kościele
Zapisz je. Nie spiesz się z tym. Bądź świadomy odczuć, jakie pojawiają się w twoim ciele.
To, co napisałeś na dwóch kartkach papieru, to myśli, które powinny być usunięte z twojej świadomości. Są to właśnie te przekonania, które powodują, że czujesz się „nie dość dobry”.
Widzenie siebie jako dziecka

Gdybyśmy postawili pośrodku pokoju trzyletnie dziecko i zaczęli na nie krzyczeć, wymyślać mu, że jest głupie, że nigdy niczego nie potrafi zrobić dobrze, że powinno to zrobić tak, a nie inaczej, gdybyśmy kazali mu przyjrzeć się, jaki zrobiło bałagan, a przy tym jeszcze uderzyli je kilkakrotnie, zobaczylibyśmy, że to wszystko zakończyłoby się albo przerażeniem dziecka, które ulegle siądzie w kącie, albo jego agresją.
Dziecko wybierze jedno z tych dwóch zachowań, my zaś nigdy nie poznamy jego możliwości.

Jeśli temu samemu dziecku powiemy, że je bardzo kochamy, że bardzo nam na nim zależy, że kochamy je takim, jakie ono jest, kochamy za jego uśmiech i mądrość, za jego zachowanie, że nie mamy mu za złe błędów, które popełnia w trakcie nauki i że bez względu na wszystko będziemy dla niego oparciem – okaże się, że możliwości, jakie to dziecko zaprezentuje, przyprawią nas o zawrót głowy.

W każdym z nas tkwi takie trzyletnie dziecko i większość swojego czasu tracimy na karcenie tego dziecka w sobie. A potem dziwimy się, że nie układa nam się w życiu.

Jeśli masz przyjaciela, który zawsze cię krytykuje, czy chciałbyś ciągle przebywać w jego towarzystwie? Być może w ten sposób traktowano cię jako dziecko, i to jest smutne. Ale przecież było to dawno temu i jeśli teraz tak samo się ze sobą obchodzisz, to jest to jeszcze smutniejsze.

Masz przed sobą listę negatywnych przekazów, które usłyszałeś w dzieciństwie. Porównaj je z twoimi przekonaniami o tym, co jest w tobie nie w porządku. Czy listy te nie są podobne? Prawdopodobnie tak.
Nasz scenariusz życiowy oparty jest na tych wczesnych przekazach. Jesteśmy wszyscy dobrymi małymi dziećmi i posłusznie akceptujemy to, co „oni” przekażą nam jako prawdę. Bardzo łatwo byłoby oskarżać za wszystko rodziców i odgrywać rolę ofiar do końca naszego życia. Ale nie byłoby to zbyt przyjemne i z pewnością nie spowodowałoby zmiany naszej uciążliwej sytuacji.
Potępianie naszej rodziny

Obarczanie winą innych z pewnością nie pomoże nam w uporaniu się z naszym problemem.
Przypisywanie winy komuś stawia nas w pozycji biernej ofiary. Zrozumienie tego umożliwi nam spojrzenie z góry na tę sprawę i przejęcie steru w swoje ręce.
Przeszłości nie da się zmienić.
Przyszłość natomiast jest kształtowana przez nasze obecne myślenie. Niezbędną rzeczą dla naszego poczucia wolności jest uświadomienie sobie, że rodzice zrobili wszystko, co mogli, i tyle, na ile pozwoliły im rozeznanie, świadomość i wiedza.
Jeśli obwiniamy innych, oznacza to, że nie bierzemy odpowiedzialności za siebie samych.
Ludzie, którzy nas skrzywdzili, byli tak samo przerażeni i bali się tak jak my. Czuli taką samą bezradność, jaką my odczuwamy. Nauczyli nas prawdopodobnie tylko tego, czego ich nauczono.

Co wiesz o dzieciństwie twoich rodziców, zwłaszcza przed dziesiątym rokiem życia? O ile to możliwe, postaraj się ich o to wypytać. Jeśli uda ci się dowiedzieć czegoś, będzie ci łatwiej zrozumieć, dlaczego tak, a nie inaczej postępowali. Zrozumienie przyniesie ci współczucie dla nich.
Jeśli nie wiesz i nie możesz się dowiedzieć, postaraj się wyobrazić sobie, jak to mogło wyglądać. Jakie dzieciństwo stworzyło takiego, a nie innego dorosłego?
Potrzebujesz tej wiedzy dla własnej wolności. Nie staniesz się wolnym, dopóki ich nie uwolnisz od winy. Nie możesz wybaczyć sobie, dopóki nie wybaczysz im. Jeśli wymagasz doskonałości od nich, będziesz tej doskonałości wymagał od siebie i cale życie będziesz nieszczęśliwy.
Wybór rodziców

Zgadzam się z teorią, że to my wybieramy sobie rodziców. Lekcje, jakie pobieramy od życia, wydają się doskonale odpowiadać „słabościom” naszych rodziców.

Wierzę, że jesteśmy w nie kończącej się podróży przez wieczność. Przybyliśmy na tę planetę, by przerobić konkretne lekcje potrzebne dla naszego duchowego rozwoju. Wybieramy płeć, kolor skóry, kraj. Następnie rozglądamy się za rodzicami, którzy doskonale „odzwierciedlą” nasze wzorce.

Nasze pobyty na tej planecie to jakby chodzenie do szkoły.
Jeśli chcesz być kosmetyczką, idziesz do szkoły przygotowującej do tego zawodu. Jeśli chcesz być mechanikiem, uczysz się w szkole technicznej. Jeśli chcesz być prawnikiem, studiujesz prawo.
Rodzice, których sobie wybraliście, byli najlepszymi „znawcami” przedmiotu, którego zdecydowaliście się nauczyć.
Gdy dorastamy, mamy tendencję do wytykania naszym rodzicom ich przewinień, mówimy: „To wy mi to zrobiliście”.
Ja jednak uważam, że sami ich wybraliśmy.
Słuchanie innych

Kiedy byliśmy mali, nasi starsi bracia i siostry stanowili dla nas wyrocznię. Jeśli byli nieszczęśliwi, prawdopodobnie odbijali to sobie na nas fizycznie lub słownie. Mogli na przykład powiedzieć:
„Zaraz wszystko powiem.” (wpajając winę).
„Jesteś jeszcze za mały i nie możesz tego robić”.
„Jesteś za głupi, by bawić się z nami”.
Często wielki wpływ mają na nas również nauczyciele. Nauczycielka w piątej klasie dość autorytatywnie stwierdziła, że jestem zbyt wysoka, by zostać tancerką. Uwierzyłam jej i zrezygnowałam z moich ambicji tanecznych, aż stało się za późno na rozpoczęcie kariery.

Czy uświadamiałeś sobie, że testy i przechodzenie z klasy do klasy były potrzebne tylko po to, by pokazać, jak dużo wiedzy posiadłeś w tym czasie, czy też byłeś dzieckiem, które przyjmowało egzaminy i oceny jako miernik swojej wartości?
W okresie dzieciństwa dzieliliśmy się w gronie przyjaciół naszym fałszywym obrazem życia. Inne dzieci w szkole potrafiły nam dokuczać i pozostawiać trwałe rany w sercu. Kiedy byłam dzieckiem, moje nazwisko brzmiało Lunney i dzieci przezywały mnie „Lunatyczka”.
Sąsiedzi też mają swój wpływ, nie tylko ze względu na czynione przez nich uwagi, lecz również dlatego, że pytano nas: „A co sobie sąsiedzi pomyślą?”
Zastanówcie się nad innymi ważnymi postaciami mającymi na was wpływ w dzieciństwie.
Istnieją też oczywiście mocno brzmiące i bardzo przekonujące sugestie zawarte w ogłoszeniach prasowych i w telewizji. Zbyt wiele produktów sprzedaje się po to tylko, by nas przekonać, że jesteśmy bezwartościowi lub robimy źle, jeśli ich nie używamy.

My wszyscy jesteśmy tu po to, by przekraczać nasze dawne ograniczenia, jakiekolwiek by one były. Jesteśmy tu po to, by uznać naszą wspaniałość i boskość bez względu na to, co nam wmawiano. Wy macie przezwyciężyć wasze negatywne przekonania, tak jak ja mam przezwyciężyć moje.

/ L.Hay /

Konopie – Unijne dopłaty sprawiły, że uprawa konopi przemysłowych nigdy nie była tak opłacalna. Firmy szukają rolników chętnych do siania rośliny, która choć kojarzy się z narkotykami, to nie ma z nimi nic wspólnego. Może poza zyskami. 
- Od przyszłego roku rolnicy siejący konopie przemysłowe dostaną 400 euro dopłaty unijnej na hektar. To dwa razy więcej niż przy uprawie na przykład pszenicy. Tak zadecydowało nasze Ministerstwo Rolnictwa. Dodatkowo możliwe, że w przyszłości dojdzie do tego kolejne 45 euro z racji uprawy rośliny o przeznaczeniu na cele energetyczne - mówi Biztok.pl Maciej Kowalski, założyciel HemPoland.

Większość osób może go kojarzyć nie z biznesem, ale z działalnością polityczną w Ruchu Palikota lub w organizacjach nawołujących do legalizacji marihuany. Swoje zainteresowania konopiami indyjskimi przeniósł na całkowicie legalne konopie siewne.

Według Ministerstwa Rolnictwa w zeszłym roku ich uprawa w Polsce wyniosła 300 hektarów. W przyszłym może być już kilkukrotnie, a może nawet kilkunastokrotnie większa. Minimum 300 hektarów zasiać w 2015 roku chce  HemPoland. Plany to jednak aż 1000 hektarów. Tylko nieco mniej planuje obsiać EFA Gryt.

Kilkaset hektarów wysieje też zapewne Instytut Włókien Naturalnych i Roślin Zielarskich, który do niedawna miał nieformalny monopol na konopie. Bezpośrednio od rolników kupić słomę konopną chce też niemiecka firma Steico. Wszystko dzięki uwolnieniu rynku. I dopłatom.

