Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

Szukaj


 

Znalazłem 124 takie materiały
Ratujmy Konie z Morskiego Oka. – Na największej polskiej autostradzie turystycznej, czyli drodze do Morskiego Oka codziennie rozgrywa się dramat dziesiątek koni, które muszą ciągnąć wozy z ceprami. Te są przeładowane i przemęczone, przez co kilka z nich padło na trasie, a dziesiątki trafiają do rzeźni, jako nieprzydatne w biznesie. Ale fiakrzy nie zwracają na to uwagi, bo na nowego konia są w stanie zarobić w ciągu kilku dni. Dla nich koń to narzędzie, nie żywe zwierzę.

Z kolejnych prywatnych busików (10 zł za kilkunastokilometrową trasę - zdzierstwo) wylegają tłumy turystów, którzy mają tego dnia jeden cel: zobaczyć Morskie Oko. Pogoda taka, że można tylko zacytować "Hydrozagadkę" i stwierdzić, że "żar leje się z nieba". Dlatego nie wszyscy pokonają na własnych nogach 10 km (tylko!) dzielące ich od osiągnięcia celu. 

Zaraz za bramą ustawia się monumentalna kolejka chętnych "na koniki", czyli chcących pokonać trasę wozem ciągniętym przez parę koni. Nie odstrasza ich nawet cena - 40 złotych od osoby w jedną stronę, bez jakichkolwiek ulg, np. dla dzieci. Fiakrzy (górale powożący wozami) podjeżdżają tylko i popędzają ceprów, by szybciej wsiadali. Potem tylko kasują za bilet i można jechać.

Ale jeden z nich miał tego poranka pecha - zaparkował wóz na środku drogi i odszedł na chwilę, a z góry nadjechała właśnie Straż Tatrzańskiego Parku Narodowego. Góral musiał wylegitymować się licencją i paszportami koni, co chwilę trwało. Zniecierpliwieni turyści zaczęli strofować strażników. - No, ładnie nas tutaj witacie - komentowała siedząca wygodnie w wozie kobieta. - Zostawcie tego biednego pana w spokoju. Czego od niego chcecie? - pytała inna. 

Po kilku minutach strażnicy dali woźnicy ostrzeżenie i pozwolili jechać dalej. Ale ta krótka scenka pokazuje jaka jest opinia turystów o fiakrach. Są przekonani, że ci jowialni panowie, którzy noszą dziwne spodnie i śmiesznie gadają, nie mogą zrobić biednym koniom nic złego. Ci ludzie nawet nie wiedzą, w jak głębokim błędzie są.  

Postawę turystów (bo górale są nieprzejednani) próbuje zmienić akcja "Ratujmy konie". Fundacja Viva! i Tatrzańskie Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami chcą ukazać prawdę o życiu (i często śmierci) zwierząt dostarczających uciechy turystom. Dlatego w Zakopanym pojawiły się bilboardy ze zdjęciem jednego z koni, który padł na trasie. 

Poza tym w internecie można znaleźć masę informacji pokazujących ciężki los koni. Między innymi ekspertyzę, według której konie muszą ciągnąć ciężar odpowiadający 1,5-1,7 normy. Według tych wyliczeń na wozie powinno być nie więcej niż 7 osób, a nie 15, na ile obecnie pozwala regulamin. 

To obciążenie powoduje, że wiele koni, które zaczynają słabnąć, pada z przemęczenia na trasie lub zostaje oddane do rzeźni. I o ile to pierwsze turyści widzą i fiakrzy nie są w stanie ukryć tej tragedii, to o oddawaniu koni na rzeź niemal nikt nie wie. Ale tatrzański oddział TOZ przeanalizował co stało się z końmi, które woziły turystów w zeszłym sezonie. Dane są zatrważające - 3 padły z wycieńczenia na trasie, aż 44 oddano do rzeźni po zaledwie kilku miesiącach pracy. 

Po części to wynik tego, że do pracy nad Morskim Okiem kupuje się za młode konie. - Fiakrzy najczęściej kupują 3-4-letnie konie, a minimalny wiek to 5 lat - dopiero wtedy taki koń jest dojrzały - wyjaśnia Beata Czerska, prezes Tatrzańskiego TOZ. - To tak, jakby zatrudniać dzieci w fabryce. Przez to po 2-3 sezonach udział młodych koni w danym roczniku spada z 22 proc. do około 3 proc. Reszta pada lub zostaje oddana do rzeźni. Ale nie ma się co dziwić, skoro fiakrzy każdego dnia zarabiają na nowego konia. Dzisiaj dla nich to nie członek rodziny, ale narzędzie - przekonuje.

Aktywiści z organizacji chroniących zwierzęta zarzucają władzom Tatrzańskiego Parku Narodowego, że trzymają stronę fiakrów, zamiast chronić zwierzęta. - Większą uwagę zwracają na to, czy fiakrzy mają tradycyjny strój, niż czy zwierzęta nie są zamęczone - mówi Beata Czerska. - Park jest otwarty na każde rozwiązanie, bo zależy nam na dobru zwierząt - przekonuje Szymon Ziobrowski z TPN. - Ale by stwierdzić jak powinno to wyglądać, potrzebne są obiektywne badania naukowe, a nie stawianie billboardów - dodaje. 

Wyjaśnia, że strażnicy kontrolują na bieżąco przestrzeganie regulaminu, jednak nie są w stanie ocenić kondycji koni ponieważ nie są specjalistami w tym zakresie. - Lekarz weterynarii bada zwierzęta przed każdym sezonem. Poza tym jeśli pojawiają się informację od turystów, że jakiś koń kuleje albo jest z nim coś nie tak, to również wzywamy lekarza. Ale problem najczęściej jest taki, że turyści nie podają nam numeru licencji i nazwiska wozaka, które są na tabliczce na wozie. A bez tych danych nie jesteśmy w stanie znaleźć takiego konia - przekonuje przedstawiciel TPN. 

Bez konkretnych powodów upadają też plany zwiększenia kontroli nad wozakami. - Planowano kontrole w stajniach, ale problem jest taki, że to prywatna własność fiakrów i bez przesłanek nie możemy ich tak po prostu kontrolować. Oni pewnie zgodziliby się na to, ale bez takiej atmosfery sensacji, której zdają się szukać organizacje - relacjonuje. Podobnie było z pomysłem zakupu termometru i urządzenia do pomiaru wilgotności powietrza. Zakup ten zakwestionowały organizacje zajmujące się ochroną zwierząt. 

Szymon Ziobrowski wierzy w zdrowy rozsądek fiakrów. - To ich praca, a za konie płacą po kilkanaście tysięcy złotych. Nie sądzę, żeby świadomie pozwalali na to, żeby koniom stała się krzywda - wyjaśnia. 

Innego zdania są przedstawiciele Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami. - Średnio konie żyją około 30 lat, i to takie, które pracują normalnie w polu. A te z Morskiego Oka średnio w wieku 10 lat trafiają do rzeźni, bo fiakrzy mówią, że się "rozleniwiły". A one są po prostu przeforsowane - wyjaśnia Beata Czerska. 

Oznaki takiego przemęczenia najlepiej widać w takie dni jak ten, w którym byłem nad Morskim Okiem - było ponad 35 stopni Celsjusza w cieniu. Konie pocą się wtedy tak jak ludzie, ale w przeciwieństwie do nas nie mogą wyciągnąć butelki wody z plecaka - są zdane na łaskę fiakrów. - Panie, to zdrowy koń, on nie potrzebuje pić. Jakby miał cukrzycę, to by pił, ale tak nie chce - przekonuje mnie jeden z wozaków. - Ja też dzisiaj nie wypiłem jeszcze ani szklanki herbaty. Koń też nie potrzebuje - dodaje. 

Pytam, czy zwierzętom nie szkodzi upał. - One najbardziej lubią w takiej pogodzie. Tak pędzą, że aż je muszę hamować. Najgorzej to jak jest mgła i nie wiedzą, gdzie iść. A tak, mają jasno, ciepło, skóra im się wygrzeje na tym słoneczku i idą jak złoto - śmieje się góral. Jego kolega z postoju przekonuje, że pocenie się koni to nic nadzwyczajnego i na pewno nie szkodzi ono zwierzętom. 

Ale inne zdanie na ten temat ma część lekarzy. Bo chociaż pocenie rzeczywiście chroni przed przegrzaniem, to powoduje utratę wody i elektrolitów. I o ile ten pierwszy brak można łatwo uzupełnić, to z drugim tak nie jest. A to bardzo negatywnie odbija się na zdrowiu zwierząt, przede wszystkim powodując problemy z sercem. Ale aby obraz umęczonych koni nie psuł samopoczucia turystów, fiakrzy po każdym kursie wycierają spocone konie - wyglądają, jakby dopiero zaczęły pracę.

Nieco więcej światła na kondycję koni będą mogły rzucić badania, jakie zarządzono na 13 sierpnia. Beata Czerska liczy, że uda się sprawdzić krew i parametry życiowe około 100 spośród 300 koni pracujących na drodze do Morskiego Oka. 

Fiakrzy podchodzą do takich badań niechętnie, bo tracą cenny czas. Ale przede wszystkim dlatego, że poprzednie badania (prowadzone na dużo mniejszą skalę) nie wypadły dla wozaków pomyślnie. - W 2009 roku około 20 proc. koni miało bardzo złe wyniki. A badanie przeprowadzał lekarz, który prowadzi też organizowane przez fiakrów szkolenia. Nie chcę zarzucać stronniczości, ale uważam, że to nie jest dobry zbieg okoliczności - mówi szefowa Tatrzańskiego TOZ. 

Ale nawet jeśli okaże się, że któryś z wozaków traktuje swoje konie źle, nadal będzie mógł wozić turystów. - Oni działają na podstawie umów cywilnoprawnych z Parkiem, które są podpisane do końca roku. Więc do tego czasu na pewno nic się nie zmieni - ubolewa Beata Czerska. Być może dlatego władze TPN ignorują liczne zgłoszenia nieprawidłowości, takich jak wyprzedzanie się przez fiakrów (niezwykle forsujące dla konia) czy ciągnięcie sań po asfalcie. 

Ale podobnie zachowują się turyści. - Pan zobaczy jakie te konie są silne, jakie duże - przekonuje para młodych ludzi, którzy właśnie wysiedli z wozu. - Przecież kiedyś one musiały pracować w polu, teraz idą tu sobie i ciągną wóz, to chyba nic im się nie stanie - dodają. Podobnie sądzą inni. - No na pewno takiemu koniowi łatwiej wejść pod górę niż mnie - ocenia kobieta w średnim wieku. - One są przystosowane do takiej drogi, pracują tu pewnie od lat - mówi. 

Idąc pieszo szlakiem do Morskiego Oka można jednak usłyszeć zupełnie przeciwne opinie. - Jak można tak zamęczać te konie, one powinny ciągnąć małe bryczki, a nie te wielkie wozy - postuluje para młodych ludzi z dzieckiem. Kiedy wóz pełen turystów przejeżdżał obok, ich synek krzyknął "Niech pan nie męczy tych koni". - Słyszał, tato? Słyszał? - dopytuje ojca. - Te koniki mają ciężko, nie powinno tak być - wyjaśnia mi. 

Są i tacy wozacy, którzy o swoje konie dają jak należy. - Koń jak człowiek, chce mu się pić w upale - wyjaśni mi wozak, który zatrzymał się przy wodopoju w połowie trasy. - Zatrzymuję się za każdym kursem. Jeden i drugi wypijają za każdym razem po dwa wiadra. Dzięki temu się nie odwodnią - dodaje. Kiedy odjeżdża, za chwilę na horyzoncie pojawia się kolejny wóz. Ale ten już się nie zatrzymuje. Tak jak następny, i jeszcze kolejny. 

Jak widać wśród fiakrów są ludzie rozsądni, ale i tacy, którzy nie mają pojęcia o potrzebach zwierząt. Jednak dopóki turyści będą będą ustawiać się w kilometrowych kolejkach do przejażdżki wozem, nic się nie zmieni. Dlatego akcja Ratujmy Konie z Morskiego Oka skupia się głównie na edukowaniu turystów. Jak widać, na razie ta praca u podstaw idzie bardzo opornie. 

https://www.facebook.com/RatujmyKonieZMorskiegoOka?fref=ts

Ratujmy Konie z Morskiego Oka.

Na największej polskiej autostradzie turystycznej, czyli drodze do Morskiego Oka codziennie rozgrywa się dramat dziesiątek koni, które muszą ciągnąć wozy z ceprami. Te są przeładowane i przemęczone, przez co kilka z nich padło na trasie, a dziesiątki trafiają do rzeźni, jako nieprzydatne w biznesie. Ale fiakrzy nie zwracają na to uwagi, bo na nowego konia są w stanie zarobić w ciągu kilku dni. Dla nich koń to narzędzie, nie żywe zwierzę.

Z kolejnych prywatnych busików (10 zł za kilkunastokilometrową trasę - zdzierstwo) wylegają tłumy turystów, którzy mają tego dnia jeden cel: zobaczyć Morskie Oko. Pogoda taka, że można tylko zacytować "Hydrozagadkę" i stwierdzić, że "żar leje się z nieba". Dlatego nie wszyscy pokonają na własnych nogach 10 km (tylko!) dzielące ich od osiągnięcia celu.

Zaraz za bramą ustawia się monumentalna kolejka chętnych "na koniki", czyli chcących pokonać trasę wozem ciągniętym przez parę koni. Nie odstrasza ich nawet cena - 40 złotych od osoby w jedną stronę, bez jakichkolwiek ulg, np. dla dzieci. Fiakrzy (górale powożący wozami) podjeżdżają tylko i popędzają ceprów, by szybciej wsiadali. Potem tylko kasują za bilet i można jechać.

Ale jeden z nich miał tego poranka pecha - zaparkował wóz na środku drogi i odszedł na chwilę, a z góry nadjechała właśnie Straż Tatrzańskiego Parku Narodowego. Góral musiał wylegitymować się licencją i paszportami koni, co chwilę trwało. Zniecierpliwieni turyści zaczęli strofować strażników. - No, ładnie nas tutaj witacie - komentowała siedząca wygodnie w wozie kobieta. - Zostawcie tego biednego pana w spokoju. Czego od niego chcecie? - pytała inna.

