Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

Szukaj


 

Znalazłem 23 takie materiały

10 sposobów by przechytrzyć raka

Czas obalić mit, że „rak to geny”. Geny (na które tak chętnie lubimy zwalać winę) są jak nabity pistolet: ktoś jeszcze musi pociągnąć za spust, sam z siebie nie wypali. Każdego dnia tak na dobrą sprawę „dostajemy raka” i się go pozbywamy: miliardy naszych zdegenerowanych komórek umiera i zostaje zastępowane przez komórki nowe. W czasie kiedy czytasz to zdanie proces ten zajdzie w kilkudziesięciu tysiącach Twoich komórek.

Czytaj dalej →


Gojnik- bułgarski cud

Właściwości gojnika czynią go rośliną z pierwszej dziesiątki europejskich ziół leczniczych, ale napar z niego ma też dobry smak, wyraźny kolor i zapach. Na Uniwersytecie Otto von Guericke w Magdeburgu, profesor neurologii, Jens Pahnke, ujawnił, że herbata górska-gojnik zmniejsza uszkodzenia mózgu o blisko 80% u pacjentów cierpiących na chorobę Alzheimera.

Czytaj dalej →


Źródło: http://gojnik.pl/

Negatywne efekty palenia marihuany są żadne w porównaniu z alkoholem


Słynny raport Narodowej Organizacji Zdrowia, opublikowany w lutym 2011, stwierdza że przyczyną 4% wszystkich zgonów na świecie jest nadużywanie alkoholu, którego żniwo jest większe niż AIDS, nieodpowiedzialnego stosowania broni palnej, czy wypadków samochodowych. Marihuana zdaje się przy tym fraszką, gdyż eksperci nie znaleźli dotąd żadnego przykładu śmiertelnego stosowania używki, której dawka krytyczna wynosi wg najnowszych badań pół tony.

Czytaj dalej →


Naturalnie na nadkwasotę.

Medycyna konwencjonalna w kwestii zgagi, niestrawności, gazów i odbijania się, sieje głupawą propagandę. Mianowicie, że mamy za dużo kwasów żołądkowych.
Oczywiście taki stan też może mieć miejsce, ale w rzeczywistości przeżarta złomem ludzkość w około 90% (sic!) wytwarza zbyt mało kwasu żołądkowego.

Czytaj dalej →


Por

Cheops- faraon i właściciel najpotężniejszej piramidy egipskiej sprzed około 4500 lat, zapłacił swego czasu magowi- wróżbicie za oddane sobie usługi, takim oto zestawem : 1000 gruszek, 100dzbanów piwa, 1 wół i 100 skrzynek porów. Mojżesz z lubością wspominał zupę z porów, którą pijał w Egipcie. Cesarz Neron jadał mnóstwo porów, szczególnie przed swoimi artystycznymi występami w rzymskim cyrku, bo tak on jak i inni w owym czasie - wierzyli, że sok z porów wspaniale wpływa na czystość głosu. Arystoteles wierzył,że perliczki i kuropatwy dlatego tak przenikliwie krzyczą, ponieważ chętnie skubią pory.

Czytaj dalej →


KIEDY ORGANIZM WYSYŁA S.O.S.? – Ludzki organizm jest na tyle inteligentny, że w momencie gdy coś mu doskwiera, od razu wysyła sygnał S.O.S., który możemy z łatwością odczytać, pod warunkiem, że potrafimy rozmawiać i czuć potrzeby swojego ciała. Żadna choroba, czy to grypa, czy nowotwór nie jest bowiem złośliwym zrządzeniem losu, czy też karą za grzechy, lecz efektem niedoborów lub zaniedbań, na jakie narażamy nasze ciało.

Niektóre oznaki rozpoczynających się chorób widać na ciele zanim zostaną one wykryte przez lekarza lub podczas profesjonalnych badań w szpitalu. Oczywiście ostateczną diagnozę choroby powinien stwierdzić lekarz, jednak przeciwdziałania możemy podjąć już w momencie, kiedy zauważamy, że coś się z nami dzieje. Poniżej prezentuję widoczne oznaki zewnętrzne, najczęściej występujących chorób i schorzeń, jakie nas nękają.

Anemia – bladość twarzy, brązowe zabarwienie dolnej powieki, perłowe zabarwienie białkówki oka, perłowe zabarwienie zębów, bladość małżowin usznych, zajady w kącikach ust, uczucie pieczenia języka, język gładki, czerwony.

Nadciśnienie – czerwony, guzkowaty nos z żyłkami, zarośnięte brwi, zaczerwienienie policzków.

Niedociśnienie – bladość poszczególnych fragmentów policzków, bladość skóry czoła, bladość twarzy, obwisłe powieki.

Bóle głowy – zarośnięte brwi, zmarszczki z jednej strony czoła, wyraźna zmarszczka między brwiami.

Hemoroidy – zagłębienie pośrodku podbródka, powstanie żółtego nalotu na zębach.

Zapalenie wątroby – żółte białkówki oczu, żółtość skóry, policzki zapadnięte z obu stron, żółte zabarwienie skóry wokół ust, nieznaczne żyłki na skrzydełkach nosa, brązowe zabarwienie skóry wokół oczu, występowanie białych plam na paznokciach, zgrubienie dolnego brzegu wargi.

Nieżyt żołądka – biały nalot na środkowej, trzeciej części języka, bladość płatków nosowych.

Cukrzyca – gładka, sucha dolna warga z sino czerwonymi zabarwieniami, pojawienie się martwych włosów, wczesna siwizna.

Skłonność do cukrzycy – suchy, popękany język, wąska górna warga.

Choroba trzustki – pomarszczona skóra twarzy, wąska górna warga.

Zapalenie prostaty – bardzo gruba dolna warga, bladoróżowe zabarwienie skóry wokół oczu.

Nadmierne obciążenie tarczycy – wypukłe paznokcie, krótkie brwi, brak bocznych części brwi, częste mruganie, nalot na dolnych powiekach, opuchnięta szyja, wąski grzbiet nosa, górny brzeg ucha zwinięty w rurkę.

Schorzenie żołądka – zmiany kształtu paznokcia na palcu środkowym, pojawienie się pęknięć na paznokciach.

Zaburzenie krążenia krwi – zbielenie koniuszka nosa, zrośnięte brwi, wczesna siwizna, bladość twarzy, bladość warg, zgrubienie paznokci, „ścięta” potylica.

Choroby płuc – oba ramiona cofnięte, zaczerwienienie policzków, długa szyja, częste krwotoki z nosa, wypukłe paznokcie.

Niedobór witaminy A – niezdolność do płaczu, przy wchodzeniu ze światła do ciemnego pomieszczenia utrata zdolności widzenia.

Niedobór witaminy B – obrzmiewanie języka.

Niedobór żelaza – zapadłe, sinawe powieki dolne, okresowe pojawienie się białych plam na paznokciach, czerwone uszy, częste zajady w kącikach ust.

Niedobór wapnia – błyszcząca skóra uszu.

Niedobór magnezu – drżenie dolnej powieki, przypływ energii po godzinie 20, zaczerwienienie skóry koło nosa.

Wyczerpany system nerwowy – trudności przy wchodzeniu po schodach (szczególnie w młodym wieku).

Zaburzenia przemiany materii – nalot na dolnych powiekach, białe plamy na paznokciach.

Zaburzenie funkcji trawienia – podłużne bruzdki na paznokciach, w połączeniu z różnymi wypryskami na skórze powstawanie pryszczy, czerwone uszy.

Bóle i choroby kręgosłupa – „Ścięta potylica, szeroki krok, ciągłe znoszenie na boki podczas chodzenia.

Chore nerki – duża i mięsista górna warga, gruba skóra na czole i głębokie zmarszczki, czerwone uszy, obrzmiałe dolne powieki, długie wąskie, wypukłe paznokcie, obecność na paznokciach białych plam, powstawanie worków pod oczami.

Choroby i zaburzenia funkcji pęcherzyka żółciowego – żółte zabarwienie skóry koło ust, pożółknięcie zębów, żółta skóra koło oczu, ciągłe bóle w okolicy prawej łopatki, żółte zabarwienie oczu.

Choroby pęcherza moczowego – obrzęk dolnych powiek i ich zabarwienie na różowosiny kolor, nieproporcjonalnie mały wzrost.

Reumatyzm – paski piany z obu stron języka.

Skłonność do reumatyzmu – lewe ramię wyższe niż prawe, na paznokciach wgłębienia w kształcie punktów.

Chore serce, niewydolność serca – woskowe zabarwienie dolnych powiek, obrzmiałe dolne powieki, grube żyły na szyi, zbyt krótka szyja, zbyt krótki nos, trudności przy wchodzeniu po schodach.

Skłonność do zawału serca – pomarszczone płatki uszu, drętwienie przy nacisku miejsca między dolną wargą, a podbródkiem.

Skleroza – na wewnętrznej stronie dłoni wyraźnie występują żyły, przy wyprostowanej dłoni wyraźnie widać zagłębienie.

Zakrzepica – powstanie skrzepów – na skórze koło nosa wyraźnie widać popękane naczynia krwionośne.

Cholesterol – okrągłe wzgórki koloru żółtobrązowego na górnej powiece.

Skłonność do epilepsji – zarośnięte brwi.

Skłonność do wrzodów żołądka – wąski, wgłębiony (rozdwojony) koniuszek nosa.

Wrzód żołądka – bóle w lewej łopatce, biały koniuszek nosa.

KIEDY ORGANIZM WYSYŁA S.O.S.?

Ludzki organizm jest na tyle inteligentny, że w momencie gdy coś mu doskwiera, od razu wysyła sygnał S.O.S., który możemy z łatwością odczytać, pod warunkiem, że potrafimy rozmawiać i czuć potrzeby swojego ciała. Żadna choroba, czy to grypa, czy nowotwór nie jest bowiem złośliwym zrządzeniem losu, czy też karą za grzechy, lecz efektem niedoborów lub zaniedbań, na jakie narażamy nasze ciało.

Niektóre oznaki rozpoczynających się chorób widać na ciele zanim zostaną one wykryte przez lekarza lub podczas profesjonalnych badań w szpitalu. Oczywiście ostateczną diagnozę choroby powinien stwierdzić lekarz, jednak przeciwdziałania możemy podjąć już w momencie, kiedy zauważamy, że coś się z nami dzieje. Poniżej prezentuję widoczne oznaki zewnętrzne, najczęściej występujących chorób i schorzeń, jakie nas nękają.

Anemia – bladość twarzy, brązowe zabarwienie dolnej powieki, perłowe zabarwienie białkówki oka, perłowe zabarwienie zębów, bladość małżowin usznych, zajady w kącikach ust, uczucie pieczenia języka, język gładki, czerwony.

Nadciśnienie – czerwony, guzkowaty nos z żyłkami, zarośnięte brwi, zaczerwienienie policzków.

Niedociśnienie – bladość poszczególnych fragmentów policzków, bladość skóry czoła, bladość twarzy, obwisłe powieki.

Bóle głowy – zarośnięte brwi, zmarszczki z jednej strony czoła, wyraźna zmarszczka między brwiami.

Hemoroidy – zagłębienie pośrodku podbródka, powstanie żółtego nalotu na zębach.

Zapalenie wątroby – żółte białkówki oczu, żółtość skóry, policzki zapadnięte z obu stron, żółte zabarwienie skóry wokół ust, nieznaczne żyłki na skrzydełkach nosa, brązowe zabarwienie skóry wokół oczu, występowanie białych plam na paznokciach, zgrubienie dolnego brzegu wargi.

Nieżyt żołądka – biały nalot na środkowej, trzeciej części języka, bladość płatków nosowych.

Cukrzyca – gładka, sucha dolna warga z sino czerwonymi zabarwieniami, pojawienie się martwych włosów, wczesna siwizna.

Skłonność do cukrzycy – suchy, popękany język, wąska górna warga.

Choroba trzustki – pomarszczona skóra twarzy, wąska górna warga.