- Dlaczego rolnicy powinni zdecydować się na konopie? Bo dziś to najbardziej atrakcyjna finansowo uprawa. Zysk z hektara to na czysto minimum 2-3 tys. zł. A teraz dzięki dopłacie będzie jeszcze więcej. I to praktycznie bez ponoszenia żadnych kosztów - tłumaczy w rozmowie z Biztok.pl Ewa Gryt z firmy EFA Gryt.

Dla porównania: Wielkopolska Izba Rolnicza szacuje, że zysk z hektara uprawy buraka cukrowego to ok. 1300 zł. Minus konopi to biurokracja - rolnicy, którzy chcą je uprawiać, muszą się zgłosić do urzędów gminnych i marszałkowskich. Każdy wyznaczył inne terminy. W niektórych województwach zapisy kończą się już z końcem września.

- Mimo tego i tak zdarzają się problemy. Sąsiedzi często zadają rolnikom dziwne pytania albo wręcz donoszą na policję. Ta czasami robi naloty, sprawdza czy wśród konopi przemysłowej nie rośnie indyjska, ale zawsze odjeżdża z niczym - przyznaje Ewa Gryt.

Rolnicy kontroli jednak się nie boją, bo zyski nie dość, że są wysokie to jeszcze stabilne. Z hektara potrafią zebrać 10-12 ton surowca. Najlepsze plantacje dają nawet 17 ton. Maciej Kowalski gwarantuje swoim klientom odbiór konopi za ok. 350 zł za tonę. To więc przewaga nad obsiewaniem zboża, bo tam nigdy nie wiadomo ile zarobi się na sprzedaży tony pszenicy czy jęczmienia.

- Koszty rozpoczęcia działalności to około 2 tys. zł na hektar. Teraz zostaną one niemal całkowicie pokryte dotacją. Rolnik ma tylko zasiać konopie, nawozić je oraz zebrać. Reszta to czysty zysk - przekonuje właściciel HemPoland.

Na dodatek rolnik nie załatwia żadnych sprawy urzędowych - robi to za niego firma skupująca surowiec. Jedyny warunek to odpowiednia gleba.

- Dla mnie to alternatywa wobec siania pszenicy. Polecam wszystkim, którzy mają glebę z pH powyżej 6. Jeśli jest mniejsze to konopie wzejdą, urosną pół metra i tyle. Zrobić badania i siać - mówi nam rolnik Franciszek Mateja, który po raz drugi w swoim życiu szykuje się do konopnych żniw.

Zebrany przez niego surowiec zostanie w głównej mierze wykorzystany w budownictwie. Słoma służy bowiem do budowy domów, a także jako świetny izolator. Firmy zlecające uprawę konopi przyznają, że rynek jest chłonny.

- W zeszłym roku słomy na rynku zabrakło. Dużo kupują Niemcy, zgłosili się do mnie także Amerykanie. Tam choć w dwóch stanach zezwolono na uprawę konopi indyjskiej, to przemysłowa jest zakazana. W dalszej perspektywie możliwe, że słoma będzie wykorzystywana jako surowiec energetyczny, na przykład w elektrowniach PGE. Tu jednak zysk jest mniejszy - mówi Kowalski.

Z konopi przemysłowej korzystają także przemysł kosmetyczny, spożywczy czy papierniczy. Ewa Gryt z pomocą funduszy unijnych opracowała autorską metodę pozyskiwania celulozy niedrzewnej, a także ją opatentowała. Jak przekonuje dzięki konopiom przemysłowym powstaje biała celuloza, co sprawia że nie trzeba wydawać pieniędzy na kosztowny i nieekologiczny proces wybielania.

Konopie

Unijne dopłaty sprawiły, że uprawa konopi przemysłowych nigdy nie była tak opłacalna. Firmy szukają rolników chętnych do siania rośliny, która choć kojarzy się z narkotykami, to nie ma z nimi nic wspólnego. Może poza zyskami.
- Od przyszłego roku rolnicy siejący konopie przemysłowe dostaną 400 euro dopłaty unijnej na hektar. To dwa razy więcej niż przy uprawie na przykład pszenicy. Tak zadecydowało nasze Ministerstwo Rolnictwa. Dodatkowo możliwe, że w przyszłości dojdzie do tego kolejne 45 euro z racji uprawy rośliny o przeznaczeniu na cele energetyczne - mówi Biztok.pl Maciej Kowalski, założyciel HemPoland.

Większość osób może go kojarzyć nie z biznesem, ale z działalnością polityczną w Ruchu Palikota lub w organizacjach nawołujących do legalizacji marihuany. Swoje zainteresowania konopiami indyjskimi przeniósł na całkowicie legalne konopie siewne.

Według Ministerstwa Rolnictwa w zeszłym roku ich uprawa w Polsce wyniosła 300 hektarów. W przyszłym może być już kilkukrotnie, a może nawet kilkunastokrotnie większa. Minimum 300 hektarów zasiać w 2015 roku chce HemPoland. Plany to jednak aż 1000 hektarów. Tylko nieco mniej planuje obsiać EFA Gryt.

Kilkaset hektarów wysieje też zapewne Instytut Włókien Naturalnych i Roślin Zielarskich, który do niedawna miał nieformalny monopol na konopie. Bezpośrednio od rolników kupić słomę konopną chce też niemiecka firma Steico. Wszystko dzięki uwolnieniu rynku. I dopłatom.

- Dlaczego rolnicy powinni zdecydować się na konopie? Bo dziś to najbardziej atrakcyjna finansowo uprawa. Zysk z hektara to na czysto minimum 2-3 tys. zł. A teraz dzięki dopłacie będzie jeszcze więcej. I to praktycznie bez ponoszenia żadnych kosztów - tłumaczy w rozmowie z Biztok.pl Ewa Gryt z firmy EFA Gryt.

Dla porównania: Wielkopolska Izba Rolnicza szacuje, że zysk z hektara uprawy buraka cukrowego to ok. 1300 zł. Minus konopi to biurokracja - rolnicy, którzy chcą je uprawiać, muszą się zgłosić do urzędów gminnych i marszałkowskich. Każdy wyznaczył inne terminy. W niektórych województwach zapisy kończą się już z końcem września.

- Mimo tego i tak zdarzają się problemy. Sąsiedzi często zadają rolnikom dziwne pytania albo wręcz donoszą na policję. Ta czasami robi naloty, sprawdza czy wśród konopi przemysłowej nie rośnie indyjska, ale zawsze odjeżdża z niczym - przyznaje Ewa Gryt.

Rolnicy kontroli jednak się nie boją, bo zyski nie dość, że są wysokie to jeszcze stabilne. Z hektara potrafią zebrać 10-12 ton surowca. Najlepsze plantacje dają nawet 17 ton. Maciej Kowalski gwarantuje swoim klientom odbiór konopi za ok. 350 zł za tonę. To więc przewaga nad obsiewaniem zboża, bo tam nigdy nie wiadomo ile zarobi się na sprzedaży tony pszenicy czy jęczmienia.

- Koszty rozpoczęcia działalności to około 2 tys. zł na hektar. Teraz zostaną one niemal całkowicie pokryte dotacją. Rolnik ma tylko zasiać konopie, nawozić je oraz zebrać. Reszta to czysty zysk - przekonuje właściciel HemPoland.

Na dodatek rolnik nie załatwia żadnych sprawy urzędowych - robi to za niego firma skupująca surowiec. Jedyny warunek to odpowiednia gleba.

- Dla mnie to alternatywa wobec siania pszenicy. Polecam wszystkim, którzy mają glebę z pH powyżej 6. Jeśli jest mniejsze to konopie wzejdą, urosną pół metra i tyle. Zrobić badania i siać - mówi nam rolnik Franciszek Mateja, który po raz drugi w swoim życiu szykuje się do konopnych żniw.

Zebrany przez niego surowiec zostanie w głównej mierze wykorzystany w budownictwie. Słoma służy bowiem do budowy domów, a także jako świetny izolator. Firmy zlecające uprawę konopi przyznają, że rynek jest chłonny.

- W zeszłym roku słomy na rynku zabrakło. Dużo kupują Niemcy, zgłosili się do mnie także Amerykanie. Tam choć w dwóch stanach zezwolono na uprawę konopi indyjskiej, to przemysłowa jest zakazana. W dalszej perspektywie możliwe, że słoma będzie wykorzystywana jako surowiec energetyczny, na przykład w elektrowniach PGE. Tu jednak zysk jest mniejszy - mówi Kowalski.

Z konopi przemysłowej korzystają także przemysł kosmetyczny, spożywczy czy papierniczy. Ewa Gryt z pomocą funduszy unijnych opracowała autorską metodę pozyskiwania celulozy niedrzewnej, a także ją opatentowała. Jak przekonuje dzięki konopiom przemysłowym powstaje biała celuloza, co sprawia że nie trzeba wydawać pieniędzy na kosztowny i nieekologiczny proces wybielania.

Przedstawiciele – Potępiam chrześcijaństwo, podnoszę przeciw Kościołowi chrześcijańskiemu najstraszniejsze ze wszystkich oskarżeń, jakie kiedykolwiek wyszły z ust oskarżyciela. Jest on w najwyższym stopniu skorumpowany… z każdej wartości ... uczynił jej przeciwieństwo, z każdej prawdy kłamstwo, z każdej prawości nikczemność duszy… Nazywam chrześcijaństwo jednym wielkim przekleństwem, jednym wielkim wewnętrznym zepsuciem, jednym wielkim instynktem zemsty, dla którego żaden środek nie jest dostatecznie trujący, podstępny, mały — nazywam je jedną, nie dającą się zmyć plamą na honorze ludzkości...- Friedrich Nietzsche


    Ci którzy służą innemu Bogu niż nasz i wyznają inną religię, muszą być wytępieni ogniem i mieczem, a ich miasta zniszczone i spalone” - z natchnienia Ducha Świętego jako nieomylne magisterium Kościoła - papież św. Grzegorz XIII (1572-1585)
    W bulli Excomunicamus et anathematisamus z 1231 roku Grzegorz IX, właściwie Ugolino di Conti di Segni (ur. ok. 1143 w Anagni – zm. 22 sierpnia 1241 w Rzymie). zatwierdził zwyczaj stosowania kary śmierci w stosunku do innowierców i niewiernych. 

