Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

Szukaj


 

Znalazłem 14 takich materiałów

Fraktale od Fractal Universe - jak powstają?

l_146338957b8c825cotojestfractalunive.jpg

Moją przygodę z fraktalami rozpocząłem 6 lat temu. Od samego początku byłem zafascynowany ich wszechobecnością oraz niemalże magicznymi właściwościami.

Fraktale możemy odnaleźć w każdej dziedzinie naszego życia: w matematyce, przyrodzie, fraktalną strukturę mają m.in. serce, układ krwionośny, drzewa, kwiaty ale także i góry.

Czytaj dalej →


Bill Hicks - Agent Ewolucji - Cytaty - Kompilacja

(...) Był geniu­szem, wciąż jest naj­lep­szy. Zależało mu więc walił pro­sto z mostu. Krzyczał na nas żebyśmy coś zro­zu­mieli. Żebyśmy zaczęli zmieniać nasze życie, byli dla sie­bie lepsi, nie dawali się wykorzystywać przez sys­temy, myśleli poza sche­ma­tem, szukali prawdy. Stał się symbolem nie tylko świetnego komika, ale inspiracją dla innych poszukiwaczy wolności umysłu.

(...) Jego występy to jak wielkie egzorcyzmy całego tego złego gówna, które nas wypełnia, które nas truje dzień po dniu, powiększa się, zamyka się w naszych mózgach, nie wiemy co z tym zrobić… Telewizyjne talk-shows nic na to nie poradzą, ani wiadomości, nic nam nie pomoże. Potrzebny jest po prostu facet, który wyjdzie, weźmie cię za fraki i wytrzepie z ciebie całe to gówno.

(...) Wielu błędnie interpretowało jego złość i rozgoryczenie jako przejaw nienawiści do ludzi i świata. Tymczasem brały się one stąd, że nie mógł znieść faktu, że za sprawą polityków i kontrolowanych przez nich mediów marnuje się potencjał ludzkości, że poprzez promowanie przez nich przeciętności i bierności, poprzez propagowanie kłamstw i generalizacji społeczeństwo pozbawiane jest umiejętności samodzielnego myślenia na rzecz błogiej ignorancji, będącej wyżej wymienionym na rękę.

(...) Obnażał absurdy kryjące się pod stwardniałą skorupą utartych przekonań, tradycji i konwenansów, pokazywał, że wszystko, co mamy w zwyczaju przyjmować za pewnik, na czym opieramy swoje systemy wartości i światopoglądy, jest w istocie konwencjonalne, relatywne i niejednokrotnie całkiem niedorzeczne. A przede wszystkim, że jest kwestią wyboru, a uświadomienie sobie tego to pierwszy krok ku wolności.

Wywiad o delfinach, komórkach macierzystych i farmakologii genetycznej

Na czym polega porozumiewanie się delfinów? Dlaczego przegrały one walkę o rządy nad światem? W tych dwóch częściach wywiadu przeprowadzonego przez Andrzeja Kobosa także o dobieraniu leków do genomu ludzkiego.

Czytaj dalej →


Olejek różany i jego właściwości

Jedno jest pewne: róża to królowa kwiatów. Jak magnes przyciąga urzekający zapach tych szlachetnych kwiatów, zachwycają one barwą i kształtem. Ale nie tylko. Bogactwo dobroczynnych aktywnych składników pozwala wykorzystywać przetwory różane w medycynie i kosmetyce. Róża jest także starożytnym duchowym symbolem. Jest kwiatem, który otwiera się niezwykle powoli i ujawnia swój piękny zapach. Jeśli będziemy chcieli zbyt wcześnie wyważyć jej drzwi będzie to szkodliwe dla róży.

Czytaj dalej →


Na bosaka

Nie ma nic lepszego dla nóg niż chodzenie boso. Pomaga rozwijać mięśnie, pozwala skórze swobodnie oddychać, a całemu ciału mocno stanąć na ziemi. Chodzenie boso można porównać do uprawiania jogi. Po czterech miesiącach 30-minutowych spacerów, trzy razy w tygodniu, w sposób naturalny obniża się ciśnienie krwi.