Po kilku minutach strażnicy dali woźnicy ostrzeżenie i pozwolili jechać dalej. Ale ta krótka scenka pokazuje jaka jest opinia turystów o fiakrach. Są przekonani, że ci jowialni panowie, którzy noszą dziwne spodnie i śmiesznie gadają, nie mogą zrobić biednym koniom nic złego. Ci ludzie nawet nie wiedzą, w jak głębokim błędzie są.

Postawę turystów (bo górale są nieprzejednani) próbuje zmienić akcja "Ratujmy konie". Fundacja Viva! i Tatrzańskie Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami chcą ukazać prawdę o życiu (i często śmierci) zwierząt dostarczających uciechy turystom. Dlatego w Zakopanym pojawiły się bilboardy ze zdjęciem jednego z koni, który padł na trasie.

Poza tym w internecie można znaleźć masę informacji pokazujących ciężki los koni. Między innymi ekspertyzę, według której konie muszą ciągnąć ciężar odpowiadający 1,5-1,7 normy. Według tych wyliczeń na wozie powinno być nie więcej niż 7 osób, a nie 15, na ile obecnie pozwala regulamin.

To obciążenie powoduje, że wiele koni, które zaczynają słabnąć, pada z przemęczenia na trasie lub zostaje oddane do rzeźni. I o ile to pierwsze turyści widzą i fiakrzy nie są w stanie ukryć tej tragedii, to o oddawaniu koni na rzeź niemal nikt nie wie. Ale tatrzański oddział TOZ przeanalizował co stało się z końmi, które woziły turystów w zeszłym sezonie. Dane są zatrważające - 3 padły z wycieńczenia na trasie, aż 44 oddano do rzeźni po zaledwie kilku miesiącach pracy.

Po części to wynik tego, że do pracy nad Morskim Okiem kupuje się za młode konie. - Fiakrzy najczęściej kupują 3-4-letnie konie, a minimalny wiek to 5 lat - dopiero wtedy taki koń jest dojrzały - wyjaśnia Beata Czerska, prezes Tatrzańskiego TOZ. - To tak, jakby zatrudniać dzieci w fabryce. Przez to po 2-3 sezonach udział młodych koni w danym roczniku spada z 22 proc. do około 3 proc. Reszta pada lub zostaje oddana do rzeźni. Ale nie ma się co dziwić, skoro fiakrzy każdego dnia zarabiają na nowego konia. Dzisiaj dla nich to nie członek rodziny, ale narzędzie - przekonuje.

Aktywiści z organizacji chroniących zwierzęta zarzucają władzom Tatrzańskiego Parku Narodowego, że trzymają stronę fiakrów, zamiast chronić zwierzęta. - Większą uwagę zwracają na to, czy fiakrzy mają tradycyjny strój, niż czy zwierzęta nie są zamęczone - mówi Beata Czerska. - Park jest otwarty na każde rozwiązanie, bo zależy nam na dobru zwierząt - przekonuje Szymon Ziobrowski z TPN. - Ale by stwierdzić jak powinno to wyglądać, potrzebne są obiektywne badania naukowe, a nie stawianie billboardów - dodaje.

Wyjaśnia, że strażnicy kontrolują na bieżąco przestrzeganie regulaminu, jednak nie są w stanie ocenić kondycji koni ponieważ nie są specjalistami w tym zakresie. - Lekarz weterynarii bada zwierzęta przed każdym sezonem. Poza tym jeśli pojawiają się informację od turystów, że jakiś koń kuleje albo jest z nim coś nie tak, to również wzywamy lekarza. Ale problem najczęściej jest taki, że turyści nie podają nam numeru licencji i nazwiska wozaka, które są na tabliczce na wozie. A bez tych danych nie jesteśmy w stanie znaleźć takiego konia - przekonuje przedstawiciel TPN.

Bez konkretnych powodów upadają też plany zwiększenia kontroli nad wozakami. - Planowano kontrole w stajniach, ale problem jest taki, że to prywatna własność fiakrów i bez przesłanek nie możemy ich tak po prostu kontrolować. Oni pewnie zgodziliby się na to, ale bez takiej atmosfery sensacji, której zdają się szukać organizacje - relacjonuje. Podobnie było z pomysłem zakupu termometru i urządzenia do pomiaru wilgotności powietrza. Zakup ten zakwestionowały organizacje zajmujące się ochroną zwierząt.

Szymon Ziobrowski wierzy w zdrowy rozsądek fiakrów. - To ich praca, a za konie płacą po kilkanaście tysięcy złotych. Nie sądzę, żeby świadomie pozwalali na to, żeby koniom stała się krzywda - wyjaśnia.

Innego zdania są przedstawiciele Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami. - Średnio konie żyją około 30 lat, i to takie, które pracują normalnie w polu. A te z Morskiego Oka średnio w wieku 10 lat trafiają do rzeźni, bo fiakrzy mówią, że się "rozleniwiły". A one są po prostu przeforsowane - wyjaśnia Beata Czerska.

Oznaki takiego przemęczenia najlepiej widać w takie dni jak ten, w którym byłem nad Morskim Okiem - było ponad 35 stopni Celsjusza w cieniu. Konie pocą się wtedy tak jak ludzie, ale w przeciwieństwie do nas nie mogą wyciągnąć butelki wody z plecaka - są zdane na łaskę fiakrów. - Panie, to zdrowy koń, on nie potrzebuje pić. Jakby miał cukrzycę, to by pił, ale tak nie chce - przekonuje mnie jeden z wozaków. - Ja też dzisiaj nie wypiłem jeszcze ani szklanki herbaty. Koń też nie potrzebuje - dodaje.

Pytam, czy zwierzętom nie szkodzi upał. - One najbardziej lubią w takiej pogodzie. Tak pędzą, że aż je muszę hamować. Najgorzej to jak jest mgła i nie wiedzą, gdzie iść. A tak, mają jasno, ciepło, skóra im się wygrzeje na tym słoneczku i idą jak złoto - śmieje się góral. Jego kolega z postoju przekonuje, że pocenie się koni to nic nadzwyczajnego i na pewno nie szkodzi ono zwierzętom.

Ale inne zdanie na ten temat ma część lekarzy. Bo chociaż pocenie rzeczywiście chroni przed przegrzaniem, to powoduje utratę wody i elektrolitów. I o ile ten pierwszy brak można łatwo uzupełnić, to z drugim tak nie jest. A to bardzo negatywnie odbija się na zdrowiu zwierząt, przede wszystkim powodując problemy z sercem. Ale aby obraz umęczonych koni nie psuł samopoczucia turystów, fiakrzy po każdym kursie wycierają spocone konie - wyglądają, jakby dopiero zaczęły pracę.

Nieco więcej światła na kondycję koni będą mogły rzucić badania, jakie zarządzono na 13 sierpnia. Beata Czerska liczy, że uda się sprawdzić krew i parametry życiowe około 100 spośród 300 koni pracujących na drodze do Morskiego Oka.

Fiakrzy podchodzą do takich badań niechętnie, bo tracą cenny czas. Ale przede wszystkim dlatego, że poprzednie badania (prowadzone na dużo mniejszą skalę) nie wypadły dla wozaków pomyślnie. - W 2009 roku około 20 proc. koni miało bardzo złe wyniki. A badanie przeprowadzał lekarz, który prowadzi też organizowane przez fiakrów szkolenia. Nie chcę zarzucać stronniczości, ale uważam, że to nie jest dobry zbieg okoliczności - mówi szefowa Tatrzańskiego TOZ.

Ale nawet jeśli okaże się, że któryś z wozaków traktuje swoje konie źle, nadal będzie mógł wozić turystów. - Oni działają na podstawie umów cywilnoprawnych z Parkiem, które są podpisane do końca roku. Więc do tego czasu na pewno nic się nie zmieni - ubolewa Beata Czerska. Być może dlatego władze TPN ignorują liczne zgłoszenia nieprawidłowości, takich jak wyprzedzanie się przez fiakrów (niezwykle forsujące dla konia) czy ciągnięcie sań po asfalcie.

Ale podobnie zachowują się turyści. - Pan zobaczy jakie te konie są silne, jakie duże - przekonuje para młodych ludzi, którzy właśnie wysiedli z wozu. - Przecież kiedyś one musiały pracować w polu, teraz idą tu sobie i ciągną wóz, to chyba nic im się nie stanie - dodają. Podobnie sądzą inni. - No na pewno takiemu koniowi łatwiej wejść pod górę niż mnie - ocenia kobieta w średnim wieku. - One są przystosowane do takiej drogi, pracują tu pewnie od lat - mówi.

Idąc pieszo szlakiem do Morskiego Oka można jednak usłyszeć zupełnie przeciwne opinie. - Jak można tak zamęczać te konie, one powinny ciągnąć małe bryczki, a nie te wielkie wozy - postuluje para młodych ludzi z dzieckiem. Kiedy wóz pełen turystów przejeżdżał obok, ich synek krzyknął "Niech pan nie męczy tych koni". - Słyszał, tato? Słyszał? - dopytuje ojca. - Te koniki mają ciężko, nie powinno tak być - wyjaśnia mi.

Są i tacy wozacy, którzy o swoje konie dają jak należy. - Koń jak człowiek, chce mu się pić w upale - wyjaśni mi wozak, który zatrzymał się przy wodopoju w połowie trasy. - Zatrzymuję się za każdym kursem. Jeden i drugi wypijają za każdym razem po dwa wiadra. Dzięki temu się nie odwodnią - dodaje. Kiedy odjeżdża, za chwilę na horyzoncie pojawia się kolejny wóz. Ale ten już się nie zatrzymuje. Tak jak następny, i jeszcze kolejny.

Jak widać wśród fiakrów są ludzie rozsądni, ale i tacy, którzy nie mają pojęcia o potrzebach zwierząt. Jednak dopóki turyści będą będą ustawiać się w kilometrowych kolejkach do przejażdżki wozem, nic się nie zmieni. Dlatego akcja Ratujmy Konie z Morskiego Oka skupia się głównie na edukowaniu turystów. Jak widać, na razie ta praca u podstaw idzie bardzo opornie.

https://www.facebook.com/RatujmyKonieZMorskiegoOka?fref=ts

Wolność w życiu codziennym – Temat wolności towarzyszy mi od młodego wieku, kiedy zacząłem dostrzegać dysonanse otaczającego świata. Świata, gdzie przez całe wieki walczono o wolność. Przelewano krew, napisano całe biblioteki o niepodległości. Ha – zdobyto ją, a tymczasem trudno jest przejść ulicą w nietypowym ubraniu. A za chodzenie boso, można zostać wyrzuconym z centrum handlowego. Doświadczam tego na własnej skórze. Napiętnowanie niezależności, po tylu latach wojen o wolność!
Gdy przyjrzymy się nowym osiedlom, zobaczymy, jak wiele z nich jest szczelnie ogrodzonych. Jedynie w ramach wymówki można przywołać kwestie bezpieczeństwa. Tu problemem są ogrodzone, zakratowane głowy.
Ciotki, nauczyciele, sąsiedzi rozpowszechniają swoje gombrowiczowskie “SIĘ”. Tak [się] robi, [się] mówi, [się] żyje… aż suma tych kropel przepływa przez nasze synapsy, a ich głębia może kropić na kolejne osoby. Sądzę że musimy nauczyć się korzystać z wygranej przez naszych przodków wolności. Nauczyć się że życie należy do nas i mamy prawo wybrać własną drogę. 
Pamiętam taką sytuację – byłem wtedy w więzieniu. Dostałem celę z widokiem na budynek poza murami. Było to jakieś biuro, prawdopodobnie zajmowało się sprzedażą nieruchomości. Miałem szansę widzieć, przez zakratowane okno, pracującego tam człowieka. Nauczył się on już nie spoglądać w kierunku więzienia choć mury budynku bezpośrednio z nim sąsiadowały. Pracował dość długo, 10 godzin czasem trochę dłużej. Obserwowałem go podczas codziennych medytacji. Zrodził się we mnie pogląd, że tak naprawdę to jesteśmy sobie wzajemnie lustrem. Jego sytuacja niewiele się różniła od mojej. Też miał uniform, mój był zielony, a jego biały, z tym, że miał jeszcze pętlę na szyi w postaci krawata. Nasze cele były podobnej wielkości. Obydwoje mieliśmy kraty w oknach, tyle że on “dla bezpieczeństwa”. Przechadzał się w skupieniu po biurze, zaparzał kawę, przełączał stacje radiowe. Wyglądał identycznie jak reszta współosadzonych. Był dokładnie w tej samej sytuacji co ja. No poza drobnymi wyjątkami. My w celi się częściej śmialiśmy, a on, po godzinach pracy, szedł do sklepu i domu żeby wydać i skonsumować pieniądze które zarobił sprzedając 3/5 swojego życia.
Nie oceniam jego wyborów. Jednak dzięki takim osobom, jak ten pan, wiem że nie zgadzam się na transakcję sprzedaży własnego życia. Szczególnie na warunkach jakie oferuje nam aktualna rzeczywistość. Zabierają nas w wieku 6 lat na “edukację”, aby pokazać jak pracować. Po czym tyraj człowieku do 67 roku życia i wydaj całe zarobione pieniądze na lekarzy. Niedopuszczalne. Nie zamierzam brać w tym udziału. 
Mam pochodzenie romskie. Zostałem niesłusznie skazany za pochodzenie. Pani sędzina nie potrafiła przeskoczyć przez stereotyp, ale to temat na inny artykuł. Zagadnienie wolności jest trudniejsze niż mogłem sądzić na początku tej drogi. Od dwunastu lat prowadzimy wraz z żoną warsztaty rozwoju, z czego osiem w tematyce wolności. Dostrzegam, u siebie i u uczestników parę powtarzających się reakcji, Na jednym z etapów można rozumieć wolność poprzez obrazujące: “…teraz już mi wszystko wolno…”. Nabierając ochoty na robienie rzeczy wbrew wszystkim i wszystkiemu, na zasadzie wypalenia złości i frustracji. Czasem spływa na uczestników ogromna fala miłości. Jeszcze kiedy indziej dociera do nas uświadomiony determinizm wydarzeń. Jest to oczywiście podział umowny. U organicznej istoty nie ma bowiem tak wyraźnych szufladkowych podziałów.
Dzięki tej pracy zrozumieliśmy, że nie ma prawidłowej odpowiedzi, acz drogą do poznania siebie jest przede wszystkim świadomość! I nad tym głównie pracujemy. Trafną okazuje się być również praca nad miłością do samego siebie – nie mówię tu o czymś, co świat zachodni zwykł nazywać „pozytywnym myśleniem”, ale pełnej i głębokiej akceptacji własnych wad i zalet. By móc pozbyć się paranoicznego wyobrażenia, że można nie pasować do sytuacji, że można być odrzuconym.
Stosujemy różne techniki pracy. Jest to swoiste połączenie doświadczeń dramy pedagogicznej, pracy aktora w tym doświadczenia teatrów obrzędowych, tak zwane ćwiczenia wybudzające i wzjemnościowe, praca z głosem, akrobatyka. Każde ćwiczenie jest precyzyjnym narzędziem z jasno określonym celem wynikającym z metodologii i założeń.
WOLNOŚĆ W ŻYCIU CODZIENNYM Będąc jeszcze w Norwegii zbudowałem przyczepę/wóz cygański. Przywieźliśmy ją do Polski i w niej mieszkamy wraz z żoną. Nie ma tam prądu i paru innych “udogodnień”, ale jest za to dużo miłości. Taki dom na kółkach jest konsekwencją świadomości. Jak przyjrzymy się, czego tak naprawdę potrzebujemy, to okazuje się że jest tego mniej niż sądzimy. Henry David Thoreau zakładał się z ludźmi o to, kto dotrze szybciej do pobliskiego miasta – on na piechotę czy oni pociągiem. Gdy ci, próbowali zrozumieć jego motywy, wyjaśniał, że zaczyna iść już teraz, a oni muszą pójść jeszcze na dwa dni do pracy, aby zarobić na ten bilet kolejowy. I Podobnie jest tu – zmywarki, pralki i inne przedmioty wymagają naszego zaangażowania. Świadomość, że możemy je odrzucić jest rodzajem wolności. Są też ciemne strony pracy nad tego typu rozwojem. Otóż… nie ma stąd odwrotu. Jak już dotkniemy i usłyszymy siebie, będziemy mieli odrobinę odwagi, to już nigdy nie da się zagłuszyć otwartego serca i robić wbrew sobie. Nigdy też nie będziemy mogli zrzucić winy na nikogo innego za swoje życie. Nie będzie już żadnego “się”, którym można by wytrzeć usta. Bo ostatecznie wszystko jest konsekwencją naszej własnej, obecnej świadomości.
Z pozdrowieniami z przemijającego świata, Krzysztof Dziwny Gojtowski