Zapalenie prostaty – bardzo gruba dolna warga, bladoróżowe zabarwienie skóry wokół oczu.

Nadmierne obciążenie tarczycy – wypukłe paznokcie, krótkie brwi, brak bocznych części brwi, częste mruganie, nalot na dolnych powiekach, opuchnięta szyja, wąski grzbiet nosa, górny brzeg ucha zwinięty w rurkę.

Schorzenie żołądka – zmiany kształtu paznokcia na palcu środkowym, pojawienie się pęknięć na paznokciach.

Zaburzenie krążenia krwi – zbielenie koniuszka nosa, zrośnięte brwi, wczesna siwizna, bladość twarzy, bladość warg, zgrubienie paznokci, „ścięta” potylica.

Choroby płuc – oba ramiona cofnięte, zaczerwienienie policzków, długa szyja, częste krwotoki z nosa, wypukłe paznokcie.

Niedobór witaminy A – niezdolność do płaczu, przy wchodzeniu ze światła do ciemnego pomieszczenia utrata zdolności widzenia.

Niedobór witaminy B – obrzmiewanie języka.

Niedobór żelaza – zapadłe, sinawe powieki dolne, okresowe pojawienie się białych plam na paznokciach, czerwone uszy, częste zajady w kącikach ust.

Niedobór wapnia – błyszcząca skóra uszu.

Niedobór magnezu – drżenie dolnej powieki, przypływ energii po godzinie 20, zaczerwienienie skóry koło nosa.

Wyczerpany system nerwowy – trudności przy wchodzeniu po schodach (szczególnie w młodym wieku).

Zaburzenia przemiany materii – nalot na dolnych powiekach, białe plamy na paznokciach.

Zaburzenie funkcji trawienia – podłużne bruzdki na paznokciach, w połączeniu z różnymi wypryskami na skórze powstawanie pryszczy, czerwone uszy.

Bóle i choroby kręgosłupa – „Ścięta potylica, szeroki krok, ciągłe znoszenie na boki podczas chodzenia.

Chore nerki – duża i mięsista górna warga, gruba skóra na czole i głębokie zmarszczki, czerwone uszy, obrzmiałe dolne powieki, długie wąskie, wypukłe paznokcie, obecność na paznokciach białych plam, powstawanie worków pod oczami.

Choroby i zaburzenia funkcji pęcherzyka żółciowego – żółte zabarwienie skóry koło ust, pożółknięcie zębów, żółta skóra koło oczu, ciągłe bóle w okolicy prawej łopatki, żółte zabarwienie oczu.

Choroby pęcherza moczowego – obrzęk dolnych powiek i ich zabarwienie na różowosiny kolor, nieproporcjonalnie mały wzrost.

Reumatyzm – paski piany z obu stron języka.

Skłonność do reumatyzmu – lewe ramię wyższe niż prawe, na paznokciach wgłębienia w kształcie punktów.

Chore serce, niewydolność serca – woskowe zabarwienie dolnych powiek, obrzmiałe dolne powieki, grube żyły na szyi, zbyt krótka szyja, zbyt krótki nos, trudności przy wchodzeniu po schodach.

Skłonność do zawału serca – pomarszczone płatki uszu, drętwienie przy nacisku miejsca między dolną wargą, a podbródkiem.

Skleroza – na wewnętrznej stronie dłoni wyraźnie występują żyły, przy wyprostowanej dłoni wyraźnie widać zagłębienie.

Zakrzepica – powstanie skrzepów – na skórze koło nosa wyraźnie widać popękane naczynia krwionośne.

Cholesterol – okrągłe wzgórki koloru żółtobrązowego na górnej powiece.

Skłonność do epilepsji – zarośnięte brwi.

Skłonność do wrzodów żołądka – wąski, wgłębiony (rozdwojony) koniuszek nosa.

Wrzód żołądka – bóle w lewej łopatce, biały koniuszek nosa.

Ratujmy Konie z Morskiego Oka. – Na największej polskiej autostradzie turystycznej, czyli drodze do Morskiego Oka codziennie rozgrywa się dramat dziesiątek koni, które muszą ciągnąć wozy z ceprami. Te są przeładowane i przemęczone, przez co kilka z nich padło na trasie, a dziesiątki trafiają do rzeźni, jako nieprzydatne w biznesie. Ale fiakrzy nie zwracają na to uwagi, bo na nowego konia są w stanie zarobić w ciągu kilku dni. Dla nich koń to narzędzie, nie żywe zwierzę.

Z kolejnych prywatnych busików (10 zł za kilkunastokilometrową trasę - zdzierstwo) wylegają tłumy turystów, którzy mają tego dnia jeden cel: zobaczyć Morskie Oko. Pogoda taka, że można tylko zacytować "Hydrozagadkę" i stwierdzić, że "żar leje się z nieba". Dlatego nie wszyscy pokonają na własnych nogach 10 km (tylko!) dzielące ich od osiągnięcia celu. 

Zaraz za bramą ustawia się monumentalna kolejka chętnych "na koniki", czyli chcących pokonać trasę wozem ciągniętym przez parę koni. Nie odstrasza ich nawet cena - 40 złotych od osoby w jedną stronę, bez jakichkolwiek ulg, np. dla dzieci. Fiakrzy (górale powożący wozami) podjeżdżają tylko i popędzają ceprów, by szybciej wsiadali. Potem tylko kasują za bilet i można jechać.

Ale jeden z nich miał tego poranka pecha - zaparkował wóz na środku drogi i odszedł na chwilę, a z góry nadjechała właśnie Straż Tatrzańskiego Parku Narodowego. Góral musiał wylegitymować się licencją i paszportami koni, co chwilę trwało. Zniecierpliwieni turyści zaczęli strofować strażników. - No, ładnie nas tutaj witacie - komentowała siedząca wygodnie w wozie kobieta. - Zostawcie tego biednego pana w spokoju. Czego od niego chcecie? - pytała inna. 

Po kilku minutach strażnicy dali woźnicy ostrzeżenie i pozwolili jechać dalej. Ale ta krótka scenka pokazuje jaka jest opinia turystów o fiakrach. Są przekonani, że ci jowialni panowie, którzy noszą dziwne spodnie i śmiesznie gadają, nie mogą zrobić biednym koniom nic złego. Ci ludzie nawet nie wiedzą, w jak głębokim błędzie są.  

Postawę turystów (bo górale są nieprzejednani) próbuje zmienić akcja "Ratujmy konie". Fundacja Viva! i Tatrzańskie Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami chcą ukazać prawdę o życiu (i często śmierci) zwierząt dostarczających uciechy turystom. Dlatego w Zakopanym pojawiły się bilboardy ze zdjęciem jednego z koni, który padł na trasie. 

Poza tym w internecie można znaleźć masę informacji pokazujących ciężki los koni. Między innymi ekspertyzę, według której konie muszą ciągnąć ciężar odpowiadający 1,5-1,7 normy. Według tych wyliczeń na wozie powinno być nie więcej niż 7 osób, a nie 15, na ile obecnie pozwala regulamin. 

To obciążenie powoduje, że wiele koni, które zaczynają słabnąć, pada z przemęczenia na trasie lub zostaje oddane do rzeźni. I o ile to pierwsze turyści widzą i fiakrzy nie są w stanie ukryć tej tragedii, to o oddawaniu koni na rzeź niemal nikt nie wie. Ale tatrzański oddział TOZ przeanalizował co stało się z końmi, które woziły turystów w zeszłym sezonie. Dane są zatrważające - 3 padły z wycieńczenia na trasie, aż 44 oddano do rzeźni po zaledwie kilku miesiącach pracy. 

Po części to wynik tego, że do pracy nad Morskim Okiem kupuje się za młode konie. - Fiakrzy najczęściej kupują 3-4-letnie konie, a minimalny wiek to 5 lat - dopiero wtedy taki koń jest dojrzały - wyjaśnia Beata Czerska, prezes Tatrzańskiego TOZ. - To tak, jakby zatrudniać dzieci w fabryce. Przez to po 2-3 sezonach udział młodych koni w danym roczniku spada z 22 proc. do około 3 proc. Reszta pada lub zostaje oddana do rzeźni. Ale nie ma się co dziwić, skoro fiakrzy każdego dnia zarabiają na nowego konia. Dzisiaj dla nich to nie członek rodziny, ale narzędzie - przekonuje.

Aktywiści z organizacji chroniących zwierzęta zarzucają władzom Tatrzańskiego Parku Narodowego, że trzymają stronę fiakrów, zamiast chronić zwierzęta. - Większą uwagę zwracają na to, czy fiakrzy mają tradycyjny strój, niż czy zwierzęta nie są zamęczone - mówi Beata Czerska. - Park jest otwarty na każde rozwiązanie, bo zależy nam na dobru zwierząt - przekonuje Szymon Ziobrowski z TPN. - Ale by stwierdzić jak powinno to wyglądać, potrzebne są obiektywne badania naukowe, a nie stawianie billboardów - dodaje. 

Wyjaśnia, że strażnicy kontrolują na bieżąco przestrzeganie regulaminu, jednak nie są w stanie ocenić kondycji koni ponieważ nie są specjalistami w tym zakresie. - Lekarz weterynarii bada zwierzęta przed każdym sezonem. Poza tym jeśli pojawiają się informację od turystów, że jakiś koń kuleje albo jest z nim coś nie tak, to również wzywamy lekarza. Ale problem najczęściej jest taki, że turyści nie podają nam numeru licencji i nazwiska wozaka, które są na tabliczce na wozie. A bez tych danych nie jesteśmy w stanie znaleźć takiego konia - przekonuje przedstawiciel TPN. 

Bez konkretnych powodów upadają też plany zwiększenia kontroli nad wozakami. - Planowano kontrole w stajniach, ale problem jest taki, że to prywatna własność fiakrów i bez przesłanek nie możemy ich tak po prostu kontrolować. Oni pewnie zgodziliby się na to, ale bez takiej atmosfery sensacji, której zdają się szukać organizacje - relacjonuje. Podobnie było z pomysłem zakupu termometru i urządzenia do pomiaru wilgotności powietrza. Zakup ten zakwestionowały organizacje zajmujące się ochroną zwierząt. 

Szymon Ziobrowski wierzy w zdrowy rozsądek fiakrów. - To ich praca, a za konie płacą po kilkanaście tysięcy złotych. Nie sądzę, żeby świadomie pozwalali na to, żeby koniom stała się krzywda - wyjaśnia. 

Innego zdania są przedstawiciele Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami. - Średnio konie żyją około 30 lat, i to takie, które pracują normalnie w polu. A te z Morskiego Oka średnio w wieku 10 lat trafiają do rzeźni, bo fiakrzy mówią, że się "rozleniwiły". A one są po prostu przeforsowane - wyjaśnia Beata Czerska. 

Oznaki takiego przemęczenia najlepiej widać w takie dni jak ten, w którym byłem nad Morskim Okiem - było ponad 35 stopni Celsjusza w cieniu. Konie pocą się wtedy tak jak ludzie, ale w przeciwieństwie do nas nie mogą wyciągnąć butelki wody z plecaka - są zdane na łaskę fiakrów. - Panie, to zdrowy koń, on nie potrzebuje pić. Jakby miał cukrzycę, to by pił, ale tak nie chce - przekonuje mnie jeden z wozaków. - Ja też dzisiaj nie wypiłem jeszcze ani szklanki herbaty. Koń też nie potrzebuje - dodaje. 

Pytam, czy zwierzętom nie szkodzi upał. - One najbardziej lubią w takiej pogodzie. Tak pędzą, że aż je muszę hamować. Najgorzej to jak jest mgła i nie wiedzą, gdzie iść. A tak, mają jasno, ciepło, skóra im się wygrzeje na tym słoneczku i idą jak złoto - śmieje się góral. Jego kolega z postoju przekonuje, że pocenie się koni to nic nadzwyczajnego i na pewno nie szkodzi ono zwierzętom. 