Czytaj dalej →


10 Kluczy do Szczęścia (Deepak Chopra)

Czy jesteś zdrowy, masz ładny dom, czy wygrałeś na loterii? To rzeczywiście okaże się bardzo niewielkim wyznacznikiem naszego szczęścia. Te rzeczy mogą uczynić nas szczęśliwymi w krótkim okresie, ale po drodze wrócimy do wzorca szczęścia. 15% naszego ilorazu szczęścia , mówi Deepak Chopra , w rzeczywistości opiera się na naszej sytuacji życiowej.
Nasze świadome działania - to podejmowane dziś decyzje. Dokonywanie wyborów, które prowadzą do spełnienia, głębszej satysfakcji, to naprawdę czyni nas szczęśliwymi. Kiedy mamy poczucie spełnienia, to powoduje różnicę w życiu innych ludzi i świata, czujemy inspiracją, intuicyjnie , świadomie. To może przynieść wielkie szczęście, a badania wykazały, że im inni ludzie są szczęśliwsi , to sprawia, ze my jesteśmy bardziej zadowoleni
.

Czytaj dalej →


Niewolnicy umysłu

Wasze życie kierowane jest przez schematy sposobów myślenia i określonych przekonań, od których uzależnione są codzienne działania, relacje międzyludzkie, emocje, zdrowie fizyczne i uczucia.
Jesteście efektem tego, co myślicie na co dzień, w każdej sekundzie, ponieważ te procesy myślowe, konstruktywne czy dysfunkcyjne, staną się waszą konkretną rzeczywistością.
Każda myśl uruchamia proces kreacji tego, co projektujecie. Cała ludzkość znajduje się pod wpływem swojego sposobu myślenia i postrzegania rzutowanego na życie.
Kiedy szczerze pytacie siebie o powody swych kłopotów i dysfunkcyjnych działań, to zaczynacie kwestionować strukturę myślenia, rządzącą waszymi emocjami, uczuciami i działaniami. Chaos, cierpienie i przemoc, które królują w waszym świecie, stanowią odzwierciedlenie dysfunkcyjnej myśli zbiorowej podświadomości materializującej się na ziemskim planie astralnym w formie zaburzonych kreacji rządnych zniszczenia.
Kreacje te uzależniają się od nieharmonijnych myśli i karmią się nimi. Proces kosmicznej ewolucji w całości opiera się na paradygmatach myśli twórczych, przechwytywanych przez wasze myśli dysfunkcyjne, które interferują ze zjawiskiem twórczym i boskim porządkiem. Tak więc wszechświat musi reagować proporcjonalnie, by harmonizować sytuację.

Negatywizm rządzący na Ziemi stanowi prawdziwą epidemię wywodzącą się z dysfunkcyjnej myśli ludzkiej, manifestującej się w groteskowych formach astralnych. Z tego właśnie powodu tak istotne jest uświadomienie sobie destrukcyjnych skutków dysfunkcyjnej myśli, będącej wynikiem wpojonych wam irracjonalnych wierzeń. Nie uświadamiacie sobie zupełnie mocy myśli, zdolnej urzeczywistnić dowolną formę, zarówno gęstą jak i subtelną. Boska Moc Stwórcza manifestuje się we wszystkich wymiarach oraz strukturach atomowych i subatomowych wszechświata. Gdy nie pozostajecie w zgodności z tą mocą, kreujecie blokady i zaburzacie przepływ uniwersalnych procesów ewolucyjnych. Ci, którzy potajemnie i anonimowo wami rządzą, znają doskonale moc myśli i używają komunikatów podświadomych, by wprowadzać wam określone schematy myślenia, wierzeń i zachowań. Są ekspertami w kwestii manipulacji myślą, a ich inwolucyjny wpływ oddziałuje na was kontrolując wasze delikatne i wrażliwe sfery mentalne. Strach, frustracja, niepewność, brak poczucia bezpieczeństwa, lęk, wszystkie te mentalne wirusy są konsekwencjami dysfunkcyjnych myśli, które wprowadza się wam poprzez środki masowego przekazu.