Wolność w życiu codziennym

Temat wolności towarzyszy mi od młodego wieku, kiedy zacząłem dostrzegać dysonanse otaczającego świata. Świata, gdzie przez całe wieki walczono o wolność. Przelewano krew, napisano całe biblioteki o niepodległości. Ha – zdobyto ją, a tymczasem trudno jest przejść ulicą w nietypowym ubraniu. A za chodzenie boso, można zostać wyrzuconym z centrum handlowego. Doświadczam tego na własnej skórze. Napiętnowanie niezależności, po tylu latach wojen o wolność!
Gdy przyjrzymy się nowym osiedlom, zobaczymy, jak wiele z nich jest szczelnie ogrodzonych. Jedynie w ramach wymówki można przywołać kwestie bezpieczeństwa. Tu problemem są ogrodzone, zakratowane głowy.
Ciotki, nauczyciele, sąsiedzi rozpowszechniają swoje gombrowiczowskie “SIĘ”. Tak [się] robi, [się] mówi, [się] żyje… aż suma tych kropel przepływa przez nasze synapsy, a ich głębia może kropić na kolejne osoby. Sądzę że musimy nauczyć się korzystać z wygranej przez naszych przodków wolności. Nauczyć się że życie należy do nas i mamy prawo wybrać własną drogę.
Pamiętam taką sytuację – byłem wtedy w więzieniu. Dostałem celę z widokiem na budynek poza murami. Było to jakieś biuro, prawdopodobnie zajmowało się sprzedażą nieruchomości. Miałem szansę widzieć, przez zakratowane okno, pracującego tam człowieka. Nauczył się on już nie spoglądać w kierunku więzienia choć mury budynku bezpośrednio z nim sąsiadowały. Pracował dość długo, 10 godzin czasem trochę dłużej. Obserwowałem go podczas codziennych medytacji. Zrodził się we mnie pogląd, że tak naprawdę to jesteśmy sobie wzajemnie lustrem. Jego sytuacja niewiele się różniła od mojej. Też miał uniform, mój był zielony, a jego biały, z tym, że miał jeszcze pętlę na szyi w postaci krawata. Nasze cele były podobnej wielkości. Obydwoje mieliśmy kraty w oknach, tyle że on “dla bezpieczeństwa”. Przechadzał się w skupieniu po biurze, zaparzał kawę, przełączał stacje radiowe. Wyglądał identycznie jak reszta współosadzonych. Był dokładnie w tej samej sytuacji co ja. No poza drobnymi wyjątkami. My w celi się częściej śmialiśmy, a on, po godzinach pracy, szedł do sklepu i domu żeby wydać i skonsumować pieniądze które zarobił sprzedając 3/5 swojego życia.
Nie oceniam jego wyborów. Jednak dzięki takim osobom, jak ten pan, wiem że nie zgadzam się na transakcję sprzedaży własnego życia. Szczególnie na warunkach jakie oferuje nam aktualna rzeczywistość. Zabierają nas w wieku 6 lat na “edukację”, aby pokazać jak pracować. Po czym tyraj człowieku do 67 roku życia i wydaj całe zarobione pieniądze na lekarzy. Niedopuszczalne. Nie zamierzam brać w tym udziału.
Mam pochodzenie romskie. Zostałem niesłusznie skazany za pochodzenie. Pani sędzina nie potrafiła przeskoczyć przez stereotyp, ale to temat na inny artykuł. Zagadnienie wolności jest trudniejsze niż mogłem sądzić na początku tej drogi. Od dwunastu lat prowadzimy wraz z żoną warsztaty rozwoju, z czego osiem w tematyce wolności. Dostrzegam, u siebie i u uczestników parę powtarzających się reakcji, Na jednym z etapów można rozumieć wolność poprzez obrazujące: “…teraz już mi wszystko wolno…”. Nabierając ochoty na robienie rzeczy wbrew wszystkim i wszystkiemu, na zasadzie wypalenia złości i frustracji. Czasem spływa na uczestników ogromna fala miłości. Jeszcze kiedy indziej dociera do nas uświadomiony determinizm wydarzeń. Jest to oczywiście podział umowny. U organicznej istoty nie ma bowiem tak wyraźnych szufladkowych podziałów.
Dzięki tej pracy zrozumieliśmy, że nie ma prawidłowej odpowiedzi, acz drogą do poznania siebie jest przede wszystkim świadomość! I nad tym głównie pracujemy. Trafną okazuje się być również praca nad miłością do samego siebie – nie mówię tu o czymś, co świat zachodni zwykł nazywać „pozytywnym myśleniem”, ale pełnej i głębokiej akceptacji własnych wad i zalet. By móc pozbyć się paranoicznego wyobrażenia, że można nie pasować do sytuacji, że można być odrzuconym.
Stosujemy różne techniki pracy. Jest to swoiste połączenie doświadczeń dramy pedagogicznej, pracy aktora w tym doświadczenia teatrów obrzędowych, tak zwane ćwiczenia wybudzające i wzjemnościowe, praca z głosem, akrobatyka. Każde ćwiczenie jest precyzyjnym narzędziem z jasno określonym celem wynikającym z metodologii i założeń.
WOLNOŚĆ W ŻYCIU CODZIENNYM Będąc jeszcze w Norwegii zbudowałem przyczepę/wóz cygański. Przywieźliśmy ją do Polski i w niej mieszkamy wraz z żoną. Nie ma tam prądu i paru innych “udogodnień”, ale jest za to dużo miłości. Taki dom na kółkach jest konsekwencją świadomości. Jak przyjrzymy się, czego tak naprawdę potrzebujemy, to okazuje się że jest tego mniej niż sądzimy. Henry David Thoreau zakładał się z ludźmi o to, kto dotrze szybciej do pobliskiego miasta – on na piechotę czy oni pociągiem. Gdy ci, próbowali zrozumieć jego motywy, wyjaśniał, że zaczyna iść już teraz, a oni muszą pójść jeszcze na dwa dni do pracy, aby zarobić na ten bilet kolejowy. I Podobnie jest tu – zmywarki, pralki i inne przedmioty wymagają naszego zaangażowania. Świadomość, że możemy je odrzucić jest rodzajem wolności. Są też ciemne strony pracy nad tego typu rozwojem. Otóż… nie ma stąd odwrotu. Jak już dotkniemy i usłyszymy siebie, będziemy mieli odrobinę odwagi, to już nigdy nie da się zagłuszyć otwartego serca i robić wbrew sobie. Nigdy też nie będziemy mogli zrzucić winy na nikogo innego za swoje życie. Nie będzie już żadnego “się”, którym można by wytrzeć usta. Bo ostatecznie wszystko jest konsekwencją naszej własnej, obecnej świadomości.
Z pozdrowieniami z przemijającego świata, Krzysztof Dziwny Gojtowski

Wiersz J. Tuwima

Całujcie mnie wszyscy w dupę

Absztyfikanci Grubej Berty
I katowickie węglokopy,
I borysławskie naftowierty,
I lodzermensche, bycze chłopy.
Warszawskie bubki, żygolaki
Z szajką wytwornych pind na kupę,
Rębajły, franty, zabijaki,
Całujcie mnie wszyscy w dupę.

Izraelitcy doktorkowie,
Widnia, żydowskiej Mekki, flance,
Co w Bochni, Stryju i Krakowie
Szerzycie kulturalną francę !
Którzy chlipiecie z “Naje Fraje”
Swą intelektualną zupę,
Mądrale, oczytane faje,
Całujcie mnie wszyscy w dupę.

Item aryjskie rzeczoznawce,
Wypierdy germańskiego ducha
(Gdy swoją krew i waszą sprawdzę,
Werzcie mi, jedna będzie jucha),
Karne pętaki i szturmowcy,
Zuchy z Makabi czy z Owupe,
I rekordziści, i sportowcy,
Całujcie mnie wszyscy w dupę.

Socjały nudne i ponure,
Pedeki, neokatoliki,
Podskakiwacze pod kulturę,
Czciciele radia i fizyki,
Uczone małpy, ścisłowiedy,
Co oglądacie świat przez lupę
I wszystko wiecie: co, jak, kiedy,
Całujcie mnie wszyscy w dupę.

Item ów belfer szkoły żeńskiej,
Co dużo chciałby, a nie może,
Item profesor Cy… wileński
(Pan wie już za co, profesorze !)

I ty za młodu nie dorżnięta
Megiero, co masz taki tupet,
Że szczujesz na mnie swe szczenięta;
Całujcie mnie wszyscy w dupę.

Item Syjontki palestyńskie,
Haluce, co lejecie tkliwie
Starozakonne łzy kretyńskie,
Że “szumią jodły w Tel-Avivie”,
I wszechsłowiańscy marzyciele,
Zebrani w malowniczą trupę
Z byle mistycznym kpem na czele,
Całujcie mnie wszyscy w dupę.

I ty fortuny sku........nu,
Gówniarzu uperfumowany,
Co splendor oraz spleen Londynu
Nosisz na gębie zakazanej,
I ty, co mieszkasz dziś w pałacu,
A srać chodziłeś pod chałupę,
Ty, wypasiony na Ikacu,
Całujcie mnie wszyscy w dupę.

Item ględziarze i bajdury,
Ciągnący z nieba grubą rętę,
O, łapiduchy z Jasnej Góry,
Z Góry Kalwarii parchy święte,
I ty, księżuniu, co kutasa
Zawiązanego masz na supeł,
Żeby ci czasem nie pohasał,
Całujcie mnie wszyscy w dupę.

I wy, o których zapomniałem,
Lub pominąłem was przez litość,
Albo dlatego, że się bałem,
Albo, że taka was obfitość,
I ty, cenzorze, co za wiersz ten
Zapewne skarzesz mnie na ciupę,
Iżem się stał świntuchów hersztem,
Całujcie mnie wszyscy w dupę !…

Przyszłość i Ty – To, co nas w życiu spotyka, zależy od tego, co robimy, czyli od naszych czynów, a te z kolei zależą od naszych myśli.

Myśl jest przyczyną wszystkiego, co się z nami dzieje.
To nasze myśli i uczucia decydują o tym, co robimy, a co za tym idzie, co osiągamy w życiu.
Im bardziej potrafimy panować nad swoimi myślami i uczuciami, tym więcej mamy wpływu na nasze życie, tym bardziej decydujemy o tym, co się z nami dzieje.

Nasze przekonania i intensywność z jaką w nie wierzymy, determinują to, do czego
w życiu dochodzimy.
Nasz świat jest wynikiem naszych myśli.

Często jakieś porażki z dzieciństwa obezwładniają nas na całe życie.
Nie mogę, muszę, nie potrafię, nie zasługuję- wbito nam do głowy na dobre.
Idziemy więc przez życie wierząc, że tak właśnie ma być.
Czy zdarzyło Ci się kiedyś jechać samochodem mając zaciągnięty ręczny hamulec?
Taki właśnie hamulec zaciągasz w sobie, gdy z góry zakładasz, że czegoś nie uda Ci się dokonać, że czegoś/kogoś nie jesteś wart, że na coś/kogoś nie zasługujesz, czyli wtedy, kiedy przestajesz wierzyć w siebie mając zbyt niskie poczucie własnej wartości.
Zastanów się, jakie myśli Cię ograniczają?
Jeśli Ci się ciężko żyje przyjrzyj się, gdzie masz zaciągnięty ręczny hamulec!
Przez odblokowanie takich samoograniczających przekonań, można zasadniczo zmienić swoje życie.