 Gdzie znaj­dziemy tyle frazesów o wszechogarniającej miłości i taką, pochła­niającą właściwie wszystko, nienawiść? Gdzie znajdziemy religię, która z miłości zabija, torturuje, kradnie, szantażuje, pozbawia czci, oczernia, wyklina? Tak wspaniale uszczęśliwiało chrześcijań­stwo świat, taka była jego praktyka — zaraza, która szalała przez dwa tysiąclecia. Ujmijmy to krótko: chrześcijaństwo stało się an­tychrystem. Ono samo stało się owym ukazywanym przez siebie diabłem! Ono samo było tym złem, które rzekomo zwalczało! Tym piekłem, którym straszyło, było właśnie ono! Wśród wszyst­kich złych rzeczy stało się ono tą najgorszą: nie dlatego, że inne były lepsze, ale dlatego, że wszystkie inne nie potrafiły być złe tak długo i tak intensywnie, dlatego, że nic innego nie zdobyło takiej władzy nad ludźmi podatnymi na oszałamiającą ułudę, na którą składały się łacina, kłamstwa, duszpasterski patos, świątobliwe ge­sty, opowieści o koszmarach i urokach zaświatów; podatnymi na podjudzanie do zbrodni, byleby dochodziło do nich w imieniu Boga (i kapłanów), które to imię pozwalało na wszystko, wszystko czyniło możliwym i wszystko ułatwiało, a tymczasem sami kapłani umywali ręce, dbali o własną skórę, napełniali kiesy i pouczali: „Nie zbierajcie skarbów na tej ziemi”, „Nie sądźcie innych”, „Ko­chajcie się nawzajem”, „Czyńcie dobro tym, którzy was nienawi­dzą”. Oni czynili zło tym, którzy kochali Jezusa, którzy chcieli przestrzegać jego przykazań, takim ludziom wyrywali języki, wy­krawali oczy, miażdżyli kończyny, takich ludzi grzebali żywcem, rozpinali na krzyżach, palili, zamurowywali na resztę życia, nie oszczędzali im niczego, żadnej hańby, żadnego bólu, mścili się na ich dzieciach i wnukach, czując się dobrymi i uprawnionymi do owych czynów — i nadal tak się czują. A przecież ukrzyżo­wali ludzkość! Wszyscy za jednego? Wszyscy za nich! Od czasów Konstantyna cechami, po których rozpoznaje się ten Kościół, są obłuda i przemoc; codzienną praktyką tej religii stała się ma­sowa zagłada. Surowo zakazywano zabijania pojedynczych osób, ale uśmiercanie tysięcy ludzi było dziełem miłym Bogu. To nie obłęd, to jest chrześcijaństwo. Karlheinz Deschner "Opus Diaboli".

Osho był przeciwnikiem jakiegokolwiek systemu wiary. Cenił natomiast i zalecał osobistą religijność, a nie bycie wyznawcą religii – wyraźnie te rzeczy rozgraniczał. Podkreślał wartość autentycznego, osobistego doświadczenia religijnego. Ku temu doświadczeniu prowadzą (bez szczególnej kolejności): bycie świadomym, miłość, medytacja, świętowanie, twórcze działanie oraz radość i śmiech. Mówił, że oświecenie jest naturalnym stanem człowieka, ale uwaga ludzi jest zbyt rozproszona by to zauważyć – rozproszona zwłaszcza przez nieustanne myślenie i ciągłą aktywność umysłu. Powiedział, że nie ma szczególnej różnicy pomiędzy nim, a innymi ludźmi, bo podobnie jak ci, którzy nie są teraz oświeceni i on kiedyś nie był oświecony, i tak samo jak on jest oświecony dzisiaj, tak inni będą oświeceni kiedyś.

Wyrażał się bardzo sprawnie zarówno w hindi jak i w języku angielskim. Mówił o twórcach najróżniejszych tradycji duchowych: Buddzie, Krysznie, Guru Nanaku, Jezusie, Sokratesie, mistrzach zen, Gurdżijewie, jak i o sufizmie, chasydyzmie, tantrze i wielu innych. Głosił, że żaden system myślenia nie jest w stanie go zdefiniować, gdyż uważał, że żadna filozofia nie jest w stanie w pełni wyrazić prawdy.

Mówią, że kościół chrześcijański występuje w obronie prawdy, uczciwości i lojalności.
Po pierwsze należy zapytać, czy kościół chrześcijański zna prawdę? Wierzy w fikcyjnego Boga, wierzy w fikcyjnego diabła, wierzy w niebo i piekło, a nie ma żadnego dowodu na ich istnienie. Jakiej więc prawdy strzeże?

Kościół w istocie nie zna sposobu osiągnięcia prawdy. Modlitwa nie jest sposobem, ponieważ modlitwa opiera się na wierze w Boga. Już zaakceptowałeś jakieś wierzenie. Wierzenie nie jest prawdą. W prawdę nie musisz wierzyć; prawda cię sobą wypełnia. Stajesz się nią! Ona nie jest sprawą wiary czy wierzenia, ale najgłębszego wniknięcia w swoją własną świadomość. To podróż do wewnątrz.

Chrześcijaństwo nadal nie odstępuje od obiektywnego świata. Jego Bóg jest zewnętrznym obiektem, jego niebo jest na zewnątrz, podobnie jak piekło. Modlitwa jest dla zewnętrznego Boga; chrześcijaństwo jeszcze nie dowiedziało się, że w ludzkich istotach jest też przestrzeń wewnętrzna, a jeśli nie dotknie się samego centrum swojej świadomości, nie osiągnie się prawdy.

Czego więc strzegą? Wszelkiego typu kłamstw! Narodziny z dziewicy, czy to jest prawda?
Tylko w przypadku ameby ma miejsce niepokalane poczęcie. Poza nimi nikt nie może się narodzić z dziewicy. Ameby to bardzo dziwne istoty; żyją w celibacie, nie angażują się w seks, żadna ameba nie jest ani męska, ani żeńska. Można się dziwić, w jaki sposób w ogóle się rozmnażają!

Chrześcijanie zabili więcej ludzi w świecie, niż jakakolwiek inna religia. Na drugim miejscu są muzułmanie, ale to chrześcijanie tu przodują i to z dobrze znanych powodów. Zabijali ludzi, aby zmusić ich do stania się chrześcijanami. Oczywiście, jeśli staje się przed wyborem pomiędzy śmiercią, a chrześcijaństwem, to każda krucha ludzka istota wybierze raczej chrześcijaństwo, aniżeli śmierć. Pojawił się wiec strach: "Zostanę zabity. Jedyną alternatywą jest zostanie chrześcijaninem".

Nie tylko chrześcijanie tak mówią... Nawet Jezus powiedział: "Każdy, kto idzie do Raju Boga, idzie tam poprzez mnie, nie ma innej drogi. Ja jestem drogą. Sprowadź ludzi na tę drogę, nawet jeśli miałbyś ich do tego zmusić". Przyświecały mu dobre intencje. Trzeba to rozumieć.

Bardzo trafne jest stare przysłowie, które mówi: "Droga do piekła jest wybrukowana dobrymi nadziejami". Krucjaty chrześcijan przeciw poganom prowadzono z dobrymi intencjami. Chcieli, aby wszyscy poszli do raju. A ponieważ się opierali, musieli zostać zabici. Będą stanowić przykład dla innych pogan: "Jeśli nie chcesz zostać zabity, zostań chrześcijaninem!"

Dżinizm i buddyzm są najbardziej cywilizowanymi religiami świata. Nie zabiły nikogo, nawet jednej osoby, aby ją nawrócić. A kościół chrześcijański nazywa siebie kościołem wojującym. Wojsko i kościół? Z pewnością chrześcijanie zabili więcej ludzi, niż jakakolwiek inna religia. To jest kościół wojujący. Utrzymywał wielkie armie, które wysyłał do nawracania pogan. Poganie byli wspaniałymi ludźmi, o wiele wspanialszymi od jakiegokolwiek chrześcijanina. Byli czcicielami natury. Kochali drzewa, rzeki, góry, gwiazdy, słońce, księżyc... to był ich świat. Nie było w nim Boga, nieba ani piekła. Samo życie było rajem. To, co powiedział Budda, mówili również poganie. Ale chrześcijanie zabijali lub nawracali ich, traktowali ich jak podludzi, zabijali ich jak zwierzęta, tak jakby nie zaliczali się do ludzkiej rasy.

W Ameryce zdarzyło się to na ogromną skalę. Do Ameryki pojechali wypędzeni z Anglii kryminaliści. Założyli dwa pierwsze stany i zaczęli zabijać czerwonoskórych Indian, pierwotnych mieszkańców Ameryki. Ci, którzy przeżyli, zostali zmuszani do pójścia w głębokie lasy. Nazwano je rezerwatami, ale jest to tylko inne słowo. Są to obozy koncentracyjne, istniejące od tak dawna, że nawet Hitler nie był tego świadomy.

Po przybyciu do Ameryki powiedziałem do szefa służb imigracyjnych: "Co myślisz o sobie? Ty jesteś cudzoziemcem i je jestem cudzoziemcem. Jesteś trochę starszym cudzoziemcem, przybyłeś tu trzysta lat temu, ja jestem nowy, ale nie myśl, że ten kraj należy do ciebie. Kim jesteś, żeby to oceniać?

Przybyłeś do tego kraju bez wizy i pozwolenia, wkroczyłeś tu jako najeźdźca. Ja przyjechałem z wizą jako turysta. Jeśli jest w tobie choć trochę uczciwości, o której chrześcijanie tyle gadają, powinieneś natychmiast opuścić ten kraj! To nie jest twoja ziemia, twoje ręce są splamione krwią.