Stale się was przeprogramowuje, by siać lęk i negatywizm, zmniejszając natomiast siłę woli i wolność wyboru. Wystarczy, że poobserwujecie różne tendencje artystyczne i kulturowe, modę, edukację, ideologie duchowe i polityczne, technologie, postulaty naukowe... Jesteście kształceni, by myśleć zgodnie ze schematami, zaprojektowanymi przez siły inwolucyjne naruszające waszą wolną wolę i pobudzające agresję emocjonalną. To poważne naruszenie praw ludzkich nie znajduje swego miejsca w umowach międzynarodowych, mimo że jego znaczenie jest poważniejsze niż niekorzystne zjawiska eksploatacji czy ubóstwa, które w rzeczywistości są niczym innym jak skutkami manipulacji myślą społeczną.

Mężczyźni na wymarciu - czy facetów czeka los dinozaurów? – 8 marca 2044 roku. Po 53 latach spędzonych w specjalnych kapsułach, z hibernacji budzi się dwóch mężczyzn. Na śpiochów nie czekają dobre informacje - w trakcie ich głębokiego snu miała miejsce wielka wojna, podczas której w ruch poszły nuklearne bomby. Ich użycie okazało się tragiczne dla samczego rodu - z całej powierzchni Ziemi zniknęli mężczyźni. Mimo że fabuła wielbionej przez wielu „Seksmisji” narodziła się w głowie jej twórcy - Juliusza Machulskiego, to wizja świata bez facetów może być nam bliższa, niż się wydaje.

Mężczyzna zawsze był towarem, na który istniał olbrzymi popyt. Jak by nie patrzeć - my faceci mamy sporo zalet. Ktoś musi przecież pójść na polowanie, zbudować dom, wybrać się na wojnę i znaleźć jeszcze czas na podjęcie dochodowej pracy, aby swą rodzinę utrzymać. Oczywiście nie oznacza to, że kobieta była jedynie pojemnikiem na ejakulat zaopatrzonym w funkcje robota kuchennego i odkurzacza. Gdzieżby tam!

Z jakiegoś jednak powodu starożytni Grecy mocno związywali sznurkiem swoja mosznę, tak aby „odciąć od reszty systemu” lewe jądro. Według ówczesnych wierzeń to właśnie z tegoż narządu pochodziła „zła sperma”, czyli ta, dzięki której zamiast dzielnego wojownika na świat przyjść miała słaba i krucha samica. Ten mały dyskomfort podczas prokreacji i tak wydaje się być małym poświęceniem w porównaniu z tym, co potrafili sobie zaserwować żyjący w XVII wieku Francuzi. Aby mieć pewność, że na świat przyjdzie syn, niektórzy panowie dobrowolnie godzili się na amputację lewego jądra.

Przez całą historię ludzie robili różne dziwne rzeczy, wliczając w to specjalną dietę czy waginalne lewatywy, aby tylko na świat przyszedł mały mężczyzna. Nie wiadomo na czym skończyłoby się to eksperymentowanie z własnymi organami płciowymi, gdyby nie nauka, która całą zabawę najzwyczajniej w świecie nam zepsuła.

Zabawy z chromosomami

W 1910 roku amerykański biolog Thomas Hunt Morgan odkrył, co tak naprawdę decyduje o płci naszego potomstwa. Okazało się, że stoi za tym chromosom - jeden ze składników komórkowego jądra, będący głównym źródłem informacji o nas samych. Człowiek posiada 23 pary chromosomów, z czego jedna z nich odpowiada za płeć. U kobiet są to dwa chromosomy X, tymczasem u panów, w parze z chromosomem X jest też inny - ten jeden, najważniejszy decydujący drobiazg - chromosom Y. Jeśli więc zniknąłby ten element budowy naszych komórek, planeta Ziemia stałaby się rajem dla każdego mężczyzny, który by jakimś cudem nie wyginął...