Przeszłość była i minęła !

Obecnie liczy się tylko to, co chcesz myśleć, mówić i w co chcesz wierzyć właśnie teraz.
Te myśli i słowa tworzą Twoją teraźniejszość i przyszłość.
Jedyną rzeczą, z którą mamy zawsze do czynienia jest myśl, ta zaś może być zmieniona.
Nie ma znaczenia, na czym polega Twój problem.
Twoje doświadczenia są zewnętrznym skutkiem wewnętrznych myśli.
Nawet nienawiść do siebie polega tylko na nienawidzeniu swoich myśli o sobie.
Nie ma znaczenia, jak długo żyłeś według negatywnego wzorca.
Masz moc zmienić to w chwili obecnej.

Zrób to teraz !!! (Nie pieprz, tylko zrób!)

Negatywne emocje biorą się przede wszystkim z usiłowania uczynienia kogoś, lub czegoś, odpowiedzialnym za nasze życie, czyli w gruncie rzeczy z braku odpowiedzialności.
Kluczem do wyeliminowania negatywnych emocji jest przyjęcie całkowitej odpowiedzialności za wszystkie nasze myśli, czyny i reakcje w stosunku do otoczenia,
do wszystkich ludzi i zdarzeń.
Spróbuj powiedzieć w chwili złości: "jestem odpowiedzialny".
Zawsze, kiedy szukamy winnych, patrzymy do tyłu, a to nie rozwiązuje problemu.
Przez przyjęcie odpowiedzialności patrzymy automatycznie do przodu i koncentrujemy się na znalezieniu rozwiązania.
Zaczynamy myśleć, co zrobić, żeby polepszyć sytuację, co zrobić, żeby te same problemy się nie powtórzyły itd.
Nie mów więc: "on mnie zdenerwował", lecz: "podjąłem decyzję bycia zdenerwowanym".Już sam fakt ujęcia tego w ten sposób rozładuje napięcie.

Przez wyeliminowanie obarczania winą ( kogoś, lub siebie) możemy pozbyć się wszystkich negatywnych emocji.
Jeśli nie obarczasz winą, nie masz w sobie żalu i złości.

Ty jesteś odpowiedzialny za swoje życie ! - co zamierzasz zrobić ???

Kiedy myślisz o kimś dobrze i posyłasz mu swoje najlepsze życzenia, zmienia się Twoja wobec niego postawa.
Poprzez myślenie podszyte lękiem nadaje się wydarzeniom negatywny przebieg.
Wątpliwości sprawiają, że wahasz się tam, gdzie niezbędna jest pewność, poddajesz się, gdzie trzeba przeć do przodu. Uwierz, że to zrobisz!

Jeśli wierzysz, że potrafisz czegoś dokonać - masz rację.
Jeśli wierzysz, że nie potrafisz - też masz rację.

Myśli nie mają władzy nad nami, chyba, że im na to pozwolimy.
Myśli, to tylko powiązane ze sobą słowa.
Same w sobie NIE MAJĄ ŻADNEGO ZNACZENIA.
Tylko MY nadajemy im znaczenie.
I my decydujemy o tym, jakie znaczenie im nadajemy.
Wybierajmy więc takie myśli, które nas wzmacniają i wspierają.

Negatywne myśli - to poczucie winy, niepewność, strach, zazdrość, nienawiść,
złość, żal, poczucie krzywdy, chęć odwetu, autokrytycyzm.
Jest to stan dysharmonii z otaczającymi nas ludźmi i przedmiotami.
Takie myśli stwarzają klimat do rozwoju problemów.

Pozytywne myśli - to miłość, wdzięczność, optymizm, bezpieczeństwo, zaufanie, odwaga, przyjaźń, pomoc.
Jest to stan harmonii z otaczającymi nas ludźmi i przedmiotami.
Pozytywne myślenie przynosi rozwiązania problemów, stwarza klimat do osiągania sukcesów.

Wyobraź sobie suto zastawiony stół w luksusowym hotelu, gdzie zamiast różnych dań podano myśli.
Możesz wybrać sobie, co tylko chcesz, według własnego uznania.
Wybrane myśli tworzą Twoje przyszłe doświadczenia, Twoje przyszłe życie.
Jeśli wybierzesz myśli tworzące problemy i ból, będzie to głupotą.
To tak, jakbyś decydował się na jedzenie, po którym rozboli Cię żołądek.

Jedną z najbardziej charakterystycznych cech ludzi sukcesu jest oczekiwanie powodzenia.
Pozytywne oczekiwanie od samego siebie i od innych, ma o wiele większy wpływ na nasze życie, niż myślimy.
Samo oczekiwanie sukcesu zwiększa jego szanse, bo nastawia umysł na szukanie rozwiązań, a nie paraliżuje negatywizmem.
Zawsze przyciągamy ludzi i okoliczności, które pasują do naszych zasadniczych myśli.
Za każdym naszym osiągnięciem stoi myśl, która je spowodowała.
Stajemy sie tym, o czym myślimy.

"Zmień myśli, a zmienisz życie"

Kochaj siebie tym, kim jesteś i takim, jakim jesteś oraz kochaj to, co robisz.

Kochanie i aprobowanie samego siebie, tworzenie wokół siebie klimatu zaufania, bezpieczeństwa i akceptacji sprawia, że umysł staje się uporządkowany, kreuje lepsze związki międzyludzkie, daje możność otrzymania lepszej pracy, mieszkania, a nawet wpływa korzystnie na wygląd zewnętrzny.

Ludzie, którzy potrafią kochać samych siebie nie czynią sobie
i innym niczego złego.

Większość z nas ma nierozsądne wyobrażenie o tym, kim jesteśmy i bardzo wiele sztywnych zasad określających, jak żyć.
Kiedy jesteśmy mali, uczymy się stosunku do siebie i do życia obserwując dorosłych wokół nas.
Kiedy dorastamy, mamy tendencję do odtwarzania emocjonalnego klimatu domu naszego dzieciństwa.
Wszystkie wydarzenia, jakie miały miejsce w naszym życiu, aż do chwili obecnej, zaistniały dzięki naszym myślom i przekonaniom powstałym w przeszłości.
Umysł podświadomy zachowuje się jak magazyn dla przeżytych doświadczeń, gromadzących zarówno zdarzenia, jak i uczucia im towarzyszące
Przykrym doświadczeniom towarzyszyły takie uczucia jak: wina, wstyd, żal, poczucie krzywdy, upokorzenie, przerażenie.....
Jakiekolwiek by były te uczucia, kiedyś ponownie się ujawnia, ponieważ uczuć zapomnieć nie można, nawet, jeśli zapomni się zdarzenie.
Tłumione wspomnienia mogą się uwidaczniać jako stany niepokoju, ataki lęków, depresje, lub choroby psychosomatyczne.
Nim rozpoczniesz nowe życie musisz się koniecznie rozprawić z przeszłością.
Nie ma sensu ignorować przeszłości, ani jej zaprzeczać.
Im bardziej będziesz starać się od niej uciec, tym bardziej będzie Cię ona ścigać.
Trzeba zmierzyć się z problemem, wtedy zniknie on na dobre.

Wszystkie choroby mają swoje źródło w niewybaczaniu.
Ciało, jak wszystko w życiu, jest lustrzanym odbiciem naszych myśli i przekonań.
Trwale utrzymujące się sposoby myślenia i mówienia tworzą działania i postawy ciała, jego zdrowie, lub chorobę.
Źródłem gniewu jest zwykle fakt, że ktoś zrobił, lub powiedział coś nie tak, jak według nas powinien.
Za gniewem też z reguły kryje się nasze wewnętrzne przekonanie, że mamy do niego prawo.
Jak w sądzie, osądzamy, uznajemy winę i potępiamy, po czym uważamy, że gniew jest naszym "niezbywalnym prawem", które natychmiast egzekwujemy wprowadzając się
w stan zdenerwowania i złości.
W ten sposób zatruwamy i niszczymy swój organizm.
Czynienie zarzutów jest bezsensowne.
Jest to rozpraszanie energii.
Energię trzeba gromadzić. Bez niej niemożliwe byłyby zmiany.

Myśl, co chcesz w życiu osiągnąć, a nie do jakich negatywnych emocji masz prawo.

Noszenie w sobie żalu, urazy, samokrytycyzmu, poczucia winy, i lęku powoduje o wiele więcej problemów, niż cokolwiek innego.
Konieczne dla naszego uzdrowienia jest uwolnienie się od przeszłości i wybaczenie każdemu: "Wybaczam Ci, że nie jesteś takim, jakim chciałbym Cię widzieć. Wybaczam Ci i bądź wolny".

Nie ma wątpliwości, że w każdym z nas siedzi zaklęty, olbrzymi dżin, o niesłychanych możliwościach i czeka, żeby go wyswobodzić.
Możesz go nazwać Aniołem Stróżem, lub po prostu mów mu po imieniu: Ja,
ale koniecznie zaprzyjaźnij się z nim !

I pamiętaj, ze najważniejszą osobą w Twoim życiu jesteś Ty sam !!!

Nie zapominaj też o odrobinie poczucia humoru, bo to bardzo pomaga.

Śmiej się do siebie i do życia, bo :

"Życie jest zbyt poważną sprawą, żeby je brać tak bardzo serio" 

"Człowiek staje się wyjątkowo śmieszny, kiedy siebie traktuje nazbyt poważnie".

Przyszłość i Ty

To, co nas w życiu spotyka, zależy od tego, co robimy, czyli od naszych czynów, a te z kolei zależą od naszych myśli.

Myśl jest przyczyną wszystkiego, co się z nami dzieje.
To nasze myśli i uczucia decydują o tym, co robimy, a co za tym idzie, co osiągamy w życiu.
Im bardziej potrafimy panować nad swoimi myślami i uczuciami, tym więcej mamy wpływu na nasze życie, tym bardziej decydujemy o tym, co się z nami dzieje.

Nasze przekonania i intensywność z jaką w nie wierzymy, determinują to, do czego
w życiu dochodzimy.
Nasz świat jest wynikiem naszych myśli.

Często jakieś porażki z dzieciństwa obezwładniają nas na całe życie.
Nie mogę, muszę, nie potrafię, nie zasługuję- wbito nam do głowy na dobre.
Idziemy więc przez życie wierząc, że tak właśnie ma być.
Czy zdarzyło Ci się kiedyś jechać samochodem mając zaciągnięty ręczny hamulec?
Taki właśnie hamulec zaciągasz w sobie, gdy z góry zakładasz, że czegoś nie uda Ci się dokonać, że czegoś/kogoś nie jesteś wart, że na coś/kogoś nie zasługujesz, czyli wtedy, kiedy przestajesz wierzyć w siebie mając zbyt niskie poczucie własnej wartości.
Zastanów się, jakie myśli Cię ograniczają?
Jeśli Ci się ciężko żyje przyjrzyj się, gdzie masz zaciągnięty ręczny hamulec!
Przez odblokowanie takich samoograniczających przekonań, można zasadniczo zmienić swoje życie.

Przeszłość była i minęła !

Obecnie liczy się tylko to, co chcesz myśleć, mówić i w co chcesz wierzyć właśnie teraz.
Te myśli i słowa tworzą Twoją teraźniejszość i przyszłość.
Jedyną rzeczą, z którą mamy zawsze do czynienia jest myśl, ta zaś może być zmieniona.
Nie ma znaczenia, na czym polega Twój problem.
Twoje doświadczenia są zewnętrznym skutkiem wewnętrznych myśli.
Nawet nienawiść do siebie polega tylko na nienawidzeniu swoich myśli o sobie.
Nie ma znaczenia, jak długo żyłeś według negatywnego wzorca.
Masz moc zmienić to w chwili obecnej.

Zrób to teraz !!! (Nie pieprz, tylko zrób!)

Negatywne emocje biorą się przede wszystkim z usiłowania uczynienia kogoś, lub czegoś, odpowiedzialnym za nasze życie, czyli w gruncie rzeczy z braku odpowiedzialności.
Kluczem do wyeliminowania negatywnych emocji jest przyjęcie całkowitej odpowiedzialności za wszystkie nasze myśli, czyny i reakcje w stosunku do otoczenia,
do wszystkich ludzi i zdarzeń.
Spróbuj powiedzieć w chwili złości: "jestem odpowiedzialny".
Zawsze, kiedy szukamy winnych, patrzymy do tyłu, a to nie rozwiązuje problemu.
Przez przyjęcie odpowiedzialności patrzymy automatycznie do przodu i koncentrujemy się na znalezieniu rozwiązania.
Zaczynamy myśleć, co zrobić, żeby polepszyć sytuację, co zrobić, żeby te same problemy się nie powtórzyły itd.
Nie mów więc: "on mnie zdenerwował", lecz: "podjąłem decyzję bycia zdenerwowanym".Już sam fakt ujęcia tego w ten sposób rozładuje napięcie.

Przez wyeliminowanie obarczania winą ( kogoś, lub siebie) możemy pozbyć się wszystkich negatywnych emocji.
Jeśli nie obarczasz winą, nie masz w sobie żalu i złości.

Ty jesteś odpowiedzialny za swoje życie ! - co zamierzasz zrobić ???

Kiedy myślisz o kimś dobrze i posyłasz mu swoje najlepsze życzenia, zmienia się Twoja wobec niego postawa.
Poprzez myślenie podszyte lękiem nadaje się wydarzeniom negatywny przebieg.
Wątpliwości sprawiają, że wahasz się tam, gdzie niezbędna jest pewność, poddajesz się, gdzie trzeba przeć do przodu. Uwierz, że to zrobisz!

Jeśli wierzysz, że potrafisz czegoś dokonać - masz rację.
Jeśli wierzysz, że nie potrafisz - też masz rację.

Myśli nie mają władzy nad nami, chyba, że im na to pozwolimy.
Myśli, to tylko powiązane ze sobą słowa.
Same w sobie NIE MAJĄ ŻADNEGO ZNACZENIA.
Tylko MY nadajemy im znaczenie.
I my decydujemy o tym, jakie znaczenie im nadajemy.
Wybierajmy więc takie myśli, które nas wzmacniają i wspierają.