Ale inne zdanie na ten temat ma część lekarzy. Bo chociaż pocenie rzeczywiście chroni przed przegrzaniem, to powoduje utratę wody i elektrolitów. I o ile ten pierwszy brak można łatwo uzupełnić, to z drugim tak nie jest. A to bardzo negatywnie odbija się na zdrowiu zwierząt, przede wszystkim powodując problemy z sercem. Ale aby obraz umęczonych koni nie psuł samopoczucia turystów, fiakrzy po każdym kursie wycierają spocone konie - wyglądają, jakby dopiero zaczęły pracę.

Nieco więcej światła na kondycję koni będą mogły rzucić badania, jakie zarządzono na 13 sierpnia. Beata Czerska liczy, że uda się sprawdzić krew i parametry życiowe około 100 spośród 300 koni pracujących na drodze do Morskiego Oka. 

Fiakrzy podchodzą do takich badań niechętnie, bo tracą cenny czas. Ale przede wszystkim dlatego, że poprzednie badania (prowadzone na dużo mniejszą skalę) nie wypadły dla wozaków pomyślnie. - W 2009 roku około 20 proc. koni miało bardzo złe wyniki. A badanie przeprowadzał lekarz, który prowadzi też organizowane przez fiakrów szkolenia. Nie chcę zarzucać stronniczości, ale uważam, że to nie jest dobry zbieg okoliczności - mówi szefowa Tatrzańskiego TOZ. 

Ale nawet jeśli okaże się, że któryś z wozaków traktuje swoje konie źle, nadal będzie mógł wozić turystów. - Oni działają na podstawie umów cywilnoprawnych z Parkiem, które są podpisane do końca roku. Więc do tego czasu na pewno nic się nie zmieni - ubolewa Beata Czerska. Być może dlatego władze TPN ignorują liczne zgłoszenia nieprawidłowości, takich jak wyprzedzanie się przez fiakrów (niezwykle forsujące dla konia) czy ciągnięcie sań po asfalcie. 

Ale podobnie zachowują się turyści. - Pan zobaczy jakie te konie są silne, jakie duże - przekonuje para młodych ludzi, którzy właśnie wysiedli z wozu. - Przecież kiedyś one musiały pracować w polu, teraz idą tu sobie i ciągną wóz, to chyba nic im się nie stanie - dodają. Podobnie sądzą inni. - No na pewno takiemu koniowi łatwiej wejść pod górę niż mnie - ocenia kobieta w średnim wieku. - One są przystosowane do takiej drogi, pracują tu pewnie od lat - mówi. 

Idąc pieszo szlakiem do Morskiego Oka można jednak usłyszeć zupełnie przeciwne opinie. - Jak można tak zamęczać te konie, one powinny ciągnąć małe bryczki, a nie te wielkie wozy - postuluje para młodych ludzi z dzieckiem. Kiedy wóz pełen turystów przejeżdżał obok, ich synek krzyknął "Niech pan nie męczy tych koni". - Słyszał, tato? Słyszał? - dopytuje ojca. - Te koniki mają ciężko, nie powinno tak być - wyjaśnia mi. 

Są i tacy wozacy, którzy o swoje konie dają jak należy. - Koń jak człowiek, chce mu się pić w upale - wyjaśni mi wozak, który zatrzymał się przy wodopoju w połowie trasy. - Zatrzymuję się za każdym kursem. Jeden i drugi wypijają za każdym razem po dwa wiadra. Dzięki temu się nie odwodnią - dodaje. Kiedy odjeżdża, za chwilę na horyzoncie pojawia się kolejny wóz. Ale ten już się nie zatrzymuje. Tak jak następny, i jeszcze kolejny. 

Jak widać wśród fiakrów są ludzie rozsądni, ale i tacy, którzy nie mają pojęcia o potrzebach zwierząt. Jednak dopóki turyści będą będą ustawiać się w kilometrowych kolejkach do przejażdżki wozem, nic się nie zmieni. Dlatego akcja Ratujmy Konie z Morskiego Oka skupia się głównie na edukowaniu turystów. Jak widać, na razie ta praca u podstaw idzie bardzo opornie. 

https://www.facebook.com/RatujmyKonieZMorskiegoOka?fref=ts

Ratujmy Konie z Morskiego Oka.

Na największej polskiej autostradzie turystycznej, czyli drodze do Morskiego Oka codziennie rozgrywa się dramat dziesiątek koni, które muszą ciągnąć wozy z ceprami. Te są przeładowane i przemęczone, przez co kilka z nich padło na trasie, a dziesiątki trafiają do rzeźni, jako nieprzydatne w biznesie. Ale fiakrzy nie zwracają na to uwagi, bo na nowego konia są w stanie zarobić w ciągu kilku dni. Dla nich koń to narzędzie, nie żywe zwierzę.

Z kolejnych prywatnych busików (10 zł za kilkunastokilometrową trasę - zdzierstwo) wylegają tłumy turystów, którzy mają tego dnia jeden cel: zobaczyć Morskie Oko. Pogoda taka, że można tylko zacytować "Hydrozagadkę" i stwierdzić, że "żar leje się z nieba". Dlatego nie wszyscy pokonają na własnych nogach 10 km (tylko!) dzielące ich od osiągnięcia celu.

Zaraz za bramą ustawia się monumentalna kolejka chętnych "na koniki", czyli chcących pokonać trasę wozem ciągniętym przez parę koni. Nie odstrasza ich nawet cena - 40 złotych od osoby w jedną stronę, bez jakichkolwiek ulg, np. dla dzieci. Fiakrzy (górale powożący wozami) podjeżdżają tylko i popędzają ceprów, by szybciej wsiadali. Potem tylko kasują za bilet i można jechać.

Ale jeden z nich miał tego poranka pecha - zaparkował wóz na środku drogi i odszedł na chwilę, a z góry nadjechała właśnie Straż Tatrzańskiego Parku Narodowego. Góral musiał wylegitymować się licencją i paszportami koni, co chwilę trwało. Zniecierpliwieni turyści zaczęli strofować strażników. - No, ładnie nas tutaj witacie - komentowała siedząca wygodnie w wozie kobieta. - Zostawcie tego biednego pana w spokoju. Czego od niego chcecie? - pytała inna.

Po kilku minutach strażnicy dali woźnicy ostrzeżenie i pozwolili jechać dalej. Ale ta krótka scenka pokazuje jaka jest opinia turystów o fiakrach. Są przekonani, że ci jowialni panowie, którzy noszą dziwne spodnie i śmiesznie gadają, nie mogą zrobić biednym koniom nic złego. Ci ludzie nawet nie wiedzą, w jak głębokim błędzie są.

Postawę turystów (bo górale są nieprzejednani) próbuje zmienić akcja "Ratujmy konie". Fundacja Viva! i Tatrzańskie Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami chcą ukazać prawdę o życiu (i często śmierci) zwierząt dostarczających uciechy turystom. Dlatego w Zakopanym pojawiły się bilboardy ze zdjęciem jednego z koni, który padł na trasie.

Poza tym w internecie można znaleźć masę informacji pokazujących ciężki los koni. Między innymi ekspertyzę, według której konie muszą ciągnąć ciężar odpowiadający 1,5-1,7 normy. Według tych wyliczeń na wozie powinno być nie więcej niż 7 osób, a nie 15, na ile obecnie pozwala regulamin.

To obciążenie powoduje, że wiele koni, które zaczynają słabnąć, pada z przemęczenia na trasie lub zostaje oddane do rzeźni. I o ile to pierwsze turyści widzą i fiakrzy nie są w stanie ukryć tej tragedii, to o oddawaniu koni na rzeź niemal nikt nie wie. Ale tatrzański oddział TOZ przeanalizował co stało się z końmi, które woziły turystów w zeszłym sezonie. Dane są zatrważające - 3 padły z wycieńczenia na trasie, aż 44 oddano do rzeźni po zaledwie kilku miesiącach pracy.

Po części to wynik tego, że do pracy nad Morskim Okiem kupuje się za młode konie. - Fiakrzy najczęściej kupują 3-4-letnie konie, a minimalny wiek to 5 lat - dopiero wtedy taki koń jest dojrzały - wyjaśnia Beata Czerska, prezes Tatrzańskiego TOZ. - To tak, jakby zatrudniać dzieci w fabryce. Przez to po 2-3 sezonach udział młodych koni w danym roczniku spada z 22 proc. do około 3 proc. Reszta pada lub zostaje oddana do rzeźni. Ale nie ma się co dziwić, skoro fiakrzy każdego dnia zarabiają na nowego konia. Dzisiaj dla nich to nie członek rodziny, ale narzędzie - przekonuje.

Aktywiści z organizacji chroniących zwierzęta zarzucają władzom Tatrzańskiego Parku Narodowego, że trzymają stronę fiakrów, zamiast chronić zwierzęta. - Większą uwagę zwracają na to, czy fiakrzy mają tradycyjny strój, niż czy zwierzęta nie są zamęczone - mówi Beata Czerska. - Park jest otwarty na każde rozwiązanie, bo zależy nam na dobru zwierząt - przekonuje Szymon Ziobrowski z TPN. - Ale by stwierdzić jak powinno to wyglądać, potrzebne są obiektywne badania naukowe, a nie stawianie billboardów - dodaje.

Wyjaśnia, że strażnicy kontrolują na bieżąco przestrzeganie regulaminu, jednak nie są w stanie ocenić kondycji koni ponieważ nie są specjalistami w tym zakresie. - Lekarz weterynarii bada zwierzęta przed każdym sezonem. Poza tym jeśli pojawiają się informację od turystów, że jakiś koń kuleje albo jest z nim coś nie tak, to również wzywamy lekarza. Ale problem najczęściej jest taki, że turyści nie podają nam numeru licencji i nazwiska wozaka, które są na tabliczce na wozie. A bez tych danych nie jesteśmy w stanie znaleźć takiego konia - przekonuje przedstawiciel TPN.

Bez konkretnych powodów upadają też plany zwiększenia kontroli nad wozakami. - Planowano kontrole w stajniach, ale problem jest taki, że to prywatna własność fiakrów i bez przesłanek nie możemy ich tak po prostu kontrolować. Oni pewnie zgodziliby się na to, ale bez takiej atmosfery sensacji, której zdają się szukać organizacje - relacjonuje. Podobnie było z pomysłem zakupu termometru i urządzenia do pomiaru wilgotności powietrza. Zakup ten zakwestionowały organizacje zajmujące się ochroną zwierząt.

Szymon Ziobrowski wierzy w zdrowy rozsądek fiakrów. - To ich praca, a za konie płacą po kilkanaście tysięcy złotych. Nie sądzę, żeby świadomie pozwalali na to, żeby koniom stała się krzywda - wyjaśnia.

Innego zdania są przedstawiciele Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami. - Średnio konie żyją około 30 lat, i to takie, które pracują normalnie w polu. A te z Morskiego Oka średnio w wieku 10 lat trafiają do rzeźni, bo fiakrzy mówią, że się "rozleniwiły". A one są po prostu przeforsowane - wyjaśnia Beata Czerska.

Oznaki takiego przemęczenia najlepiej widać w takie dni jak ten, w którym byłem nad Morskim Okiem - było ponad 35 stopni Celsjusza w cieniu. Konie pocą się wtedy tak jak ludzie, ale w przeciwieństwie do nas nie mogą wyciągnąć butelki wody z plecaka - są zdane na łaskę fiakrów. - Panie, to zdrowy koń, on nie potrzebuje pić. Jakby miał cukrzycę, to by pił, ale tak nie chce - przekonuje mnie jeden z wozaków. - Ja też dzisiaj nie wypiłem jeszcze ani szklanki herbaty. Koń też nie potrzebuje - dodaje.

Pytam, czy zwierzętom nie szkodzi upał. - One najbardziej lubią w takiej pogodzie. Tak pędzą, że aż je muszę hamować. Najgorzej to jak jest mgła i nie wiedzą, gdzie iść. A tak, mają jasno, ciepło, skóra im się wygrzeje na tym słoneczku i idą jak złoto - śmieje się góral. Jego kolega z postoju przekonuje, że pocenie się koni to nic nadzwyczajnego i na pewno nie szkodzi ono zwierzętom.