To odkrycie pobudziło wyobraźnię nie tylko autorów książek fantastyczno-naukowych oraz
twórców widowisk filmowych, ale i przedstawicieli świata nauki.
Jak by nie patrzeć był to kolejny krok w rozwoju genetyki i absolutnie nic niewnosząca wiadomość dla Greka, który w dalszym ciągu z uporem maniaka związywał rzemieniem swe lewe jądro, rozpaczliwie błagając Erosa o to, żeby jego siedemnaste z kolei dziecko tym razem było synem... Do czasu. Gdzieś w połowie lat 70. świat poznaje tajemniczego naukowca, który na pierwszy rzut oka bardziej przypomina słynnego Marlboro Mana niż spędzającego większość życia wśród laboratoryjnych probówek genetyka. Facet ten przeprowadził badania, których rezultat sprawił, że nam - mężczyznom, wcale do śmiechu nie było. Ronald Ericsson, bo tak się odkrywca nazywał, zauważył, że plemniki zawierające chromosom Y są znacznie bardziej wiotkie, ale i równocześnie szybsze niż plemniki z chromosomem X, które to mają większe główki i wyraźnie dłuższe ogonki.



Naukowiec umieścił nasienie w probówce wypełnionej białkowym, gęstym roztworem. Większe i bardziej powolne plemniki „żeńskie” najzwyczajniej grzęzły w cieczy, podczas gdy „chłopakom” z reguły udawało się spłynąć na dno naczynia. To odkrycie wkrótce zaowocowało opatentowaniem nowatorskiej techniki i wprowadzeniem jej do użycia w niemalże dwustu placówkach na całym świecie.

Doktor Ericsson gwarantował 85% skuteczności w takim „planowaniu” płci dziecka.
I tak też biedny Grek, zamykający dopływ krwi do swego lewego klejnotu, mógł wreszcie odetchnąć z ulgą - od teraz modły do wszechmocnych bóstw ustąpiły miejsca nauce i praktycznie każdy potomek mógł być synem! Niestety, jak na złość, w międzyczasie zmniejszył się popyt na mężczyzn...

Kobiecy faceci w rurkach
Ericsson, obserwując przez dwie dekady historię swoich usług, zauważył, że w latach 90. większość zgłaszających się do jego klinik par pragnęła, aby na świat przyszła... córeczka. Tak więc, można powiedzieć, że lata niewdzięcznych praktyk i poświęceń naszych przodków, którzy zaciekle walczyli o męską płeć swych potomków, poszły na marne. Zwolennicy teorii mówiącej o wracającej do łask Pachamamy i zmierzchu ery mężczyzn, radośnie zatarli ręce. Oto bowiem mieli kolejny dowód na to, że czas samczej dominacji właśnie dobiega końca... Porównując statystyki z ankiet przeprowadzonych trzy dekady temu z aktualnymi, widać jak bardzo zmieniło się podejście przedstawicieli zachodniego świata do kwestii tego, kto w rodzinie powinien być odpowiedzialny za utrzymywanie domu, a kto za mieszanie chochlą w rondelku. Dziś nie trzeba być specjalnie spostrzegawczym obserwatorem, aby zauważyć, że panie stały się silne i coraz mniej zależne od mężczyzn. I pomyśleć, że jeszcze do połowy XIX kobiety w żadnym kraju nie miały praw wyborczych...

Tymczasem archetypowy, nieogolony, atletyczny mężczyzna ustąpić musiał nowej wizji faceta - romantycznemu, wepchniętemu w koszmarnie obcisłe legginsy chuchru z podejrzeniem
zaawansowanej anemii. Czyżby więc to nie wojna atomowa mogłaby być przyczyną „wyginięcia” samców, a sami niewieściejący z dnia na dzień faceci, kulący się u nóg swych silnych i dominujących żon? Niekoniecznie. W końcu to kobiety nieprzerwanie wzdychają do mocno niemęskich członków boysbandów, celebrytów o trudnej do określenia płci czy filmowych wymuskanych do nieprzytomności wampirów, które równie dobrze mogłyby zerkać na nas z okładek magazynów dla panów lubiących ssać laski.