Negatywne myśli - to poczucie winy, niepewność, strach, zazdrość, nienawiść,
złość, żal, poczucie krzywdy, chęć odwetu, autokrytycyzm.
Jest to stan dysharmonii z otaczającymi nas ludźmi i przedmiotami.
Takie myśli stwarzają klimat do rozwoju problemów.

Pozytywne myśli - to miłość, wdzięczność, optymizm, bezpieczeństwo, zaufanie, odwaga, przyjaźń, pomoc.
Jest to stan harmonii z otaczającymi nas ludźmi i przedmiotami.
Pozytywne myślenie przynosi rozwiązania problemów, stwarza klimat do osiągania sukcesów.

Wyobraź sobie suto zastawiony stół w luksusowym hotelu, gdzie zamiast różnych dań podano myśli.
Możesz wybrać sobie, co tylko chcesz, według własnego uznania.
Wybrane myśli tworzą Twoje przyszłe doświadczenia, Twoje przyszłe życie.
Jeśli wybierzesz myśli tworzące problemy i ból, będzie to głupotą.
To tak, jakbyś decydował się na jedzenie, po którym rozboli Cię żołądek.

Jedną z najbardziej charakterystycznych cech ludzi sukcesu jest oczekiwanie powodzenia.
Pozytywne oczekiwanie od samego siebie i od innych, ma o wiele większy wpływ na nasze życie, niż myślimy.
Samo oczekiwanie sukcesu zwiększa jego szanse, bo nastawia umysł na szukanie rozwiązań, a nie paraliżuje negatywizmem.
Zawsze przyciągamy ludzi i okoliczności, które pasują do naszych zasadniczych myśli.
Za każdym naszym osiągnięciem stoi myśl, która je spowodowała.
Stajemy sie tym, o czym myślimy.

"Zmień myśli, a zmienisz życie"

Kochaj siebie tym, kim jesteś i takim, jakim jesteś oraz kochaj to, co robisz.

Kochanie i aprobowanie samego siebie, tworzenie wokół siebie klimatu zaufania, bezpieczeństwa i akceptacji sprawia, że umysł staje się uporządkowany, kreuje lepsze związki międzyludzkie, daje możność otrzymania lepszej pracy, mieszkania, a nawet wpływa korzystnie na wygląd zewnętrzny.

Ludzie, którzy potrafią kochać samych siebie nie czynią sobie
i innym niczego złego.

Większość z nas ma nierozsądne wyobrażenie o tym, kim jesteśmy i bardzo wiele sztywnych zasad określających, jak żyć.
Kiedy jesteśmy mali, uczymy się stosunku do siebie i do życia obserwując dorosłych wokół nas.
Kiedy dorastamy, mamy tendencję do odtwarzania emocjonalnego klimatu domu naszego dzieciństwa.
Wszystkie wydarzenia, jakie miały miejsce w naszym życiu, aż do chwili obecnej, zaistniały dzięki naszym myślom i przekonaniom powstałym w przeszłości.
Umysł podświadomy zachowuje się jak magazyn dla przeżytych doświadczeń, gromadzących zarówno zdarzenia, jak i uczucia im towarzyszące
Przykrym doświadczeniom towarzyszyły takie uczucia jak: wina, wstyd, żal, poczucie krzywdy, upokorzenie, przerażenie.....
Jakiekolwiek by były te uczucia, kiedyś ponownie się ujawnia, ponieważ uczuć zapomnieć nie można, nawet, jeśli zapomni się zdarzenie.
Tłumione wspomnienia mogą się uwidaczniać jako stany niepokoju, ataki lęków, depresje, lub choroby psychosomatyczne.
Nim rozpoczniesz nowe życie musisz się koniecznie rozprawić z przeszłością.
Nie ma sensu ignorować przeszłości, ani jej zaprzeczać.
Im bardziej będziesz starać się od niej uciec, tym bardziej będzie Cię ona ścigać.
Trzeba zmierzyć się z problemem, wtedy zniknie on na dobre.

Wszystkie choroby mają swoje źródło w niewybaczaniu.
Ciało, jak wszystko w życiu, jest lustrzanym odbiciem naszych myśli i przekonań.
Trwale utrzymujące się sposoby myślenia i mówienia tworzą działania i postawy ciała, jego zdrowie, lub chorobę.
Źródłem gniewu jest zwykle fakt, że ktoś zrobił, lub powiedział coś nie tak, jak według nas powinien.
Za gniewem też z reguły kryje się nasze wewnętrzne przekonanie, że mamy do niego prawo.
Jak w sądzie, osądzamy, uznajemy winę i potępiamy, po czym uważamy, że gniew jest naszym "niezbywalnym prawem", które natychmiast egzekwujemy wprowadzając się
w stan zdenerwowania i złości.
W ten sposób zatruwamy i niszczymy swój organizm.
Czynienie zarzutów jest bezsensowne.
Jest to rozpraszanie energii.
Energię trzeba gromadzić. Bez niej niemożliwe byłyby zmiany.

Myśl, co chcesz w życiu osiągnąć, a nie do jakich negatywnych emocji masz prawo.

Noszenie w sobie żalu, urazy, samokrytycyzmu, poczucia winy, i lęku powoduje o wiele więcej problemów, niż cokolwiek innego.
Konieczne dla naszego uzdrowienia jest uwolnienie się od przeszłości i wybaczenie każdemu: "Wybaczam Ci, że nie jesteś takim, jakim chciałbym Cię widzieć. Wybaczam Ci i bądź wolny".

Nie ma wątpliwości, że w każdym z nas siedzi zaklęty, olbrzymi dżin, o niesłychanych możliwościach i czeka, żeby go wyswobodzić.
Możesz go nazwać Aniołem Stróżem, lub po prostu mów mu po imieniu: Ja,
ale koniecznie zaprzyjaźnij się z nim !

I pamiętaj, ze najważniejszą osobą w Twoim życiu jesteś Ty sam !!!

Nie zapominaj też o odrobinie poczucia humoru, bo to bardzo pomaga.

Śmiej się do siebie i do życia, bo :

"Życie jest zbyt poważną sprawą, żeby je brać tak bardzo serio"

"Człowiek staje się wyjątkowo śmieszny, kiedy siebie traktuje nazbyt poważnie".

Legalizacja marihuany. – Dziś w Stanach Zjednoczonych wybory do Kongresu a także władz lokalnych. Przy okazji Amerykanie będą odpowiadać na pytania w różnego rodzaju referendach. Kilka z nich dotyczą legalizacji marihuany.

W tej chwili tak zwana rekreacyjna marihuana jest legalna w dwóch stanach - Kolorado i Waszyngton. Wkrótce może być ich pięć bowiem referenda w tej sprawie odbędą się dziś w Oregonie i na Alasce, a także w mieście Waszyngton. Według sondaży w stolicy USA około dwóch trzecich mieszkańców popiera legalizację marihuany. 

- Nigdy nie paliłem marihuany ani nie piłem alkoholu - przyznaje jeden ze zwolenników legalizacji. - Myślę, że obie używki są podobne. Uważam, że legalizacja zapewni lepsza kontrolę rynku marihuany. Absolutnie jestem za legalizacją. Dzięki temu pozbędziemy się kryminalnego elementu, który z nią jest teraz związany. Dla mnie to żaden problem.

W stanach Oregon i Alaska też większość ankietowanych popiera legalizację marihuany ale ich przewaga nad przeciwnikami jest stosunkowo niewielka. Na granicy 60-procentowego poparcia wymaganego przez konstytucję Florydy jest też legalizacja medycznej marihuany na Florydzie.

Legalizacja marihuany.

Dziś w Stanach Zjednoczonych wybory do Kongresu a także władz lokalnych. Przy okazji Amerykanie będą odpowiadać na pytania w różnego rodzaju referendach. Kilka z nich dotyczą legalizacji marihuany.

W tej chwili tak zwana rekreacyjna marihuana jest legalna w dwóch stanach - Kolorado i Waszyngton. Wkrótce może być ich pięć bowiem referenda w tej sprawie odbędą się dziś w Oregonie i na Alasce, a także w mieście Waszyngton. Według sondaży w stolicy USA około dwóch trzecich mieszkańców popiera legalizację marihuany.

- Nigdy nie paliłem marihuany ani nie piłem alkoholu - przyznaje jeden ze zwolenników legalizacji. - Myślę, że obie używki są podobne. Uważam, że legalizacja zapewni lepsza kontrolę rynku marihuany. Absolutnie jestem za legalizacją. Dzięki temu pozbędziemy się kryminalnego elementu, który z nią jest teraz związany. Dla mnie to żaden problem.

W stanach Oregon i Alaska też większość ankietowanych popiera legalizację marihuany ale ich przewaga nad przeciwnikami jest stosunkowo niewielka. Na granicy 60-procentowego poparcia wymaganego przez konstytucję Florydy jest też legalizacja medycznej marihuany na Florydzie.

Konopie jadalne, np. w ciąży. – (...)Dużo czytam, lubię szperać. I wyszukując różne kulinarne ciekawostki, dowiedziałam się, że np. w USA od kilku lat bardzo, ale to bardzo popularnym pożywieniem, w szczególności wśród ciężarnych kobiet są ziarenka konopi. 
Kobiety jedzą je w najróżniejszych formach. Dodają je do własnoręcznie wypiekanego pieczywa, do koktajli zwanych smoothies, dosypując do sałatek, a nawet frytek.
Konopie? Przecież to nielegalne - pomyślałam. I każdy tak pomyśli i powiela taką gadkę, jeśli nie wie, że konopie jadalne zawierają jakieś znikome ilości thc (tego, co kopie :P), a mają cudowne właściwości zdrowotne. Zaczęłam o nich opowiadać rodzinie i moja ciocia uświadomiła mi, że kiedyś konopie były bardziej popularne, ale zaczęło się robić głośno o marihuanie i temat powoli zanikł. Teraz sama chce je siać, ale pyta "Jeśli ja posadzę konopie, to czy mnie nie posadzą?". Otóż nie, ciociu. Spokojnie...

Konopie jadalne, np. w ciąży.

(...)Dużo czytam, lubię szperać. I wyszukując różne kulinarne ciekawostki, dowiedziałam się, że np. w USA od kilku lat bardzo, ale to bardzo popularnym pożywieniem, w szczególności wśród ciężarnych kobiet są ziarenka konopi.
Kobiety jedzą je w najróżniejszych formach. Dodają je do własnoręcznie wypiekanego pieczywa, do koktajli zwanych smoothies, dosypując do sałatek, a nawet frytek.
Konopie? Przecież to nielegalne - pomyślałam. I każdy tak pomyśli i powiela taką gadkę, jeśli nie wie, że konopie jadalne zawierają jakieś znikome ilości thc (tego, co kopie :P), a mają cudowne właściwości zdrowotne. Zaczęłam o nich opowiadać rodzinie i moja ciocia uświadomiła mi, że kiedyś konopie były bardziej popularne, ale zaczęło się robić głośno o marihuanie i temat powoli zanikł. Teraz sama chce je siać, ale pyta "Jeśli ja posadzę konopie, to czy mnie nie posadzą?". Otóż nie, ciociu. Spokojnie...

Marihuana w ciąży- palić czy nie?

Temat, który budzi kontrowersje. Za granicą o nim głośno, u nas też powoli się nagłaśnia.
Co z tą ciążą i paleniem? Czy warto się skusić czy może wytrzymać bez?

W głowie się ludziom nie mieści, że matki, które chodzą z brzuchami mogą palić trawkę. No się nie mieści. Ale jak już lampkę wina wypiją, to nic im się nie stanie... Owszem, może nic się nie stać, ale dziwnym jest to, że bardziej zezwala się na wypicie przez ciężarną alkoholu niż zapalenie trawska. Albo fajki: "jak paliłaś przed ciążą to nie możesz rzucić z dnia na dzień bo będzie to miało negatywny wpływ na płód, organizm dozna szoku". CO ZA PITOLENIE?! Takie rzeczy wymyślają uzależnieni egoiści. Ludzie są nieświadomi szkód i spustoszeń, jakie powoduje w organizmie alkohol czy fajki, a marihuana została wrzucona do jednego worka z wszystkimi innymi narkotykami dostępnymi na świecie, chociaż to roślina stworzona przez samą Naturę. (Tak, wiem, tytoń również, ale zapal teraz tytoń bez substancji smolistych i kancerogennych - możliwe chyba jedynie w dżungli).

Czytaj dalej →


Daj rzeczom drugie życie. – Garażówka, kiermasz rzeczy używanych, bazar staroci czy pchli targ. Niezależnie od nazwy idea jest zawsze ta sama – wystawcy pozbywają się niechcianych przedmiotów, które zalegają w szafach, a odwiedzający kupują ciekawe rzeczy dla siebie. Takie imprezy odbywają się najczęściej w weekendy, na publicznie dostępnym terenie, często pod gołym niebem i skierowane są głównie do lokalnych społeczności. Zdarza się, że klientami są osoby przybywające z daleka, bo w ich okolicy takie imprezy się nie odbywają. Na wyprzedażach często pojawiają się również kolekcjonerzy lub miłośnicy bibelotów nastawieni na konkretną grupę towarów, np. ozdobną ceramikę, stare gry planszowe lub serie kolekcjonerskie. 

Do Polski moda na garażówki przywędrowała z Holandii, Niemiec, Anglii i krajów skandynawskich, gdzie ten rodzaj handlu wśród lokalnych społeczności jest normą. U nas jest to stosunkowo nowe zjawisko, ale można śmiało powiedzieć, że przyjęło się i ma się dobrze. Świadczy o tym chociażby liczba imprez organizowanych w tym roku w Warszawie w różnych dzielnicach: na Żoliborzu, na Osiedlu Jazdów, na Zaciszu. Wyprzedaże są albo akcjami jednorazowymi, albo przeradzają się w imprezy cykliczne, takie jak np. Flow Market w Mieście Cypel czy Szlufka Grochowska. Z kolei imprezy takie jak Ciuchowisko, Babiniec, czy akcja Wymień mnie pod Stopami zakładają wymianę towar za towar i stanowią okazję do wymiany ubrań i innych przedmiotów.