Ale inne zdanie na ten temat ma część lekarzy. Bo chociaż pocenie rzeczywiście chroni przed przegrzaniem, to powoduje utratę wody i elektrolitów. I o ile ten pierwszy brak można łatwo uzupełnić, to z drugim tak nie jest. A to bardzo negatywnie odbija się na zdrowiu zwierząt, przede wszystkim powodując problemy z sercem. Ale aby obraz umęczonych koni nie psuł samopoczucia turystów, fiakrzy po każdym kursie wycierają spocone konie - wyglądają, jakby dopiero zaczęły pracę.

Nieco więcej światła na kondycję koni będą mogły rzucić badania, jakie zarządzono na 13 sierpnia. Beata Czerska liczy, że uda się sprawdzić krew i parametry życiowe około 100 spośród 300 koni pracujących na drodze do Morskiego Oka.

Fiakrzy podchodzą do takich badań niechętnie, bo tracą cenny czas. Ale przede wszystkim dlatego, że poprzednie badania (prowadzone na dużo mniejszą skalę) nie wypadły dla wozaków pomyślnie. - W 2009 roku około 20 proc. koni miało bardzo złe wyniki. A badanie przeprowadzał lekarz, który prowadzi też organizowane przez fiakrów szkolenia. Nie chcę zarzucać stronniczości, ale uważam, że to nie jest dobry zbieg okoliczności - mówi szefowa Tatrzańskiego TOZ.

Ale nawet jeśli okaże się, że któryś z wozaków traktuje swoje konie źle, nadal będzie mógł wozić turystów. - Oni działają na podstawie umów cywilnoprawnych z Parkiem, które są podpisane do końca roku. Więc do tego czasu na pewno nic się nie zmieni - ubolewa Beata Czerska. Być może dlatego władze TPN ignorują liczne zgłoszenia nieprawidłowości, takich jak wyprzedzanie się przez fiakrów (niezwykle forsujące dla konia) czy ciągnięcie sań po asfalcie.

Ale podobnie zachowują się turyści. - Pan zobaczy jakie te konie są silne, jakie duże - przekonuje para młodych ludzi, którzy właśnie wysiedli z wozu. - Przecież kiedyś one musiały pracować w polu, teraz idą tu sobie i ciągną wóz, to chyba nic im się nie stanie - dodają. Podobnie sądzą inni. - No na pewno takiemu koniowi łatwiej wejść pod górę niż mnie - ocenia kobieta w średnim wieku. - One są przystosowane do takiej drogi, pracują tu pewnie od lat - mówi.

Idąc pieszo szlakiem do Morskiego Oka można jednak usłyszeć zupełnie przeciwne opinie. - Jak można tak zamęczać te konie, one powinny ciągnąć małe bryczki, a nie te wielkie wozy - postuluje para młodych ludzi z dzieckiem. Kiedy wóz pełen turystów przejeżdżał obok, ich synek krzyknął "Niech pan nie męczy tych koni". - Słyszał, tato? Słyszał? - dopytuje ojca. - Te koniki mają ciężko, nie powinno tak być - wyjaśnia mi.

Są i tacy wozacy, którzy o swoje konie dają jak należy. - Koń jak człowiek, chce mu się pić w upale - wyjaśni mi wozak, który zatrzymał się przy wodopoju w połowie trasy. - Zatrzymuję się za każdym kursem. Jeden i drugi wypijają za każdym razem po dwa wiadra. Dzięki temu się nie odwodnią - dodaje. Kiedy odjeżdża, za chwilę na horyzoncie pojawia się kolejny wóz. Ale ten już się nie zatrzymuje. Tak jak następny, i jeszcze kolejny.

Jak widać wśród fiakrów są ludzie rozsądni, ale i tacy, którzy nie mają pojęcia o potrzebach zwierząt. Jednak dopóki turyści będą będą ustawiać się w kilometrowych kolejkach do przejażdżki wozem, nic się nie zmieni. Dlatego akcja Ratujmy Konie z Morskiego Oka skupia się głównie na edukowaniu turystów. Jak widać, na razie ta praca u podstaw idzie bardzo opornie.

https://www.facebook.com/RatujmyKonieZMorskiegoOka?fref=ts

Dom z duszą... – Każdy z nas chce mieć „dom z duszą” – dom, w którym czujemy się naprawdę dobrze, spokojnie, radośnie i harmonijnie; dom, który jest pełen energii miłości, dobrobytu oraz zdrowia jego mieszkańców. Któż nie chciałby żyć w takim domu?

Niewielu z nas jednak zdaje sobie sprawę z tego, że nasz dom naprawdę ma duszę – pole energetyczne, które nieustannie wymienia z nami swoją energię.
Teraz, gdybyś wiedział, że Twój dom naprawdę ma duszę, czy nie zrobiłbyś wszystkiego, aby czuła się lepiej?

Oczywiście, że zrobiłbyś. Zaraz wytłumaczę Ci dlaczego. 

„Ciało i duch” Twojego domu

Tak jak nie ma dwóch takich samych osób, tak nie ma dwóch takich samych domów. Każde miejsce posiada swoją własną unikalną energię, ukształtowaną przez jego architekta, mieszkańców, środowisko i tyle innych czynników. Tę unikalną energię, nazywamy duszą domu. W pismach wedyjskich nosi ona nazwę Vastu Purusha – „duch przestrzeni”.

Vastu Purusha jest przedstawiany jako człowiek siedzący w specyficznej pozycji, idealnie dopasowanej do kształtu kwadratu, z głową zwróconą w kierunku północno-wschodnim, zaś stopami w kierunku południowo-zachodnim. (Przy okazji: to jedna z przyczyn, dla których domy i mieszkania w kształcie kwadratu są najlepsze według Vastu – dzięki temu Vastu Purusha nie musi dopasowywać się do jakiejś nienaturalnej pozycji, ani żadna z części jego „ciała” nie jest poza mieszkaniem.) Możesz zobaczyć to na obrazku do tego tekstu. 

Możemy nazwać to pole energetyczne również ciałem Twojego domu czy mieszkania – i dokładnie tak samo, jak Twoje ciało nie będzie czuło się dobrze, jeśli nie zapewnisz mu odpowiedniej ilości pożywienia, energii lub słońca, tudzież obciążysz je nadmiernym balastem… Tak „ciało” Vastu Purushy, ducha Twojego domu, nie będzie „czuło się dobrze”, jeśli nie zapewnisz mu wystarczającej ilości energii, światła słonecznego lub obciążysz je nadmiernym balastem. To zaś, jak się pewnie domyślasz, będzie miało bezpośredni wpływ na Twoje samopoczucie.

Jak się ma dusza Twojego domu?

Cała nauka Vastu opiera się na diagnozie zaburzeń w „ciele” i „duchu” Twojego domu. W taki sam sposób, jak lekarz może zdiagnozować chorobę w Twoim ciele poprzez analizę symptomów oraz badania, tak dobry konsultant Vastu może zdiagnozować stan energetyczny Twojego domu poprzez analizę jego planu oraz symptomów jego mieszkańców.

Jakie są symptomy zaburzonej energii domu?

- ludzie żyjący w tym miejscu często czują, że nie mają energii i mogą czuć się ciągle zmęczeni

- problemy ze zdrowiem mogą się pojawiać bardzo często – zwłaszcza bóle głowy, problemy z kręgosłupem, trawieniem oraz snem

- mieszkańcy tego miejsca mogą często się kłócić i wchodzić w konflikty

- mogą pojawiać się znaczące problemy w przepływie pieniędzmi

Jakie są najczęstsze tego powody?

Nieharmonijna rotacja budynku – to najczęstszy problem. Jeśli miejsce, w którym żyjesz (niezależnie od tego, czy jest to dom czy mieszkanie) nie ma odpowiedniej rotacji, czyli idealnego dopasowania do kierunków świata, wtedy niektóre części Vastu Purushy są „poza” budynkiem. Istnieje głębokie naukowe wytłumaczenie, dlaczego tak ważne jest, aby dom miał rotację idealnie dopasowaną do kierunków świata – można by o tym napisać osobny artykuł. Tutaj wystarczy napisać, że jeśli rotacja budynku nie jest idealna, wtedy Twój dom nie jest właściwie dostrojony do pola elektromagnetycznego samej Ziemi.

Niewystarczająca ilość słońca – jeśli miejsce, w którym żyjesz, nie ma wystarczająco dużo okien, wtedy Vastu Purusha, duch Twojego domu, nie otrzymuje wystarczającej ilości energii słonecznej. Gdy zaś to się dzieje, wtedy także mieszkańcy tego domu będą często czuli się zmęczeni i pozbawieni energii – a mogą nawet pojawić się choroby.

Zbyt duże obciążenie – tak jak niektóre części Twojego ciała są bardziej wrażliwe niż inne i nie powinno się ich obciążać zbytnim ciężarem, tak niektóre części „ciała” Vastu Purushy są bardzo wrażliwe i powinny pozostać puste i otwarte. Gdy zaś w tych miejscach znajdują się ściany lub meble, wtedy mogą pojawić się poważne problemy ze zdrowiem, zwłaszcza z kręgosłupem.

Niewystarczająca ilość przestrzeni – to kolejny częsty problem. Jeśli zbyt wiele osób żyje na zbyt małej przestrzeni, wtedy Vastu Purusha nie może obdarzyć ich wystarczającą ilością energii i często będą czuli się zmęczeni. Mieszkańcy takiego miejsca mogą też często czuć się przez to nerwowi i kłócić się ze sobą. Jednakże zbyt duża przestrzeń także nie jest wskazana. Trzeba zachować balans.

Nieprawidłowo umieszczony pokój lub wejście – jeśli kuchnia, łazienka, sypialnia czy wejście domu są umieszczone w nieprawidłowy sposób, może to prowadzić do kolejnych poważnych problemów, a często chorób – to dlatego, że może to spowodować dużą dysharmonię pomiędzy pięcioma żywiołami. 

Zamknięcie na wpływy planetarne – jeśli pewne korzystne wpływy planeterne, czy to w Twoim indywidualnym horoskopie, czy w „ciele” Vastu są zamknięte, wtedy znów duch Vastu nie może otrzymać wystarczającej ilości energii, co prowadzi do braku energii w danych sferach życia u mieszkańców tego miejsca.

Biorąc to wszystko pod uwagę, łatwo jest zrozumieć, dlaczego poprzez uzdrowienie swojego domu, dosłownie uzdrawiasz swoje życie. Twój dom jest dosłownie metaforą Twojego życia – i zawsze idealną. Każde zaburzenie i każda dysharmonia, jakich doświadczasz w swoim życiu, odnajdziesz także w swoim domu. Ale jest też dobra wiadomość: gdy uzdrawiasz swój domu dzięki nauce Vastu, możesz dosłownie uzdrowić swoje życie. My doświadczyliśmy tego w życiu jak nikt inny. (Możesz przeczytać tutaj więcej o naszym osobistym doświadczeniu.)

Dom z duszą...

Każdy z nas chce mieć „dom z duszą” – dom, w którym czujemy się naprawdę dobrze, spokojnie, radośnie i harmonijnie; dom, który jest pełen energii miłości, dobrobytu oraz zdrowia jego mieszkańców. Któż nie chciałby żyć w takim domu?

Niewielu z nas jednak zdaje sobie sprawę z tego, że nasz dom naprawdę ma duszę – pole energetyczne, które nieustannie wymienia z nami swoją energię.
Teraz, gdybyś wiedział, że Twój dom naprawdę ma duszę, czy nie zrobiłbyś wszystkiego, aby czuła się lepiej?

Oczywiście, że zrobiłbyś. Zaraz wytłumaczę Ci dlaczego.