O tym, że kobiety przestały zachwycać się muskularnymi dzikusami o kwadratowych szczękach świadczy chociażby prosty eksperyment, który dwa lata temu przeprowadzili psychologowie z uniwersytetów w Nowym Jorku oraz Princeton. Zarówno badanym paniom, jak i panom przedstawiono serię zdjęć różnych typów twarzy płci przeciwnej. Jeśli chodzi o mężczyzn, to możemy być spokojni - z nami jest wszystko w najlepszym porządku - większość badanych uważa delikatne, damskie rysy twarzy za te najbardziej pociągające. Gorzej, niestety, wyglądają obecnie preferencje kobiet, dla których ideałem okazał się facet o niemalże kobiecym obliczu i ciemnej karnacji. Najwyraźniej piękny jak laleczka Zack Efron zasiadł na tronie, który jeszcze parę dekad temu okupował posępny, śmierdzący łiskaczem i papierosowym dymem, Humphrey Bogart.

Nie bądźmy jednak fatalistami - to nie pierwszy raz, kiedy ni z tego, ni z owego pojawia się moda na zniewieściałych mężczyzn. Skoro przeżyliśmy już epokę żyjących na dworze Króla Słońce wypudrowanych nosicieli obcisłych rajstop i kolonii wszy kryjących się w misternie ufryzowanych perukach, to i przetrwamy wysyp dziewczęcych chłopców o chudych nóżkach.
Zresztą i tak wygląda na to, że katastrofa jest nam pisana niezależnie od tego, jaki typ faceta jest obecnie symbolem seksu.

Biada nam!
Apokaliptyczną wizję męskiej przyszłości zaprezentowała jedna z najbardziej wpływowych
australijskich kobiet nauki - Jenny Graves, profesor pracująca w Szkole Badań Biologicznych na Państwowym Uniwersytecie Australii. Potrzebujecie chromosomu Y, aby być mężczyznami! - tłumaczyła studentom medycyny zebranym na auli podczas oficjalnego wystąpienia w irlandzkiej Królewskiej Szkole Chirurgicznej. - Jeszcze trzysta milionów lat temu chromosom Y zwierał 1400 genów, teraz pozostało ich tylko 45!
Badaczka uważa, że jak tak dalej pójdzie, to my, faceci, będziemy mieli niemały problem. Ale
spokojnie - profesor Graves twierdzi, że ostatecznie wyginiemy dopiero za 5 milionów lat. Zresztą do tego czasu zdarzyć się może wiele rzeczy - włącznie z kosmiczną inwazją agresywnych żaboludów.
Na zjawisko zanikającego chromosomu Y zwrócił też uwagę profesor Bryan Sykes z Uniwersytetu Oksfordzkiego. Swoją mroczną wersję przyszłości przedstawił w książce pt. „Klątwa Adama”. Autor uważa, że dojdzie do sytuacji, w której jedyną szansą na przetrwanie ludzkości będzie sztuczne zapładnianie kobiet. Wizja profesora Sykesa jest jednak nieco bardziej fatalistyczna - badacz twierdzi, że mężczyźni przetrwają jeszcze przez jakieś 5000 pokoleń, czyli mniej więcej 125 tysięcy lat.

Czy jednak jest się czego bać? Wielu krytyków tych teorii uważa, że natura sobie poradzi. Owszem, ilość chromosomów Y może drastycznie zmaleć - ale zawsze pozostanie to minimum niezbędne do utrzymania nas przy życiu. Ponadto pociesza nas pewien szczur z japońskiej wyspy Okinawa, który, jak się okazało, w procesie ewolucji stracił chromosom Y - prawdopodobnie geny zapisane na nim zostały przeniesione do chromosomu X. Gryzoń dał sobie jednak radę i wyginąć wcale nie zamierza, mimo że nie do końca jeszcze wiadomo co determinuje płeć kolejnych potomków tego sympatycznego zwierzęcia.