Historia handlu rzeczami używanymi zaczęła się prawdopodobnie w Paryżu, gdzie w dzielnicy Saint-Ouen funkcjonował pchli targ (Marché aux puces) oferujący towary w bardzo niewielkich cenach oraz używane sprzęty. Od tamtego czasu handel rzeczami używanymi przybrał wiele form. W Wielkiej Brytanii wielką popularnością cieszą się wyprzedaże prowadzone z samochodów, tzw. car boot sale.

Polacy jeżdżący do Niemiec znają z kolei inną formę obrotu używanymi rzeczami – tzw. wystawki czyli Sperrmüll. Jest to nic innego jak wystawka odpadów wielkogabarytowych, na którą trafiają niepotrzebne, trochę zniszczone ale też często zupełnie dobre sprzęty domowe, elektronika, wyposażenie, biur, ogrodów. rowery. Wiele osób zajmuje się przywożeniem sprzętów z takich wystawek, które traktują jako łatwe i darmowe źródło przedmiotów do odsprzedaży w Polsce.

Na Zachodzie innym sposobem na to, by rzeczy służyły komu innemu, jest oddawanie ich do sklepów prowadzonych przez różnego rodzaju instytucje charytatywne (charity shops). Sklepy te, przyjmując używane rzeczy, zajmują się ich sprzedażą, a środki przeznaczają na jakiś szczytny cel. U nas niestety takie second handy praktycznie nie istnieją. Rzadkim przykładem takiego sklepu w Polsce jest sklep Fundacji Sue Ryder lub stowarzyszenia Emmaus w Warszawie.

W Wielkiej Brytanii czy Holandii second handy można spotkać zarówno na obrzeżach miast jak i na głównych ulicach, często jeden obok drugiego, ponieważ sklepy charytatywne konkurują o klienta, kuszą ładnymi witrynami, a ponadto dają zarówno oddającym i kupującym poczucie, że robią coś dobrego dla innych.

Z kolei w Szwecji second handy funkcjonują również przy wysypiskach i sortowniach, skąd pracownicy odzyskują te rzeczy, które nie powinny były znaleźć się na śmietniku. W takich miejscach można tanio kupić meble, sprzęt elektryczny lub surowce, takie jak drewno. To zadziwiające, co czasami trafia do altany śmietnikowej.

Polska jest dopiero na początku drogi ku świadomej konsumpcji, poziom odzysku surowców jest wciąż bardzo niski, a kultura recyclingu praktycznie nie istnieje. Na Zachodzie, gdzie świadomość ekologiczna jest na wysokim poziomie, wyprzedaże garażowe są naturalnym i powszechnie akceptowanym sposobem dawania rzeczom drugiego życia. Dlatego zamiast wyrzucać na śmietnik niepotrzebną rzecz albo latami chomikować coś, czego nie używamy (a szkoda wyrzucić), lepiej puścić ten przedmiot w ruch – niech przyda się komuś innemu. Garażówka to ekologiczny sposób pozbywania się niepotrzebnych przedmiotów, zasilania domowego budżetu dodatkowymi środkami oraz świetne miejsce spotkań sąsiadów.

Autor: Dorota Bielecka (Rota)

Informacje o Garażówkach, wymiankach i swapach pojawiają się w naszym kalendarium. Najbliższa tego typu impreza odbędzie się 12 października w Wilanowie.

Daj rzeczom drugie życie.

Garażówka, kiermasz rzeczy używanych, bazar staroci czy pchli targ. Niezależnie od nazwy idea jest zawsze ta sama – wystawcy pozbywają się niechcianych przedmiotów, które zalegają w szafach, a odwiedzający kupują ciekawe rzeczy dla siebie. Takie imprezy odbywają się najczęściej w weekendy, na publicznie dostępnym terenie, często pod gołym niebem i skierowane są głównie do lokalnych społeczności. Zdarza się, że klientami są osoby przybywające z daleka, bo w ich okolicy takie imprezy się nie odbywają. Na wyprzedażach często pojawiają się również kolekcjonerzy lub miłośnicy bibelotów nastawieni na konkretną grupę towarów, np. ozdobną ceramikę, stare gry planszowe lub serie kolekcjonerskie.

Do Polski moda na garażówki przywędrowała z Holandii, Niemiec, Anglii i krajów skandynawskich, gdzie ten rodzaj handlu wśród lokalnych społeczności jest normą. U nas jest to stosunkowo nowe zjawisko, ale można śmiało powiedzieć, że przyjęło się i ma się dobrze. Świadczy o tym chociażby liczba imprez organizowanych w tym roku w Warszawie w różnych dzielnicach: na Żoliborzu, na Osiedlu Jazdów, na Zaciszu. Wyprzedaże są albo akcjami jednorazowymi, albo przeradzają się w imprezy cykliczne, takie jak np. Flow Market w Mieście Cypel czy Szlufka Grochowska. Z kolei imprezy takie jak Ciuchowisko, Babiniec, czy akcja Wymień mnie pod Stopami zakładają wymianę towar za towar i stanowią okazję do wymiany ubrań i innych przedmiotów.

Historia handlu rzeczami używanymi zaczęła się prawdopodobnie w Paryżu, gdzie w dzielnicy Saint-Ouen funkcjonował pchli targ (Marché aux puces) oferujący towary w bardzo niewielkich cenach oraz używane sprzęty. Od tamtego czasu handel rzeczami używanymi przybrał wiele form. W Wielkiej Brytanii wielką popularnością cieszą się wyprzedaże prowadzone z samochodów, tzw. car boot sale.

Polacy jeżdżący do Niemiec znają z kolei inną formę obrotu używanymi rzeczami – tzw. wystawki czyli Sperrmüll. Jest to nic innego jak wystawka odpadów wielkogabarytowych, na którą trafiają niepotrzebne, trochę zniszczone ale też często zupełnie dobre sprzęty domowe, elektronika, wyposażenie, biur, ogrodów. rowery. Wiele osób zajmuje się przywożeniem sprzętów z takich wystawek, które traktują jako łatwe i darmowe źródło przedmiotów do odsprzedaży w Polsce.

Na Zachodzie innym sposobem na to, by rzeczy służyły komu innemu, jest oddawanie ich do sklepów prowadzonych przez różnego rodzaju instytucje charytatywne (charity shops). Sklepy te, przyjmując używane rzeczy, zajmują się ich sprzedażą, a środki przeznaczają na jakiś szczytny cel. U nas niestety takie second handy praktycznie nie istnieją. Rzadkim przykładem takiego sklepu w Polsce jest sklep Fundacji Sue Ryder lub stowarzyszenia Emmaus w Warszawie.

W Wielkiej Brytanii czy Holandii second handy można spotkać zarówno na obrzeżach miast jak i na głównych ulicach, często jeden obok drugiego, ponieważ sklepy charytatywne konkurują o klienta, kuszą ładnymi witrynami, a ponadto dają zarówno oddającym i kupującym poczucie, że robią coś dobrego dla innych.

Z kolei w Szwecji second handy funkcjonują również przy wysypiskach i sortowniach, skąd pracownicy odzyskują te rzeczy, które nie powinny były znaleźć się na śmietniku. W takich miejscach można tanio kupić meble, sprzęt elektryczny lub surowce, takie jak drewno. To zadziwiające, co czasami trafia do altany śmietnikowej.

Polska jest dopiero na początku drogi ku świadomej konsumpcji, poziom odzysku surowców jest wciąż bardzo niski, a kultura recyclingu praktycznie nie istnieje. Na Zachodzie, gdzie świadomość ekologiczna jest na wysokim poziomie, wyprzedaże garażowe są naturalnym i powszechnie akceptowanym sposobem dawania rzeczom drugiego życia. Dlatego zamiast wyrzucać na śmietnik niepotrzebną rzecz albo latami chomikować coś, czego nie używamy (a szkoda wyrzucić), lepiej puścić ten przedmiot w ruch – niech przyda się komuś innemu. Garażówka to ekologiczny sposób pozbywania się niepotrzebnych przedmiotów, zasilania domowego budżetu dodatkowymi środkami oraz świetne miejsce spotkań sąsiadów.

Autor: Dorota Bielecka (Rota)

Informacje o Garażówkach, wymiankach i swapach pojawiają się w naszym kalendarium. Najbliższa tego typu impreza odbędzie się 12 października w Wilanowie.

15 rzeczy, które możesz zrobić gdy dopadnie Cię lęk lub panika – Nie jestem lekarzem, ani psychoterapeutą, nie wolno mi leczyć, ale mogę jak najbardziej podać listę rzeczy, które dobrze jest zrobić, gdy dopadną Cię lęki. 

Oczywiście na pierwszym miejscu jest bieganie

Bieganie może nas wyleczyć z poważnej nerwicy lękowej, co nie znaczy, że od czasu do czasu, tak jak wszystkich, nie dopadnie nas obawa o przyszłość naszą i bliskich. Nie koniecznie irracjonalna, ale może całkiem realna. 

Co zrobić, aby stać się odporniejszym na takie przypadki? 

Strach trwający krótko może mieć ostatecznie dobry wpływ na nasz organizm, może zmusić nas do mobilizacji, do wydajniejszych działań obronnych.

Natomiast lęk długo trwający, który przydusza nas irracjonalnie, czy racjonalnie, bez znaczenia, paraliżuje nasze myśli i działania jest wielkim destruktem.

Ci, którzy przeczytali na wpół biograficzną książkę „Biegam, bo muszę”, dobrze wiedzą, że moja dziecięca nerwica lękowa przekształciła się w długie lata strachów już w dorosłym życiu. 
Czyli wiadomo, biegajżesz Burżuazjo

Nie żyjemy w idealnym świecie.

Za to egzystujemy w toksycznych domach, trujemy organizmy od środka i od zewnątrz, brakuje nam prawidłowego odżywiania, ruchu, czasu wolnego, a to wszystko wpływa na naszą psychikę.
W końcu zaczynamy świrować - Jednak zawsze można zrobić kilkanaście małych działań, żeby sobie pomóc i móc wrócić do gry.


Poniżej 15 porad, które mogą pomóc uporać się z codziennymi strachami
1. Wysypianie się

Nie śpisz człowieku, mogą być tego poważne konsekwencje co do wzmożonego bania się. Mało snu nie tylko wpływa negatywnie na nasze zdrowie fizyczne, ale może również przyczyniać się do ogólnego niepokoju i zestresowania. 

I to jest właśnie paragraf 22, bo czasami wpadamy w błędne koło, gdyż często stresy i lęki nie pozwalają nam zasnąć. Gdy uda Ci się przespać pełne 7/8 godzin nocnych, zobaczysz co słodki sen jest w stanie zrobić dla Twoich stanów lękowych w środku dnia.

2. Śmiej się

Gdy drżymy, boimy się w pracy, nawet krótki relaks i śmiech z zabawnego klipu na YouTube, jest w stanie pozytywnie wpłynąć na nasz stan depresyjny i lękowy.
Śmiech potrafi uspokajać rozbiegane nerwy.
Oglądaj komedie wieczorem. Znane są przypadki samoistnego wyleczenia raka u ludzi, którzy każdego dnia oglądali po kilka filmów komediowych. Śmiejmy się do rozpuku.

3. Uporządkuj przestrzeń wokół siebie

Bałagan prowadzi do niepokoju fizycznego, a to prowadzi do niepokoju psychicznego. Niechlujne otoczenie stwarza pozory, że praca nigdy się nie skończy. W bałaganie trudno jest myśleć racjonalnie.
Już sam nieporządek wokół nas może nasilić nasze stany lękowe, gdyż przeszkadza w logicznym myśleniu.

4. Wyraź wdzięczność

Badania wykazały, że wyrażając wdzięczność pomagasz sobie zmniejszyć lęk, zwłaszcza gdy jesteś wypoczęty.
Możesz nawet zacząć pisać dziennik wdzięczności, aby Twoje myśli odciążyć z lęków.

5. Jedz zdrowe żarcie i suplementuj się w razie potrzeby.

Lęk może sprawić, że całkowicie tracimy ochotę do jedzenie, albo jemy jakieś przypadkowe żarcie, które nie dostarczy nam niezbędnych witamin i minerałów, ani kwasów omega-3, które trzeba zapewnić mózgowi, aby zmniejszyć depresję i lęki.
Szalenie ważne są witaminy z grupy B, oraz oczywiście witamina D3. Szczególnie gdy mało korzystasz z kąpieli słonecznych.

Mimo, że nasz schorowany apetyt może nam podpowiadać coś zupełnie innego, badania sugerują, że spożywanie pokarmów przetworzonych i tych bogatych w cukier mogą zwiększyć objawy lęku.

6.Naucz się oddychać

Oddech jest w stanie uporać się z lękiem i zapobiec atakowi paniki. Oddech jest również doskonałym markerem poziomu lęku w ciągu dnia. Krótkie, płytkie oddechy oznaczają stres i niepokój mózgu i ciała.

Z drugiej strony świadome oddychanie, a także wydłużenie i wzmocnienie oddechu pozwala wysyłać sygnały do mózgu, że wszystko jest w porządku, właśnie się relaksujemy.

Generalnie należy oddychać jak dziecko, czyli przeponą. 
Wdechy głębokie nosem do przepony, a wydechy ustami.

7. Medytuj

Większość z nas słyszała, że medytacja jest relaksująca, ale są obecnie naukowe odkrycia, że medytacja rzeczywiście zwiększa ilość substancji szarej w mózgu.
Lękasz się, naucz się trwać w bez myśleniu, czyli medytuj. Medytacja jest sposobem, aby obserwować mózg, pozwalając nam zorientować się, jak nasz umysł generuje lęk prowokując myśli.
Umiejętność stworzenia dystansu do swoich myśli sprawia, że przestajemy się bać.
Medytować trzeba się nauczyć. Bieganie zastępuje medytację, a biegać każdy potrafi.
Długie, codzienne wybieganie powoduje, że nasze myśli zostają uwolnione spod przymusu myślenia o tym czego się boimy. A nawet więcej, w ogóle przestajemy się bać. 