„Ciało i duch” Twojego domu

Tak jak nie ma dwóch takich samych osób, tak nie ma dwóch takich samych domów. Każde miejsce posiada swoją własną unikalną energię, ukształtowaną przez jego architekta, mieszkańców, środowisko i tyle innych czynników. Tę unikalną energię, nazywamy duszą domu. W pismach wedyjskich nosi ona nazwę Vastu Purusha – „duch przestrzeni”.

Vastu Purusha jest przedstawiany jako człowiek siedzący w specyficznej pozycji, idealnie dopasowanej do kształtu kwadratu, z głową zwróconą w kierunku północno-wschodnim, zaś stopami w kierunku południowo-zachodnim. (Przy okazji: to jedna z przyczyn, dla których domy i mieszkania w kształcie kwadratu są najlepsze według Vastu – dzięki temu Vastu Purusha nie musi dopasowywać się do jakiejś nienaturalnej pozycji, ani żadna z części jego „ciała” nie jest poza mieszkaniem.) Możesz zobaczyć to na obrazku do tego tekstu.

Możemy nazwać to pole energetyczne również ciałem Twojego domu czy mieszkania – i dokładnie tak samo, jak Twoje ciało nie będzie czuło się dobrze, jeśli nie zapewnisz mu odpowiedniej ilości pożywienia, energii lub słońca, tudzież obciążysz je nadmiernym balastem… Tak „ciało” Vastu Purushy, ducha Twojego domu, nie będzie „czuło się dobrze”, jeśli nie zapewnisz mu wystarczającej ilości energii, światła słonecznego lub obciążysz je nadmiernym balastem. To zaś, jak się pewnie domyślasz, będzie miało bezpośredni wpływ na Twoje samopoczucie.

Jak się ma dusza Twojego domu?

Cała nauka Vastu opiera się na diagnozie zaburzeń w „ciele” i „duchu” Twojego domu. W taki sam sposób, jak lekarz może zdiagnozować chorobę w Twoim ciele poprzez analizę symptomów oraz badania, tak dobry konsultant Vastu może zdiagnozować stan energetyczny Twojego domu poprzez analizę jego planu oraz symptomów jego mieszkańców.

Jakie są symptomy zaburzonej energii domu?

- ludzie żyjący w tym miejscu często czują, że nie mają energii i mogą czuć się ciągle zmęczeni

- problemy ze zdrowiem mogą się pojawiać bardzo często – zwłaszcza bóle głowy, problemy z kręgosłupem, trawieniem oraz snem

- mieszkańcy tego miejsca mogą często się kłócić i wchodzić w konflikty

- mogą pojawiać się znaczące problemy w przepływie pieniędzmi

Jakie są najczęstsze tego powody?

Nieharmonijna rotacja budynku – to najczęstszy problem. Jeśli miejsce, w którym żyjesz (niezależnie od tego, czy jest to dom czy mieszkanie) nie ma odpowiedniej rotacji, czyli idealnego dopasowania do kierunków świata, wtedy niektóre części Vastu Purushy są „poza” budynkiem. Istnieje głębokie naukowe wytłumaczenie, dlaczego tak ważne jest, aby dom miał rotację idealnie dopasowaną do kierunków świata – można by o tym napisać osobny artykuł. Tutaj wystarczy napisać, że jeśli rotacja budynku nie jest idealna, wtedy Twój dom nie jest właściwie dostrojony do pola elektromagnetycznego samej Ziemi.

Niewystarczająca ilość słońca – jeśli miejsce, w którym żyjesz, nie ma wystarczająco dużo okien, wtedy Vastu Purusha, duch Twojego domu, nie otrzymuje wystarczającej ilości energii słonecznej. Gdy zaś to się dzieje, wtedy także mieszkańcy tego domu będą często czuli się zmęczeni i pozbawieni energii – a mogą nawet pojawić się choroby.

Zbyt duże obciążenie – tak jak niektóre części Twojego ciała są bardziej wrażliwe niż inne i nie powinno się ich obciążać zbytnim ciężarem, tak niektóre części „ciała” Vastu Purushy są bardzo wrażliwe i powinny pozostać puste i otwarte. Gdy zaś w tych miejscach znajdują się ściany lub meble, wtedy mogą pojawić się poważne problemy ze zdrowiem, zwłaszcza z kręgosłupem.

Niewystarczająca ilość przestrzeni – to kolejny częsty problem. Jeśli zbyt wiele osób żyje na zbyt małej przestrzeni, wtedy Vastu Purusha nie może obdarzyć ich wystarczającą ilością energii i często będą czuli się zmęczeni. Mieszkańcy takiego miejsca mogą też często czuć się przez to nerwowi i kłócić się ze sobą. Jednakże zbyt duża przestrzeń także nie jest wskazana. Trzeba zachować balans.

Nieprawidłowo umieszczony pokój lub wejście – jeśli kuchnia, łazienka, sypialnia czy wejście domu są umieszczone w nieprawidłowy sposób, może to prowadzić do kolejnych poważnych problemów, a często chorób – to dlatego, że może to spowodować dużą dysharmonię pomiędzy pięcioma żywiołami.

Zamknięcie na wpływy planetarne – jeśli pewne korzystne wpływy planeterne, czy to w Twoim indywidualnym horoskopie, czy w „ciele” Vastu są zamknięte, wtedy znów duch Vastu nie może otrzymać wystarczającej ilości energii, co prowadzi do braku energii w danych sferach życia u mieszkańców tego miejsca.

Biorąc to wszystko pod uwagę, łatwo jest zrozumieć, dlaczego poprzez uzdrowienie swojego domu, dosłownie uzdrawiasz swoje życie. Twój dom jest dosłownie metaforą Twojego życia – i zawsze idealną. Każde zaburzenie i każda dysharmonia, jakich doświadczasz w swoim życiu, odnajdziesz także w swoim domu. Ale jest też dobra wiadomość: gdy uzdrawiasz swój domu dzięki nauce Vastu, możesz dosłownie uzdrowić swoje życie. My doświadczyliśmy tego w życiu jak nikt inny. (Możesz przeczytać tutaj więcej o naszym osobistym doświadczeniu.)

Lekarz przechodzi na weganizm, aby uniknąć zawału serca – Kiedy dr Charles Huebner, reumatolog, spojrzał na historię swojej rodziny, wiedział, że konieczna była zmiana, aby mógł wieść zdrowe i długie życie. Oboje rodzice doznali zawału serca, także kilka jego ciotek, wujków oraz dziadkowie. Jego brat zmarł na atak serca w wieku 50 lat.
 
"To spowodowało, że zacząłem zastanawiać się nad moim stylem życia." - powiedział Huebner. -"Miałem powód do zmartwienia."
 
W tym samym czasie, kiedy jego brat miał atak serca, Huebner przeczytał artykuł Michaela Oznera, kardiologa, który od kilku już lat uczy ludzi, jak zapobiegać chorobom serca, a nie tylko je leczyć. Ozner jest autorem wielu książek i artykułów, które podkreślają, jakie znaczenie ma zmiana stylu życia - zmiana diety i ćwiczenia fizyczne - w zwalczaniu chorób serca, które są najczęstszym powodem zgonów w Stanach Zjednoczonych.
 
Artykuł Oznera zainspirował Huebnera do przeprowadzenia dalszych badań na temat wpływu żywności i diety na organizm. Zawiodło go to do książki dr Caldwella Esselstyna, która promuje dietę roślinną, pozbawioną oleju, w celu ochrony organizmu przed chorobami, nie tylko serca.
 
Od stycznia 2010 Huebner zaczął przestrzegać diety wegańskiej, pozbawionej oleju, i od tej pory prowadzi seminaria na temat zdrowego dla serca sposobu odżywiania się w oparciu o badania Esselstyna.
 
"Czuję się o wiele lżejszy." - mówi dr Huebner - "Straciłem 15 kg, mam więcej energii i dużo lepszą jasność umysłu. Mój poziom energii zdecydowanie się podwyższył i wytrzymałość na ćwiczenia wyraźnie wzrosła."
 
Huebner przyznaje, że przystosowanie się do wegańskiego stylu życia było umiarkowanie trudne. Musiał pokonać nawyki żywieniowe i łaknienie, ale po miesiącu było to już dużo łatwiejsze.
 
"Naprawdę potrzebny jest plan, aby zacząć ten rodzaj stylu życia." - twierdzi - "Trzeba wiedzieć, jak odżywiać się w sposób praktyczny, jak trzymać się tej diety dzięki odpowiedniej ilości przepisów, i przygotowywania smacznych i przyjemnych posiłków na co dzień. Jest to na pewno zakręt na naszej drodze zdobywania wiedzy."
 
Ważne jest też wsparcie.
 
"Jeśli robisz to sam/a, może ci być ciężko. Moja żona nie do końca odżywia się w ten sam sposób, ale jest bardzo pomocna i robimy wiele potraw razem. Gdy nauczysz się podstaw na temat produktów żywnościowych i jak je przygotowywać, to staje się to łatwiejsze. Teraz naprawdę lubię smak naturalnej żywności."
 
Huebner uważa, że edukacja na temat roli diety w stosunku do chorób serca może ratować ludzi, i ma nadzieję, że inni lekarze zaczną popularyzować zapobieganie zamiast leczenia.
 
Nie tylko chorobom serca można zapobiec stosując dietę roślinną. Huebner zaobserwował radykalne zmiany u niektórych swoich pacjentów cierpiących na takie choroby zapalne, jak toczeń i artretyzm.
 
"Kiedy zdasz sobie sprawę, jaką rolę odgrywa żywność, jasno widzisz, że to, co wielu ludzi je, sprawia, że chorują." "Aby uzdrowić naczynia krwionośne i serce, potrzeba wartościowego pokarmu." - powiedział - "Kiedy już zaczniesz, to nie chcesz zawracać, bo naprawdę czujesz się lepiej. Dla mnie nie ma powrotu."

Lekarz przechodzi na weganizm, aby uniknąć zawału serca

Kiedy dr Charles Huebner, reumatolog, spojrzał na historię swojej rodziny, wiedział, że konieczna była zmiana, aby mógł wieść zdrowe i długie życie. Oboje rodzice doznali zawału serca, także kilka jego ciotek, wujków oraz dziadkowie. Jego brat zmarł na atak serca w wieku 50 lat.

"To spowodowało, że zacząłem zastanawiać się nad moim stylem życia." - powiedział Huebner. -"Miałem powód do zmartwienia."

W tym samym czasie, kiedy jego brat miał atak serca, Huebner przeczytał artykuł Michaela Oznera, kardiologa, który od kilku już lat uczy ludzi, jak zapobiegać chorobom serca, a nie tylko je leczyć. Ozner jest autorem wielu książek i artykułów, które podkreślają, jakie znaczenie ma zmiana stylu życia - zmiana diety i ćwiczenia fizyczne - w zwalczaniu chorób serca, które są najczęstszym powodem zgonów w Stanach Zjednoczonych.

Artykuł Oznera zainspirował Huebnera do przeprowadzenia dalszych badań na temat wpływu żywności i diety na organizm. Zawiodło go to do książki dr Caldwella Esselstyna, która promuje dietę roślinną, pozbawioną oleju, w celu ochrony organizmu przed chorobami, nie tylko serca.

Od stycznia 2010 Huebner zaczął przestrzegać diety wegańskiej, pozbawionej oleju, i od tej pory prowadzi seminaria na temat zdrowego dla serca sposobu odżywiania się w oparciu o badania Esselstyna.

"Czuję się o wiele lżejszy." - mówi dr Huebner - "Straciłem 15 kg, mam więcej energii i dużo lepszą jasność umysłu. Mój poziom energii zdecydowanie się podwyższył i wytrzymałość na ćwiczenia wyraźnie wzrosła."

Huebner przyznaje, że przystosowanie się do wegańskiego stylu życia było umiarkowanie trudne. Musiał pokonać nawyki żywieniowe i łaknienie, ale po miesiącu było to już dużo łatwiejsze.