Oszukujecie cały świat i samych siebie! Na czyjejś ziemi ogłosiliście Konstytucję, wy, którzy mówicie o wolności? Mówicie o wolności słowa i o szacunku dla jednostki, a co zrobiliście z tubylcami? To jest wasz szacunek? Wbrew swojej Konstytucji uważacie tych ludzi za niewolników i okupujecie ten kraj. I chcecie, abym to was prosił o pozwolenie pozostania tutaj? Cudzoziemcy mają o to prosić cudzoziemców?

Kupiłem tu ziemię, a wy nie! Za Nowy Jork zapłaciliście 90 dolarów; my zapłaciliśmy 6 milionów dolarów za Rajneeshpuram i zainwestowaliśmy w komunę 300 milionów dolarów. Nie najechaliśmy nikogo. Komuna rozkwitła, wstrząsnęła całą Ameryką. Najbardziej wstrząśnięci byli chrześcijanie, którzy sądzili, że są cywilizowani. Wspólnotę zniszczył fundamentalistyczny chrześcijanin Ronald Reagan, działając pod wpływem presji swego kościoła: "Ona jest niebezpieczna, ponieważ odciąga młodych ludzi od chrześcijańskiej owczarni".

Jeśli odciągasz młodych ludzi od hinduskiej, muzułmańskiej czy buddyjskiej owczarni, jest to absolutnie w porządku... Osobiście nikogo nie nawracam na żadną religię. Tutaj przychodzą tylko bardzo inteligentni ludzie, z własnej woli i mogą sobie odejść stąd w każdej chwili. Nie jest to religia, tylko karawana poszukiwaczy prawdy. Nikogo się nie nawraca, każdy z własnej woli może dołączyć do karawany, do komuny. Jego wolność pozostaje nietknięta, a indywidualność będzie poszanowana.

"Bóg uczynił Hiszpanów swoim narodem wybranym,
a cesarza-Mesjasza w osobie Karola V
wywyższył ponad cały świat.
Nadchodzi tysiącletnie królestwo Apokalipsy"
o. G. de Mendieta, Historia eclesiástica indiana, 1597

"Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu !" — głosi Ewangelia Marka (16,15). Poszli więc. Uzbrojeni po zęby. Zaopatrzeni w papieskie pełnomocnictwa. 4 maja 1493 r. papież wydał bullę Inter caetera w której podzielił Nowy Świat między Portugalię i Hiszpanię. Tej ostatniej przyznał „Indie Zachodnie", czyli wszystkie już zajęte oraz jeszcze nie odkryte obszary na półkuli zachodniej. Portugalii przypadły „Indie Wschodnie", zaś linię demarkacyjną między nimi ustalił 100 mil na zachód od Azorów i Zielonego Przylądka. Jednocześnie zobowiązał obie potęgi do nawrócenia tubylców na chrześcijaństwo.

12 października 1492 Krzysztof Kolumb „odkrył Amerykę", otwarł chrześcijaństwu tereny, w które herezją było wierzyć. Istnieniu antypodów zaprzeczali znamienici Ojcowie Kościoła, tacy jak Laktancjusz oraz św. Augustyn. Na przekór jednak postanowieniom myślicieli chrześcijańskich antypody okazały się istnieć. Być może tak samo się kiedyś okaże, że na przekór ich mniemaniom inne rzeczy nie istnieją...

Relacja Krzysztofa Kolumba z pierwszej wyprawy odkrywczej (Haiti):
"Nie posiadają żelaza ani stali, ani broni i nie umieją się nią posługiwać. A przecie są to ludzie pięknie zbudowani i rośli, są jednak niesłychanie trwożliwi. Całą ich bronią są trzciny ścinane w chwili, kiedy sypią ziarno, na ich szerszym końcu przymocowują kawałek zaostrzonego mocno drewna; ale nie mają odwagi się nimi posługiwać. [...] Nie mają żadnej religii ani bałwochwalstwa. Wierzą jedynie, że w niebie mieszka wszelka moc, wszelkie dobro; wierzą niezbicie, że ja z moimi okrętami i moi ludzie zstąpiliśmy z nieba [...] Tak tedy Zbawiciel dał owo zwycięstwo Naszym Najjaśniejszym Królowi i Królowej oraz ich królestwom, rozsławionym dzięki tej sprawie tak ważnej, że całe chrześcijaństwo powinno się radować i uroczyście to obchodzić, aby złożyć dziękczynienie Trójcy Przenajświętszej w licznych uroczystych modłach nie tyle z powodu chwały, która przez to spadnie na nie przez nawrócenie wielkiej liczby ludów na naszą świętą wiarę, ale również z powodu bogactw materialnych"

Okazało się, że ziścił się tylko drugi powód do modłów. Indianie nie byli skorzy do przyjmowania Trójcy bądź to z powodu przywiązania do religii ojców, bądź też dlatego, że ich zabito. W chwili przybycia katolików na Haiti mieszkało tam ok. 1,1 mln mieszkańców. W 1510 zostało ich już zaledwie 46 tys., zaś w 1517 - tysiąc.

Wraz z kolonizatorami ściągali do Nowego Świata także funkcjonariusze kościelni. W 1502 r. wraz z gubernatorem na Haiti ściągnęło 17 franciszkanów, w 1509 ściągnęli pierwsi dominikanie, w 1511 do Puerto Rico przybyło 24 misjonarzy. W 1516 Ximenes postanowił, że do Nowego Świata nie może odpłynąć żaden statek bez księdza na pokładzie. Zaczęli oni chrzcić tysiącami. Bez pytania o zgodę zainteresowanych. Wychwalany przez papieża „apostoł Brazylii", José de Anchieta z Towarzystwa Jezusowego, głosił dewizę: „Miecz i żelazny pręt to najlepsi kaznodzieje". Jan Paweł II ogłosił go błogosławionym w rok po wstąpieniu na tron. Inny wysławiany misjonarz, franciszkanin Juan de Zumárraga, pierwszy meksykański arcybiskup, wyróżnił się w niszczeniu miejsc kultu lokalnego. W 1531 r. donosił o zburzeniu ponad pięciuset świątyń i ponad dwudziestu tysięcy „wizerunków bożków".
 

Zniszczenie Azteków

Ferdynand Cortez również poważnie potraktował nakaz Pana. W roku 1519 wraz z armią uzbrojoną w broń palną, krzyże i Biblie wyruszył głosić Ewangelię Indianom meksykańskim. Było im o tyle łatwiej, że wśród Indian krążył mit o białym bogu, używającym znaku krzyża, który przybył na te ziemie, by nauczyć ludzi uprawy roli, rzemiosła, zapoznać ich z pismem, przekazać wiedzę, a podstępnie zmuszony do opuszczenia kraju obiecał, że kiedyś powróci. Jako bogowie swoją hekatombę w imieniu Ewangelizacji narodów prowadzili łatwo i szybko. Podobnie jak w przypadku Sasów „Bóg wszechmogący zatriumfował". Tylko znów ewangelizowanych zostało jak na lekarstwo.
 

Zniszczenie Inków

Podboju imperium inkaskiego dokonał niepiśmienny poszukiwacz przygód, Franciszek Pizarro. W latach 20. XVI w. opanował wybrzeże Peru, docierając do granic państwa Inków. W roku 1531 wraz grupą chrześcijan, jeszcze mniejszą niż oddział Corteza, wyruszył w głąb lądu. "Władca Inków, Atahualpa, mógł w każdej chwili zetrzeć ich z powierzchni Ziemi, zamiast tego jednak, słał do nich pokojowe posłannictwa, zorganizował także spotkanie z przybyszami. Nigdy nie dowiemy się czy motywem jego działania był strach o podłożu religijnym, czy też przeświadczenie o własnej sile. W otoczeniu ogromnej świty, która na znak pokojowych intencji przyszła na spotkanie nieuzbrojona, Atahualpa przywitał Pizarra. W ciągu następnych kilku minut rozpoczęła się masowa masakra bezbronnych Inków, a ich władca został wzięty do niewoli. Ponownie, Indianie pozbawieni swojego przywódcy nie byli zdolni do jakichkolwiek działań. Atahualpa zorganizował własny wykup — ogromne ilości złota i srebra, których zebranie zajęło wiele miesięcy. Po uiszczeniu zapłaty, Hiszpanie osądzili władcę Inków i skazali na śmierć. W dowód łaski za to, że przeszedł on na wiarę chrześcijańską, Atahualpa nie został spalony na stosie, lecz uduszony" (Świat Wiedzy).
 

Zniszczenie Majów

Głównym odpowiedzialnym za zniszczenie kultury i religii Majów jest franciszkanin Diego de Landa (1524-1579) — ten sam, który napisał o Majach znane dziełko Relacion de las cosas de Yucatan. Oto fragment publikacji naukowej opisującej działalność inkwizycyjno-destrukcyjną Landy:

"Był to dokładnie rok [1562], kiedy o. Diego de Landa, zwierzchnik misji franciszkańskiej w Jukatanie, wezwał Święte Oficjum Inkwizycji w odpowiedzi na raporty o odstępstwach wśród chrześcijańskich konwertytów.

Zakonnicy pod dowództwem Landy, uzbrojeni w kwestionariusze, prowadzili inspekcje poza granicami Jukatanu. Wielka liczba podejrzanych „idolatrów", czyli wyznawców majańskich bogów, została w ich wyniku aresztowana i oskarżona. Jeśli nierychliwie składali zeznania, zakonnicy 'wybierali na ogół zamiast tortur zawieszenie delikwenta za rozciągnięte ręce na linie', jak napisał Landa, jakkolwiek był on opisywany jako „królowa tortur" [ 1 ]. Kiedy zachodziła dalsza potrzeba, zakonnicy używali bata, mocowali do stóp wiszących na linie kamienne obciążenia, pryskali na skórę gorący wosk lub gotującą się wodę, wiązali powrozy wokół ramion i ud, które następnie były zaciskane przez obroty desek lub kół pasowych. Czasami wyprowadzali człowieka na dwór, gdzie rozwierano mu usta za pomocą kołków, by następnie wlewać w nie tak wiele wody, aż do spuchnięcia brzucha, po czym stali nad nim, dopóki woda zmieszana z krwią nie wypływała ustami, nosem, uszami. Po uzyskaniu przyznania zapadał wyrok, który mógł oznaczać 200 batów, nakaz noszenia do trzech lat wyróżniającego stroju — żółtej koszuli z czerwonym krzyżem lub uczynienie niewolnikiem na okres do pięciu lat". [ 2 ]

W toku jego dalszej działalności, na postępowanie inkwizytora Landy złożono liczne skargi do pierwszego biskupa Jukatanu, Francisco Torala, który powołał komisję do ich zbadania.