8. Wizualizuj

Jeżeli przyszłość wydaje Ci się ogromnie straszna, spróbuj zmienić myśli o tym, co Cię czeka. Czasami sam fakt ustalania konkretnych celów zaradczych może stępić niepokój o niewiadomą przyszłość.
Utwórz w myślach możliwości reakcji na własne obawy.
Przeanalizuj każdą myśl straszącą, która się pojawi. Czy ta myśl jest na pewno prawdziwa, czy jest dla Ciebie w jakiś sposób pomocna, inspirująca, konieczna?
Jeśli nie, zrzuć taką myśl. To daje rezultaty. 

9.Zabaw się

Dzieci i zwierzęta wydają się mieć wrodzoną zdolność do zabawy, w każdym momencie i bez patrzenia na innych.
Musisz umieć rozerwać się, dać sobie czas na zabawę.
Oczywiście w przeciwieństwie do dzieci i zwierząt, to Ty weźmiesz odpowiedzialność za formę swojej zabawy.
Baw się więc z głową, ale nie zapominaj o zabawie. Jest konieczna.
Masturbacja również pozwala człowiekowi odprężać się. Autoerotyzm jest bardzo naturalnym wentylem do ulotnienia się napięć,  w tym strachu

10. Pomilcz

Miej trochę czasu, gdy całkowicie będziesz mógł się wyłączyć i pobyć trochę w ciszy, z dala od harmideru.
Istnieją pewne dowody, że za dużo hałasu może zwiększyć nasz poziom stresu, więc zrób trochę ciszy dla siebie. Wyłączenia i braku nawijania.

11. Wyznacz granice

Gdy coś Cię gnębi, drżysz i boisz się tego, wyznacz sobie czas na myślenie o tym.

Przykładowo daj sobie kwadrans, albo dwadzieścia minut na dokładne obmyślenie tej obawy, co możesz zrobić, jakby się spełniła, albo co zrobisz, gdy jest pewna. Pomyśl o możliwych scenariuszach, a następnie zrzuć myśl. Wcześniej to zaplanuj.
Boisz się, że zachorujesz na raka, bo ktoś w rodzinie zachorował?
Najpierw racjonalnie przemyśl profilaktykę. Ustal co będziesz jadł, że zaczniesz biegać, czy że zapiszesz się na jogę. Ustal, że codziennie będziesz podskakiwał, lub biegał, co czyści układ limfatyczny.
Gdyby przyszły złe myśli, powiedz sobie, że owszem już wiele robisz w temacie.
Poświęć też parę minut na to, co byś robił gdyby Cię jednak choroba dopadła. Wymyśl scenariusz, to bardzo pomaga, a potem postaraj się myśl zrzucić.
Idź na trening, albo zacznij oglądać komedię. Ważne, żeby nie brnąć w strach.

12. Zrób plan na przyszłość

Zawsze wtedy robię listę żab na nadchodzące dni.
Harmonogramy działań pozwalają nam mniej się bać i już z wyprzedzeniem mamy poczucie, że jesteśmy przygotowani. Lista żab niezwykle zwiększa naszą produktywność, mamy o wiele więcej czasu na bieganie i zabawę.

Bądźmy przygotowani na następny dzień. Miejmy obmyślany strój na rano, przygotowaną torbę podróżną, gdy zamierzamy wyjechać i nie odwlekajmy terminowego zrobienia pewnych rzeczy, które i tak musimy zrobić. Będzie o wiele mniej stresów i strachów.

Usuńmy lęki, o rzeczy na które mamy wpływ.

13. Wizualizuj coś pozytywnego

Podczas konfrontacji z niepokojącymi myślami, poświęć chwilę, aby wyobrazić sobie sytuację wręcz przeciwną. Że masz klarowność myśli, spokój i odwagę. Staram się nie zwracać uwagi na obecny stan psychiczny.

Wtedy po prostu skupiam się na wyobrażeniu sobie, że moja łódź gładko płynie przez ten sztorm.

Technika ta nazywana jest obrazowaniem, czy wizualizacją pięknej drogi i bardzo pomaga przy redukcji stresu i obaw.

14. Powąchaj coś przyjemnie pachnącego

Spróbuj wąchać jakieś uspokajające olejki. Bazylia, anyż (nie dla mnie, nie znoszę anyżu), rumianek. Jest wielki wybór takich zapachów zmniejszających napięcie w ciele i pomagających jasności umysłu.

Bo strach jest obrazem zamętu w głowie.

15. Wyjdź do ludzi

Ludzie, którzy mają duże społeczne wsparcie mniej negatywnie reagują na stres niż ci, którzy wszystko biorą na klatę w pojedynkę.

Miłe spotkania towarzyskie stymulują wytwarzanie hormonu oksytocyny, którego efektem jest zmniejszenie niepokoju.

15 rzeczy, które możesz zrobić gdy dopadnie Cię lęk lub panika

Nie jestem lekarzem, ani psychoterapeutą, nie wolno mi leczyć, ale mogę jak najbardziej podać listę rzeczy, które dobrze jest zrobić, gdy dopadną Cię lęki.

Oczywiście na pierwszym miejscu jest bieganie

Bieganie może nas wyleczyć z poważnej nerwicy lękowej, co nie znaczy, że od czasu do czasu, tak jak wszystkich, nie dopadnie nas obawa o przyszłość naszą i bliskich. Nie koniecznie irracjonalna, ale może całkiem realna.

Co zrobić, aby stać się odporniejszym na takie przypadki?

Strach trwający krótko może mieć ostatecznie dobry wpływ na nasz organizm, może zmusić nas do mobilizacji, do wydajniejszych działań obronnych.

Natomiast lęk długo trwający, który przydusza nas irracjonalnie, czy racjonalnie, bez znaczenia, paraliżuje nasze myśli i działania jest wielkim destruktem.

Ci, którzy przeczytali na wpół biograficzną książkę „Biegam, bo muszę”, dobrze wiedzą, że moja dziecięca nerwica lękowa przekształciła się w długie lata strachów już w dorosłym życiu.
Czyli wiadomo, biegajżesz Burżuazjo

Nie żyjemy w idealnym świecie.

Za to egzystujemy w toksycznych domach, trujemy organizmy od środka i od zewnątrz, brakuje nam prawidłowego odżywiania, ruchu, czasu wolnego, a to wszystko wpływa na naszą psychikę.
W końcu zaczynamy świrować - Jednak zawsze można zrobić kilkanaście małych działań, żeby sobie pomóc i móc wrócić do gry.


Poniżej 15 porad, które mogą pomóc uporać się z codziennymi strachami
1. Wysypianie się

Nie śpisz człowieku, mogą być tego poważne konsekwencje co do wzmożonego bania się. Mało snu nie tylko wpływa negatywnie na nasze zdrowie fizyczne, ale może również przyczyniać się do ogólnego niepokoju i zestresowania.

I to jest właśnie paragraf 22, bo czasami wpadamy w błędne koło, gdyż często stresy i lęki nie pozwalają nam zasnąć. Gdy uda Ci się przespać pełne 7/8 godzin nocnych, zobaczysz co słodki sen jest w stanie zrobić dla Twoich stanów lękowych w środku dnia.

2. Śmiej się

Gdy drżymy, boimy się w pracy, nawet krótki relaks i śmiech z zabawnego klipu na YouTube, jest w stanie pozytywnie wpłynąć na nasz stan depresyjny i lękowy.
Śmiech potrafi uspokajać rozbiegane nerwy.
Oglądaj komedie wieczorem. Znane są przypadki samoistnego wyleczenia raka u ludzi, którzy każdego dnia oglądali po kilka filmów komediowych. Śmiejmy się do rozpuku.

3. Uporządkuj przestrzeń wokół siebie

Bałagan prowadzi do niepokoju fizycznego, a to prowadzi do niepokoju psychicznego. Niechlujne otoczenie stwarza pozory, że praca nigdy się nie skończy. W bałaganie trudno jest myśleć racjonalnie.
Już sam nieporządek wokół nas może nasilić nasze stany lękowe, gdyż przeszkadza w logicznym myśleniu.

4. Wyraź wdzięczność

Badania wykazały, że wyrażając wdzięczność pomagasz sobie zmniejszyć lęk, zwłaszcza gdy jesteś wypoczęty.
Możesz nawet zacząć pisać dziennik wdzięczności, aby Twoje myśli odciążyć z lęków.

5. Jedz zdrowe żarcie i suplementuj się w razie potrzeby.

Lęk może sprawić, że całkowicie tracimy ochotę do jedzenie, albo jemy jakieś przypadkowe żarcie, które nie dostarczy nam niezbędnych witamin i minerałów, ani kwasów omega-3, które trzeba zapewnić mózgowi, aby zmniejszyć depresję i lęki.
Szalenie ważne są witaminy z grupy B, oraz oczywiście witamina D3. Szczególnie gdy mało korzystasz z kąpieli słonecznych.

Mimo, że nasz schorowany apetyt może nam podpowiadać coś zupełnie innego, badania sugerują, że spożywanie pokarmów przetworzonych i tych bogatych w cukier mogą zwiększyć objawy lęku.

6.Naucz się oddychać

Oddech jest w stanie uporać się z lękiem i zapobiec atakowi paniki. Oddech jest również doskonałym markerem poziomu lęku w ciągu dnia. Krótkie, płytkie oddechy oznaczają stres i niepokój mózgu i ciała.

Z drugiej strony świadome oddychanie, a także wydłużenie i wzmocnienie oddechu pozwala wysyłać sygnały do mózgu, że wszystko jest w porządku, właśnie się relaksujemy.

Generalnie należy oddychać jak dziecko, czyli przeponą.
Wdechy głębokie nosem do przepony, a wydechy ustami.

7. Medytuj

Większość z nas słyszała, że medytacja jest relaksująca, ale są obecnie naukowe odkrycia, że medytacja rzeczywiście zwiększa ilość substancji szarej w mózgu.
Lękasz się, naucz się trwać w bez myśleniu, czyli medytuj. Medytacja jest sposobem, aby obserwować mózg, pozwalając nam zorientować się, jak nasz umysł generuje lęk prowokując myśli.
Umiejętność stworzenia dystansu do swoich myśli sprawia, że przestajemy się bać.
Medytować trzeba się nauczyć. Bieganie zastępuje medytację, a biegać każdy potrafi.
Długie, codzienne wybieganie powoduje, że nasze myśli zostają uwolnione spod przymusu myślenia o tym czego się boimy. A nawet więcej, w ogóle przestajemy się bać.

8. Wizualizuj

Jeżeli przyszłość wydaje Ci się ogromnie straszna, spróbuj zmienić myśli o tym, co Cię czeka. Czasami sam fakt ustalania konkretnych celów zaradczych może stępić niepokój o niewiadomą przyszłość.
Utwórz w myślach możliwości reakcji na własne obawy.
Przeanalizuj każdą myśl straszącą, która się pojawi. Czy ta myśl jest na pewno prawdziwa, czy jest dla Ciebie w jakiś sposób pomocna, inspirująca, konieczna?
Jeśli nie, zrzuć taką myśl. To daje rezultaty.

9.Zabaw się

Dzieci i zwierzęta wydają się mieć wrodzoną zdolność do zabawy, w każdym momencie i bez patrzenia na innych.
Musisz umieć rozerwać się, dać sobie czas na zabawę.
Oczywiście w przeciwieństwie do dzieci i zwierząt, to Ty weźmiesz odpowiedzialność za formę swojej zabawy.
Baw się więc z głową, ale nie zapominaj o zabawie. Jest konieczna.
Masturbacja również pozwala człowiekowi odprężać się. Autoerotyzm jest bardzo naturalnym wentylem do ulotnienia się napięć, w tym strachu

10. Pomilcz

Miej trochę czasu, gdy całkowicie będziesz mógł się wyłączyć i pobyć trochę w ciszy, z dala od harmideru.
Istnieją pewne dowody, że za dużo hałasu może zwiększyć nasz poziom stresu, więc zrób trochę ciszy dla siebie. Wyłączenia i braku nawijania.

11. Wyznacz granice

Gdy coś Cię gnębi, drżysz i boisz się tego, wyznacz sobie czas na myślenie o tym.

Przykładowo daj sobie kwadrans, albo dwadzieścia minut na dokładne obmyślenie tej obawy, co możesz zrobić, jakby się spełniła, albo co zrobisz, gdy jest pewna. Pomyśl o możliwych scenariuszach, a następnie zrzuć myśl. Wcześniej to zaplanuj.
Boisz się, że zachorujesz na raka, bo ktoś w rodzinie zachorował?
Najpierw racjonalnie przemyśl profilaktykę. Ustal co będziesz jadł, że zaczniesz biegać, czy że zapiszesz się na jogę. Ustal, że codziennie będziesz podskakiwał, lub biegał, co czyści układ limfatyczny.
Gdyby przyszły złe myśli, powiedz sobie, że owszem już wiele robisz w temacie.
Poświęć też parę minut na to, co byś robił gdyby Cię jednak choroba dopadła. Wymyśl scenariusz, to bardzo pomaga, a potem postaraj się myśl zrzucić.
Idź na trening, albo zacznij oglądać komedię. Ważne, żeby nie brnąć w strach.

12. Zrób plan na przyszłość

Zawsze wtedy robię listę żab na nadchodzące dni.
Harmonogramy działań pozwalają nam mniej się bać i już z wyprzedzeniem mamy poczucie, że jesteśmy przygotowani. Lista żab niezwykle zwiększa naszą produktywność, mamy o wiele więcej czasu na bieganie i zabawę.

Bądźmy przygotowani na następny dzień. Miejmy obmyślany strój na rano, przygotowaną torbę podróżną, gdy zamierzamy wyjechać i nie odwlekajmy terminowego zrobienia pewnych rzeczy, które i tak musimy zrobić. Będzie o wiele mniej stresów i strachów.

Usuńmy lęki, o rzeczy na które mamy wpływ.

13. Wizualizuj coś pozytywnego

Podczas konfrontacji z niepokojącymi myślami, poświęć chwilę, aby wyobrazić sobie sytuację wręcz przeciwną. Że masz klarowność myśli, spokój i odwagę. Staram się nie zwracać uwagi na obecny stan psychiczny.

Wtedy po prostu skupiam się na wyobrażeniu sobie, że moja łódź gładko płynie przez ten sztorm.

Technika ta nazywana jest obrazowaniem, czy wizualizacją pięknej drogi i bardzo pomaga przy redukcji stresu i obaw.