"Naprawdę potrzebny jest plan, aby zacząć ten rodzaj stylu życia." - twierdzi - "Trzeba wiedzieć, jak odżywiać się w sposób praktyczny, jak trzymać się tej diety dzięki odpowiedniej ilości przepisów, i przygotowywania smacznych i przyjemnych posiłków na co dzień. Jest to na pewno zakręt na naszej drodze zdobywania wiedzy."

Ważne jest też wsparcie.

"Jeśli robisz to sam/a, może ci być ciężko. Moja żona nie do końca odżywia się w ten sam sposób, ale jest bardzo pomocna i robimy wiele potraw razem. Gdy nauczysz się podstaw na temat produktów żywnościowych i jak je przygotowywać, to staje się to łatwiejsze. Teraz naprawdę lubię smak naturalnej żywności."

Huebner uważa, że edukacja na temat roli diety w stosunku do chorób serca może ratować ludzi, i ma nadzieję, że inni lekarze zaczną popularyzować zapobieganie zamiast leczenia.

Nie tylko chorobom serca można zapobiec stosując dietę roślinną. Huebner zaobserwował radykalne zmiany u niektórych swoich pacjentów cierpiących na takie choroby zapalne, jak toczeń i artretyzm.

"Kiedy zdasz sobie sprawę, jaką rolę odgrywa żywność, jasno widzisz, że to, co wielu ludzi je, sprawia, że chorują." "Aby uzdrowić naczynia krwionośne i serce, potrzeba wartościowego pokarmu." - powiedział - "Kiedy już zaczniesz, to nie chcesz zawracać, bo naprawdę czujesz się lepiej. Dla mnie nie ma powrotu."

Pij mleko, będziesz kaleką – Zawarte w mleku składniki powodują uszkodzenie wielu narządów wewnętrznych człowieka
Pij mleko, będziesz wielki jak Kayah albo Bogusław Linda - przekonują reklamy. Guzik prawda. Krowie mleko to nie przepis na karierę dla dziecka, ale na jego kłopoty.


O zaletach mleka zapewniają polskie dzieci twórcy najgłośniejszej dziś społecznej reklamy, politycy i oczywiście koncerny mleczarskie, którym publiczna akcja jest wyjątkowo na rękę.

Dziewczynka z reklamy jest nieśmiała, szczerbata i pewnie od dawna siedzi w ostatniej ławce. Kiedy przyznaje się klasie, że chciałaby zostać piosenkarką, dzieci wybuchają śmiechem. Dziewczynka wypija szklankę mleka i po latach zostaje gwiazdą popu. Przesłanie jest jasne.

Moda na picie

Akcja ruszyła we wrześniu 2002 roku i trwa do dziś. Jej organizator - Międzynarodowe Stowarzyszenie Reklamy, za swój cel uznał "intensyfikację działań profilaktyki osteoporozy poprzez wykreowanie mody na picie mleka". Inaczej mówiąc - jak będziesz miał ciepły stosunek do mleka, nie będziesz w przyszłości chodził o kulach. Stowarzyszenie promuje mleko za darmo.

- Firmy reklamowe postrzegane są często jak krwiopijcy - przyznaje Paweł Kowalewski, wiceprezes Stowarzyszenia. - Postanowiliśmy to zmienić. Mleko, którego spożycie drastycznie w Polsce spada, wydało nam się odpowiednie.

W promocyjną machinę wciągnięto telewizję, rozgłośnie, gazety. I gwiazdy z pierwszych stron kolorowych czasopism. Nie tylko Kayah i Bogusława Lindę, ale też mistrza kierownicy Krzysztofa Hołowczyca i polską snowboardzistkę Jagnę Marczułajtis. Urodę Jagny można podziwiać w multipleksach, tuż przed pokazami "Starej baśni".

- Nie wahałam się ani chwili - zapewnia snowboardzistka. - To był wspaniały i oryginalny pomysł. Poza tym bardzo lubię mleko.

Nie tylko ona. Lubi je także mistrz świata w skokach narciarskich, Fin Veli-Matti Lindstroem, który w prasie i telewizji postanowił (choć już nie za darmo) promować... polskie świeże mleko. Moda na mleko przeniosła się z telewizji na ulicę. We wrześniu posłanka SLD Sylwia Pusz wraz z wolontariuszami w białych kitlach rozdała na poznańskich przystankach autobusowych cztery tysiące kartoników mleka, także czekoladowego.

W promocję napoju od polskiej krowy włączyła się nawet część lekarzy. Zagrzmieli, że dzieci piją mleka za mało i że to źle się skończy.

Na usługach koncernów

Ale nie wszyscy medycy tak myślą. Jednym z nich jest doktor Eugeniusz Zbigniew Siwik, autorytet w dziedzinie ginekologii i położnictwa, twórca pierwszej w Polsce Kliniki i Szkoły Porodu Naturalnego. Z zamiłowania dietetyk.

- Medycyna bierze dziś udział w jednym z największych oszustw ostatniego stulecia - twierdzi. - Jest na usługach koncernów, którym nie zależy na zdrowiu dzieci, tylko na pieniądzach. Lekarze nabrali wody w usta, bo tak jest bezpieczniej.

Siwik używa mocnych słów. Twierdzi, że zawarte w mleku składniki powodują uszkodzenie wielu narządów wewnętrznych człowieka, nieodwracalne zmiany w układzie naczyniowym, sercowym i kostnym.

- Mleko, wbrew powszechnemu mniemaniu, nie wzmacnia kości, tylko je osłabia. Zawarte w nim białko wypłukuje wapń z organizmu. Mleko krowie to najlepszy przepis na wózek inwalidzki - grozi.

- Jeśli wierzymy, że mleko to źródło wapnia chroniącego przed osteoporozą (osłabieniem kości), musimy pamiętać, że osteoporoza jest najbardziej rozpowszechniona w regionach świata o wysokim spożyciu mleka, np. w Europie Północnej, Kanadzie i USA - zauważa również Annemarie Colbin, autorka książki "Osteoporoza".

Kilka lat temu zrzeszająca pięć tysięcy członków międzynarodowa organizacja Lekarze na Rzecz Medycyny Odpowiedzialnej wydała oświadczenie, w którym ostrzega przed piciem mleka. Lista przeciwwskazań jest długa.

Zasadniczym powodem sprzeciwu wobec białego eliksiru jest przekonanie, że człowiek, podobnie jak pozostałe ssaki, przystosowany jest do spożywania mleka tylko w okresie niemowlęcym.

- Człowiek nie krowa, czterech żołądków nie ma - twierdzi Mariusz Gawlik, lekarz ze Stargardu Szczecińskiego, przez lata pracujący na dziecięcym oddziale laryngologicznym. - Mały człowiek nie jest cielęciem, które potrzebuje innego składu witamin i minerałów niż wolno rozwijający się ludzki organizm. Z tego powodu picie mleka krowiego jest patologią. I przyczyną setek chorób.

Mleko krowie nie jest dobrze przyjmowane przez ludzki organizm. Tego argumentu nie odpierają nawet zagorzali jego zwolennicy.

- Nietolerancja laktozy to poważna i, niestety, częsta komplikacja. Sam też mleka nie toleruję - przyznaje nawet Waldemar Broś, wiceprezes Polskiego Stowarzyszenia Spółdzielni Mleczarskich.

Lekarze z międzynarodowej organizacji LMO twierdzą, że 80 procent ludzkości mleka po prostu nie trawi. W Polsce, gdzie tradycja picia mleka jest długa, problemy z przyswajaniem cukru mlecznego, zwanego laktozą, ma połowa obywateli.

Z badań doktor Doroty Szostak-Węgierek z Instytutu Żywienia i Żywności w Warszawie wynika, że prawie 20 procent polskich dzieci ma niedobór enzymu trawiącego laktozę. - Objawy nietolerancji mleka mogą ujawniać się nawet po latach - twierdzi dietetyczka.

Proszę, nie pij

Nie chodzi jednak tylko o laktozę. W 2001 roku nowozelandzki badacz doktor Corrie McLachlan ogłosił wyniki badań, z których wynikało, że mleko, a właściwie zawarta w nim kazeina (rodzaj białka), jest przyczyną chorób serca. Wnioski naukowca umieszczono w międzynarodowym internetowym serwisie o wymownej nazwie "No milk page" (strona bez mleka). Do odwiedzenia serwisu, na którym znalazło się wiele publikacji, ostrzegających ludzi przed piciem mleka z różnych powodów, do dziś zachęca na swojej stronie internetowej zespół lekarzy III Kliniki Chorób Dziecięcych Akademii Medycznej w Białymstoku.

Złudzeń nie pozostawia także Frank Oski, profesor pediatrii z renomowanej John Hopkins School of Medicine, który w trosce o zdrowie dzieci napisał nawet książkę "Proszę, nie pij mleka".

Ale polskie dzieci piły mleko i piją nadal.

Katarzyna Woleńska jest nauczycielką. Ma 28 lat i koszmarne wspomnienia z dzieciństwa.

- W moim domu panował kult mleka - mówi. Śniadanie kończyło się dla Woleńskiej dość schematycznie. Wymioty, biegunki, wysypka. Rodzice podejrzewali uczulenie, więc wyrzucili z jej jadłospisu pomidory i truskawki, choć je uwielbiała. Alergię na mleko wykryto u niej, kiedy dostała się na studia. Za późno. Była już astmatyczką.

- Mleko jest jednym z najgroźniejszych alergenów pokarmowych. Ma aż pięć składników, które mogą być fatalnie tolerowane przez człowieka - przyznaje profesor Edward Tadeusz Zawisza, jeden z najwybitniejszych polskich alergologów.

- Ale groźne mogą być także zanieczyszczenia mleka, takie jak penicylina i białka pszenicy.

Zdobycz bakterii

- Polskie mleko jest już czyste i wciąż naturalne - zapewnia Waldemar Broś. - Z drugiej strony krowa nie jest maszyną, tylko żywych organizmem. Zdarza się, że zachoruje, pobrudzi się.

Broś nie chce wracać pamięcią do wczesnych lat 90., kiedy kontenery z polskim mlekiem w proszku służby celne innych krajów uznawały za radioaktywne. I późnych lat 90, kiedy inspektorzy Unii Europejskiej natknęli się w Polsce na rzekę brudnego mleka, z gronkowcem w tle. Dziś polskie mleko spełnia normy UE w ponad 80 procentach. Zgodnie z normami mleko klasy ekstra powinno zawierać nie więcej niż sto tysięcy bakterii. - Nawet jeśli jest ich więcej, to i tak znikają pod wpływem pasteryzacji - zapewnia Broś.

Ale Tomasz Nocuń, internista, ostrzega, że proces pasteryzacji zamienia mleko w zupę pełną martwych, toksycznych bakterii, które zatruwają organizm. I powodują kolejne alergie.

Alergolog, profesor Zawisza leczy ludzi uczulonych na mleko od dziesięcioleci. Liczba pacjentów z każdym rokiem powiększa się. Dla niektórych mleczna euforia kończy się śmiercią. Jak dla leczonego przez alergologa dyplomaty, którego na przyjęciu poczęstowano ciastkiem, w skład którego wchodziło mleko. Udusił się.

Nie leczona alergia na mleko nie zawsze kończy się zgonem, ale może kończyć się poważną chorobą. Z chorobami oczu włącznie. - Przewlekłe alergie pokarmowe, w tym także alergia na mleko, mogą pośrednio prowadzić do schorzeń ocznych, z zapaleniem rogówki oka włącznie - przyznaje doktor Anna Ambroziak ze Szpitala Okulistycznego w Warszawie.

Profesor Zawisza zauważa, że problem byłby łagodniejszy, gdyby Polska nie była krajem rolniczym, w którym mleko uznawane jest za podstawę pożywienia. Jesteśmy szóstym co do wielkości producentem mleka w Europie (7 mld litrów rocznie).