Ponadto teorie ginącego mężczyzny zostały już podważone przez genetyków z uniwersytetu w Cambridge. Badacze przyjrzeli się chromosomowi Y uzyskanemu od rezusa - sympatycznego przedstawiciela rodziny makaków. Naukowcy twierdzą, że człowieka i wspomnianą małpkę dzieli całe 25 milionów lat ewolucji. Od tego czasu straciliśmy tylko jeden nieszczęsny gen z 45 obecnych w naszym męskim chromosomie, więc jeśli nawet kiedykolwiek przyjdzie nam stanąć w obliczu samczej zagłady, to na pewno mamy jeszcze naprawdę sporo czasu...

Mężczyźni na wymarciu - czy facetów czeka los dinozaurów?

8 marca 2044 roku. Po 53 latach spędzonych w specjalnych kapsułach, z hibernacji budzi się dwóch mężczyzn. Na śpiochów nie czekają dobre informacje - w trakcie ich głębokiego snu miała miejsce wielka wojna, podczas której w ruch poszły nuklearne bomby. Ich użycie okazało się tragiczne dla samczego rodu - z całej powierzchni Ziemi zniknęli mężczyźni. Mimo że fabuła wielbionej przez wielu „Seksmisji” narodziła się w głowie jej twórcy - Juliusza Machulskiego, to wizja świata bez facetów może być nam bliższa, niż się wydaje.

Mężczyzna zawsze był towarem, na który istniał olbrzymi popyt. Jak by nie patrzeć - my faceci mamy sporo zalet. Ktoś musi przecież pójść na polowanie, zbudować dom, wybrać się na wojnę i znaleźć jeszcze czas na podjęcie dochodowej pracy, aby swą rodzinę utrzymać. Oczywiście nie oznacza to, że kobieta była jedynie pojemnikiem na ejakulat zaopatrzonym w funkcje robota kuchennego i odkurzacza. Gdzieżby tam!

Z jakiegoś jednak powodu starożytni Grecy mocno związywali sznurkiem swoja mosznę, tak aby „odciąć od reszty systemu” lewe jądro. Według ówczesnych wierzeń to właśnie z tegoż narządu pochodziła „zła sperma”, czyli ta, dzięki której zamiast dzielnego wojownika na świat przyjść miała słaba i krucha samica. Ten mały dyskomfort podczas prokreacji i tak wydaje się być małym poświęceniem w porównaniu z tym, co potrafili sobie zaserwować żyjący w XVII wieku Francuzi. Aby mieć pewność, że na świat przyjdzie syn, niektórzy panowie dobrowolnie godzili się na amputację lewego jądra.

Przez całą historię ludzie robili różne dziwne rzeczy, wliczając w to specjalną dietę czy waginalne lewatywy, aby tylko na świat przyszedł mały mężczyzna. Nie wiadomo na czym skończyłoby się to eksperymentowanie z własnymi organami płciowymi, gdyby nie nauka, która całą zabawę najzwyczajniej w świecie nam zepsuła.

Zabawy z chromosomami

W 1910 roku amerykański biolog Thomas Hunt Morgan odkrył, co tak naprawdę decyduje o płci naszego potomstwa. Okazało się, że stoi za tym chromosom - jeden ze składników komórkowego jądra, będący głównym źródłem informacji o nas samych. Człowiek posiada 23 pary chromosomów, z czego jedna z nich odpowiada za płeć. U kobiet są to dwa chromosomy X, tymczasem u panów, w parze z chromosomem X jest też inny - ten jeden, najważniejszy decydujący drobiazg - chromosom Y. Jeśli więc zniknąłby ten element budowy naszych komórek, planeta Ziemia stałaby się rajem dla każdego mężczyzny, który by jakimś cudem nie wyginął...