„Na podstawie danych, które zebrali, wobec 6330 osób zastosowano kary kościelne [grzywny — przyp. MA], kolejne 4549 zostało poddane torturom. W wyniku tortur 32 osoby zostały ranne lub okaleczone, 157 osób zmarło, 13 osób popełniło samobójstwo tuż przed aresztowaniem a 18 osób zaginęło" (Tedlock).

Biskup Toral stwierdził, że dowody zebrane przez Landę w jego postępowaniach w ogromnej mierze były fałszywe. W konsekwencji uwolnił wszystkich jego więźniów. Działalność inkwizycyjna Landy w Jukatanie zakończyła się w 1564 r., kiedy został odwołany do Hiszpanii. W następstwie jego działalności król Filip II pozbawił zakony mnisze uprawnień jurysdykcyjnych w sprawach wiary oraz wyjął wszystkich Indian spod jurysdykcji Inkwizycji. Ostatecznie jednak Landa został rozgrzeszony dzięki inkwizytorowi Pedro de Guzmanowi i w 1573 r. triumfalnie wrócił na Jukatan, gdzie objął biskupstwo po nieżyjącym Toralu.

Głównym momentem destrukcji kultury Majów było sławetne auto-da-fé zorganizowane przez o. Landę w mieście Mani na Jukatanie w dniu 12 lipca 1562 r. Spalono wówczas ponad 40 ksiąg Majów (do dziś zachowały się jedynie 4), ok. 20 tys. świętych obrazów i rekwizytów religii Majów. Wydarzenie to miało traumatyczny wpływ na Indian. Jak przyznał sam Landa:

„Ludzie ci również korzystali z pewnych znaków lub liter, za pomocą których zapisywali w swych księgach pradawne sprawy i nauki. Znaleźliśmy wiele ksiąg spisanych tymi znakami, a że nie było w nich nic innego jeno przesądy i diabelskie łgarstwa, przeto wszystkie je spaliliśmy, co wywołało zadziwiający ich żal oraz ogromną boleść" [ 3 ].

Dziś w miejscu tym stoi restauracja „Auto da fe", która zawiera tablicę upamiętniającą zbrodnie o. Landy oraz obrazy ilustrujące niszczenie kultury Majów przez zakonników franciszkańskich.
Dziedzictwo

Relacja o wyniszczeniu Indian, Bartolome de Las Casas, 1552 r.
"[...] Między te łagodne owce, obdarzone przez swego Stwórcę wspomnianymi zaletami, weszli Hiszpanie, a skoro tylko je poznali, stali się jako wilki i tygrysy i lwy najsroższe, wygłodniałe od wielu dni. I od czterdziestu lat do dziś — a dziś również nie robią nic innego — ćwiartują ich, zabijają, niepokoją, gnębią, męczą i niszczą mnóstwem dziwnych, nowych różnorodnych, nigdy nie widzianych i nie słyszanych sposobów i okrucieństw. [...]
Wiemy na pewno, że na stałym lądzie nasi Hiszpanie okrucieństwami swymi i niegodziwymi czynami wyludnili i zniszczyli przeszło dziesięć królestw i sprawili, że królestwa te, pełne ongi istot rozumnych, są dziś opustoszałe, a są one rozleglejsze od całej Hiszpanii, licząc razem z Aragonią i Portugalią, i mają dwa razy więcej ziemi niż jest między Sewillą a Jerozolimą, to znaczy przeszło dwa tysiące mil. [...]
Ci, którzy tam pojechali i którzy nazywają się chrześcijanami, posługiwali się głównie dwoma sposobami wyplenienia i głodzenia z oblicza ziemi owych pożałowania godnych narodów. Jeden sposób — to niesprawiedliwe, okrutne, krwawe, tyrańskie wojny. Drugi sposób to — po wybiciu wszystkich, którzy mogliby pragnąć wolności, wzdychać do niej, myśleć o niej albo szukać wyjścia z mąk, które cierpią, a więc po wybiciu wszystkich prawowitych władców oraz dorosłych mężczyzn (bo zwykle podczas wojny pozostają przy życiu jedynie młodzież i kobiety) — wyniszczanie również pozostałych trudami najsurowszej, najstraszniejszej i najcięższej niewoli, w jaką kiedykolwiek mogli dostać się ludzie czy zwierzęta. Do tych dwóch sposobów piekielnej przemocy sprowadzają się, ograniczają i podporządkowują im jako rodzajom wszelkie inne, różnorodne metody wyniszczania ludów, a ilość metod jest nieskończona. [...]"

W ciągu pierwszych stu pięćdziesięciu lat „ewangelizacji" Ameryki Południowej zginęło 70 mln jej pierwotnych mieszkańców [ 4 ].

Jan Paweł II nie zdobył się na prawdę o tym podboju i zniszczeniu, za które odpowiadają przecież nie tylko katoliccy władcy, ale i katolickie duchowieństwo. Przeciwnie, uświęcił huczne obchody „500-lecia ewangelizacji Ameryki Łacińskiej", kiedy postępowe środowiska katolickie domagały się, aby papiestwo wykorzystało tę rocznicę do przeproszenia za zbrodnie wobec Indian (zob. np. akt końcowy Trzeciej Europejskiej Konferencji na Rzecz Praw Człowieka w Kościele pkt 7 z 12 stycznia 1992, Chur).

Niesmak budzą słowa Jana Pawła II podczas kazania na Santo Domingo w 1992 r. podczas otwarcia Latarni Kolumba (w kształcie olbrzymiego krzyża): "Zgromadziliśmy się przed latarnią Kolumba, która swą formą krzyża ma symbolizować krzyż Chrystusa wbity w tę ziemię w 1492 roku. W ten sposób chciano zarazem uczcić wielkiego admirała, który dał pisemny wyraz swojej woli: «Ustawiajcie krzyże na wszystkich drogach i traktach, żeby im Bóg pobłogosławił (...świętym mieczem najeźdźców-eksterminatorów — przyp.)» (...) Tak rozpoczęła się siejba cennego daru wiary" (Kazanie z 11 października 1992). A jak się zakończyła — wszyscy wiemy.

Niektórzy pasterze kościoła zdobyli się na wyznanie prawdy o owej „siejbie cennego daru wiary", np. Biskup Xingu (Brazylia) Erwin Kräutler, jak podawała Katolicka Agencja Informacyjna z 6 marca 1991 r., powiedział, że Kościół katolicki wtargnął przed 500 laty do Ameryki Łacińskiej, „w europejskim stroju, bez respektu dla indiańskich kultur", i stał się współwinny „największej masakrze w dziejach ludzkości", zaś jego misjonarze potępili wszelkie uczucia religijne Indian jako „pochodzące od szatana". Rok później Jan Paweł II przemawiając na tym kontynencie skwapliwie przemilczał tę okrutną prawdę.

Słusznie więc w odpowiedzi na te kościelne obchody y 1992 r. pewna Indianka powiedziała, że od czasów Kolumba zaczął się „proces eksterminacji, który nigdy nie ustał", a rok 1992 nie jest żadnym powodem do świętowania, gdyż „Holocaustu popełnionego na Żydach też się przecież nie celebruje, tylko oddaje cześć pamięci ofiar ludobójstwa".

Dziś wypaczanie tego „dziedzictwa chrześcijańskiego" kontynuuje popularny katolicki fundamentalista, Mel Gibson, który po przedstawieniu śmierci Chrystusa, zabrał się za okres schyłkowy Majów. Gwatemalski pełnomocnik ds. rasizmu, Ricardo Cajas, powiedział, że "Apocalypto" przedstawia Majów w bardzo niekorzystnym świetle. Uznał, że najnowsze dzieło Gibsona cofa rozumienie cywilizacji Majów o 50 lat. Film przedstawia Majów jako barbarzyńców i morderców, których uratować może jedynie przybycie Hiszpanów — powiedział.

Więcej tutaj:

http://user26538.hvs.pl/yogin/index.php

Przypisy:
[ 1 ] Inkwizytorzy kierowali się zasadą, że „przyznanie się jest królową dowodów", zaś za „królową tortur" uważali strappado, wahadło, rozciąganie człowieka na linie za ręce — przyp. MA.
[ 2 ] Dennis Tedlock, Torture in the Archives: Mayans Meet Europeans, American Antropologist, New Series, Vol. 95, No. 1 (Mar., 1993), 139-152.
[ 3 ] za: T. Laughton, Majowie.
[ 4 ] Jakkolwiek duża część zmarła w wyniku chorób przywleczonych przez kolonizatorów.

Przedstawiciele

Potępiam chrześcijaństwo, podnoszę przeciw Kościołowi chrześcijańskiemu najstraszniejsze ze wszystkich oskarżeń, jakie kiedykolwiek wyszły z ust oskarżyciela. Jest on w najwyższym stopniu skorumpowany… z każdej wartości ... uczynił jej przeciwieństwo, z każdej prawdy kłamstwo, z każdej prawości nikczemność duszy… Nazywam chrześcijaństwo jednym wielkim przekleństwem, jednym wielkim wewnętrznym zepsuciem, jednym wielkim instynktem zemsty, dla którego żaden środek nie jest dostatecznie trujący, podstępny, mały — nazywam je jedną, nie dającą się zmyć plamą na honorze ludzkości...- Friedrich Nietzsche


Ci którzy służą innemu Bogu niż nasz i wyznają inną religię, muszą być wytępieni ogniem i mieczem, a ich miasta zniszczone i spalone” - z natchnienia Ducha Świętego jako nieomylne magisterium Kościoła - papież św. Grzegorz XIII (1572-1585)
W bulli Excomunicamus et anathematisamus z 1231 roku Grzegorz IX, właściwie Ugolino di Conti di Segni (ur. ok. 1143 w Anagni – zm. 22 sierpnia 1241 w Rzymie). zatwierdził zwyczaj stosowania kary śmierci w stosunku do innowierców i niewiernych.