Mleka pije się mało w Afryce, prawie nie pije w Chinach i Japonii. - W samym tylko Kioto żyje czterysta osób, które ukończyły sto cztery lata życia. To ponad dwa razy więcej niż w całych Stanach Zjednoczonych - wyjaśnia Eugeniusz Zbigniew Siwik. - Ci ludzie są długowieczni, bo nie znają smaku mleka.

Zdrowie na sercu

Najwięcej piją mleka Amerykanie i Finowie. I tam notuje się najwięcej przypadków chorych na serce i cukrzycę. W Polsce mleko stało się towarem politycznym. Sloganem "Szklanka mleka dla każdego ucznia" rząd Leszka Millera postanowił zdobyć poparcie społeczne. I mleko zagościło w szkołach na dobre.

- Podawanie dzieciom w wieku szkolnym mleka skazuje je na choroby i cierpienia - zapewnia Eugeniusz Zbigniew Siwik. - Mamy jak w banku, że w przyszłości wiele z nich będzie zawałowcami.

A zbuntowany lekarz Tomasz Nocuń dodaje, że trudno mu uwierzyć w szlachetne intencje pomysłodawców akcji "Pij mleko". - Stworzono wielką reklamową machinę, która napędzać ma jedynie koniunkturę dla firm mleczarskich - twierdzi.

Producentom mleka sprzyjają także rządowe programy. Polscy producenci mogą starać się o dotację z Funduszu Promocji Mleczarstwa. Ta przychylność władz spowodowana jest, formalnie, troską o dobro dzieci i młodzieży. Takiej polityce, opartej na przekonaniu, że bez szklanki mleka dziennie polskie dziecko wyrośnie na półgłówka i inwalidę, sprzyjać mają badania. I tak Instytut Żywności i Żywienia odkrył, że jadłospis polskiego jedenastolatka zaspokaja połowę dziennego zapotrzebowania na wapń. Co oznacza, że większość jedenastolatków będzie w przyszłości chorować na osteoporozę. A tą zagrożonych jest dziś dziewięć milionów Polaków.

Naukowcy z organizacji Lekarze na rzecz Medycyny Odpowiedzialnej podnoszą, że istnieje zależność między insulinozależną cukrzycą (zwaną inaczej młodzieńczą) a alergią na mleko, a konkretnie zawarte w nim albuminy (czyli grupy białek rozpuszczalnych w wodzie). I znów - największy odsetek osób chorych na cukrzycę młodzieńczą notuje się w Finlandii, tam, gdzie dzieciom wmawia się mleko pod każdą postacią.

Adamowi Karbiszowi z Krakowa też wmawiano. Karbisz jest właścicielem firmy poligraficznej. Ma 34 lata i większość wakacji spędził na koloniach. - Podstawą jedzenia były placki ziemniaczane, mielony i mleko - przyznaje. - Wychowawcy byli sympatyczni i fanatyczni. Nie pozwalali odejść od stołu, jeśli szklanka z mlekiem nie była pusta. Przez wiele kolejnych lat chorowałem na przemian na anginę i zapalenie uszu.

Karbisz przestał jeździć na kolonie, bo zaprzyjaźniony z rodziną lekarz domyślił się przyczyny kłopotów zdrowotnych dziecka. - Był odważny w poglądach, to i miał poważne problemy z utrzymaniem pracy. Lekarz, który jest wrogiem mleka, staje się wrogiem ludu - twierdzi mężczyzna.

Ale lekarz Karbisza nie był wielkim odkrywcą. Pionier nauki o żywieniu doktor Max Bircher-Benner o szkodliwości mleka trąbił już pod koniec XIX wieku (dziś w Zurychu istnieje słynna klinika jego imienia). Twierdził, że mleko powinno być najwyżej dodatkiem do diety. Wyjątkiem są, według niego, łatwiej przyswajalne dla człowieka kwaśne produkty mleczne (jogurty, sery) i mleko pełne, prosto od krowy karmionej trawą.

Ewa Wachowicz, z zawodu technolog żywienia, kiedyś Miss Polonia, dziś producent programów telewizyjnych i matka małej Oli, kupuje mleko prawie wyłącznie od kobiety ze wsi.

- Tylko takie jest wartościowe - uważa. - W życiu nie podałabym dziecku produktu z napisem UHT. Skład mleka, podgrzewanego do tak wysokich temperatur budzi wątpliwości. Białko ścina się i nie wiemy do dziś, jaki może to mieć wpływ na zdrowie. Nie przypuszczam, by był pozytywny.

Zupa z bakterii

- Każdy chciałby mieć własną krowę pod blokiem i doić ją według potrzeb - mówi Waldemar Broś. - Ale to niemożliwe. Musimy dostosować się do wymogów cywilizacyjnych i podgrzewać mleko, by miało dłuższą wartość. Prawda, zabijamy też dobrą florę bakteryjną, ale to koszty cywilizacji.

Część naukowców uważa jednak, że mleko i tak trzeba pić, bo ma dużo cennych wartości.

- Jest wiele produktów, bogatszych w witaminy i minerały - zapewnia Barbara Bachurska, lekarz pediatra z Katowic. - Mitem jest także przekonanie, że mleko zawiera mnóstwo drogocennego wapnia. Znacznie więcej ma go plaster żółtego sera.

To wariaci

- Przestaliśmy słuchać natury - uważa Eugeniusz Zbigniew Siwik. - Stworzyliśmy przemysł, który powoli, ale skutecznie nas zabija. Siwik twierdzi, że w swoich poglądach, nawet w Polsce nie jest już osamotniony. - Ci, którym zależy na zdrowiu dzieci, będą mówić coraz głośniej. Będą mówić o podstępnej "białej śmierci", którą w imię niezrozumiałych racji wynosi się pod niebiosa - zapewnia.

- Zastanawiam się nad pewną kontrakcją. Nad tym, czy nie wytoczyć procesu Kayah i Lindzie, oskarżając ich o szerzenie kłamliwych i szkodliwych poglądów. A przynajmniej nad tym, czy nie spróbować postawić przed sądem tych, którzy namówili piękne i sławne osoby do tej tragicznej w skutkach reklamy?

Na przeciwników mleka patrzy się jak na złoczyńców albo wariatów. - Oni są chyba nienormalni? - zastanawia się Jagna Marczułajtis. - Przecież gdyby mleko było niezdrowe, to nie byłoby go w sklepach!

Wybaczamy dziwaczne poglądy joginom, taoistom i mieszkańcom Polinezji. Gdy do głosu dochodzą polscy lekarze, ich poglądy uznajemy za obrazoburcze. To wariaci. Mleko jest przecież rzeczą świętą. Niepodważalną jak rosół, schabowy i karp na wigilię. Wiedzą o tym dorośli i wiedzą dzieci. Zwłaszcza te, którym marzy się kariera i które do picia mleka zostały namówione przez wielkie gwiazdy. Ale jaka jest prawda?

Więcej tutaj:

http://www.wegetarianie.pl/Article1099.html

Pij mleko, będziesz kaleką

Zawarte w mleku składniki powodują uszkodzenie wielu narządów wewnętrznych człowieka
Pij mleko, będziesz wielki jak Kayah albo Bogusław Linda - przekonują reklamy. Guzik prawda. Krowie mleko to nie przepis na karierę dla dziecka, ale na jego kłopoty.


O zaletach mleka zapewniają polskie dzieci twórcy najgłośniejszej dziś społecznej reklamy, politycy i oczywiście koncerny mleczarskie, którym publiczna akcja jest wyjątkowo na rękę.

Dziewczynka z reklamy jest nieśmiała, szczerbata i pewnie od dawna siedzi w ostatniej ławce. Kiedy przyznaje się klasie, że chciałaby zostać piosenkarką, dzieci wybuchają śmiechem. Dziewczynka wypija szklankę mleka i po latach zostaje gwiazdą popu. Przesłanie jest jasne.

Moda na picie

Akcja ruszyła we wrześniu 2002 roku i trwa do dziś. Jej organizator - Międzynarodowe Stowarzyszenie Reklamy, za swój cel uznał "intensyfikację działań profilaktyki osteoporozy poprzez wykreowanie mody na picie mleka". Inaczej mówiąc - jak będziesz miał ciepły stosunek do mleka, nie będziesz w przyszłości chodził o kulach. Stowarzyszenie promuje mleko za darmo.

- Firmy reklamowe postrzegane są często jak krwiopijcy - przyznaje Paweł Kowalewski, wiceprezes Stowarzyszenia. - Postanowiliśmy to zmienić. Mleko, którego spożycie drastycznie w Polsce spada, wydało nam się odpowiednie.

W promocyjną machinę wciągnięto telewizję, rozgłośnie, gazety. I gwiazdy z pierwszych stron kolorowych czasopism. Nie tylko Kayah i Bogusława Lindę, ale też mistrza kierownicy Krzysztofa Hołowczyca i polską snowboardzistkę Jagnę Marczułajtis. Urodę Jagny można podziwiać w multipleksach, tuż przed pokazami "Starej baśni".

- Nie wahałam się ani chwili - zapewnia snowboardzistka. - To był wspaniały i oryginalny pomysł. Poza tym bardzo lubię mleko.

Nie tylko ona. Lubi je także mistrz świata w skokach narciarskich, Fin Veli-Matti Lindstroem, który w prasie i telewizji postanowił (choć już nie za darmo) promować... polskie świeże mleko. Moda na mleko przeniosła się z telewizji na ulicę. We wrześniu posłanka SLD Sylwia Pusz wraz z wolontariuszami w białych kitlach rozdała na poznańskich przystankach autobusowych cztery tysiące kartoników mleka, także czekoladowego.

W promocję napoju od polskiej krowy włączyła się nawet część lekarzy. Zagrzmieli, że dzieci piją mleka za mało i że to źle się skończy.

Na usługach koncernów

Ale nie wszyscy medycy tak myślą. Jednym z nich jest doktor Eugeniusz Zbigniew Siwik, autorytet w dziedzinie ginekologii i położnictwa, twórca pierwszej w Polsce Kliniki i Szkoły Porodu Naturalnego. Z zamiłowania dietetyk.

- Medycyna bierze dziś udział w jednym z największych oszustw ostatniego stulecia - twierdzi. - Jest na usługach koncernów, którym nie zależy na zdrowiu dzieci, tylko na pieniądzach. Lekarze nabrali wody w usta, bo tak jest bezpieczniej.

Siwik używa mocnych słów. Twierdzi, że zawarte w mleku składniki powodują uszkodzenie wielu narządów wewnętrznych człowieka, nieodwracalne zmiany w układzie naczyniowym, sercowym i kostnym.

- Mleko, wbrew powszechnemu mniemaniu, nie wzmacnia kości, tylko je osłabia. Zawarte w nim białko wypłukuje wapń z organizmu. Mleko krowie to najlepszy przepis na wózek inwalidzki - grozi.

- Jeśli wierzymy, że mleko to źródło wapnia chroniącego przed osteoporozą (osłabieniem kości), musimy pamiętać, że osteoporoza jest najbardziej rozpowszechniona w regionach świata o wysokim spożyciu mleka, np. w Europie Północnej, Kanadzie i USA - zauważa również Annemarie Colbin, autorka książki "Osteoporoza".

Kilka lat temu zrzeszająca pięć tysięcy członków międzynarodowa organizacja Lekarze na Rzecz Medycyny Odpowiedzialnej wydała oświadczenie, w którym ostrzega przed piciem mleka. Lista przeciwwskazań jest długa.

Zasadniczym powodem sprzeciwu wobec białego eliksiru jest przekonanie, że człowiek, podobnie jak pozostałe ssaki, przystosowany jest do spożywania mleka tylko w okresie niemowlęcym.

- Człowiek nie krowa, czterech żołądków nie ma - twierdzi Mariusz Gawlik, lekarz ze Stargardu Szczecińskiego, przez lata pracujący na dziecięcym oddziale laryngologicznym. - Mały człowiek nie jest cielęciem, które potrzebuje innego składu witamin i minerałów niż wolno rozwijający się ludzki organizm. Z tego powodu picie mleka krowiego jest patologią. I przyczyną setek chorób.