To odkrycie pobudziło wyobraźnię nie tylko autorów książek fantastyczno-naukowych oraz
twórców widowisk filmowych, ale i przedstawicieli świata nauki.
Jak by nie patrzeć był to kolejny krok w rozwoju genetyki i absolutnie nic niewnosząca wiadomość dla Greka, który w dalszym ciągu z uporem maniaka związywał rzemieniem swe lewe jądro, rozpaczliwie błagając Erosa o to, żeby jego siedemnaste z kolei dziecko tym razem było synem... Do czasu. Gdzieś w połowie lat 70. świat poznaje tajemniczego naukowca, który na pierwszy rzut oka bardziej przypomina słynnego Marlboro Mana niż spędzającego większość życia wśród laboratoryjnych probówek genetyka. Facet ten przeprowadził badania, których rezultat sprawił, że nam - mężczyznom, wcale do śmiechu nie było. Ronald Ericsson, bo tak się odkrywca nazywał, zauważył, że plemniki zawierające chromosom Y są znacznie bardziej wiotkie, ale i równocześnie szybsze niż plemniki z chromosomem X, które to mają większe główki i wyraźnie dłuższe ogonki.



Naukowiec umieścił nasienie w probówce wypełnionej białkowym, gęstym roztworem. Większe i bardziej powolne plemniki „żeńskie” najzwyczajniej grzęzły w cieczy, podczas gdy „chłopakom” z reguły udawało się spłynąć na dno naczynia. To odkrycie wkrótce zaowocowało opatentowaniem nowatorskiej techniki i wprowadzeniem jej do użycia w niemalże dwustu placówkach na całym świecie.

Doktor Ericsson gwarantował 85% skuteczności w takim „planowaniu” płci dziecka.
I tak też biedny Grek, zamykający dopływ krwi do swego lewego klejnotu, mógł wreszcie odetchnąć z ulgą - od teraz modły do wszechmocnych bóstw ustąpiły miejsca nauce i praktycznie każdy potomek mógł być synem! Niestety, jak na złość, w międzyczasie zmniejszył się popyt na mężczyzn...

Kobiecy faceci w rurkach
Ericsson, obserwując przez dwie dekady historię swoich usług, zauważył, że w latach 90. większość zgłaszających się do jego klinik par pragnęła, aby na świat przyszła... córeczka. Tak więc, można powiedzieć, że lata niewdzięcznych praktyk i poświęceń naszych przodków, którzy zaciekle walczyli o męską płeć swych potomków, poszły na marne. Zwolennicy teorii mówiącej o wracającej do łask Pachamamy i zmierzchu ery mężczyzn, radośnie zatarli ręce. Oto bowiem mieli kolejny dowód na to, że czas samczej dominacji właśnie dobiega końca... Porównując statystyki z ankiet przeprowadzonych trzy dekady temu z aktualnymi, widać jak bardzo zmieniło się podejście przedstawicieli zachodniego świata do kwestii tego, kto w rodzinie powinien być odpowiedzialny za utrzymywanie domu, a kto za mieszanie chochlą w rondelku. Dziś nie trzeba być specjalnie spostrzegawczym obserwatorem, aby zauważyć, że panie stały się silne i coraz mniej zależne od mężczyzn. I pomyśleć, że jeszcze do połowy XIX kobiety w żadnym kraju nie miały praw wyborczych...

Tymczasem archetypowy, nieogolony, atletyczny mężczyzna ustąpić musiał nowej wizji faceta - romantycznemu, wepchniętemu w koszmarnie obcisłe legginsy chuchru z podejrzeniem
zaawansowanej anemii. Czyżby więc to nie wojna atomowa mogłaby być przyczyną „wyginięcia” samców, a sami niewieściejący z dnia na dzień faceci, kulący się u nóg swych silnych i dominujących żon? Niekoniecznie. W końcu to kobiety nieprzerwanie wzdychają do mocno niemęskich członków boysbandów, celebrytów o trudnej do określenia płci czy filmowych wymuskanych do nieprzytomności wampirów, które równie dobrze mogłyby zerkać na nas z okładek magazynów dla panów lubiących ssać laski.

O tym, że kobiety przestały zachwycać się muskularnymi dzikusami o kwadratowych szczękach świadczy chociażby prosty eksperyment, który dwa lata temu przeprowadzili psychologowie z uniwersytetów w Nowym Jorku oraz Princeton. Zarówno badanym paniom, jak i panom przedstawiono serię zdjęć różnych typów twarzy płci przeciwnej. Jeśli chodzi o mężczyzn, to możemy być spokojni - z nami jest wszystko w najlepszym porządku - większość badanych uważa delikatne, damskie rysy twarzy za te najbardziej pociągające. Gorzej, niestety, wyglądają obecnie preferencje kobiet, dla których ideałem okazał się facet o niemalże kobiecym obliczu i ciemnej karnacji. Najwyraźniej piękny jak laleczka Zack Efron zasiadł na tronie, który jeszcze parę dekad temu okupował posępny, śmierdzący łiskaczem i papierosowym dymem, Humphrey Bogart.