14. Powąchaj coś przyjemnie pachnącego

Spróbuj wąchać jakieś uspokajające olejki. Bazylia, anyż (nie dla mnie, nie znoszę anyżu), rumianek. Jest wielki wybór takich zapachów zmniejszających napięcie w ciele i pomagających jasności umysłu.

Bo strach jest obrazem zamętu w głowie.

15. Wyjdź do ludzi

Ludzie, którzy mają duże społeczne wsparcie mniej negatywnie reagują na stres niż ci, którzy wszystko biorą na klatę w pojedynkę.

Miłe spotkania towarzyskie stymulują wytwarzanie hormonu oksytocyny, którego efektem jest zmniejszenie niepokoju.

"Świeże" pieczywo – "Ciepłe"; "chrupiące" i przede wszystkim: "prosto z pieca". To trzy wyrażenia-klucze, mające zachęcić klientów do kupowania pieczywa w supermarketach. Nie dajcie się jednak nabrać: w większości przypadków taki "chleb z pieca" to... specjalna, mrożona masa, która najpierw czeka pół roku w magazynie, a dopiero potem trafia do pieczenia. Świeżości w tym niewiele.

"Świeże wypieki o każdej porze" - chwali się Biedronka, w Lidlu mamy "minipiekarnię". Hasła nie kłamią: taki chleb czy ciastka faktycznie są chrupiące i ciepłe. Nie da się też ukryć, że na naszych oczach trafiają do pieca i z niego wychodzą, czyli teoretycznie są świeżo zrobione. Gdzie więc leży haczyk?

Mrożona masa
Wszystko to kwestia tego, w jaki sposób pieczywo powstaje. Wbrew temu, co po reklamach może się wydawać, taki chleb czy ciastka nie są robione własnoręcznie przez pracowników, a ciasto nie jest do nich wyrabiane na bieżąco. Wyjaśnia to piekarz Grzegorz Pellowski w rozmowie z serwisem namonciaku.pl:

    Grzegorz Pellowski
    Piekarz, wypowiedź z wywiadu dla namonciaku.pl z dn. 20.06.2014

    Tego typu pieczywo po wypieczeniu zamrażane jest ciekłym azotem, następnie pakowane do kartonów i przechowywane w chłodni przez około pół roku. Stamtąd rozsyła się je do sklepów, które sprzedają je jako „świeże pieczywo prosto z pieca”. 


Niestety o tym, o czym mówi Pellowski wie niewielu klientów. Tak zwane "pieczywo produkowane z ciasta głęboko mrożonego" ma niewiele wspólnego ze świeżymi wypiekami małych piekarni, które wszystko robią od podstaw, własnoręcznie. "Mrożony" chleb faktycznie zamyka się w magazynach, a dopiero potem trafia on do sklepów i tam do pieca, w którym surowa masa w trakcie pieczenia zamienia się w finalny produkt. 
Zawiera alergeny, niskiej jakości
Nawet proces produkcji takiego pieczywa wygląda zupełnie inaczej. Przede wszystkim do "mrożonego" dodaje się liczne ulepszacze czy konserwanty, jak na przykład ropionian wapnia (E-282) przeciw pleśniom czy konserwujący sorbinian potasu (E-202). Oba składniki mogą powodować reakcje alergiczne, o czym oczywiście na próżno szukać informacji w supermarketach czy na etykietach. Taki rodzaj chleba w rozmowie z Portalem Spożywczym krytykował Stefan Putka, założyciel znanej w całej Polsce sieci piekarni.

    Stefan Putka
    Współwłaściciel piekarni Putka, wypowiedź dla Portalu Spożywczego z dn. 23.12.2013

    Sklepy nie mogą pozwolić sobie na budowę dużej piekarni na swoim terenie, bo to by im się nie opłacało, dlatego mają tylko namiastkę piekarni. Zamawiają w dużej wytwórni pieczywo mrożone, a na miejscu, w specjalnych komorach odmrażają je i wypiekają. Jest to więc niepełna piekarnia, w której jest tylko rozmrażanie i wypiekanie. Jej celem jest przyciągnięcie klienta. Sklep, który wypieka na miejscu może zjechać z ceny. Oszczędza także na samej logistyce, bo można zamówić transport pieczywa mrożonego na cały miesiąc. Niestety, w tym wypadku technologia wypieku pieczywa wpływa na jego jakość. Takie pieczywo, wypiekane na zapleczu hipermarketu to nie jest klasyczne pieczywo. Jest ono bardzo dobre, ale tylko przez kilka godzin po wypieku. Jest to oczywiście kwestia wyboru klienta. 


Z kolei miejsca, w których tworzy się taki chleb, bardziej przypominają zakłady produkcyjne niż tradycyjne piekarnie i mogą równie dobrze znajdować się w Polsce, co w każdym innym zakątku Europy.

Ministerstwo każe oznaczać "mrożony chleb"
Różnice między zwykłym pieczywem a tym z mrożonej masy są na tyle istotne, że ministerstwo rolnictwa w 2007 roku wydało specjalne rozporządzenie w tej sprawie. Według niego pieczywo bez opakowań – a właśnie takie reklamowane jest przez markety jako "świeże i chrupiące" – musi być odpowiednio oznakowane.

    Rozporządzenie Ministra Rolnictwa i Rozwoju Wsi z dnia 10 lipca 2007 r. w sprawie znakowania środków spożywczych (Dz.U. 137, poz. 966) § 31:

    W punktach sprzedaży pieczywa bez opakowań przy określonym rodzaju pieczywa należy podać następujące informacje:

    1. nazwę pieczywa,
    2. dane identyfikujące osobę fizyczną, osobę prawną albo jednostkę organizacyjną, która produkuje lub paczkuje środek spożywczy lub wprowadza środek spożywczy do obrotu,
    3. masę jednostkową,
    4. informację „Pieczywo produkowane z ciasta głęboko mrożonego”, w przypadku użycia takiego ciasta do produkcji pieczywa,
    5. wykaz składników oraz datę minimalnej trwałości, w przypadku użycia dozwolonych substancji dodatkowych przedłużających świeżość pieczywa.

    Informacje, o których mowa, podaje się w miejscu sprzedaży na wywieszce dotyczącej danego rodzaju pieczywa lub w inny sposób, w miejscu dostępnym bezpośrednio konsumentom. 


Czy więc supermarkety, szczególnie te, które się reklamują: Lidl, Biedronka czy Tesco, produkują chleb w ten właśnie sposób? Jak się okazuje – owszem. I zgodnie z rozporządzeniem ministerstwa, informują o tym klientów, co widać na poniższych zdjęciach. Przyznać trzeba, że Tesco robi to w najbardziej widoczny sposób - zarówno Biedronka jak i Lidl informują na piecach, zaś Tesco na półkach, z których bierzemy chleb. 
Świeże, chrupiące, sztuczne
Jak więc widać, "świeży chleb prosto z pieca" to głównie chwyt marketingowy – którego nie zauważamy. Faktem też jest, że chociaż sklepy informują o tym, że jest to wyrób z ciasta głęboko mrożonego, to zazwyczaj robią to tak, by klient mógł zobaczyć, ale by nie rzucało mu się to w oczy.

Pracownicy sklepów, gdy ich o to pytałem, niechętnie wskazywali miejsce z odpowiednim napisem informującym. Zanim jednak to robili, zazwyczaj próbowali mnie na swoje wypieki namówić. "Proszę się nie martwić, to naprawdę świeże pieczywo". Może i świeże, ale jakby lekko z odzysku. Podziękuję.

"Świeże" pieczywo

"Ciepłe"; "chrupiące" i przede wszystkim: "prosto z pieca". To trzy wyrażenia-klucze, mające zachęcić klientów do kupowania pieczywa w supermarketach. Nie dajcie się jednak nabrać: w większości przypadków taki "chleb z pieca" to... specjalna, mrożona masa, która najpierw czeka pół roku w magazynie, a dopiero potem trafia do pieczenia. Świeżości w tym niewiele.

"Świeże wypieki o każdej porze" - chwali się Biedronka, w Lidlu mamy "minipiekarnię". Hasła nie kłamią: taki chleb czy ciastka faktycznie są chrupiące i ciepłe. Nie da się też ukryć, że na naszych oczach trafiają do pieca i z niego wychodzą, czyli teoretycznie są świeżo zrobione. Gdzie więc leży haczyk?

Mrożona masa
Wszystko to kwestia tego, w jaki sposób pieczywo powstaje. Wbrew temu, co po reklamach może się wydawać, taki chleb czy ciastka nie są robione własnoręcznie przez pracowników, a ciasto nie jest do nich wyrabiane na bieżąco. Wyjaśnia to piekarz Grzegorz Pellowski w rozmowie z serwisem namonciaku.pl:

Grzegorz Pellowski
Piekarz, wypowiedź z wywiadu dla namonciaku.pl z dn. 20.06.2014

Tego typu pieczywo po wypieczeniu zamrażane jest ciekłym azotem, następnie pakowane do kartonów i przechowywane w chłodni przez około pół roku. Stamtąd rozsyła się je do sklepów, które sprzedają je jako „świeże pieczywo prosto z pieca”.


Niestety o tym, o czym mówi Pellowski wie niewielu klientów. Tak zwane "pieczywo produkowane z ciasta głęboko mrożonego" ma niewiele wspólnego ze świeżymi wypiekami małych piekarni, które wszystko robią od podstaw, własnoręcznie. "Mrożony" chleb faktycznie zamyka się w magazynach, a dopiero potem trafia on do sklepów i tam do pieca, w którym surowa masa w trakcie pieczenia zamienia się w finalny produkt.
Zawiera alergeny, niskiej jakości
Nawet proces produkcji takiego pieczywa wygląda zupełnie inaczej. Przede wszystkim do "mrożonego" dodaje się liczne ulepszacze czy konserwanty, jak na przykład ropionian wapnia (E-282) przeciw pleśniom czy konserwujący sorbinian potasu (E-202). Oba składniki mogą powodować reakcje alergiczne, o czym oczywiście na próżno szukać informacji w supermarketach czy na etykietach. Taki rodzaj chleba w rozmowie z Portalem Spożywczym krytykował Stefan Putka, założyciel znanej w całej Polsce sieci piekarni.

Stefan Putka
Współwłaściciel piekarni Putka, wypowiedź dla Portalu Spożywczego z dn. 23.12.2013

Sklepy nie mogą pozwolić sobie na budowę dużej piekarni na swoim terenie, bo to by im się nie opłacało, dlatego mają tylko namiastkę piekarni. Zamawiają w dużej wytwórni pieczywo mrożone, a na miejscu, w specjalnych komorach odmrażają je i wypiekają. Jest to więc niepełna piekarnia, w której jest tylko rozmrażanie i wypiekanie. Jej celem jest przyciągnięcie klienta. Sklep, który wypieka na miejscu może zjechać z ceny. Oszczędza także na samej logistyce, bo można zamówić transport pieczywa mrożonego na cały miesiąc. Niestety, w tym wypadku technologia wypieku pieczywa wpływa na jego jakość. Takie pieczywo, wypiekane na zapleczu hipermarketu to nie jest klasyczne pieczywo. Jest ono bardzo dobre, ale tylko przez kilka godzin po wypieku. Jest to oczywiście kwestia wyboru klienta.


Z kolei miejsca, w których tworzy się taki chleb, bardziej przypominają zakłady produkcyjne niż tradycyjne piekarnie i mogą równie dobrze znajdować się w Polsce, co w każdym innym zakątku Europy.

Ministerstwo każe oznaczać "mrożony chleb"
Różnice między zwykłym pieczywem a tym z mrożonej masy są na tyle istotne, że ministerstwo rolnictwa w 2007 roku wydało specjalne rozporządzenie w tej sprawie. Według niego pieczywo bez opakowań – a właśnie takie reklamowane jest przez markety jako "świeże i chrupiące" – musi być odpowiednio oznakowane.

Rozporządzenie Ministra Rolnictwa i Rozwoju Wsi z dnia 10 lipca 2007 r. w sprawie znakowania środków spożywczych (Dz.U. 137, poz. 966) § 31:

W punktach sprzedaży pieczywa bez opakowań przy określonym rodzaju pieczywa należy podać następujące informacje:

1. nazwę pieczywa,
2. dane identyfikujące osobę fizyczną, osobę prawną albo jednostkę organizacyjną, która produkuje lub paczkuje środek spożywczy lub wprowadza środek spożywczy do obrotu,
3. masę jednostkową,
4. informację „Pieczywo produkowane z ciasta głęboko mrożonego”, w przypadku użycia takiego ciasta do produkcji pieczywa,
5. wykaz składników oraz datę minimalnej trwałości, w przypadku użycia dozwolonych substancji dodatkowych przedłużających świeżość pieczywa.

Informacje, o których mowa, podaje się w miejscu sprzedaży na wywieszce dotyczącej danego rodzaju pieczywa lub w inny sposób, w miejscu dostępnym bezpośrednio konsumentom.


Czy więc supermarkety, szczególnie te, które się reklamują: Lidl, Biedronka czy Tesco, produkują chleb w ten właśnie sposób? Jak się okazuje – owszem. I zgodnie z rozporządzeniem ministerstwa, informują o tym klientów, co widać na poniższych zdjęciach. Przyznać trzeba, że Tesco robi to w najbardziej widoczny sposób - zarówno Biedronka jak i Lidl informują na piecach, zaś Tesco na półkach, z których bierzemy chleb.
Świeże, chrupiące, sztuczne
Jak więc widać, "świeży chleb prosto z pieca" to głównie chwyt marketingowy – którego nie zauważamy. Faktem też jest, że chociaż sklepy informują o tym, że jest to wyrób z ciasta głęboko mrożonego, to zazwyczaj robią to tak, by klient mógł zobaczyć, ale by nie rzucało mu się to w oczy.

Pracownicy sklepów, gdy ich o to pytałem, niechętnie wskazywali miejsce z odpowiednim napisem informującym. Zanim jednak to robili, zazwyczaj próbowali mnie na swoje wypieki namówić. "Proszę się nie martwić, to naprawdę świeże pieczywo". Może i świeże, ale jakby lekko z odzysku. Podziękuję.