Gdzie znaj­dziemy tyle frazesów o wszechogarniającej miłości i taką, pochła­niającą właściwie wszystko, nienawiść? Gdzie znajdziemy religię, która z miłości zabija, torturuje, kradnie, szantażuje, pozbawia czci, oczernia, wyklina? Tak wspaniale uszczęśliwiało chrześcijań­stwo świat, taka była jego praktyka — zaraza, która szalała przez dwa tysiąclecia. Ujmijmy to krótko: chrześcijaństwo stało się an­tychrystem. Ono samo stało się owym ukazywanym przez siebie diabłem! Ono samo było tym złem, które rzekomo zwalczało! Tym piekłem, którym straszyło, było właśnie ono! Wśród wszyst­kich złych rzeczy stało się ono tą najgorszą: nie dlatego, że inne były lepsze, ale dlatego, że wszystkie inne nie potrafiły być złe tak długo i tak intensywnie, dlatego, że nic innego nie zdobyło takiej władzy nad ludźmi podatnymi na oszałamiającą ułudę, na którą składały się łacina, kłamstwa, duszpasterski patos, świątobliwe ge­sty, opowieści o koszmarach i urokach zaświatów; podatnymi na podjudzanie do zbrodni, byleby dochodziło do nich w imieniu Boga (i kapłanów), które to imię pozwalało na wszystko, wszystko czyniło możliwym i wszystko ułatwiało, a tymczasem sami kapłani umywali ręce, dbali o własną skórę, napełniali kiesy i pouczali: „Nie zbierajcie skarbów na tej ziemi”, „Nie sądźcie innych”, „Ko­chajcie się nawzajem”, „Czyńcie dobro tym, którzy was nienawi­dzą”. Oni czynili zło tym, którzy kochali Jezusa, którzy chcieli przestrzegać jego przykazań, takim ludziom wyrywali języki, wy­krawali oczy, miażdżyli kończyny, takich ludzi grzebali żywcem, rozpinali na krzyżach, palili, zamurowywali na resztę życia, nie oszczędzali im niczego, żadnej hańby, żadnego bólu, mścili się na ich dzieciach i wnukach, czując się dobrymi i uprawnionymi do owych czynów — i nadal tak się czują. A przecież ukrzyżo­wali ludzkość! Wszyscy za jednego? Wszyscy za nich! Od czasów Konstantyna cechami, po których rozpoznaje się ten Kościół, są obłuda i przemoc; codzienną praktyką tej religii stała się ma­sowa zagłada. Surowo zakazywano zabijania pojedynczych osób, ale uśmiercanie tysięcy ludzi było dziełem miłym Bogu. To nie obłęd, to jest chrześcijaństwo. Karlheinz Deschner "Opus Diaboli".

Osho był przeciwnikiem jakiegokolwiek systemu wiary. Cenił natomiast i zalecał osobistą religijność, a nie bycie wyznawcą religii – wyraźnie te rzeczy rozgraniczał. Podkreślał wartość autentycznego, osobistego doświadczenia religijnego. Ku temu doświadczeniu prowadzą (bez szczególnej kolejności): bycie świadomym, miłość, medytacja, świętowanie, twórcze działanie oraz radość i śmiech. Mówił, że oświecenie jest naturalnym stanem człowieka, ale uwaga ludzi jest zbyt rozproszona by to zauważyć – rozproszona zwłaszcza przez nieustanne myślenie i ciągłą aktywność umysłu. Powiedział, że nie ma szczególnej różnicy pomiędzy nim, a innymi ludźmi, bo podobnie jak ci, którzy nie są teraz oświeceni i on kiedyś nie był oświecony, i tak samo jak on jest oświecony dzisiaj, tak inni będą oświeceni kiedyś.

Wyrażał się bardzo sprawnie zarówno w hindi jak i w języku angielskim. Mówił o twórcach najróżniejszych tradycji duchowych: Buddzie, Krysznie, Guru Nanaku, Jezusie, Sokratesie, mistrzach zen, Gurdżijewie, jak i o sufizmie, chasydyzmie, tantrze i wielu innych. Głosił, że żaden system myślenia nie jest w stanie go zdefiniować, gdyż uważał, że żadna filozofia nie jest w stanie w pełni wyrazić prawdy.

Mówią, że kościół chrześcijański występuje w obronie prawdy, uczciwości i lojalności.
Po pierwsze należy zapytać, czy kościół chrześcijański zna prawdę? Wierzy w fikcyjnego Boga, wierzy w fikcyjnego diabła, wierzy w niebo i piekło, a nie ma żadnego dowodu na ich istnienie. Jakiej więc prawdy strzeże?

Kościół w istocie nie zna sposobu osiągnięcia prawdy. Modlitwa nie jest sposobem, ponieważ modlitwa opiera się na wierze w Boga. Już zaakceptowałeś jakieś wierzenie. Wierzenie nie jest prawdą. W prawdę nie musisz wierzyć; prawda cię sobą wypełnia. Stajesz się nią! Ona nie jest sprawą wiary czy wierzenia, ale najgłębszego wniknięcia w swoją własną świadomość. To podróż do wewnątrz.

Chrześcijaństwo nadal nie odstępuje od obiektywnego świata. Jego Bóg jest zewnętrznym obiektem, jego niebo jest na zewnątrz, podobnie jak piekło. Modlitwa jest dla zewnętrznego Boga; chrześcijaństwo jeszcze nie dowiedziało się, że w ludzkich istotach jest też przestrzeń wewnętrzna, a jeśli nie dotknie się samego centrum swojej świadomości, nie osiągnie się prawdy.

Czego więc strzegą? Wszelkiego typu kłamstw! Narodziny z dziewicy, czy to jest prawda?
Tylko w przypadku ameby ma miejsce niepokalane poczęcie. Poza nimi nikt nie może się narodzić z dziewicy. Ameby to bardzo dziwne istoty; żyją w celibacie, nie angażują się w seks, żadna ameba nie jest ani męska, ani żeńska. Można się dziwić, w jaki sposób w ogóle się rozmnażają!

Chrześcijanie zabili więcej ludzi w świecie, niż jakakolwiek inna religia. Na drugim miejscu są muzułmanie, ale to chrześcijanie tu przodują i to z dobrze znanych powodów. Zabijali ludzi, aby zmusić ich do stania się chrześcijanami. Oczywiście, jeśli staje się przed wyborem pomiędzy śmiercią, a chrześcijaństwem, to każda krucha ludzka istota wybierze raczej chrześcijaństwo, aniżeli śmierć. Pojawił się wiec strach: "Zostanę zabity. Jedyną alternatywą jest zostanie chrześcijaninem".

Nie tylko chrześcijanie tak mówią... Nawet Jezus powiedział: "Każdy, kto idzie do Raju Boga, idzie tam poprzez mnie, nie ma innej drogi. Ja jestem drogą. Sprowadź ludzi na tę drogę, nawet jeśli miałbyś ich do tego zmusić". Przyświecały mu dobre intencje. Trzeba to rozumieć.

Bardzo trafne jest stare przysłowie, które mówi: "Droga do piekła jest wybrukowana dobrymi nadziejami". Krucjaty chrześcijan przeciw poganom prowadzono z dobrymi intencjami. Chcieli, aby wszyscy poszli do raju. A ponieważ się opierali, musieli zostać zabici. Będą stanowić przykład dla innych pogan: "Jeśli nie chcesz zostać zabity, zostań chrześcijaninem!"

Dżinizm i buddyzm są najbardziej cywilizowanymi religiami świata. Nie zabiły nikogo, nawet jednej osoby, aby ją nawrócić. A kościół chrześcijański nazywa siebie kościołem wojującym. Wojsko i kościół? Z pewnością chrześcijanie zabili więcej ludzi, niż jakakolwiek inna religia. To jest kościół wojujący. Utrzymywał wielkie armie, które wysyłał do nawracania pogan. Poganie byli wspaniałymi ludźmi, o wiele wspanialszymi od jakiegokolwiek chrześcijanina. Byli czcicielami natury. Kochali drzewa, rzeki, góry, gwiazdy, słońce, księżyc... to był ich świat. Nie było w nim Boga, nieba ani piekła. Samo życie było rajem. To, co powiedział Budda, mówili również poganie. Ale chrześcijanie zabijali lub nawracali ich, traktowali ich jak podludzi, zabijali ich jak zwierzęta, tak jakby nie zaliczali się do ludzkiej rasy.

W Ameryce zdarzyło się to na ogromną skalę. Do Ameryki pojechali wypędzeni z Anglii kryminaliści. Założyli dwa pierwsze stany i zaczęli zabijać czerwonoskórych Indian, pierwotnych mieszkańców Ameryki. Ci, którzy przeżyli, zostali zmuszani do pójścia w głębokie lasy. Nazwano je rezerwatami, ale jest to tylko inne słowo. Są to obozy koncentracyjne, istniejące od tak dawna, że nawet Hitler nie był tego świadomy.

Po przybyciu do Ameryki powiedziałem do szefa służb imigracyjnych: "Co myślisz o sobie? Ty jesteś cudzoziemcem i je jestem cudzoziemcem. Jesteś trochę starszym cudzoziemcem, przybyłeś tu trzysta lat temu, ja jestem nowy, ale nie myśl, że ten kraj należy do ciebie. Kim jesteś, żeby to oceniać?