Nie bądźmy jednak fatalistami - to nie pierwszy raz, kiedy ni z tego, ni z owego pojawia się moda na zniewieściałych mężczyzn. Skoro przeżyliśmy już epokę żyjących na dworze Króla Słońce wypudrowanych nosicieli obcisłych rajstop i kolonii wszy kryjących się w misternie ufryzowanych perukach, to i przetrwamy wysyp dziewczęcych chłopców o chudych nóżkach.
Zresztą i tak wygląda na to, że katastrofa jest nam pisana niezależnie od tego, jaki typ faceta jest obecnie symbolem seksu.

Biada nam!
Apokaliptyczną wizję męskiej przyszłości zaprezentowała jedna z najbardziej wpływowych
australijskich kobiet nauki - Jenny Graves, profesor pracująca w Szkole Badań Biologicznych na Państwowym Uniwersytecie Australii. Potrzebujecie chromosomu Y, aby być mężczyznami! - tłumaczyła studentom medycyny zebranym na auli podczas oficjalnego wystąpienia w irlandzkiej Królewskiej Szkole Chirurgicznej. - Jeszcze trzysta milionów lat temu chromosom Y zwierał 1400 genów, teraz pozostało ich tylko 45!
Badaczka uważa, że jak tak dalej pójdzie, to my, faceci, będziemy mieli niemały problem. Ale
spokojnie - profesor Graves twierdzi, że ostatecznie wyginiemy dopiero za 5 milionów lat. Zresztą do tego czasu zdarzyć się może wiele rzeczy - włącznie z kosmiczną inwazją agresywnych żaboludów.
Na zjawisko zanikającego chromosomu Y zwrócił też uwagę profesor Bryan Sykes z Uniwersytetu Oksfordzkiego. Swoją mroczną wersję przyszłości przedstawił w książce pt. „Klątwa Adama”. Autor uważa, że dojdzie do sytuacji, w której jedyną szansą na przetrwanie ludzkości będzie sztuczne zapładnianie kobiet. Wizja profesora Sykesa jest jednak nieco bardziej fatalistyczna - badacz twierdzi, że mężczyźni przetrwają jeszcze przez jakieś 5000 pokoleń, czyli mniej więcej 125 tysięcy lat.

Czy jednak jest się czego bać? Wielu krytyków tych teorii uważa, że natura sobie poradzi. Owszem, ilość chromosomów Y może drastycznie zmaleć - ale zawsze pozostanie to minimum niezbędne do utrzymania nas przy życiu. Ponadto pociesza nas pewien szczur z japońskiej wyspy Okinawa, który, jak się okazało, w procesie ewolucji stracił chromosom Y - prawdopodobnie geny zapisane na nim zostały przeniesione do chromosomu X. Gryzoń dał sobie jednak radę i wyginąć wcale nie zamierza, mimo że nie do końca jeszcze wiadomo co determinuje płeć kolejnych potomków tego sympatycznego zwierzęcia.

Ponadto teorie ginącego mężczyzny zostały już podważone przez genetyków z uniwersytetu w Cambridge. Badacze przyjrzeli się chromosomowi Y uzyskanemu od rezusa - sympatycznego przedstawiciela rodziny makaków. Naukowcy twierdzą, że człowieka i wspomnianą małpkę dzieli całe 25 milionów lat ewolucji. Od tego czasu straciliśmy tylko jeden nieszczęsny gen z 45 obecnych w naszym męskim chromosomie, więc jeśli nawet kiedykolwiek przyjdzie nam stanąć w obliczu samczej zagłady, to na pewno mamy jeszcze naprawdę sporo czasu...