Mleko krowie nie jest dobrze przyjmowane przez ludzki organizm. Tego argumentu nie odpierają nawet zagorzali jego zwolennicy.

- Nietolerancja laktozy to poważna i, niestety, częsta komplikacja. Sam też mleka nie toleruję - przyznaje nawet Waldemar Broś, wiceprezes Polskiego Stowarzyszenia Spółdzielni Mleczarskich.

Lekarze z międzynarodowej organizacji LMO twierdzą, że 80 procent ludzkości mleka po prostu nie trawi. W Polsce, gdzie tradycja picia mleka jest długa, problemy z przyswajaniem cukru mlecznego, zwanego laktozą, ma połowa obywateli.

Z badań doktor Doroty Szostak-Węgierek z Instytutu Żywienia i Żywności w Warszawie wynika, że prawie 20 procent polskich dzieci ma niedobór enzymu trawiącego laktozę. - Objawy nietolerancji mleka mogą ujawniać się nawet po latach - twierdzi dietetyczka.

Proszę, nie pij

Nie chodzi jednak tylko o laktozę. W 2001 roku nowozelandzki badacz doktor Corrie McLachlan ogłosił wyniki badań, z których wynikało, że mleko, a właściwie zawarta w nim kazeina (rodzaj białka), jest przyczyną chorób serca. Wnioski naukowca umieszczono w międzynarodowym internetowym serwisie o wymownej nazwie "No milk page" (strona bez mleka). Do odwiedzenia serwisu, na którym znalazło się wiele publikacji, ostrzegających ludzi przed piciem mleka z różnych powodów, do dziś zachęca na swojej stronie internetowej zespół lekarzy III Kliniki Chorób Dziecięcych Akademii Medycznej w Białymstoku.

Złudzeń nie pozostawia także Frank Oski, profesor pediatrii z renomowanej John Hopkins School of Medicine, który w trosce o zdrowie dzieci napisał nawet książkę "Proszę, nie pij mleka".

Ale polskie dzieci piły mleko i piją nadal.

Katarzyna Woleńska jest nauczycielką. Ma 28 lat i koszmarne wspomnienia z dzieciństwa.

- W moim domu panował kult mleka - mówi. Śniadanie kończyło się dla Woleńskiej dość schematycznie. Wymioty, biegunki, wysypka. Rodzice podejrzewali uczulenie, więc wyrzucili z jej jadłospisu pomidory i truskawki, choć je uwielbiała. Alergię na mleko wykryto u niej, kiedy dostała się na studia. Za późno. Była już astmatyczką.

- Mleko jest jednym z najgroźniejszych alergenów pokarmowych. Ma aż pięć składników, które mogą być fatalnie tolerowane przez człowieka - przyznaje profesor Edward Tadeusz Zawisza, jeden z najwybitniejszych polskich alergologów.

- Ale groźne mogą być także zanieczyszczenia mleka, takie jak penicylina i białka pszenicy.

Zdobycz bakterii

- Polskie mleko jest już czyste i wciąż naturalne - zapewnia Waldemar Broś. - Z drugiej strony krowa nie jest maszyną, tylko żywych organizmem. Zdarza się, że zachoruje, pobrudzi się.

Broś nie chce wracać pamięcią do wczesnych lat 90., kiedy kontenery z polskim mlekiem w proszku służby celne innych krajów uznawały za radioaktywne. I późnych lat 90, kiedy inspektorzy Unii Europejskiej natknęli się w Polsce na rzekę brudnego mleka, z gronkowcem w tle. Dziś polskie mleko spełnia normy UE w ponad 80 procentach. Zgodnie z normami mleko klasy ekstra powinno zawierać nie więcej niż sto tysięcy bakterii. - Nawet jeśli jest ich więcej, to i tak znikają pod wpływem pasteryzacji - zapewnia Broś.

Ale Tomasz Nocuń, internista, ostrzega, że proces pasteryzacji zamienia mleko w zupę pełną martwych, toksycznych bakterii, które zatruwają organizm. I powodują kolejne alergie.

Alergolog, profesor Zawisza leczy ludzi uczulonych na mleko od dziesięcioleci. Liczba pacjentów z każdym rokiem powiększa się. Dla niektórych mleczna euforia kończy się śmiercią. Jak dla leczonego przez alergologa dyplomaty, którego na przyjęciu poczęstowano ciastkiem, w skład którego wchodziło mleko. Udusił się.

Nie leczona alergia na mleko nie zawsze kończy się zgonem, ale może kończyć się poważną chorobą. Z chorobami oczu włącznie. - Przewlekłe alergie pokarmowe, w tym także alergia na mleko, mogą pośrednio prowadzić do schorzeń ocznych, z zapaleniem rogówki oka włącznie - przyznaje doktor Anna Ambroziak ze Szpitala Okulistycznego w Warszawie.

Profesor Zawisza zauważa, że problem byłby łagodniejszy, gdyby Polska nie była krajem rolniczym, w którym mleko uznawane jest za podstawę pożywienia. Jesteśmy szóstym co do wielkości producentem mleka w Europie (7 mld litrów rocznie).

Mleka pije się mało w Afryce, prawie nie pije w Chinach i Japonii. - W samym tylko Kioto żyje czterysta osób, które ukończyły sto cztery lata życia. To ponad dwa razy więcej niż w całych Stanach Zjednoczonych - wyjaśnia Eugeniusz Zbigniew Siwik. - Ci ludzie są długowieczni, bo nie znają smaku mleka.

Zdrowie na sercu

Najwięcej piją mleka Amerykanie i Finowie. I tam notuje się najwięcej przypadków chorych na serce i cukrzycę. W Polsce mleko stało się towarem politycznym. Sloganem "Szklanka mleka dla każdego ucznia" rząd Leszka Millera postanowił zdobyć poparcie społeczne. I mleko zagościło w szkołach na dobre.

- Podawanie dzieciom w wieku szkolnym mleka skazuje je na choroby i cierpienia - zapewnia Eugeniusz Zbigniew Siwik. - Mamy jak w banku, że w przyszłości wiele z nich będzie zawałowcami.

A zbuntowany lekarz Tomasz Nocuń dodaje, że trudno mu uwierzyć w szlachetne intencje pomysłodawców akcji "Pij mleko". - Stworzono wielką reklamową machinę, która napędzać ma jedynie koniunkturę dla firm mleczarskich - twierdzi.

Producentom mleka sprzyjają także rządowe programy. Polscy producenci mogą starać się o dotację z Funduszu Promocji Mleczarstwa. Ta przychylność władz spowodowana jest, formalnie, troską o dobro dzieci i młodzieży. Takiej polityce, opartej na przekonaniu, że bez szklanki mleka dziennie polskie dziecko wyrośnie na półgłówka i inwalidę, sprzyjać mają badania. I tak Instytut Żywności i Żywienia odkrył, że jadłospis polskiego jedenastolatka zaspokaja połowę dziennego zapotrzebowania na wapń. Co oznacza, że większość jedenastolatków będzie w przyszłości chorować na osteoporozę. A tą zagrożonych jest dziś dziewięć milionów Polaków.

Naukowcy z organizacji Lekarze na rzecz Medycyny Odpowiedzialnej podnoszą, że istnieje zależność między insulinozależną cukrzycą (zwaną inaczej młodzieńczą) a alergią na mleko, a konkretnie zawarte w nim albuminy (czyli grupy białek rozpuszczalnych w wodzie). I znów - największy odsetek osób chorych na cukrzycę młodzieńczą notuje się w Finlandii, tam, gdzie dzieciom wmawia się mleko pod każdą postacią.

Adamowi Karbiszowi z Krakowa też wmawiano. Karbisz jest właścicielem firmy poligraficznej. Ma 34 lata i większość wakacji spędził na koloniach. - Podstawą jedzenia były placki ziemniaczane, mielony i mleko - przyznaje. - Wychowawcy byli sympatyczni i fanatyczni. Nie pozwalali odejść od stołu, jeśli szklanka z mlekiem nie była pusta. Przez wiele kolejnych lat chorowałem na przemian na anginę i zapalenie uszu.

Karbisz przestał jeździć na kolonie, bo zaprzyjaźniony z rodziną lekarz domyślił się przyczyny kłopotów zdrowotnych dziecka. - Był odważny w poglądach, to i miał poważne problemy z utrzymaniem pracy. Lekarz, który jest wrogiem mleka, staje się wrogiem ludu - twierdzi mężczyzna.

Ale lekarz Karbisza nie był wielkim odkrywcą. Pionier nauki o żywieniu doktor Max Bircher-Benner o szkodliwości mleka trąbił już pod koniec XIX wieku (dziś w Zurychu istnieje słynna klinika jego imienia). Twierdził, że mleko powinno być najwyżej dodatkiem do diety. Wyjątkiem są, według niego, łatwiej przyswajalne dla człowieka kwaśne produkty mleczne (jogurty, sery) i mleko pełne, prosto od krowy karmionej trawą.

Ewa Wachowicz, z zawodu technolog żywienia, kiedyś Miss Polonia, dziś producent programów telewizyjnych i matka małej Oli, kupuje mleko prawie wyłącznie od kobiety ze wsi.

- Tylko takie jest wartościowe - uważa. - W życiu nie podałabym dziecku produktu z napisem UHT. Skład mleka, podgrzewanego do tak wysokich temperatur budzi wątpliwości. Białko ścina się i nie wiemy do dziś, jaki może to mieć wpływ na zdrowie. Nie przypuszczam, by był pozytywny.

Zupa z bakterii

- Każdy chciałby mieć własną krowę pod blokiem i doić ją według potrzeb - mówi Waldemar Broś. - Ale to niemożliwe. Musimy dostosować się do wymogów cywilizacyjnych i podgrzewać mleko, by miało dłuższą wartość. Prawda, zabijamy też dobrą florę bakteryjną, ale to koszty cywilizacji.

Część naukowców uważa jednak, że mleko i tak trzeba pić, bo ma dużo cennych wartości.

- Jest wiele produktów, bogatszych w witaminy i minerały - zapewnia Barbara Bachurska, lekarz pediatra z Katowic. - Mitem jest także przekonanie, że mleko zawiera mnóstwo drogocennego wapnia. Znacznie więcej ma go plaster żółtego sera.

To wariaci

- Przestaliśmy słuchać natury - uważa Eugeniusz Zbigniew Siwik. - Stworzyliśmy przemysł, który powoli, ale skutecznie nas zabija. Siwik twierdzi, że w swoich poglądach, nawet w Polsce nie jest już osamotniony. - Ci, którym zależy na zdrowiu dzieci, będą mówić coraz głośniej. Będą mówić o podstępnej "białej śmierci", którą w imię niezrozumiałych racji wynosi się pod niebiosa - zapewnia.

- Zastanawiam się nad pewną kontrakcją. Nad tym, czy nie wytoczyć procesu Kayah i Lindzie, oskarżając ich o szerzenie kłamliwych i szkodliwych poglądów. A przynajmniej nad tym, czy nie spróbować postawić przed sądem tych, którzy namówili piękne i sławne osoby do tej tragicznej w skutkach reklamy?

Na przeciwników mleka patrzy się jak na złoczyńców albo wariatów. - Oni są chyba nienormalni? - zastanawia się Jagna Marczułajtis. - Przecież gdyby mleko było niezdrowe, to nie byłoby go w sklepach!

Wybaczamy dziwaczne poglądy joginom, taoistom i mieszkańcom Polinezji. Gdy do głosu dochodzą polscy lekarze, ich poglądy uznajemy za obrazoburcze. To wariaci. Mleko jest przecież rzeczą świętą. Niepodważalną jak rosół, schabowy i karp na wigilię. Wiedzą o tym dorośli i wiedzą dzieci. Zwłaszcza te, którym marzy się kariera i które do picia mleka zostały namówione przez wielkie gwiazdy. Ale jaka jest prawda?

Więcej tutaj:

http://www.wegetarianie.pl/Article1099.html