Przybyłeś do tego kraju bez wizy i pozwolenia, wkroczyłeś tu jako najeźdźca. Ja przyjechałem z wizą jako turysta. Jeśli jest w tobie choć trochę uczciwości, o której chrześcijanie tyle gadają, powinieneś natychmiast opuścić ten kraj! To nie jest twoja ziemia, twoje ręce są splamione krwią.

Oszukujecie cały świat i samych siebie! Na czyjejś ziemi ogłosiliście Konstytucję, wy, którzy mówicie o wolności? Mówicie o wolności słowa i o szacunku dla jednostki, a co zrobiliście z tubylcami? To jest wasz szacunek? Wbrew swojej Konstytucji uważacie tych ludzi za niewolników i okupujecie ten kraj. I chcecie, abym to was prosił o pozwolenie pozostania tutaj? Cudzoziemcy mają o to prosić cudzoziemców?

Kupiłem tu ziemię, a wy nie! Za Nowy Jork zapłaciliście 90 dolarów; my zapłaciliśmy 6 milionów dolarów za Rajneeshpuram i zainwestowaliśmy w komunę 300 milionów dolarów. Nie najechaliśmy nikogo. Komuna rozkwitła, wstrząsnęła całą Ameryką. Najbardziej wstrząśnięci byli chrześcijanie, którzy sądzili, że są cywilizowani. Wspólnotę zniszczył fundamentalistyczny chrześcijanin Ronald Reagan, działając pod wpływem presji swego kościoła: "Ona jest niebezpieczna, ponieważ odciąga młodych ludzi od chrześcijańskiej owczarni".

Jeśli odciągasz młodych ludzi od hinduskiej, muzułmańskiej czy buddyjskiej owczarni, jest to absolutnie w porządku... Osobiście nikogo nie nawracam na żadną religię. Tutaj przychodzą tylko bardzo inteligentni ludzie, z własnej woli i mogą sobie odejść stąd w każdej chwili. Nie jest to religia, tylko karawana poszukiwaczy prawdy. Nikogo się nie nawraca, każdy z własnej woli może dołączyć do karawany, do komuny. Jego wolność pozostaje nietknięta, a indywidualność będzie poszanowana.

"Bóg uczynił Hiszpanów swoim narodem wybranym,
a cesarza-Mesjasza w osobie Karola V
wywyższył ponad cały świat.
Nadchodzi tysiącletnie królestwo Apokalipsy"
o. G. de Mendieta, Historia eclesiástica indiana, 1597

"Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu !" — głosi Ewangelia Marka (16,15). Poszli więc. Uzbrojeni po zęby. Zaopatrzeni w papieskie pełnomocnictwa. 4 maja 1493 r. papież wydał bullę Inter caetera w której podzielił Nowy Świat między Portugalię i Hiszpanię. Tej ostatniej przyznał „Indie Zachodnie", czyli wszystkie już zajęte oraz jeszcze nie odkryte obszary na półkuli zachodniej. Portugalii przypadły „Indie Wschodnie", zaś linię demarkacyjną między nimi ustalił 100 mil na zachód od Azorów i Zielonego Przylądka. Jednocześnie zobowiązał obie potęgi do nawrócenia tubylców na chrześcijaństwo.

12 października 1492 Krzysztof Kolumb „odkrył Amerykę", otwarł chrześcijaństwu tereny, w które herezją było wierzyć. Istnieniu antypodów zaprzeczali znamienici Ojcowie Kościoła, tacy jak Laktancjusz oraz św. Augustyn. Na przekór jednak postanowieniom myślicieli chrześcijańskich antypody okazały się istnieć. Być może tak samo się kiedyś okaże, że na przekór ich mniemaniom inne rzeczy nie istnieją...

Relacja Krzysztofa Kolumba z pierwszej wyprawy odkrywczej (Haiti):
"Nie posiadają żelaza ani stali, ani broni i nie umieją się nią posługiwać. A przecie są to ludzie pięknie zbudowani i rośli, są jednak niesłychanie trwożliwi. Całą ich bronią są trzciny ścinane w chwili, kiedy sypią ziarno, na ich szerszym końcu przymocowują kawałek zaostrzonego mocno drewna; ale nie mają odwagi się nimi posługiwać. [...] Nie mają żadnej religii ani bałwochwalstwa. Wierzą jedynie, że w niebie mieszka wszelka moc, wszelkie dobro; wierzą niezbicie, że ja z moimi okrętami i moi ludzie zstąpiliśmy z nieba [...] Tak tedy Zbawiciel dał owo zwycięstwo Naszym Najjaśniejszym Królowi i Królowej oraz ich królestwom, rozsławionym dzięki tej sprawie tak ważnej, że całe chrześcijaństwo powinno się radować i uroczyście to obchodzić, aby złożyć dziękczynienie Trójcy Przenajświętszej w licznych uroczystych modłach nie tyle z powodu chwały, która przez to spadnie na nie przez nawrócenie wielkiej liczby ludów na naszą świętą wiarę, ale również z powodu bogactw materialnych"

Okazało się, że ziścił się tylko drugi powód do modłów. Indianie nie byli skorzy do przyjmowania Trójcy bądź to z powodu przywiązania do religii ojców, bądź też dlatego, że ich zabito. W chwili przybycia katolików na Haiti mieszkało tam ok. 1,1 mln mieszkańców. W 1510 zostało ich już zaledwie 46 tys., zaś w 1517 - tysiąc.

Wraz z kolonizatorami ściągali do Nowego Świata także funkcjonariusze kościelni. W 1502 r. wraz z gubernatorem na Haiti ściągnęło 17 franciszkanów, w 1509 ściągnęli pierwsi dominikanie, w 1511 do Puerto Rico przybyło 24 misjonarzy. W 1516 Ximenes postanowił, że do Nowego Świata nie może odpłynąć żaden statek bez księdza na pokładzie. Zaczęli oni chrzcić tysiącami. Bez pytania o zgodę zainteresowanych. Wychwalany przez papieża „apostoł Brazylii", José de Anchieta z Towarzystwa Jezusowego, głosił dewizę: „Miecz i żelazny pręt to najlepsi kaznodzieje". Jan Paweł II ogłosił go błogosławionym w rok po wstąpieniu na tron. Inny wysławiany misjonarz, franciszkanin Juan de Zumárraga, pierwszy meksykański arcybiskup, wyróżnił się w niszczeniu miejsc kultu lokalnego. W 1531 r. donosił o zburzeniu ponad pięciuset świątyń i ponad dwudziestu tysięcy „wizerunków bożków".


Zniszczenie Azteków

Ferdynand Cortez również poważnie potraktował nakaz Pana. W roku 1519 wraz z armią uzbrojoną w broń palną, krzyże i Biblie wyruszył głosić Ewangelię Indianom meksykańskim. Było im o tyle łatwiej, że wśród Indian krążył mit o białym bogu, używającym znaku krzyża, który przybył na te ziemie, by nauczyć ludzi uprawy roli, rzemiosła, zapoznać ich z pismem, przekazać wiedzę, a podstępnie zmuszony do opuszczenia kraju obiecał, że kiedyś powróci. Jako bogowie swoją hekatombę w imieniu Ewangelizacji narodów prowadzili łatwo i szybko. Podobnie jak w przypadku Sasów „Bóg wszechmogący zatriumfował". Tylko znów ewangelizowanych zostało jak na lekarstwo.


Zniszczenie Inków

Podboju imperium inkaskiego dokonał niepiśmienny poszukiwacz przygód, Franciszek Pizarro. W latach 20. XVI w. opanował wybrzeże Peru, docierając do granic państwa Inków. W roku 1531 wraz grupą chrześcijan, jeszcze mniejszą niż oddział Corteza, wyruszył w głąb lądu. "Władca Inków, Atahualpa, mógł w każdej chwili zetrzeć ich z powierzchni Ziemi, zamiast tego jednak, słał do nich pokojowe posłannictwa, zorganizował także spotkanie z przybyszami. Nigdy nie dowiemy się czy motywem jego działania był strach o podłożu religijnym, czy też przeświadczenie o własnej sile. W otoczeniu ogromnej świty, która na znak pokojowych intencji przyszła na spotkanie nieuzbrojona, Atahualpa przywitał Pizarra. W ciągu następnych kilku minut rozpoczęła się masowa masakra bezbronnych Inków, a ich władca został wzięty do niewoli. Ponownie, Indianie pozbawieni swojego przywódcy nie byli zdolni do jakichkolwiek działań. Atahualpa zorganizował własny wykup — ogromne ilości złota i srebra, których zebranie zajęło wiele miesięcy. Po uiszczeniu zapłaty, Hiszpanie osądzili władcę Inków i skazali na śmierć. W dowód łaski za to, że przeszedł on na wiarę chrześcijańską, Atahualpa nie został spalony na stosie, lecz uduszony" (Świat Wiedzy).


Zniszczenie Majów

Głównym odpowiedzialnym za zniszczenie kultury i religii Majów jest franciszkanin Diego de Landa (1524-1579) — ten sam, który napisał o Majach znane dziełko Relacion de las cosas de Yucatan. Oto fragment publikacji naukowej opisującej działalność inkwizycyjno-destrukcyjną Landy:

"Był to dokładnie rok [1562], kiedy o. Diego de Landa, zwierzchnik misji franciszkańskiej w Jukatanie, wezwał Święte Oficjum Inkwizycji w odpowiedzi na raporty o odstępstwach wśród chrześcijańskich konwertytów.

Zakonnicy pod dowództwem Landy, uzbrojeni w kwestionariusze, prowadzili inspekcje poza granicami Jukatanu. Wielka liczba podejrzanych „idolatrów", czyli wyznawców majańskich bogów, została w ich wyniku aresztowana i oskarżona. Jeśli nierychliwie składali zeznania, zakonnicy 'wybierali na ogół zamiast tortur zawieszenie delikwenta za rozciągnięte ręce na linie', jak napisał Landa, jakkolwiek był on opisywany jako „królowa tortur" [ 1 ]. Kiedy zachodziła dalsza potrzeba, zakonnicy używali bata, mocowali do stóp wiszących na linie kamienne obciążenia, pryskali na skórę gorący wosk lub gotującą się wodę, wiązali powrozy wokół ramion i ud, które następnie były zaciskane przez obroty desek lub kół pasowych. Czasami wyprowadzali człowieka na dwór, gdzie rozwierano mu usta za pomocą kołków, by następnie wlewać w nie tak wiele wody, aż do spuchnięcia brzucha, po czym stali nad nim, dopóki woda zmieszana z krwią nie wypływała ustami, nosem, uszami. Po uzyskaniu przyznania zapadał wyrok, który mógł oznaczać 200 batów, nakaz noszenia do trzech lat wyróżniającego stroju — żółtej koszuli z czerwonym krzyżem lub uczynienie niewolnikiem na okres do pięciu lat". [ 2 ]

W toku jego dalszej działalności, na postępowanie inkwizytora Landy złożono liczne skargi do pierwszego biskupa Jukatanu, Francisco Torala, który powołał komisję do ich zbadania.

„Na podstawie danych, które zebrali, wobec 6330 osób zastosowano kary kościelne [grzywny — przyp. MA], kolejne 4549 zostało poddane torturom. W wyniku tortur 32 osoby zostały ranne lub okaleczone, 157 osób zmarło, 13 osób popełniło samobójstwo tuż przed aresztowaniem a 18 osób zaginęło" (Tedlock).

Biskup Toral stwierdził, że dowody zebrane przez Landę w jego postępowaniach w ogromnej mierze były fałszywe. W konsekwencji uwolnił wszystkich jego więźniów. Działalność inkwizycyjna Landy w Jukatanie zakończyła się w 1564 r., kiedy został odwołany do Hiszpanii. W następstwie jego działalności król Filip II pozbawił zakony mnisze uprawnień jurysdykcyjnych w sprawach wiary oraz wyjął wszystkich Indian spod jurysdykcji Inkwizycji. Ostatecznie jednak Landa został rozgrzeszony dzięki inkwizytorowi Pedro de Guzmanowi i w 1573 r. triumfalnie wrócił na Jukatan, gdzie objął biskupstwo po nieżyjącym Toralu.

Głównym momentem destrukcji kultury Majów było sławetne auto-da-fé zorganizowane przez o. Landę w mieście Mani na Jukatanie w dniu 12 lipca 1562 r. Spalono wówczas ponad 40 ksiąg Majów (do dziś zachowały się jedynie 4), ok. 20 tys. świętych obrazów i rekwizytów religii Majów. Wydarzenie to miało traumatyczny wpływ na Indian. Jak przyznał sam Landa:

„Ludzie ci również korzystali z pewnych znaków lub liter, za pomocą których zapisywali w swych księgach pradawne sprawy i nauki. Znaleźliśmy wiele ksiąg spisanych tymi znakami, a że nie było w nich nic innego jeno przesądy i diabelskie łgarstwa, przeto wszystkie je spaliliśmy, co wywołało zadziwiający ich żal oraz ogromną boleść" [ 3 ].

Dziś w miejscu tym stoi restauracja „Auto da fe", która zawiera tablicę upamiętniającą zbrodnie o. Landy oraz obrazy ilustrujące niszczenie kultury Majów przez zakonników franciszkańskich.
Dziedzictwo

Relacja o wyniszczeniu Indian, Bartolome de Las Casas, 1552 r.
"[...] Między te łagodne owce, obdarzone przez swego Stwórcę wspomnianymi zaletami, weszli Hiszpanie, a skoro tylko je poznali, stali się jako wilki i tygrysy i lwy najsroższe, wygłodniałe od wielu dni. I od czterdziestu lat do dziś — a dziś również nie robią nic innego — ćwiartują ich, zabijają, niepokoją, gnębią, męczą i niszczą mnóstwem dziwnych, nowych różnorodnych, nigdy nie widzianych i nie słyszanych sposobów i okrucieństw. [...]
Wiemy na pewno, że na stałym lądzie nasi Hiszpanie okrucieństwami swymi i niegodziwymi czynami wyludnili i zniszczyli przeszło dziesięć królestw i sprawili, że królestwa te, pełne ongi istot rozumnych, są dziś opustoszałe, a są one rozleglejsze od całej Hiszpanii, licząc razem z Aragonią i Portugalią, i mają dwa razy więcej ziemi niż jest między Sewillą a Jerozolimą, to znaczy przeszło dwa tysiące mil. [...]
Ci, którzy tam pojechali i którzy nazywają się chrześcijanami, posługiwali się głównie dwoma sposobami wyplenienia i głodzenia z oblicza ziemi owych pożałowania godnych narodów. Jeden sposób — to niesprawiedliwe, okrutne, krwawe, tyrańskie wojny. Drugi sposób to — po wybiciu wszystkich, którzy mogliby pragnąć wolności, wzdychać do niej, myśleć o niej albo szukać wyjścia z mąk, które cierpią, a więc po wybiciu wszystkich prawowitych władców oraz dorosłych mężczyzn (bo zwykle podczas wojny pozostają przy życiu jedynie młodzież i kobiety) — wyniszczanie również pozostałych trudami najsurowszej, najstraszniejszej i najcięższej niewoli, w jaką kiedykolwiek mogli dostać się ludzie czy zwierzęta. Do tych dwóch sposobów piekielnej przemocy sprowadzają się, ograniczają i podporządkowują im jako rodzajom wszelkie inne, różnorodne metody wyniszczania ludów, a ilość metod jest nieskończona. [...]"

W ciągu pierwszych stu pięćdziesięciu lat „ewangelizacji" Ameryki Południowej zginęło 70 mln jej pierwotnych mieszkańców [ 4 ].

Jan Paweł II nie zdobył się na prawdę o tym podboju i zniszczeniu, za które odpowiadają przecież nie tylko katoliccy władcy, ale i katolickie duchowieństwo. Przeciwnie, uświęcił huczne obchody „500-lecia ewangelizacji Ameryki Łacińskiej", kiedy postępowe środowiska katolickie domagały się, aby papiestwo wykorzystało tę rocznicę do przeproszenia za zbrodnie wobec Indian (zob. np. akt końcowy Trzeciej Europejskiej Konferencji na Rzecz Praw Człowieka w Kościele pkt 7 z 12 stycznia 1992, Chur).

Niesmak budzą słowa Jana Pawła II podczas kazania na Santo Domingo w 1992 r. podczas otwarcia Latarni Kolumba (w kształcie olbrzymiego krzyża): "Zgromadziliśmy się przed latarnią Kolumba, która swą formą krzyża ma symbolizować krzyż Chrystusa wbity w tę ziemię w 1492 roku. W ten sposób chciano zarazem uczcić wielkiego admirała, który dał pisemny wyraz swojej woli: «Ustawiajcie krzyże na wszystkich drogach i traktach, żeby im Bóg pobłogosławił (...świętym mieczem najeźdźców-eksterminatorów — przyp.)» (...) Tak rozpoczęła się siejba cennego daru wiary" (Kazanie z 11 października 1992). A jak się zakończyła — wszyscy wiemy.

Niektórzy pasterze kościoła zdobyli się na wyznanie prawdy o owej „siejbie cennego daru wiary", np. Biskup Xingu (Brazylia) Erwin Kräutler, jak podawała Katolicka Agencja Informacyjna z 6 marca 1991 r., powiedział, że Kościół katolicki wtargnął przed 500 laty do Ameryki Łacińskiej, „w europejskim stroju, bez respektu dla indiańskich kultur", i stał się współwinny „największej masakrze w dziejach ludzkości", zaś jego misjonarze potępili wszelkie uczucia religijne Indian jako „pochodzące od szatana". Rok później Jan Paweł II przemawiając na tym kontynencie skwapliwie przemilczał tę okrutną prawdę.

Słusznie więc w odpowiedzi na te kościelne obchody y 1992 r. pewna Indianka powiedziała, że od czasów Kolumba zaczął się „proces eksterminacji, który nigdy nie ustał", a rok 1992 nie jest żadnym powodem do świętowania, gdyż „Holocaustu popełnionego na Żydach też się przecież nie celebruje, tylko oddaje cześć pamięci ofiar ludobójstwa".

Dziś wypaczanie tego „dziedzictwa chrześcijańskiego" kontynuuje popularny katolicki fundamentalista, Mel Gibson, który po przedstawieniu śmierci Chrystusa, zabrał się za okres schyłkowy Majów. Gwatemalski pełnomocnik ds. rasizmu, Ricardo Cajas, powiedział, że "Apocalypto" przedstawia Majów w bardzo niekorzystnym świetle. Uznał, że najnowsze dzieło Gibsona cofa rozumienie cywilizacji Majów o 50 lat. Film przedstawia Majów jako barbarzyńców i morderców, których uratować może jedynie przybycie Hiszpanów — powiedział.

Więcej tutaj:

http://user26538.hvs.pl/yogin/index.php

Przypisy:
[ 1 ] Inkwizytorzy kierowali się zasadą, że „przyznanie się jest królową dowodów", zaś za „królową tortur" uważali strappado, wahadło, rozciąganie człowieka na linie za ręce — przyp. MA.
[ 2 ] Dennis Tedlock, Torture in the Archives: Mayans Meet Europeans, American Antropologist, New Series, Vol. 95, No. 1 (Mar., 1993), 139-152.
[ 3 ] za: T. Laughton, Majowie.
[ 4 ] Jakkolwiek duża część zmarła w wyniku chorób przywleczonych przez kolonizatorów.

Gdzieś na tym świecie... – Nie szukam ideału. Nie mam do tego prawa, bo mnie samemu wiele brakuje do doskonałości...

-Anne Brontë – Agnes Grey

Gdzieś na tym świecie...

Nie szukam ideału. Nie mam do tego prawa, bo mnie samemu wiele brakuje do doskonałości...

-Anne Brontë – Agnes Grey